piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 57. Wracają wspomnienia *^*



Narzekają, że dawno nie było, to mają... Nuuuuuuuuuuuuuudy w tym rozdziale, tak mega koncertowo. Pierwszy tak duży koncert Zu(nie ja go chciałam, został napisany na prośbę pewnej Jonggukozejbki, która już nawet nie czyta FA xD)
Jadę na NIUCON! Chociaż pewnie coś wypadnie i nie pojadę. Tak jak było z Pyrkonem ;__;
Nie ważne!
Enojoy! *^*
 
– Zu Mi? –usłyszałam z oddali. – Zu Mi! Akai, obudź się! – mówił Yun Jae szturchając mnie.
Otworzyłam oczy a tam zamiast – jak mi się prędzej zdawało – salonu, zobaczyłam wnętrze naszego zespołowego busa. Byli tu kierowca, Menager Chang, Joong Kyung, Kang Kyun, a na tyle ja Yun Jae i Jeremy – który jechał z nami żeby wpasować się w klimat koncertowania i sławy.
– Co się stało? – zapytał Yun.
– Nie, nic.
Przeciągnęłam się leniwie, ale napotkawszy wyczekujące spojrzenie blondyna, westchnęłam i dałam mu wymijającą odpowiedź.
– Miałem bardzo – kładąc nacisk na bardzo – realistyczny sen.
– Dobrze, że się skończył, bo zaraz będziemy na lotnisku – wtrącił Kang, spoglądając na nas z szerokim uśmiechem.
Szkoda, że się skończył – był piękny, chodź z takim gburem jak ty w roli głównej.
W samolocie okazało się, że w pierwszej klasie leci z nami również Kimiko.
– Słyszałam, że B.A.P lecą później, a EXO podobno wynajęli prywatny samolot – powiedziała, kiedy już się usadowiła w swoim fotelu, tuż obok mnie. – Wiecie w ogóle kto otwiera koncert? Bo mnie nikt oczywiście o tym nie powiadomił, a mój menager to kretyn.
– Myślę, że oni sami jeszcze o tym nie wiedzą – wtrącił nasz menager Chang. – Mnie też nic na ten temat nie wiadomo.
– Jak oni mogą tego nie wiedzieć!? Przecież to jest niedorzeczne! Koncert będzie za kilka godzin, a oni sobie w kulki lecą. Gorzej gdybym ja miała to zrobić…
– O to się martwić nie musisz – przerwał Kang. – Tobie nie dadzą otwarcia koncertu póki ozon wokół ziemi nie zniknie.
– A tobie nawet kiedy będziesz zgrzybiałym staruchem nie dadzą otwarcia koncertu. Nigdy!
Byłam tak zmęczona ostatnimi wydarzeniami, że położyłam się w fotelu, włożyłam słuchawki do uszu i próbowałam się zdrzemnąć, chodź godzinkę, żeby tylko nie słuchać kłótni tej dwójki.
Byłam uradowana, kiedy dowiedziałam się, że AOA zameldowały się w tym samym hotelu co my, ale po ich minach wnioskowałam, że one nie bardzo się cieszyły. Nie zaszczyciły nas nawet głupim dzień dobry, kiedy wychodziły z hotelu, zapewne żeby zwiedzać, a my czekaliśmy aż Menager odbierze klucze do naszych pokoi.
Sypialnie znów były rozdzielone na dwoje. Dobrze, że tym razem nie losowaliśmy słomek, a Kang powiedział, że będzie dzielił pokój z Joongiem, więc ja musiałam mieć z Yunem. Jeremy był jako osoba towarzysząca, więc dostał osobny pokój.
– Yun Jae Hyung – powiedziałam, kiedy Yun zajął lepiej usytuowane łóżko w naszym pokoju, a ja wnosiłam nasze torby do pokoju.
– No?
– Chciałbym odwiedzić moją starą szkołę, tu w Tokyo. Powiesz innym, że się teleportuję?
– Jasne, w końcu mamy dużo czasu do koncertu. Idź.
– Tylko się przebiorę.
Wzięłam swoją torbę do łazienki.
– Ja idę do hallu – powiedział Yun, kiedy zamknęłam za sobą drzwi łazienki.
– Dobrze!
Wyciągnęłam z torby niewielkie zawiniątko, z którego wyciągnęłam plisowaną czarną spódniczkę z wysokim stanem, biały szeroki top z krótkim rękawkiem, białe zakolanówki i czarne baleriny. Gdy przebrałam się w te ubrania, zmieniłam fryzurę z różowego Ulzzang Boy na moje naturalne długie włosy.
– Nieźle urosły – mruknęłam do siebie, kiedy długie włosy opadły mi na ramiona.
Złapałam za już niewidoczny dla oka żółty kryształ i teleportowałam się do mojej dawnej szkoły. Było jeszcze dość wcześnie, żeby wszyscy byli na zajęciach, więc nie powinno być problemu jeśli tam się zjawię.
Deportowałam się w martwym punkcie na boisku szkolnym, którego nie widzi żadna kamera i mało uczniów wie o tym miejscu. Zawsze chowaliśmy się tam z Izumim, kiedy uciekaliśmy przed łobuzami chcącymi nas zaczepiać.
Na szczęście udało mi się dobrze obliczyć czas i właśnie była przerwa śniadaniowa, więc szybko udałam się do mojej dawnej klasy.
– Kto to jest? – szepnął ktoś, gdy weszłam do klasy.
Sasaki i reszta jej paczki siedzieli przy złączonych stolikach razem, tak jak zawsze i zajadali się Obento.
– Jaka ładna dziewczyna.
– Nie ma mundurka.
– Kto to jest?
Zaśmiałam się.
– Anyong! – zawołam podchodząc do Sasaki i reszty.
– Cho!? – wrzasnęli wszyscy.
Tak, wszyscy. Nie tylko paczka Sasaki.
– Ohayo – poprawiłam się. – Zapomniało mi się japońskiego chyba – mruknęłam uśmiechając się słodko – tak mi się przynajmniej wydawało.
– Cho, skąd ty się tu wzięłaś? – zapytał Takeshi.
– Przyleciałam na k-pop Kon. Wiecie dlaczego – mruknęłam, siadając na podstawionym dla mnie krześle, między Ito i Yoshiro.
W towarzystwie była nowa twarz. Blondynka, rysy twarzy zagraniczne, ale ich delikatność wskazywała na korzenie w Azji.
Z niewielkiej torebeczki w której miałam telefon i inne drobiazgi wyciągnęłam kopertę z wejściówkami na koncert. Na wszelki wypadek wzięłam ich więcej, bo jak sądziłam, ta nowa dziewczyna pójdzie na koncert z nimi.
– Tak przy okazji, Cho. To jest Blake Melinda, od kilku dni chodzi z nami do klasy… Nie musisz się martwić, że ona cię nie zrozumie, będę ej tłumaczyć na angielski – powiedziała Sasaki.
Miło mi się poznać, Melinda – powiedziałam po angielsku. – Nazywam się Choi Shin Hye.
Jak miło jest usłyszeć swoje prawdziwe imię, nawet wypowiedziane samemu, ale fakt, że przy ludziach, nie w samotności.
Twarze wszystkich, którzy mnie dobrze znają, przeżyły bliskie spotkanie z podłogą.
Mnie również – powiedziała i uścisnęłyśmy sobie dłonie ponad stołem.
– Od kiedy ty tak dobrze mówisz po angielsku? – zapytała Ito.
Wszyscy byli mocno zdziwieni.
– Od kiedy ty w ogóle mówisz po angielsku? – poprawiła ją Sasaki. – Przecież nigdy ci to nie szło.
– Powiedzmy, że miałam dobrego nauczyciela – powiedziałam. – Możemy mówić po angielsku, skoro tak będzie łatwiej.
Doprawdy, te pięć miesięcy w Korei nieźle cię zmieniło – powiedziała Yue.
Yue… Nadal nie wybaczę jej tego, że przez nią Izumi zginął, jednakże sądzę, że mogę z nią zwyczajnie rozmawiać skoro jesteśmy w towarzystwie. Kiedy będziemy same, nie będę miała jej nic do powiedzenia.
Opowiedziałam wszystkim jak to było przez ostatnie miesiące w Korei, pomijając fakt, że moja mama odeszła. Wiedzieli o tym, ale nie było potrzeby znów tego roztrząsać.
Melinda nie bardzo wiedziała co to k-pop, ale stwierdziła, że skoro jest sporo zaproszeń i ona się załapie, to czemu ma nie iść na koncert.
Nie dziwię jej się, w końcu to jedno z największych muzycznych wydarzeń roku we współpracy Korei, Japonii i Chin. Wczoraj był koncert muzyki klasycznej, dziś będzie pop i rap, a jutro rock i tym podobne.
Mam nadzieję zobaczyć jutro Baby Metal, mimo że nasz jutrzejszy harmonogram nie uwzględnia uczestnictwa w koncercie. Nie zabronią mi tam być, bo mamy od piątej wolny czas, aż do następnego dnia rano. Muszę tam być, nawet jeśli będę musiała się teleportować na salę jako ja, nie Akai.
– Gdzie jest ta dziewucha?! – wrzasnął ktoś wchodząc… wpadając jak szalony – to trafniejsze określenie – do klasy. – Nie mówcie mi, że naprawdę tu jest?!
– Nauczycielu! – zawołała Sasaki. – Sensei Akechi-sama!
– Tu jest!
Przełknęłam ślinę, a wtedy na moich plecach uwiesił się ten blond psychol, całujący bezbronne nastolatki.
– W-witaj, ojczulku – mruknęłam.
– Przyszedłem tylko po darmową wejściówkę na koncert, bo za drogie były – powiedział sięgając po kopertę leżącą na stole, wciąż wieszając się na moich ramionach, opierając brodę na czubku mojej głowy.
– Darmowe wejściówki?! – wrzasnęły dziewczyny z kasy, siedzące w jej drugim końcu. – Gdzie?!
– Idź sobie! –zawołałam wstając i odpychając mężczyznę. – Idź rób co tam trzeba, a nie ploty roznosisz. No idź.
– Jasne, jasne! – powiedział uradowany, po ukradnięciu jednego z biletów. – Do zobaczenia przy scenie, synku.
Prychnęłam.
Zaśmiałam się, kiedy uświadomiłam sobie jak dawno tego nie robiłam, kiedy Kang przywłaszczył sobie ten mój zwyczaj.
Masz dużo wolnego? – zapytała Ito. – Poszlibyśmy na lody, albo coś?
Pokręciłam głową.
Nie mogę, mam za bardzo napięty grafik. Przynajmniej na trzy godziny przed koncertem muszę być w hotelu, żeby się zrelaksować i odpocząć, a później całe to przygotowanie i koncert. Na samą myśl mi się nie chce.
Ty jesteś jakąś gwiazdą? – zapytała Melinda.
– Mogę jej powiedzieć? – zapytałam po japońsku.
Wszyscy pokiwali głowami.
Nie lubię określenie gwiazda – zaczęłam. – Gwiazdy są na niebie. Ale tak, jestem dość sławna… Jestem wokalistą w sławnym zespole. Tylko, że cały świat myśli, że jestem chłopakiem. Mnie jako Choi Shin Hye mało kto zna.
Podszywasz się pod chłopaka? – zdziwiła się.
Takie było założenie podczas podpisywaniu kontraktu, przez co powstała zabawa z zespołem, kto pierwszy odgadnie mój sekret… Osób wtajemniczonych nagroda nie dotyczy.
Tak nas urządziła, a ja z chęcią bym spędziła jeden cały dzień z Lee Joong Kyung Oppa – powiedziała Ito.
Kiedy ktoś odgadnie ten sekret to będę was zapraszać do nas. Podróż dla was tam to nie problem, prawda?
– Nie przy niej – mruknęła Sasaki po japońsku. – Ona nie wie.
Skinęłam głową.
– Czyli, kiedy ktoś to odkryje to wtedy już będziesz śpiewać jako dziewczyna?
– Dokładnie.
Spędziłam z nimi w klasie jeszcze klika minut, po czym poszłam z Sasaki do damskiej toalety skąd miałam się teleportować do hotelu.
– Jak się z nimi żyje? – zapytała Sasaki, kiedy wyszłyśmy z klasy.
– He?
Czarnowłosa zaśmiała się.
– Z chłopakami w zespole. W końcu jesteś sławna i mieszkasz w domu pełnym facetów.
– Ah, to masz na myśli. – Zamilkłam na moment, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Na początku się bałam – przyznałam. – Ale po czasie przywykłam. Zawsze mieszkałam tylko z… z mamą, więc to było dla mnie coś nowego, ten hałas i kłótnie Yuna i Kanga, ciągłe brzęczenie muzyki, kiedy tworzymy razem nowe utwory, zapach pysznych potraw, które gotuje nam Joong i siostra Kanga. Jest głośno, ale wesoło i nasz dom jest taki żywy…
– Przywykłaś już do nich, co?
Zaśmiałam się.
– Słyszałam, że Kim Kang Kyun ma okropny charakter.
– Skąd ty to…? – zdziwiłam się.
– Aki.
– A ten skąd to wie?
– Mówił, że ukradł ci pocałunek.
Zrumieniłam się.
– Tak, zrobił to przed moją szkołą w Seulu, przy wszystkich moich tamtejszych kolegach. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
– Jesteśmy na miejscu – powiedziała, bo właśnie stanęłyśmy przy toalecie. – Aki to mistrz zamieszania, nie dziwię się, że tak to rozegrał.
Dzwonek obwieszczający koniec przerwy zadzwonił.
– Do zobaczenia za kulisami – powiedziałam z uśmiechem.
– Do zobaczenia – mruknęła.
Weszłam do łazienki, upewniłam się, że nikogo tam nie ma, po czym teleportowałam się do hotelu, do łazienki w moim i Yuna pokoju.
Podskoczyłam, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Akai Zu Mi! Wyłaź stamtąd! – krzyczał Kang waląc w drzwi. – Dlaczego nie odpowiadasz?!
– Chwila! – zawołałam i zaczęłam zmieniać ubranie, wrzuciłam damskie rzeczy do torby, zjadłam pastylkę i błyskawicznie otworzyłam drzwi od łazienki. Zapomniałam, że zamknęłam je na zamek, a Yun pewnie dla kawału nikomu nie powiedział gdzie jestem.
Kang wpadł do łazienki i złapał mnie za ramiona, boleśnie je ściskając.
– Gdzieś ty był? Teleportowałeś się gdzieś?
– T-tak. Byłem w mojej starej szkole… Prosiłem Yun Jae Hyunga, żeby wam to przekazał.
– Powinieneś sam to zrobić! – warknął.
– To boli! – krzyknęłam, kiedy ścisnął mocniej moje ramiona. – Puść mnie.
Jego uścisk powoli zelżał, aż w końcu całkiem zabrał ręce i odsunął się.
– Menager Chang chce cię widzieć. Teraz.
– D-dobrze. Pójdę pierwszy.
Błyskawicznie wyszłam z pokoju do korytarza, zostawiając Kanga samego w pokoju.

*

Dlaczego to się musiało stać? No dlaczego?
– To boli! Puść mnie.
To jak wtedy na mnie spojrzał. Ten strach i ból w jego oczach. Wszystko przez to, że się tak o niego martwiłem i boję się, że coś może mu się stać. Nie nawet chcę, żeby się choćby lekko zranił, bo mnie też to boli.
– Menager Chang chce cię widzieć – powiedziałem już spokojniej. – Teraz.
– D-dobrze – powiedział trzęsącym się głosem. – Pójdę pierwszy.
Jednakże bardziej boli mnie teraz to, że on zaczął się mnie bać.
– Co to? – zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem niedomknięta torbę Akai na podłodze w łazience.
Pchnąłem drzwi i podniosłem ją, żeby wyciągnąć to co mnie tak w tej torbie zaciekawiło. Był to komplet damskiego stroju – spódniczka, bluzka i buty.
– Co do…?
Przeszedłem do pokoju i wysypałem zawartość torby na jedno z łóżek. Były tam damskie przybory jak niewielkie pudełko podpasek i inne dziewczęce rzeczy.
Gdy stałem tak w to wpatrzony głowa zaczęła mnie boleć od natłoku myśli.
Przecież to nienormalne. Podoba mi się chłopak, który twierdzi, że moje uczucie go obrzydza, a sam ma w torbie damskie łachy...
I kto tu jest nienormalny?
– Wygarnę mu, wygarnę i mu wleję. Ja jestem odrażający? Ja?! To ty jesteś odrażająca Choi Shin Hye… Choi… Że... kto?
Nagle ból w skroniach nasilił się i błyskawicznie rozlał się po całym moim ciele. Działo się to tak szybko, że nie dałem rady tego znieść i upadłem, tracąc siły na cokolwiek.
Wspomnienia sprzed prawie pół roku wracały, były częściowo zamglone i niejasne, ale były pozwalając mi przypomnieć sobie tę wkurzającą, roześmianą fankę, z którą się tak zżyłem.
– Choi Shin Hye, jak mogłaś odebrać mi wspomnienia o tobie? – zadałem pytanie do pustego pokoju, leżąc na podłodze, kiedy po moich skroniach zaczęły spływać łzy. – Jak mogłaś? Po tym co przeżyłaś, bez wsparcia, bez miłości…
Nagle przed oczami stanął mi obraz, kiedy całowałem Akai… Nie, całowałem Shin, dziewczynę…
Nie miałem siły cieszyć się, że jednak nie jestem gejem jak Jeremy, cieszyłem się teraz, że mogę na powrót dzielić wspomnienia z Shin Hye, moją podopieczną, ale byłem też na nią wściekły, że podając się za chłopaka, wkradła się do mojego zespołu, jeszcze wtedy, kiedy ją pamiętałem.
– Uwielbiam cię głupia, i nienawidzę jednocześnie.
Gdy uświadomiłem sobie, że powiedziałem jej przecież, że ją kocham, nie lubię a kocham, poczułem gorąco na twarzy.
– To ja jestem głupcem – stwierdziłem wstając.
Otarłem twarz, zebrałem rzeczy za pomocą magii tak, aby wyglądały na nieruszone i odstawiłem torbę na miejsce w łazience.
Teraz tylko pytanie, czy odmówiła mi chodzenia ze mną, ponieważ nic do mnie nie czuje, czy dlatego, że nie chciała mnie zdenerwować, gdy w końcu się dowiem, że to ona jest Akai.
I tak mnie zdenerwowała, więc to nie robi różnicy.
Sięgnąłem po telefon do kieszeni i napisałem Menagerowi wiadomość, że się zdenerwowałem i idę się zrelaksować do Spa, oraz żeby mi nikt nie przeszkadzał i się nie martwił, że zdarzę na czas. Dobrze, że Spa mieściło się w naszym hotelu.

*

Kiedy czekaliśmy na Zu Mi w pokoju Menagera, Kang gdzieś poszedł wściekły, a kiedy Zu już przyszedł, to Kang nie wrócił.
– Jestem Menagerze Chang – powiedział zasapany, jakby przebiegł ogromny dystans. – Przepraszam, ale wyszedłem na moment.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Prosiłem Yuna… – mruknął.
– Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – zawołałem uderzając się w czoło. – Wybaczcie.
Wstałem z kanapy i skłoniłem się wszystkim zebranym przepraszając.
– Już w porządku – powiedział Menager. – Ważne, że już wszyscy są… Zaraz, a Kang Kyun? Zu Mi?
– Eee…
– Zaczekajcie – przerwał Menager, kiedy jego telefon zabrzęczał. Przeczytał wiadomość, po czym westchnął. – Nie ważne, Kanga nie będzie. Słuchaj Zu Mi, bo tylko ty nie wiesz. Wasz występ został przyspieszony, więc właściwie za… – spojrzał na zegarek w telefonie – czterdzieści minut musicie być gotowi do wyjścia. Niegdzie już nie idźcie, jasne?
Pokiwaliśmy głowami.
– Ale dlaczego przyspieszyli nasz występ? – zapytał Zu. – Coś się stało?
– Wonder Girls miały kłopoty z transportem i nie dojadą na czas, a w Shinee któryś z chłopaków podobno spóźnił się na samolot, więc też nie wystąpią kiedy trzeba.

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 56.



Mam najgorsze wakacje ever, więc się nie rozpisuję...
Enjoy ;)

Następnego dnia, tak jak uzgodniłem z Raven, pokazała się w Pośredniej Kwaterze pod wytwórnią równo o godzinie piętnastej. Była ubrana zwyczajnie, ale ze sobą miała ogromną torbę i kuferek na kosmetyki trzymane przez jej czarnowłosego wysokiego towarzysza.
– Raven, Dante, miło was widzieć – powiedziałem gdy tylko zeszli z podestu portalu.
– Witam – powiedziała Raven, skłaniając lekko głowę.
Widać, że nauczyła się naszego języka, a również manier.
Wydaje mi się to dziwne, ale podobno, kiedy jeszcze była człowiekiem nie brakowało jej gracji i ogromnego talentu do… wszystkiego.
– Mam nadzieję, że masz plan na wieczór?
– Oczywiście, że mam – powiedziała z dumą Kasztanowowłosa, kiedy szliśmy korytarzami kwatery. – Zostawiłeś mnie z tym samą, ale poradziłam sobie i nagadam im tam w telewizji, bo nikt nie będzie mojego Fallen Angels tak…
– Wow, uspokój się – powiedziałam cicho prychając. – Dzięki za pomoc i w ogóle…
– Dobrze wiesz co chcę w zamian – powiedziała słodko. – I ma to się odbyć zanim pojedziecie do Japonii.
– Ty naprawdę jesteś dziwna – mruknąłem.
– Dante, on mnie obraża! – zawołała.
– Nie obraża – powiedział chłopak… wygląda na dziewiętnaście, nie ważne ile ma w rzeczywistości. – Powiedział prawdę.
Wybuchnąłem śmiechem, kiedy Raven zaczęła uderzać swojego chłopaka pięściami w ramię. Ja już bym leżał połamany w szpitalu od tych ciosów.
Przed wytwórnią jak zawsze było wiele fanek… Kiedy tam przyjechałem to ich nie było, ale zajęcia w szkołach już się skończyły i te dziewczyny, które swoje szkoły miały blisko wytwórni już tam siedziały.
– Nie pomyślałem, że mogą tak szybko przyjść – mruknąłem. – To są demony, nie nastolatki.
Westchnąłem, bo wiedziałem co się zaraz stanie.
Gdy tylko zostałem zauważony rozległ się pisk, a ochrona zaczęła działać zatrzymałem się i zaczekałem, aż tamta dwójka się pojawi. Wtedy wszyscy umilkli i zamarli, a ja zwyczajnie zacząłem iść przez tłum.
– Dlaczego one tak milczą? – zapytała Raven w miejscowym języku.
No i wtedy rozległ się pisk, powtarzanie jaka to Raven jest piękna, Dante przystojny, a o mnie ani słowa, choćby najmniejszego.
– Jesteś tą modelką z USA? – zapytała któraś z dziewczyn, a ja się obejrzałem zaskoczony. – Tą modelką, tancerką i śpiewaczką operową? Najmłodszą z dziesiątki najbogatszych ludzi świata?
– Skąd one to… – zacząłem.
Raven zaśmiała się.
– Miło mi was widzieć, nazywam się Raven Meredith – powiedziała słodko i lekko skłoniła głowę. – Nie mylicie się.
– Mogę prosić o autograf? – zapytała jakaś, a reszta jej zawtórowała.
Ja postanowiłem po prostu pójść do busa, który stał na podjeździe przez wytwórnią, bo i tak nikt na mnie uwagi nie zwracał.
– Przykro mi, ale nie rozdaję autografów, nie jestem sławna – powiedziała zakłopotana.
Żarty sobie kobieto robisz? W Korei się rozpoznali, aż na drugim końcu świata, a ty mówisz, że nie jesteś sławna? I to prawda, że jesteś w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi świata? Na którym miejscu? I jak wielki jest ten majątek…?
– Tak ślicznie mówisz po koreańsku, długo się go uczyłaś?
Kolejne pytanie doprowadzały nie do szału.
– Nie długo, może kilka tygodni?
To naprawdę nie długo…
– Daebak, to szybko.
– Raven, pośpieszmy się – powiedział Dante.
– Wybaczcie mi, kochane, ale już muszę iść, mój przyjaciel na mnie czeka – powiedziała i wskazała na mnie tyłem idącego smętnie do busa, żeby móc ich obserwować.
Kiedy fanki zdały sobie sprawę z tego, że tam stoję chciały za mną pobiec, ale silna aura doskonałości i piękna bijąca od dwuch wampirów im na to nie pozwoliła.
Gdy już wsiadłem do busa przeżyłem bliskie spotkanie z podłogą, bo w środku – prędzej był tu tylko kierowca – siedzieli Akai, Yun i siostra.
– Co wy to robicie?! – wrzasnąłem.
– Stwierdziliśmy, że to co tu zobaczymy może być ciekawe, zwłaszcza o tej godzinie, więc  nie mogliśmy tego przegapić – powiedziała Mi Ko. – Nie myliliśmy się!
Prychnąłem.
Wtedy reszta weszła do busa i odjechaliśmy do domu.

*

Bus z całą ferajną podjechał pod dom chłopaków i wszyscy z wyjątkiem mnie ruszyli biegiem do środka, żeby spakować wszystko do telewizji, gdzie mięli nagrywać odcinek do jakiegoś programu muzycznego.
Prezes chciał, żebym pojechała z nimi, ale stwierdziłam, że wrócę do Merguerde i opowiem jej co się ostatnio działo i że nie wiem, kiedy Shin wróci do szkoły, żeby mogła sobie z nią porozmawiać.
Po niecałej godzinie wszyscy się zebrali i pojechali do telewizji, zabierając ze sobą też Jeremyego – chodź jego debiut w zespole się jeszcze nie odbył – po to, aby obserwować jak to wszystko wygląda.
Kiedy chciałam wyjść z domu, zostałam mile przez kogoś zaskoczona. Moje oczy zostały nakryte dłońmi.
– Zgadnij kto – powiedział zbyt dobrze znany mi głos.
– Nataniel, co ty tu robisz? – zdziwiłam się, a on zabrał swoje dłonie. – Myślałam, że już nie będziesz prowadził tej misji o której się dowiedziałam od Yuna, prawdę mówiąc.
– Przepraszam… Nie będę się już nią zajmował od tej chwili… Muszę ci tylko coś powiedzieć i będę zwolniony z działania, chodź to co teraz zrobię jest sprzeczne z wytycznymi misji.
Zmarszczyłam brwi, ale się nie odezwałam.
Nat wskazał kanapę, żebyśmy usiedli.
– Moją misją było dowiedzenie się czy wilk biegający po Seulu to istota magiczna i czy jest to Chowaniec. Okazało się, że tak, więc dalej miałem pracować na tym, czyim Chowańcem jest on jest.
Zamrugałam zaskoczona. Nie pomyślałam, że to może być taka misja.
– Wiem, że ty nim jestem Mi Ko.
Przełknęłam ślinę i chciałam wstać, ale blondyn złapał mnie za rękę.
– Nie odchodź – poprosił.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i wstałam z kanapy, ale Nataniel złapał mnie i powalił na kanapę, siadając na mnie, żeby nie uciekła.
– Powiedziałem, że misja się zakończy, kiedy ci to powiem… – zaczął. – Bo nie chcę już wiedzieć nic więcej. Boję się, że ona coś ci zrobi, że skrzywdzi cię, jeśli ktoś się dowie o tym kim naprawdę jesteś i o niej przy okazji. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo i mnie to wtedy boli.
– Nat… – zaczęłam.
– Nic nie mów – szepnął i położył się na mnie kładąc głowę na moim ramieniu. – Zostań.
Zaskoczona całym tym zamieszaniem nie zrobiłam nic pochopnie, tylko przytuliłam głowę blondyna zamykając oczy i gładząc go po długich włosach.
– Nie odejdę, a ona się nie dowie, że o nas wiesz…
– Chcesz ją pokonać? – zapytał. – Znasz ją od kołyski prawda.
– Nie ważne, że ją tak długo znam. Od lat myślę jak odzyskać moją duszę, ale wszystko idzie na nic. Nawet Jeremy…
– Wiem, że on wie.
Westchnęłam.
– O też nic nie potraf na to poradzić.
– Obiecuję, że ją odzyskam – powiedział unoszą głowę i spoglądając mi w oczy. – Razem ją odzyskamy, dobrze?
Skinęłam głową z uśmiechem.
Kiedy położył głowę – tym razem niżej niż ramię – zaśmiał się.
– Co?
– Twoje serce przyspieszyło – mruknął.
Poczułam, że robi mi się gorąco, więc chciałam odepchnąć przyjaciela, ale mi na to nie pozwolił.
– Podoba mi się to – powiedział, nie odpychaj mnie.
Przytuliłam go mocniej i pozwoliłam nam tak razem trwać.
– Głupek – mruknęłam.
– Wiem.

W czasie nagrywania programu Raven nieźle nakłamała na temat zdjęć udowadniających mój rzekomy romans z Kim Kang Kyunem, ale mówiła to tak wprawnie i pięknie, że nikt by nie uwierzył, gdybym powiedziała tam, że to wszystko bujda.
Wymyśliła bajeczkę o tym, że pisze opowiadanie internetowe, w którym występuje para męsko męska i potrzebowała odwzorowania pewnej sytuacji, żeby dobrze ją opisać. Pokazała nawet sfabrykowane zdjęcia z tego dnia, którego niby wszyscy byliśmy w parku przy tamtym stawie, na których ja i Kang leżymy tam w trawie, a inni się z nas śmieją.
Gdy zostaliśmy zapytani dlaczego zgodziliśmy się na pocałunek i to w miejscu publicznym, tylko dla zachcianki koleżanki, Kang powiedział:
– To był zwyczajny zakład, który oboje z Akai przegraliśmy, dlatego musieliśmy to zrobić. Powiem jeszcze, że Raven ma niezwykły dar przekonywania i chcąc nie chcąc zrobiliśmy to.
– Nie przeszkadzało wam to, że oboje jesteście mężczyznami? – zapytał jeden z prowadzących.
– Owszem – przyznał Kang. – Z początku tak, ale…
– Tamtego dnia powiedział, że wszystkiego trzeba spróbować – przerwałam.
Wszyscy graliśmy według scenariusza, który napisała nam Raven.
Każdy się wtedy roześmiał, a później rozmawialiśmy już tylko o zbliżającym się koncercie wspólnym w Japonii i plotkach o kolejnym członku zespołu, które nie wiadomo jak wydostały się do mediów.
Kiedy nagrywanie się skończyło, Prezes patrzył na nas zaniepokojony.
– Co się stało Prezesie? – zapytałam, ponieważ inni rozmawiali o właśnie nagranym odcinku z prowadzącymi i innymi zebranymi.
– Wasz indywidualny koncert we wrześniu w Hongkongu został właśnie odwołany z powodu tego skandalu, o którym teraz rozmawialiście – wytłumaczył.
– Jak to odwołany, Prezesie? – zdziwił się Yun słysząc to.
Wszyscy zebraliśmy się wokół Prezesa, ale on nic nie odpowiedział i poszedł do wyjścia z budynku. Dopiero, kiedy zjechaliśmy windą do podziemia i wsiedliśmy do busa powiedział nam więcej.
– Koncert w Hongkongu został odwołany z powodu waszego cholernego skandalu. Powiedzieli, że nie chcą kogoś takiego w swoim kraju. Ten w Japonii, wspólny… z niego też chcieli was wyrzucić, ale udało mi się ich przekonać, że dziś został nagrany prawdziwy powód dlaczego te zdjęcia w ogóle istniały. Macie szczęście, bo wasze całe poparcie i sława zbyt szybko zbliża się ku końcowi.
Przełknęłam ślinę.
Moja prawdziwa kariera się jeszcze nie zaczęła, bo nadal jest mój sekret, a ma się już zakończyć? To nie w porządku, zbyt szybko.
– Ja znikam – powiedziałam, jeszcze zanim wyjechaliśmy z parkingu. – Muszę coś zrobić.
Złapałam za kryształ i teleportowałam się do domu. Pojawiłam się na środku salonu, a to co zobaczyłam na kanapie wywołało u mnie rumieńce.
– Kimiko! – zawołałam zaskoczona.
Ta przytulająca się dwójka, Kimiko i Natniel, smacznie śpiąca razem na kanapie zerwała się nagle do siadu.
– Co jest?!
– Macie szczęście, że się prędzej teleportowałam do domu niż pozostali, bo gdyby Kang was zobaczył to by was zabił.
– Ale to nie jest tak jak myślisz – powiedzieli jednocześnie.
Zaśmiałam się.
– Nie ważne, to nie moja sprawa. Ja już pójdę.
Wspięłam się po schodach na drugie piętro, do swojego pokoju, żeby tam pobyć samej i przemyśleć to co się do tej pory działo.

*

– Gdzie mnie wysyłasz? – zdziwiłam się, kiedy dziadek pokazałam mi plik kartek.
– Na przesłuchanie.
– Jakie znowu przesłuchanie? – zapytałam po raz kolejny tego dnia.
Było późne południe, a ja wciąż w mundurku, siedziałam w drogiej restauracji z dziadkiem i jadłam obiad, bo sobie zażyczył dziś zjeść obiad z wnuczką, stary pryk. Prezesik centrum handlowego i właściciel się znalazł. Też mi coś. Chaebol od siedmiu boleści.
Fajnie, mieszkam tu niecałe dwa tygodnie, a już używam typowych tutejszych określeń.
– Przesłuchanie do szkoły muzycznej.
– Szkoły muzycznej? O czym ty…
– Słyszałem twój śpiew. Jesteś naprawdę w tym dobra, dlatego postanowiłem wysłać cię do szkoły muzycznej. Twoje udzielanie się na lekcjach świadczy, że dobrze się uczysz i nauczyciele cię chwalą, dlatego nie wyślę cię do szkoły uzupełniającej, a do szkoły muzycznej. Będziesz brała lekcje śpiewu trzy razy w tygodniu po zakończeniu lekcji w Yesul, zrozumiano?
Zamrugałam zaskoczona i odłożyłam łyżkę do miski.
– Śpiew to zabawa, a nie nauka – burknęłam. – Zabrałeś mi telefon, a teraz jeszcze rozrywkę?
– Jak myślisz, dlaczego wysłałem się do Yesul?
– He?
Kolejne z tutejszych wyrażeń. Niech się staruszek cieszy, że już do tego przywykłam i nie mówię po angielsku.
– Voice Tournament – powiedział.
– Te turnieje na przerwie na lunch? – zgadłam. – To gdzie śpiewają pierwszaki?
– Po czasie dowiedziałem się, że drugoklasiści nie mogą w nich uczestniczyć, więc postanowiłem cię wysłać do szkoły muzycznej. Kilkoro nauczycieli jest… – odchrząknął. – Jak ty i twój ojciec. Powiedziałem im o tobie i zapewniam, że będziesz się tam dobrze czuła, ponieważ tacy uczniowie też tam są.
Pierwszy raz odkąd przyjechałam… Pierwszy raz odkąd się urodziłam, dziadek mówił o mojej magicznej naturze, w dość dziwny sposób co prawda, ale jednak.
– Nie mów mi, że chcesz ze mnie zrobić piosenkarkę – burknęłam i napchałam jedzenia do buzi.
– Dobrze wiesz po co cię tu sprowadziłem, ponieważ twoja ciotka się na to nie zdecydowała, to ty musisz zająć moje miejsce w firmie. Jesteś jednak wciąż za młoda, a przede mną jeszcze lata zanim umrę, więc musisz coś robić za ten czas.
– A mówiła, że będę potrzebować pracy, żeby z nim mieszkać, no mówiła no – burknęłam z pełną buzią, sama ledwie rozumiejąc swoje słowa.
– Zachowuj się, ludzie się na ciebie patrzą – szepnął dziadek i podał mi serwetkę.
– Siedzimy w boksie prawie całkiem zakrytym wysokimi ścianami, na dodatek na podłodze, a ludzie są zajęci sobą, nikt na mnie nie patrzy, dziadku.
Podobało mi się tu, ponieważ stoły były niskie, ale nie musieliśmy siedzieć na kolanach, bo pod stołem w podłodze była dziura, w której zwyczajnie trzymało się nogi.
– Nie zmienia to faktu, że możesz się lepiej zachowywać. Mam kazać Bae Le Na, żeby uczyła cię manier?
Parsknęłam śmiechem.
– Ona? Wybacz dziadku, ale Bae Le Na jest normalna, a gdyby miała mnie uczyć manier to byłaby już robotem z kijem w tyłku, słuchającym tylko twoich zachcianek. Jest jeszcze młoda, daj jej żyć!
– Zjadłaś już? – zapytał zmieniając temat. – Muszę cię odwieść do szkoły.
– O ile wiem, to nie wyraziłam na to zgody.
– O ile wiem, to mało mnie to obchodzi.
Fajnie, zaczął grać tak jak ja.
Przewróciłam oczami.
– Nigdzie nie idę.
– Hmm, poszłaś do Yesul, żebym oddał ci telefon, a teraz pójdziesz do szkoły artystycznej, żebym oddał ci pokój.
– Przecież ja nie mam pokoju.
– Masz, ale jeszcze go nie widziałaś, z powodu twojego zachowania w pierwszy dzień po przyjeździe. Jeśli pójdziesz do szkoły artystycznej, dostaniesz ten pokój, który czeka na ciebie już dwa tygodnie.
– Jaki przebiegły się zrobił…
– Gdyby taki nie był, nie osiągnąłbym tego co teraz mam.
– Dobrze, pójdę. Ale najpierw chcę zobaczyć pokój.
Dziadek poszperał w marynarce, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni telefon, a po chwili mi go podał. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie ogromnego i pięknego pokoju z garderobą i osobną łazienką. Przesunęłam palcem po ekranie, żeby zobaczyć więcej zdjęć. Był tam między innymi widok z okna, żeby udowodnić, że ten pokój jest w domu i nawet zdjęcie dziadka w nim… Selfie dziadka w tym pokoju.
– Już zjadłam! – powiedziałam z uśmiechem, oddając staruszkowi jego telefon. – Możemy iść.