Za spóźnienie przepraszam, a w prezencie za to dam wam w przybliżeniu 2 stronywięcej niż zwykle :) Enjoy :3
Gdy wyszliśmy na zewnątrz kolega
Shin Hye już na nas czekał. Gdy ruszyliśmy w jego kierunku patrzył na mnie
zaskoczony, ale nie skomentował mojej nowej fryzury. Przyznaję, że ten kolorek
mi się podoba, ale nie będę zmieniał go na stałe.
– Idziemy, czy jedziemy? –
zapytałem kręcą kółeczkiem z kluczykiem od Audi na palcu.
– Możemy pojechać – powiedział
Jung. – Do Myungdong nie jest stąd tak blisko.
– Więc zapraszam – powiedziałem.
Kiedy byliśmy przy samochodzie,
otworzyłem dla Shin Hye drzwi z przodu. Popatrzyła na mnie zaskoczona, ale
wsiadła do auta. Kiedy zatrzasnąłem drzwi spojrzałem na Yunga wyzywająco, ale
on tylko się uśmiechnął.
Jest tak głupi, że nie widzi co
robię, czy gra? Nie ważne. Teraz czas się zabawić.
Gdy dojechaliśmy na miejsce
zaparkowałem samochód na płatnym parkingu, po czym skierowaliśmy się do
centrum.
– O której mieliśmy się spotkać z
chłopakami? – zapytała Shin Hye, kiedy już szliśmy.
– O dwunastej – powiedział. – Ale
Ji Woo i Sang Joon mają jakieś sprawy do załatwienia. Nie wiem co, ale oni
zwykle się wymigują, więc to było do przewidzenia.
Jest ich pięciu, tak? Dwuch się
wykruszyło, czyli już tylko trzech. Nie zdziwiłbym się, gdyby tamta dwójka też
nie przyszła. Ale jeśli tak, to co ten Yung kombinuje?
– W takim razie co robimy? –
zapytałem.
Shin Hye wybiegła
przed nas i zatrzymała się przodem do nas.
– Może pójdziemy na karaoke? Tu
musi być gdzieś jakiś bar, co? – zapytała.
– Jest tam – powiedział Yung
wskazując duży budynek galerii.
Zmierzyłem go morderczym
spojrzeniem, ale udawał, że tego nie widzi.
Przyjrzałem się mu uważniej.
Prostokątne okulary w czarnych oprawkach, szerokie jeansy z przetartymi
kolanami, szary T-Shirt z jakimś kolorowym nadrukiem, spod której wystawały
białe długie rękawy.
Dziś na dworze było naprawdę
ładnie toteż nie zabieraliśmy ze sobą żadnych kurtek. Było już przynajmniej
dwadzieścia stopni.
– Nie ma mowy – powiedziałem
stanowczo. – A jak ktoś rozpozna mój głos?
– A kto ci każe śpiewać? –
zapytała. – Idziemy! – zawołała i złapała nas za ręce ciągnąc za sobą do
galerii.
– Mam siedzieć i patrzeć? –
zapytałem rozdrażniony siadając na kanapie niedaleko monitora, na którym
wyświetlał się tekst.
– Jeśli nie chcesz śpiewać –
powiedziała. – Yung? Kto pierwszy?
– Zaśpiewamy razem? – zapytał
wybierając piosenkę na monitorze.
– A co? – zapytała stając obok
niego i bujając się na piętach.
Patrzyłem na nich mierząc Yunga
morderczym spojrzeniem. Po chwili, gdy rozbrzmiała melodia Choi Shin Hye
zaczęła śpiewać do mikrofonu, który podał jej Yung.
Znałem tę melodię. Była to
piosenka Song Ji Eun i Bang Yong Guka. Czyli nasz pan Yung jest raperem, tak?
Co ty w nim widzisz Shin Hye? Trzeba ją jakoś sprowokować, żeby bardziej lubiła
mnie niż któregokolwiek z Yesul Boys.
Teraz włączył się Yung. Wydąłem
wargi, kiedy zaczął rapować, bo był w tym cholernie dobry. Może podpuszczę go,
żeby poszedł jutro na casting? Przydałby się taki głos w zespole… No ale
jeszcze sprawa talentu. Nie wyczuwam od niego żadnej mocy magicznej, ale w tej
chwili może być uśpiona, bo w końcu jest w wieku Shin Hye, a mamy dopiero końcówkę
lutego.
Cały czas gdy śpiewali,
rozmyślałem o różnych błahostkach, więc nie zauważyłem, kiedy skończyli
śpiewać.
– Podobało ci się Kang? – zapytała
Shin Hye, siadając obok mnie.
– Co?
– Zapytałam, czy ładnie śpiewam.
Wcale nie, no ale niech jej będzie.
– Wybacz, nie słuchałem –
powiedziałem lekceważąco.
Prychnęła.
Spojrzałem na nią wściekle
wystawiając do niej palec, grożąc jej.
Nagle rozległa się jakaś melodia,
ale nie była to maszyna do karaoke. Yung sięgnął do kieszeni jeansów i
wyciągnął telefon.
– Przepraszam na moment –
powiedział i wyszedł na zewnątrz.
– Ciekawe kto dzwoni – powiedziała
Shin Hye. – Może to Hwa Yong? Pewnie nas szuka.
– Któryś z nich chciał autograf,
prawda? – zapytał.
– Hmm? – mruknęła. Nie słuchała
mnie.
Wydąłem wargi.
– Autograf – powtórzyłem.
– Aaaa. Właśnie Hwa Yong chciał,
ale możesz więcej dać – powiedziała pokazując mi język.
Złapałem ją za brodę.
– Nie za wiele pani żąda? –
zapytałam, unosząc w uśmiechu kącik ust.
Przegryzła dolną wargę i
pociągnęła nosem, patrząc na moje usta. Zaśmiałem się widząc to.
Po chwili cos uderzyło o podłogę.
Spojrzeliśmy na drzwi do baru. Stał tam Yung, a jego komórka leżała na
podłodze, kilka metrów od niego.
– Co się stało? – zapytałem,
udając troskę.
Shin Hye wyrwała się z mojego
uścisku.
– N-nic – powiedział. –
Przypomniałem sobie coś – dodał i podniósł telefon. – Hwa Yong i Hyo Hee nie
mogą przyjść. Kazali przeprosić i pozdrowić ciebie, Kang.
Podszedł do nas i usiadł na
kanapie po drugiej stronie Shin Hye.
A jednak nie myliłem się.
– Powiedziałeś im, że z wami
jestem? – zdziwiłem się.
Oczywiście, że nie. Nawet z nimi
nie rozmawiał, bo gdyby wiedzieli, że jestem tu z nim i Shin Hye to zaraz by
przylecieli. Niestety, ale tak nastolatki lecą na celebrytów. Nie zdziwię się,
jeśli sprzedadzą moje autografy jakimś fanką w ich szkole. Nawet podpisałbym
się na kartce tysiąc razy, żeby Choi miała pieniądze na ciuchy, żeby lepiej się
ubierała. Muszę jej kupić kilka kompletów, bo nie mogę patrzeć na tę jej bluzę.
Chociaż będzie szkoda ładnych strojów i pieniędzy na nie wydanych jeśli je
zniszczy.
Wzdrygnąłem się.
– Tak. Oni są moimi przyjaciółmi,
więc o wszystkim im mówię – wytłumaczył.
A szczególnie o randce z śliczną
dziewczyną, która prawdopodobnie całej piątce się podoba? Shin Hye nie jest
niewiadomo jak inteligenta, no ale głupia też nie jest. Jest naprawdę ładna i w
zasadzie nie da się z nią nudzić. Co prawda drażni mnie jej prychanie, ale da
się wytrzymać.
– W takim razie co robimy? –
zapytała Shin Hye.
– Może pójdziemy cos zjeść? –
zapytał Yung.
Oczy Shin Hye powiększyły się,
jakby właśnie wpadła na genialny pomysł.
– Mam ochotę na lody! – zawołała
zrywając się na równe nogi.
Wyszliśmy więc z baru karaoke do
korytarza galerii.
– Gdzie są najlepsze? – zapytała
patrząc to na mnie to na Yunga.
Każdy z nas wskazał w inną stronę.
Spojrzeliśmy na siebie. Ja z rozdrażnieniem, on z serdecznym uśmiechem. Moja
powieka wtedy lekko zadrgała.
– To może najpierw Yung, a później
Kang – powiedziała z uśmiechem łącząc dłonie opuszkami palców. – Co wy na to?
Dlaczego on pierwszy? Myślałem, że
to we mnie się podkochuje. W końcu zna mój wygląd od jakichś dwuch lat, a jego
kilka dni. Co on takiego robi, że jest lepszy ode mnie? Ubiera się na luzie,
nosi okulary i jest aż nazbyt miły. A ja jestem zdecydowanie przystojniejszy
niż on, ubieram się z duchem mody i mam niezwykłą osobowość. No i oczywiście
jestem skromny, to przecież widać.
W knajpce zamówiliśmy sobie lody.
Siedzieliśmy przy kwadratowym stole, ja i Shin Hye naprzeciw siebie, a Yung po
mojej prawej, a jej lewej.
Choi wzięła dla siebie pucharek z
kilkoma kulkami różnych smaków i sosem karmelowym, ja lód śmietankowy w ciastku
z uśmiechniętą buźką, a Yung mały kubeczek. Choi miała najwięcej i wątpię by
zjadła drugą porcję.
*
– Choi mówiła mi, że macie
niedługo casting na nowy głos do zespołu – powiedział Yung.
On i Kang całkiem dobrze się
dogadywali. Ja to co innego, bo jestem dziewczyną, ale oni sprawiali wrażenie
dobrych znajomych.
Uśmiechnęłam się do nich z buzią
pełną lodów.
– Nie za dużą wzięłaś porcję? – zapytał
Yung.
– Hee? – zdziwiłam się.
Przełknęłam do końca i dopiero się odezwałam. – Nie. Jeśli chodzi o lody mogę
je jeść litrami i nic mi nie będzie – powiedziałam.
Z Izumim… Zawsze wygrywałam nasze
zawody. On narzekał, że mu mózg zamarza, albo zęby wypadną, a ja zwykle
zjadałam swoją porcję i kończyłam jego.
– Nie boisz się, że przytyjesz? –
zapytał Kang wgryzając się w swój lud.
A nich ci zęby wylecą!
– Jem co chcę, kiedy chcę i ile
chcę – powiedziałam pokazując mu język.
– Nie wieżę, że zjesz drugie tyle
w tamtej lodziarni – powiedział celując we mnie plastikową łyżeczką.
– Co mi dasz jak zjem? –
zapytałam.
– Słucham? – zdziwił się.
– Co dostanę jak zjem drugie tyle?
– zapytałam.
– Pokażę ci nasz dom, jak nikogo w
nim nie będzie – powiedział bez entuzjazmu.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– I zabiorę ci coś twojego, a ty
nie będziesz widział co, dobrze? – zaproponowałam.
– Nie za dużo wymagasz? – zapytał
poirytowany. – Już przebywanie w mojej obecności jest wielką nagrodą.
– Jakby miała wybierać między wami
to bym cię tu teraz zostawiła – burknęłam do niego.
– Po pierwsze, masz zjeść lody. Po
drugie, to ja płacę. Po trzecie, co ja dostanę kiedy przegrasz?
– Żartujesz, prawda? – zapytałam
zszokowana.
Nachylił się do mnie nad stołem.
– Ani trochę.
– Niech się zastanowię, co mogę
dać panu Kangowi, czego jeszcze by nie miał – powiedziałam ironicznie. – Ach,
no tak… Nic! – zawołałam trochę za głośno i ludzie siedzący w knajpce się na
nas obejrzeli.
Skuliłam się i nabrałam sporo
lodów do buzi.
– Jest pewna rzecz… Hmm… –
zastanowił się chwilę. – Pewien gest – powiedział nabierając palcem lodów ze
swojego ciastka i oblizując go prowokacyjnie.
– Nawet o tym nie myśl! –
syknęłam.
– Kang, nie powinieneś prosić Choi
o coś takiego – powiedział stanowczo Yung. Ciekawe czy na Kanga zadziała jego
siła przywódcy.
– Ale ja nie proszę – powiedział
unosząc w uśmiechu jeden kącik, tak jak to lubię. – Ja żądam.
Przełknęłam głośno ślinę.
Zastanowiłam się nad tym układem.
– Zgoda? – zapytał Kang wyciągając
do mnie rękę nad stołem.
Spojrzałam w swój pucharek z
lodami. Już większość zjadłam, ale nie czułam się ani trochę pełna. A jeśli
jedząc kolejną porcję nie wytrzymam tego napięcia i mi się nie uda? No ale
jeśli nie przyjmę zakładu to stwierdzą, że kłamałam w sprawie jedzenia lodów.
Co robić?
– Zgoda – powiedziałam wyzywająco
i uścisnęłam dłoń Kanga.
Uśmiechnął się złowieszczo.
– Choi, czy ty do dobrze
przemyślałaś? – zapytał zmartwiony Yung. – Ja wiem, że sławny i w ogóle –
szepnął – ale to nierozsądne…
– Wszyscy chłopcy są tacy sami,
czy mi się zdaje? – zapytałam odkładając łyżeczkę do pucharka i zakładając ręce
na piersi. Kang I Yung spojrzeli po sobie, a później pytająco na mnie. – Ten
chce zaspokoić swoje zapotrzebowanie na dziewczyny, a ten chce bronić, ale
jednak oboje nie wierzą, że dziewczyna w czymś może być lepsza. Zobaczycie, że
wygram.
Gdy zjedliśmy lody, Kang
zaprowadził nas na kolejną porcję do swojej lodziarni.
Gdy szliśmy korytarzami galerii
miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi, więc odwróciłam się. Za nami były tłumy
ludzi, ale nic nie wydało mi się podejrzane. Jednak kiedy miałam już odwrócić
wzrok zobaczyłam jakiś ruch niedaleko witryny sklepu, obok którego przed chwilą
przeszliśmy.
Tez to czujesz, prawda? – usłyszałam w głowie mentalny głos Kanga.
Spojrzałam na niego pytająco, ale
po chwili z tyłu głowy poczułam dziwne mrowienie, jakby ktoś mnie obserwował.
Ktoś z talentem tu jest? – zapytałam go mentalnie.
Z początku myślałam, że mi się nie
uda, ale najwyraźniej moja myśl do niego dotarła.
Podejrzewam, że to magia czarownicy, lub czarodzieja – zaczął. – Jest podobna do naszej, ale my jesteśmy
najsilniejsi i nie musimy używać lasek magicznych, różdżek, ani eliksirów i
innych magicznych przedmiotów tego typu – wytłumaczył.
Odwróciłam się i wtedy zobaczyłam
wpatrzone we mnie złote ślepia czarnego psa… nie. Wilka. Do cholery jasnej co w
galerii handlowej w środku dnia robi wilk!
– Choi, coś się stało? – zapytał
Yung.
– Hee? – zdziwiłam się.
– Trzęsiesz się – powiedział,
kładąc dłoń na moim czole. – Jesteś chora?
– N-nie – powiedziałam i znów się
obejrzałam.
Te oczy wciąż tam były, ale wokół
było pełno ludzi.
Dlaczego nikt nie zwraca na niego uwagi? – zapytałam mentalnie
Kanga.
Kang też się odwrócił.
Wilk najeżył się i odwrócił.
Jednak odwrócił się jeszcze na moment i pokazał nam swoje długie białe kły, po
czym uciekł. Ludzie nadal nie zwracali na niego uwagi.
To był Chowaniec – stwierdził Kang. – Są to magiczne zwierzęta, które służą wiedźmą. Mają część ich mocy,
więc dlatego ją wyczuliśmy. Ludzie jej nie widzą, ponieważ zapewne zostało na
nią rzucone zaklęcie niewidzialności. Na Ziemi wiele magicznych rzeczy jest
ochronione zaklęciem, które sprawia, że ludzie widzą to co chcą, a nie to co
powinni.
– Co się stało? – zapytał Yung
odwracając się. – Co tam widzicie?
– Nic – powiedział Kang.
– Miałam wrażenie, że ktoś nas
śledzi, ale przewidziało mi się – wytłumaczyłam, uśmiechając się do niego
promiennie.
– A już myślałem, że chcesz udawać
chorobę, bo boisz się przegrać zakład – powiedział Kang.
– Nie ma mowy – zawołałam. – Idziemy!
Prowadź Kang!
W tej lodziarni tylko ja zamówiłam
dla siebie pucharek lodów. Chłopcy tylko patrzyli jak jem. Ten pucharek był
większy niż tamten, ale bez przeszkód zjadłam większą porcję i o dziwo wciąż
chciałam więcej. Postanowiłam jednak spasować, bo brzuszek już mi trochę się
powiększył od nadmiaru słodkości.
– A więc przy najbliższej okazji
pokażesz mi dom – powiedziałam, kiedy już wychodziliśmy z lodziarni. – I coś ci
zabiorę – powiedziałam zadowolona.
– Mogłaś mówić, że masz dwa
żołądki – burknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
Zaśmiałam się.
– Mówiłam, że wygram –
powiedziałam z wyższością, unoszą podbródek. – A wy nie wierzyliście.
– Jakbym wiedział to by się nie
założył.
Kang wydął wargi.
Zagryzłam dolną wargę z uśmiechem.
– To co teraz robimy? – zapytałam.
– Do zjedzenia mamy w domu Kalguksoo, ale na obiad za wcześnie. Oczywiście Yung
jesz z nami – dodałam po chwili patrząc na niego.
– Niestety nie mogę. Rodzice dziś
wracają i o drugiej musze być już w domu, żeby przygotować wszystko na ich
powrót.
– Rozumiem – powiedziałam
zawiedziona. – To Kang zje dwie porcje – zawołałam radośnie.
– Słucham!? – wrzasnął z
niedowierzaniem.
Uśmiechnęłam się do niego słodko.
– Osobom takim jak ja nie wypada
jeść dużo. Jeśli przytyję stracę popularność – powiedział z wyższością.
Prychnęłam.
Kang wydał dźwięk rozdrażnienia.
– Może pójdziemy do kina? –
zapytał Yung wskazując wejście do kina po naszej prawej.
– Jasne! – zawołałam.
– A kto zapłaci? – zapytał Kang.
– Najbogatszy z nas – powiedziałam
pokazując mu język.
– Zabiję, kiedyś – mruknął, ale
udałam, że nie słyszałam.
Rezultat tego pomysłu był taki, że
chłopcy wybrali jakiś nudny film akcji. Siedziałam między nimi, a oni
ekscytowali się każdym wybuchem, strzelaniną i innymi sposobami na rozlew krwi,
a ja zaczęłam myśleć o tym czarnym wilku. Chowańcu.
Szybko zorientował się, że wiemy,
iż tam jest, ale nie uciekł, ani nie schował się. Może miał powód by nam się
pokazać? Ale dlaczego nas śledził? Bogini Światła stwierdziła, że jestem silna.
Może Wiedźmy znają jakiś sposób, aby przejąć moc maga? A wiedźmy to nie czasami
te kobiety, które używając magii niszczą swoja zewnętrzną powłokę, co sprawia,
że brzydną i rosną im kurzajki? Bo jak tak, to nie chcę takiej spotkać. One
kradną młodość dzieci… To, że na Ignis jestem dorosła nie znaczy, że tutaj,
tak? Mam szesnaście lat, więc jeszcze jestem dzieckiem. Jestem młoda i ładna,
więc nie chcę, żeby jakaś starucha mi to odebrała.
Czy mi się zdaje, czy ja myślę o
sobie jak Kang o sobie? Jego narcyzm mi się udziela…
Spojrzałam na ekran. Znowu jakieś
wybuch. Osunęłam się na fotelu i podparłam głowę na pięści. Przez chwilę
patrzyłam przed siebie, a obraz zaczął mi się zamazywać, a powieki opadać. W
końcu tak się nudziłam, że zasnęłam.
– Shin Hye – usłyszałam głos
Kanga.
– Mmm – mruknęłam przeciągając
się.
Światła na Sali już się paliły, a
film wyłączono. Najwyraźniej się skończył, bo wszyscy już opuszczali
pomieszczenie.
– Wychodzimy, żeby razem spędzić
czas, a ty bezczelnie zasypiasz – powiedział Kang z wyrzutem. – A tam przy
okazji to ślinisz się przez sen – szepnął mi do ucha i wstał.
Patrzyłam na niego zszokowana, co
prawda niedowierzałam jego słowom, ale wytarłam kąciki ust wierzchem dłoni.
Faktycznie były mokre. Spojrzałam na plecy oddalającego się Kanga. Starałam się
nie myśleć, o tym co chciałam zrobić. Idąc za Kangiem, specjalnie się potknęłam
i złapawszy się jego pleców wytarłam dłonie w jego ubranie.
Masz za swoje, mendo!
Nasz wypad do Myungdong trwał
jakieś trzy godziny od wyjścia z domu, więc zaraz po kinie wróciliśmy na obiad
do mnie. Pożegnałam się z Kyu Dongiem i podziękowałam za spędzony z nim czas…
no i z Kangiem, po czym ja i czarny pomidor poszliśmy zjeść Kalguksoo.
– Ale to dziwnie wygląda –
powiedziałam przyglądając się zupie rozlanej już do miseczek przez mamę. Były
cztery. Wyciągnęłam po porcji dla każdego. – Jak to się w ogóle je?
Kang spojrzałam na mnie spode łba.
Wstał od stołu bez słowa i sięgnął do kubeczka z pałeczkami, stojącego na
blacie obok zlewozmywaka. Wziął dwie pary, a do tego dwie łyżki. Podał mi po
jednym i sam usiadł znów przy stole, żeby jeść.
– W Japonii też jest wyjątkowa
zupa z makaronem, prawda? – zapytał.
Pokiwałam głową z szerokim
uśmiechem na ustach.
– Ramen – powiedziałam rozmarzonym
głosem. – Ale makaron nie wygląda jak smarki, a wywar jest gorący.
Kang westchnął, po czym nakręcił
makaron na pałeczki podtrzymując go łyżką powoli zaczął jeść. W zasadzie to tak
jak ramen. Mimo, że wciąż nieprzekonana do zupy zaczęłam ją jeść.
Smak był przyjemny, ale szkoda, że
zimne. Jedyne zimne co lubię to lody.
Zauważyłam, że Kang najpierw
zbulwersowany, teraz zajadał Kalguksoo, aż mu się uszy trzęsły. Patrzyłam na
niego z przyjemnością, a on chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
Przeniosłam wzrok z jego
zadowolonej twarzy na włosy. Patrzyłam przez chwilę, po czym skupiłam się na
ich kolorze. Wyciągnęłam do przodu rękę i pstryknęłam palcami. W tym momencie
czerń zaczęła jaśnieć, a po chwili jej miejsce zajęła dawna czerwień.
Zaśmiałam się radośnie.
– Co się stało? – zapytał Kang,
przełykając. Spojrzał na moją wyciągniętą nad stołem rękę.
– Znów masz czerwone włosy.
– Jak to? – zdziwił się.
– Zmieniłam.
Zerwał się od stołu i pobiegł do
salonu, gdzie zostawiliśmy lusterko. Po chwili wrócił z całkiem zadowoloną
miną.
– Potrafisz już kontrolować dobrze
swoją moc, ale to wciąż za mało – powiedział siadając na swoim miejscu, wciąż
trzymając w dłoni rączkę lusterka. – Myślę, że wprowadzę ci już naukę tworzenia
żywiołów.
– Myślałam, że żywiołami zajmują
się Strażnicy… no cóż, Żywiołów.
– Oczywiście, że tak –
potwierdził. – Jednak oni potrafią stworzyć żywioł z niczego i mogą panować
tylko nad jednym, za to my musimy zasięgnąć po wodę z jakiegoś zbiornika, lub
po płomień. Możemy je zmniejszać lub zwiększać, kierować nimi, ale nie
potrafimy ich stworzyć.
– Aaa – powiedziałam. – To jaki
wybrałbyś dla mnie żywioł? – zapytałam.
– Wodę. Zrobi najmniej szkód. A
błyskawic nawet nie próbuj stworzyć – powiedział grożąc mi placem. – Są
najniebezpieczniejszym rodzajem z żywiołów.
– Gorzej jak użyję bezwiednie wody
i błyskawic – mruknęłam i zabrałam się do jedzenia.
Po posiłku poszliśmy do ogrodu za
domem, który jak sobie zdałam sprawę, widziałam po raz pierwszy odkąd tu
zamieszkałam. Był spory i ogrodzony dwumetrowym drewnianym płotem. Przy domu
znajdował się drewniany podest na którym stał drewniany stolik z dużym
parasolem. Dalej była żwirowa ścieżka, a dookoła niej kępy trawy i kwiatów,
krzewy i niewielkie drzewka z dziwnymi owocami.
Kang kazał mi wziąć miskę z wodą.
Niewielką, żeby nie wywołała tsunami.
– To co robimy? – zapytałam, kiedy
usiedliśmy przy stole pod parasolem.
– Najpierw obserwuj co robię, a
później sama zrobisz to samo, jasne?
Skinęłam głową.
Kang uniósł dłonie i zatrzymał je
kilka centymetrów nad miską z wodą. Po chwili rozwarł palce, a między nimi zaczęły
unosić się stróżki wody. Zawijała się i rozkwitała, tworząc winorośl z kwiatami.
Patrzyłam na to zjawisko z szeroko otwartą buzią. Po chwili kwiaty z wody
sięgały już metra i prawie sięgały płótna parasola. Po chwili jednak
błyskawicznie opadły w dół. Pisnęłam, ale Kang zatrzymał wodę, a ta zaczęła się
zbierać w kulę, która po chwili powoli i delikatnie wlała się powrotem do
miski.
– Teraz ty – powiedział Kang i
podsunął mi miskę z wodą pod nos.
– Nie ma mowy – powiedziałam
stanowczo. Odchyliłam się na oparciu krzesła i założyłam ręce na piersi. –
Prędzej wywołam deszcz niż stworzę coś tak pięknego.
Kang uśmiechnął się.
– A więc uważasz, że to było
piękne? – zapytał z zadowoleniem.
Wydęłam wargi.
– Każdy mag to potrafi –
stwierdził. – Moje to jeszcze nic. Gdybyś zobaczyła Taniec Światła Elfów to byś
wtedy oniemiała.
– Co ma tworzenie wzorów z wody do
Tańca Światła? – zapytałam.
– Mówiąc Elfy mam na myśli hybrydy
Wróżek i Elfów Świtała. Mają skrzydła i tańczą w powietrzu wyciągając światło z
wody – wytłumaczył. – Akurat kiedy przyjdziesz do szkoły to go zobaczysz,
ponieważ uczniowie tej rasy odgrywają ten spektakl w jesieni.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Naprawdę!? – wrzasnęłam.
– Nie drzyj się, bo powiem komu
trzeba i zwiążą ci moc – zagroził.
Prychnęłam.
– Miałaś…
– Tego nie robić – przerwałam mu.
– Wiem, ale przy tobie się nie da.
Wydął wargi niezadowolony.
– Czaruj.
– Czaruje Czarownica –
stwierdziłam. – A Mag?
– Zabija nieużyteczne dzieciaki.
– Hee!?
Kang spojrzał na mnie, później na
miskę i znów na mnie.
Ułożyłam ręce tak jak on i
skupiałam się jak najlepiej umiałam. Zamknęłam nawet oczy, bo gdy tak robię to
zwykle magia działa. Otworzyłam oczy oczekując arcydzieła, ale nic się w
zasadzie nie stało. W kolejnej próbie też nic. Kilka minut później woda lekko
zadrgała.
– Widziałeś!? – zawołałam. –
Poruszyła się!
– I z tego powodu się cieszysz? –
zapytał niezadowolony Kang. – Słabsi od ciebie potrafią to zrobić już za
pierwszym razem, a za trzecim ich figury wodne są niemalże doskonałe.
Westchnęłam.
– Ale ja to nie oni – burknęłam.
– Masz jakiś sprzeciw? Bo wiesz,
mogę się zamienić z kimś na opiekę.
– Już zabieram się do pracy!
Uniosłam dłonie nad miskę i
skupiłam się. Obserwowałam wodę, jak zaczyna się obracać w misce. Po chwili
wyleciała w górę, jakby ktoś ją wylewał, a w następnej już stała w miejscu bez
ruchu. Zabrałam dłonie, podkurczając je pod brodę.
– Co się stało? – zapytałam.
Kang patrzył na wiszącą w
powietrzu, ale wciąż stykającą się z miską substancję.
– Przecież to jest lód – stwierdził
dotykające palcem już stałej cieczy. – Będę musiał cię nauczyć, jak używając
jakiegoś żywiołu, nie używać zbyt dużo powietrza.
– Hee? – zdziwiłam się. – To
zamarzło, bo użyłam powietrza? – zapytałam.
Skinął głową.
– Każdemu z żywiołów jest
potrzebne powietrze, bo w próżni nie stworzy się ognia, czy błyskawicy, a woda
musi być natleniona. Za to ziemia oddycha, tak jak roślinność.
– Aaa. Czyli to normalne? –
zapytałam.
– Właściwie to nie, bo nie
słyszałem jeszcze o nikim kto zamroziłby wodę używając za dużo powietrza. Teraz
nawet nie wiało. Ale cóż się dziwić, skoro ty nie jesteś normalna.
Wydęłam dolną wargę zasmucona.
– Idę to roztopić – powiedziałam
zabierając miskę i wracając do środka.
– Będę już się zbierał –
powiedział Kang. – Jest już około trzeciej, a o czwartej muszę się zbierać na…
coś – powiedział, nie mówiąc mi w zasadzie nic. – Nie baw się mocą, nie wolno
ci beze mnie, jasne?
– Jasne – mruknęłam.
– Jutro zobaczysz coś
zaskakującego w swojej szkole – powiedział, człapiąc za mną do kuchni. – Tylko
nie zemdlej.
– Czemu miałabym zemdleć? –
zdziwiłam się.
– Nie ważne. Jutro zobaczysz.
Spojrzałam na niego spod przymrużonych
powiek, wkładając miskę z lodem do zlewozmywaka.
– Do zobaczenia niedługo –
powiedział, wychodząc do przedpokoju. – Zadzwonię, jakby co.
– A kiedy zobaczę wasz dom? –
zapytałam.
– Zapomnij, że mi coś zabierzesz –
powiedział zakładając buty.
– Zobaczymy.
– Na razie – pożegnał się.
– Pa!
Zabiorę ci coś, zobaczysz. Coś
małego, żebyś nie wiedział co – pomyślałam z uśmiechem.
Nawet nie obchodziło mnie to, że
mógł to usłyszeć.
Nic nie szkodzi, że dzisiaj rozdział. I tak dodajesz co tydzień, a nie co miesiąc jak inni więc dodając post jeden dzień później świata nie zbawi.
OdpowiedzUsuńSkromny? Gdy to stwierdził to padłam. On skromny? Ha ha ha...! Kang jest zazdrosny, nie spodziewałam się. Jestem ciekawa co wykombinuje by jej zaimponować.
Znowu ma zemdleć? Trzeci raz to już przesada.
Chyba nic więcej nie mam do napisania :*
Sroki, że dopiero teraz komentuje, ale wakacje mnie rozleniwiają. Ale zapewniam Cie, że rozdziały zawsze czytam prawie po dodaniu tylko komenty później dodaję. :)
OdpowiedzUsuńJa też padłam. Jak Kang mógł powiedzieć, że jest skromy?! O.o Kto jak kto, ale on do skromnych nie należy .
Buhaha. ^^ Burak jest zazdrosny! Czyli wychodzi na to, że coś czuje do Shin. Ojej! Jak ja kocham takie rzeczy. ^^
Hm, lód. Lód też lubię, a nawet bardzo, ale pod nazwą ,,lody'' Jeju, jak ja je kocham <3
No cóz ,,rozleniwiona ja'' czeka na następny rozdział
Weny i pozdrawiam :*