poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 13.



A macie notkę z 38 minutowym wyprzedzeniem, a co się będę :P
A to tylko dlatego, że mój ukochany T-Mobile modem z internetem się nie chciał połączyć z siecią i musiałam włożyć moją Heyah z telefonu i tak na pakiecie z tel działam właśnie. Czyli mój modem waszym bogiem, hell yeah! xD



Gdy się obudziłam leżałam w swoim łóżku, chodź nie mogłam sobie przypomnieć momentu, żebym się do niego kładła. Zza zasłony do pokoju wpadało jasne słoneczne światło, co wskazywało na poranek.
Przeciągnęłam się i z uśmiechem zadowolenia rozejrzałam po pokoju. Jego białe ściany zabarwiły się przez promienie słońca na złoto, co nadały mu jeszcze piękniejszy wygląd niż zwykle.
Nagle zerwałam się do pozycji siedzącej, przypomniawszy sobie wydarzenia wczorajszego wieczora. Wpadłam na mamę, kiedy wychodziłam z koncertu. Nic nie powiedziała, ale widziałam w jej oczach złość. Była wściekła na Kanga, bo strój, który miałam na sobie był w jego stylu, więc się domyśliła. Dzwoniłam do niego dwa razy, ale nie odbierał. Noona powiedziała, że jest pewnie z reporterami, więc odpuściłam. Kiedy już wróciłam do domu i się wykąpałam, to Kang zadzwonił. Rozmawialiśmy o mamie, a później Yun Jae się odezwał. Byłam tym tak zszokowana, że nie mogłam wykrztusić ani słowa, a później…? Musiałam stracić przytomność, bo nic więcej nie pamiętam.
– Mamo! – wrzasnęłam, zbiegając na dół. – Mamusiu!
– Co się stało!? – zapytała spanikowana wybiegając z kuchni w fartuszku i z drewnianą łopatką w ręce.
– Powiedz mi… Czy ja zemdlałam wczoraj? – zapytałam patrząc na nią ze skupieniem.
– Jejku, tylko o to chodzi, a ja już się przestraszyłam, że coś strasznego się stało.
– Zemdlałam?
– Tak – potwierdziła i wróciła do kuchni, skąd dobywał się pyszny zapach świeżej kawy i amerykańskich naleśników, jakie tylko mama potrafi robić.
– Idziesz dziś do pracy? – zapytała siadając przy stole, na którym stał już talerz z górą naleśników i butelką syropu klonowego.
– Tak – powiedziała stawiając przede mną kubek z kawą, po czym wróciła do smażenia ostatnich naleśników. – Muszę popracować nad zdjęciami i skończyć pisać o wczorajszym koncercie. Po południu artykuł pewnie ukarze się w gazecie.
– Rozumiem.
Zaczęłam nakładać sobie naleśniki.
– Masz dziś lekcje? – zapytała, wykładając ostatnie naleśniki na talerz.
– Jeśli Kang wstanie wcześnie to tak – odpowiedziałam od razu. – Która jest godzina? – zapytałam polewając naleśniki syropem.
– Około dziesiątej.
Ktoś zapukał do drzwi.
Przełknęłam pierwszy kęs naleśnika i spojrzałam przez okno na ulicę. Przed domem stało Audi, którym przyjeżdża do mnie Kang.
– Otworzysz? – zapytałam. – Ja pójdę się przebrać.
Skinęła głową, a kiedy obok mnie przechodziła pogłaskała mnie po włosach. Zanim otworzyła zdążyłam wbiec po schodach. Przebrałam się z piżamy w jasne jeansy i różową bluzę z kapturem i kieszenią na brzuchu. Doprowadziłam włosy do porządku i umyłam twarz. Na dół zeszłam dopiero, gdy upewniłam się, że z moim wyglądem wszystko w porządku. Kang był zawsze idealnie uczesany i świetnie ubrany. Nawet małej zmarszczki na jego ubraniach nie było.
– Kang – powiedziałam widząc go przy stole w kuchni, naprzeciw miejsca, gdzie prędzej ja siedziałam.
– Dzień dobry – powiedział z niezadowoleniem. Przed nim stał talerz z górą naleśników, polanych syropem klonowym, a on podpierał głowę na zaciśniętej w pięść dłoni. Na krześle siedział bokiem z założoną nogą na nogę.
Czemu on musi wyglądać… Nie powiem, bo usłyszy. Ale on nawet na mnie nie patrzył, tylko mierzył moją mamę morderczym spojrzeniem.
– Ja już wychodzę, kochanie – powiedziała do mnie. – Macie naleśniki na śniadanie, a w lodówce jest Kalguksoo, gdybyście po południu zgłodnieli. Nie wiem, czy zostaniecie w domu, ale zupa ma zniknąć.
Kalguksoo? A co to właściwie jest?
– Jasne – powiedziałam z uśmiechem.
Przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła. Zanim jednak ja, lub Kang się odezwaliśmy, odczekaliśmy kilka minut, aż mama odjedzie spod domu.
– Dlaczego masz taką minę? – zapytałam Kanga, siadając przy stole na swoim miejscu.
– Nie mam pojęcia co to, a twoja mama, kazała mi to jeść – powiedział zniesmaczony.
– Nie wiesz co to? – zdziwiłam się.
Spojrzał na mnie jak na tłumoka.
– Zanim się urodziłam, mama pracowała w barze w USA. Nauczyła się tam wielu Amerykańskich potraw, między innymi naleśników podawanych z syropem klonowym – wytłumaczyłam. – Są naprawdę pyszne – dodałam, krojąc widelcem naleśnik.
Kang wstał od stołu i wysunął sobie krzesło po mojej lewej. Położył na nim kolano i usiadł na swojej nodze. Kiedy nabiłam kawałek naleśnika i zamoczyłam go w syropie, Kang nachylił się i tuż przy moich buzi, złapał zębami widelec i zabrał z niego naleśnik.
Patrzyłam na czubek już pustego widelca, z lekko rozchylonymi wargami. Byłam zszokowana tym co zrobił Kang.
– Masz rację – powiedział. – Pyszne.
Przełknęłam ślinę, wciąż patrząc na widelec.
– Zaskoczyłem cię? – zadrwił. – Och, przepraszam najmocniej.
– Kang! – pisnęłam wbijając widelec w… tak, w blat stołu. Spojrzałam na czerwonowłosego gniewnie. – Czyś ty oszalał!?
– Pani wybaczy – powiedział z uśmiechem, wciąż nachylony nad stołem. – Ale wolę te – wskazał na mój talerz. – od tamtych.
– Oszalał – powiedziałam zszokowana.
On tylko się zaśmiał.
– Po prostu jestem zadowolony z koncertu – powiedział odchylając się na oparciu. – Co prawda twoja mama chciała mi roztopić twarz, ale koncert był udany.
– Co chciała zrobić? – zapytałam patrząc na niego już normalnie.
– Wczoraj napadła mnie za ten strój co ci go kupiłem, ale dziś już sobie wszystko wyjaśniliśmy jak byłaś na górze.
– Ku-kupiłeś? – zdziwiłam się.
– A myślałaś, że pożyczyłem od jakieś piosenkarki, czy aktorki? – Spojrzałam na niego. Lekko chyląc głowę i wzruszyłam ramionami. – Oczywiście, że go kupiłem. Narażałem się na poniżenie wchodząc do sklepu dla pań, ale wolałem to, niż żebyś na mój koncert przyszła… – Prześliznął spojrzeniem po moich ciuchach. – O tak.
Prychnęłam.
– Nie rób tak.
– Co to jest Kalguksoo? – zapytałam.
– Nie wiesz co to jest? – zadrwił.
Papuga, tak było z naleśnikami.
– Zapomnij, nie chcę wiedzieć.
– Kalguksoo to narodowa potrawa Korei – powiedział. – Jest z makaronem i podaje się ją zawsze na zimno.
Zmarszczyłam nos.
– Na zimno i z makaronem – powiedziałam, po czym wystawiłam lekko język.
– Nie lubisz makaronu?
– Uwielbiam, ale nie na zimno. Smakuje jak gluty...
– A skąd wiesz jak smakują gluty? – zapytał zaciekawiony.
Patrzyłam na niego tępo.
– Może zaczniemy lekcję? – zapytałam, szybko zmieniając temat. – Co będziemy dziś robić? Pojedziemy gdzieś, czy zostaniemy?
– Skupimy się na kontroli poprzez mentalną rozmowę – powiedział. – Możemy zostać tutaj, bo w ten sposób nic nie ucierpi.
– To może chodźmy do salonu? – zapytałam.
– Nie skończysz jeść? – zapytał z uśmieszkiem.
– Nie dziękuję – powiedziałam wstając. – Straciłam apetyt.
Roześmiał się kręcąc głową.
– Nie pokarzesz mi swojego pokoju? – zapytał.
– Mama mi zabroniła cię tam wpuszczać i narzuciła na drzwi barierę, która nie pozwoli ci tam wejść – powiedziałam, wychodząc z kuchni.
– Mówiła, że jej moc jest tak słaba, że nawet do szkoły nie chodziła, więc co to dla mnie, jednego z najsilniejszych magów w szkole.
– Ona ma w ogóle jakąś nazwę? – zapytałam, opadając na kanapę w salonie.
– Tak, ale ci jej nie powiem.
– Dlaczego?
– Bo nie mogę – powiedział siadając obok mnie. – Zaklęcia ochronne i takie tam. Gdyby ktoś będąc na Ziemi wypowiedział tę nazwę i niepożądana osoba ją usłyszała, mogłaby się tam teleportować, co mogłoby być dla nas zagrożeniem.
– Mówiłeś, że teleportować się tam można tylko dzięki portalowi w Kwaterze Głównej,  tej chyba ktoś pilnuje, co?
– Tak – przyznał. – Ale są takie istoty, które mogą się teleportować na Ignis nawet bez użycia kryształów.
– Bogowie – powiedziałam. – Mówiąc niepożądana osoba masz na myśli Panią Ciemności? – zapytałam. – Siostrę Alby, Bogini Światła?
– Wiesz o niej? – zdziwił się.
– Mam mówi mi wszystko.
– Rozumiem. No i tak, miałem na myśli Panią Ciemności. Ale może przejdźmy już do lekcji, a nie będziemy się zamartwiać, czy ona zaatakuje.
Skinęłam głową i podając Kangowi dłonie, zamknęłam oczy.
Jednak nasze wprowadzenie do mentalnej rozmowy przerwało pukanie do drzwi.
Otworzyłam oczy i spojrzałam pytająco na Kanga. On zmarszczył brwi niezadowolony, ale tylko wzruszył ramionami.
– To twój dom, skąd mam wiedzieć.
Pukanie znów się rozległo.
– Idź otwórz – nakazał, puszczając moje dłonie. – Może to coś ważnego?
– Mhm – mruknęłam i przebiegłam szybko salon. – Tak? – zapytałam otwierając drzwi.
Na werandzie stał nie kto inny jak Kyu Dong.
– Yung Kyu Dong? – zdziwiłam się. – Czy coś się stało? – zapytałam.
– Nie – powiedział z uśmiechem. – Ale jest niedziela, a zwykle wychodzimy gdzieś w niedziele, więc pomyślałem, że mogłabyś pójść z nami.
– Och – powiedziałam zaskoczona. Po chwili jednak nerwowo przegryzłam wargę. – A o której? – zapytałam.
– W południe.
Może do tego czasu Kang się zmyje?
Nie ma mowy – usłyszałam w myślach jego głos.
Westchnęłam.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Chodzi o to, że…
– Kto przyszedł? – usłyszałam z głębi domu głos Kanga, a po chwili on już stał za moimi plecami. – Ooo, Yung Kyu Dong, jeśli się nie mylę? – zapytał.
– Wejdź – nakazałam Yungowi.
Przeszedł przez próg i skłonił się nieznacznie.
– Zgadza się – powiedział, kiedy zamykałam drzwi.
– Co knujecie? – zapytał Kang.
Kiedy do niego wróciłam oparł się łokciem o moją głowę.
– Hej! – zaprotestowałam, ale zakrył mi usta dłonią.
– Idziemy z chłopakami się zabawić. Chciałem wziąć Choi, ale skoro jest zajęta…
Chciałam zabrać dłoń Kanga ze swoich ust, ale nacisnął swoim łokciem na moją głowę, więc przestałam próbować.
– Ja chętnie bym poszedł, co ty na to Shin Hye? – zapytał, jednak nie zabrał dłoni. – Zgadzasz się? To dobrze. A więc kiedy się widzimy? – zwrócił się znów do Yunga.
– O jedenastej przed domem, o dwunastej z chłopakami w Myungdong.
– Będziemy – powiedział Kang radośnie. Pewnie się uśmiechał.
– Jasne – powiedział Yung i otworzył sobie drzwi. – Do zobaczenia.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły wyrwałam się Kangowi i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
– Za co? – zapytał patrząc na mnie gniewnie.
– A jak ktoś cie rozpozna? – zapytałam. – Nie możesz nami tak po prostu iść. To niebezpieczne.
– Umiesz zmieniać kolory za pomocą magii, prawda?
Skinęłam głową.
– To zmienisz mi kolor włosów na czarny – stwierdził.
– Potrafię tylko swój i to o kilka odcieni. A jak mi się nie uda i co innego zmienię na czarny? Na przykład skórę. I nie będę mogła tego zmienić?
– To będę czarny przez dwanaście godzin – stwierdził.
– Czemu dwanaście? – zdziwiłam się.
– Bo jeśli nie cofniesz czaru koloru sama, to on po dwunastu godzinach się wyczerpie, ponieważ wyczerpie się twoja energia, która właściwie od tej pory zasila także twój organizm.
– Ludzie potrzebują kofeiny, a ja magii?
– Dokładnie.
– Czyli co teraz robimy? Mamy niecałą godzinę.
– Potrenujesz.
– A jak nie wyjdzie.
Położył mi palec na ustach.
– Ufam ci – szepnął patrząc swoimi czarnymi jak węgle oczami wprost w moje.
Przełknęłam ślinę.
– No dobrze – zgodziłam się. – Ale jeśli coś nie wyjdzie to nie miej do mnie pretensji.
– Jeśli coś nie wyjdzie to się zdenerwuję – powiedział.
– Ty starasz się dodać mi otuchy, czy pogłębić moje obawy?
Wzruszył ramionami.
Tak więc do godziny jedenastej ćwiczyłam zmianę koloru na chusteczkach higienicznych, a później na moim mięciutkim misiu, którego nie mam pojęcia skąd wziął Kang.
– Nie będę na nim ćwiczyć! – wrzasnęłam, patrząc na stertę płonących w misce na stole chusteczek. – A jak go podpalę?
– Właśnie dlatego go wziąłem, żebyś go nie podpaliła – wytłumaczył.
– Ja się przy tobie nie mogę skupić – burknęłam.
– Czyżbyś nadal miała mi za złe te naleśniki? – zadrwił.
– Bo będę prychać.
Nie odezwał się, ale posadził mojego Alberta na stole pyszczkiem do mnie.
– Wybacz mi Albert, ale Kang jest bezduszny i każe mi na tobie trenować. Jeśli cię podpalę, to oczywiście opatrzę, ale wybacz mi.
Pociągnęłam nosem.
– Nie gadaj do waty zawiniętej w materiał, tylko ćwicz.
Kang rozparł się na kanapie, a ja siadając na podłodze przed stołem przytuliłam Alberta, po czym odstawiłam na stół. Uniosłam ręce, trzymając je nad jego uszkami, po czym zaczęłam przekształcać wolę w magię. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam mrowienie w palcach, wskazujące na uwalniającą się magię.
– Shin Hye – powiedział po chwili Kang.
Pisnęłam przerażona i cofnęłam się pod kanapę, kuląc się.
– Uratuj go – powiedziałam płaczliwym głosem.
– Jakby nie patrzeć, to ty mu obiecałaś, że opatrzysz mu rany, więc ja się nie wtrącam.
– Jesteś bezduszny!? – wrzasnęłam i spojrzałam na Alberta.
Ku ogromnemu zaskoczeniu wcale nie płonął. Za to jego dotychczas kremowe futerko było całkowicie czarne. Tylko elementy takie jak pyszczek, uszka, łapki i brzuszek wciąż były jasne.
– Nawet ładnie wyszło – stwierdził Kang i usiadł na podłodze obok mnie. – A teraz ja, bo zostało nam tylko kilka minut do wyjścia.
– A co tak właściwie powiemy Yungowi? – zapytałam. – Przecież widział cię dziś w czerwonych włosach – stwierdziłam, siadając do niego przodem.
– Niech się głowi – stwierdził Kang i opierając się na łokciach odwróciła się do mnie tyłem.
– Czy mi się zdaje, czy w moim salonie na dywanie leży Kim Kang Kyun? – zapytałam.
Kang zaśmiał się.
– Czaruj, bo nie mam w zwyczaju się spóźniać.
– Na koncert się wczoraj spóźniłeś – stwierdziłam i delikatnie dotknęłam miękkich włosów Kanga. Nie musiałam tego robić, no ale…
– Ciekawe z jakiego powodu – mruknął. – Poza tym tylko kilka minut, a i tak nikt nie zauważył, nieprawdaż?
– Nie ruszaj się teraz – nakazałam i zamknęłam oczy, skupiając się. Gdy je otworzyłam po włosach Kanga od skóry głowy po końcówki wypłynął czarny kolor zastępując czerwień. – Jupi! – zawołałam klaskając w dłonie.
– Udało się? – zapytał.
– Oczywiście – powiedziałam zadowolona.
– Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułem – powiedział siadając przodem do mnie.
Zaniemówiłam, gdy go zobaczyłam.
– Co? – zdziwił się. – Coś nie wyszło, tak? – zapytał, na powrót zaniepokojony.
– N-nie. Ja po prostu… – Przełknęłam ślinę. – Nigdy nie widziałam cię w czarnych włosach – powiedziałam.
– Bo zanim trafiłem do Fallen Angels przefarbowałem je i tak już zostało – wytłumaczył sięgając po lusterko leżące do tej pory na stole. – Wow, wglądam jak szesnastoletni ja – stwierdził zaskoczony.
Zaśmiałam się.
– Idziemy – nakazał wstając z podłogi.
– Za moment, coś ci przyniosę – powiedziałam i pobiegłam na górę. Z moich ozdóbek wygrzebałam czarne nerdy i zaniosłam je Kangowi.
– Serio? – zapytał z niedowierzaniem.
Pokiwałam energicznie głową.
– Pasują ci do stroju – powiedziałam.
Miał na sobie czerwone rurki, białą bokserkę i czarną rozpiętą koszulę. Na prawym nadgarstku miał bransoletki z ćwiekami.
– Nie ma mowy.
Spojrzałam na niego wyzywająco.
Westchnął i założył okulary.
– Więc idziemy?
– Tak – powiedział.

~*~

 5 str, bo się tak fragment skończył :P

6 komentarzy:

  1. Ja chcę wiedzieć dlaczego rozdział taki krótki? Zazwyczaj czytam w autobusie i w szkole, a teraz tylko w połowie drogi. Kang w czarnych włosach i okularach? To jakieś dziwne, ale go pewnie nie poznają. Tym razem komentarz krótki bo jadę na wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notka krótka, bo tak fragment wyszedł, wybacz :(
      No a to juz 4 rozdział jest, muszę tak dodawa, bo inaczej notki będą ddodawane w wieszych odstępach czasu

      Usuń
    2. To już lepiej jak są krótkie.

      Usuń
  2. Znowu druga, ech... zobaczymy co uda mi się napisać.
    1. Czemu początkowy fragment sie powtarza?! (tylko nie mów, że specjalnie to zrobiłaś -.-' )
    2. Haha, Albert. Nie żebym miała cos przeciwko temu imieniu , ale dla misia to nie pasuję. Mój misiaczek ma przykładowo na imię Pysio. <3
    3. palące się chusteczki ^^' ?
    4. Krótko, ale to już wyżej Malwi wspomniała.
    5. Mama znów mi zwróciła uwagę, że się śmieję ^^, a Malwi nie znalazła nic śmiesznego. Dziwne
    6. Wróciła Ci juz wena/piszesz czy tak jak ostatnio?
    Czekam na next (który pojawi sie w wakacje :D )
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Nie kminię co się powtarza :(
    2. Alebert to Albert, mojej starszej siostry misio się tak nazywa i siedzi u mnie w pokoju na fotelu, odkąd wyjechała ;_;. Misio Shin odziedziczył po nim imię. A pokażesz mi Pysia?
    3. Musiała na czymś ćwiczyć, a nic innego mi do głowy nie przychodziło :P
    4. Jak już wspomniałam, fragment się tak kończył -,-
    5. Z czego się śmiałaś? Ja nie wiem co was tak w mojej książce śmieszy :'(
    6. Wróciła, ale mm dużo zamówień na plecionki z muliny, więc napisałam, ale mało
    Również pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń