środa, 13 maja 2015

Rozdział 51.



Enjoy ;)


Razem z Kangiem wykręciliśmy się u Kimiko i pognaliśmy szybko do gabinetu dyrektorki, który znajdował się w jednej z wież Akademii, co nie było zbyt komfortowe, zważywszy na to, że za kilkadziesiąt minut rozpoczynają się pierwsze zajęcia.
Zanim doszliśmy do drzwi gabinetu  pojawiła się w nich nasza szkolna koleżanka Rose – dziewczyna o której nic nie wiadomo, nawet jaką włada mocą. Kiedyś próbowałem jej dotknąć, żeby przejąć jej moc, ale mi się to nie udało w żaden sposób, żeby nie stwarzać podejrzeń.
– No nareszcie jesteście – powiedziała z uśmiechem. – Już myślałam, że nie zdążycie.
Kang przystanął na chwilę, a kiedy odwróciłem głowę, żeby na niego spojrzeć na jego twarzy dostrzegłem mieszaninę zaskoczenia i szacunku do stojącej przed nami Rose. Tylko dlaczego?
– Rose, co ty tu…? – zacząłem, ale ona właśnie zamknęła za nami drzwi gabinetu i jej szkolny mundurek zabłyszczał jasnym świtałem, a na jego miejsce pokazała się biała suknia, włosy znacznie urosły, a oczy z fiołkowych zmieniły się na szkarłatne. – Bogini Światła! – wypaliłem i skłoniłem się nisko.
Gdy usłyszałem śmiech powoli uniosłem wzrok na Boginię.
– Uwielbiam wasze miny, kiedy dowiadujecie się, że Rose to ja.
– Albo, miałaś zakaz ukazywania się uczniom, pomijając już mieszkańców Różanowa. – Zza pleców dobiegł mnie głos dyrektorki, jednej z Bogów Natury, panią Topaz. – Usiądźcie chłopcy.
Wzrok pani Topaz był skierowany na Kanga i wyraźnie było widać jej niechęć do niego.
– Czego pan potrzebuje, panie Kim? – zapytała, kiedy usiedliśmy na kanapie, a Alba przyzwała diamentowy dysk i usiadła na nim zawieszając w powietrzu.
– Nie wiem, on mnie tu zaciągnął – mruknął wskazując na mnie.
– Twoja misja miała być indywidualna – zwróciła się do mnie z pretensjami.
Która z tych Bogiń ma większą władzę, bo się trochę pogubiłem.
– Ja mu nie pomagałem – zaprzeczył Kang rozpierając się na kanapie. – On mi tylko wszystko powiedział, a ja wysłuchałem.
Zielonowłosa westchnęła kładąc dłoń na czole, ale po chwili nią machnęła nakazując mi mówić.
Nie owijając w bawełnę zacząłem opowiadać to co już powiedziałem Kangowi, kiedy wrócili do siebie, po tourne. Opowiedziałem o tym, że podczas moich poszukiwań już na początku natrafiłem na ślad, że przeszukałem dom pani Choi i jej córki, że założyłem ukrytą kamerę w domu rodziny Kim i przedstawiłem zapisy z kamer, zdjęcia, nagrania głosowe oraz wszystko inne. Kiedy rozmawiałem z Kangiem nie wiedziałem wszystkiego. Teraz powiedziałem wszystko, włącznie z rozmową Kimiko i Jeremyego, z której wynika, że on też jest w to wplątany. No i to najważniejsze.
– To Kim Mi Ko jest Chowańcem wiedźmy Merguerde.
– Mówiłam, że powinniśmy zablokować jej magię, kiedy ją schwytaliśmy – mruknęła Topaz.
– Mówiłaś? – zdziwiła się Alba. – Nie pamiętam, to było ze sto lat temu…
– Siedemnaście – poprawiła ją dyrektorka ze zrezygnowaniem.
– Możliwe.
– Mi Ko – wydukał Kang. – Ona… Mówiłeś, że nie urodziła się na Ignis, ale… Chowaniec? To nie możliwe! – wrzasnął zrywając się na równe nogi, po czym zaczął krążyć po pokoju jakby chciał wypełnić luki w całej tej opowieści. – Chowaniec nie ma takiej mocy jak Mag, jest zupełnie inna! A ta Wiedźma? Jej moc też jest inna niż Maga.
– Wiele czarów Maga jest podobnych do zaklęć Wiedźm. Mogą one podrobić używanie przez Magów żywiołów i różnych czarów – zauważyłem.
– Widzę, że przygotowaliście się na egzaminy – powiedziała Alba z uśmiechem.
– Ale ona nigdy nie wypowiadała zaklęć! – zaprzeczył czerwonowłosy.
Zamilkłem, bo tu miał rację.
– A jednak się nie przygotowaliście – mruknęła Alba, a my na nią spojrzeliśmy z wyrzutem. – Przynajmniej niedostatecznie. Jeśli jakaś Wiedźma kontroluje duszę Chowańca, może wypowiadać zaklęcia do duszy, a ciało działa jako broń tworząc to czego oczekuje użytkownik zaklęcia.
– Nie głupie – przyznałem.
Kang spuścił głowę, a jego ramiona zaczęły się trząść.
– K-kang? Wszystko w porządku? – zapytałem zaskoczony. Nie sądziłem, że zacznie pła…
Czerwonowłosy poderwał głowę i trzymając się za brzuch zaczął się śmiać, a śmiał się tak głośno, że jego głos wypełniał cały ogromny gabinet dyrektorki.
– Większej bzdury w życiu nie słyszałem! – zawołał. – Ale załóżmy, że tak jest. Czekam na rozwój sytuacji, a póki co idę odebrać mój plan zajęć. – I wyszedł zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
– Pójdę za nim…
– Nie, Nat –przerwała mi Alba. – Zrozumie w swoim czasie, a teraz narzucę na ciebie i pozostałych, którzy wrócą do Seulu, żeby pojmać Merguerde Sanctum Praesidium(czyt. sanktum preisidium).
– Świętą Ochronę! – wrzasnąłem. – To jest najsilniejszy czar jaki kiedykolwiek został stworzony!
Białowłosa uśmiechnęła się.
– Albo, jesteś pewna, że dasz radę? – zapytała zaniepokojona Topaz.
– Tak, a dobrze wiesz, że czar potrzebuje czasu, żeby dojrzeć, więc zrobię to jeszcze dziś. Natanielu – nakazała mi podejść.
Teraz jej oblicze ze słodkiej dziewczynki zmieniło się w poważną i potężną Boginię.
Podniosłem się z kanapy i podszedłem do Bogini. Dysk na którym siedziała zniknął, a ona sama zaczęła się unosić nad ziemią. Jej ciało zapłonęło jasnym blaskiem, a włosy wyglądały jakby były w wodzie, lekko falując. Rozwarte szeroko ramiona po chwili zostały złożone, a dłonie ujęły moją twarz, wtedy Bogini górując nade mną złożyła na moim czole delikatny pocałunek.
Trwało to zaledwie chwilkę, więc już kilka sekund po rzuceniu czaru Alba stała przede mną, a jej jasny blask przygasł, delikatnie rozświetlając jej białą skórę i srebrne włosy.
– Gotowe, możesz odejść – powiedziała z uśmiechem. – Pospiesz się, żebyś się nie spóźnił! – zawołała za mną, kiedy kłaniałem się im.
Pierwszą lekcją była historia magii, także udałem się do sali wykładowczej, gdzie również powinienem znaleźć Kanga. Nie małym zaskoczeniem było to, że byli tam wszyscy z zespołu, Kimiko i spory tłumek tych, którzy pewnie też wykonywali jakieś misje pod koniec roku szkolnego. Myślałem, że moje zajęcia będą połączone tylko z trzecioklasistami, a nie ze wszystkimi – miłe zaskoczenie, bo będę mógł więcej czasu spędzić z Kimiko, z dala od Łowców, których już i tak mam dość po  osiemnastych urodzinach Jeremyego, a później siedemnastych Kimiko. Kolejną niespodzianką było to, że Łowcy też tu byli, a Vanessa już się szczerzyła na mój widok.
– Przyszła blondynka! – zawołała.
Westchnąłem i wgramoliłem się na ławkę obok Mi Ko.
To będzie długi i straszny tydzień.

*

Ja chcę do Seulu! Błagam, zabierzcie mnie tam powrotem! Ale nie z tym potworem! Zrobię wszystko, żeby tylko się od niej uwolnić… Wszystko! Zostanę gejem, tylko mnie stąd zabierzcie! Chcę do Seulu, ale sama… Już mam dość zakupów i prezentów droższych niż moja wypłata za wszystko co do tej pory zrobiłam w Fallen Angels.
– Prezesie – szepnęłam do słuchawki.
~ Akai? – odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. – To ty?
–Tak.
~ Dlaczego szepczesz? – zapytał zdziwiony.
– Bo chowam się przez Wampirami – szepnęłam jeszcze ciszej.
~ Wampirami! – wrzasnął tak głośno, że słuchać go było jakby stał obok mnie i mówił zwyczajnym głosem. – Gdzie ty jesteś?!
– To prezes nawet nie wie z kim mnie ci sadyści zostawili? – zdziwiłam się.
~ Ach, jesteś z Raven.
– Ćśś, bo usłyszy prezesa.
~ Po co tak właściwie dzwonisz? – zapytał już zwyczajnym tonem.
– Bo ona mnie torturuje, kupuje mi ciuchy, ciąga po sklepach, próbuje przeciągnąć na wegetarianizm, a ja lubię kurczaka. Jak ona mi może kurczaczki zabierać? Już trzeci dzień mięsa nie jem, a spiżarnie zamknęła mi na kłódkę i chodzę głodna, a do tego nie chce mi pozwolić być Akai i cały czas jestem Shin…
~ Nie rozumiem w czym problem.
– Ona jest jeszcze słodsza niż wszystkie słodkości świata razem wzięte i bogatsza od Lee Kun Hee!
Wciągnęłam szybko powietrze, bo powiedziałam to za głośno.
Nagle w miejscu gdzie siedziałam zrobiło się zupełnie jasno, a ciemność, która mnie otaczała zupełnie zniknęła, pozostał tylko cień, wokół którego głowy jaśniała złota aureola.
– Znalazłam cię – powiedziała Raven i przeszła krok w tył.
– Muszę kończyć prezesie, ciemne czasy nastały.
Mężczyzna zaśmiał się po czym rozłączył się.
– I tak wszystko słyszałam – powiedziała.
– A idź ty! – zawołałam, próbując wygramolić się z szafy, w której się zamknęłam. – Zostanę tu, jeśli obiecasz już nie wydać przy mnie ani jednego won!
– Obiecuję, że nie wydam przy tobie ani jednego won – powiedziała z dłonią na sercu. – O złotówkach i dolarach nie było mowy.
– Ugh! – warknęłam i wyszłam z mojej tymczasowej sypialni na korytarz drugiego piętra.
– Okey! Jeśli nie chcesz chodzić na zakupy, to mogłaś od razu mi powiedzieć. O mięsie też, ja po prostu nie potrafię gotować nic innego niż dania wegetariańskie… No dobra, w ogóle nie potrafię gotować – paplała idą za mną na dół.
– Idę pograć w Walking Deth! – zawołałam i ruszyłam biegiem po schodach na dół.
– Srzelanki Zbijanki! – zawołała, śmignęła tak szybko, że wprawiła moje włosy w ruch, robiąc niewielki wiaterek i zniknęła.
Gdy dotarłam do salonu, wampirzyca siedziała na pufie, tam gdzie zwykle siedzi Vanessa i włączała grę na Play Station.
– Słyszałam, że nie lubisz angielskiego – powiedziała Raven oglądając się na mnie, kiedy opadłam na kanapę.
– Nie chodzi o to, że nie lubię. Zwyczajnie nie potrafię się go nauczyć – wytłumaczyłam.
– A długo się go uczysz? – zapytała.
– Od czterech lat – mruknęłam, szybko kalkulując zmarnowane godziny nauki języka angielskiego. – Zawsze byłam w tym najgorsza w klasie.
– Ale na ogół nie miałaś nigdy problemu z nauką? Tylko angielski?
– Tak, tylko angielski, a z tego przyjaciel mi pomagał, dlatego przechodziłam do następnych klas.
Nie wiedzieć czemu, wspomnienie Izumiego mnie zabolało. Dlatego, że oddał mi pocałunek, który z kolei ukradł mi Kang, nie wiedząc o tym?
– To może ja ci pomogę, co? – zapytała Raven, wstrzymując grę.
– He?
– Hmm, jakby tak się nad tym głębiej zastanowić to od urodzenia, przez prawie piętnaście lat mieszkałam w Stanach – powiedziała. – Znamy się z angielskim jak łyse konie.
Zaśmiałam się, kiedy zażartowała.
– A więc jak? – zapytała odwracając się do mnie całkowicie.
– Spróbować nie zaszkodzi – mruknęłam, bojąc się co też Raven wymyśli.
– Ale najpierw coś do picia – zawołała klaszcząc w dłonie, po czym zniknęła, a kiedy znów się pojawiła, siedziała na kanapie i trzymała w rękach dwie szklanki.
– C-co to? – zdziwiłam się spoglądając na czarny płyn z różową pianką u góry, leniwie pływający w szklance.
– Sok z czarnej porzeczki. Nie lubisz? – zasmuciła się.
Odetchnęłam i spróbowałam.
– Dobry, taki… słodki. Może tu u was mają trochę inną recepturę, co?
– K-kto wie – speszyła się. Ale czemu? – To co, zaczynamy? – zapytała zanim ja się odezwałam.
Skinęłam głową.
– Emily, włącz mi na plazmie YouTube – powiedziała patrząc gdzieś w sufit. – Jest wspaniała, bo zna każdy język świata.
Uśmiechnęłam się.
– Zaczniemy od czegoś prostego… O! Już wiem. Emily, znajdź mi instrumentalną wersję London Bridge is Falling Down.
– Już się robi – odpowiedział lekko skomputeryzowany głos.
Raven zaczęła mnie właśnie w ten sposób uczyć angielskiego. Najpierw były proste piosenki dla dzieci, lub te urodzinowe, później nieco trudniejsze ale z prostymi słowami, muzyka była różnorodna, w końcu przyszedł czas na symfonik metal i tym podobne, a na końcu zaczęłam już sama tłumaczyć teksty koreańskich piosenek jakie znałam na angielski tak, żeby zdania miały te somo znaczenie i jakiś sens w angielskim. Przetłumaczyłam nawet piosenkę Akai Secret, o ironio, piosenka ta ma angielski tytuł.
Przez te kilka dni, kiedy wszyscy byli w szkole na testach końcowych ja też nie próżnowałam i nauczyłam się angielskiego w stopniu komunikatywnym, chodź wciąż miałam z nim małe problemy, ale to chyba normalne. Niezwykłe jest to jakim dobrym nauczycielem okazała się Raven, że w kilka dni przyswoiłam język.
Ostatnia nasza wspólna lekcja miała się odbyć w dzień powrotu wszystkich do dworu, w ten też dzień jak się okazało Dante, chłopak Raven spał w jej pokoju dworze razem z nią. Nie wnikam co oni tam robili…
– Och, Dante-ssi – powiedziałam, kiedy mężczyzna – mimo, że jego wygląd ma być dziewiętnastolatka – wszedł do kuchnie, gdzie siedziałam przy stole, a Raven szykowała dla nas kawę zbożową. – Dzień dobry.
– Dzień dobry – powiedział z uśmiechem, ale raczej był zaskoczony moją obecnością, bo w końcu miał na sobie tylko nisko opuszczone na biodrach czarne dresy. – Raven, skaleczyłaś się?
Co? Ach… T-to…
Dante podszedł do dziewczyny i chciał sprawdzić, czy nie ma żadnych zadrapać – co z tego, że to wampir – ale po chwili się zatrzymał i złapał za jedną z filiżanek.
Czym ty ją poisz?! – wrzasnął.
No bo to…
Raven – westchnął.
Bo nie wychodziło jej z angielskim!
– To nie jest powód… Oh – wymsknęło mu się. – Jeszcze tydzień temu nie znałaś angielskiego a teraz… I już jesteś chłopakiem? – zapytał po koreańsku.
Zauważył w ogóle, że przywitałam się po angielsku i wszystko z ich rozmowy zrozumiałam?
– Ech, no tak? – To było pytanie?
– Wiesz czym ona cię poiła? – zapytał gniewnie podstawiając mi filiżankę z parującą kawą z mlekiem pod nos. Miała dziwne różowe zabarwienie.
– Słucham?
– Podawała ci własną, wampirzą krew, żebyś przyswoiła język, inaczej by ci się to tak szybko nie udało, nie zastanawiałaś się nad tym?
Byłam tym zbyt zszokowana, żeby się odezwać, ale przełknęłam ślinę i się postarałam.
– Jeśli to ma mi pomóc – zaczęłam sięgając po filiżankę – to z chęcią skorzystam.
Wtedy upiłam łyk kawy. To dlatego we wszystkich napojach wyczuwałam ten słodki, ale inny niż wszytko smak. Teraz już wiem co to było.
– Dante, nie mów o tym Vanessie… I Kangowi, bo oni mnie zamordują za to – powiedziała zmartwiona Raven wieszając się na ramieniu swojego chłopaka.
– Mogłaś myśleć, zanim to zrobiłaś.
– Odniosłam wrażenie, że nie lubicie się z Vanessą, Dante-ssi.
– Tsh – mruknął.
– Nie mów im, proszę Dante-ssi.
– Wiem, że udajesz teraz chłopaka i widzę iluzję, ale dlaczego twój urok na mnie działa, co? – zapytał mnie poddając się naszym prośbą. – To nienormalne.
– Bo będę zazdrosna! – zawołała Raven.
Dopiłam kawę z nadzwyczajnym dodatkiem i zostawiłam zakochanych samych sobie, zabierając ze sobą smaczne pszenne ciastka w czekoladzie, ze sklepu o dziwnej nazwie jakiegoś insekta, po czym czmychnęłam na górę, do pokoju, który zajmowałam w oczekiwaniu na powrót przyjaciół.

 *

Wiecie wy jak ciężko jest znaleźć na grafice blondaska, nie koreańca i na dodatek przystojnego nie aktora? Mater... Się naszukałam jak głupia i w końcu padło na jakiegoś blogera, który swoje zdjęcie wrzucił na blog kiedyś tam xD
Proszę bardzo, Nataniel we własnej osobie, ale nie do końca taki jak ma być x"D

5 komentarzy:

  1. Nie napusalam koma ??Ale ze mnie ciapa.
    Przeciez wiesz, ze mi sie podoba i Cie kocham ♥♥♥
    Za malo Kanga, zs malo. Ja chce Kanga duzzoooo!
    Weny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kradniecie mi najfajniejszych chłopaków :'(
      Kang-kyun, Yunnie... Zaraz wszystkich stracę D:
      Wiem, że mnie kochasz, ja siebie też kocham <3

      Usuń
  2. Przeczytałam :0 Też chcę ten wampirzy napój *0* Mistrzu angielskiego przed wami xD Tja... Kończę bo lekcja, wiesz kocham to opo (*3*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wampirzy napój w sensie, że wampirza krew? xD
      Ja wiem, też je kocham, ale siebie bardziej :>

      Usuń
    2. Wampirzy napój, wampirza krew.... Co za różnica? Będę umieć angielski? Będę :3

      Usuń