środa, 2 lipca 2014

Rozdział 14.



Za spóźnienie przepraszam, a w prezencie za to dam wam w przybliżeniu 2 stronywięcej niż zwykle :) Enjoy :3


Gdy wyszliśmy na zewnątrz kolega Shin Hye już na nas czekał. Gdy ruszyliśmy w jego kierunku patrzył na mnie zaskoczony, ale nie skomentował mojej nowej fryzury. Przyznaję, że ten kolorek mi się podoba, ale nie będę zmieniał go na stałe.
– Idziemy, czy jedziemy? – zapytałem kręcą kółeczkiem z kluczykiem od Audi na palcu.
– Możemy pojechać – powiedział Jung. – Do Myungdong nie jest stąd tak blisko.
– Więc zapraszam – powiedziałem.
Kiedy byliśmy przy samochodzie, otworzyłem dla Shin Hye drzwi z przodu. Popatrzyła na mnie zaskoczona, ale wsiadła do auta. Kiedy zatrzasnąłem drzwi spojrzałem na Yunga wyzywająco, ale on tylko się uśmiechnął.
Jest tak głupi, że nie widzi co robię, czy gra? Nie ważne. Teraz czas się zabawić.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zaparkowałem samochód na płatnym parkingu, po czym skierowaliśmy się do centrum.
– O której mieliśmy się spotkać z chłopakami? – zapytała Shin Hye, kiedy już szliśmy.
– O dwunastej – powiedział. – Ale Ji Woo i Sang Joon mają jakieś sprawy do załatwienia. Nie wiem co, ale oni zwykle się wymigują, więc to było do przewidzenia.
Jest ich pięciu, tak? Dwuch się wykruszyło, czyli już tylko trzech. Nie zdziwiłbym się, gdyby tamta dwójka też nie przyszła. Ale jeśli tak, to co ten Yung kombinuje?
– W takim razie co robimy? – zapytałem.
Shin Hye wybiegła przed nas i zatrzymała się przodem do nas.
– Może pójdziemy na karaoke? Tu musi być gdzieś jakiś bar, co? – zapytała.
– Jest tam – powiedział Yung wskazując duży budynek galerii.
Zmierzyłem go morderczym spojrzeniem, ale udawał, że tego nie widzi.
Przyjrzałem się mu uważniej. Prostokątne okulary w czarnych oprawkach, szerokie jeansy z przetartymi kolanami, szary T-Shirt z jakimś kolorowym nadrukiem, spod której wystawały białe długie rękawy.
Dziś na dworze było naprawdę ładnie toteż nie zabieraliśmy ze sobą żadnych kurtek. Było już przynajmniej dwadzieścia stopni.
– Nie ma mowy – powiedziałem stanowczo. – A jak ktoś rozpozna mój głos?
– A kto ci każe śpiewać? – zapytała. – Idziemy! – zawołała i złapała nas za ręce ciągnąc za sobą do galerii.
– Mam siedzieć i patrzeć? – zapytałem rozdrażniony siadając na kanapie niedaleko monitora, na którym wyświetlał się tekst.
– Jeśli nie chcesz śpiewać – powiedziała. – Yung? Kto pierwszy?
– Zaśpiewamy razem? – zapytał wybierając piosenkę na monitorze.
– A co? – zapytała stając obok niego i bujając się na piętach.
Patrzyłem na nich mierząc Yunga morderczym spojrzeniem. Po chwili, gdy rozbrzmiała melodia Choi Shin Hye zaczęła śpiewać do mikrofonu, który podał jej Yung.
Znałem tę melodię. Była to piosenka Song Ji Eun i Bang Yong Guka. Czyli nasz pan Yung jest raperem, tak? Co ty w nim widzisz Shin Hye? Trzeba ją jakoś sprowokować, żeby bardziej lubiła mnie niż któregokolwiek z Yesul Boys.
Teraz włączył się Yung. Wydąłem wargi, kiedy zaczął rapować, bo był w tym cholernie dobry. Może podpuszczę go, żeby poszedł jutro na casting? Przydałby się taki głos w zespole… No ale jeszcze sprawa talentu. Nie wyczuwam od niego żadnej mocy magicznej, ale w tej chwili może być uśpiona, bo w końcu jest w wieku Shin Hye, a mamy dopiero końcówkę lutego.
Cały czas gdy śpiewali, rozmyślałem o różnych błahostkach, więc nie zauważyłem, kiedy skończyli śpiewać.
– Podobało ci się Kang? – zapytała Shin Hye, siadając obok mnie.
– Co?
– Zapytałam, czy ładnie śpiewam.
Wcale nie, no ale niech jej będzie.
– Wybacz, nie słuchałem – powiedziałem lekceważąco.
Prychnęła.
Spojrzałem na nią wściekle wystawiając do niej palec, grożąc jej.
Nagle rozległa się jakaś melodia, ale nie była to maszyna do karaoke. Yung sięgnął do kieszeni jeansów i wyciągnął telefon.
– Przepraszam na moment – powiedział i wyszedł na zewnątrz.
– Ciekawe kto dzwoni – powiedziała Shin Hye. – Może to Hwa Yong? Pewnie nas szuka.
– Któryś z nich chciał autograf, prawda? – zapytał.
– Hmm? – mruknęła. Nie słuchała mnie.
Wydąłem wargi.
– Autograf – powtórzyłem.
– Aaaa. Właśnie Hwa Yong chciał, ale możesz więcej dać – powiedziała pokazując mi język.
Złapałem ją za brodę.
– Nie za wiele pani żąda? – zapytałam, unosząc w uśmiechu kącik ust.
Przegryzła dolną wargę i pociągnęła nosem, patrząc na moje usta. Zaśmiałem się widząc to.
Po chwili cos uderzyło o podłogę. Spojrzeliśmy na drzwi do baru. Stał tam Yung, a jego komórka leżała na podłodze, kilka metrów od niego.
– Co się stało? – zapytałem, udając troskę.
Shin Hye wyrwała się z mojego uścisku.
– N-nic – powiedział. – Przypomniałem sobie coś – dodał i podniósł telefon. – Hwa Yong i Hyo Hee nie mogą przyjść. Kazali przeprosić i pozdrowić ciebie, Kang.
Podszedł do nas i usiadł na kanapie po drugiej stronie Shin Hye.
A jednak nie myliłem się.
– Powiedziałeś im, że z wami jestem? – zdziwiłem się.
Oczywiście, że nie. Nawet z nimi nie rozmawiał, bo gdyby wiedzieli, że jestem tu z nim i Shin Hye to zaraz by przylecieli. Niestety, ale tak nastolatki lecą na celebrytów. Nie zdziwię się, jeśli sprzedadzą moje autografy jakimś fanką w ich szkole. Nawet podpisałbym się na kartce tysiąc razy, żeby Choi miała pieniądze na ciuchy, żeby lepiej się ubierała. Muszę jej kupić kilka kompletów, bo nie mogę patrzeć na tę jej bluzę. Chociaż będzie szkoda ładnych strojów i pieniędzy na nie wydanych jeśli je zniszczy.
Wzdrygnąłem się.
– Tak. Oni są moimi przyjaciółmi, więc o wszystkim im mówię – wytłumaczył.
A szczególnie o randce z śliczną dziewczyną, która prawdopodobnie całej piątce się podoba? Shin Hye nie jest niewiadomo jak inteligenta, no ale głupia też nie jest. Jest naprawdę ładna i w zasadzie nie da się z nią nudzić. Co prawda drażni mnie jej prychanie, ale da się wytrzymać.
– W takim razie co robimy? – zapytała Shin Hye.
– Może pójdziemy cos zjeść? – zapytał Yung.
Oczy Shin Hye powiększyły się, jakby właśnie wpadła na genialny pomysł.
– Mam ochotę na lody! – zawołała zrywając się na równe nogi.
Wyszliśmy więc z baru karaoke do korytarza galerii.
– Gdzie są najlepsze? – zapytała patrząc to na mnie to na Yunga.
Każdy z nas wskazał w inną stronę. Spojrzeliśmy na siebie. Ja z rozdrażnieniem, on z serdecznym uśmiechem. Moja powieka wtedy lekko zadrgała.
– To może najpierw Yung, a później Kang – powiedziała z uśmiechem łącząc dłonie opuszkami palców. – Co wy na to?
Dlaczego on pierwszy? Myślałem, że to we mnie się podkochuje. W końcu zna mój wygląd od jakichś dwuch lat, a jego kilka dni. Co on takiego robi, że jest lepszy ode mnie? Ubiera się na luzie, nosi okulary i jest aż nazbyt miły. A ja jestem zdecydowanie przystojniejszy niż on, ubieram się z duchem mody i mam niezwykłą osobowość. No i oczywiście jestem skromny, to przecież widać.
W knajpce zamówiliśmy sobie lody. Siedzieliśmy przy kwadratowym stole, ja i Shin Hye naprzeciw siebie, a Yung po mojej prawej, a jej lewej.
Choi wzięła dla siebie pucharek z kilkoma kulkami różnych smaków i sosem karmelowym, ja lód śmietankowy w ciastku z uśmiechniętą buźką, a Yung mały kubeczek. Choi miała najwięcej i wątpię by zjadła drugą porcję.

*

– Choi mówiła mi, że macie niedługo casting na nowy głos do zespołu – powiedział Yung.
On i Kang całkiem dobrze się dogadywali. Ja to co innego, bo jestem dziewczyną, ale oni sprawiali wrażenie dobrych znajomych.
Uśmiechnęłam się do nich z buzią pełną lodów.
– Nie za dużą wzięłaś porcję? – zapytał Yung.
– Hee? – zdziwiłam się. Przełknęłam do końca i dopiero się odezwałam. – Nie. Jeśli chodzi o lody mogę je jeść litrami i nic mi nie będzie – powiedziałam.
Z Izumim… Zawsze wygrywałam nasze zawody. On narzekał, że mu mózg zamarza, albo zęby wypadną, a ja zwykle zjadałam swoją porcję i kończyłam jego.
– Nie boisz się, że przytyjesz? – zapytał Kang wgryzając się w swój lud.
A nich ci zęby wylecą!
– Jem co chcę, kiedy chcę i ile chcę – powiedziałam pokazując mu język.
– Nie wieżę, że zjesz drugie tyle w tamtej lodziarni – powiedział celując we mnie plastikową łyżeczką.
– Co mi dasz jak zjem? – zapytałam.
– Słucham? – zdziwił się.
– Co dostanę jak zjem drugie tyle? – zapytałam.
– Pokażę ci nasz dom, jak nikogo w nim nie będzie – powiedział bez entuzjazmu.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– I zabiorę ci coś twojego, a ty nie będziesz widział co, dobrze? – zaproponowałam.
– Nie za dużo wymagasz? – zapytał poirytowany. – Już przebywanie w mojej obecności jest wielką nagrodą.
– Jakby miała wybierać między wami to bym cię tu teraz zostawiła – burknęłam do niego.
– Po pierwsze, masz zjeść lody. Po drugie, to ja płacę. Po trzecie, co ja dostanę kiedy przegrasz?
– Żartujesz, prawda? – zapytałam zszokowana.
Nachylił się do mnie nad stołem.
– Ani trochę.
– Niech się zastanowię, co mogę dać panu Kangowi, czego jeszcze by nie miał – powiedziałam ironicznie. – Ach, no tak… Nic! – zawołałam trochę za głośno i ludzie siedzący w knajpce się na nas obejrzeli.
Skuliłam się i nabrałam sporo lodów do buzi.
– Jest pewna rzecz… Hmm… – zastanowił się chwilę. – Pewien gest – powiedział nabierając palcem lodów ze swojego ciastka i oblizując go prowokacyjnie.
– Nawet o tym nie myśl! – syknęłam.
– Kang, nie powinieneś prosić Choi o coś takiego – powiedział stanowczo Yung. Ciekawe czy na Kanga zadziała jego siła przywódcy.
– Ale ja nie proszę – powiedział unosząc w uśmiechu jeden kącik, tak jak to lubię. – Ja żądam.
Przełknęłam głośno ślinę.
Zastanowiłam się nad tym układem.
– Zgoda? – zapytał Kang wyciągając do mnie rękę nad stołem.
Spojrzałam w swój pucharek z lodami. Już większość zjadłam, ale nie czułam się ani trochę pełna. A jeśli jedząc kolejną porcję nie wytrzymam tego napięcia i mi się nie uda? No ale jeśli nie przyjmę zakładu to stwierdzą, że kłamałam w sprawie jedzenia lodów.
Co robić?
– Zgoda – powiedziałam wyzywająco i uścisnęłam dłoń Kanga.
Uśmiechnął się złowieszczo.
– Choi, czy ty do dobrze przemyślałaś? – zapytał zmartwiony Yung. – Ja wiem, że sławny i w ogóle – szepnął – ale to nierozsądne…
– Wszyscy chłopcy są tacy sami, czy mi się zdaje? – zapytałam odkładając łyżeczkę do pucharka i zakładając ręce na piersi. Kang I Yung spojrzeli po sobie, a później pytająco na mnie. – Ten chce zaspokoić swoje zapotrzebowanie na dziewczyny, a ten chce bronić, ale jednak oboje nie wierzą, że dziewczyna w czymś może być lepsza. Zobaczycie, że wygram.
Gdy zjedliśmy lody, Kang zaprowadził nas na kolejną porcję do swojej lodziarni.
Gdy szliśmy korytarzami galerii miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi, więc odwróciłam się. Za nami były tłumy ludzi, ale nic nie wydało mi się podejrzane. Jednak kiedy miałam już odwrócić wzrok zobaczyłam jakiś ruch niedaleko witryny sklepu, obok którego przed chwilą przeszliśmy.
Tez to czujesz, prawda? – usłyszałam w głowie mentalny głos Kanga.
Spojrzałam na niego pytająco, ale po chwili z tyłu głowy poczułam dziwne mrowienie, jakby ktoś mnie obserwował.
Ktoś z talentem tu jest? – zapytałam go mentalnie.
Z początku myślałam, że mi się nie uda, ale najwyraźniej moja myśl do niego dotarła.
Podejrzewam, że to magia czarownicy, lub czarodzieja – zaczął. – Jest podobna do naszej, ale my jesteśmy najsilniejsi i nie musimy używać lasek magicznych, różdżek, ani eliksirów i innych magicznych przedmiotów tego typu – wytłumaczył.
Odwróciłam się i wtedy zobaczyłam wpatrzone we mnie złote ślepia czarnego psa… nie. Wilka. Do cholery jasnej co w galerii handlowej w środku dnia robi wilk!
– Choi, coś się stało? – zapytał Yung.
– Hee? – zdziwiłam się.
– Trzęsiesz się – powiedział, kładąc dłoń na moim czole. – Jesteś chora?
– N-nie – powiedziałam i znów się obejrzałam.
Te oczy wciąż tam były, ale wokół było pełno ludzi.
Dlaczego nikt nie zwraca na niego uwagi? – zapytałam mentalnie Kanga.
Kang też się odwrócił.
Wilk najeżył się i odwrócił. Jednak odwrócił się jeszcze na moment i pokazał nam swoje długie białe kły, po czym uciekł. Ludzie nadal nie zwracali na niego uwagi.
To był Chowaniec – stwierdził Kang. – Są to magiczne zwierzęta, które służą wiedźmą. Mają część ich mocy, więc dlatego ją wyczuliśmy. Ludzie jej nie widzą, ponieważ zapewne zostało na nią rzucone zaklęcie niewidzialności. Na Ziemi wiele magicznych rzeczy jest ochronione zaklęciem, które sprawia, że ludzie widzą to co chcą, a nie to co powinni.
– Co się stało? – zapytał Yung odwracając się. – Co tam widzicie?
– Nic – powiedział Kang.
– Miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi, ale przewidziało mi się – wytłumaczyłam, uśmiechając się do niego promiennie.
– A już myślałem, że chcesz udawać chorobę, bo boisz się przegrać zakład – powiedział Kang.
– Nie ma mowy – zawołałam. – Idziemy! Prowadź Kang!
W tej lodziarni tylko ja zamówiłam dla siebie pucharek lodów. Chłopcy tylko patrzyli jak jem. Ten pucharek był większy niż tamten, ale bez przeszkód zjadłam większą porcję i o dziwo wciąż chciałam więcej. Postanowiłam jednak spasować, bo brzuszek już mi trochę się powiększył od nadmiaru słodkości.
– A więc przy najbliższej okazji pokażesz mi dom – powiedziałam, kiedy już wychodziliśmy z lodziarni. – I coś ci zabiorę – powiedziałam zadowolona.
– Mogłaś mówić, że masz dwa żołądki – burknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
Zaśmiałam się.
– Mówiłam, że wygram – powiedziałam z wyższością, unoszą podbródek. – A wy nie wierzyliście.
– Jakbym wiedział to by się nie założył.
Kang wydął wargi.
Zagryzłam dolną wargę z uśmiechem.
– To co teraz robimy? – zapytałam. – Do zjedzenia mamy w domu Kalguksoo, ale na obiad za wcześnie. Oczywiście Yung jesz z nami – dodałam po chwili patrząc na niego.
– Niestety nie mogę. Rodzice dziś wracają i o drugiej musze być już w domu, żeby przygotować wszystko na ich powrót.
– Rozumiem – powiedziałam zawiedziona. – To Kang zje dwie porcje – zawołałam radośnie.
– Słucham!? – wrzasnął z niedowierzaniem.
Uśmiechnęłam się do niego słodko.
– Osobom takim jak ja nie wypada jeść dużo. Jeśli przytyję stracę popularność – powiedział z wyższością.
Prychnęłam.
Kang wydał dźwięk rozdrażnienia.
– Może pójdziemy do kina? – zapytał Yung wskazując wejście do kina po naszej prawej.
– Jasne! – zawołałam.
– A kto zapłaci? – zapytał Kang.
– Najbogatszy z nas – powiedziałam pokazując mu język.
– Zabiję, kiedyś – mruknął, ale udałam, że nie słyszałam.
Rezultat tego pomysłu był taki, że chłopcy wybrali jakiś nudny film akcji. Siedziałam między nimi, a oni ekscytowali się każdym wybuchem, strzelaniną i innymi sposobami na rozlew krwi, a ja zaczęłam myśleć o tym czarnym wilku. Chowańcu.
Szybko zorientował się, że wiemy, iż tam jest, ale nie uciekł, ani nie schował się. Może miał powód by nam się pokazać? Ale dlaczego nas śledził? Bogini Światła stwierdziła, że jestem silna. Może Wiedźmy znają jakiś sposób, aby przejąć moc maga? A wiedźmy to nie czasami te kobiety, które używając magii niszczą swoja zewnętrzną powłokę, co sprawia, że brzydną i rosną im kurzajki? Bo jak tak, to nie chcę takiej spotkać. One kradną młodość dzieci… To, że na Ignis jestem dorosła nie znaczy, że tutaj, tak? Mam szesnaście lat, więc jeszcze jestem dzieckiem. Jestem młoda i ładna, więc nie chcę, żeby jakaś starucha mi to odebrała.
Czy mi się zdaje, czy ja myślę o sobie jak Kang o sobie? Jego narcyzm mi się udziela…
Spojrzałam na ekran. Znowu jakieś wybuch. Osunęłam się na fotelu i podparłam głowę na pięści. Przez chwilę patrzyłam przed siebie, a obraz zaczął mi się zamazywać, a powieki opadać. W końcu tak się nudziłam, że zasnęłam.

– Shin Hye – usłyszałam głos Kanga.
– Mmm – mruknęłam przeciągając się.
Światła na Sali już się paliły, a film wyłączono. Najwyraźniej się skończył, bo wszyscy już opuszczali pomieszczenie.
– Wychodzimy, żeby razem spędzić czas, a ty bezczelnie zasypiasz – powiedział Kang z wyrzutem. – A tam przy okazji to ślinisz się przez sen – szepnął mi do ucha i wstał.
Patrzyłam na niego zszokowana, co prawda niedowierzałam jego słowom, ale wytarłam kąciki ust wierzchem dłoni. Faktycznie były mokre. Spojrzałam na plecy oddalającego się Kanga. Starałam się nie myśleć, o tym co chciałam zrobić. Idąc za Kangiem, specjalnie się potknęłam i złapawszy się jego pleców wytarłam dłonie w jego ubranie.
Masz za swoje, mendo!
Nasz wypad do Myungdong trwał jakieś trzy godziny od wyjścia z domu, więc zaraz po kinie wróciliśmy na obiad do mnie. Pożegnałam się z Kyu Dongiem i podziękowałam za spędzony z nim czas… no i z Kangiem, po czym ja i czarny pomidor poszliśmy zjeść Kalguksoo.
– Ale to dziwnie wygląda – powiedziałam przyglądając się zupie rozlanej już do miseczek przez mamę. Były cztery. Wyciągnęłam po porcji dla każdego. – Jak to się w ogóle je?
Kang spojrzałam na mnie spode łba. Wstał od stołu bez słowa i sięgnął do kubeczka z pałeczkami, stojącego na blacie obok zlewozmywaka. Wziął dwie pary, a do tego dwie łyżki. Podał mi po jednym i sam usiadł znów przy stole, żeby jeść.
– W Japonii też jest wyjątkowa zupa z makaronem, prawda? – zapytał.
Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem na ustach.
– Ramen – powiedziałam rozmarzonym głosem. – Ale makaron nie wygląda jak smarki, a wywar jest gorący.
Kang westchnął, po czym nakręcił makaron na pałeczki podtrzymując go łyżką powoli zaczął jeść. W zasadzie to tak jak ramen. Mimo, że wciąż nieprzekonana do zupy zaczęłam ją jeść.
Smak był przyjemny, ale szkoda, że zimne. Jedyne zimne co lubię to lody.
Zauważyłam, że Kang najpierw zbulwersowany, teraz zajadał Kalguksoo, aż mu się uszy trzęsły. Patrzyłam na niego z przyjemnością, a on chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
Przeniosłam wzrok z jego zadowolonej twarzy na włosy. Patrzyłam przez chwilę, po czym skupiłam się na ich kolorze. Wyciągnęłam do przodu rękę i pstryknęłam palcami. W tym momencie czerń zaczęła jaśnieć, a po chwili jej miejsce zajęła dawna czerwień.
Zaśmiałam się radośnie.
– Co się stało? – zapytał Kang, przełykając. Spojrzał na moją wyciągniętą nad stołem rękę.
– Znów masz czerwone włosy.
– Jak to? – zdziwił się.
– Zmieniłam.
Zerwał się od stołu i pobiegł do salonu, gdzie zostawiliśmy lusterko. Po chwili wrócił z całkiem zadowoloną miną.
– Potrafisz już kontrolować dobrze swoją moc, ale to wciąż za mało – powiedział siadając na swoim miejscu, wciąż trzymając w dłoni rączkę lusterka. – Myślę, że wprowadzę ci już naukę tworzenia żywiołów.
– Myślałam, że żywiołami zajmują się Strażnicy… no cóż, Żywiołów.
– Oczywiście, że tak – potwierdził. – Jednak oni potrafią stworzyć żywioł z niczego i mogą panować tylko nad jednym, za to my musimy zasięgnąć po wodę z jakiegoś zbiornika, lub po płomień. Możemy je zmniejszać lub zwiększać, kierować nimi, ale nie potrafimy ich stworzyć.
– Aaa – powiedziałam. – To jaki wybrałbyś dla mnie żywioł? – zapytałam.
– Wodę. Zrobi najmniej szkód. A błyskawic nawet nie próbuj stworzyć  – powiedział grożąc mi placem. – Są najniebezpieczniejszym rodzajem z żywiołów.
– Gorzej jak użyję bezwiednie wody i błyskawic – mruknęłam i zabrałam się do jedzenia.
Po posiłku poszliśmy do ogrodu za domem, który jak sobie zdałam sprawę, widziałam po raz pierwszy odkąd tu zamieszkałam. Był spory i ogrodzony dwumetrowym drewnianym płotem. Przy domu znajdował się drewniany podest na którym stał drewniany stolik z dużym parasolem. Dalej była żwirowa ścieżka, a dookoła niej kępy trawy i kwiatów, krzewy i niewielkie drzewka z dziwnymi owocami.
Kang kazał mi wziąć miskę z wodą. Niewielką, żeby nie wywołała tsunami.
– To co robimy? – zapytałam, kiedy usiedliśmy przy stole pod parasolem.
– Najpierw obserwuj co robię, a później sama zrobisz to samo, jasne?
Skinęłam głową.
Kang uniósł dłonie i zatrzymał je kilka centymetrów nad miską z wodą. Po chwili rozwarł palce, a między nimi zaczęły unosić się stróżki wody. Zawijała się i rozkwitała, tworząc winorośl z kwiatami. Patrzyłam na to zjawisko z szeroko otwartą buzią. Po chwili kwiaty z wody sięgały już metra i prawie sięgały płótna parasola. Po chwili jednak błyskawicznie opadły w dół. Pisnęłam, ale Kang zatrzymał wodę, a ta zaczęła się zbierać w kulę, która po chwili powoli i delikatnie wlała się powrotem do miski.
– Teraz ty – powiedział Kang i podsunął mi miskę z wodą pod nos.
– Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo. Odchyliłam się na oparciu krzesła i założyłam ręce na piersi. – Prędzej wywołam deszcz niż stworzę coś tak pięknego.
Kang uśmiechnął się.
– A więc uważasz, że to było piękne? – zapytał z zadowoleniem.
Wydęłam wargi.
– Każdy mag to potrafi – stwierdził. – Moje to jeszcze nic. Gdybyś zobaczyła Taniec Światła Elfów to byś wtedy oniemiała.
– Co ma tworzenie wzorów z wody do Tańca Światła? – zapytałam.
– Mówiąc Elfy mam na myśli hybrydy Wróżek i Elfów Świtała. Mają skrzydła i tańczą w powietrzu wyciągając światło z wody – wytłumaczył. – Akurat kiedy przyjdziesz do szkoły to go zobaczysz, ponieważ uczniowie tej rasy odgrywają ten spektakl w jesieni.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Naprawdę!? – wrzasnęłam.
– Nie drzyj się, bo powiem komu trzeba i zwiążą ci moc – zagroził.
Prychnęłam.
– Miałaś…
– Tego nie robić – przerwałam mu. – Wiem, ale przy tobie się nie da.
Wydął wargi niezadowolony.
– Czaruj.
– Czaruje Czarownica – stwierdziłam. – A Mag?
– Zabija nieużyteczne dzieciaki.
– Hee!?
Kang spojrzał na mnie, później na miskę i znów na mnie.
Ułożyłam ręce tak jak on i skupiałam się jak najlepiej umiałam. Zamknęłam nawet oczy, bo gdy tak robię to zwykle magia działa. Otworzyłam oczy oczekując arcydzieła, ale nic się w zasadzie nie stało. W kolejnej próbie też nic. Kilka minut później woda lekko zadrgała.
– Widziałeś!? – zawołałam. – Poruszyła się!
– I z tego powodu się cieszysz? – zapytał niezadowolony Kang. – Słabsi od ciebie potrafią to zrobić już za pierwszym razem, a za trzecim ich figury wodne są niemalże doskonałe.
Westchnęłam.
– Ale ja to nie oni – burknęłam.
– Masz jakiś sprzeciw? Bo wiesz, mogę się zamienić z kimś na opiekę.
– Już zabieram się do pracy!
Uniosłam dłonie nad miskę i skupiłam się. Obserwowałam wodę, jak zaczyna się obracać w misce. Po chwili wyleciała w górę, jakby ktoś ją wylewał, a w następnej już stała w miejscu bez ruchu. Zabrałam dłonie, podkurczając je pod brodę.
– Co się stało? – zapytałam.
Kang patrzył na wiszącą w powietrzu, ale wciąż stykającą się z miską substancję.
– Przecież to jest lód – stwierdził dotykające palcem już stałej cieczy. – Będę musiał cię nauczyć, jak używając jakiegoś żywiołu, nie używać zbyt dużo powietrza.
– Hee? – zdziwiłam się. – To zamarzło, bo użyłam powietrza? – zapytałam.
Skinął głową.
– Każdemu z żywiołów jest potrzebne powietrze, bo w próżni nie stworzy się ognia, czy błyskawicy, a woda musi być natleniona. Za to ziemia oddycha, tak jak roślinność.
– Aaa. Czyli to normalne? – zapytałam.
– Właściwie to nie, bo nie słyszałem jeszcze o nikim kto zamroziłby wodę używając za dużo powietrza. Teraz nawet nie wiało. Ale cóż się dziwić, skoro ty nie jesteś normalna.
Wydęłam dolną wargę zasmucona.
– Idę to roztopić – powiedziałam zabierając miskę i wracając do środka.
– Będę już się zbierał – powiedział Kang. – Jest już około trzeciej, a o czwartej muszę się zbierać na… coś – powiedział, nie mówiąc mi w zasadzie nic. – Nie baw się mocą, nie wolno ci beze mnie, jasne?
– Jasne – mruknęłam.
– Jutro zobaczysz coś zaskakującego w swojej szkole – powiedział, człapiąc za mną do kuchni. – Tylko nie zemdlej.
– Czemu miałabym zemdleć? – zdziwiłam się.
– Nie ważne. Jutro zobaczysz.
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, wkładając miskę z lodem do zlewozmywaka.
– Do zobaczenia niedługo – powiedział, wychodząc do przedpokoju. – Zadzwonię, jakby co.
– A kiedy zobaczę wasz dom? – zapytałam.
– Zapomnij, że mi coś zabierzesz – powiedział zakładając buty.
– Zobaczymy.
– Na razie – pożegnał się.
– Pa!
Zabiorę ci coś, zobaczysz. Coś małego, żebyś nie wiedział co – pomyślałam z uśmiechem.
Nawet nie obchodziło mnie to, że mógł to usłyszeć.

2 komentarze:

  1. Nic nie szkodzi, że dzisiaj rozdział. I tak dodajesz co tydzień, a nie co miesiąc jak inni więc dodając post jeden dzień później świata nie zbawi.
    Skromny? Gdy to stwierdził to padłam. On skromny? Ha ha ha...! Kang jest zazdrosny, nie spodziewałam się. Jestem ciekawa co wykombinuje by jej zaimponować.
    Znowu ma zemdleć? Trzeci raz to już przesada.
    Chyba nic więcej nie mam do napisania :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Sroki, że dopiero teraz komentuje, ale wakacje mnie rozleniwiają. Ale zapewniam Cie, że rozdziały zawsze czytam prawie po dodaniu tylko komenty później dodaję. :)
    Ja też padłam. Jak Kang mógł powiedzieć, że jest skromy?! O.o Kto jak kto, ale on do skromnych nie należy .
    Buhaha. ^^ Burak jest zazdrosny! Czyli wychodzi na to, że coś czuje do Shin. Ojej! Jak ja kocham takie rzeczy. ^^
    Hm, lód. Lód też lubię, a nawet bardzo, ale pod nazwą ,,lody'' Jeju, jak ja je kocham <3
    No cóz ,,rozleniwiona ja'' czeka na następny rozdział
    Weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń