sobota, 30 maja 2015

Rozdział 52.



Jestem kompletnie wykończony! Uwielbiam moją szkołę, ale testy w akademii są strasznie męczące, a już szczególnie sprawności bojowych. Nie lubię ich. Trwają zbyt długo i wiąże się z tym wiele lekkich obrażeń i okropne zmęczenie. A ja jako jeszcze nie do końca wykształcony półanioł nie mam zbyt wielkiej mocy tego gatunku.
Joong musi zostać na Ignis jeszcze kilka dni dłużej, ponieważ właśnie skończył naukę w Akademii i niedługo otrzyma skrzydła, a jego pełna moc zostanie uwolniona.
Kiedy pomyślę, że ja muszę czekać jeszcze pięć lat, to aż mnie skręca. Wiem, że nie mogę mieć tego od razu, bo wymaga to czasu, poświęcenia i siły, ale gdyby dało się to jakoś przyspieszyć to bym z chęcią skorzystał… No, o ile nie byłoby to niezgodne z prawem.
Zaraz po egzaminach wróciliśmy na Ziemię do Kwatery Głównej, gdzie miał czekać na nas Akai…
Nie dziwię się Kangowi, że Zu mu się spodobał, w końcu chłopak jest jak słodka nastolatka, bardziej niż przeciętny chłopak – z bólem muszę przyznać, że nawet słodszy niż ja. Na początku mnie to zasmucało, ale podczas tourne to się zmieniło. Nie przeszkadza mi już natura Zu i jego sposób bycia, nawet to, że zmienił homofoba w geja.
Śmiesznie to brzmi.
– Z czego się tak śmiejesz, blondynko?
Wzruszyłem ramionami, kiedy Kang Hyung miażdżył mnie morderczym spojrzeniem i przez chwile jeszcze się śmiałem.
– Czemu mnie to nie dziwi, że śmiejesz się sam do siebie z byle powodu?
– Hyung! – zawołałem wpychając się przed Kimiko, żeby stanąć za Kangiem w kolejce do portalu na głównym placu Loaris. – Chodź, przytulę cię!
– Ani mi się waż! – wrzasnął, uchylając się przed moimi ramionami. – Tylko mnie tknij, a spalę twoje mangi!
– Hyung mi grozi – powiedziałem spoglądając zapłakanymi oczami do tyłu na Kimiko. – Nio weś mie psytul – mruknąłem.
– Chodź – wyciągnęła do mnie ramiona, więc się do niej przytuliłem.
– Kochana Mikoś – wymruczałem z zadowoleniem.
– I już nie płacze, dokładnie jak małe dziecko.
– Wy już się tam nie sprzeczajcie, bo nasza kolej do portalu zaraz będzie – oznajmiła Vanessa, spoglądając w niebo na wskazówki zegara. – Zostało nam tylko kilka minut.
– Yun? – zagadnęła Mi Ko.
– Hmm? – mruknąłem, nadal w nią wtulony.
– Jeszcze raz nazwiesz mnie Mikoś, a ci wszystkie Cosplaye spalę – powiedziała głosem psychopaty i ścisnęła mnie zbyt mocno, by można to było nazwać gorącym tuleniem.
– D-duszę s-się – charknąłem, próbując wyzwolić się z jej morderczego chwytu wrestlingowca.
Kiedy mnie wypuściła odsunąłem się od niej dwa metry i nisko ukłoniłem.
– Wybacz mi tę zniewagę, o Pani ma!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a kiedy się wyprostowałem szczerząc zęby, Mi Ko zarzuciła mi rękę na ramiona i przyciągnęła do siebie.
– Dużo lepiej.
– Zamknijcie się już i chodźcie – burknęła Vanessa, ale po chwili się ożywiła.
Weszliśmy do portalu, a w następnej chwili już byliśmy w Kwaterze Głównej pod Dworem Mroku.
Vanessa szybko pobiegła w stronę korytarza ze świecami i zniknęła w nim krzycząc ‘supernatural’.
Kiedy już weszliśmy na górę w salonie była tylko Gotka, a na ekranie plazmy przewijały się ciemne obrazy i czołówka serialu z napisem „Supernatural”. Czyli jakiś film ma się rozumieć?
– Co to? – zapytałem siadając na kanapie obok czarnowłosej. Pozostali zrobili to samo.
– Serial, kocham go. Cicho!
No i zaczęliśmy oglądać. Spodobało mi się, bo były anioły. Jakaś ciemnowłosy facet łaził w długim kremowym płaszczu i mówił, że jest aniołem Castielem. Vanessa wytłumaczyła mi, że anioły w tym serialu są właściwie postaciami ze światła i kiedy człowiek, czy ktoś zobaczy ich prawdziwą postać to jasne anielskie światło wypala mu oczy. Mówiła też, że Castiel to anioł o postaci zwykłego człowieka, który przejął ludzkie ciało i że człowiek musi się zgodzić, żeby anioł przejął jego ciało, nie tak jak demon. Co najgorsze, powiedziała mi też, że…
– Teraz, kiedy Joong zostanie Aniołem straci swoją ludzką postać i już nie będzie mógł wrócić na Ziemię w swoim ciele. Będzie musiał przejąć ciało jakiegoś zwyczajnego człowieka.
– Że co?! – wrzasnąłem zrywając się na równe nogi. – Już nie wróci! A co z zespołem?! Co z nami?! Co ze mną?! Ja… też stracę swoje ciało? – zapytałem szeptem łapiąc się za koszulkę na piersi i ściskając ją mocno.
– No… Tak. Nie wiedziałeś? – zdziwiła się.
Zamknąłem oczy.
– W takim razie wolę być Upadłym niż zyskać skrzydła – powiedziałem oschle. – Słyszysz Stworzycielu?! Wolę pozostać upadłym, niż zyskać te cholerne skrzydła!
– Co tu się dzieje? – zapytał Kang stając na schodach.
Spojrzałem na niego, ale jego wzrok ze mnie przetoczył się na coś w okolicy wejścia do kuchni. Gdy tam spojrzałem nic nie zobaczyłem.
– Kto to był? – zdziwił się wskazując na drzwi do kuchni. – Przed chwilą jakaś dziewczyna wyszła z kuchni… I to żadna, którą stąd znam.
O co mu chodzi? Przecież nikogo tam nie było.
– O czym ty mówisz? – zdziwiła się Raven, zjawiając się nie wiadomo kiedy i skąd.

*

O mały włos! Kang mnie widział, ale szybko się teleportowałam, więc nikt inny mnie nie zobaczył.
Durna Raven, źle obliczyła godziny i wszyscy przybyli prędzej niż się ich spodziewaliśmy, dlatego pozwoliłam sobie jeszcze chwilę pozostać w swojej postaci, mimo że rano byłam Akai. Tak się przyzwyczaiłam do długich moich włosów przez ostatni tydzień, że zapomniałam, iż jestem w swojej postaci, ale na szczęście szybko zareagowałam dzięki wampirzej krwi Raven wciąż krążącej w moich żyłach i udało mi się teleportować do pokoju, który zajmowałam.
Sięgnęłam do szyi, żeby pogładzić z wdzięczności żółty kryształ, ale go tam nie było.
– Teleportowałaś się bez kryształu! – powiedziała podnieconym szeptem Raven, wchodząc niepostrzeżenie do pokoju.
– Właśnie zauważyłam! – powiedziałam uradowana. – I nie rozszczepiłam się!
– Nieźle jak na pierwszy raz – powiedziała opadając na łóżko.
– Kang mnie tego za wiele nie uczył, on stwierdził, że sam nie umie tego zbyt dobrze.
– No to jesteś teraz lepsza od niego.
Śmiałyśmy się przez chwilę krytykując wady i narcyzm Kanga, po czym przebrałam się za Akai, założyłam naszyjnik z żółtym kryształem na szyję i zeszłam na dół.
– No przecież ci mówię, że nikogo tu nie było! – wołała Raven.
– A może to była Kate? – zaproponował Yun.
– Nie ten kolor włosów, za niska i za płaska.
Zabolało.
– Już jesteście? – zapytałam zatrzymując się u szczytu schodów. – To możemy już wracać?! Więcej tu już nie wytrzymam! Wracajmy! Yun Jae Hyung! Kim Kang Kyun-ssi.
Nie wiem czemu, wszyscy patrzyli na mnie oniemiali.
– Co się z wami… – zaczęłam, kiedy już zeszłam ze schodów.
Czyżbym zapomniała o jakimś elemencie stroju? Widać, że jestem Shin?!
Złapałam się za włosy, ale były krótkie, więc opuszczając dłonie dotknęłam klatki piersiowej, ale i tam było płasko…
Co ja z siebie zrobiłam? Może pójdę do chirurga plastycznego, niech mnie przerobi na faceta na stałe, czemu nie?!
– No o co wam… – zamilkłam, bo czyjaś dłoń zakryła mi usta.
– To Raven.
Za moimi plecami stał nie kto inny jak…
– Dante-ssi! – zawołałam i odskoczyłam jak oparzona, kiedy po moich plecach przebiegły ciarki.
Skłoniłam się nisko.
– Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam…
Ale za co?
– Język – powiedział Simon teraz za moimi plecami.
– He?
Wyprostowałam się i zamrugałam zaskoczona.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówię po angielsku, a oni nigdzie nie mogli się dopatrzyć receptora mowy.
– Przepraszam – powiedziałam skłaniając się tak, aby być zwróconą do wszystkich.
– Raven jak ty tego dokonałaś?! – wrzasnął Yun. – Od jego debiutu próbowaliśmy go namówić, żeby nauczył się angielskiego, ale nie chciał, bo mówił, że zawsze miał z nim problemy i skoro my go znamy to mu już nie potrzebny.
Kang uniósł niespodziewanie głowę i spojrzał na mnie, jednak kiedy nasze spojrzenia się spotkały, pokręcił głową, mruknął coś pod nosem i znów zapatrzył się gdzieś, udając, że nas tu nie ma.
Yun i reszta wypytywali Raven jak jej się udało nauczyć mnie angielskiego w tak krótkim czasie, ale nie dała się i im nie powiedziała o swojej krwi krążącej teraz w moim ciele, a i nikt tego nie podejrzewał.
Nie wróciliśmy do Seulu, bo Kang postanowił, że poczekamy aż Joong wróci z Ignis. No właśnie, ale dość długo mu to zajmowało, a i nie było żadnego z nim kontaktu.

środa, 13 maja 2015

Rozdział 51.



Enjoy ;)


Razem z Kangiem wykręciliśmy się u Kimiko i pognaliśmy szybko do gabinetu dyrektorki, który znajdował się w jednej z wież Akademii, co nie było zbyt komfortowe, zważywszy na to, że za kilkadziesiąt minut rozpoczynają się pierwsze zajęcia.
Zanim doszliśmy do drzwi gabinetu  pojawiła się w nich nasza szkolna koleżanka Rose – dziewczyna o której nic nie wiadomo, nawet jaką włada mocą. Kiedyś próbowałem jej dotknąć, żeby przejąć jej moc, ale mi się to nie udało w żaden sposób, żeby nie stwarzać podejrzeń.
– No nareszcie jesteście – powiedziała z uśmiechem. – Już myślałam, że nie zdążycie.
Kang przystanął na chwilę, a kiedy odwróciłem głowę, żeby na niego spojrzeć na jego twarzy dostrzegłem mieszaninę zaskoczenia i szacunku do stojącej przed nami Rose. Tylko dlaczego?
– Rose, co ty tu…? – zacząłem, ale ona właśnie zamknęła za nami drzwi gabinetu i jej szkolny mundurek zabłyszczał jasnym świtałem, a na jego miejsce pokazała się biała suknia, włosy znacznie urosły, a oczy z fiołkowych zmieniły się na szkarłatne. – Bogini Światła! – wypaliłem i skłoniłem się nisko.
Gdy usłyszałem śmiech powoli uniosłem wzrok na Boginię.
– Uwielbiam wasze miny, kiedy dowiadujecie się, że Rose to ja.
– Albo, miałaś zakaz ukazywania się uczniom, pomijając już mieszkańców Różanowa. – Zza pleców dobiegł mnie głos dyrektorki, jednej z Bogów Natury, panią Topaz. – Usiądźcie chłopcy.
Wzrok pani Topaz był skierowany na Kanga i wyraźnie było widać jej niechęć do niego.
– Czego pan potrzebuje, panie Kim? – zapytała, kiedy usiedliśmy na kanapie, a Alba przyzwała diamentowy dysk i usiadła na nim zawieszając w powietrzu.
– Nie wiem, on mnie tu zaciągnął – mruknął wskazując na mnie.
– Twoja misja miała być indywidualna – zwróciła się do mnie z pretensjami.
Która z tych Bogiń ma większą władzę, bo się trochę pogubiłem.
– Ja mu nie pomagałem – zaprzeczył Kang rozpierając się na kanapie. – On mi tylko wszystko powiedział, a ja wysłuchałem.
Zielonowłosa westchnęła kładąc dłoń na czole, ale po chwili nią machnęła nakazując mi mówić.
Nie owijając w bawełnę zacząłem opowiadać to co już powiedziałem Kangowi, kiedy wrócili do siebie, po tourne. Opowiedziałem o tym, że podczas moich poszukiwań już na początku natrafiłem na ślad, że przeszukałem dom pani Choi i jej córki, że założyłem ukrytą kamerę w domu rodziny Kim i przedstawiłem zapisy z kamer, zdjęcia, nagrania głosowe oraz wszystko inne. Kiedy rozmawiałem z Kangiem nie wiedziałem wszystkiego. Teraz powiedziałem wszystko, włącznie z rozmową Kimiko i Jeremyego, z której wynika, że on też jest w to wplątany. No i to najważniejsze.
– To Kim Mi Ko jest Chowańcem wiedźmy Merguerde.
– Mówiłam, że powinniśmy zablokować jej magię, kiedy ją schwytaliśmy – mruknęła Topaz.
– Mówiłaś? – zdziwiła się Alba. – Nie pamiętam, to było ze sto lat temu…
– Siedemnaście – poprawiła ją dyrektorka ze zrezygnowaniem.
– Możliwe.
– Mi Ko – wydukał Kang. – Ona… Mówiłeś, że nie urodziła się na Ignis, ale… Chowaniec? To nie możliwe! – wrzasnął zrywając się na równe nogi, po czym zaczął krążyć po pokoju jakby chciał wypełnić luki w całej tej opowieści. – Chowaniec nie ma takiej mocy jak Mag, jest zupełnie inna! A ta Wiedźma? Jej moc też jest inna niż Maga.
– Wiele czarów Maga jest podobnych do zaklęć Wiedźm. Mogą one podrobić używanie przez Magów żywiołów i różnych czarów – zauważyłem.
– Widzę, że przygotowaliście się na egzaminy – powiedziała Alba z uśmiechem.
– Ale ona nigdy nie wypowiadała zaklęć! – zaprzeczył czerwonowłosy.
Zamilkłem, bo tu miał rację.
– A jednak się nie przygotowaliście – mruknęła Alba, a my na nią spojrzeliśmy z wyrzutem. – Przynajmniej niedostatecznie. Jeśli jakaś Wiedźma kontroluje duszę Chowańca, może wypowiadać zaklęcia do duszy, a ciało działa jako broń tworząc to czego oczekuje użytkownik zaklęcia.
– Nie głupie – przyznałem.
Kang spuścił głowę, a jego ramiona zaczęły się trząść.
– K-kang? Wszystko w porządku? – zapytałem zaskoczony. Nie sądziłem, że zacznie pła…
Czerwonowłosy poderwał głowę i trzymając się za brzuch zaczął się śmiać, a śmiał się tak głośno, że jego głos wypełniał cały ogromny gabinet dyrektorki.
– Większej bzdury w życiu nie słyszałem! – zawołał. – Ale załóżmy, że tak jest. Czekam na rozwój sytuacji, a póki co idę odebrać mój plan zajęć. – I wyszedł zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
– Pójdę za nim…
– Nie, Nat –przerwała mi Alba. – Zrozumie w swoim czasie, a teraz narzucę na ciebie i pozostałych, którzy wrócą do Seulu, żeby pojmać Merguerde Sanctum Praesidium(czyt. sanktum preisidium).
– Świętą Ochronę! – wrzasnąłem. – To jest najsilniejszy czar jaki kiedykolwiek został stworzony!
Białowłosa uśmiechnęła się.
– Albo, jesteś pewna, że dasz radę? – zapytała zaniepokojona Topaz.
– Tak, a dobrze wiesz, że czar potrzebuje czasu, żeby dojrzeć, więc zrobię to jeszcze dziś. Natanielu – nakazała mi podejść.
Teraz jej oblicze ze słodkiej dziewczynki zmieniło się w poważną i potężną Boginię.
Podniosłem się z kanapy i podszedłem do Bogini. Dysk na którym siedziała zniknął, a ona sama zaczęła się unosić nad ziemią. Jej ciało zapłonęło jasnym blaskiem, a włosy wyglądały jakby były w wodzie, lekko falując. Rozwarte szeroko ramiona po chwili zostały złożone, a dłonie ujęły moją twarz, wtedy Bogini górując nade mną złożyła na moim czole delikatny pocałunek.
Trwało to zaledwie chwilkę, więc już kilka sekund po rzuceniu czaru Alba stała przede mną, a jej jasny blask przygasł, delikatnie rozświetlając jej białą skórę i srebrne włosy.
– Gotowe, możesz odejść – powiedziała z uśmiechem. – Pospiesz się, żebyś się nie spóźnił! – zawołała za mną, kiedy kłaniałem się im.
Pierwszą lekcją była historia magii, także udałem się do sali wykładowczej, gdzie również powinienem znaleźć Kanga. Nie małym zaskoczeniem było to, że byli tam wszyscy z zespołu, Kimiko i spory tłumek tych, którzy pewnie też wykonywali jakieś misje pod koniec roku szkolnego. Myślałem, że moje zajęcia będą połączone tylko z trzecioklasistami, a nie ze wszystkimi – miłe zaskoczenie, bo będę mógł więcej czasu spędzić z Kimiko, z dala od Łowców, których już i tak mam dość po  osiemnastych urodzinach Jeremyego, a później siedemnastych Kimiko. Kolejną niespodzianką było to, że Łowcy też tu byli, a Vanessa już się szczerzyła na mój widok.
– Przyszła blondynka! – zawołała.
Westchnąłem i wgramoliłem się na ławkę obok Mi Ko.
To będzie długi i straszny tydzień.

*

Ja chcę do Seulu! Błagam, zabierzcie mnie tam powrotem! Ale nie z tym potworem! Zrobię wszystko, żeby tylko się od niej uwolnić… Wszystko! Zostanę gejem, tylko mnie stąd zabierzcie! Chcę do Seulu, ale sama… Już mam dość zakupów i prezentów droższych niż moja wypłata za wszystko co do tej pory zrobiłam w Fallen Angels.
– Prezesie – szepnęłam do słuchawki.
~ Akai? – odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. – To ty?
–Tak.
~ Dlaczego szepczesz? – zapytał zdziwiony.
– Bo chowam się przez Wampirami – szepnęłam jeszcze ciszej.
~ Wampirami! – wrzasnął tak głośno, że słuchać go było jakby stał obok mnie i mówił zwyczajnym głosem. – Gdzie ty jesteś?!
– To prezes nawet nie wie z kim mnie ci sadyści zostawili? – zdziwiłam się.
~ Ach, jesteś z Raven.
– Ćśś, bo usłyszy prezesa.
~ Po co tak właściwie dzwonisz? – zapytał już zwyczajnym tonem.
– Bo ona mnie torturuje, kupuje mi ciuchy, ciąga po sklepach, próbuje przeciągnąć na wegetarianizm, a ja lubię kurczaka. Jak ona mi może kurczaczki zabierać? Już trzeci dzień mięsa nie jem, a spiżarnie zamknęła mi na kłódkę i chodzę głodna, a do tego nie chce mi pozwolić być Akai i cały czas jestem Shin…
~ Nie rozumiem w czym problem.
– Ona jest jeszcze słodsza niż wszystkie słodkości świata razem wzięte i bogatsza od Lee Kun Hee!
Wciągnęłam szybko powietrze, bo powiedziałam to za głośno.
Nagle w miejscu gdzie siedziałam zrobiło się zupełnie jasno, a ciemność, która mnie otaczała zupełnie zniknęła, pozostał tylko cień, wokół którego głowy jaśniała złota aureola.
– Znalazłam cię – powiedziała Raven i przeszła krok w tył.
– Muszę kończyć prezesie, ciemne czasy nastały.
Mężczyzna zaśmiał się po czym rozłączył się.
– I tak wszystko słyszałam – powiedziała.
– A idź ty! – zawołałam, próbując wygramolić się z szafy, w której się zamknęłam. – Zostanę tu, jeśli obiecasz już nie wydać przy mnie ani jednego won!
– Obiecuję, że nie wydam przy tobie ani jednego won – powiedziała z dłonią na sercu. – O złotówkach i dolarach nie było mowy.
– Ugh! – warknęłam i wyszłam z mojej tymczasowej sypialni na korytarz drugiego piętra.
– Okey! Jeśli nie chcesz chodzić na zakupy, to mogłaś od razu mi powiedzieć. O mięsie też, ja po prostu nie potrafię gotować nic innego niż dania wegetariańskie… No dobra, w ogóle nie potrafię gotować – paplała idą za mną na dół.
– Idę pograć w Walking Deth! – zawołałam i ruszyłam biegiem po schodach na dół.
– Srzelanki Zbijanki! – zawołała, śmignęła tak szybko, że wprawiła moje włosy w ruch, robiąc niewielki wiaterek i zniknęła.
Gdy dotarłam do salonu, wampirzyca siedziała na pufie, tam gdzie zwykle siedzi Vanessa i włączała grę na Play Station.
– Słyszałam, że nie lubisz angielskiego – powiedziała Raven oglądając się na mnie, kiedy opadłam na kanapę.
– Nie chodzi o to, że nie lubię. Zwyczajnie nie potrafię się go nauczyć – wytłumaczyłam.
– A długo się go uczysz? – zapytała.
– Od czterech lat – mruknęłam, szybko kalkulując zmarnowane godziny nauki języka angielskiego. – Zawsze byłam w tym najgorsza w klasie.
– Ale na ogół nie miałaś nigdy problemu z nauką? Tylko angielski?
– Tak, tylko angielski, a z tego przyjaciel mi pomagał, dlatego przechodziłam do następnych klas.
Nie wiedzieć czemu, wspomnienie Izumiego mnie zabolało. Dlatego, że oddał mi pocałunek, który z kolei ukradł mi Kang, nie wiedząc o tym?
– To może ja ci pomogę, co? – zapytała Raven, wstrzymując grę.
– He?
– Hmm, jakby tak się nad tym głębiej zastanowić to od urodzenia, przez prawie piętnaście lat mieszkałam w Stanach – powiedziała. – Znamy się z angielskim jak łyse konie.
Zaśmiałam się, kiedy zażartowała.
– A więc jak? – zapytała odwracając się do mnie całkowicie.
– Spróbować nie zaszkodzi – mruknęłam, bojąc się co też Raven wymyśli.
– Ale najpierw coś do picia – zawołała klaszcząc w dłonie, po czym zniknęła, a kiedy znów się pojawiła, siedziała na kanapie i trzymała w rękach dwie szklanki.
– C-co to? – zdziwiłam się spoglądając na czarny płyn z różową pianką u góry, leniwie pływający w szklance.
– Sok z czarnej porzeczki. Nie lubisz? – zasmuciła się.
Odetchnęłam i spróbowałam.
– Dobry, taki… słodki. Może tu u was mają trochę inną recepturę, co?
– K-kto wie – speszyła się. Ale czemu? – To co, zaczynamy? – zapytała zanim ja się odezwałam.
Skinęłam głową.
– Emily, włącz mi na plazmie YouTube – powiedziała patrząc gdzieś w sufit. – Jest wspaniała, bo zna każdy język świata.
Uśmiechnęłam się.
– Zaczniemy od czegoś prostego… O! Już wiem. Emily, znajdź mi instrumentalną wersję London Bridge is Falling Down.
– Już się robi – odpowiedział lekko skomputeryzowany głos.
Raven zaczęła mnie właśnie w ten sposób uczyć angielskiego. Najpierw były proste piosenki dla dzieci, lub te urodzinowe, później nieco trudniejsze ale z prostymi słowami, muzyka była różnorodna, w końcu przyszedł czas na symfonik metal i tym podobne, a na końcu zaczęłam już sama tłumaczyć teksty koreańskich piosenek jakie znałam na angielski tak, żeby zdania miały te somo znaczenie i jakiś sens w angielskim. Przetłumaczyłam nawet piosenkę Akai Secret, o ironio, piosenka ta ma angielski tytuł.
Przez te kilka dni, kiedy wszyscy byli w szkole na testach końcowych ja też nie próżnowałam i nauczyłam się angielskiego w stopniu komunikatywnym, chodź wciąż miałam z nim małe problemy, ale to chyba normalne. Niezwykłe jest to jakim dobrym nauczycielem okazała się Raven, że w kilka dni przyswoiłam język.
Ostatnia nasza wspólna lekcja miała się odbyć w dzień powrotu wszystkich do dworu, w ten też dzień jak się okazało Dante, chłopak Raven spał w jej pokoju dworze razem z nią. Nie wnikam co oni tam robili…
– Och, Dante-ssi – powiedziałam, kiedy mężczyzna – mimo, że jego wygląd ma być dziewiętnastolatka – wszedł do kuchnie, gdzie siedziałam przy stole, a Raven szykowała dla nas kawę zbożową. – Dzień dobry.
– Dzień dobry – powiedział z uśmiechem, ale raczej był zaskoczony moją obecnością, bo w końcu miał na sobie tylko nisko opuszczone na biodrach czarne dresy. – Raven, skaleczyłaś się?
Co? Ach… T-to…
Dante podszedł do dziewczyny i chciał sprawdzić, czy nie ma żadnych zadrapać – co z tego, że to wampir – ale po chwili się zatrzymał i złapał za jedną z filiżanek.
Czym ty ją poisz?! – wrzasnął.
No bo to…
Raven – westchnął.
Bo nie wychodziło jej z angielskim!
– To nie jest powód… Oh – wymsknęło mu się. – Jeszcze tydzień temu nie znałaś angielskiego a teraz… I już jesteś chłopakiem? – zapytał po koreańsku.
Zauważył w ogóle, że przywitałam się po angielsku i wszystko z ich rozmowy zrozumiałam?
– Ech, no tak? – To było pytanie?
– Wiesz czym ona cię poiła? – zapytał gniewnie podstawiając mi filiżankę z parującą kawą z mlekiem pod nos. Miała dziwne różowe zabarwienie.
– Słucham?
– Podawała ci własną, wampirzą krew, żebyś przyswoiła język, inaczej by ci się to tak szybko nie udało, nie zastanawiałaś się nad tym?
Byłam tym zbyt zszokowana, żeby się odezwać, ale przełknęłam ślinę i się postarałam.
– Jeśli to ma mi pomóc – zaczęłam sięgając po filiżankę – to z chęcią skorzystam.
Wtedy upiłam łyk kawy. To dlatego we wszystkich napojach wyczuwałam ten słodki, ale inny niż wszytko smak. Teraz już wiem co to było.
– Dante, nie mów o tym Vanessie… I Kangowi, bo oni mnie zamordują za to – powiedziała zmartwiona Raven wieszając się na ramieniu swojego chłopaka.
– Mogłaś myśleć, zanim to zrobiłaś.
– Odniosłam wrażenie, że nie lubicie się z Vanessą, Dante-ssi.
– Tsh – mruknął.
– Nie mów im, proszę Dante-ssi.
– Wiem, że udajesz teraz chłopaka i widzę iluzję, ale dlaczego twój urok na mnie działa, co? – zapytał mnie poddając się naszym prośbą. – To nienormalne.
– Bo będę zazdrosna! – zawołała Raven.
Dopiłam kawę z nadzwyczajnym dodatkiem i zostawiłam zakochanych samych sobie, zabierając ze sobą smaczne pszenne ciastka w czekoladzie, ze sklepu o dziwnej nazwie jakiegoś insekta, po czym czmychnęłam na górę, do pokoju, który zajmowałam w oczekiwaniu na powrót przyjaciół.

 *

Wiecie wy jak ciężko jest znaleźć na grafice blondaska, nie koreańca i na dodatek przystojnego nie aktora? Mater... Się naszukałam jak głupia i w końcu padło na jakiegoś blogera, który swoje zdjęcie wrzucił na blog kiedyś tam xD
Proszę bardzo, Nataniel we własnej osobie, ale nie do końca taki jak ma być x"D

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 50.



Yay, jest notka :>
Nie wiem ile już minęło od ostatniej, ale postanowiłam dziś dodać nową :D
Domek posprzątany, w promieniu 100km od mojego domu na wszystkie strony świata nic się nie dzieje na majówce, więc siedzę sobie w domu i dramy oglądam ;__; Moje życie nie ma sensu xD
A wy jak się bawicie? Pewnie nikt nie przeczyta notki jeszcze przez kilka dni, ale co mi tam - dodaję!
No to ten tego i owego...
Enjoy ;)

Uzgodniłem z Natanielem i Boginią Światła – to ona zleciła Natanielowi misję dowiedzenia się, kto stoi za morderstwami w Seulu, a jak się okazało było ich całkiem sporo – że Nataniel nadal będzie się zajmował sprawą wilka i morderstw.
Na nasze nieszczęście, wszyscy zostaliśmy wezwani na tygodniowy powrót na Ignis, żeby zaliczyć wszystkie egzaminy. Tak więc szóstego czerwca udaliśmy się do Kwatery Głównej skąd mięliśmy się teleportować na Ignis, ale nie od razu. Najpierw według Łowców i Wampirów z Różanowa powinniśmy zrobić dla mojej siostry urodzinową niespodziankę.
Mi Ko powiedziała, że podpali Mroczny Dwór, jeśli ktokolwiek kupi jej jakiś prezent, ale było kilku odważnych, którzy nie przejmowali się jej groźbami i i tak coś jej dali.
– Nie wieżę, że to widzę! – wrzasnęła.
W dłoniach trzymała właśnie łańcuch absorbujący moce zaatakowanego przeciwnika.
– Wątpię, żebym przeżył następną sprzeczkę z moją kochaną małą siostrzyczką – mruknąłem, a wszyscy zaśmiali się.
Jedynymi osobami, które zostawały była Raven, Dominic i Sandra, a z nimi miał zostać Akai, dopóki nie skończą się nasze egzaminy. Do pomocy będą jeszcze mięli wampiry z rodu Wade, dobrze że ślubowali abstynencję od krwi magicznej. Wszystko tylko po to, żeby młody nie narozrabiał i nie miał dostępu do Internetu, bo jeśli dodałby swoje zdjęcie na instagram, czy sns, to byłoby źle, bo oficjalnie wszyscy jesteśmy w Seulu.
Następnego ranka – większość z bólem głowy po zbyt dużej ilości spożytego alkoholu – udaliśmy się do Kwatery pod Dworem Mroku i stamtąd teleportowaliśmy się do miasta zjednoczonych sił magicznych – Loaris.
Loaris to przeogromne miasto liczące sobie – według statystyk z dwa tysiące dwunastego ziemskiego roku – ponad siedemdziesiąt milionów istot magicznych o postaci ludzkiej i o połowę więcej o postaci zwierzęcej. Miasto jest pełne harmonii, każdy żyje tu jak równy z równym, nawet wiele magicznych zwierząt spaceruje po drogach i nikomu to nie przeszkadza, tak jakby to było na Ziemi. Pojazdy są napędzane magią, a na podwoziach mają kolorowe świecące rurki, zwane czujnikami podłoża, dzięki nim samochody, motory, deskorolki i różne inne zmechanizowane urządzenia tego tupu unosząc się trzydzieści centymetrów nad podłożem i poruszają jak samochody na kołach.
 Budynki nie przekraczają wysokością najniższej wieży w Kryształowym Pałacu, czyli dziesiątego piętra. Wszędzie rosną drzewa, kwiaty, są skwerki z trawnikami i wiele kolorowych parków, rzeka Lacrimas przepływająca przez największy z nich, czyli ten imienia Bogini Harmonii.
W mieście jest Gildia Magów, do której zamierzam dołączyć po skończeniu szkoły, bowiem jest to najlepsza Gildia jaka powstała kiedykolwiek w świecie Syriusza.
W całym mieście są różne nowinki techniczne, centra handlowe, ponad miastem między budynkami unoszą się podniebne drogi, gdzie jadąc pociągiem można zwiedzać piękną panoramę miasta i dostać się do jego każdego zakątka, oraz do sąsiadujących z Loaris miast i królestw. Poza tym miastem jest na Ignis wiele terytoriów zależnych - należących do różnych królów, gdzie są książęta i księżniczki. Są tam ludzie, elfy i inne magiczne i mniej magiczne istoty – co za tym idzie sama Alba pilnuje tylko harmonii na planecie, a nie nią rządzi.
W Loaris znajdują się dwa pałace. Po stronie północnej miasta jest Kryształowy Pałac Bogów, ale mieszka tam głównie Bogini Światła Alba, a po południowej Pałac Uczniowski, czyli Akademia Magii. To właśnie tam się udajemy.
– Tęskniłam za tym miejscem! – zawołała Mi Ko, kiedy wszyscy już wylądowali przy głównym portalu w samym centrum miasta na Placu Dnia i Nocy – dookoła znajduje się jeszcze dwanaście innych, tworząc dzielnice, jak na tarczy zegara.
Siostra uczepiła się ramienia Nataniela i razem ruszyliśmy w kierunku pałacu uczniowskiego.
Nad naszymi głowami przeleciał ogromny szklany sterowiec ze srebrną kopułą, gdzie wyświetlała się reklama tego co działo się w Ignis TV.
– W końcu nadszedł ten czas – mówił głęboki męski głos wydobywający się ze sterowca, dokładnie jak w reklamie. – Nasi drodzy młodzi obdarzeni (czyli magiczni dop. Aut.), już dziesiątego dnia Festiwalu Szóstej Dzielnicy (Jest to festiwal odbywający się w środy każdego miesiąca, dzień wolny od pracy i innych zajęć, wtedy wszyscy się bawią, w tym przypadku szósta dzielnica, czyli szósta godzina jak na tarczy zegara, więc tylko jej mieszkańcy mogą mieć wolne, tu patrz 6 czerwca 2013r., ale każdy może tam przyjść w czasie zabawy dop. Aut.) będą musieli zmierzyć się z wyzwaniem podczas kolejnych egzaminów końcowych Akademii Złudzeń i Cudów! Tegorocznymi liderami z końcowych klas w każdej rasie są…
Zaczął wymieniać w kolejności alfabetycznej nazwy ras i nazwiska liderów z szóstych klas. Wśród nich znalazł się Joong Hyung jako przedstawiciel rasy Aniołów.
– Hyung! – zwołał Yun. – Ty naprawdę jesteś geniuszem!
Idąc w stronę Dworca, musieliśmy przejść zaledwie dwieście metrów od portalu, zeszliśmy do podziemia i tam wsiedliśmy do pociągu, za który płaciliśmy dziesięć punkty z naszych zegarów błyszczących na lewych przedramionach. Mój stan konta sporo się podwyższył odkąd zszedłem na Ziemię, ale nie mam pojęcia dlaczego (za zostanie opiekunem Shin, tylko że on teraz tego nie pamięta dop. Aut.).
Pociągiem dojechaliśmy do szkoły w zaledwie dwadzieścia minut. Zdziwiłby się Akai, wychowanek Japonii, gdzie kursują najszybsze pociągi świata, gdyby przejechał się tym. Ta prędkość jest dopiero zabójcza. Ziemia jest w tyle o jakieś siedemset sześćdziesiąt lat w porównaniu z Ignis, ale nie powiem rozwija ostatnimi czasu zdecydowanie szybciej niż wiek temu.
Gdy tylko przekroczyliśmy bramę ogrodu wiosennego, czyli wejściową na każdym z nas pokazał się zwyczajny mundurek Akademii, czyli spodnie, koszule, krawaty, marynarki i tym podobne. Tylko podczas sprawdzianów, egzaminów i sparingów nosiliśmy mundurki odpowiadające naszym rasom, czyli w moim przypadku brązową szatę, przepasaną szarfą w kolorze w zależności od klasy w której się jest – moja jest teraz pomarańczowa, w klasie pierwszej biała, drugiej żółta, czwartej zielona, piątej niebieska, a szóstej czarna – podobnie jak u mnichów, a podczas pobytu w ogrodzie zimowym, lub jesiennym, nosiliśmy ją z długim peleryną z klamrami i obszernym kapturem.
Każda klasa ma oznaczenia kolorami i każda rasa w inny sposób. Na mundurkach codziennych tymi oznaczeniami są kolory pasków na krawatach, oraz obwódka wokół inkali z herbem szkoły na piersi marynarki.
– Ale będziecie mięli do nadrabiania, Aniołki – zwróciła się do mnie i chłopaków Vanessa zdejmując swoją marynarkę i przewiązując ją w pasie. – Nieźle się działo ostatnimi czasy.
Już mówiłem, że jej nie lubię? Kropka w kropkę Kimiko. I dlaczego mówi tylko do mnie, Hyunga i Yun? Przecież Miko i Jeremiego nie było prawie tak długo jak nas, a do tego Nataniel… Zaraz, Jeremy teraz też jest „Aniołkiem”.
– Aaa – mruknęła Kimiko mierzwiąc swoje włosy. – Na samą myśl już mi się nie chce.
– Tak, to spójrz na zegar – powiedziała Justyna.
Zegar był widoczny nad samym centrum Loaris i wyświetlał ogromne liczby i wskazówki na niebie. Wskazówki były ustawione, krótsza na ósemce, a długa prawie na szóstce. Zostało nam tylko pół godziny do rozpoczęcia pierwszych zajęć, a na dodatek musimy iść do gabinetu nauczycielskiego i odebrać specjalnie przygotowane dla nas plany lekcji, żebyśmy mogli nadrobić to co potrzebujemy do egzaminu. Z jednej strony to dobrze, bo orientacyjnie będziemy mięli podane co będzie na egzaminie, a nie tak jak inni, że muszą się uczyć wszystkiego z całego roku. To trochę nie fair wobec innych, ale po to są misje, żeby je wypełniać… Ciekawe, który z chłopków miał misję, bo nie pamiętam nic z tego.
– To ruszmy się, bo ja chcę jeszcze coś zjeść przed lekcjami! – zawołała Mi Ko, złapała Nataniela za rękę i pociągnęła, ale on spojrzał na mnie porozumiewawczo i nie przyspieszył. – Rusz się, bo głodna jestem! WTF! (czyt. Where’s The Food)
– Właściwie to muszę iść do pani Topaz i Kang Kyun jest mi potrzebny – powiedział drapiąc się w tył głowy.
– Do czego ci jest potrzebny Ogórek?! – wrzasnęła.
– Cześć dworzanie! – wrzasnął ktoś, a Łowcy odpowiedzieli tym samym.
W Akademii wszyscy nazywają Łowców z Kwatery Głównej dworzanami, ponieważ mieszkają w Dworze Mroku. Z kolei wszyscy urodzeni na Ziemi o tym wiedzą, bo co po każdej wizycie na Ziemi, wokół dwory zbiera się tłum uczniów i są wysyłani po kolei przez portal na Ignis, właśnie przez Łowców. Ja ich nie nazywam dworzanami, bo to dość głupie określenie.
W międzyczasie Nataniel wymyślił jakąś śpiewkę dla zadowolenia Mi Ko.
– Martwisz się o niego? – zapytał Hyung, kiedy moje myśli zeszły na Akai.
– Co?
– Widać po twojej minie, że czymś się zamartwiasz. Jedynym powodem jest Akai i plotki o was krążące w Internecie, pasie i telewizji.
Westchnąłem. Z Joongiem zawsze tak jest, że mówi w ten swój typowy sposób psychologa i zawsze każdy chce mu się wyżalić. Do tej pory nie miałem z czego, ale od tego zajścia podczas tourne… O niczym innym nie myślę.
– Tak – przyznałem po dłuższej chwili milczenia. – Zastanawiam się co teraz może robić.

*

Gdy tylko wszyscy zniknęli po drugiej stronie portalu, a Raven ustawiła go w oczekiwaniu, żeby Emily mogła nas powiadomić gdyby ktoś wysłał prośbę o lądowanie w Kwaterze, od razu złapała mnie za rękę i pociągnęła wąskim korytarzem wypełnionym czarnymi świecami, które zapalały się niebieskim płomieniem, w stronę wyjścia do dworu. Gdy wyszłyśmy do salonu pociągnęła mnie na górę, a tam zaciągnęła do jednego z pokoi na drugim piętrze, przeznaczonym dla dziewczyn.
– Wiesz, że jesteśmy tu same, czasami może wpaść Dante, Dom, albo Sylwia i nic po za tym –powiedziała podekscytowana podając mi małe metalowe pudełko, po czym zaczęła szukać czegoś po pokoju, biegając z taką szybkością, że nie mogłam jej zobaczyć, ale czułam jej obecność.
– Co to? – zapytałam.
Kasztanowowłosa zatrzymała się obok mnie.
– Simon to dl ciebie zrobił. Srebrne pudełko, nie rdzewieje, nie niszczeje, idealne do przechowywania magii. Otwórz – nakazała i znów zniknęła.
Nie zrozumiawszy nic a nic z jej wypowiedzi, trochę przestraszona, delikatnie uniosłam wieczko płaskiego pudełeczka, przypominającego miniaturowe etui na okulary, bojąc się magii, która mogła być tam zamknięta. W środku nie ujrzałam jednak nic niebezpiecznego, tylko zwykłe pastylki peruki, których każdy używa. W pierwszej przegródce były moje różowe pastylki, w drugiej przeźroczyste kwadratowe listki, w kolejnej przeźroczyste okrągłe pastylki, a w ostatniej różowe listki.
– Och – wymsknęło mi się. – Czemu część pastylek jest przeźroczysta, część listków jest różowa? – zdziwiłam się i położyłam jeden z różowych listków na języku, zanim tamta odpowiedziała.
Poczułam dziwny uścisk w piersi, gdy tylko listek się rozpuścił, a po chwili ciepło, więc przyłożyłam wolną rękę do mostka i otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
– Połowa pastylek decyduje o twoich włosach, połowa o… Widzę, że już odkryłaś – powiedziała ze śmiechem.
Odebrała mi pudełko, a po chwili położyła mi na języku przeźroczysty listek, więc moje włosy wróciły do normalności.
– Wow, naszyjnik ci zniknął – powiedziała dotykając mojej szyi.
– Jest pod iluzją – mruknęłam, jeszcze nie do końca otrząsając się z zaskoczenia – kiedy jestem dziewczyną to go nie widać.
– Ale czuć.
Jej ręka zbyt długo spoczywała przy mojej szyi.
– Jaką masz grupę krwi? – zapytała, wciąż patrząc na moją szyję.
– Zero minus, a co? – zdziwiłam się.
Mruknęła coś niezadowolona.
Dopiero po chwili uprzytomniłam sobie, że Raven jest czysto krwistym, stuprocentowym Wampirem, ale wciąż bardzo młodym i mogącym nie potrafić się do końca kontrolować.
– Kogo mam wołać, gdybyś mnie zaatakowała? – zapytałam z zauważalną nutą paniki w głosie.
Raven roześmiała się. Jej głos, wszystko w niej, nawet śmiech były takie idealne, ze można się było zakochać. Przyznam, że jej Dante jest naprawdę bardzo przystojny i nie patrząc na niego z perspektywy Wampira.
– Nie martw się – powiedziała rozbawiona, ocierając łezkę w oku. – Nie zaatakuję cię i nie zrobię nic wbrew twojej woli. Gdybyś miała grupę A plus mogłabyś się zacząć martwić.
– To mnie nie pociesza.
– Wybacz – mruknęła zmieszana. – No cóż, gdy miałam jeszcze w sobie część z człowieka, moją grupą było właśnie A plus, dlatego jako wampir najbardziej lubię tę krew. Zapytałam, ponieważ jeszcze nie potrafię tego wyczuć.
– Wolałabym tego nie wiedzieć – burknęłam i wstałam z łóżka, na którym mnie posadzono.
– Dante pilnuje mnie, żebym nie żywiła się na ludziach – powiedziała z czułością, akcentując imię swojego chłopaka. – Gdybym kogoś zaatakowała, on się o tym dowie i zareaguje, zanim kogokolwiek skrzywdzę. Jedyną osobą, której krew piłam po przemianie jest Dante.
Nie wiedzieć czemu odetchnęłam z ulgą.
– Chodź, przebierzemy cię w dziewczęce ubrania i pójdziemy na spacer.
Znalazła dla mnie koronkową jasną sukienkę na krótki rękaw, delikatnie zabarwioną różem o krótkiej spódniczce z piętrami układanymi falbankami oraz kołnierzykiem zakończonym tak jak falbanki koronką. Do sukienki dała mi różowy sweterek, o trzy odcienie ciemniejszy od sukienki, z rzeźbionymi guzikami i wyszywany błyszczącymi srebrnymi i różowymi koralikami tuż powyżej ściągacza przy zakończeniu na biodrach. Na nogi dostałam białe zakolanówki z taśmą, żeby mi się nie ześlizgiwały i również białe buty z kokardką na około piętnastocentymetrowej koturnie zapinane na kostce. Ich gruba podeszwa przypominała mi o creepersach, które kupiła mi Rae Eon… Noona… Nie, teraz musze mówić Eonni, skoro jestem dziewczyną. Jako dodatki dostałam niewielką różową torebkę wyszywaną koralikami jak na sweterku, gdzie zmieściłby mi się tylko telefon i portfel, wisiorek ze srebrnym serduszkiem i srebrny pierścionek w kształcie kokardki wysadzany błyszczącymi klejnotami.
Raven ubrała się podobnie i równie słodko. Założyła białą koszulkę na krótki rękaw z brązową kokardą w kratkę na dekolcie, plisowaną brązową spódniczkę w białą i czarną kratkę jak kokardka, seledynową marynarkę z dużymi rzeźbionymi guzikami o białym kołnierzyku i trzy czwartych rękawach zakończonych bielą, czarne zakolanówki, kremowe buty jak moje ze złotymi noskami, zapinane na kostce, a dodatkowo złoto seledynową bransoletkę z dwóch rzędów koralików i dwa razy większy od mojej torebeczki brązowo czarny plecaczek z inkalem nieznanej mi marki ubrań takim jak ten na piersi mojego sweterka.
Do tego wszystkiego kazała mi połknąć różową pastylkę perukę, zmieniającą kolor włosów i zakręcającą je w loki, a ona połknęła taką z ciemnym fioletem.
– Jesteśmy gotowe – oznajmiła, kiedy przebrałyśmy się i pastylki zaczęły działać. – Możemy iść.
Zeszłyśmy razem na dół, a gdy znalazłyśmy się na szczycie schodów ktoś wchodzący do Dworu zatrzymał się oniemiały. Był to Dominic, najstarszy z Łowców w Dworze.
– Raven… Wow. – odkaszlnął. – Znaczy się, gdzie się wybieracie… Kto to jest? – zdziwił się patrząc na mnie.
No tak, poznaliśmy się kiedy byłam Akai. Dobrze, że dostałam receptor mowy, żeby rozumieć co inni mówią, bo inaczej bym nie przetrwała w towarzystwie tych europejczyków.
– To? – zdziwiła się tak samo jak ja. – Ach, no tak. – Chyba przypomniała sobie to, co ja przed chwilą. – To jest Choi Shin Hye, moja przyjaciółka z Korei Południowej. – zeszłyśmy na dół holu. – Shin Hye, to jest Dominic, jeden z Łowców.
– Miło mi – powiedział.
– Mnie również. – Dziwnie się czuję, kiedy moje usta mówią to co chcę, ale słyszę to w innym języku. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię. Zdecydowanie, magia technologii Simona jest wspaniała.
– Gdzie się wybieracie? – zapytał.
– Na zakupy.
Mnie powiedziała, że na spacer. Mam się bać?
– No to miłej zabawy, tylko wróć o odpowiedniej porze, co?
– W Seulu jest po czwartej, więc wrócimy przed południem, nie martw się Dom.
W Seulu? O czym on gada?
Po krótkiej pogawędce z Dominikiem, Raven ruszyła do salonu po naszej prawej, a nie wyjścia z Dworu na wprost schodów. Po chwili otworzyła klapę w podłodze i zeskoczyła w ciemność.
Pisnęłam z zaskoczenia, ale po chwili oprzytomniałam, bo przecież dziewczyna jest wampirem i nic jej nie będzie, więc zrobiłam podobnie jak ona, ale pod stopami stworzyłam krąg niewidzianej tarczy, na której lewitując zeszłam w dół.
– Ładnie – powiedziała z uśmiechem, a za jej plecami korytarz już rozświetlał niebieski blask czarnych świec.
– Kang mnie nauczył, zanim o mnie zapomniał – mruknęłam, przypominając sobie te lekcje. – Nie pokazał mi zbyt wiele zanim zapomniał, więc ćwiczyłam trochę sama.
– To dobrze, ale z drugiej strony robisz to nielegalnie – zaśmiała się.
Przełknęłam ślinę.
– Oj, nie martw się, Alba z pewnością o tym wie, a skoro nie zareagowała to znaczy, że nie ma nic przeciwko temu – wytłumaczyła spoglądając na mnie przez ramie.
Mimo, że korytarz był wystarczająco szeroki, żebyśmy szły ramię w ramię, ja zostawałam odrobinę z tyłu.
– Więc ten spacer to…
– Tak, użyjemy portalu do Seulu. Chcę tam troszkę pochodzić po sklepach, bo nigdy tam nie byłam, a że nikt mnie nie zaprosił a mam ciebie to troszkę mi pokażesz.
Żebym ja sama wiedziała gdzie mam chodzić. Przecież większość życia spędziłam w Tokio, a nie w Seulu. Tak Raven, niby jest wampirem, ale czasami dziwnie myśli.
– Tak się zastanawiam…
– Tak? – zapytałam, starając się nie wywrócić na schodach w wysokich koturnach, na które właśnie wstąpiłyśmy.
– Bo nie mieszkasz długo w Seulu, więc może nie znasz go za dobrze. Poprosimy Ahn Woon Yeon’a o pomoc? – zapytała teraz schodzą po schodach tyłem, żeby mnie widzieć.
– Ma z nami jechać? – zdziwiłam się.
– Nie, może pożyczyłby nam samochód i jakiegoś kierowcę?
– I ja mam go o to poprosić?
– Jesteś jego ulubienicą, zgodzi się.
Wytrzeszczyłam na nią oczy, a ona z szerokim słodkim uśmiechem na twarzy złapała mnie za rękę i pociągnęła w dół po schodach, zbyt szybko jak na człowieka. Po kilkunastu minutach wychodziłyśmy już na powierzchnię z kwatery pośredniej w Seulu przy wytwórni Fallen Angels.
– Wejdziemy tylnym wejściem, bo przy froncie są kamery, więc nawet bez ochroniarzy przy bramie nie uda nam się dostać do środka – powiedziałam prowadząc Raven w prawo, na tyły wytwórni, a nie w lewo do głównego wejścia.
– Skąd wiesz, że przy wejściu nie ma ochroniarzy? – zaciekawiła się.
– Bo fanki wiedzą, że nie ma nas w kraju i że mamy wolne, więc nie będą siedziały przy wejściu czekając na nas, przez co nie potrzeba tam ochroniarzy – wytłumaczyłam.
– Nie głupie – przyznała.
Myślałam, że jej spojrzenie, kiedy wejdzie do głównego holu wytwórni będzie taki jak mój kiedy byłam tutaj za pierwszym i drugim razem, że będzie podziwiała wszystko z zachwytem, ale ona tylko rozejrzała się z uśmiechem i szła grzecznie za mną.
– Raven, ty jesteś najbogatszą dziewczyną na świecie, czy mi się zdaje? – zapytałam dla żartu.
– Tylko najbogatszą – jeszcze – nastolatką w Stanach, a co?
Szczęka mi opadła.
Kierując się na górę, do gabinetu prezesa miałam nadzieję, że go nie będzie, ale też zaczęłam się przyglądać pierścieniowi na moim palcu. Naliczyłam ponad dziesięć małych kamyczków.
– Tak ci się podobają brylanty? – zapytała widząc co robię.
– Wiedziałam! – zawołałam i się zatrzymałam. – Ile kosztowało to co mam na sobie? – zapytałam.
– Niech pomyślę, za pierścionek dałam ponad szesnaście tysięcy dolarów, a za ciuchy nic, bo sama je uszyłam… No, przynajmniej nie licząc kosztów ich uszycia to nic.
Kiedy zaczynałam zdejmować pierścionek trzęsącymi się palcami, Raven mnie zatrzymała.
– To prezent i nie ma zwrotów! – zawołała.
– To było droższe niż bransoletka z szafirów od Kanga – wydukałam. – To kosztowało…  – Obliczyłam sobie to powoli w myślach – ponad 17 milionów won!
– No to Kang będzie musiał ci kupić coś za dwadzieścia milionów won, żeby nie być ode mnie gorszym – powiedziała z uśmiechem. – Chodźmy już po kierowcę.
Zaciągnęła mnie w górę schodów, chodź nie wiedziała gdzie ma iść… Zaraz…
– Skąd wiesz, gdzie mamy iść?
– Czuję zapach Ahn Woon Yeona i słyszę jego głos – powiedziała.
Czemu ciągle zapominam, że to wampir? Dobrze, że nie umie czytać w myślach jak Simon… Chyba… Nie potrafi, prawda?
Ale jej zachowanie na to nie wskazywało. Mam nadzieję, że nie muszę się bać przy niej o to co się w mojej głowie roi.
Na miejscu zapukałam delikatnie w drzwi gabinetu prezesa, a kiedy usłyszałam stłumione zaproszenie otworzyłam drzwi i powoli przekroczyłam próg.
– Dzień dobry prezesie! – zawołałam, kiedy mężczyzna znalazł się w zasięgu mojego wzroku.
W gabinecie siedziało kilka osób i zaciekawieni patrzyli na mnie, a sam prezes siedział tyłem do wejścia, zanim się odwrócił o mało nie palnął gafy.
– Co ty tu robisz A… – w tej chwili się odwrócił, a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. – Shin Hye! – zawołał zrywając się na równe nogi. – Co ty…
– Dzień dobry – powiedziała Raven wychylając się zza mojego ramienia
– … wy tu robicie? – zapytał.
– Kim są te młode dziewczynki? – zapytał jeden z mężczyzn siedzących na kanapach.
– To córka mojej przyjaciółki i jej znajoma, nie ważne! – zawołał wypychając nas z gabinetu. – Co wy tu robicie… I to w takim stroju Shi Hye?
– Ona mnie tak ubrała – burknęłam.
Raven wzruszyła ramionami.
– Potrzebujecie czegoś? – zapytał już mniej nerwowo.
– Kierowcy, który zna dobrze Gangnam – powiedziała Raven. – Ma pan takiego?
– Chwila, to ty jesteś tą stukniętą, obrzydliwie bogatą wampirzycą, która wżeniła się w najpotężniejszy ród wampirów?
– Od urodzenia byłam jedną z nich – burknęła. – Chwila, kto tak mówi?
– Kang.
Machnęła ręką i bujając się na piętach spojrzała słodko na prezesa.
– To co z tym wozem?
– Zadzwonię po kierowcę, za kilka minut podjedzie po was czarnym busem – westchnął.
– Po co nam bus? – zdziwiłam się.
– Na zakupy – powiedzieli jednocześnie, prezes ze zrezygnowaniem, Raven z przejęciem i zaangażowaniem.
Wiem, że idziemy na zakupy i od kilku chwil, że Raven ma forsy jak lodu, ale ile ona chce tych pieniędzy wydać?! Ja nie jestem taka bogata!
Może po prostu wynajmie limuzynę, przecież ją na to stać!

~

Macie Raven ;p
Tylko, że ona ma bardziej bordowe oczy i słodszą twarz :>