sobota, 28 marca 2015

Rozdział 47.



Mam zaszczyt zaprezentować najkrótszą notkę w dziejach "nie wiem jaki ma być" (link oczywiści) xD
Enjoy...
Chociaż i tak nie ma czym :I


Wciąż nie mogę się pozbyć z myśli rysów tej twarzy. Te piękne, grube, czekoladowe fale długich włosów. Duże, okolone hebanowymi rzęsami tak ciemne granatowe oczy, że gdy się nie przyjrzeć, wydają się czarne. Okrągła słodka buzia. Niewielkie ramiona i niski wzrost… Ale śmiech, jego nie zapomnę nigdy.
Od kilku miesięcy widzę tę twarz, ale nikt inny jej nie pamięta. Pytam znajomych, czy wiedzą o kim mówię, ale żadne z nich nie pamięta słodkiej Shin Hye.
Jestem już tak zdesperowany brakiem dziewczyny, że moja podświadomość stworzyła sobie idealny wzór i płata mi figle?
– Kyu Dong?
Głos mojej siostry wyrwał mnie z zamyślenia.
– Co?
– Jesteśmy na miejscu.
Wyjrzałem przez okno i stwierdziłem, że jesteśmy już na podjeździe przed Yesul.
– Dzięki – mruknąłem, zgarnąłem swoją marynarką z tylniego siedzenia samochodu i wysiadłem.
Kiedy się przeciągnąłem, moja siostra odjechała, a głośny bas z jej auta z każdą chwilą cichł. Westchnąłem, nad coraz większym poziomem zdziwaczenia mojej siostry i ruszyłem w stronę budynku.
Jak zwykle gdy przychodzę do szkoły w klasie są już wszyscy, ale dwa miejsca w ostatnim rzędzie – gdzie siedzę z chłopakami – zaraz przy oknie zawsze są wolne. Na jednym siedzi Han Yun Jae, ale aktualnie wyjechał w trasę koncertową po Europie. Minął już ponad miesiąc odkąd wyjechał i to właśnie w tamtym czasie zniknęła Choi Shin Hye. Nikt jej nie pamięta, tylko ja jedyny. Napisałem do Yun Jae-ssi na twitterze, ale nie odpisał mi. Z początku się wkurzyłem, ale po głębszym zastanowieniu się, stwierdziłem, że sławna osoba ma codziennie tyle nowych wiadomości, że nie da rady ich wszystkich czytać i na nie odpowiadać.
Zostało już tylko jedno: zaczekać, aż Fall-A… Nie, Fallen Angels – Shin Hye nie lubiła, kiedy używało się tego skrótu – wrócą z trasy do kraju i będę musiał ich osobiście zapytać. Żałuję teraz, że nie przyjąłem numeru komórkowego Yun Jae-ssi, kiedy mi go dawał. Jeśli oni nie będą nic wiedzieć o Shin, dobrowolnie pójdę do psychiatry.
– Ej, Kyu Dong! – zawołał któryś z chłopaków z mojej paczki.
Spojrzałem na nich, szukając tego, który się odezwał. To był Ji Woo, machał do mnie stojąc przy swojej ławce.
– Cześć – mruknąłem na przywitanie i podszedłem do nich, żeby zając swoje miejsce obok tych dwuch wolnych miejsc przy oknie.
– Coś ty taki zgaszony? – zapytał Hwa Yong kładąc mi dłoń ramieniu.
– Chyba wiesz dlaczego – warknąłem. – Moi najbliżsi przyjaciele chcą mnie wysłać do psychiatry, a siostra twierdzi, że moje życie seksualne jest na poziomie przedszkolaka…
– Jakby przedszkolak miał takowe życie – przewał mi poprawiając swój kapelusz.
– Hwa Yong, czy ja naprawdę zwariowałem? – zapytałem ze smutkiem w głosie.
– Nie, po prostu jesteś wyjątkowy, bo ktoś wymazał nam tę dziewczynę z pamięci i tylko ty ją pamiętasz – powiedział udając powagę.
– Ja mówię poważnie! – warknąłem. – Choi Shin Hye nie jest wymysłem mojej wyobraźni!
Dopiero gdy osoba wchodząca do klasy upuściła coś na podłogę uświadomiłem sobie, że stoję na równych nogach i wrzeszczę na całą klasę. Spojrzałem w kierunku drzwi do klasy i zobaczyłem przerażoną Park Yu Rin. Stała tam wpatrzona we mnie szeroko otwartymi oczami i z dłońmi zakrywającymi usta. Po sekundzie odwróciła się na pięcie i wybiegła z klasy. Zerwałem się i pobiegłem za nią.
– Yu Rin! – krzyknąłem, kiedy znalazłem się na korytarzu. – Park Yu Rin!
Cały czas miałem blond włosą przed oczami, między tłumem zebranym na korytarzu, ale kiedy dobiegła do schodów straciłem ją z oczu. Pobiegłem tam, ale na dole nie mogłem jej nigdzie znaleźć.
– Cholera – syknąłem.
Ktoś za mną odchrząknął, więc odwróciłem się. To był nauczyciel zajęć sportowych.
– Przepraszam, Seonsaeng-nim (nauczyciel +zwrot oznaczający szacunek dop. Aut.).
– Wracaj do klasy, zaraz zaczną się pierwsze zajęcia.
– Tak, Seonsaeng-nim.
Skłoniłem się i wróciłem na piętro, gdzie znajdowała się moja klasa.
Do końca dnia nigdzie nie mogłem znaleźć Park Yu Rin. Nie pokazała się na żadnej lekcji, aż do końca dnia.

*

Wybaczycie Tenci? Mało tego, ale i tak was kocham <3

 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 46.



Dziś mało, bo już prawie 13 rozdziałów dodane, a 14 jeszcze nie skończony :c
Enojoy ;)



Siedzieliśmy w salonie z wszystkimi chłopakami zajadając się curry, pijąc piwo i oglądając najlepszych youtuberów na YouTube. Byli tu chłopacy stacjonujący w Kwaterze Głównej i Dworze Mroku, ja, Joong, Yun i Jeremy. Ekipa i menager poszli załatwiać wszystko z naszym wyjazdem do Paryża, dzisiejszego wieczoru. Dlatego właśnie na tę chwilę mięliśmy wolne.
Odkąd wróciliśmy ze spaceru z Raven i Karoliną, wciąż zastanawiałem się, gdzie jest Akai. Bałem się, że wystraszyłem go po tym co zrobiłem w parku. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, po prostu nie myślałem racjonalnie… nie. W ogóle nie myślałem, działem instynktownie, ciało bez użycia umysłu. Stworzyłem barierę, żeby nas osłonić i pocałowałem go. Ja, Kim Kang Kyun, chłopak, który nienawidził gejów, sam został jednym z nich i właśnie całowałem się z chłopakiem o trzy lata ode mnie młodszym i to z mojej inicjatywy. Przez niego zaczynam wariować!
Byłem zbyt zamyślony, żeby usłyszeć czyjeś kroki na schodach, ale kiedy tak w nie się wpatrywałem w końcu zobaczyłem kto biegł. Ta osoba zatrzymała się i patrzyła na mnie przerażona, szeroko otwartymi oczami.
– Zu! – zawołała Yun podnosząc się z podłogi. – Wszędzie cię szukaliśmy.
Akai patrzył na mnie przez chwilę po czym ruszył biegiem do wyjścia z dworu. Gdy zniknął mi z oczu poderwałem się i ruszyłem za nim.
– A ty dokąd? – zapytał Joong, łapiąc mnie za łokieć, żeby mnie zatrzymać. – On…
– Nie zna okolicy, może nie móc tu wrócić – powiedziałem patrząc mu wyzywająco w oczy.
– Ma kryształ, będzie mógł…
– Na teren Dworku nie można się teleportować – przerwałem mu.
– To prawda! – powiedział Patryk.
Uścisk Joonga zelżał, więc swobodnie mogłem wybiec za młodym
– Akai! – krzyknąłem za nim. Sta około stu metrów przede mną wpatrzony w korony drzew okalających mury posiadłości.
Obejrzał się na mnie, po czym szybko odwrócił głowę i ruszył biegiem do bramy wyjściowej.
– Akai, zaczekaj! – wrzasnąłem i ruszyłem za nim biegiem.  – Akai! Proszę!
– Zostaw mnie! – wrzasnął przesłaniając przedramieniem oczy. Płakał? – Nie idź za mną!
– Zu Mi! Proszę, nie uciekaj!
– Zostaw mnie, proszę!
Zwolniłem, ale w mojej głowie narodziła się okropna myśl, że coś może się stać Akai, że może mieć wypadek, albo… Nie! Nie pozwolę na to.
Przyspieszyłem, ale młody miał nade mną dużą przewagę. Jak on może tak szybo biegać? Mam od niego dłuższe nogi i jestem bardziej wysportowany, to widać po budowie naszych ciał...
N-naszych ciał?
Kang, o czym ty myślisz!? Uspokój się już!
Odetchnąłem i spróbowałem przyspieszyć. W mięśniach już czułem narastający ból.
– Zu Mi! Proszę!
– Nie!
Zaczerpnąłem odrobinę magii i wysłałem ją do mięśni, żeby je odrobinę podleczyć. Akai ma za małą moc, żeby tak zrobić, więc szybciej ode mnie się zmęczy, jednak po pół godzinie biegu on wciąż nie zwalniał i nawet nie miał najmniejszego zamiaru, żeby to zrobić.
W końcu gdy dotarł do bramy, zatrzymał się, żeby ją otworzyć. Była ona stworzona z ogromnych dwóch mosiężnych skrzydeł zdobionych wygiętymi prętami, a założony na prętach ogromny zardzewiały łańcuch i kłódka nie ułatwiały otwarcia bramy. Dzięki temu dobiegłem do bramy w odpowiednim momencie, ale kiedy już miałem wyciągnąć rękę, żeby złapać Akai za ramę on przestał szarpać się z łańcuchem i wystawił rękę między prętami  bramy, po czym zniknął.
– Nie! – wrzasnąłem i z rozpędu wpadłem na bramę. – Cholera! Akai nie!
– Nie czujesz, że pozostawił po sobie plamę magii? – zapytał ktoś. Głos dobiegał z góry, więc spojrzałem tam. Na kolumnie podtrzymującej prawe skrzydło bramy siedziała z nogą na nogę Vanessa.
– Co ty…
– Możesz użyć swoich mocy i teleportować się tam gdzie on, bo pozostało pole – wytłumaczyła z uśmiechem. – Pospiesz się, bo zaraz zniknie – dodała z uśmiechem i zniknęła.
– Dlaczego mi nie pomożesz, ty… Aish! Nie lubię tej wiedźmy – burknąłem.
W miejscu za bramą, gdzie Akai wystawił rękę powietrze delikatnie drgało i było jakby błękitne. Zrobiłem tak jak Akai i użyłem mocy. W brzuchu poczułem uścisk, a świat się rozmył. Po chwili stałem już przed małym dębem okolonym spaloną korą dawnego, rosnącego tam wiekowego drzewa tego samego gatunku.
– Dlaczego on jest taki głupi! – usłyszałem szloch.
Rozpoznałem głos, który mówił w moim narodowym języku. To był Akai.
Rozejrzałem się dookoła, ale nie było tam nikogo, ani Akai, ani innych zwiedzających park.
– Nienawidzę go! – wrzasnął znów.
Wtedy zorientowałem się, że głos dobiega z kory starego dębu. Powoli, więc podszedłem do drzewa i zajrzałem z góry do środka. Akai siedział tam skulony, tuląc swoje kolana i opierając na nich czoło.
– Jest okropnym, zadufanym i zakochanym w sobie narcyzem, więc jak? Jak mógł się we mnie zakochać!? – wrzasnął i uniósł głowę, gdy mnie zobaczył przestraszył się i chciał sięgnąć do kryształu na szyi, ale go ubiegłem i teleportowałem nas do sadu w parku, obok stawu porośniętego trzciną.
– Puść mnie! – wrzasnął i odepchnął moją dłoń.
– Zabrałem nas tam, gdzie nikt nas nie zobaczy.
– Po co!? Po co to zrobiłeś! Uciekałem, bo nie chcę nikogo widzieć, nie rozumiesz!
Kucnąłem przy nim, żeby nasze twarze znalazły się na równi. Wtedy zamarł w bezruchu.
– Jaka jest twoja ostateczna decyzja, Akai Zu Mi?
– H-hee? – wyjąkał.
– Jaka jest twoja decyzja odnośnie tego co ci wyznałem?

*

Kang wpatrywał się we mnie tymi czarnymi i nieprzenikliwymi oczami, jakby miał mnie przewiercić na wylot, lub pod iluzją i zaklęciem zapomnienia widział moją twarz.
Przełknęłam głośno ślinę.
– J-ja…
– Tak? – zapytał przybliżając się do mnie.
Z każdym centymetrem, gdzie on się przysuwał do mnie, ja się odsuwałam od niego, żeby zachować między nami te resztki już niewielkiego dystansu.
– Proszę, odejdź – wymamrotałam, nie mogąc oderwać wzroku od tych czarnych tęczówek, w których niknęły źrenice. – Zostaw mnie samego, hyeong.
– Nie odpowiesz mi? – zapytał gniewnie czerwonowłosy. – Odezwij się teraz, bo jeśli tego nie zrobisz to będę cię dręczył do końca życia – zagroził mi.
Znów przełknęłam ślinę, ale już nie mogłam mu pozwolić mu tego dalej ciągnąć. Nie mogłam, nie raniąc go przy tym.
– Nie chcę tego. Nie jestem taki jak ty, czy Jeremy! Lubię dziewczyny! Odpycha mnie to jaki jesteś, i że to mnie sobie upatrzyłeś! Nie chcę tego pamiętać, nie chcę już mieć z tobą do czynienia w ten sposób, jasne!? Jesteś narcystycznym dupkiem, który myśli tylko o tym jak zaspokoić swoje zachcianki i nie masz na uwadze uczuć innych. Naciskasz ciągle na mnie, mówisz, że mnie kochasz, ale ja nie wierzę! Dla mnie to chore i nie chcę być przez ciebie wykorzystanym!
– Zobaczmy, czy to prawda – powiedział z wściekłością wymalowaną na twarzy.
Pisnęłam, kiedy powalił mnie na ziemię, usiadł na moich biodrach okrakiem i przytrzymał moje nadgarstki po bokach mojej głowy. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłam zareagować, kiedy zaczął mnie całować. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam pocałunek, a po chwili wyczułam uśmiech na ustach Kanga. Wtedy opamiętałam się i mocno ugryzłam wargę czerwonowłosego, tak że poczułam w ustach smak krwi.
– Nadal mi nie wierzysz? – warknęłam, kiedy zaskoczony się ode mnie odsunął.
Przetarł wargę, a po chwili jego mała ranka rozbłysła słabym złotym blaskiem, co wskazywało na uzdrowienie.
– Dziękuję – powiedział wstając.
Wyciągnął do mnie rękę, ale wstałam bez pomocy czarnookiego.
– C-co? – zdziwiłam się.
Cała złość, jakby nagle ze mnie uleciała.
– Dziękuję, że to zrobiłeś – powiedział patrząc na mnie z uśmiechem. – Teraz wiem, że moje zachowanie było głupie i… Miałeś rację, to nie jest zakochanie. Nie wiem co mnie napadło i przepraszam za to.
Odsunął się o krok i skłonił się tak nisko, jak jeszcze nigdy nikt się do mnie nie kłaniał. Jego ukłon był tym, który zwykle kieruje się do naszych bogów.
Nie wiedziałam co w tej chwili zrobić, na szczęście czerwonowłosy szybko się wyprostował.
– Proszę cię jednak o jedno.
Jego słowa wyrwały mnie z osłupienia.
– Tak?
Spojrzałam w jego oczy. Już nie były radosne i przyjazne, wręcz przeciwnie, były zimne i wrogie, tak jak na początku, kiedy Akai pojawił się w zespole.
– Nie zwracaj się do mnie tak jak Yun, Mi Ko, czy Jeremy. Nie mów do mnie nigdy więcej Kang, czy Kang Kyun Hyeong, od dziś mów do mnie tak jakbyśmy byli dla siebie zupełnie obcy i łączyły nas wyłącznie związki zawodowe.
Przełknęłam głośno ślinę z lekkim przerażeniem, ale skinęłam głową.
– Dobrze, Kim Kang Kyun Ssi.
– Tak lepiej. Wracajmy już.
Skinęłam głową.
Kang złapał mnie za ramię, a ja teleportowałam nas pod bramę Dworu Mroku.

*

W następnej dodam tylko jeden króciutki fragment o gościu, którego imienia nikt nigdy nie pamięta xD

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 45.

Wszystkiego najlepszego dla Yunjae z okazji jego urodzin - 19 w 2015 roku - oby w FA było go więcej i więcej! :D
*BIGHUG*