poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 13.



A macie notkę z 38 minutowym wyprzedzeniem, a co się będę :P
A to tylko dlatego, że mój ukochany T-Mobile modem z internetem się nie chciał połączyć z siecią i musiałam włożyć moją Heyah z telefonu i tak na pakiecie z tel działam właśnie. Czyli mój modem waszym bogiem, hell yeah! xD



Gdy się obudziłam leżałam w swoim łóżku, chodź nie mogłam sobie przypomnieć momentu, żebym się do niego kładła. Zza zasłony do pokoju wpadało jasne słoneczne światło, co wskazywało na poranek.
Przeciągnęłam się i z uśmiechem zadowolenia rozejrzałam po pokoju. Jego białe ściany zabarwiły się przez promienie słońca na złoto, co nadały mu jeszcze piękniejszy wygląd niż zwykle.
Nagle zerwałam się do pozycji siedzącej, przypomniawszy sobie wydarzenia wczorajszego wieczora. Wpadłam na mamę, kiedy wychodziłam z koncertu. Nic nie powiedziała, ale widziałam w jej oczach złość. Była wściekła na Kanga, bo strój, który miałam na sobie był w jego stylu, więc się domyśliła. Dzwoniłam do niego dwa razy, ale nie odbierał. Noona powiedziała, że jest pewnie z reporterami, więc odpuściłam. Kiedy już wróciłam do domu i się wykąpałam, to Kang zadzwonił. Rozmawialiśmy o mamie, a później Yun Jae się odezwał. Byłam tym tak zszokowana, że nie mogłam wykrztusić ani słowa, a później…? Musiałam stracić przytomność, bo nic więcej nie pamiętam.
– Mamo! – wrzasnęłam, zbiegając na dół. – Mamusiu!
– Co się stało!? – zapytała spanikowana wybiegając z kuchni w fartuszku i z drewnianą łopatką w ręce.
– Powiedz mi… Czy ja zemdlałam wczoraj? – zapytałam patrząc na nią ze skupieniem.
– Jejku, tylko o to chodzi, a ja już się przestraszyłam, że coś strasznego się stało.
– Zemdlałam?
– Tak – potwierdziła i wróciła do kuchni, skąd dobywał się pyszny zapach świeżej kawy i amerykańskich naleśników, jakie tylko mama potrafi robić.
– Idziesz dziś do pracy? – zapytała siadając przy stole, na którym stał już talerz z górą naleśników i butelką syropu klonowego.
– Tak – powiedziała stawiając przede mną kubek z kawą, po czym wróciła do smażenia ostatnich naleśników. – Muszę popracować nad zdjęciami i skończyć pisać o wczorajszym koncercie. Po południu artykuł pewnie ukarze się w gazecie.
– Rozumiem.
Zaczęłam nakładać sobie naleśniki.
– Masz dziś lekcje? – zapytała, wykładając ostatnie naleśniki na talerz.
– Jeśli Kang wstanie wcześnie to tak – odpowiedziałam od razu. – Która jest godzina? – zapytałam polewając naleśniki syropem.
– Około dziesiątej.
Ktoś zapukał do drzwi.
Przełknęłam pierwszy kęs naleśnika i spojrzałam przez okno na ulicę. Przed domem stało Audi, którym przyjeżdża do mnie Kang.
– Otworzysz? – zapytałam. – Ja pójdę się przebrać.
Skinęła głową, a kiedy obok mnie przechodziła pogłaskała mnie po włosach. Zanim otworzyła zdążyłam wbiec po schodach. Przebrałam się z piżamy w jasne jeansy i różową bluzę z kapturem i kieszenią na brzuchu. Doprowadziłam włosy do porządku i umyłam twarz. Na dół zeszłam dopiero, gdy upewniłam się, że z moim wyglądem wszystko w porządku. Kang był zawsze idealnie uczesany i świetnie ubrany. Nawet małej zmarszczki na jego ubraniach nie było.
– Kang – powiedziałam widząc go przy stole w kuchni, naprzeciw miejsca, gdzie prędzej ja siedziałam.
– Dzień dobry – powiedział z niezadowoleniem. Przed nim stał talerz z górą naleśników, polanych syropem klonowym, a on podpierał głowę na zaciśniętej w pięść dłoni. Na krześle siedział bokiem z założoną nogą na nogę.
Czemu on musi wyglądać… Nie powiem, bo usłyszy. Ale on nawet na mnie nie patrzył, tylko mierzył moją mamę morderczym spojrzeniem.
– Ja już wychodzę, kochanie – powiedziała do mnie. – Macie naleśniki na śniadanie, a w lodówce jest Kalguksoo, gdybyście po południu zgłodnieli. Nie wiem, czy zostaniecie w domu, ale zupa ma zniknąć.
Kalguksoo? A co to właściwie jest?
– Jasne – powiedziałam z uśmiechem.
Przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła. Zanim jednak ja, lub Kang się odezwaliśmy, odczekaliśmy kilka minut, aż mama odjedzie spod domu.
– Dlaczego masz taką minę? – zapytałam Kanga, siadając przy stole na swoim miejscu.
– Nie mam pojęcia co to, a twoja mama, kazała mi to jeść – powiedział zniesmaczony.
– Nie wiesz co to? – zdziwiłam się.
Spojrzał na mnie jak na tłumoka.
– Zanim się urodziłam, mama pracowała w barze w USA. Nauczyła się tam wielu Amerykańskich potraw, między innymi naleśników podawanych z syropem klonowym – wytłumaczyłam. – Są naprawdę pyszne – dodałam, krojąc widelcem naleśnik.
Kang wstał od stołu i wysunął sobie krzesło po mojej lewej. Położył na nim kolano i usiadł na swojej nodze. Kiedy nabiłam kawałek naleśnika i zamoczyłam go w syropie, Kang nachylił się i tuż przy moich buzi, złapał zębami widelec i zabrał z niego naleśnik.
Patrzyłam na czubek już pustego widelca, z lekko rozchylonymi wargami. Byłam zszokowana tym co zrobił Kang.
– Masz rację – powiedział. – Pyszne.
Przełknęłam ślinę, wciąż patrząc na widelec.
– Zaskoczyłem cię? – zadrwił. – Och, przepraszam najmocniej.
– Kang! – pisnęłam wbijając widelec w… tak, w blat stołu. Spojrzałam na czerwonowłosego gniewnie. – Czyś ty oszalał!?
– Pani wybaczy – powiedział z uśmiechem, wciąż nachylony nad stołem. – Ale wolę te – wskazał na mój talerz. – od tamtych.
– Oszalał – powiedziałam zszokowana.
On tylko się zaśmiał.
– Po prostu jestem zadowolony z koncertu – powiedział odchylając się na oparciu. – Co prawda twoja mama chciała mi roztopić twarz, ale koncert był udany.
– Co chciała zrobić? – zapytałam patrząc na niego już normalnie.
– Wczoraj napadła mnie za ten strój co ci go kupiłem, ale dziś już sobie wszystko wyjaśniliśmy jak byłaś na górze.
– Ku-kupiłeś? – zdziwiłam się.
– A myślałaś, że pożyczyłem od jakieś piosenkarki, czy aktorki? – Spojrzałam na niego. Lekko chyląc głowę i wzruszyłam ramionami. – Oczywiście, że go kupiłem. Narażałem się na poniżenie wchodząc do sklepu dla pań, ale wolałem to, niż żebyś na mój koncert przyszła… – Prześliznął spojrzeniem po moich ciuchach. – O tak.
Prychnęłam.
– Nie rób tak.
– Co to jest Kalguksoo? – zapytałam.
– Nie wiesz co to jest? – zadrwił.
Papuga, tak było z naleśnikami.
– Zapomnij, nie chcę wiedzieć.
– Kalguksoo to narodowa potrawa Korei – powiedział. – Jest z makaronem i podaje się ją zawsze na zimno.
Zmarszczyłam nos.
– Na zimno i z makaronem – powiedziałam, po czym wystawiłam lekko język.
– Nie lubisz makaronu?
– Uwielbiam, ale nie na zimno. Smakuje jak gluty...
– A skąd wiesz jak smakują gluty? – zapytał zaciekawiony.
Patrzyłam na niego tępo.
– Może zaczniemy lekcję? – zapytałam, szybko zmieniając temat. – Co będziemy dziś robić? Pojedziemy gdzieś, czy zostaniemy?
– Skupimy się na kontroli poprzez mentalną rozmowę – powiedział. – Możemy zostać tutaj, bo w ten sposób nic nie ucierpi.
– To może chodźmy do salonu? – zapytałam.
– Nie skończysz jeść? – zapytał z uśmieszkiem.
– Nie dziękuję – powiedziałam wstając. – Straciłam apetyt.
Roześmiał się kręcąc głową.
– Nie pokarzesz mi swojego pokoju? – zapytał.
– Mama mi zabroniła cię tam wpuszczać i narzuciła na drzwi barierę, która nie pozwoli ci tam wejść – powiedziałam, wychodząc z kuchni.
– Mówiła, że jej moc jest tak słaba, że nawet do szkoły nie chodziła, więc co to dla mnie, jednego z najsilniejszych magów w szkole.
– Ona ma w ogóle jakąś nazwę? – zapytałam, opadając na kanapę w salonie.
– Tak, ale ci jej nie powiem.
– Dlaczego?
– Bo nie mogę – powiedział siadając obok mnie. – Zaklęcia ochronne i takie tam. Gdyby ktoś będąc na Ziemi wypowiedział tę nazwę i niepożądana osoba ją usłyszała, mogłaby się tam teleportować, co mogłoby być dla nas zagrożeniem.
– Mówiłeś, że teleportować się tam można tylko dzięki portalowi w Kwaterze Głównej,  tej chyba ktoś pilnuje, co?
– Tak – przyznał. – Ale są takie istoty, które mogą się teleportować na Ignis nawet bez użycia kryształów.
– Bogowie – powiedziałam. – Mówiąc niepożądana osoba masz na myśli Panią Ciemności? – zapytałam. – Siostrę Alby, Bogini Światła?
– Wiesz o niej? – zdziwił się.
– Mam mówi mi wszystko.
– Rozumiem. No i tak, miałem na myśli Panią Ciemności. Ale może przejdźmy już do lekcji, a nie będziemy się zamartwiać, czy ona zaatakuje.
Skinęłam głową i podając Kangowi dłonie, zamknęłam oczy.
Jednak nasze wprowadzenie do mentalnej rozmowy przerwało pukanie do drzwi.
Otworzyłam oczy i spojrzałam pytająco na Kanga. On zmarszczył brwi niezadowolony, ale tylko wzruszył ramionami.
– To twój dom, skąd mam wiedzieć.
Pukanie znów się rozległo.
– Idź otwórz – nakazał, puszczając moje dłonie. – Może to coś ważnego?
– Mhm – mruknęłam i przebiegłam szybko salon. – Tak? – zapytałam otwierając drzwi.
Na werandzie stał nie kto inny jak Kyu Dong.
– Yung Kyu Dong? – zdziwiłam się. – Czy coś się stało? – zapytałam.
– Nie – powiedział z uśmiechem. – Ale jest niedziela, a zwykle wychodzimy gdzieś w niedziele, więc pomyślałem, że mogłabyś pójść z nami.
– Och – powiedziałam zaskoczona. Po chwili jednak nerwowo przegryzłam wargę. – A o której? – zapytałam.
– W południe.
Może do tego czasu Kang się zmyje?
Nie ma mowy – usłyszałam w myślach jego głos.
Westchnęłam.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Chodzi o to, że…
– Kto przyszedł? – usłyszałam z głębi domu głos Kanga, a po chwili on już stał za moimi plecami. – Ooo, Yung Kyu Dong, jeśli się nie mylę? – zapytał.
– Wejdź – nakazałam Yungowi.
Przeszedł przez próg i skłonił się nieznacznie.
– Zgadza się – powiedział, kiedy zamykałam drzwi.
– Co knujecie? – zapytał Kang.
Kiedy do niego wróciłam oparł się łokciem o moją głowę.
– Hej! – zaprotestowałam, ale zakrył mi usta dłonią.
– Idziemy z chłopakami się zabawić. Chciałem wziąć Choi, ale skoro jest zajęta…
Chciałam zabrać dłoń Kanga ze swoich ust, ale nacisnął swoim łokciem na moją głowę, więc przestałam próbować.
– Ja chętnie bym poszedł, co ty na to Shin Hye? – zapytał, jednak nie zabrał dłoni. – Zgadzasz się? To dobrze. A więc kiedy się widzimy? – zwrócił się znów do Yunga.
– O jedenastej przed domem, o dwunastej z chłopakami w Myungdong.
– Będziemy – powiedział Kang radośnie. Pewnie się uśmiechał.
– Jasne – powiedział Yung i otworzył sobie drzwi. – Do zobaczenia.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły wyrwałam się Kangowi i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
– Za co? – zapytał patrząc na mnie gniewnie.
– A jak ktoś cie rozpozna? – zapytałam. – Nie możesz nami tak po prostu iść. To niebezpieczne.
– Umiesz zmieniać kolory za pomocą magii, prawda?
Skinęłam głową.
– To zmienisz mi kolor włosów na czarny – stwierdził.
– Potrafię tylko swój i to o kilka odcieni. A jak mi się nie uda i co innego zmienię na czarny? Na przykład skórę. I nie będę mogła tego zmienić?
– To będę czarny przez dwanaście godzin – stwierdził.
– Czemu dwanaście? – zdziwiłam się.
– Bo jeśli nie cofniesz czaru koloru sama, to on po dwunastu godzinach się wyczerpie, ponieważ wyczerpie się twoja energia, która właściwie od tej pory zasila także twój organizm.
– Ludzie potrzebują kofeiny, a ja magii?
– Dokładnie.
– Czyli co teraz robimy? Mamy niecałą godzinę.
– Potrenujesz.
– A jak nie wyjdzie.
Położył mi palec na ustach.
– Ufam ci – szepnął patrząc swoimi czarnymi jak węgle oczami wprost w moje.
Przełknęłam ślinę.
– No dobrze – zgodziłam się. – Ale jeśli coś nie wyjdzie to nie miej do mnie pretensji.
– Jeśli coś nie wyjdzie to się zdenerwuję – powiedział.
– Ty starasz się dodać mi otuchy, czy pogłębić moje obawy?
Wzruszył ramionami.
Tak więc do godziny jedenastej ćwiczyłam zmianę koloru na chusteczkach higienicznych, a później na moim mięciutkim misiu, którego nie mam pojęcia skąd wziął Kang.
– Nie będę na nim ćwiczyć! – wrzasnęłam, patrząc na stertę płonących w misce na stole chusteczek. – A jak go podpalę?
– Właśnie dlatego go wziąłem, żebyś go nie podpaliła – wytłumaczył.
– Ja się przy tobie nie mogę skupić – burknęłam.
– Czyżbyś nadal miała mi za złe te naleśniki? – zadrwił.
– Bo będę prychać.
Nie odezwał się, ale posadził mojego Alberta na stole pyszczkiem do mnie.
– Wybacz mi Albert, ale Kang jest bezduszny i każe mi na tobie trenować. Jeśli cię podpalę, to oczywiście opatrzę, ale wybacz mi.
Pociągnęłam nosem.
– Nie gadaj do waty zawiniętej w materiał, tylko ćwicz.
Kang rozparł się na kanapie, a ja siadając na podłodze przed stołem przytuliłam Alberta, po czym odstawiłam na stół. Uniosłam ręce, trzymając je nad jego uszkami, po czym zaczęłam przekształcać wolę w magię. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam mrowienie w palcach, wskazujące na uwalniającą się magię.
– Shin Hye – powiedział po chwili Kang.
Pisnęłam przerażona i cofnęłam się pod kanapę, kuląc się.
– Uratuj go – powiedziałam płaczliwym głosem.
– Jakby nie patrzeć, to ty mu obiecałaś, że opatrzysz mu rany, więc ja się nie wtrącam.
– Jesteś bezduszny!? – wrzasnęłam i spojrzałam na Alberta.
Ku ogromnemu zaskoczeniu wcale nie płonął. Za to jego dotychczas kremowe futerko było całkowicie czarne. Tylko elementy takie jak pyszczek, uszka, łapki i brzuszek wciąż były jasne.
– Nawet ładnie wyszło – stwierdził Kang i usiadł na podłodze obok mnie. – A teraz ja, bo zostało nam tylko kilka minut do wyjścia.
– A co tak właściwie powiemy Yungowi? – zapytałam. – Przecież widział cię dziś w czerwonych włosach – stwierdziłam, siadając do niego przodem.
– Niech się głowi – stwierdził Kang i opierając się na łokciach odwróciła się do mnie tyłem.
– Czy mi się zdaje, czy w moim salonie na dywanie leży Kim Kang Kyun? – zapytałam.
Kang zaśmiał się.
– Czaruj, bo nie mam w zwyczaju się spóźniać.
– Na koncert się wczoraj spóźniłeś – stwierdziłam i delikatnie dotknęłam miękkich włosów Kanga. Nie musiałam tego robić, no ale…
– Ciekawe z jakiego powodu – mruknął. – Poza tym tylko kilka minut, a i tak nikt nie zauważył, nieprawdaż?
– Nie ruszaj się teraz – nakazałam i zamknęłam oczy, skupiając się. Gdy je otworzyłam po włosach Kanga od skóry głowy po końcówki wypłynął czarny kolor zastępując czerwień. – Jupi! – zawołałam klaskając w dłonie.
– Udało się? – zapytał.
– Oczywiście – powiedziałam zadowolona.
– Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułem – powiedział siadając przodem do mnie.
Zaniemówiłam, gdy go zobaczyłam.
– Co? – zdziwił się. – Coś nie wyszło, tak? – zapytał, na powrót zaniepokojony.
– N-nie. Ja po prostu… – Przełknęłam ślinę. – Nigdy nie widziałam cię w czarnych włosach – powiedziałam.
– Bo zanim trafiłem do Fallen Angels przefarbowałem je i tak już zostało – wytłumaczył sięgając po lusterko leżące do tej pory na stole. – Wow, wglądam jak szesnastoletni ja – stwierdził zaskoczony.
Zaśmiałam się.
– Idziemy – nakazał wstając z podłogi.
– Za moment, coś ci przyniosę – powiedziałam i pobiegłam na górę. Z moich ozdóbek wygrzebałam czarne nerdy i zaniosłam je Kangowi.
– Serio? – zapytał z niedowierzaniem.
Pokiwałam energicznie głową.
– Pasują ci do stroju – powiedziałam.
Miał na sobie czerwone rurki, białą bokserkę i czarną rozpiętą koszulę. Na prawym nadgarstku miał bransoletki z ćwiekami.
– Nie ma mowy.
Spojrzałam na niego wyzywająco.
Westchnął i założył okulary.
– Więc idziemy?
– Tak – powiedział.

~*~

 5 str, bo się tak fragment skończył :P

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 12.



W końcu usłyszycie pierwszą piosenkę Fallen Angels. Jest po angielsku, bo nie lubię polskich piosenek. Oczywiście możecie sobie wkleić tekst w translator, ale on nie odda tak słów piosenki jak ja je napisałam.
Enjoy :)


Ja i Rae biegiem wróciliśmy do garderoby.
– Kang! – zawołał Yun, gdy zatrzasnąłem za sobą drzwi. – Gdzie byłeś? Spóźniamy się.
– Ona chciała ze mną porozmawiać – powiedziałem siadając przed lustrem.
Rae zaczęła poprawiać mi włosy i makijaż.
– Właśnie – zaczął Joong. – Miałeś przyprowadzić ją i jej znajomych. Więc gdzie są?
– Ona stwierdziła, że nie chce was dziś poznać. Była przerażona – dodałem ze smutkiem.
– Coś ty jej o nas nagadał, Kyun!? – wrzasnął Yun, podbiegając do mnie.
– Nic – powiedziałem szczerze. – Poprosiła mnie na rozmowę, o dziwo nawet nie mogłem odczytać jej myśli, co jest dziwne w jej przypadku, bo jej umysł jest bardzo głośny.
– Fallen Angels! – zawołał operator wpadając do garderoby. – Spóźniacie się! Szybko na dół, ale już!
– Już skończyłam – powiedziała Noona. – Widzieliście moją siostrę?
– Zeszła na dół – powiedział Joong wstając z kanapy. – My też chodźmy.
Po chwili już staliśmy na scenie. Zacząłem wypatrywać Shin Hye, ale nie mogłem jej znaleźć. To dobrze, bo gdybym patrzył na nią zbyt długo to Joong i Yun też mogliby ją zobaczyć. Zacząłem się trochę niepokoić.
Gdy światła zaczęły gasnąć i poleciała muzyka zobaczyłem jej uradowaną twarz i spojrzenie spoczywające na mnie i tylko na mnie.
Stanąłem w odpowiedniej pozie do tej piosenki i zacząłem śpiewać, tańcząc w idealnej wyćwiczonej już synchronizacji z chłopakami.

<Kim Kang Kyun>
I saw her when she danced in the rain
She had silver hair like a faint light of the moon
In the darkness of the night only it gave light

She was wearing a thin white dress
And she was barefoot
Despite the rain I saw her tears
When she looked at me
I saw her crimson eyes

She stopped, when she saw me
But she was still crying

We didn’t know , but she threw
herself into my arms for comfort

Everything will be fine
I said, although I didn’t know the cause of her sadness

<Some Girl>
I finally found you

<Kim Kang Kyun>
She whispered in my ear

Then it all began (say)

<All>
You showed us who we are
You moved us into the world of magic
You learned how to use our power

<Lee Joong Hyung>
I met her, when she sitting on the beach alone
She was crying

Her silver hair blowing in breeze
Crimson eyes, though dangerous
But they said that there is nothing to fear

When she saw me, she stopped moving,
But she still wouldn’t stop crying
We were strangers, but she threw
herself into my arms for comfort

I didn’t know what to do
Then she said:

<Some Girl>
In the end I found you

<Lee Joong Hyung>
She wasn’t crying anymore
She smiled radiantly

Then it all began (say)

<All>
Learning is not easy, but thanks to you
We develop our wings
We can fly
Because we are
Angels

<Han Yun Yae>
I saw her beautiful silver hair accidentally
Beautiful crying girl goes dark road, wiping tears

I had to follow her, because I needed that
I was looking for her a long time that night

When I did found her, she fell into my arms
I was surprised because we were strangers
I no longer saw the tears on her cheeks

<Some Girl>
Well, I found you

<Han Yun Yae>
Then it all began (say)

<All>
Our white goddess
Teach us to live with our magic

We have earned it
We have the power

We can’t fly
Because we are
Angels

Po koncercie był czas na rozdawanie autografów. Bałem się, że podejdą do nas Yesul Boy i Shin Hye, bo jeden z nich chciał mój autograf. Wtedy mogliby zostać zauważeni. Jednakże kiedy po przebraniu się po koncercie i zejściu do głównego holu do fanek nigdzie ich nie spotkałem.
Po koncercie była chwila dla prasy. Zobaczyłem tam Choi Shi Ho. Widać było, że jest rozgniewana. Ale na co? Patrzyła na mnie tak nienawistnym spojrzeniem, że na skórze poczułem ciepło, które szybko przerodziło się w parzące gorąco.
Niech pani przestanie! – wysłałem jej w myślach, ale nie poruszyłem się, mimo iż twarz piekła mnie niemiłosiernie.
Spojrzała na mnie zaskoczona, ale na szczęście po chwili ból zelżał. Czy ta kobieta właśnie zamierzała pozbawić mnie połowy twarzy? Dotknąłem policzka, niby go przecierając leniwym ruchem ręki, ale w rzeczywistości chciałem sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
– Spokojnie! – wołał prezes Ahn, kiedy usiedliśmy wszyscy na przygotowanej specjalnie dla nas kanapie. – Proszę się uciszyć i pojedynczo zadawać pytania.
Gwar przekrzykujących się reporterów ucichł, flesze aparatów także przestały migać.
– Dlaczego zorganizowano ten koncert tak nagle? – zapytał jakiś mężczyzna. – Czy to ma coś wspólnego ze zdjęciem Kim Kang Kyuna i tej dziewczyny?
– Koncert zorganizowaliśmy, aby zażegnać rodzący się skandal – zaczął prezes. – Nikt nie ma zamiaru rozwiązać Fallen Angels. Chłopcy są jeszcze młodzi i jeszcze wiele przed nimi. Ich stosunki są przyjazne, każdy z nich kocha muzykę i wie czego chce. A co do zdjęcia…
– Ciekawi mnie kto chce nas zniszczyć? – powiedziałem. – To zdjęcie? Myślicie, że jak ktoś ma kolor włosów jak mój to już jestem ja? Jakaś zazdrosna fanka pewnie je zrobiła, bo ubzdurała sobie, że to ja. A ten dom? Ja nawet nie wiedziałem, że taki jest w Seulu, a co dopiero okolica. Państwo wybaczą, ale nie odwiedzam plebsu.
– Niewielu nosi czerwone włosy – stwierdził ktoś. – Czy to cię nie zastanawia?
– Owszem – stwierdziłem. – Ale jeśli tamtego chłopaka bierzecie za mnie to równie dobrze  możecie wziąć mnie za Banga z B.A.P, kiedy nagrywał ‘I Remember’, a Yuna za Zelo.
Nikt się nie odezwał. Wiedzieli, że mam rację. Co z tego, że to jednak ja byłem na zdjęciu.
– A Casting? Ta informacja jest prawdziwa?
– Jak najbardziej – zabrał głos prezes. – Żeby się rozwijać trzeba nas więcej, więc postanowiliśmy przyjąć jeszcze jeden głos, który będzie miał dobre pomysły na przyszłość.
– To znaczy, że Fallen Angels jednak się rozpada?
– Zamknijmy już ten temat – powiedział zniecierpliwiony prezes.
Później znów robili nam zdjęcia. Gdy już się wszyscy włącznie z zabłąkanymi fankami rozeszli, podeszła do mnie mama Shin Hye. Na szczęście w pobliżu mnie nie było nikogo.
– Coś ty zrobił mojej córce!? – syknęła. – Ty ją tak ubrałeś, prawda?
– Co?
– Gadaj.
– Ach, to… Tak ja. Coś pani nie odpowiada?
A więc dlatego mnie zaatakowała?
– Nie będziesz robił z mojej córki kolejnej gwiazdki. Nie chcę, żeby weszła na szczyt, żeby się stoczyć i wylądować na jakimś odwyku, albo żeby stała się tak samolubna jak ty. – Każde jej słowo było nasączone jadem.
Ktoś właśnie szedł w naszym kierunku.
– Nie pani mnie zapyta o coś związanego z pracą. Szybko, zanim prezes tu podejdzie.
– Nie przeszkadza ci to, że w zespole pojawi się nowy członek? – zapytała. – Podobno lubisz spokój i ciszę. A jeśli nowy głos będzie głośny, upierdliwy i ciągle będzie coś psuł?
Czy mi się zdaje, czy ona opisała swoją córkę.
– Szczerze powiedziawszy…
– Hej, Kim Kang Kyun! – zawołał prezes kładąc mi dłoń na ramieniu. – Streszczaj się, bo musimy już jechać.
– Tak, prezesie Ahn. Proszę poznaj reporterkę…
– Hoshi – przerwała mi, wyciągając do prezesa rękę. – Od teraz zajmuję się waszymi skandalami – powiedziała z uśmiechem.
– Miło mi panią poznać – powiedział ściskając jej dłoń.
Może mi się wydawało, ale oboje przez chwilę patrzyli na siebie jakby dobrze się znali. Nie, jestem pewny, że mi się wydawało.
Po chwili pani Choi złapała za zawieszony na szyi aparat i uniosła do góry.
– Mogę zrobić wszystkim chłopakom zdjęcie? – zapytała.
– Nie ma sprawy! – zawołał prezes. – Joong, Yun, chodźcie do nas! – przywołał ich.
Normalnie to by się nie zgodził, żeby to zdjęcie zrobiła, bo już był na to czas prędzej. Ich zdecydowanie coś musi łączyć. Teraz już jestem tego pewien.
Ustawiliśmy się, a ona uniosła aparat.
Zrobię powiększenie do ludzkich rozmiarów i dam to jej – wysłała mi w myślach Shi Ho, a ja uniosłem kącik ust w uśmiechu, który tak bardzo lubi Shin Hye.
Powrót do domu było nużący. Dopiero w busie sprawdziłem telefon. Były dwa nieodebrane połączeni od Shin Hye. Zadzwoniłem więc do niej. Miałem nadzieję, że jeszcze nie spała.
~ Kang! – zawołała, gdy tylko odebrała. – Wpadłam na mamę, kiedy wychodziliśmy z Nooną z koncertu! Nic nie powiedziała, ale będzie zła, bo ona nie lubi takiego stylu w jakim byłam ubrana.
– Wiem, już mnie przez to zaatakowała. Jeśli jutro się spotkamy to jej wszystko wyjaśnię.
~ Będzie zła, że nic jej nie mówimy – stwierdziła.
– Biorę wszystko na siebie. A wy już jedziecie do domu, tak?
~ Tak – powiedziała od razu. – To znaczy nie. Już jestem w domu. Noona pojechała odwieść innych, a ja i Yung już na miejscu.
– To dobrze. Jeśli jutro wcześnie wstanę to zrobimy lekcje kontroli.
Joong poderwał nagle głowę i wpatrzył się we mnie, a Yun wychylił się z tylniej kanapy do nas.
~ Mam nadzieję, że tym razem nigdzie nas nie zamknę – powiedziała śmiejąc się.
Ja także się zaśmiałem.
Nagle Yun wyrwał mi telefon z ręki.
– Yun! – wrzasnąłem. – Oddaj mi ją?
– Hej, tu Han Yun Jae, przyjaciel Kanga – powiedział szybko. – Nie chciał nam ciebie przedstawić, więc może ty mi powiesz jak masz na imię?
Nagle odjął telefon od ucha i spojrzał na niego zaskoczony.
– Coś chyba upadło – stwierdził.
– Co!?
Wyrwałem mu telefon i przyłożyłem do ucha.
– Halo! Słyszysz mnie!? Odezwij się.
Nagle usłyszałem jakiś szum i szybkie głośne kroki.
~ Shin Hye!? – usłyszałem stłumiony głos Shi Ho.
– Halo! – wrzasnąłem.
~ Kang? – powiedziała do telefonu. – Coś ty jej zrobił!?
– Co tam się stało? – zapytałem, już spokojny, że ktoś jest z Shin Hye.
~ Zemdlała – powiedziała Shi Ho. – Ale…
– Yun zabrał mi telefon – wytłumaczyłem. – Pewnie przez usłyszenie jego głosu tak zareagowała.
~ Doprowadzę ją do stany używalności – powiedziała wyniośle. – Dobranoc.
No i się rozłączyła.
– Co się stało? – zapytał Joong.
– To moja wina? – zapytał zmartwiony Yun.
– Zemdlała, kiedy cię usłyszała – powiedziałam patrząc na blondyna. – To było głupie. Pierwszy raz ją złapałem, więc nic się jej nie stało, ale teraz?
 – Nie chciałem – powiedział skruszony i oparł się o oparcie kanapy.
 Gdy już dojechaliśmy do domu, od razu wszedłem do pokoju i przygotowałem do snu, zasnąłem natychmiastowo, mając na ustach to imię.
Shin Hye...

~*~


Gdy się obudziłam leżałam w swoim łóżku, chodź nie mogłam sobie przypomnieć momentu, żebym się do niego kładła. Zza zasłony do pokoju wpadało jasne słoneczne światło, co wskazywało na poranek.
Przeciągnęłam się i z uśmiechem zadowolenia rozejrzałam po pokoju. Jego białe ściany zabarwiły się przez promienie słońca na złoto, co nadały mu jeszcze piękniejszy wygląd niż zwykle.
Nagle zerwałam się do pozycji siedzącej, przypomniawszy sobie wydarzenia wczorajszego wieczora. Wpadłam na mamę, kiedy wychodziłam z koncertu. Nic nie powiedziała, ale widziałam w jej oczach złość. Była wściekła na Kanga, bo strój, który miałam na sobie był w jego stylu, więc się domyśliła. Dzwoniłam do niego dwa razy, ale nie odbierał. Noona powiedziała, że jest pewnie z reporterami, więc odpuściłam. Kiedy już wróciłam do domu i się wykąpałam, to Kang zadzwonił. Rozmawialiśmy o mamie, a później Yun Jae się odezwał. Byłam tym tak zszokowana, że nie mogłam wykrztusić ani słowa, a później…? Musiałam stracić przytomność, bo nic więcej nie pamiętam.
– Mamo! – wrzasnęłam, zbiegając na dół. – Mamusiu!
– Co się stało!? – zapytała spanikowana wybiegając z kuchni w fartuszku i z drewnianą łopatką w ręce.
– Powiedz mi… Czy ja zemdlałam wczoraj? – zapytałam patrząc na nią ze skupieniem.
– Jejku, tylko o to chodzi, a ja już się przestraszyłam, że coś strasznego się stało.
– Zemdlałam?
– Tak – potwierdziła i wróciła do kuchni, skąd dobywał się pyszny zapach świeżej kawy i amerykańskich naleśników, jakie tylko mama potrafi robić.
– Idziesz dziś do pracy? – zapytała siadając przy stole, na którym stał już talerz z górą naleśników i butelką syropu klonowego.
– Tak – powiedziała stawiając przede mną kubek z kawą, po czym wróciła do smażenia ostatnich naleśników. – Muszę popracować nad zdjęciami i skończyć pisać o wczorajszym koncercie. Po południu artykuł pewnie ukarze się w gazecie.
– Rozumiem.
Zaczęłam nakładać sobie naleśniki.
– Masz dziś lekcje? – zapytała, wykładając ostatnie naleśniki na talerz.
– Jeśli Kang wstanie wcześnie to tak – odpowiedziałam od razu. – Która jest godzina? – zapytałam polewając naleśniki syropem.
– Około dziesiątej.
Ktoś zapukał do drzwi.
Przełknęłam pierwszy kęs naleśnika i spojrzałam przez okno na ulicę. Przed domem stało Audi, którym przyjeżdża do mnie Kang.
– Otworzysz? – zapytałam. – Ja pójdę się przebrać.
Skinęła głową, a kiedy obok mnie przechodziła pogłaskała mnie po włosach. Zanim otworzyła zdążyłam wbiec po schodach. Przebrałam się z piżamy w jasne jeansy i różową bluzę z kapturem i kieszenią na brzuchu. Doprowadziłam włosy do porządku i umyłam twarz. Na dół zeszłam dopiero, gdy się, że z moim wyglądem wszystko w porządku. Kang był zawsze idealnie uczesany i świetnie ubrany. Nawet małej zmarszczki na jego ubraniach nie było.
– Kang – powiedziałam widząc go przy stole w kuchni, naprzeciw miejsca, gdzie prędzej ja siedziałam.
– Dzień dobry – powiedział z niezadowoleniem. Przed nim stał talerz z górą naleśników, polanych syropem klonowym, a on podpierał głowę na zaciśniętej w pięść dłoni. Na krześle siedział bokiem z założoną nogą na nogę.
Czemu on musi wyglądać… Nie powiem, bo usłyszy. Ale on nawet na mnie nie patrzył, tylko mierzył moją mamę morderczym spojrzeniem.
– Ja już wychodzę, kochanie – powiedziała do mnie. – Macie naleśniki na śniadanie, a w lodówce jest Kalguksoo, gdybyście po południu zgłodnieli. Nie wiem, czy zostaniecie w domu, ale zupa ma zniknąć.
Kalguksoo? A co to właściwie jest?
– Jasne – powiedziałam z uśmiechem.
Przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła. Zanim jednak ja, lub Kang się odezwaliśmy, odczekaliśmy kilka minut, aż mama odjedzie spod domu.
– Dlaczego masz taką minę? – zapytałam Kanga, siadając przy stole na swoim miejscu.
– Nie mam pojęcia co to, a twoja mama, kazała mi to jeść – powiedział zniesmaczony.
– Nie wiesz co to? – zdziwiłam się.
Spojrzał na mnie jak na tłumoka.
– Zanim się urodziłam, mama pracowała w barze w USA. Nauczyła się tam wielu Amerykańskich potraw, między innymi naleśników podawanych z syropem klonowym – wytłumaczyłam. – Są naprawdę pyszne – dodałam, krojąc widelcem naleśnik.
Kang wstał od stołu i wysunął sobie krzesło po mojej lewej. Położył na nim kolano i usiadł na swojej nodze. Kiedy nabiłam kawałek naleśnika i zamoczyłam go w syropie, Kang nachylił się i tuż przy moich buzi, złapał zębami widelec i zabrał z niego naleśnik.
Patrzyłam na czubek już pustego widelca, z lekko rozchylonymi wargami. Byłam zszokowana tym co zrobił Kang.
– Masz rację – powiedział. – Pyszne.
Przełknęłam ślinę, wciąż patrząc na widelec.
– Zaskoczyłem cię? – zadrwił. – Och, przepraszam najmocniej.
– Kang! – pisnęłam wbijając widelec w… tak, w blat stołu. Spojrzałam na czerwonowłosego gniewnie. – Czyś ty oszalał!?
– Pani wybaczy – powiedział z uśmiechem, wciąż nachylony nad stołem. – Ale wolę te – wskazał na mój talerz. – od tamtych.
– Oszalał – powiedziałam zszokowana.
On tylko się zaśmiał.
– Po prostu jestem zadowolony z koncertu – powiedział odchylając się na oparciu. – Co prawda twoja mama chciała mi roztopić twarz, ale koncert był udany.
– Co chciała zrobić? – zapytałam patrząc na niego już normalnie.
– Wczoraj napadła mnie za ten strój co ci go kupiłem, ale dziś już sobie wszystko wyjaśniliśmy jak byłaś na górze.
– Ku-kupiłeś? – zdziwiłam się.
– A myślałaś, że pożyczyłem od jakieś piosenkarki, czy aktorki? – Spojrzałam na niego. Lekko chyląc głowę i wzruszyłam ramionami. – Oczywiście, że go kupiłem. Narażałem się na poniżenie wchodząc do sklepu dla pań, ale wolałem to, niż żebyś na mój koncert przyszła… – Prześliznął spojrzeniem po moich ciuchach. – O tak.
Prychnęłam.
– Nie rób tak.
– Co to jest Kalguksoo? – zapytałam.
– Nie wiesz co to jest? – zadrwił.
Papuga, tak było z naleśnikami.
– Zapomnij, nie chcę wiedzieć.
– Kalguksoo to narodowa potrawa Korei – powiedział. – Jest z makaronem i podaje się ją zawsze na zimno.
Zmarszczyłam nos.
– Na zimno i z makaronem – powiedziałam, po czym wystawiłam lekko język.
– Nie lubisz makaronu?
– Uwielbiam, ale nie na zimno. Smakuje jak gluty...
– A skąd wiesz jak smakują gluty? – zapytał zaciekawiony.
Patrzyłam na niego tępo.
– Może zaczniemy lekcję? – zapytałam, szybko zmieniając temat. – Co będziemy dziś robić? Pojedziemy gdzieś, czy zostaniemy?
– Skupimy się na kontroli poprzez mentalną rozmowę – powiedział. – Możemy zostać tutaj, bo w ten sposób nic nie ucierpi.
– To może chodźmy do salonu? – zapytałam.
– Nie skończysz jeść? – zapytał z uśmieszkiem.
– Nie dziękuję – powiedziałam wstając. – Straciłam apetyt.
Roześmiał się kręcąc głową.



 

~*~

Macie koniec 3 rozdziały i początek 4. Przypominam, że mam ich już 9 i zaczęty 10 ;)
Mam nadzieję, że się podobało :)