poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 22.

Nie chcę nic mówić, ale mam dziś zgona... Wymiotuję i w ogóle źle się czuję, ale notkę wam dodaję, bo jestem kochana i w ogóle wszech wspaniała xD
Dziękuję Anika, za notkę na SakuIta, bo mi chumor poprawiłaś z rana :)
Zapraszam na notkę i poznanie nowej postaci z innego opo, w którym jest dużo ważniejsza niż tutaj :P
A, i dodałam nowe piosenki :P
Enjoy ;)




Gdy wróciłam do siebie zastałam mamę w domu. Wiele jej rzeczy walało się na korytarzu między naszymi sypialniami. 
– Mamo? – zapytałam, manewrując miedzy ciuchami, po czym stanęłam na progu jej pokoju. – Co się dzieje? 
– Lecę na Hawaje i nie wiem co zabrać – powiedziała. 
Siedziała na środku podłogi i przerzucała sterty ubrań z szafy na łóżko i podłogę. Robiła z nich wiele różnych kupek. Na każdej był inny rodzaj strojów. Wiosenne, letnie, jesienne, zimowe, zaś te dzieliły się na spodnie, bluzki i tym podobne. 
– Pomogę ci – powiedziałam i chciałam do niej podejść, ale… 
– Nie! – krzyknęła. – Idź zjeść obiad i się przebierz, ja sobie poradzę. 
– D-dobrze – powiedziałam i poszłam zrobić co kazała. 
Po pół godzinie wróciłam do niej. 
Na podłodze już nie było ubrań, a przy łóżku stała już spakowana duża walizka. 
– Ekspresowo – powiedziałam zaskoczona. 
Podparła się pod boki i uśmiechnęła z zadowoleniem. 
– Za sześć godzin mamy samolot. Mam nadzieję, że sobie poradzisz? 
Skinęłam głową. 
– No tak, w końcu jesteś moją córką. Lodówkę masz pełną. W zamrażalniku masz gotowe dania. Wystarczy je tylko podgrzać i gotowe. Powiem Kangowi, że ma się tobą opiekować… A nie, on i tak nie może. Głupek, musiał wjechać w cysternę. – Co z tego, że to ona wjechała w niego. – Poproszę Yungów – powiedziała, uderzając pięścią w otwartą dłoń. – A nie – zaczęła zrezygnowana. – Ich i tak nie ma wiecznie w domu. Córkę mają dziwną, a syn… to chłopak. 
Zaśmiałam się nerwowo. 
– Poradzisz sobie. 
– Tak, mamo – powiedziałam zapewniając ją. – Przecież jestem twoją córką. 
Tak, więc kiedy ja poszłam już spać, mama wyszła z domu w nocy. Nawet nie słyszałam, bo byłam padnięta. 
Rano zobaczyłam na stole talerzyk z babeczkami, a obok leżało zawinięte w kolorowy papier pudełko i kartka.
  

W końcu stać mnie na porządny prezent dla ciebie. To za urodziny :*                                  
 
Mama                                                                


Uśmiechnęła się i zajadając się czekoladową babeczką z karmelem zerwałam papier z pudełka. W środku, jak się okazało był nowiutki dotykowy telefon komórkowy w białej obudowie, taki jak zawsze sobie marzyłam. 
– Będę miała, udając Akai – powiedziałam do siebie z zadowoleniem.
– Dzień dobry – przywitałam się radośnie z Yungiem, kiedy spotkaliśmy się rano przed domem.
– Witam – powiedział z uśmiechem.
Nie wiedzieć czemu, kiedy spojrzałam mu w oczy przeszedł mnie dreszcz. Ale nie taki zwyczajny. Był w środku i dość śliny, ale trwał zaledwie sekundę. Na szczęście.
Przełknęłam ślinę, ale po chwili także się uśmiechnęłam.
To już dziś – powiedział Yung z westchnieniem, kiedy stanęliśmy w bramie wejściowej szkoły, gdzie już czekali pozostali Yesul Boys.
Tak jak przewidzieliśmy coraz mniej czepiało się Yuna, żeby za wszelką cenę go dosięgnąć. Sprzedaż autografów i innych związanych z Yunem czynności szła świetnie i przynosiła zadziwiające zyski, ale chłopcy potrafili przekonywać fanki do zakupu. Rekordowy autograf kosztował sto tysięcy won. Dzięki części tych pieniędzy kupiliśmy nowe ciuchy dla Akai na podpisanie umowy. Wczoraj Wook powiedział, że coś mi kupi, a tym czymś jak się później okazało było kilka świetnych idealnie skompletowanych ubrań. Wszystko już zaplanował, a ja w zasadzie nie miałam nic do gadania.
Już po szkole miał nadejść ten moment. Wystarczyło się przebrać i jechać. Tylko czy Aki będzie miał coś odpowiedniego? Nie możemy wziąć samochodu mamy, bo Kang może go rozpoznać.
A jak już o nim mowa, to dziś wychodzi ze szpitala na własne życzenie. Ktoś zatuszował i wymazał z pamięci tych, którzy wiedzieli jakie obrażenia ma Kang, złamane żebra i wystającą z nogi kość. Pozostały tylko otarcia, kilka szwów, siniaki i lekko pogruchotane, ale całe kości.
To dobrze, że już wychodzi ze szpitala, ale z drugiej strony to źle, ponieważ pewnie będzie w wytwórni, kiedy będę podpisywała umowę.

*

W końcu nadeszło wtorkowe późne południe, a z nim opuszczenie tej śmierdzącej lekami i śmiercią białej klatki, zwanej szpitalem.
– Coś humor nie dopisuje – zauważył prezes Ahn. – Dlaczego?
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem i… prychnąłem? Cholera ja prychnąłem! Shin Hye mnie prześladuje i skłania do złego.
– Jeszcze się pytasz? – mruknąłem z niezadowoleniem pakując swoje rzeczy.
– Kto pyta nie błądzi mój drogi – powiedział.
Westchnąłem.
– Shin Hye mnie zdenerwowała – powiedziałem. – Dodatkowo wjechała we mnie cysterna, a do tego przyjmujesz jakiegoś gówniarza do mojego zespołu.
– A mówiłem ci już, że to dziś?
– Że co!? – wrzasnąłem, a torba, którą właśnie podnosiłem z łóżka wypadła mi z ręki i uderzyła o podłogę. – Minął dopiero tydzień od castingu – zauważyłem.
– I jeszcze jeden – powiedział i podniósł moją torbę z podłogi, po czym zarzucił sobie jej pasek na ramię. – Razem osiem, a ja…
– Wierzysz w ósemkę – dokończyłem. – To dlatego najbardziej z nas lubisz Yuna, bo ma urodziny ósmego.
– Wcale nie!
– Nie kłam.
Kiedy wyszliśmy bocznymi drzwiami na parking z dala od reporterów przeżyłem szok, ponieważ prezes poprowadził mnie do nowiutkiego błyszczącego i krwistoczerwonego Porsche. Patrzyłem na niego zszokowany.
– Nie wierzę! – zawołałem, a mój cały gniew uleciał. – Ty wiesz jak mnie uszczęśliwić.
– Dbaj o niego i nie wjeżdżaj w cysterny, bo samochód był drogi i będzie mi go szkoda – powiedział prezes gładząc maskę samochodu.
Co z tego, że to ona wjechała we mnie.
– Dawaj kluczyki – powiedziałem uradowany.
– Nie ma mowy – zaczął stanowczo. – Dopiero co wyszedłeś ze szpitala.
– Elfickie dragi są nie do wykrycia, przez ludzkie metody – przypomniałem mu. – Dawaj kluczyki! – zawołałem.
Niechętnie wyciągnął z kieszeni spodni klucz do samochodu i podał mi. Kiedy usiadłem już za kółkiem od razu otworzyłem dach i opuściłem szyby. Prezes rzucił moją torbę na tylne siedzenie i usiadł obok mnie.
Zaśmiałem się zadowolony, kiedy silnik przyjemnie zamruczał.
– To model…
– Nie ważne jaki – przerwałem prezesowi. – Ważne, że ma otwierany dach – powiedziałem z przebiegłym uśmieszkiem.
Prezes zaśmiał się.
Kiedy wyjeżdżałem z parkingu celowo pojechałem w stronę głównego wejścia do szpitala, gdzie kręcili się reporterzy i pomachałem im trzymając w dłoni okulary przeciwsłoneczne, po czym założyłem je na nos.
Mimo głośnego mruczenia silnika mojego nowego pojazdu, usłyszałem krzyki zaskoczenia i podniesione głosy. Pewnie każdy chciał przeprowadzić ze mną wywiad i zrobić zdjęcia. Ale nie ma nawet o tym mowy. Nie póki mam te cholerne szwy na brwi. Hmm… Jakby się tak nad tym zastanowić to Shin Hye też miała bliznę po szwach gdzieś na czole.
– O której przyjdzie ten nowy? – zapytałem, kiedy już odjeżdżaliśmy spod szpitala zostawiając za sobą ciekawskich reporterów.
– Nie ważne – odpowiedział prezes.
– Nie? To znaczy, że mam podrzeć umowę?
– Nie! – zawołał, gwałtownie obracając głowę w moją stronę. – Potrzebujemy czwartego głosu. Wszystkie lepsze boysbandy mają więcej członów niż Fallen Angels. Macie jakieś fanki, ale to i tak mało, żeby wejść na szczyt. Yun mówił, że z każdym dniem coraz mniej dziewcząt się nim interesuje, a wczoraj w jego szkole była telewizja. Na szczęście dyrektor nie wpuścił ich na teraz szkoły.
– To dobrze, jeszcze zaczęliby szukać Shin Hye – stwierdziłem.
– To tak ma na imię? – zapytał.
– Hee?
– Twoja podopieczna?
Skinąłem głową niechętnie. I tak Joong i Yun już wiedzą, więc nie ma sensu tego dłużej ukrywać. Gorzej będzie się wytłumaczyć Choi Shi Ho z tego wszystkiego. Myślę, że dziś po poznaniu tego nowego członka mojego zespołu pojadę do Shin i zabiorę ją na lekcje, bo już długo nie ćwiczyła pod moją opieką. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiła ćwicząc samemu. Będzie trzeba jednakże uprzedzić jej mamę, że wkradła się do show biznesu poznając moich przyjaciół.
Jeremy. Dlaczego właśnie teraz o nim pomyślałem? Chwileczkę… Skoro ja, Joong i Yun dostaliśmy pozwolenie na zejście na Ziemię z powodu Shin Hye, a Mi Ko dlatego, że my a też jest sławna to Jeremy…
– Prezesie? – zacząłem.
– Tak?
– Widziałeś może ostatnio Jeremiego? – zapytałem.
J-jeramiego? – zająkał się. –A… On. Co to niego to… Muszę ci coś powiedzieć…
– Przybył na Ziemię razem z Kimiko? – zapytałam z niezadowoleniem.
– N-nie. Dzień po was, ale Kimoko… Wiesz, że on się przeprowadził na Ignis i nie ma domu w Seulu, więc mieszka w hotelu, kiedy tu jest, ale twoja siostra spotkała go, kiedy uciekła z waszego domu i przyprowadziła go ze sobą. – Ostatnie słowa wyszeptał. – I Yun pozwolił mu zostać…
Mocniej nastąpiłem na pedał gazu.
– Eeem… Kang? Czy mi się zdaje czy, wskazówka na liczniku kilometrów się podnosi? –zapytał prezes. – Ja nie chcę wylądować w szpitalu! – wrzasnął, kiedy przejechaliśmy skrzyżowanie, gdy światła właśnie zmieniły się na czerwone. – Zwolnij, bo znowu wjedziesz w cysternę!
– To ona wjechała we mnie – przypomniałem mu, kiedy Porsche z piskiem opon zatrzymało się na moje życzenie przed wjazdem do garażu w naszym domu, gdzie stała niebieska Toyota Jeremiego.
Odpiąłem pas i wyskoczyłem z auta nie otwierając drzwi, po czym z zaciśniętymi pięściami ruszyłem do domu.
– Gdzie oni są!? – wrzasnąłem, wchodzą do głównego holu.
– Kang! – zawołał uradowany Yun, kiedy wszedłem do salonu. – A Shin jechała motorem! – krzyknął, ale nie odebrałem sensu jego słów.
Siedział w jednym z poduszkowatych foteli, a kiedy mówił to odwrócił się do mnie. Ale bardziej od niego interesował mnie tek, który siedział obok, w drugim fotelu.
– Jeremy – powiedziałem.
Chłopak odwrócił się odkładając joystick na dywan przed sobą.
– Witaj Kyun-nim – przywitał się z uśmiechem.
Uśmiech tak? Jak wiele za nim skrywasz, co? Wiem jaki naprawdę jesteś Jeremy, mnie nie zmyli żaden fałszywy uśmiech.
Po co tu przylazłeś? – warknąłem wchodząc głębiej do pomieszczenia.
– Twoja siostra mnie zaprosiła – wytłumaczył i wstał.
Teraz staliśmy twarzą w twarz. Ja spojrzeniem ciskałem w niego gromy. On uśmiechał się radośnie. Przejął to po Yunie.
Moja siostra, akurat ma do tego najmniejsze prawa – warknąłem.
– Ta siostra ma imię! – wrzasnęła Mi Ko z kuchni.
Obejrzałem się na nią przez ramię. Stała przed kuchenką i mieszała coś skwierczącego na patelni. Obok niej stał Joong i krajał warzywa.
Syknąłem.
– Na górę Mi Ko! – warknąłem i ruszyłem po schodach.
– Buty! – zawołał za mną Joong.
– Zamknij się.
Wszedłem do mojego pokoju i chciałem trzasnąć drzwiami, ale powstrzymałem się, bo w końcu oczekiwałem Kimiko. Po kilku sekundach przyszła i zamknęła drzwi za sobą.
– Co? – zapytała.
– Długo już tutaj jest?
– Odkąd wróciłam od ciebie ze szpitala pierwszego dnia, kiedy tam byłam – wytłumaczyła i zgarnęła swoje fioletowe włosy na jedno ramię.
Westchnąłem.
– Dlaczego?
– Tylko ty jesteś do niego uprzedzony, Kang – powiedziała podchodząc do mnie bliżej. Położyła mi dłoń na ramieniu. – Jeremy nie jest zły, to ty go tak odbierasz.
– Nie, nie jest zły – przyznałem. – Jest okropny. Wiesz, że każda magiczna istota jest zrodzona z mocy Harmonii, która była poprzedniczą Bogiń Światła i Ciemności, a więc każdy z nas dziedziczy jedną z części jej woli. Tę dobrą, lub złą. Jeremy jest uosobieniem zła. Nie powinnaś z nim rozmawiać.
– Po pierwsze, ty też odziedziczyłeś tę złą wolę. Po drugie, Jeremy jest o wiele lepszy od ciebie. Po trzecie, czy tym mi rozkazujesz, braciszku?
– Mówię, co jest dla ciebie dobre.
– Ja sama wiem to najlepiej – powiedziała prychając. – Nie rozkazuj mi, bo chyba nie chcesz, żebym znów zmieniła twoją zewnętrzną powłokę, Ogórku? – zapytała przebiegle.
Wzdrygnąłem się.
Mi Ko jest moją młodszą siostrą, ale przyszywaną. Rodzice znaleźli ją na progu drzwi, gdy była niemowlęciem. Od małego wykazywała zdolności magiczne, więc wiedzieliśmy chociaż, że urodziła się na Ignis. Kiedy była mała podobno nie specjalnie zamieniał mnie w to okropne warzywo. Od tamtej pory go nienawidzę, a jak zobaczę to mnie skręca, za to Mi Ko ciągle mnie od niego przezywa i się na mnie przez to wyżywa, przywołując traumę z dzieciństwa.
Każda magiczna istota urodzona na Ignis wykazuje zdolności magiczne od momentu narodzin. Za to te urodzone na Ziemi uwalniają swoją moc w wieku szesnastu lat, chodź są wyjątkowe przypadki, w których zdarza się to prędzej.
– Nie dziękuję – mruknąłem strącając jej dłoń z mojego ramienia.
– A więc będziesz miły dla Jeremiego? – zapytała.
– To zależy od zakończenia dzisiejszego dnia – powiedziałem. – Wyjdź, muszę się przebrać.
Prychnęła.
– Ogórek! – wrzasnęła i wybiegła z pokoju.
Ma prawie siedemnaście lat, a czasami wciąż zachowuje się jak dziecko.

*

Zanim po Yuna przyjechał Joong, chwilę musieliśmy poczekać, ponieważ starszy Anioł był zajęty przygotowaniami do przyjęcia nowego członka do zespołu. Biedak został w tym sam z prezesem. Kang w szpitalu, Yun w szkole. Co prawda byli też inni ludzie, ale Yun mówi, że to na nic, bo każdy zajmuje się czym innym.
– Już długo się spóźnia – stwierdził Seok. – Moja mama się wkurzy, jak nie zdążę na autobus.
– A kogo to obchodzi – mruknął Sub, kopiąc niewielki kamyk leżący na wjeździe na dziedziniec szkoły. – Moja też się wkurzy.
– Mnie się czepiasz, a sam gadasz – mruknął z niezadowoleniem Seok.
– Dajcie już spokój – powiedział Yung.
Nagle dobiegł nas głośny warkot silnika jakiegoś motocykla. Poderwałam głowę, kiedy dźwięk zaczął narastać, po czym ucichł. Na chodniku, tuż przy bramie wejściowej do szkoły zatrzymał się piękny, błyszczący czarny motocykl ze srebrnymi elementami. Był trochę zakurzony przy kołach, ale i tak świetny.
Wszyscy mijający pojazd i jego kierowcę podziwiali maszynę zazdrosnymi spojrzeniami, ale większość zatrzymała się przed bramą i patrzyła z podziwem.
No właśnie, ale kim był kierowca?
– Rodzice nie zgadzają się mi takiego kupić – powiedział Yun z niezadowoleniem. – Ale kiedyś sam sobie kupię, jak już będę sam o sobie decydował.
– Wow, ty to masz szczęście – powiedział Sub.
– No, nas nie będzie na taki stać nawet za dwadzieścia lat – przyznał Seok.
– Z moimi autografami i tulaskami dacie radę – powiedział uradowany blondyn.
Ja zaś obserwowałam kierowcę motocykla. Po chwili zdjął z głowy kask i przeczesał palcami włosy, zgarniając je do tyłu, chociaż i tak były ułożone idealnie. Po bokach wygolone czarne włosy, a na górze artystyczny nieład trzymający się za pomocą lakieru do włosów.
Przełknęła ślinę poznając przybysza.
Miał na białą luźną koszulkę na szerokich ramiączkach, czarną kurtkę motocyklową, którą odpiął zaraz po zejściu z motocykla, czarne rurki i czarne buty za kostki z paskami i srebrnymi klamrami. Na szyi wisiał mu długi łańcuszek z nieśmiertelnikami.
Zszedł z maszyny opierając ją na nóżce, odłożył na jej siedzenie kask i ruszył w naszą stronę. Ja siedziałam na murku okalającym ogród szkolny, Yun obok mnie, a pozostali stali wokół. Nowo przybyły wyminął ich wszystkich i podszedł do mnie. Złapał moją twarz w dłonie i…
– A-aki – zdążyłam powiedzieć, zanim mnie pocałował.
On miał zamknięte oczy, kiedy ja patrzyłam na niego zszokowana.
No hej – powiedział po japońsku oblizując wargi, kiedy się ode mnie osunął. Jednak wciąż trzymał moją twarz w dłoniach.
Odepchnęłam go i wymierzyłam cios w policzek, ale złapał mnie za nadgarstek, zanim moja dłoń dotknęła jego twarzy.
To moja zapłata za pomoc – powiedział wciąż używając japońskiego i przyciągnął mnie do siebie przytulając, przez co musiałam zejść z murka.
Zabiję! – wrzasnęłam w myślach.
Chciałam żeby to usłyszał. Ale czy to…
Wtedy ci nie pomogę – usłyszałam jego głos w myślach.
Cholera, jesteś Kambionem – wysłałam mu w myślach, odpychając go od siebie.
Mogłaś pilnować ust – powiedział na głos, prowokacyjnie oblizując kciuk.
Kambion jest potomkiem Sukuba lub Inkuba z jakąś inną istotą, z reguły człowiekiem, ale w przypadku Akechi Akiego jest to Sukub i Mag. I to właśnie z powodu tej połówki Maga jaką w sobie ma poprosiłam go, żeby udawał mojego ojca, ponieważ może użyć iluzji i oszukać wzrok innych. Co prawda jest młody, ale iluzja nie jest podobno jakoś bardzo trudna w opanowaniu, a on już kończy szkolenie jako Mag. No i oczywiście Kambion może czytać myśli każdego kogo pocałuje.
Prychnęłam.
Aki, ty głupku! – zawołałam i walnęłam go pięścią w ramię.
Nie podskakuj, aniołku – powiedział z szerokim uśmiechem.
Oboje mówiliśmy po japońsku.
– Przepraszam – powiedział Yung po koreańsku klepiąc Akiego w ramię.
Czarnowłosy odwrócił się, a wtedy uśmiech spełzł z twarzy Yunga, a po chwili błyskawicznie zamachnął się pięścią i uderzył Akiego w twarz. Krzyknęłam z przerażenia.
Głowa Akiego odskoczyła w bok, ale na szczęście nie polała się krew.
– Oppa! – wrzasnęłam i złapałam ramię Yunga w objęcia. – Nie rób my krzywdy.
– Co to miało k***a być! – wrzasnął Aki po koreańsku. – Cho!
– On… To… No bo…
Nie potrafiłam się wysłowić, bo sama nie wiedziałam dlaczego Yung to zrobił.
Rozejrzałam się dookoła. Wokół zebrał się spory tłum gapiów. Mam tylko nadzieję, że nie widział tego żaden nauczyciel. Mam też na myśli pocałunek, bo miałabym przerąbane, ponieważ nie możemy w taki sposób okazywać uczuć na terenie szkoły.
– Pocałowałeś moją dziewczynę – warknął Yung.
Od tej strony to ja go nie znałam.
– Yung, przestań! – zawołałam. – To był tylko nic nieznaczący pocałunek. To była zapłata za pomoc, on nic nie znaczył…
Yung wyszarpał swoją rękę z mojego uścisku.
– A więc mnie też tak osądzasz? – zapytał patrząc na mnie wściekle.
– C-co…? – zdziwiłam się, ale Yung odwrócił się i zaczął odchodzić. – Yung! – zawołałam i chciałam za nim ruszyć, ale Wook mnie zatrzymał. – Hej, co ty…
Yung przeszedł przez ‘korytarz’, który stworzył tłum osuwając się na boki.
Pokręcił głową.
– Ale, Wook?
– Powiedział mi o waszym układzie – wytłumaczył. – Nam wszystkim. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
– On…
Westchnęłam.
– Akechi Aki!? – zawołał Yun, nagle zrywając się z murka. – Co ty tu robisz i czemu pocałowałeś moją słodką Shin!? – wrzasnął wskazując na Akiego palcem wyciągniętej ręki.
– Han Yun Jae? – zdziwił się Aki. – Nie mówiłaś, że to o nich chodzi – mruknął po Japońsku.
– To wy się znacie? – zdziwiłam się.
– Tak! – zawołał Yun. – Aki chodzi do… chodził do szkoły z Joongiem.
– Zamknij się, baka – syknął Aki. – Chyba nie powinieneś mówić o tym w takim zbiorowisku, co? Jak Kang się dowie, to nas powiesi.
Yun zakrył dłońmi usta.
– Przedstawisz mnie? – zapytał zniecierpliwiony Aki.
– Ach – wyrwało mi się. – Chłopcy, to jest Akechi Aki, mój nauczyciel od zajęć sportowych ze starej szkoły, a to są Yesul Boys… No, czterech z nich. Lider się obraził.
– Jaki normalny nauczyciel całuje swoją uczennicę – mruknął Soo.
– W tym problem, że on nie jest normalny. Ma dwadzieścia jeden lat i zachowuje się jak…
Nagle ramię Akiego zacisnęło się na mojej szyi, przyciskają mnie do jego torsu. Ale nie dusił mnie, tylko zakrywał mi usta.
– Jestem normalnym facetem, który lubi sport, a zatrudnił się w Japońskiej szkole, jako nauczyciel zajęć sportowych, bo w Japonii mają fajne stroje do ćwiczeń – wytłumaczył.
Bardzo krótkie spodenki i szerokie koszulki, które jak się nie uważa to się mogą tak podwinąć, że cały stanik będzie się miało na widoku.
Tak, nie dziwię się Akiemu, w końcu jest zboczonym facetem.
Słyszałem to – mruknął Aki mentalnie.
Miałeś słyszeć.
Jak dobrze, że w Korei mamy dres z długimi nogawkami i rękawami.
– Możemy już jechać? – zapytałam trzymając dłońmi przedramię Akiego i odciągając je od ust.
– Racja – przyznał i mnie puścił. – Chodź.
– Gdzie wy idziecie? – zapytał Yun idąc za nami.
– Tam gdzie ciebie nie ma – powiedział Aki, wchodząc w tłum, który szybko się przed nim rozstąpił. – A tylko spróbuj powiedzieć Joongowi, albo komukolwiek, że mnie widziałeś to pióra ci powyrywam – szepnął nachylając się do Yuna.
– D-dobrze. To się pospieszcie, bo Joong może tu w każdej chwili przyjechać.
– Że co proszę!?
– Chodźmy już – powiedziałam ciągnąc go za ramię. – Do zobaczenia jutro chłopaki! – zawołałam machając im.
– Pa! – zawołali, co poniektórzy.
– Zakładaj – powiedział podając mi swój czarny kask.
– A ty?
– Jestem starszy, odpowiadam za ciebie i moja fryzura jest z żelaza, więc nie rozwali się jak twoja – powiedział siadając na siodełku i zwalniając nóżkę.
Prychnęłam, ale usiadłam na siodełku motocykla, układając spódniczkę tak, żeby nie odsłoniła mi bielizny podczas jazdy i założyłam kask. Objęłam Akiego w pasie i mocno się do niego przytuliłam. Dopiero wtedy ruszył.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod mój dom.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – zapytałam.
– Ja wiem wszystko – powiedział z uśmiechem, kiedy szliśmy w stronę domu.
– Pierwiastek kwadratowy z sześć i jednej czwartej – powiedziałam pierwsze co wpadło mi do głowy.
– Dwa i pół – powiedział od razu, bez ani chwili zastanowienia.
Zaczęłam liczyć na pacach. Mam dwadzieścia pięć czwartych, chyli…
– Strzelałeś! – powiedziałam.
– Daj inny przykład – powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem niż przed chwilą.
Taa, tylko jaki. Nic mi do głowy nie przychodziło.
Zobaczyłam kątem oka, że pod dom Yunga podjeżdża samochód Noony, a po chwili rodzeństwo wychodzi z niego. Yung zobaczył mnie, obrzucił naszą dwójkę pogardliwym spojrzeniem i ruszył do swojego domu.
Ja zgarbiona i z opuszczonymi ramionami ruszyłam do swojego i otworzyłam nam drzwi wprowadzając Akiego do środka.
– W czym masz zamiar iść? – zapytałam.
– W tym – powiedział wskazując na swoje ubranie idąc do kuchni.
– Oszalałeś? Yun cię widział.
– Cholera – mruknął i otworzył lodówkę. – Nie ma ramen – powiedział i zrezygnowany zamknął lodówkę.
– To nie Japonia – przypomniałam mu. – Masz szczęście, że coś dla ciebie przygotowałam.
– Serio? – mruknął niezadowolony.
– Koszule i garnitur. Są zwykłe i pasują na mojego tatę.
– Mam nadzieje, że będę w tym wyglądał jak człowiek.
– Mam to na górze, chodź.
Ruszyłam w stronę schodów, a Aki podążał tuż za mną.
– Mam nadzieję, że potrafisz narzucić na mnie zaklęcie, które sprawi, że nikt mnie nie pozna, kiedy będę w skórze Akai Zu Mi? – zapytałam.
– Za kogo ty mnie masz? – ofuknął się. – Oczywiście, że potrafię.
– To dobrze.
Skupiłam swoją moc, a kiedy już stałam na piętrze, moja włosy, które zaczynały ‘wrastać’ w głowę, były już krótkie jak Ulzzang Boy.
– Nieźle.
Zaśmiałam się.
Po kilku minutach Aki miał na sobie strój, który kupił dla niego Wook, a ja byłam ubrana w czarne rurki, białą bluzkę z długim rękawem, czarny bezrękawnik z futerkiem na kołnierzu, czarny kapelusz w stylu Wooka i grafitowe martensy. Na prawy nadgarstek założyłam bransoletki ze srebrnymi ćwiekami, a oczy zaznaczyłam kredką i podkreśliłam rzęsy tuszem.
Gdy zeszłam na dół do Akiego miał na sobie iluzję, która upodabniała go do starszej i nie słodkiej wersji Akai. Jego wygolone włosy zastąpiły krótkie brązowe włosy odpowiednie dla czterdziestoletniego faceta, a rysy Japończyka zastąpiły rysy Koreańczyka.
– Gdybym nie wiedział, że to ty to powiedziałbym, że jesteś chłopakiem o babskiej twarzy – powiedział Aki. – Ale ty jesteś płaska!
– Nie patrz mi się na biust – mruknęłam zakładając przedramiona na piersi. – Tylko proszę, nie palnij czegoś głupiego przy prezesie, dobrze?
– Ahn jest spoko – powiedział Aki z uśmiechem, tak nie podobny do jego prawdziwego.
– Może cię rozpoznać. On też jest magiem, prawda?
Skinął głową.
– W takim razie w drogę synu – powiedział.
– Tak tato, tylko czym? Nie możemy wziąć samochodu mojej mamy, bo Kang go widział. Ani motocykla, ten z kolei widział Yun.
Mam coś odpowiedniego.
Gdy wyszliśmy z domu, musieliśmy przejść kawałek do samochodu. Oczywiście Aki narzucił na nas iluzję, która zamaskowała nas i każdy kto na nas spojrzał widział mnie jako Choi Shin Hye i Akechi Akiego w tych ciuchach, które mieliśmy jakiś czas temu.
Samochód nie był jakiś tam wyszukany. Zwykłe osobowe autko rodzinne.
Denerwowałam się ponieważ, prezes nie maił mojego nowego numeru, a do szesnastej zostało nam tylko niecałe dwadzieścia minut. Aki nie znał zbyt dobrze Seulu i na pewno nie dojedzie w piętnaście minut tak jak potrafił Kang. Nie myliłam się i spóźniliśmy się.


~*~

Na tym zakończymy 6 rozdział :D
Wasze opinie?
Ps. Dzięki nowemu obserwującemu bloga za, no cóż, obserwowanie bloga xD