Enjoy ;)
Razem z Kangiem wykręciliśmy się u
Kimiko i pognaliśmy szybko do gabinetu dyrektorki, który znajdował się w jednej
z wież Akademii, co nie było zbyt komfortowe, zważywszy na to, że za
kilkadziesiąt minut rozpoczynają się pierwsze zajęcia.
Zanim doszliśmy do drzwi
gabinetu pojawiła się w nich nasza
szkolna koleżanka Rose – dziewczyna o której nic nie wiadomo, nawet jaką włada
mocą. Kiedyś próbowałem jej dotknąć, żeby przejąć jej moc, ale mi się to nie
udało w żaden sposób, żeby nie stwarzać podejrzeń.
– No nareszcie jesteście –
powiedziała z uśmiechem. – Już myślałam, że nie zdążycie.
Kang przystanął na chwilę, a kiedy
odwróciłem głowę, żeby na niego spojrzeć na jego twarzy dostrzegłem mieszaninę
zaskoczenia i szacunku do stojącej przed nami Rose. Tylko dlaczego?
– Rose, co ty tu…? – zacząłem, ale
ona właśnie zamknęła za nami drzwi gabinetu i jej szkolny mundurek zabłyszczał
jasnym świtałem, a na jego miejsce pokazała się biała suknia, włosy znacznie
urosły, a oczy z fiołkowych zmieniły się na szkarłatne. – Bogini Światła! –
wypaliłem i skłoniłem się nisko.
Gdy usłyszałem śmiech powoli
uniosłem wzrok na Boginię.
– Uwielbiam wasze miny, kiedy
dowiadujecie się, że Rose to ja.
– Albo, miałaś zakaz ukazywania
się uczniom, pomijając już mieszkańców Różanowa. – Zza pleców dobiegł mnie głos
dyrektorki, jednej z Bogów Natury, panią Topaz. – Usiądźcie chłopcy.
Wzrok pani Topaz był skierowany na
Kanga i wyraźnie było widać jej niechęć do niego.
– Czego pan potrzebuje, panie Kim?
– zapytała, kiedy usiedliśmy na kanapie, a Alba przyzwała diamentowy dysk i
usiadła na nim zawieszając w powietrzu.
– Nie wiem, on mnie tu zaciągnął –
mruknął wskazując na mnie.
– Twoja misja miała być indywidualna
– zwróciła się do mnie z pretensjami.
Która z tych Bogiń ma większą
władzę, bo się trochę pogubiłem.
– Ja mu nie pomagałem – zaprzeczył
Kang rozpierając się na kanapie. – On mi tylko wszystko powiedział, a ja
wysłuchałem.
Zielonowłosa westchnęła kładąc
dłoń na czole, ale po chwili nią machnęła nakazując mi mówić.
Nie owijając w bawełnę zacząłem
opowiadać to co już powiedziałem Kangowi, kiedy wrócili do siebie, po tourne.
Opowiedziałem o tym, że podczas moich poszukiwań już na początku natrafiłem na
ślad, że przeszukałem dom pani Choi i jej córki, że założyłem ukrytą kamerę w
domu rodziny Kim i przedstawiłem zapisy z kamer, zdjęcia, nagrania głosowe oraz
wszystko inne. Kiedy rozmawiałem z Kangiem nie wiedziałem wszystkiego. Teraz
powiedziałem wszystko, włącznie z rozmową Kimiko i Jeremyego, z której wynika,
że on też jest w to wplątany. No i to najważniejsze.
– To Kim Mi Ko jest Chowańcem
wiedźmy Merguerde.
– Mówiłam, że powinniśmy
zablokować jej magię, kiedy ją schwytaliśmy – mruknęła Topaz.
– Mówiłaś? – zdziwiła się Alba. –
Nie pamiętam, to było ze sto lat temu…
– Siedemnaście – poprawiła ją
dyrektorka ze zrezygnowaniem.
– Możliwe.
– Mi Ko – wydukał Kang. – Ona…
Mówiłeś, że nie urodziła się na Ignis, ale… Chowaniec? To nie możliwe! –
wrzasnął zrywając się na równe nogi, po czym zaczął krążyć po pokoju jakby
chciał wypełnić luki w całej tej opowieści. – Chowaniec nie ma takiej mocy jak
Mag, jest zupełnie inna! A ta Wiedźma? Jej moc też jest inna niż Maga.
– Wiele czarów Maga jest podobnych
do zaklęć Wiedźm. Mogą one podrobić używanie przez Magów żywiołów i różnych
czarów – zauważyłem.
– Widzę, że przygotowaliście się
na egzaminy – powiedziała Alba z uśmiechem.
– Ale ona nigdy nie wypowiadała
zaklęć! – zaprzeczył czerwonowłosy.
Zamilkłem, bo tu miał rację.
– A jednak się nie
przygotowaliście – mruknęła Alba, a my na nią spojrzeliśmy z wyrzutem. –
Przynajmniej niedostatecznie. Jeśli jakaś Wiedźma kontroluje duszę Chowańca,
może wypowiadać zaklęcia do duszy, a ciało działa jako broń tworząc to czego oczekuje
użytkownik zaklęcia.
– Nie głupie – przyznałem.
Kang spuścił głowę, a jego ramiona
zaczęły się trząść.
– K-kang? Wszystko w porządku? –
zapytałem zaskoczony. Nie sądziłem, że zacznie pła…
Czerwonowłosy poderwał głowę i
trzymając się za brzuch zaczął się śmiać, a śmiał się tak głośno, że jego głos
wypełniał cały ogromny gabinet dyrektorki.
– Większej bzdury w życiu nie
słyszałem! – zawołał. – Ale załóżmy, że tak jest. Czekam na rozwój sytuacji, a
póki co idę odebrać mój plan zajęć. – I wyszedł zanim ktokolwiek zdążył
zareagować.
– Pójdę za nim…
– Nie, Nat –przerwała mi Alba. –
Zrozumie w swoim czasie, a teraz narzucę na ciebie i pozostałych, którzy wrócą
do Seulu, żeby pojmać Merguerde Sanctum Praesidium(czyt. sanktum preisidium).
– Świętą Ochronę! – wrzasnąłem. –
To jest najsilniejszy czar jaki kiedykolwiek został stworzony!
Białowłosa uśmiechnęła się.
– Albo, jesteś pewna, że dasz
radę? – zapytała zaniepokojona Topaz.
– Tak, a dobrze wiesz, że czar
potrzebuje czasu, żeby dojrzeć, więc zrobię to jeszcze dziś. Natanielu –
nakazała mi podejść.
Teraz jej oblicze ze słodkiej
dziewczynki zmieniło się w poważną i potężną Boginię.
Podniosłem się z kanapy i
podszedłem do Bogini. Dysk na którym siedziała zniknął, a ona sama zaczęła się
unosić nad ziemią. Jej ciało zapłonęło jasnym blaskiem, a włosy wyglądały jakby
były w wodzie, lekko falując. Rozwarte szeroko ramiona po chwili zostały
złożone, a dłonie ujęły moją twarz, wtedy Bogini górując nade mną złożyła na
moim czole delikatny pocałunek.
Trwało to zaledwie chwilkę, więc
już kilka sekund po rzuceniu czaru Alba stała przede mną, a jej jasny blask
przygasł, delikatnie rozświetlając jej białą skórę i srebrne włosy.
– Gotowe, możesz odejść –
powiedziała z uśmiechem. – Pospiesz się, żebyś się nie spóźnił! – zawołała za
mną, kiedy kłaniałem się im.
Pierwszą lekcją była historia magii,
także udałem się do sali wykładowczej, gdzie również powinienem znaleźć Kanga.
Nie małym zaskoczeniem było to, że byli tam wszyscy z zespołu, Kimiko i spory
tłumek tych, którzy pewnie też wykonywali jakieś misje pod koniec roku
szkolnego. Myślałem, że moje zajęcia będą połączone tylko z trzecioklasistami,
a nie ze wszystkimi – miłe zaskoczenie, bo będę mógł więcej czasu spędzić z
Kimiko, z dala od Łowców, których już i tak mam dość po osiemnastych urodzinach Jeremyego, a później
siedemnastych Kimiko. Kolejną niespodzianką było to, że Łowcy też tu byli, a
Vanessa już się szczerzyła na mój widok.
– Przyszła blondynka! – zawołała.
Westchnąłem i wgramoliłem się na
ławkę obok Mi Ko.
To będzie długi i straszny
tydzień.
*
Ja chcę do Seulu! Błagam,
zabierzcie mnie tam powrotem! Ale nie z tym potworem! Zrobię wszystko, żeby
tylko się od niej uwolnić… Wszystko! Zostanę gejem, tylko mnie stąd zabierzcie!
Chcę do Seulu, ale sama… Już mam dość zakupów i prezentów droższych niż moja
wypłata za wszystko co do tej pory zrobiłam w Fallen Angels.
– Prezesie – szepnęłam do
słuchawki.
~ Akai? – odezwał się głos po
drugiej stronie słuchawki. – To ty?
–Tak.
~ Dlaczego szepczesz? – zapytał zdziwiony.
– Bo chowam się przez Wampirami –
szepnęłam jeszcze ciszej.
~ Wampirami! – wrzasnął tak
głośno, że słuchać go było jakby stał obok mnie i mówił zwyczajnym głosem. –
Gdzie ty jesteś?!
– To prezes nawet nie wie z kim
mnie ci sadyści zostawili? – zdziwiłam się.
~ Ach, jesteś z Raven.
– Ćśś, bo usłyszy prezesa.
~ Po co tak właściwie dzwonisz? –
zapytał już zwyczajnym tonem.
– Bo ona mnie torturuje, kupuje mi
ciuchy, ciąga po sklepach, próbuje przeciągnąć na wegetarianizm, a ja lubię
kurczaka. Jak ona mi może kurczaczki zabierać? Już trzeci dzień mięsa nie jem,
a spiżarnie zamknęła mi na kłódkę i chodzę głodna, a do tego nie chce mi
pozwolić być Akai i cały czas jestem Shin…
~ Nie rozumiem w czym problem.
– Ona jest jeszcze słodsza niż
wszystkie słodkości świata razem wzięte i bogatsza od Lee Kun Hee!
Wciągnęłam szybko powietrze, bo
powiedziałam to za głośno.
Nagle w miejscu gdzie siedziałam
zrobiło się zupełnie jasno, a ciemność, która mnie otaczała zupełnie zniknęła,
pozostał tylko cień, wokół którego głowy jaśniała złota aureola.
– Znalazłam cię – powiedziała
Raven i przeszła krok w tył.
– Muszę kończyć prezesie, ciemne
czasy nastały.
Mężczyzna zaśmiał się po czym
rozłączył się.
– I tak wszystko słyszałam –
powiedziała.
– A idź ty! – zawołałam, próbując
wygramolić się z szafy, w której się zamknęłam. – Zostanę tu, jeśli obiecasz
już nie wydać przy mnie ani jednego won!
– Obiecuję, że nie wydam przy
tobie ani jednego won – powiedziała z dłonią na sercu. – O złotówkach i
dolarach nie było mowy.
– Ugh! – warknęłam i wyszłam z
mojej tymczasowej sypialni na korytarz drugiego piętra.
– Okey! Jeśli nie chcesz chodzić
na zakupy, to mogłaś od razu mi powiedzieć. O mięsie też, ja po prostu nie
potrafię gotować nic innego niż dania wegetariańskie… No dobra, w ogóle nie
potrafię gotować – paplała idą za mną na dół.
– Idę pograć w Walking Deth! –
zawołałam i ruszyłam biegiem po schodach na dół.
– Srzelanki Zbijanki! – zawołała,
śmignęła tak szybko, że wprawiła moje włosy w ruch, robiąc niewielki wiaterek i
zniknęła.
Gdy dotarłam do salonu, wampirzyca
siedziała na pufie, tam gdzie zwykle siedzi Vanessa i włączała grę na Play
Station.
– Słyszałam, że nie lubisz
angielskiego – powiedziała Raven oglądając się na mnie, kiedy opadłam na
kanapę.
– Nie chodzi o to, że nie lubię.
Zwyczajnie nie potrafię się go nauczyć – wytłumaczyłam.
– A długo się go uczysz? –
zapytała.
– Od czterech lat – mruknęłam,
szybko kalkulując zmarnowane godziny nauki języka angielskiego. – Zawsze byłam
w tym najgorsza w klasie.
– Ale na ogół nie miałaś nigdy
problemu z nauką? Tylko angielski?
– Tak, tylko angielski, a z tego
przyjaciel mi pomagał, dlatego przechodziłam do następnych klas.
Nie wiedzieć czemu, wspomnienie
Izumiego mnie zabolało. Dlatego, że oddał mi pocałunek, który z kolei ukradł mi
Kang, nie wiedząc o tym?
– To może ja ci pomogę, co? –
zapytała Raven, wstrzymując grę.
– He?
– Hmm, jakby tak się nad tym
głębiej zastanowić to od urodzenia, przez prawie piętnaście lat mieszkałam w
Stanach – powiedziała. – Znamy się z angielskim jak łyse konie.
Zaśmiałam się, kiedy zażartowała.
– A więc jak? – zapytała
odwracając się do mnie całkowicie.
– Spróbować nie zaszkodzi –
mruknęłam, bojąc się co też Raven wymyśli.
– Ale najpierw coś do picia –
zawołała klaszcząc w dłonie, po czym zniknęła, a kiedy znów się pojawiła,
siedziała na kanapie i trzymała w rękach dwie szklanki.
– C-co to? – zdziwiłam się
spoglądając na czarny płyn z różową pianką u góry, leniwie pływający w
szklance.
– Sok z czarnej porzeczki. Nie
lubisz? – zasmuciła się.
Odetchnęłam i spróbowałam.
– Dobry, taki… słodki. Może tu u
was mają trochę inną recepturę, co?
– K-kto wie – speszyła się. Ale
czemu? – To co, zaczynamy? – zapytała zanim ja się odezwałam.
Skinęłam głową.
– Emily, włącz mi na plazmie
YouTube – powiedziała patrząc gdzieś w sufit. – Jest wspaniała, bo zna każdy
język świata.
Uśmiechnęłam się.
– Zaczniemy od czegoś prostego… O!
Już wiem. Emily, znajdź mi instrumentalną wersję London Bridge is Falling Down.
– Już się robi – odpowiedział
lekko skomputeryzowany głos.
Raven zaczęła mnie właśnie w ten
sposób uczyć angielskiego. Najpierw były proste piosenki dla dzieci, lub te
urodzinowe, później nieco trudniejsze ale z prostymi słowami, muzyka była
różnorodna, w końcu przyszedł czas na symfonik metal i tym podobne, a na końcu
zaczęłam już sama tłumaczyć teksty koreańskich piosenek jakie znałam na
angielski tak, żeby zdania miały te somo znaczenie i jakiś sens w angielskim.
Przetłumaczyłam nawet piosenkę Akai Secret, o ironio, piosenka ta ma angielski
tytuł.
Przez te kilka dni, kiedy wszyscy
byli w szkole na testach końcowych ja też nie próżnowałam i nauczyłam się
angielskiego w stopniu komunikatywnym, chodź wciąż miałam z nim małe problemy,
ale to chyba normalne. Niezwykłe jest to jakim dobrym nauczycielem okazała się
Raven, że w kilka dni przyswoiłam język.
Ostatnia nasza wspólna lekcja
miała się odbyć w dzień powrotu wszystkich do dworu, w ten też dzień jak się
okazało Dante, chłopak Raven spał w jej pokoju dworze razem z nią. Nie wnikam
co oni tam robili…
– Och, Dante-ssi – powiedziałam,
kiedy mężczyzna – mimo, że jego wygląd ma być dziewiętnastolatka – wszedł do
kuchnie, gdzie siedziałam przy stole, a Raven szykowała dla nas kawę zbożową. –
Dzień dobry.
– Dzień dobry – powiedział z uśmiechem, ale raczej był zaskoczony
moją obecnością, bo w końcu miał na sobie tylko nisko opuszczone na biodrach
czarne dresy. – Raven, skaleczyłaś się?
– Co? Ach… T-to…
Dante podszedł do dziewczyny i
chciał sprawdzić, czy nie ma żadnych zadrapać – co z tego, że to wampir – ale
po chwili się zatrzymał i złapał za jedną z filiżanek.
– Czym ty ją poisz?! – wrzasnął.
– No bo to…
– Raven – westchnął.
– Bo nie wychodziło jej z angielskim!
– To nie jest powód… Oh – wymsknęło mu się. – Jeszcze tydzień temu
nie znałaś angielskiego a teraz… I już jesteś chłopakiem? – zapytał po
koreańsku.
Zauważył w ogóle, że przywitałam
się po angielsku i wszystko z ich rozmowy zrozumiałam?
– Ech, no tak? – To było pytanie?
– Wiesz czym ona cię poiła? –
zapytał gniewnie podstawiając mi filiżankę z parującą kawą z mlekiem pod nos.
Miała dziwne różowe zabarwienie.
– Słucham?
– Podawała ci własną, wampirzą
krew, żebyś przyswoiła język, inaczej by ci się to tak szybko nie udało, nie
zastanawiałaś się nad tym?
Byłam tym zbyt zszokowana, żeby
się odezwać, ale przełknęłam ślinę i się postarałam.
– Jeśli to ma mi pomóc – zaczęłam
sięgając po filiżankę – to z chęcią skorzystam.
Wtedy upiłam łyk kawy. To dlatego
we wszystkich napojach wyczuwałam ten słodki, ale inny niż wszytko smak. Teraz
już wiem co to było.
– Dante, nie mów o tym Vanessie… I
Kangowi, bo oni mnie zamordują za to – powiedziała zmartwiona Raven wieszając
się na ramieniu swojego chłopaka.
– Mogłaś myśleć, zanim to
zrobiłaś.
– Odniosłam wrażenie, że nie
lubicie się z Vanessą, Dante-ssi.
– Tsh – mruknął.
– Nie mów im, proszę Dante-ssi.
– Wiem, że udajesz teraz chłopaka
i widzę iluzję, ale dlaczego twój urok na mnie działa, co? – zapytał mnie
poddając się naszym prośbą. – To nienormalne.
– Bo będę zazdrosna! – zawołała
Raven.
Dopiłam kawę z nadzwyczajnym
dodatkiem i zostawiłam zakochanych samych sobie, zabierając ze sobą smaczne
pszenne ciastka w czekoladzie, ze sklepu o dziwnej nazwie jakiegoś insekta, po
czym czmychnęłam na górę, do pokoju, który zajmowałam w oczekiwaniu na powrót
przyjaciół.
*
Wiecie wy jak ciężko jest znaleźć na grafice blondaska, nie koreańca i na dodatek przystojnego nie aktora? Mater... Się naszukałam jak głupia i w końcu padło na jakiegoś blogera, który swoje zdjęcie wrzucił na blog kiedyś tam xD
Proszę bardzo, Nataniel we własnej osobie, ale nie do końca taki jak ma być x"D
Nie napusalam koma ??Ale ze mnie ciapa.
OdpowiedzUsuńPrzeciez wiesz, ze mi sie podoba i Cie kocham ♥♥♥
Za malo Kanga, zs malo. Ja chce Kanga duzzoooo!
Weny ♥
Kradniecie mi najfajniejszych chłopaków :'(
UsuńKang-kyun, Yunnie... Zaraz wszystkich stracę D:
Wiem, że mnie kochasz, ja siebie też kocham <3
Przeczytałam :0 Też chcę ten wampirzy napój *0* Mistrzu angielskiego przed wami xD Tja... Kończę bo lekcja, wiesz kocham to opo (*3*)
OdpowiedzUsuńWampirzy napój w sensie, że wampirza krew? xD
UsuńJa wiem, też je kocham, ale siebie bardziej :>
Wampirzy napój, wampirza krew.... Co za różnica? Będę umieć angielski? Będę :3
Usuń