środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 61.

Gdy pojawiłam się przed jej obliczem właśnie rzucała na talerz stojący na stole małą kostkę ogryzioną z mięsa i ociekającą krwią, niewątpliwie ludzkiego dziecka. Odwróciłam głowę, mocno zaciskając powieki, ledwie powstrzymując odruch wymiotny. Wiem, że wiele razy zabiłam z jej rozkazu, a krew spływała po moich kłach, czułam ją wszystkimi zmysłami, ale nigdy nie pożarłabym tak jak wiedźma bezbronnego ludzkiego dziecka.
– Wzywałaś, Pani – powiedziałam skłaniając się nisko.
– Wzywam cię od kilku dni, a ty dopiero odpowiadasz! – warknęła.
Była w swojej normalnej postaci młodej kobiety. Na szczęście...
– Wybacz mi pani, uprzedzałam cię, że wyjeżdżam do Japonii na...
– Nie obchodzi mnie to! Ta dziewucha już wie jaką ma moc, a my wcale nie jesteśmy bliżej odebrania jej od niej! Wiesz, że kiedy pierwszy raz teleportuje się na Ignis, podczas przysięgi Białej Damie jej moc zostanie zapieczętowana i już nie będę mogła jej mieć. Więc dlaczego wciąż przedłużasz?!
Uklękłam, aby uniknąć wymierzonego przez Merguerde ciosu, kiedy zerwała się z kanapy.
– Wybacz, pani.
– Zbyt wiele razy ci wybaczałam... Chwileczkę. Czuję coś...? Wielka siła. Co trzymasz w dłoni?
Uniosłam głowę, a następnie dłoń z naszyjnikiem który zerwałam z szyi Shin, żeby się tu teleportować.
– No tak, bo skąd pojawiłabyś się znikąd. Skoro masz dostęp do legalnego portalu to przenieś się tam, gdzie jest teraz ta dziewczyna i przyprowadź ją do mnie. Daję ci godzinę. Inaczej ty będziesz cierpieć – dodała z uśmiechem dotykając medalionu zawieszonego na szyi.
Przełknęłam ślinę i teleportowałam się do swojego pokoju w dormie.

*

Wróciwszy do domu opadliśmy bezradnie na fotele w salonie. Joong skończył gotować, więc po domu roznosił się pyszny zapach pieczonej ryby i ziemniaków, ale ten aromat nie poprawiał mi nastroju, tylko przeciwnie, sprawiał że dostawałam mdłości.
– Nigdzie jej nie ma – stwierdziłam, zaczesując splątane od biegu po wytwórni kosmyki długich loków, palcami do tyłu. – Martwię się o nią...
– Chyba nie potrzebnie – stwierdził Joong.
– Co?
Spojrzałam na niego zdziwiona, a później przeniosłam wzrok na to na co on patrzył. Okazało się, że po schodach, wolnym krokiem schodziła Kimiko.
– Gdzie ty byłaś?! – wrzasnęłam zrywając się z fotela, jak matka na nieposłuszną nastoletnią córkę. Zdziwił mnie mój własny ton.
– W toalecie? – zapytała.
– Zerwałaś mi kryształ z szyi, bo musiałaś iść do toalety?
– Jakbyś prędzej nie widziała, miałam białe rurki – zaczęła. – a odezwały się alarm czerwony.
– A – bąknęłam.
– Proszę, kryształ. I przepraszam, że ci go zerwałam, ale się wystraszyłam, że znisczę spodnie.
Zaśmiała się bez cienia wesołości.
Sięgnęłam do jej wyciągniętej dłoni, ale ona błyskawicznie ją zabrała, złapała mnie za ramię i okręciła tak, abym plecami oparła się o nią. Na szyi poczułam coś zimnego, kiedy jej dłonie oplotły mnie w miażdżącym uścisku.
– Ki-kimiko? – wyrwało mi się z zaskoczenia.
Zerknęłam w dół. W dłoni dziewczyny połyskiwała rękojeść wąskiego srebrnego sztyletu z jakimiś znakami, których nie mogłam odczytać, między palcami dziewczyny, które wydawały się teraz bardziej zwierzęce niż ludzkie, bo porastał je meszek czarnych krótkich włosów, a czarne polakierowane paznokcie były teraz zakrzywione i straszne jak pazury wilka. Czubek zimnej stali był przytknięty do mojej szyi.
– Jeśli kogoś zawiadomicie – zaczęła mówić Kimiko przy moim uchu, ale jej głos nie był teraz dziewczęcy i melodyjny jak zwykle, lecz gardłowy i niski niczym warkot ogromnego dzikiego zwierzęcia. – Odetnę jej palec. Nie szukajcie nas, bo ją zabiję.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, uświadomiwszy sobie, że przestałam oddychać, a po chwili poczułam podryw w okolicy pępka, a po nim już nic nie widziałam i czułam tylko ciemność.

*

Gdy wróciłem do dormu, w środku panował chaos...
– Co tu się dzieje? – zapytałam z irytacją.
– Magia się dzieje! – wrzasną Nataniel – który nie wiadomo skąd się właściwie tu wziął. – Pamiętasz co ci mówiłem o twojej siostrze?
Skinąłem głową obawiając się najgorszego.
– Porwała Shin Hye i zabrała ją do tej wiedźmy – powiedział.
Nie wiem jak, ale nogi się pode mną ugięły i opadłem na kolana na środku salonu. To było biliard razy gorsze niż najgorsze co mogłem sobie wyobrazić.
– Właśnie dostaliśmy ognistą wiadomość – powiedział Joong i podał mi nadpaloną kartkę papieru.
Usiadłem na piętach i zacząłem czytać.
Wiedźma wysuwała żądania, które mamy spełnić, żeby Shin Hye mogła do nas wrócić bezpiecznie.
– Mam czekać miesiąc, aż ta zgniła pożeraczka noworodków usunie z Shin Hye jej połowę esencji odpowiedniej za panowanie nad lodem? To babsko zwariowało?! – wrzasnąłem zrywając się na równe nogi. – Nigdy w życiu! Musimy jej szukać! I Kimiko! Zabiję ją, kiedy ją znajdę!
– Kang! – wrzasnął Joong Hyung. To było tak niezwykłe zjawisko, że aż zaniemówiłem. – Nie możemy, bo ona zabije Shin.
– Jest wiedźmą i ma dostęp do wielu niebezpiecznych rzeczy, które kryje w sobie Ziemia – wtrącił Nataniel. – Jej magia jest nieodgadniona. Czarownice pochodzą z Ziemi, dlatego nasi bogowie nie mają nad nimi władzy. One sa nieobliczalne, a na dodatek ma przy sobie Kimiko, która może się zmienić w łaknącego krwi wilka, gotowego zabić na każde skinienie tej wiedźmy.
– Dowiedzieliśmy się też, że ma dar widzenia – dodał Jeremy. – Wie co zamierzamy zrobić, jeśli coś postanowimy.
– Sprawdziliście mój dom? – zapytałem, opadając na kanapę i zgniatając kartkę z wiadomością w dłoni.
– Tak, nie ma tam żadnego śladu, żeby kiedykolwiek Merguerde tam była – powiedział Nataniel.
Dopiero po chwili zobaczyłem, że Yun siedzi skulony na kanapie. Nie wiedziałem go takiego już bardzo dawno. Kilka lat temu był w sobie tak zamknięty, że gdy tylko uniosło się głos zawsze siadał w kącie i obejmował nogi podciągnięte pod brodę.
– Yun – powiedziałem łagodnie. Mój krzyk mógłby pogorszyć sprawę.
Nie poruszył się, więc przysunąłem się do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu. Drgnął pod moim dotykiem, ale nic po za tym, żadnej innej reakcji.
– Yun – powtórzyłem. – Nie martw się, odbijemy ją. Wiem, że ją lubisz i...
– Nie pocieszaj mnie, hyung – powiedział dziwnie opanowanym tonem. – Ja ją lubię, ale ty ją kochasz. To my powinniśmy się pocieszać, a nie odwrotnie. Ja po prostu... Nie chcę żebyś znów cierpiał.
Mówiąc to patrzył przed siebie, jakby poza ścianą kuchni widział coś na zewnątrz.
Przełknąłem ślinę.
Młody miał rację, ale musiałem zachować spokój. Musiałem mieć trzeźwy umysł, aby jak najszybciej odnaleźć Choi Shin Hye zanim czarownica pożre jej esencję, tak jak esencję jej matki.

Trzy dni później.

– Nadal nic nie wiadomo – mruknął Nataniel popychając papiery z notatkami, a te niczym liście na wietrze, zleciały na podłogę.
Od dłuższego czasu używaliśmy sali muzycznej w domu, do której wstawiliśmy okrągły, duży stół z dziurą po środku, który pożyczyłem z salonu meblowego za pomocą magii.
– Do cholery jasnej, dlaczego nie dają żadnego znaku życia? Żadnej wiadomości... Nic!
– Uspokój się – mruknąłem do zielonookiego. – Znajdziemy ją. Na pewno.
Brak przekonania w moim własnym głosie nie pomagał. Mówiłem tak, ale sam już nie wiem w co wierzyć.
Nie powiadomiliśmy nikogo o zaginięciu Shin. Bogów. Przełożonych. Nawet Prezesa Ahn. Po Japonii dał nam wolne i nie odwiedzał nas w dromie, więc na razie nie musiał wiedzieć, że jej z nami nie ma. W końcu jednak będziemy musieli mu powiedzieć, a odkładając to pogarszamy tylko sprawę.
– Chłopaki! – wrzasnął Jeremy ze szczytu schodów prowadzących do salonu. Jego głos był przytłumiony. – Pospieszcie się!
Zerwaliśmy się, każdy pewnie myśląc, że dostaliśmy wiadomość od wiedźmy, ale to co otrzymaliśmy było o wiele gorsze.
– Wiadomość z ostatniej chwili – mówił prezenter. – Właśnie otrzymaliśmy nagranie, na którym ukazano niejakiego Akai Zu Mi. Jak mówi osoba, która wysłała nam nagranie jest porywaczem, a młody piosenkarz został porwany... Przepraszam... Zacytuję: Nie dla okupu, a dla tego co skrywa w środku. Nagranie jest zbyt drastyczne, aby je państwu pokazać w całości. Wyświetlimy je państwu, ale najpierw muszę dodać jeszcze jeden szokujący fakt, jeśli chodzi o piosenkarza. Akai Zu Mi, w rzeczywistości nazywa się Choi Shin Hye, jest uczennicą publicznej szkoły Yesul, a jej ojcem jest nie kto inny jak prezes Ahn Woon Jeon, ten który wykreował dwa lata temu zespół Fallen Angels. To naprawdę wielki skandal...
Pstryknąłem palcami i telewizor zgasł.
– Wielkim skandalem jest, że ona jest dziewczyną? Już zapomnieliście, że została porwana?! – wrzasnąłem w czarny ekran telewizora. – Na dodatek groziła jej śmiercią, wy parszywe, puste...
– W sieci jest filmik – powiedział Yun nagle, piskliwym głosem. Zebraliśmy się wokół niego, kiedy trzymał w ręce telefon.
Shin siedziała przykuta do żelaznego krzesła łańcuchami, jej długie włosy pobrudzone krwią i ziemią opadały kaskadą na twarz, zakrywając jej bladość i spierzchnięte, zakrwawione usta. Miała na sobie podarte ubranie, tak że pokazywało wiele jej ciała, zakrywając tylko intymne jego części. Całe ręce i nogi miała ponacinane płytko, a z każdego nacięcia wypływała jasna krew, zbierając się w ogromnej płytkiej misie, w której stało krzesło na którym siedziała. Nadgarstki i kostki miała poranione od wyrywania sie z łańcuchów, którymi była skuta.
– Shin – powiedziałem.
– Nie przychodź tu – wydobył się z telefonu cichy głos Shin. Był zupełnie bez emocji. Ale nie mówiła w naszym języku, ani nawet po angielsku. Nie wiem gdzie się tego nauczyła, ale mówiła czystą i dźwięczną łaciną, która w jej ustach przeradzała się w coś w rodzaju modlitwy do odstraszania zła. – Odejdź Kang Kyun-ssi. Nie chcę cię skrzywdzić. Odejdź! – wrzasnęła.
Przez trzy dni była torturowana, upuszczano z niej krwi, była blada i wychłodzona. To wszystko ją zniszczyło. Nawet jeśli przeżyje to nigdy się nie pozbiera. Ja...
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że powiedziałem to na głos, a po moich policzkach płyną łzy. Yun i Jeremy również płakali, ale Nataniel i Joong zachowywali spokój.
Wtedy coś we mnie pękło i nie potrafiłem juz dłużej powstrzymywać wszystkich negatywnych emocji, które kotłowały się we mnie przez ostatnie dni. Już nie byłem na nią wściekły za wyczyszczenie mi pamięci, za kłamanie i sekrety. Wybaczę jej wszystko, tylko niech do mnie wróci...
Wszystko inne nie miało znaczenia, to wszystko o czym mówił prezenter w wiadomościach. Ważne było tylko to, aby ocalić Shin Hye i jej niezwykły dar Magii Lodu, bo gdy on zniknie, Shin Hye również umrze, nawet z połówką magii zwykłego maga.

Osunąłem się na kolana i już nie powstrzymywałem łez. Opadłem w ciemne czeluście mojego umysłu, pogrążając się w rozpaczy, bo już tylko ona mi pozostała na tym świecie.


~Taki bezsens...

sobota, 10 października 2015

Rozdział 60.

Daaaawnpo notki nie było. Ale Aniołki się rozleniwiły :<
W ogóle ta notka nie mam sensu, ale ok ;)
Enjoy <3

W sobotę po południu wyszliśmy z hotelu w pełnym składzie, ubrani najzwyczajniej jak się dało i z twarzami pozakrywanymi materiałowymi maseczkami, a ci co mięli kolorowe włosy to zakryli je czapkami, jak Yun, lub w ogóle. Na spacer wybraliśmy się każdy tak jak wygląda naprawdę, bez żadnych większych magicznych wspomagaczy, jak na przykład zaklęcie iluzji.
Mieliśmy razem zwiedzać Tokio, a ja miałam być przewodnikiem.
Yun był na mnie obrażony… Bo powiedzieliśmy mu o wszystkim i wtedy zaklęcie zapomnienia przestało już na niego działać.
Rano bardzo się stresowałam, kiedy miałam wszystkim powiedzieć o tym co zrobiłam. Cieszyłam się, że miałam wsparcie tamtej trójki, która mimo wszystko zgodziła się udawać, że nic nie wiedziała o mojej tajemnicy. Ale to wszystko i tak było trudne.
Zebraliśmy się wszyscy na moją prośbę w pokoju, który zajmowałam z Yunem. Każdy rozsiadł się wygodnie na dwóch łóżkach, a ja usiadłam na krześle, ściskając w dłoni pudełeczko z pigułkami, żeby pokazać moje prawdziwe włosy.
– Pospiesz się i mów, Zu Mi – powiedział zniecierpliwiony Yun. – Im szybciej pójdziemy zwiedzać, tym szybciej wrócimy do domu!
– Tak bardzo chcesz wrócić do szkoły? – wtrąciła Kimiko.
Yun westchnął i chciał coś powiedzieć, ale wtrącił się Kang.
– Dacie mu się wysłowić, a nie ciągle się kłócicie? – warknął.
Odetchnęłam głęboko i wpatrzyłam się w swoje zaciśnięte dłonie, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych.
– Jak wszyscy wiecie, prezes podał mediom i fanom informację o moim sekrecie dla zabawy, w której nagrodą ma być spędzenie z zespołem jednego, wybranego przez zwycięzcę dnia – rozpoczęłam wyjaśnienia. – Wy też nie wiecie co to za sekret, ale wczoraj Kang się o tym dowiedział i kazał mi się wam przyznać.
– Jak to kazał? – wtrącił się Yun. – Kang, znowu go zastraszasz?!
– Zamknij się i daj jej mówić! – warknął i wstał z miejsca, po czym poszedł w stronę drzwi i zaczął tam krążyć.
– Chodzi o to, że osoba taka jak Akai Zu Mi, nigdy nie była prawdziwa – powiedziałam i trzęsącymi się rękoma próbowałam otworzyć pudełeczko.
– Daj już spokój, nie musisz tego robić, bo on ci kazał – powiedziała Kimiko, podchodząc do mnie. Uklękła naprzeciw mnie i złapała za dłonie. – Nie musisz, ja wszystko powiem.
– K-kimiko… – powiedziałam, podnosząc na nią zaskoczona wzrok.
– Ćśśś.
– T-ty, wiedziałaś? – zdziwił się Kang, zatrzymując się i wskazując na fioletowowłosą. – Od kiedy?!
– Oczywiście, że wiedziałam – powiedziała wstając. Stanęła teraz twarzą w twarz z bratem. Atmosfera jeszcze bardziej się napięła. – Ale nikomu o tym nie powiedziałam, bo nie chciałam jej zranić.
– T-ty… – powiedział już spokojniej.
– Wiem jak się czujesz, ale okaż odrobinę empatii dla niej, co?
Kang westchnął i usiadł z powrotem na łóżku, tym razem tyłem do wszystkich.
– Weź – powiedziała do mnie Kimiko, wystawiając do mnie dłoń, na której był listek niwelujący skutki kolorowych pastylek. – Ja wszystko powiem.
Wzięłam listek w dwa palce i ścisnęłam go.
Nie musiałam udawać zaskoczenia, że Kimiko wiedziała o moim sekrecie, a ja nie wiedziałam, że ona wie, bo byłam zaskoczona, że dla mnie udaje.
– Akai Zu Mi został wykreowaną przez Choi Shin Hye, podopieczną Kangowi Magiczkę, która przez niefortunny zbieg okoliczności dostała się do waszego zespołu jako chłopak. W dzień podpisania umowy chciała zrezygnować i przyznała się do kłamstwa, ale prezes Ahn i tak ją przyjął. Dlaczego, to nie wiem, ale wiecie sami, że to dziwny człowiek.
– Chcesz powiedzieć, że Akai to dziewczyna? – wymruczał Yun.
– Pokaż im, Shin Hye. Przypomną sobie.
Położyłam listek na języku, a po chwili już czułam ciężar długich, grubych włosów na ramionach.
– M-moja słodka Shincia! – wrzasnął Yun i zerwał się na równe nogi.
Prawdopodobnie chciał mnie przytulić, ale Kang przygwoździł go do łóżka, błyskawicznie się odwracając.
– Przepraszam, że cały czas was okłamywałam – szepnęłam ze łzami w oczach. – Przepraszam was, naprawdę za wszystko przepraszam.
– Nie powinniśmy się na ciebie gniewać – zaczął po chwili milczenia Joong. – To nie twoja wina, tylko prezesa. Chciałaś się wycofać, prawda? – Pokiwałam głową, pięściami ocierając oczy. – Prezes pozwolił ci dołączyć do zespołu jako chłopak, nie mówiąc o tym nikomu, bo wiedział, że się nie zgodzimy. Fallen Angels było marzeniem Kanga, więc to do niego należy decyzja. Jeśli każe ci odejść, dobrze. Jednakże nie przed skandalem jaki wywoła odkrycie twojej tajemnicy. I to Prezes poniesie za to odpowiedzialność, bo to on cię do tego nakłonił, a w umowie, przypuszczam, nie ma nic na temat przebierania się za chłopaka.
Pociągnęłam nosem.
– Nie jesteście wściekli? – udałam zdziwienie.
– A niby o co? – zapytał Jeremy. – To prawda. Prezes to ukartował i to on powinien ponieść za to konsekwencje.
Nie mogę im powiedzieć, że przyjął mnie do zespołu bo jestem jego córką... Ale jeśli nie zrobię tego teraz to w przyszłości będzie gorzej niż teraz, jeśli by się przypadkowo dowiedzieli.
– Ja się w sumie obrażam – powiedział Yun w końcu wyrwawszy się z uścisku Kanga. – Nie chcę z tobą rozmawiać... A! I wyprowadź się do Kimiko, bo nie możemy spać w tym samym pokoju.
– A-ale...
Gdzie mam się wyprowadzić.
Kimiko jakby czytając mi w myślach wzięła moją torbę, złapała mój nadgarstek i wyprowadziła mnie z pokoju.
– K-kimiko! C-co ty robisz?
– Będziesz u mnie.
– Ale przecież wieczorem wracamy...
– Nie szkodzi, Yun ma racje. Nie powinnaś nawet przebywać z nim w jednym pokoju.
Wyrwałam swój nadgarstek z uścisku Kimiko.
– Jeśli ktoś nas zobaczy to będzie skandal – powiedziałam. – Nie mogę iść do twojego pokoju.
Zastanowiła się chwilę nad tym, pokręciła głową i wróciła do pokoju z którego przed chwilą mnie wyciągnęła.
– Jak ktoś nas we dwoje zobaczy idących do mojego pokoju to skandal będzie – powiedziała Kimiko, kiedy przekroczyłyśmy próg pokoju i odłożyła moją torbę skąd ją wzięła. – I tak dziś wracamy to może tu jeszcze zostać. I nie wywalać jej stąd, bo zamorduje!
Tak to właśnie wyglądało. A teraz szłam przed nimi w milczeniu. Nikt się nie odzywał, nikt nie chciał poruszać jakiegokolwiek tematu, żeby tylko przerwać ciszę, tak więc trwaliśmy w niej dopóki nie zaprowadziłam ich pod pierwszą świątynię jaką znałam w Tokyo.
W Tokyo jest wiele świątyń, dlatego łatwo było ich zaprowadzić do jednej z nich, wystarczyło tylko dobrze wypatrywać.
Oni nie znali zbyt dobrze zwyczajów Japończyków, więc po prostu patrzyli na mnie, kiedy podeszłam do studzienki zakrytej kratownicą wrzuciłam do niej monetę, klasnęłam dwa razy w dłonie i pochylając się wypowiedziałam trzykrotnie to samo zdanie.
Niech Fallen Angels się nie rozpada.
– Gdzie teraz idziemy? ­– zapytał Jeremy. – Bo ja bym z chęcią coś zjadł.
– Mamy niedaleko do Wieży Tokijskiej – powiedziałam wskazując na czerwono-białą budowlę, która wyłoniła się zza budynku, który właśnie mijaliśmy. – Na pewno znajdziemy tak jakąś knajpkę z jedzeniem.
Były to pierwsze słowa jakie wypowiedziano w naszym gronie od około godziny.
Gdy już zrobili sobie zdjęcia przy wieży, zaprowadziłam ich na mały targ, gdzie można było kupić przeróżne rzeczy. Na początek poszliśmy do knajpki z Ramen, żeby mogli zjeść prawdziwe ramen, a nie takie z torebki. A po obiedzie zjedliśmy dango i onigiri z nori.
Joong gotował dobrze, ale podrabianie smaku japońskich potraw nie było tak doskonałe jak potrawy przygotowane przez rodowitych Japończyków w ich rodzinnym kraju.
Mimo wydarzeń z poprzedniego dnia, miałam wrażenie, że wszyscy bawili się dobrze i zadowoleniu wrócili do hotelu. Nie pokazałam im zbyt wiele, ale myślę, że nie było tak źle, żeby jeszcze za nieudaną wycieczkę, część z nich chciała mnie zamordować z zimną krwią.
Wieczorem byliśmy już z powrotem w domu.

*

Po powrocie do domu, nie zważając na zmęczenie, które trzymało się mnie od koncertu wsiadłem w samochód i pojechałem do wytwórni, gdzie miałem nadzieję znaleźć prezesa.
Na moje wielkie szczęście i jednocześnie pech, był w wytwórni, w samym holu. Siedział na kanapie, a naprzeciw niego – to właśnie mój pech – dziennikarka z jakiegoś plotkarskiego czasopisma, a z nimi operator kamery.
Chciałem zwiać, ale niestety dziennikarka siedziała przodem do mnie, więc przerwała rozmowę z prezesem i pomachała do mnie.
– Kim Kang Kyun-ssi!
– Cholera – mruknąłem i odwróciłem się do nich, udając że wcześniej ich nie zauważyłem. – Och, proszę wybaczyć – zacząłem mówić idąc w ich stronę. – Nie zauważyłem państwa.
Na szczęście jeszcze – lub już – nie kręcili.
– Nic nie szkodzi – powiedziała dziennikarka. – Proszę z nami usiąść.
Zająłem wolny fotel, kiedy oni zajmowali postawione na przeciw siebie niewielkie kanapy.
– Mówił pan, że chłopcy są zbyt zmęczeni, żeby udzielać wywiadu.
– I nie kłamałem – powiedział prezes z uśmiechem. – Wizyta Kang Kyuna to dla mnie niespodzianka. Cóż. – Wstał. – Myślę, że ma pani już to czego potrzebowała, więc myślę że oboje możemy już wrócić do naszych rutynowych zajęć.
– Oczywiście – powiedziała kobieta i wstała.
Ja również wstałem.
– Miło mi się z panem rozmawiało. – Teraz zwróciła się do mnie. – Również było miło mi pana dziś sobaczyć, Kim Kang Kyun-ssi.
– Mnie również – powiedziałem z uśmiechem, lekko skłaniając głowę.
– Po co tu przyszedłeś? – zapytał prezes opadając na kanapę, kiedy tamci już zniknęli za drzwiami wyjściowymi.
– Chciałem porozmawiać o Shin Hye.
– Więc już wiesz?

*

Po powrocie do domu od razu udałam się do swojej sypialni. Musiałam zdjąć z siebie wszystkie czary, bo wszyscy stwierdzili – bez mojej zgody – żebym w domu była w swojej zwykłej formie.
Kimiko podejrzewała, że chłopcy sądzą iż kiedy jestem chłopakiem to tak w stu procentach... Ale ja tylko zrobiłam sobie płaską klatkę piersiową.
– No gdzie one są... Cholera.
– Coś się stało? – zapytał ktoś.
Odwróciłam się, a moją twarz smagnęły wrzosowe kosmyki włosów.
– Tak, zgubiłam pudełko z pigułkami.
– Było w torbie – powiedziała opadając na moją kanapę.
– Dobrze powiedziane – było. Ale już nie ma.
– Myślisz, że zostało w hotelu? – zapytała zwieszając głowę z kanapy i opierając nogi na ścianie ponad oparciem kanapy.
– Ty ostatnia je miałaś – zauważyłam. – Może się teleportuję i sprawdzę?
– Lepiej nie, bo wylądujesz gdzieś w Morzu Japońskim, lub co gorsze na zachodniej granicy Japonii, gdzie nie wiesz co jest i ktoś mógłby cię zobaczyć. Ci którzy używali kryształu teleportacji do teleportowania się dalej niż pozwalał na to ich kryształ, nie kończyli zbyt dobrze.
Przełknęłam ślinę.
– Masz coś słodkiego? – zapytała, wracając do pozycji siedzącej. – Bo Yun szedł wyładowany słodyczami do swojego pokoju.
– To były właśnie wszystkie moje słodycze, które kupiłam w Japonii i które miałam prędzej. Zabrał mi wszystkie, burcząc pod nosem, że odda mi je, kiedy nie będzie już obrażony. – Westchnęłam. – Zastanawia mnie skąd wiedział, gdzie chowam słodycze...
Na szczęście po chwili je znalazłam i rozgryzłam dwie pigułki, żeby wróciły mi moje włosy i figura... Biust.
Kiedy rozczesywałam swoje długie loki palcami, Kimiko wyprostowała się, z sykiem wciągając powietrze.
– Coś się stało? – zapytałam, kiedy zamarła nie poruszywszy się. Wstałam z naręczem ubrań, które miałam zamiar zanieść do pralni w piwnicy. – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Kiedy się nie odezwała, odłożyłam ubrania i podeszłam do niej.
– Mi Ko?
Pomachałam jej dłonią przed twarzą, bo była wpatrzona tylko w sobie znany obiekt.
Nagle poruszyła się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować, kiedy zerwała z szyi – już widoczny po ściągnięciu przez... prezesa iluzji – kryształ z żółtym kryształem i zniknęła, zostawiając po sobie tylko migoczący tunel.
Wystraszona stałam przez chwilę wystraszona i wpatrywałam się w żółte światło powstałe po tunelu w którym zniknęła Kimiko. Obróciłam się szybko i dopadłam drzwi.
– Jest tu kto?! – wrzasnęłam waląc do drzwi pokoju Kanga. – Kang! Kim Kang Kyun?!
Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi były zamknięte. W drugiej kolejności dopadłam drzwi do sypialni Kimiko. Na szczęście były otwarte, na nieszczęście poza rozrzuconymi wszędzie ubraniami w pokoju nie było śladu wrzosowłosej.
– Kimiko! – wrzasnęłam, wbiegając do jej łazienki, ale tam też nikogo nie było. – Cholera – syknęłam i zbiegłam na dół.
Yun nie chciał mi otworzyć, a Joonga i Jeremyego nie było w ich pokojach.
– Jest tu kto?! – wrzasnęłam rozpaczliwie, zbiegając ze schodów do salonu.
– Shin! Uważaj!
W pewnym momencie, zanim jeszcze zbiegłam ze schodów, wdepnęłam w coś rozlanego na jednym ze stopni i poleciałam jak długa, ale ktoś był na tyle szybki, że złapał mnie, zanim wylądowałam na twarzy i razem się wywróciliśmy. On wylądował na tyłku, a ja na nim, zbijając sobie przy tym kolano i łokieć.
– Au – mruknęłam.
– Uważaj jak chodzisz – powiedział z rozbawieniem Jeremy.
Usiadłam rozmasowując kolano.
– Wszystko dobrze? – zapytał z troską.
– Tak, ale teraz to nie ważne... Kimiko...
– To przez nią tak wrzeszczałaś? – zapytał Joong z kuchni.
Podnieśliśmy się z podłogi z Jeremym i podeszliśmy do Joonga.
– Kimiko przez chwilę zachowywała się dziwnie... – zaczęłam opowiadać co się wydarzyło.
– Zabrała twój kryształ? – zdziwił się Jeremy. – Wiem, że lubi sobie przywłaszczać czyjeś rzeczy, ale nigdy nic tak potężnego. Dziwne...
– Nie słyszałeś co mówiłam? Była przerażona. Jakby... jakby ktoś ją mentalnie wołał – szepnęłam i zaczęłam się nad tym zastanawiać. – Mogłoby tak być, Hyu... Oppa? – zapytałam Joonga.
– Tak, ale kto by ją wołał? Musiałby to być ktoś kogo ona dobrze zna i się go obawia. Macie jakiś pomysł?
Nastąpiła chwila ciszy, w której patrzeliśmy po sobie.
– Ja nic nie wiem – mruknęłam od razu.
Przez chwilę wydawało mi się, że widzę na twarzy Jeremyego niepokój, ale szybko ten wyraz zastąpił wyraz skupienia. Mogło mi się wydawać, ale jeśli nie to nawet się nie dziwię, że się o nią niepokoi. W końcu kiedyś byli parą, a teraz są przyjaciółmi.
 – Mi też nic do głowy nie przychodzi. A ty Jeremy?
Kiedy pokręcił głową, jego niebieskie włosy ułożyły się bardziej niedbale niż prędzej.
– Mam pomysł. Jeremy zostań tu i przypilnuj piekarnika, a ja i Shin pojedziemy do kwatery i sprawdzimy gdzie odbyła się podróż ostatnim aktywnym tunelem.
– Może ja pojadę? – zapytał Jeremy szybko. – Lepiej żebyś ty pilnował jedzenia, bo mi to nie zawsze idzie.
– Racja. To idźcie już.
Skinęłam głową.
– Zaczekaj – powiedział Jeremy łapiąc mnie za łokieć.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze przez zaciśnięte zęby pod jego dotykiem, bo łokieć nadal bolał.
– Przepraszam... Uleczę cię.
Z jego dłoni wydobyło się białe światło, lekko zabarwione zielenią, a po chwili łokieć przestał boleć. To samo zrobił z kolanem.
– Przebierz się, bo na lotnisku dużo fanek widziało cię w tym stroju.
Właśnie uświadomiłam sobie, że jestem w koszulce z dużymi rozcięciami po bokach i nie mam stanika.
Pisnęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Jeremy, posprzątaj w końcu ten sok – powiedział Joong, kiedy omijałam zielonoszarą plamę na schodach, w którą prędzej wdepnęłam.
Przebrałam się w szorty z jasnego jeansu i białą koszulkę z nadrukiem słodkiego kociaka, a włosy związałam na karku w koński ogon.
– Gotowa – powiedziałam będąc z powrotem w salonie.
Przysiadłam na kanapie i założyłam trampki.
W ogóle się nie znałam na tych całych zabawkach teleportujących, więc nie miałam pojęcia jak sprawdzić, czy coś było źle, czy nie, ale kiedy zeszliśmy z Jeremym do pokoju z portalem w kwaterze czułam, że coś jest nie tak jak powinno.
– Nie ma Emily – powiedziałam.
– Cały system został sparaliżowany – stwierdził Jeremy. – Nic się nie dowiemy, bo nie działa. Cholera – warknął kopiąc w podest portalu. – Trzeba powiedzieć prezesowi, żeby wezwał Flarusa, żeby to naprawić. A z tego co widzę to była jakaś brudna magia i nie będzie łatwo tego naprawić.
– Flarusa? Tego który stworzył dla mnie mój kryształ?
– Dokładnie tego. Nic tu po nas, chodź – powiedział wskazując wyjście korytarza, gdzie już pomknęła stworzona przez niego kula światła.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 59.

Rozpaczam, bo dziś 31.08. Każdy wie co to oznacza...
Więc na pocieszenie notka... Bez sensu, no i mam mały problem... Dzisiejsza notka jest ostatnią notką jaką zobaczycie w najbliższym czasie, ponieważ nie mam już praktycznie nic napisane, a to co mam to za mało na kolejną notkę, a jak na złość weny brak.
Wybaczcie mi i niestety na jakiś czas żegnam, ale to nie znaczy, że Upadłe Anioły zostają zawieszone. Jaki widać jest mowy szablon, a więc to znaczy też nowy początek ;)
Enjoy <3
~Tenebris


 Dziadek i jego genialne pomysły. Żeby tak bez zapowiedzi zawozić mnie na lotnisko i kazać lecieć do Japonii. To jeszcze dziwniejsze niż szantażowanie mnie ładnym pokojem…
Ale zacznijmy od początku.
Na piątkowych zajęciach w klasie było o jedno wolne miejsce więcej niż zwykle. To Han Yun Jae nie przyszedł do szkoły z powodu wieczornego koncertu w Tokio, na który musiał lecieć samolotem. Nikt nie wiedział o której on i reszta jego zespołu mają samolot, ale i tak wszystkie dziewczyny były tym podekscytowane i ciągle tylko „Oppa to, Oppa tamto” było słychać w całej szkole.
Połowa dziewczyn twierdziła, że będzie na tym koncercie, druga połowa, że mają bilety z wejściem za kulisy i spotkaniem, a część z nich wszystkich mówiła, że nie jadą, bo Fallen Angels są niemoralni i nie mają zamiaru oglądać tak okropnych chłopaków.
Ja ich w ogóle nie rozumiem…
Ach, no i przez to, że Yun nie przyszedł do szkoły, tamte durne krowy znów mnie zaczepiały.
– Ej, Kang Gyu Woon! – zawołała jedna z nich, kiedy wrzuciłam monetę do automatu z sokami w puszkach i właśnie wcisnęłam guzik. – Nie wiedziałam, że jesteś tak miła, żeby kupować mi sok do śniadania.
– Tsh – mruknęłam pod nosem.
– Co ty tam mówisz? – zapytała inna z tej bandy.
Ta, która odezwała się pierwsza schyliła się po puszę z pomarańczową oranżadą, gdy tamta zastukała w wylocie automatu, zanim ja zdążyłam to zrobić.
– Wiesz przecież, że nie znoszę tego ścierwa – warknęła, ale otworzyła puszkę.
– Dlatego to kupiłam – mruknęłam jak najciszej mogłam. Tak mi się przynajmniej wydawało.
– Co?
Tak jak przewidziałam zawartość puszki wylądowała na mojej głowie, a słodki sok spływając po moich rozpuszczonych włosach zabarwił białą koszulę mundurka na delikatny pomarańcz.
– Nie ma dziś twojego rycerza, więc bądź tak miła i nie podskakuj, bo…
– Bo co? – zapytał jakiś męski głos.
Uniosłam gwałtownie głowę, bo od razu rozpoznałam ten głos.
– Wook Hwa Yong! – zawołały tamte.
– Dlaczego jej to robicie, co?! – warknął i podszedł do mnie, po czym objął mnie ramionami. – Czym zawiniła, że jest obiektem waszych głupich żartów.
– T-to nie tak, Oppa, my tylko…
– Nie chcę was słuchać! Zrobicie to jeszcze raz, a powiem o tym komu trzeba.
Jego głos był oschły i przepełniony jadem. Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś tak mówił, a do tego ktoś tak miły i uprzejmy jak Hwa Yong.
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie, ale nie potrafiłam się odezwać.
– Chodźmy do gabinetu pielęgniarki, ona nam pomorze i będziesz mogła się umyć.
Na odchodne usłyszałam kilka przekleństw kierowanych do mojej osoby i coś w rodzaju „zabiera wszystkich najlepszych chłopaków”.
W gabinecie pielęgniarka wyprała mój mundurek, a ja mogłam zmyć z siebie słodką oranżadę, która posklejała mi włosy i pozostawiła nieprzyjemne uczucie na skórze.
Gdy wyszłam z łazienki w gabinecie pielęgniarskim z mokrymi włosami, ale w już suchym mundurku, który został wysuszony suszarką do włosów – pielęgniarka, chyba wszystko potrafi przewidzieć – przez Hwa Yonga, on wciąż na mnie czekał, mimo że minęła nam prawie cała druga lekcja.
– Myślałam, że już poszedłeś…
– Nie – powiedział wstając z jednego z łóżek. – Pielęgniarka musiała wyjść, więc postanowiłem zostać i zaczekać, aż skończysz.
Wzięłam suszarkę do ręki, żeby wysuszyć włosy, ale Hwa Yong mi przerwał.
– Twój telefon dzwonił kilka minut temu – powiedział. – Nie chciałem go odbierać, więc sądzę, że powinnaś oddzwonić.
No tak, przecież dziadek oddał mi w końcu mój iPhone.
Wzięłam mój telefon ze stolika na którym stał nawilżacz powietrza i chciałam sprawdzić kto dzwonił, ale w tym samym momencie iPhone zaczął dzwonić.
– Dziadek? – zdziwiłam się, ale odebrałam. – Słucham?
– Zwalniam cię z lekcji, bądź na pięć minut przy bramie szkoły, bo właśnie wychodzę z gabinetu dyrektora.
– Że co? Dziadku? Dziadku?!
Spojrzałam na telefon, a tam wyświetlił się komunikat zakończonego połączenia.
– Coś się stało? – zdziwił się Woon Hwa Yong.
– Dziadek mnie zwolnił z zajęć i każe iść do bramy szkoły…
– Chyba nie zdążysz wysuszyć włosów, co?
– Nie – powiedziałam chowając telefon do kieszeni koszuli na piersi. – Mam tylko pięć minut, żeby wyjść ze szkoły…
– Dobrze, że jest przerwa – stwierdził długowłosy. – Idź, ja wytłumaczę wszystko nauczycielowi jeśli będzie się pytał o ciecie.
– Dziękuję za wszystko – powiedziałam z uśmiechem. – Do zobaczenia.
– Zaczekaj – powiedział, kiedy odwróciłam się do wyjścia.
– Hmm?
Jakiś ciemny kształt mignął mi przed oczami i na głowie poczułam nacisk czegoś.
– Weź go, oddasz mi go w poniedziałek –powiedział z uśmiechem.
Dotknęłam delikatnie czarnego kapelusza, który teraz znajdował się na mojej głowie i zarumieniłam się.
– Żebyś się nie przeziębiła – powiedział, mrugając do mnie. – A teraz chodź.
Wziął mój plecak do ręki – chodź nie pamiętam bym miała go ze sobą, złapał mnie za dłoń i pociągną ku wyjściu.
– C-co ty robisz?
– Prowadzę do wyjścia. Na korytarzach jest dużo uczniów, więc sama się prze nich nie przedrzesz, ale ze mną to co innego.
No tak, w końcu jest gwiazdą w tej szkole.
Tak jak przewidziałam, wszyscy ustępowali nam z drogi, ale wiele osób oglądało się na nas ze zdziwieniem i tym podobnymi reakcjami wymalowanymi na twarzach.
Zarumieniona pozwoliłam się prowadzić korytarzami do wyjścia, dając mokrym włosom opaść na twarz, żeby nikt nie widział jej purpurowego koloru.
Samochód dziadka czekał na mnie przy bramie szkoły od strony parkingu, więc gdy rozstałam się z Hwa Yoongiem przy wejściu do budynku szkoły od razu pognałam gdzie trzeba. Na miejscu jednak okazało się, że to nie dziadek po mnie przyjechał i był u dyrektora, tylko Bae Le Na.
– Wiedziałam, że to jest zbyt okropne, żeby było prawdziwe – powiedziałam widząc asystentkę dziadka, kiedy już wsiadłam do samochodu. Pomińmy fakt, że pół szkoły widziało jak kierowca otwiera przede mną drzwi auta i patrzyło teraz na samochód jakby zobaczyli jeden z cudów świata.
Cały czas zastanawia mnie, dlaczego Han Yun Jae wybrał właśnie tę szkołę, a nie jakąś prywatną i dlaczego mój dziadek także ją wybrał… Dobrze, że jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, bo nigdy bym się nie zgodziła na to, co dla mnie zaplanował.
Yesul nie jest jakąś specjalnie wybitną szkołą i nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych seulskich szkół poza tym Voice Tournament, więc dlaczego ta dwójka ją wybrała? Za tym musi się coś kryć. Coś bardzo ważnego. Tylko co…?
– Wiesz, że jest zajęty pracą…
– A ciebie wykorzystuje jako opiekunkę do dziecka, które po prawdzie jest już dorosłe – przerwałam Le Nie.
– Kiedy przejmiesz po nim firmę, to zrozumiesz…
– Nie mam zamiaru tego robić.
– Do posiadłości – powiedziała, Bae Le Na do kierowcy. – Wiesz, że właśnie dlatego sprowadził cię do Korei, a z jego zdrowiem…
– Nie mów mi już o nim, proszę Bae Le Na. Powiedz mi, dlaczego zwolnił mnie ze szkoły?
– Masz za kilka godzin samolot do Tokio, lecimy na koncert.
– Koncert? – zdziwiłam się.
– Tak, na miejscu zobaczysz jaki. A teraz wytłumacz mi dlaczego masz mokre włosy i czuć od ciebie pomarańczami?
Przełknęłam ślinę i spojrzałam w okno po mojej prawej. Le Na siedziała po mojej lewej.
– Kupowałam dziś puszkę z oranżadą, a kiedy ją wyciągałam z automatu to upadła mi i poturlała się po schodach. Później koleżanka mnie zagadała i ją otworzyłam i wszystko wylądowało na moim mundurku i włosach. – Szybkie kłamstwo nie jest złe. – Wzięłam w szkole prysznic, a pielęgniarka wyprała mi mundurek. Kiedy dziadek zadzwonił miałam właśnie suszyć włosy, ale przez jego gadkę nie zdążyłam.
– To stąd ten kapelusz? – zapytała. – Do kogo należy?
– Hę?
Sięgnęłam do głowy i szybko zdjęłam kapelusz z głowy.
– To koleżanki, pożyczyła, żebym…
– Mi się wydaje, że to tego chłopaka, który cię odprowadził.
Nabrałam gwałtownie powietrza.
– To kolega z klasy… Pomógł mi trochę… Nie mówmy już o tym.
W domu musiałam się przebrać w strój przygotowany dla mnie specjalnie przez stylistkę dziadka, a składał się on z obcisłej granatowej sukienki, cienkiego białego futra z rękawami i czarnych szpilek zapinanych na kostce. Moje włosy zostały upięte częściowo, a reszta została poskręcana w loki opadające na lewe ramię.
– I ja tak mam wsiąść do samolotu? – zapytałam.
– Twój dziadek oczekuje, że zagrasz bogatą kapryśną nastolatkę – wytłumaczyła Le Na. – Musisz dobrze to zrobić, bo muszę mu przekazać zadowalające wieści z tej podróży.
– Dlaczego mam grać? – zdziwiłam się, kiedy stylistka pryskała na moje włosy spray, żeby utrzymać loki w idealnym stanie.
– Zgodziłaś się na szkołę śpiewu, a teraz chce sprawdzić twoją grę aktorską.
– Ten człowiek mnie dobija – mruknęłam, po czym schyliłam się, żeby zapiąć buty. – Możemy iść? – zapytałam stylistki.
– Oczywiście – powiedziała i się skłoniła.
Biegiem ruszyłyśmy z Bae Le Ną do wyjścia z posiadłości, żeby zdążyć na samolot do Tokio. Musiałyśmy wyjechać dużo prędzej, żeby w razie korków się nie spóźnić.
Bae Le Na jak zawsze była ubrana elegancko, a z mojego luźnego stylu nie pozostało nic… Kompletnie nic, bo właśnie czułam się jak rozkapryszona celebrytka.
Na lotnisko kierowca przywiózł nas na pół godziny przed otwarciem bramek do odprawy, ale zanim wysiadłam z samochodu musiałyśmy obgadać jeszcze to i owo na temat planów dziadka.
– Z tego co widzę to jest tu dużo dziennikarzy – stwierdziłam. – Mam nadzieję, że nie dlatego, że ja tu jestem?
– Nie, są tu z powodu tych zespołów, które lecą dziś do Japonii.
– A więc to taki był jego plan? Żebym poleciała na koncert k-pop i może wkręciła się w jakąś firmę produkującą ten chłam?
Bae Le Na westchnęła i nic na to nie odpowiedziała, dała tylko znać kierowcy, żeby otworzył mi drzwi – ona siedziała teraz z przodu.
– Załóż okulary i wysiądź ostrożnie dwoma nogami na raz...
– Wiem, już mi to mówiłaś.
Kiedy kierowca otworzył drzwi wyciągnęłam obie nogi na zewnątrz i opierając przednią część szpilek na chodniku, powoli wysiadłam, zakładając przy tym okulary przeciwsłoneczne.
– Tutaj jest twój grafik na dzisiejszy dzień – powiedziała Bae Le Na, która już wysiadła z samochodu i podała mi kartkę z jakimiś zapiskami.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam reporterów spoglądających na mnie, więc wsadziłam kopertówkę między łokieć i talię i ruszyłam wolnym krokiem do terminala. Szłam wolno, bo nie znoszę chodzić w szpilkach, a te były upierdliwie wysokie i do tego z koturnami.
– Nie pokazuj mi tego teraz, nie mam ochoty na to patrzeć – powiedziałam jak rasowy plastik z mojej szkoły w USA.
Kartka, którą zahaczyłam przy machnięciu ręką upadła na ziemię, a Bae Le Na ją podniosła, kiedy ja wciąż szłam, żeby musiała mnie doganiać.
– Pan Jeon Nam Ju nie będzie zadowolony, jeśli na to nie spojrzysz, agassi.
Westchnęłam i się zatrzymałam, zdejmując okulary, żeby wziąć kartkę. Udałam, że zdałam sobie sprawę, że ta upadła na ziemię.
– Ona jest brudna, nie wezmę jej.
– Kang Gyu Won, proszę cię…
– To dziedziczka Jeon Group – powiedział któryś z dziennikarzy i usłyszałam dźwięk zwalniającej się migawki w aparatach tychże ludzi.
Chcieli mnie napaść, żeby zadawać pytania, ale skinęłam na kierowcę, który był też moim ochroniarzem, żeby osłonił mnie przed nimi.
– Jesteś dziedziczką Jeon Group, prawda?
– Jak się czujesz będąc w tak młodym wieku jedyną spadkobierczynią majątku Jeon Nam Ju?
– Dlaczego nie jesteś w szkole, czy to ma związek z koncertem w Tokio?
– Proszę wybaczyć, ale Kang Gyu Won jest zajęta. Gdy zostanie zwołana konferencja z oficjalnym przedstawieniem naszej agassi, zostaniecie państwo o tym poinformowani… – mówiła Bae Le Na.
Nie zwracając na nikogo uwagi założyłam okulary i weszłam do terminala.
– Agassi, nie możesz iść sama! Zaczekaj.
– Nie mam ochoty – powiedziałam i pomachałam dziennikarzom.
Po odprawie i wejściu do samolotu w końcu mogłam odetchnąć.
– I jak mi poszło?
– Byłaś doskonała! – zawołała Le Na.
– To przecież oczywiste – mruknęłam odgarniając teatralnie loki z ramienia.
Zaśmiałyśmy się obie.
– Kangkyunizm – mruknęłam pod nosem.
– Słucham?
– Nic nie mówiłam.
Miałyśmy lecieć pierwszą klasą z innymi bogatymi jak dziadek ludźmi, ale nie wiedziałam jakimi. Myślałam, że będą to biznesmeni, lub politycy, a to byli…
– Fallen Angels! – syknęłam i założyłam okulary na nos, chowając się w fotelu, kiedy w pierwszej klasie zobaczyłam znajomą twarz Han Yun Jae i jego kolegów z zespołu, o którym trochę czytałam po spotkaniu z Yun Jae. – Oni też lecą do Tokio?
– Najwyraźniej będą występować.
Za Yun Jae pokazali się ten czerwonowłosy, niebieskowłosy, wysoki brązowowłosy i niższy ode mnie różowowłosy chłopak, a na koniec mężczyzna, który jak wywnioskowałam z ich rozmowy był ich menagerem. Po kilku minutach przyszła jeszcze dziewczyna o włosach w kolorze fioletu.
– Słyszałam, że B.A.P lecą później, a EXO podobno wynajęli prywatny samolot – powiedziała, kiedy usiadła na swoim miejscu. Najwyraźniej znała Yuna i resztę. – Wiecie w ogóle kto otwiera koncert? Bo mnie nikt oczywiście o tym nie powiadomił, a mój menager to kretyn.
Podoba mi się jej styl. Podobny do mojego.
– Myślę, że oni sami jeszcze o tym nie wiedzą – odezwał się jakiś mężczyzna. Głos był zbyt dorosły jak na chłopaków z zespołu, więc zgadywałam, że to ich menager. – Mnie też nic na ten temat nie wiadomo.
– Jak oni mogą tego nie wiedzieć!? Przecież to jest niedorzeczne! – zawołała nagle tamta dziewczyna, przez co podskoczyłam w fotelu. – Koncert będzie za kilka godzin, a oni sobie w kulki lecą. Gorzej gdybym ja miała to zrobić…
– O to się martwić nie musisz. – Teraz odezwał się któryś z chłopaków, ale nie potrafiłam określić który. To jak śpiewają, różni się od ich głosów, kiedy mówią. – Tobie nie dadzą otwarcia koncertu póki ozon wokół Ziemi nie zniknie.
– A tobie nawet kiedy będziesz zgrzybiałym staruchem nie dadzą otwarcia koncertu. Nigdy! – wrzasnęła dziewczyna o fioletowych włosach.
Całą drogę gadali od rzeczy, a kiedy wylądowaliśmy w Tokio, dziękowałam bogom, że to już się skończyło i modliłam się o to, by nie wracać razem z nimi do Seulu, bo moja psychika by już kompletnie siadła. Dla bezpieczeństwa z samolotu wysiadłam dopiero kilkanaście minut po tym, jak tamta zgraja wysiadła.
Koncert miał się odbyć pod dachem, ni to w filharmonii, ni to teatrze. Dla widzów były wyznaczone sekcje oznaczone kolorami z miejscami stojącymi dla wszystkich. Tylko dla niektórych, wyjątkowych gości był zarezerwowany sam tył pomieszczenia, gdzie znajdowały się wysoko położone lorze prywatne. Loże były duże i mogło się w nich pomieścić do dwudziestu osób.
Jednym z tych wyjątkowych gości byłam ja. Jednak nie zajmowałam loży z pozostałą dziewiętnastką ludzi, lecz sama, bo dziadek kupił ją całą na czas koncertu, płacąc zapewne równowartość dwudziestu specjalnych biletów.
Gdy wyszłyśmy z Bae Le Ną z terminala, już czekał na nas wypożyczony błyszczący i czyściutki samochód, którym pojechałyśmy na miejsce koncertu, a tam Le Na zabrała mnie od razu do loży, żebym tam czekała na rozpoczęcie koncertu. Nie było nudno, bo pod sceną stali tak zwani bilety VIP, czyli osoby, które mogły oglądać przygotowania do koncertu.
Aktualnie na scenie tańczyła piątka dziewczyn w sportowych strojach. Był to jeden z zespołów, ale nie wiem z jakiego kraju, bo leciała tylko muzyka, a one nie śpiewały, przynajmniej bez mikrofonów.
– Ty tu zostań, a ja pójdę coś załatwić i zdać raport prezesowi. Nie wychodź stąd nigdzie.
– Nie zostaniesz ze mną? – zapytałam zdziwiona.
– Nie… Znaczy tak. Wrócę przed rozpoczęciem koncertu mam nadzieję.
Skinęłam głową, a ona odeszła.
Przez kilka godzin siedziałam nudząc się niemiłosiernie i patrząc jak grupy na scenie się zmieniają. Były to minimum czteroosobowe grupy żeńskie lub męskie i wszystkie w strojach sportowych. Na szczęście nie zauważyłam wśród nich Yun Jae i reszty jego zespołu.
W pewnym momencie na scenę wyszła dziewczyna o purpurowych włosach. Była ubrana w sportowy całkiem czarny strój, a włosy miała związane w wysoki koński ogon.
– Kimiko! – wrzeszczał tłum sterczący przy scenie. – Kimiko!
To ta dziwna babka z samolotu co się z tym czerwonowłosym kłóciła – pomyślałam i zrobiłam jej zdjęcie na maksymalnym przybliżeniu w aparacie.
Dziewczyna wykonała jakiś ruch taneczny i wskazała na tłum jakby do nich strzelała, a na koniec stanęła do nich tyłem z lewą nogą wystawioną w bok i lekko zgiętą w kolenie i prawą ręką uniesioną do góry z palcami ułożonymi w pistolet. Gdy tylko to zrobiła, gapie zaczęli wrzeszczeć jeszcze głośniej i skandować  jej imię.
Piosenkarka nie zrobiła tego co wszyscy robili. Wróciła na chwilę za kulisy, a kiedy wróciła, w ręce trzymała najprawdziwszy czarny bas. Założyła jego pasek na ramię, podłączyła do instrumentu kabel,  po chwili słychać już było tylko czysty, przepiękny dźwięk tego wspaniałego instrumentu. Po chwili na scenę wyszło kilku mężczyzn i złapali na inne instrumenty, po czym zaczęli grać z fioletowowłosą Kimiko.
Do tej pory się nudziłam, ale te kilka minut mocnego brzmienia otrzeźwiło mój umysł. Po zagraniu kilku krótkich melodii i tak zaczęli robić to co pozostali, czyli ze sceny zeszli ci, którzy grali, a przyszli inni ubrani na sportowo, z głośników poleciała muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć.
– Ugh! – warknęłam. – Głodna jestem.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do Le Ny, że by kupiła coś do jedzenia, kiedy będzie wracać, bo w końcu miałam się nie ruszać z loży.
Po Kimiko na scenę wyszły jeszcze 3 grupy, a po godzinie już zaczęła się schodzić reszta widzów, aż w końcu wszystkie puste miejsca były wypełnione mnóstwem ludzi trzymających w rękach różne świecidełka koncertowe.
Zespół prowadzący nie został zapowiedziany. Wszystkie światła zgasły, na widowni zrobiło się niespodziewanie cicho, a po chwili niczym wybuch rozbrzmiała muzyka i zapaliły się światła, a na scenie stał męski zespół, który po chwili zaczął śpiewać po koreańsku.
Może około dziesiątej na scenę wyszło troje prowadzących, a na ekranie za nimi wyświetlały się jakieś bezkształtne zdjęcia.
– A teraz przed państwem dzisiejszy gość specjalny, The Factory Defect! – zawołali każdy w swoim języku, nazwę zespołu wykrzykując równocześnie.
Wrzasnęłam na całe gardło i wstałam z miejsca wychylając się z loży, żeby lepiej widzieć przedstawiony zespół, który właśnie pojawiał się na scenie.
– Co tak krzyczysz? – zapytała Bae Le Na, która właśnie wróciła z moim trzecim posiłkiem odkąd wróciła do mnie po załatwieniu spraw.
– To Defekt Fabryczny! – wrzasnęłam. – Kocham ich!
Na scenie pojawiła się niska dziewczyna o krwiście czerwonych włosach sięgających podbródka i opadających na twarz, ubrana w czarny o wiele za duży sweter ze srebrnym odwróconym krzyżem, czarne spodenki ledwie wystające spod swetra, rajstopy z wzorem łańcuchów i martensy – wszystko czarne, oraz bardzo wysoki chłopak o białych włosach, niewiele krótszych niż dziewczyny, z poskręcanymi długimi rogami, w czarnej bluzce, płaszczu ze skurzanymi rękawami podwiniętymi pod łokcie oraz w jeansach z dziurami na kolanach oraz creepersach – wszystko również czarne.
Dziewczyna, czyli Angie, miała czternaście lat, a chłopak, Mat siedemnaście. Wiem, że poznali się przez Internet. Oboje zainteresowani ciemną stroną mocy, on świetny muzyk, ona obdarzona świetnym głosem. Spotkali się, zakochali i razem z własnym rodzeństwem założyli zespół j-rockowy. Są Japończykami i używają pseudonimów, ale nie wiem jak się nazywają, bo dobrze to ukrywają, a na co dzień nie wyglądają tak jak na scenie, dlatego nikt ich nie może rozpoznać. Na zdjęciach on zawsze ma przyciemniane okulary, a ona maskę imitującą maskę gazową.
Słucham ich odkąd zaczęli wrzucać do Internetu swoje amatorskie nagrania piosenek. W ciągu roku znaleźli się na szczycie list przebojów w Japonii i dziewięciu innych krajach jako prawdziwy zespół j-rokowy.
Yun Jae i jego zespół wystąpili prędzej, więc już mogłam jechać do jakiegoś hotelu i się przespać zanim wrócę do domu.
– Już powinnyśmy wracać – powiedziała Le Na, kiedy The Factory Defect wykonywali drugi utwór. – Żebyśmy nie spóźniły się na samolot.
– Samolot? – zdziwiłam się.
– Tak, musimy wrócić do kraju przed wschodem, bo na jutro masz już ustalony grafik.
Jęknęłam, ostatni raz spojrzałam na scenę, po czym wstałam i wyszłam z loży za Bae Le Ną.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 58.

Godzina w której mięliśmy wyjeżdżać zbliżała się wielkimi krokami, a każdy z nas czuł wielkie podekscytowanie, że już niedługo staniemy na ogromnej scenie z wieloma innymi sławami jak my.
Imprezę otwierali Super Junior , po nich było kilka zespołów, aż w końcu my, dzięki spóźnieniu Wonder Girls.
– Wszyscy gotowi? – zapytał jeden z operatorów, którzy kierowali całym koncertem. –Wchodzicie zaraz po B.A.P, zrozumiano?
– B.A.P? – zdziwił się Yun. – Jak to po B.A.P? Przecież jesteśmy ich Seonbae!
On naprawdę ich nie lubił.
– Hyung! – zawołałem, kładąc dłoń na ramieniu blondyna, kiedy ruszył w stronę sceny. – Nie rób nic, bo mogą nas ukarać.
Z widowni rozległ się ogłuszający krzyki oklaski, a muzyka ucichła.
– Teraz wasza kolej – powiedział operator. – Jeszcze dwie minuty.
Gdy światła na scenie zgasły, za kulisy, do nas, wrócił cały skład B.A.P. Kiedy zobaczyłam Zelo, kolana mi zmiękły, ale starałam się zachować zdrowy rozsądek.
Chłopaki podeszli do jakiejś dziewczyny w długich czarnych włosach z niebieskim ombre, a mój wzrok nie przestawał śledzić Zelo.
Nagle dziewczyna uśmiechająco się do Bang Jong Guka przeniosła wzrok na mnie, jej uśmiech zbladł, a usta ułożyły się w słowa: ON JEST MÓJ, NIE PATRZ NA NIEGO, BO WYDŁUBIĘ CI OCZY.
Przełknęłam ślinę, kiedy znów uśmiechnęła się do Jong Guka.
– Trzydzieści sekund, idziecie! – zawołał operator, a my zostawiając Jeremyego, Rae i Menagera z operatorem wyszliśmy na ciemną scenę.
Płomienie zapłonęły wzdłuż krawędzi sceny, światła rozbłysły i poleciała muzyka, a my zaczęliśmy tańczyć i śpiewać.

– To był najlepszy koncert, w którym uczestniczyliśmy! – zawołałam, kiedy po zejściu ze sceny weszliśmy do naszej garderoby. – Mam nadzieję, że zaproszą nas za rok.
– Mówisz tak, bo było tam tyle ślicznotek na scenie? – zapytał rozmarzony Yun.
Przewróciłam oczami, opadając na jedną z stojących tu kanap.
– Mówię tak, ponieważ było tam mnóstwo ludzi na widowni, którzy nam wiwatowali, pomimo tego co się ostatnio działo…
– Właśnie, Kang Kyun Hyung – przerwał mi Yun. – Coś się stało, że tak bardzo ci nie szło dziś na scenie? Wszyscy widzieli, prawda?
Muszę przyznać, że Yun miał rację. Mimo, że wszystko ze skandalem się wyjaśniło i z Kangiem było w porządku to dziś coś musiało go wyprowadzić z równowagi. Tylko co to mogło być? Chyba nie to, że mnie dziś zaatakował, kiedy wróciłam ze szkoły? Nie, nie, to nie może być to… Tylko co innego?
– Też to zauważyłem – przyznał Joong. – Coś się stało Kang Kyun?
– Nic – powiedział z przekonaniem. – Za bardzo rozleniwiłem się w Spa.
– Byłeś w Spa?! – zawołał zwiedziony Yun. – I nie zabrałeś nas?!
– Wtedy byście byli porażką na scenie – stwierdził Menager. – Gdyby każdy z was się tak rozleniwił.
Wszyscy się roześmiali, z wyjątkiem Kanga.
Jemu naprawdę coś się stało.
– Idziemy na imprezę po koncercie? – zapytał Jeremy. – Słyszałem, że będzie dla uczestników koncertu.
– O tak! – zawołał Yun.
– Idziemy – powiedział Menager. – Ale Zu Mi zostaje w hotelu.
– Dlaczego? – zaprotestowałam.
– Prezes stwierdził, że jesteś jeszcze za młody, żeby iść na tę imprezę.
– Ale ja chciałem autografy! CL tam będzie i Zelo i G-Dragon, Minho, Hyuna i J-Min! A EXO! Luhan, Kris, Sehun Rap Monster! To nie fair!
Kochany tatuś. Powiedział mi kim jest, a teraz staje się nadopiekuńczy wobec mnie. Przeczuwałam, że tak będzie. Muszę mu to wybić z głowy. Nie wiedziałam o nim przez szesnaście lat, nawet się do mnie nie odzywał, a teraz chce być ojcem. Niedorzeczny.
– Ja też nie idę – stwierdził Kang. – Nie mam ochoty się znowu z nimi użerać.
– Reszta idzie?
Reszta się zgodziła, więc po zakończeniu koncertu ja i Kang mieliśmy pojechać do hotelu, a Joong, Yun, Jeremy i wszyscy inni na imprezę.
– Zu Mi, kiedy przyjdą twoi znajomi? – zapytał Menager.
– A, właśnie! Napiszę do nich!
Sięgnęłam po telefon, żeby napisać wiadomość do Sasaki, kiedy ten zaczął dzwonić.
– Oh. Halo? – Odchrząknęłam, bo zapomniałam, że mówię nie w tym języku co trzeba. – Słucham?
~ To ja, Sasaki. Zeszliśmy już z widowni, bo Ito stwierdziła, że widziała wszystkich, których chciała, więc…
– Dobrze, w takim razie już do was idę… Właśnie! Aki jest z wami?
~ Niestety tak, nawet w tym tłumie nie mogliśmy go zgubić.
– Nie ważne, gdzie jesteście? – zapytałam wstając.
~ Jesteśmy obok wejścia na górę, tam gdzie nam nie wolno wejść.
– Rozumiem, poczekajcie chwilkę. Idę. Okey.
~ Okey.
– Zaraz wrócę – powiedziałam i wybiegłam z garderoby.
Przebiegłam korytarze i schody, aż w końcu znalazłam się w hallu głównym.
Było tam mnóstwo ludzi, a kilka grupek dziewczyn, kiedy tylko znalazłam się w zasięgu ich wzroku zaczęły piszczeć, skakać z radości i wskazywać mnie sobie palcami.
Cześć wam – powiedziałem do moich znajomych, przy okazji machając do fanek. – Oni idą ze mną – mruknęłam do ochroniarzy, kiedy podeszłam wystarczająco blisko.
Jeden z ochroniarzy otworzył przejście, więc Sasaki, Yoshiro i reszta z Akim na końcu poszli za mną, a wtedy za plecami rozległy się westchnienia i pomruki zazdrości.
Gdy znaleźliśmy się w sferze wolnej od ciekawskich uszu, usłyszałam za plecami gwizdy i śmiech.
No co? – zapytałam po angielsku, ze względu na Melindę, która nie znała japońskiego. – Dlaczego się śmiejecie?
– Bo nigdzie nie widać Choi Shin Hye – powiedział Yoshiro.
– Ah, o to chodzi – mruknęłam, rumieniąc się.
W końcu na żywo, pierwszy raz widzieli mnie jako Akai Zu Mi.
– Przystojny jestem, co? – powiedziałam podnosząc lekko włosy za uchem otwartą dłonią.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
– A teraz bądźcie mi wdzięczni do końca życia, bo długo błagałam Prezesa Ahn i Menager Chang, żebyście mogli wejść do naszej garderoby. Jak wiecie, na takiej imprezie nie powinno się takie coś dziać.
– Oczywiście, Zu Mi – powiedział Yoshiro, zarzucając mi rękę na ramiona. – Nasz przystojny kolego.
– Yoshiro – zaprotestowałam, rumieniąc się.
Zrzuciłam jego rękę, zanim weszliśmy do garderoby.
Nie przewidziałam, że kiedy Ito zobaczy chłopaków to będzie piszczeć mówić w taki sposób, że nikt nie rozumiał jej słów. Wzięła autografy od wszystkich i zrobiła sobie z nimi zdjęcia, na szczęście nie zapominając o mnie.
Dobrze, że byli z nami tylko chwilę, bo już miałam ich dość.
– Zabawni są twoi znajomi – stwierdził Menager.
Szczególnie Aki.
Wszyscy z Fallen Angels go znają, ale każdy udawał, że to nie prawda – szczególnie Aki.
Już nie wspomnę o tym, że wziął mnie na bok i zapytał dlaczego już nie może podglądać moich myśli. Oczywiście wiem dlaczego, ale ani mi się śni mu o tym mówić. Dzięki ci Izumi, że oddałeś mi mój pierwszy całus… Który Kang i tak bezczelnie skradł.
Już nie mogę się doczekać, kiedy nastanie wrzesień i nowy rok szkolny w Akademii na Ignis, kiedy to zacznę do niej uczęszczać. Wtedy dowiem się dużo więcej o magii, niż Kang mógł mi przekazać, między innymi co daje pierwszy pocałunek i co zyskał przez to Kang.
Tak jak ustalono, gdy Kimiko już wystąpiła na scenie, ja i Kang wróciliśmy do hotelu i bez słowa rozeszliśmy się do naszych pokoi, a reszta posiedziała z nami przez jakiś czas, odświeżyli się, po czym o wyznaczonym czasie – prawie, przecież sławy lubią się spóźniać – pojechali na imprezę.
Gdy Yun zwolnił łazienkę i poszedł do pokoju Rae, żeby zrobiła mu makijaż i fryzurę, ja skorzystałam z okazji i wzięłam długą kąpiel, a kiedy wyszłam z łazienki, blondyna już nigdzie nie było, tak jak całej reszty.
Chciałam iść do pokoju, który Joong dzielił z Kangiem, ale bałam się, że ten drugi zabije mnie jednym, przelotnym spojrzeniem.
Zrezygnowana zawróciłam spod drzwi pokoju czerwonowłosego i wróciłam do siebie, po czym przebrałam się w wygodne, luźne ciuchy do spania.
Kiedy siedziałam na podłodze przy szafie, gdzie schowaliśmy z Yunem torby z ubraniami, żeby schować znoszone ubrania, usłyszałam kliknięcie zamka w drzwiach. Tylko Yun miał kartę poza mną, więc założyłam, że to właśnie on wszedł do pokoju.
– Już jesteś? – zapytałam. – Skoro wróciłeś tak szybko, znaczy, że nic nie straciłem, nie idąc tam, co? Powiedz, że t…
Kiedy odwróciłam głowę, nagle zamilkłam, kiedy okazało się, że to nie Yun Jae, a Kang Kyun wszedł do pokoju.
– Kim Kang Kyun-ssi… Co ty tu… Jak tu wszedłeś?
– Powiedz mi Akai Zu Mi, kim ty jesteś, co? – rzucił głosem wyzutym z emocji.
– Co?
– Powiedz mi kim ty jesteś – powtórzył, a ja wstałam, żeby zamknąć szafę.
– Jak to kim? Jestem Akai Zu…
– Nie kłam! – wrzasnął. – Powiedz mi prawdę, powiedz mi… Powiedz mi, że nią nie jesteś, że jesteś chłopakiem.
– C-co? – przeraziłam się. – Nie jestem nią…?
– Wiesz o czym mówię! – wrzasnął rozpaczliwe, opierając ręce na szafie po bokach mojej głowy z taką siłą, że jej drzwi aż zadrżały, a ja poczułam to na całym ciele, ponieważ się o nie opierałam.
– Hyung…
– Miałeś tak do mnie nie mówić!
– Kim Kang Kyun-ssi – poprawiłam się szybko. – Ja nie wiem…
– Odsuń się – nakazał mi.
Zabrał ręce z szafy i odsunął mnie, zadziwiająco delikatnie, po czym otworzył drzwi szafy i zaczął grzebać w moich rzeczach.
– Co ty robisz?! – wrzasnęłam, starając się odepchnąć czerwonowłosego od moich rzeczy, ale miał zbyt dużo siły.
Zauważyłam, że wyciągnął coś z moich rzeczy, po czym poczułam, że uderzam o jedno z łóżek całym moim ciałem, boleśnie zahaczając o drewnianą ramę łóżka barkiem. To Kang przygwoździł mnie swoim ciałem, po czym sięgnął po to coś co wyciągnął z mojej torby – było to pudełeczko z różowymi pigułkami perukami – i otworzył je.
– Weź to – nakazał podając mi jeden przeźroczysty listek.
– Nie – odpowiedziałam stanowczo, patrząc wprost w te czarne jak węgle oczy wściekłego narcyza. – Nie będę już robić tego, co chcesz żebym robił.
Kiedy się nie zgodziłam, próbował podać mi to siłą, ale mu nie wychodziło. Oczywiście musiał wpaść na pomysł, który zaświtał w mojej głowie – nie mógł zobaczyć moich myślach, mimo kontaktu fizycznego, ponieważ potrafiłam już to doskonale kontrolować.
Kang wsadził kilka listków do ust, po czym nachylił się do mnie i mnie pocałował.
Zszokowana patrzyłam w te czarne oczy pozbawione już żadnych emocji i zobaczyłam, że grzywka Kanga robi się czarna, a wokół głowy poczułam ciężar, kiedy moje loki opadły z łóżka, zwieszając się jak liany w lesie tropikalnym.
– Powiedz mi, że to nie ty – mruknął Kang odsuwając się odrobinę, po czym położył się na mnie z głową na moim ramieniu. – Błagam, nie chcę tego wiedzieć.
– Przepraszam, że to zrobiłam – szepnęłam ze łzami w oczach. – Naprawdę przepraszam, ale nie mogłam postąpić inaczej.
– Shin Hye! – powiedział z wyrzutem. – Zaraz po śmierci Shi Ho kazałaś mi usunąć pamięć, na pewno było ci ciężko, więc nie powinnaś…
– Musiałam – zaszlochałam.
– Już dobrze, rozumiem – powiedział. – A teraz… Płacz ile chcesz, będę już zawsze przy tobie. Tylko nie rób mi tego znów. Nie pozwalaj mi się tak czuć…
Gdy się uspokoiłam, przeprowadziliśmy poważną rozmowę. Zbyt poważną i zbyt bolesną.
Ocierając łzy i trochę ciągnąc nosem, dałam znak Kangowi, że już w porządku i możemy usiąść.
– Wiesz, że nie mogę ci wybaczyć? – zapytał opierając się plecami o wezgłowie łóżka. – To, że wyczyściłaś mi pamięć to jedno, ale to, że wkradłaś się do mojego zespołu przebrana za chłopaka i spowodowałaś ten skandal… To za wiele i nie potrafię ci tego wybaczyć.
Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami.
– Wiem co czujesz, ale to wszystko było spowodowane jednym głupim rozkazem od dziewczyny, która chciała zrobić ze mnie mordercę.
– Ta blond Lamia? – zdziwił się.
– Pamiętasz dlaczego wyjechałam z Japonii? – zapytałam.
Skinął głową.
– Ona się o tym dowiedziała, a ja nie chciałam, żeby inni stwierdzili, że to ja jestem odpowiedzialna za śmierć Izumiego. Bałam się, że zostanę sama w szkole, a inni przez kolejne lata tam będą przeciwko mnie. Nie chciałam być sama… – mruknęłam i mocniej objęłam kolana. – Brat Park Yu Rin jest modelem, ale potrafi śpiewać… Wtedy na castingu do waszego zespołu… On miał tam wejść, ale przed wejściem był zbyt zestresowany i oddał mi swoją wejściówkę… Nie wiedziałam wtedy, że to był właśnie brat Yu Rin – dodałam szybko, widząc minę Kanga. – Miałam jego zdjęcie jako nastolatka. Trochę się przez kilka lat zmienił, bo jest trochę starszy od Joonga. Wtedy weszłam na casting podając hasło widoczne tylko dla magicznych i miałam poszukać tam właśnie brata Park Yu Rin. Gdy podawałam nazwisko powiedziałam Sakai Izumi, a mężczyzna je zapisujący usłyszał Akai Zu Mi…
– Wiedziałem, że to nienormalne, żeby ktoś miał tak dziwne imię… Powstałe z japońskiego… Mów dalej.
Odetchnęłam głęboko i wyprostowałam plecy. Powoli zbliżałam się ku końcowi tej opowieści.
– Zanim weszłam na przesłuchanie do Sali w której był prezes, chciałam się ulotnić, zanim ktoś mnie zauważy, ale było za późno i jakiś chłopak mnie tam wepchnął… Musiałam zaśpiewać…
– Nie musiałaś. Mogłaś powiedzieć, że się rozmyśliłaś… Prezes by zrozumiał…
– Nie zrozumiałby, przecież go znasz…
Wzruszył tylko ramionami.
– Kilka dni po tym dowiedziałam się, że Akai Zu Mi został wybrany nowym wokalistą Fallen Angels i że ma się stawić na podpisaniu umowy.
– Jak się tak nad tym zastanowię, to skąd wzięłaś ojca? – zdziwił się. – Przecież nie znasz swojego biologicznego.
– Znasz go, Akechi Aki mi pomógł… Był moim wuefistą w starej szkole.
– Ty mi nie mów, że on…
– Prezes się nie połapał!
– A Shi Ho?
– Nie wiem jak się dowiedziała… Chociaż jak teraz o tym pomyślę… Ach! Na podpisaniu umowy powiedziałam prezesowi prawdę i przeprosiłam go za to, że przebrałam się za ch…
– Chwileczkę, że co?! Prezes cały czas wiedział?!
Skinęłam głową.
– Dlaczego więc cię przyjął…? Ten twój sekret? To o to, że jesteś dziewczyną chodziło, co?
– Tak, ale… Do niedawna nie wiedziałam dlaczego prezes mnie przyjął jako dziewczynę przebraną za chłopaka… Teraz już wiem.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każdy wpatrzony w inny punkt w pokoju.
– Powiesz mi? – zapytał w końcu Kang.
Przełknęłam ślinę.
– Ahn Woon Yeon to mój biologiczny ojciec – powiedziałam na jednym tchu… No dobra, chciałam, ale tego nie zrobię. – Nie teraz, wolę się z tym oswoić zanim komuś o tym powiem.
– Jak wolisz…
– Resztę historii już znasz.
– A teraz ty posłuchaj mnie.
Podniosłam wzrok na czerwonowłosego, ale nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.
– Odejdź z zespołu jak najszybciej możesz. Kiedy kraj się dowie, że jesteś dziewczyną, zespół będzie skończony. Nie chcę się rozstawać z chłopakami i nie chcę, żebyś odeszła, ale to jest konieczne, żeby Fallen Angels pozostało nienaruszone…
– Wiem – szepnąłem spuszczając wzrok. – Wiem, że tak będzie, ale prezes nie pozwoli mi odejść… A ja nie mam gdzie się podziać…
– Wiem w jakiej jesteś sytuacji… Ale Zu Mi musi zniknąć na zawsze – powiedział z mocą, tak jak mówi szaleniec, który nie wacha się zabijać ludzi zawadzających mu na drodze życia.
– Przekonam prezesa, żeby pozwolił ci odejść. Niedługo Jeremy będzie debiutował, więc nie będzie źle…
– On mnie nie wypuści – powiedziałam z przekonaniem. – Nie po tym czego się dowiedziałam. Mówię poważnie Kang, on nawet mnie nie posłucha, a co dopiero ciebie…
– Nie wiem jakie są wasze relacje… Przypomniałem sobie właśnie, że jestem na ciebie nadal wściekły – powiedział jak naburmuszone dziecko. – Proszę, niech wszystko zostanie tak jak było między nami na początku, kiedy się poznaliśmy w twoim domu.
– Opiekun-podopieczny…
– Dokładnie… – Odchrząknął. – Przepraszam, że cię… p-pocałowałem – mruknął pod nosem dodatkowo unosząc dłoń do ust, przez co ledwie zrozumiałam co powiedział.
– C-co…? – zapytałam zaskoczona.
– P-przepraszam, że cię pocałowałem – powiedział głośniej, nadal jednak nie dość wyraźnie.
Zaśmiałam się.
– Nie mogę uwierzyć, Kim Kang Kyun się zarumienił! – zawołałam dla żartu.
– Mówię poważnie – burknął.
Mina mi zrzedła.
– Nie przepraszaj za to – mruknęłam. – Gdy byłam chłopakiem to ci to nie przeszkadzało, a teraz kiedy wiesz… Jesteś dziwny.
– Po prostu czuję, że powinienem przeprosić – powiedział stanowczo.
Westchnęłam.
– Czy inni o tobie wiedzieli? Poza prezesem?
– Co? Ach… Nie… To znaczy, tylko Menager Chang. Nikt poza nimi nie wie…
Wliczając w to Yesul Boys.
Będę musiała powiadomić Joong Hyunga… Joong Oppę, Mi Ko i Jeremyego Oppę, żeby udawali, że nic nie wiedzą, bo Yun poczuje się pominięty.
– Teraz pozwól, że pójdę do siebie, przemyśleć to wszystko.
Milczałam, kiedy odchodził,  gdy drzwi się za nim zamknęły wyciągnęłam jedną z pigułek, połknęłam ją i położyłam się. Zanim zasnęłam napisałam wiadomość do Mi Ko i reszty.

*

Siedzieliśmy właśnie w boksie patrząc jak CL i G-Dragon wygłupiają się przy karaoke, kiedy mój telefon zawibrował. W tym samym momencie Joong i Jeremy też wyciągnęli swoje telefony. Od razu przeszyło mnie przeczucie, że coś złego się stało.
Wiadomość przyszła od Shin Hye.

Kang wszystko sobie przypomniał i wie, że to ja jestem Zu Mi. Udawaj, że nic o tym nie wiesz. Do reszty też to wysłałam.

 Spojrzeliśmy po sobie z chłopakami i w milczeniu zgodziliśmy się z tym czego chciała Shin.

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 57. Wracają wspomnienia *^*



Narzekają, że dawno nie było, to mają... Nuuuuuuuuuuuuuudy w tym rozdziale, tak mega koncertowo. Pierwszy tak duży koncert Zu(nie ja go chciałam, został napisany na prośbę pewnej Jonggukozejbki, która już nawet nie czyta FA xD)
Jadę na NIUCON! Chociaż pewnie coś wypadnie i nie pojadę. Tak jak było z Pyrkonem ;__;
Nie ważne!
Enojoy! *^*
 
– Zu Mi? –usłyszałam z oddali. – Zu Mi! Akai, obudź się! – mówił Yun Jae szturchając mnie.
Otworzyłam oczy a tam zamiast – jak mi się prędzej zdawało – salonu, zobaczyłam wnętrze naszego zespołowego busa. Byli tu kierowca, Menager Chang, Joong Kyung, Kang Kyun, a na tyle ja Yun Jae i Jeremy – który jechał z nami żeby wpasować się w klimat koncertowania i sławy.
– Co się stało? – zapytał Yun.
– Nie, nic.
Przeciągnęłam się leniwie, ale napotkawszy wyczekujące spojrzenie blondyna, westchnęłam i dałam mu wymijającą odpowiedź.
– Miałem bardzo – kładąc nacisk na bardzo – realistyczny sen.
– Dobrze, że się skończył, bo zaraz będziemy na lotnisku – wtrącił Kang, spoglądając na nas z szerokim uśmiechem.
Szkoda, że się skończył – był piękny, chodź z takim gburem jak ty w roli głównej.
W samolocie okazało się, że w pierwszej klasie leci z nami również Kimiko.
– Słyszałam, że B.A.P lecą później, a EXO podobno wynajęli prywatny samolot – powiedziała, kiedy już się usadowiła w swoim fotelu, tuż obok mnie. – Wiecie w ogóle kto otwiera koncert? Bo mnie nikt oczywiście o tym nie powiadomił, a mój menager to kretyn.
– Myślę, że oni sami jeszcze o tym nie wiedzą – wtrącił nasz menager Chang. – Mnie też nic na ten temat nie wiadomo.
– Jak oni mogą tego nie wiedzieć!? Przecież to jest niedorzeczne! Koncert będzie za kilka godzin, a oni sobie w kulki lecą. Gorzej gdybym ja miała to zrobić…
– O to się martwić nie musisz – przerwał Kang. – Tobie nie dadzą otwarcia koncertu póki ozon wokół ziemi nie zniknie.
– A tobie nawet kiedy będziesz zgrzybiałym staruchem nie dadzą otwarcia koncertu. Nigdy!
Byłam tak zmęczona ostatnimi wydarzeniami, że położyłam się w fotelu, włożyłam słuchawki do uszu i próbowałam się zdrzemnąć, chodź godzinkę, żeby tylko nie słuchać kłótni tej dwójki.
Byłam uradowana, kiedy dowiedziałam się, że AOA zameldowały się w tym samym hotelu co my, ale po ich minach wnioskowałam, że one nie bardzo się cieszyły. Nie zaszczyciły nas nawet głupim dzień dobry, kiedy wychodziły z hotelu, zapewne żeby zwiedzać, a my czekaliśmy aż Menager odbierze klucze do naszych pokoi.
Sypialnie znów były rozdzielone na dwoje. Dobrze, że tym razem nie losowaliśmy słomek, a Kang powiedział, że będzie dzielił pokój z Joongiem, więc ja musiałam mieć z Yunem. Jeremy był jako osoba towarzysząca, więc dostał osobny pokój.
– Yun Jae Hyung – powiedziałam, kiedy Yun zajął lepiej usytuowane łóżko w naszym pokoju, a ja wnosiłam nasze torby do pokoju.
– No?
– Chciałbym odwiedzić moją starą szkołę, tu w Tokyo. Powiesz innym, że się teleportuję?
– Jasne, w końcu mamy dużo czasu do koncertu. Idź.
– Tylko się przebiorę.
Wzięłam swoją torbę do łazienki.
– Ja idę do hallu – powiedział Yun, kiedy zamknęłam za sobą drzwi łazienki.
– Dobrze!
Wyciągnęłam z torby niewielkie zawiniątko, z którego wyciągnęłam plisowaną czarną spódniczkę z wysokim stanem, biały szeroki top z krótkim rękawkiem, białe zakolanówki i czarne baleriny. Gdy przebrałam się w te ubrania, zmieniłam fryzurę z różowego Ulzzang Boy na moje naturalne długie włosy.
– Nieźle urosły – mruknęłam do siebie, kiedy długie włosy opadły mi na ramiona.
Złapałam za już niewidoczny dla oka żółty kryształ i teleportowałam się do mojej dawnej szkoły. Było jeszcze dość wcześnie, żeby wszyscy byli na zajęciach, więc nie powinno być problemu jeśli tam się zjawię.
Deportowałam się w martwym punkcie na boisku szkolnym, którego nie widzi żadna kamera i mało uczniów wie o tym miejscu. Zawsze chowaliśmy się tam z Izumim, kiedy uciekaliśmy przed łobuzami chcącymi nas zaczepiać.
Na szczęście udało mi się dobrze obliczyć czas i właśnie była przerwa śniadaniowa, więc szybko udałam się do mojej dawnej klasy.
– Kto to jest? – szepnął ktoś, gdy weszłam do klasy.
Sasaki i reszta jej paczki siedzieli przy złączonych stolikach razem, tak jak zawsze i zajadali się Obento.
– Jaka ładna dziewczyna.
– Nie ma mundurka.
– Kto to jest?
Zaśmiałam się.
– Anyong! – zawołam podchodząc do Sasaki i reszty.
– Cho!? – wrzasnęli wszyscy.
Tak, wszyscy. Nie tylko paczka Sasaki.
– Ohayo – poprawiłam się. – Zapomniało mi się japońskiego chyba – mruknęłam uśmiechając się słodko – tak mi się przynajmniej wydawało.
– Cho, skąd ty się tu wzięłaś? – zapytał Takeshi.
– Przyleciałam na k-pop Kon. Wiecie dlaczego – mruknęłam, siadając na podstawionym dla mnie krześle, między Ito i Yoshiro.
W towarzystwie była nowa twarz. Blondynka, rysy twarzy zagraniczne, ale ich delikatność wskazywała na korzenie w Azji.
Z niewielkiej torebeczki w której miałam telefon i inne drobiazgi wyciągnęłam kopertę z wejściówkami na koncert. Na wszelki wypadek wzięłam ich więcej, bo jak sądziłam, ta nowa dziewczyna pójdzie na koncert z nimi.
– Tak przy okazji, Cho. To jest Blake Melinda, od kilku dni chodzi z nami do klasy… Nie musisz się martwić, że ona cię nie zrozumie, będę ej tłumaczyć na angielski – powiedziała Sasaki.
Miło mi się poznać, Melinda – powiedziałam po angielsku. – Nazywam się Choi Shin Hye.
Jak miło jest usłyszeć swoje prawdziwe imię, nawet wypowiedziane samemu, ale fakt, że przy ludziach, nie w samotności.
Twarze wszystkich, którzy mnie dobrze znają, przeżyły bliskie spotkanie z podłogą.
Mnie również – powiedziała i uścisnęłyśmy sobie dłonie ponad stołem.
– Od kiedy ty tak dobrze mówisz po angielsku? – zapytała Ito.
Wszyscy byli mocno zdziwieni.
– Od kiedy ty w ogóle mówisz po angielsku? – poprawiła ją Sasaki. – Przecież nigdy ci to nie szło.
– Powiedzmy, że miałam dobrego nauczyciela – powiedziałam. – Możemy mówić po angielsku, skoro tak będzie łatwiej.
Doprawdy, te pięć miesięcy w Korei nieźle cię zmieniło – powiedziała Yue.
Yue… Nadal nie wybaczę jej tego, że przez nią Izumi zginął, jednakże sądzę, że mogę z nią zwyczajnie rozmawiać skoro jesteśmy w towarzystwie. Kiedy będziemy same, nie będę miała jej nic do powiedzenia.
Opowiedziałam wszystkim jak to było przez ostatnie miesiące w Korei, pomijając fakt, że moja mama odeszła. Wiedzieli o tym, ale nie było potrzeby znów tego roztrząsać.
Melinda nie bardzo wiedziała co to k-pop, ale stwierdziła, że skoro jest sporo zaproszeń i ona się załapie, to czemu ma nie iść na koncert.
Nie dziwię jej się, w końcu to jedno z największych muzycznych wydarzeń roku we współpracy Korei, Japonii i Chin. Wczoraj był koncert muzyki klasycznej, dziś będzie pop i rap, a jutro rock i tym podobne.
Mam nadzieję zobaczyć jutro Baby Metal, mimo że nasz jutrzejszy harmonogram nie uwzględnia uczestnictwa w koncercie. Nie zabronią mi tam być, bo mamy od piątej wolny czas, aż do następnego dnia rano. Muszę tam być, nawet jeśli będę musiała się teleportować na salę jako ja, nie Akai.
– Gdzie jest ta dziewucha?! – wrzasnął ktoś wchodząc… wpadając jak szalony – to trafniejsze określenie – do klasy. – Nie mówcie mi, że naprawdę tu jest?!
– Nauczycielu! – zawołała Sasaki. – Sensei Akechi-sama!
– Tu jest!
Przełknęłam ślinę, a wtedy na moich plecach uwiesił się ten blond psychol, całujący bezbronne nastolatki.
– W-witaj, ojczulku – mruknęłam.
– Przyszedłem tylko po darmową wejściówkę na koncert, bo za drogie były – powiedział sięgając po kopertę leżącą na stole, wciąż wieszając się na moich ramionach, opierając brodę na czubku mojej głowy.
– Darmowe wejściówki?! – wrzasnęły dziewczyny z kasy, siedzące w jej drugim końcu. – Gdzie?!
– Idź sobie! –zawołałam wstając i odpychając mężczyznę. – Idź rób co tam trzeba, a nie ploty roznosisz. No idź.
– Jasne, jasne! – powiedział uradowany, po ukradnięciu jednego z biletów. – Do zobaczenia przy scenie, synku.
Prychnęłam.
Zaśmiałam się, kiedy uświadomiłam sobie jak dawno tego nie robiłam, kiedy Kang przywłaszczył sobie ten mój zwyczaj.
Masz dużo wolnego? – zapytała Ito. – Poszlibyśmy na lody, albo coś?
Pokręciłam głową.
Nie mogę, mam za bardzo napięty grafik. Przynajmniej na trzy godziny przed koncertem muszę być w hotelu, żeby się zrelaksować i odpocząć, a później całe to przygotowanie i koncert. Na samą myśl mi się nie chce.
Ty jesteś jakąś gwiazdą? – zapytała Melinda.
– Mogę jej powiedzieć? – zapytałam po japońsku.
Wszyscy pokiwali głowami.
Nie lubię określenie gwiazda – zaczęłam. – Gwiazdy są na niebie. Ale tak, jestem dość sławna… Jestem wokalistą w sławnym zespole. Tylko, że cały świat myśli, że jestem chłopakiem. Mnie jako Choi Shin Hye mało kto zna.
Podszywasz się pod chłopaka? – zdziwiła się.
Takie było założenie podczas podpisywaniu kontraktu, przez co powstała zabawa z zespołem, kto pierwszy odgadnie mój sekret… Osób wtajemniczonych nagroda nie dotyczy.
Tak nas urządziła, a ja z chęcią bym spędziła jeden cały dzień z Lee Joong Kyung Oppa – powiedziała Ito.
Kiedy ktoś odgadnie ten sekret to będę was zapraszać do nas. Podróż dla was tam to nie problem, prawda?
– Nie przy niej – mruknęła Sasaki po japońsku. – Ona nie wie.
Skinęłam głową.
– Czyli, kiedy ktoś to odkryje to wtedy już będziesz śpiewać jako dziewczyna?
– Dokładnie.
Spędziłam z nimi w klasie jeszcze klika minut, po czym poszłam z Sasaki do damskiej toalety skąd miałam się teleportować do hotelu.
– Jak się z nimi żyje? – zapytała Sasaki, kiedy wyszłyśmy z klasy.
– He?
Czarnowłosa zaśmiała się.
– Z chłopakami w zespole. W końcu jesteś sławna i mieszkasz w domu pełnym facetów.
– Ah, to masz na myśli. – Zamilkłam na moment, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Na początku się bałam – przyznałam. – Ale po czasie przywykłam. Zawsze mieszkałam tylko z… z mamą, więc to było dla mnie coś nowego, ten hałas i kłótnie Yuna i Kanga, ciągłe brzęczenie muzyki, kiedy tworzymy razem nowe utwory, zapach pysznych potraw, które gotuje nam Joong i siostra Kanga. Jest głośno, ale wesoło i nasz dom jest taki żywy…
– Przywykłaś już do nich, co?
Zaśmiałam się.
– Słyszałam, że Kim Kang Kyun ma okropny charakter.
– Skąd ty to…? – zdziwiłam się.
– Aki.
– A ten skąd to wie?
– Mówił, że ukradł ci pocałunek.
Zrumieniłam się.
– Tak, zrobił to przed moją szkołą w Seulu, przy wszystkich moich tamtejszych kolegach. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
– Jesteśmy na miejscu – powiedziała, bo właśnie stanęłyśmy przy toalecie. – Aki to mistrz zamieszania, nie dziwię się, że tak to rozegrał.
Dzwonek obwieszczający koniec przerwy zadzwonił.
– Do zobaczenia za kulisami – powiedziałam z uśmiechem.
– Do zobaczenia – mruknęła.
Weszłam do łazienki, upewniłam się, że nikogo tam nie ma, po czym teleportowałam się do hotelu, do łazienki w moim i Yuna pokoju.
Podskoczyłam, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Akai Zu Mi! Wyłaź stamtąd! – krzyczał Kang waląc w drzwi. – Dlaczego nie odpowiadasz?!
– Chwila! – zawołałam i zaczęłam zmieniać ubranie, wrzuciłam damskie rzeczy do torby, zjadłam pastylkę i błyskawicznie otworzyłam drzwi od łazienki. Zapomniałam, że zamknęłam je na zamek, a Yun pewnie dla kawału nikomu nie powiedział gdzie jestem.
Kang wpadł do łazienki i złapał mnie za ramiona, boleśnie je ściskając.
– Gdzieś ty był? Teleportowałeś się gdzieś?
– T-tak. Byłem w mojej starej szkole… Prosiłem Yun Jae Hyunga, żeby wam to przekazał.
– Powinieneś sam to zrobić! – warknął.
– To boli! – krzyknęłam, kiedy ścisnął mocniej moje ramiona. – Puść mnie.
Jego uścisk powoli zelżał, aż w końcu całkiem zabrał ręce i odsunął się.
– Menager Chang chce cię widzieć. Teraz.
– D-dobrze. Pójdę pierwszy.
Błyskawicznie wyszłam z pokoju do korytarza, zostawiając Kanga samego w pokoju.

*

Dlaczego to się musiało stać? No dlaczego?
– To boli! Puść mnie.
To jak wtedy na mnie spojrzał. Ten strach i ból w jego oczach. Wszystko przez to, że się tak o niego martwiłem i boję się, że coś może mu się stać. Nie nawet chcę, żeby się choćby lekko zranił, bo mnie też to boli.
– Menager Chang chce cię widzieć – powiedziałem już spokojniej. – Teraz.
– D-dobrze – powiedział trzęsącym się głosem. – Pójdę pierwszy.
Jednakże bardziej boli mnie teraz to, że on zaczął się mnie bać.
– Co to? – zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem niedomknięta torbę Akai na podłodze w łazience.
Pchnąłem drzwi i podniosłem ją, żeby wyciągnąć to co mnie tak w tej torbie zaciekawiło. Był to komplet damskiego stroju – spódniczka, bluzka i buty.
– Co do…?
Przeszedłem do pokoju i wysypałem zawartość torby na jedno z łóżek. Były tam damskie przybory jak niewielkie pudełko podpasek i inne dziewczęce rzeczy.
Gdy stałem tak w to wpatrzony głowa zaczęła mnie boleć od natłoku myśli.
Przecież to nienormalne. Podoba mi się chłopak, który twierdzi, że moje uczucie go obrzydza, a sam ma w torbie damskie łachy...
I kto tu jest nienormalny?
– Wygarnę mu, wygarnę i mu wleję. Ja jestem odrażający? Ja?! To ty jesteś odrażająca Choi Shin Hye… Choi… Że... kto?
Nagle ból w skroniach nasilił się i błyskawicznie rozlał się po całym moim ciele. Działo się to tak szybko, że nie dałem rady tego znieść i upadłem, tracąc siły na cokolwiek.
Wspomnienia sprzed prawie pół roku wracały, były częściowo zamglone i niejasne, ale były pozwalając mi przypomnieć sobie tę wkurzającą, roześmianą fankę, z którą się tak zżyłem.
– Choi Shin Hye, jak mogłaś odebrać mi wspomnienia o tobie? – zadałem pytanie do pustego pokoju, leżąc na podłodze, kiedy po moich skroniach zaczęły spływać łzy. – Jak mogłaś? Po tym co przeżyłaś, bez wsparcia, bez miłości…
Nagle przed oczami stanął mi obraz, kiedy całowałem Akai… Nie, całowałem Shin, dziewczynę…
Nie miałem siły cieszyć się, że jednak nie jestem gejem jak Jeremy, cieszyłem się teraz, że mogę na powrót dzielić wspomnienia z Shin Hye, moją podopieczną, ale byłem też na nią wściekły, że podając się za chłopaka, wkradła się do mojego zespołu, jeszcze wtedy, kiedy ją pamiętałem.
– Uwielbiam cię głupia, i nienawidzę jednocześnie.
Gdy uświadomiłem sobie, że powiedziałem jej przecież, że ją kocham, nie lubię a kocham, poczułem gorąco na twarzy.
– To ja jestem głupcem – stwierdziłem wstając.
Otarłem twarz, zebrałem rzeczy za pomocą magii tak, aby wyglądały na nieruszone i odstawiłem torbę na miejsce w łazience.
Teraz tylko pytanie, czy odmówiła mi chodzenia ze mną, ponieważ nic do mnie nie czuje, czy dlatego, że nie chciała mnie zdenerwować, gdy w końcu się dowiem, że to ona jest Akai.
I tak mnie zdenerwowała, więc to nie robi różnicy.
Sięgnąłem po telefon do kieszeni i napisałem Menagerowi wiadomość, że się zdenerwowałem i idę się zrelaksować do Spa, oraz żeby mi nikt nie przeszkadzał i się nie martwił, że zdarzę na czas. Dobrze, że Spa mieściło się w naszym hotelu.

*

Kiedy czekaliśmy na Zu Mi w pokoju Menagera, Kang gdzieś poszedł wściekły, a kiedy Zu już przyszedł, to Kang nie wrócił.
– Jestem Menagerze Chang – powiedział zasapany, jakby przebiegł ogromny dystans. – Przepraszam, ale wyszedłem na moment.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Prosiłem Yuna… – mruknął.
– Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – zawołałem uderzając się w czoło. – Wybaczcie.
Wstałem z kanapy i skłoniłem się wszystkim zebranym przepraszając.
– Już w porządku – powiedział Menager. – Ważne, że już wszyscy są… Zaraz, a Kang Kyun? Zu Mi?
– Eee…
– Zaczekajcie – przerwał Menager, kiedy jego telefon zabrzęczał. Przeczytał wiadomość, po czym westchnął. – Nie ważne, Kanga nie będzie. Słuchaj Zu Mi, bo tylko ty nie wiesz. Wasz występ został przyspieszony, więc właściwie za… – spojrzał na zegarek w telefonie – czterdzieści minut musicie być gotowi do wyjścia. Niegdzie już nie idźcie, jasne?
Pokiwaliśmy głowami.
– Ale dlaczego przyspieszyli nasz występ? – zapytał Zu. – Coś się stało?
– Wonder Girls miały kłopoty z transportem i nie dojadą na czas, a w Shinee któryś z chłopaków podobno spóźnił się na samolot, więc też nie wystąpią kiedy trzeba.