Mam najgorsze wakacje ever, więc się nie rozpisuję...
Enjoy ;)
Następnego dnia, tak jak
uzgodniłem z Raven, pokazała się w Pośredniej Kwaterze pod wytwórnią równo o
godzinie piętnastej. Była ubrana zwyczajnie, ale ze sobą miała ogromną torbę i
kuferek na kosmetyki trzymane przez jej czarnowłosego wysokiego towarzysza.
– Raven, Dante, miło was widzieć –
powiedziałem gdy tylko zeszli z podestu portalu.
– Witam – powiedziała Raven,
skłaniając lekko głowę.
Widać, że nauczyła się naszego
języka, a również manier.
Wydaje mi się to dziwne, ale
podobno, kiedy jeszcze była człowiekiem nie brakowało jej gracji i ogromnego
talentu do… wszystkiego.
– Mam nadzieję, że masz plan na
wieczór?
– Oczywiście, że mam – powiedziała
z dumą Kasztanowowłosa, kiedy szliśmy korytarzami kwatery. – Zostawiłeś mnie z
tym samą, ale poradziłam sobie i nagadam im tam w telewizji, bo nikt nie będzie
mojego Fallen Angels tak…
– Wow, uspokój się – powiedziałam
cicho prychając. – Dzięki za pomoc i w ogóle…
– Dobrze wiesz co chcę w zamian –
powiedziała słodko. – I ma to się odbyć zanim pojedziecie do Japonii.
– Ty naprawdę jesteś dziwna –
mruknąłem.
– Dante, on mnie obraża! –
zawołała.
– Nie obraża – powiedział chłopak…
wygląda na dziewiętnaście, nie ważne ile ma w rzeczywistości. – Powiedział
prawdę.
Wybuchnąłem śmiechem, kiedy Raven
zaczęła uderzać swojego chłopaka pięściami w ramię. Ja już bym leżał połamany w
szpitalu od tych ciosów.
Przed wytwórnią jak zawsze było
wiele fanek… Kiedy tam przyjechałem to ich nie było, ale zajęcia w szkołach już
się skończyły i te dziewczyny, które swoje szkoły miały blisko wytwórni już tam
siedziały.
– Nie pomyślałem, że mogą tak
szybko przyjść – mruknąłem. – To są demony, nie nastolatki.
Westchnąłem, bo wiedziałem co się
zaraz stanie.
Gdy tylko zostałem zauważony
rozległ się pisk, a ochrona zaczęła działać zatrzymałem się i zaczekałem, aż
tamta dwójka się pojawi. Wtedy wszyscy umilkli i zamarli, a ja zwyczajnie
zacząłem iść przez tłum.
– Dlaczego one tak milczą? –
zapytała Raven w miejscowym języku.
No i wtedy rozległ się pisk,
powtarzanie jaka to Raven jest piękna, Dante przystojny, a o mnie ani słowa,
choćby najmniejszego.
– Jesteś tą modelką z USA? –
zapytała któraś z dziewczyn, a ja się obejrzałem zaskoczony. – Tą modelką,
tancerką i śpiewaczką operową? Najmłodszą z dziesiątki najbogatszych ludzi
świata?
– Skąd one to… – zacząłem.
Raven zaśmiała się.
– Miło mi was widzieć, nazywam się
Raven Meredith – powiedziała słodko i lekko skłoniła głowę. – Nie mylicie się.
– Mogę prosić o autograf? –
zapytała jakaś, a reszta jej zawtórowała.
Ja postanowiłem po prostu pójść do
busa, który stał na podjeździe przez wytwórnią, bo i tak nikt na mnie uwagi nie
zwracał.
– Przykro mi, ale nie rozdaję
autografów, nie jestem sławna – powiedziała zakłopotana.
Żarty sobie kobieto robisz? W
Korei się rozpoznali, aż na drugim końcu świata, a ty mówisz, że nie jesteś
sławna? I to prawda, że jesteś w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi
świata? Na którym miejscu? I jak wielki jest ten majątek…?
– Tak ślicznie mówisz po
koreańsku, długo się go uczyłaś?
Kolejne pytanie doprowadzały nie
do szału.
– Nie długo, może kilka tygodni?
To naprawdę nie długo…
– Daebak, to szybko.
– Raven, pośpieszmy się –
powiedział Dante.
– Wybaczcie mi, kochane, ale już
muszę iść, mój przyjaciel na mnie czeka – powiedziała i wskazała na mnie tyłem
idącego smętnie do busa, żeby móc ich obserwować.
Kiedy fanki zdały sobie sprawę z
tego, że tam stoję chciały za mną pobiec, ale silna aura doskonałości i piękna
bijąca od dwuch wampirów im na to nie pozwoliła.
Gdy już wsiadłem do busa przeżyłem
bliskie spotkanie z podłogą, bo w środku – prędzej był tu tylko kierowca –
siedzieli Akai, Yun i siostra.
– Co wy to robicie?! – wrzasnąłem.
– Stwierdziliśmy, że to co tu
zobaczymy może być ciekawe, zwłaszcza o tej godzinie, więc nie mogliśmy tego przegapić – powiedziała Mi
Ko. – Nie myliliśmy się!
Prychnąłem.
Wtedy reszta weszła do busa i
odjechaliśmy do domu.
*
Bus z całą ferajną podjechał pod
dom chłopaków i wszyscy z wyjątkiem mnie ruszyli biegiem do środka, żeby
spakować wszystko do telewizji, gdzie mięli nagrywać odcinek do jakiegoś
programu muzycznego.
Prezes chciał, żebym pojechała z
nimi, ale stwierdziłam, że wrócę do Merguerde i opowiem jej co się ostatnio działo
i że nie wiem, kiedy Shin wróci do szkoły, żeby mogła sobie z nią porozmawiać.
Po niecałej godzinie wszyscy się
zebrali i pojechali do telewizji, zabierając ze sobą też Jeremyego – chodź jego
debiut w zespole się jeszcze nie odbył – po to, aby obserwować jak to wszystko
wygląda.
Kiedy chciałam wyjść z domu,
zostałam mile przez kogoś zaskoczona. Moje oczy zostały nakryte dłońmi.
– Zgadnij kto – powiedział zbyt
dobrze znany mi głos.
– Nataniel, co ty tu robisz? –
zdziwiłam się, a on zabrał swoje dłonie. – Myślałam, że już nie będziesz
prowadził tej misji o której się dowiedziałam od Yuna, prawdę mówiąc.
– Przepraszam… Nie będę się już
nią zajmował od tej chwili… Muszę ci tylko coś powiedzieć i będę zwolniony z
działania, chodź to co teraz zrobię jest sprzeczne z wytycznymi misji.
Zmarszczyłam brwi, ale się nie
odezwałam.
Nat wskazał kanapę, żebyśmy
usiedli.
– Moją misją było dowiedzenie się
czy wilk biegający po Seulu to istota magiczna i czy jest to Chowaniec. Okazało
się, że tak, więc dalej miałem pracować na tym, czyim Chowańcem jest on jest.
Zamrugałam zaskoczona. Nie
pomyślałam, że to może być taka misja.
– Wiem, że ty nim jestem Mi Ko.
Przełknęłam ślinę i chciałam
wstać, ale blondyn złapał mnie za rękę.
– Nie odchodź – poprosił.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i
wstałam z kanapy, ale Nataniel złapał mnie i powalił na kanapę, siadając na
mnie, żeby nie uciekła.
– Powiedziałem, że misja się
zakończy, kiedy ci to powiem… – zaczął. – Bo nie chcę już wiedzieć nic więcej.
Boję się, że ona coś ci zrobi, że skrzywdzi cię, jeśli ktoś się dowie o tym kim
naprawdę jesteś i o niej przy okazji. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo i mnie to
wtedy boli.
– Nat… – zaczęłam.
– Nic nie mów – szepnął i położył
się na mnie kładąc głowę na moim ramieniu. – Zostań.
Zaskoczona całym tym zamieszaniem
nie zrobiłam nic pochopnie, tylko przytuliłam głowę blondyna zamykając oczy i
gładząc go po długich włosach.
– Nie odejdę, a ona się nie dowie,
że o nas wiesz…
– Chcesz ją pokonać? – zapytał. –
Znasz ją od kołyski prawda.
– Nie ważne, że ją tak długo znam.
Od lat myślę jak odzyskać moją duszę, ale wszystko idzie na nic. Nawet Jeremy…
– Wiem, że on wie.
Westchnęłam.
– O też nic nie potraf na to
poradzić.
– Obiecuję, że ją odzyskam –
powiedział unoszą głowę i spoglądając mi w oczy. – Razem ją odzyskamy, dobrze?
Skinęłam głową z uśmiechem.
Kiedy położył głowę – tym razem
niżej niż ramię – zaśmiał się.
– Co?
– Twoje serce przyspieszyło –
mruknął.
Poczułam, że robi mi się gorąco,
więc chciałam odepchnąć przyjaciela, ale mi na to nie pozwolił.
– Podoba mi się to – powiedział,
nie odpychaj mnie.
Przytuliłam go mocniej i
pozwoliłam nam tak razem trwać.
– Głupek – mruknęłam.
– Wiem.
W czasie nagrywania programu Raven
nieźle nakłamała na temat zdjęć udowadniających mój rzekomy romans z Kim Kang
Kyunem, ale mówiła to tak wprawnie i pięknie, że nikt by nie uwierzył, gdybym
powiedziała tam, że to wszystko bujda.
Wymyśliła bajeczkę o tym, że pisze
opowiadanie internetowe, w którym występuje para męsko męska i potrzebowała
odwzorowania pewnej sytuacji, żeby dobrze ją opisać. Pokazała nawet
sfabrykowane zdjęcia z tego dnia, którego niby wszyscy byliśmy w parku przy
tamtym stawie, na których ja i Kang leżymy tam w trawie, a inni się z nas
śmieją.
Gdy zostaliśmy zapytani dlaczego
zgodziliśmy się na pocałunek i to w miejscu publicznym, tylko dla zachcianki
koleżanki, Kang powiedział:
– To był zwyczajny zakład, który
oboje z Akai przegraliśmy, dlatego musieliśmy to zrobić. Powiem jeszcze, że
Raven ma niezwykły dar przekonywania i chcąc nie chcąc zrobiliśmy to.
– Nie przeszkadzało wam to, że
oboje jesteście mężczyznami? – zapytał jeden z prowadzących.
– Owszem – przyznał Kang. – Z
początku tak, ale…
– Tamtego dnia powiedział, że
wszystkiego trzeba spróbować – przerwałam.
Wszyscy graliśmy według
scenariusza, który napisała nam Raven.
Każdy się wtedy roześmiał, a
później rozmawialiśmy już tylko o zbliżającym się koncercie wspólnym w Japonii
i plotkach o kolejnym członku zespołu, które nie wiadomo jak wydostały się do
mediów.
Kiedy nagrywanie się skończyło,
Prezes patrzył na nas zaniepokojony.
– Co się stało Prezesie? –
zapytałam, ponieważ inni rozmawiali o właśnie nagranym odcinku z prowadzącymi i
innymi zebranymi.
– Wasz indywidualny koncert we
wrześniu w Hongkongu został właśnie odwołany z powodu tego skandalu, o którym
teraz rozmawialiście – wytłumaczył.
– Jak to odwołany, Prezesie? –
zdziwił się Yun słysząc to.
Wszyscy zebraliśmy się wokół
Prezesa, ale on nic nie odpowiedział i poszedł do wyjścia z budynku. Dopiero,
kiedy zjechaliśmy windą do podziemia i wsiedliśmy do busa powiedział nam
więcej.
– Koncert w Hongkongu został
odwołany z powodu waszego cholernego skandalu. Powiedzieli, że nie chcą kogoś
takiego w swoim kraju. Ten w Japonii, wspólny… z niego też chcieli was
wyrzucić, ale udało mi się ich przekonać, że dziś został nagrany prawdziwy
powód dlaczego te zdjęcia w ogóle istniały. Macie szczęście, bo wasze całe
poparcie i sława zbyt szybko zbliża się ku końcowi.
Przełknęłam ślinę.
Moja prawdziwa kariera się jeszcze
nie zaczęła, bo nadal jest mój sekret, a ma się już zakończyć? To nie w
porządku, zbyt szybko.
– Ja znikam – powiedziałam,
jeszcze zanim wyjechaliśmy z parkingu. – Muszę coś zrobić.
Złapałam za kryształ i
teleportowałam się do domu. Pojawiłam się na środku salonu, a to co zobaczyłam
na kanapie wywołało u mnie rumieńce.
– Kimiko! – zawołałam zaskoczona.
Ta przytulająca się dwójka, Kimiko
i Natniel, smacznie śpiąca razem na kanapie zerwała się nagle do siadu.
– Co jest?!
– Macie szczęście, że się prędzej
teleportowałam do domu niż pozostali, bo gdyby Kang was zobaczył to by was
zabił.
– Ale to nie jest tak jak myślisz
– powiedzieli jednocześnie.
Zaśmiałam się.
– Nie ważne, to nie moja sprawa.
Ja już pójdę.
Wspięłam się po schodach na drugie
piętro, do swojego pokoju, żeby tam pobyć samej i przemyśleć to co się do tej
pory działo.
*
– Gdzie mnie wysyłasz? – zdziwiłam
się, kiedy dziadek pokazałam mi plik kartek.
– Na przesłuchanie.
– Jakie znowu przesłuchanie? –
zapytałam po raz kolejny tego dnia.
Było późne południe, a ja wciąż w
mundurku, siedziałam w drogiej restauracji z dziadkiem i jadłam obiad, bo sobie
zażyczył dziś zjeść obiad z wnuczką, stary pryk. Prezesik centrum handlowego i
właściciel się znalazł. Też mi coś. Chaebol od siedmiu boleści.
Fajnie, mieszkam tu niecałe dwa
tygodnie, a już używam typowych tutejszych określeń.
– Przesłuchanie do szkoły
muzycznej.
– Szkoły muzycznej? O czym ty…
– Słyszałem twój śpiew. Jesteś
naprawdę w tym dobra, dlatego postanowiłem wysłać cię do szkoły muzycznej.
Twoje udzielanie się na lekcjach świadczy, że dobrze się uczysz i nauczyciele
cię chwalą, dlatego nie wyślę cię do szkoły uzupełniającej, a do szkoły
muzycznej. Będziesz brała lekcje śpiewu trzy razy w tygodniu po zakończeniu
lekcji w Yesul, zrozumiano?
Zamrugałam zaskoczona i odłożyłam
łyżkę do miski.
– Śpiew to zabawa, a nie nauka –
burknęłam. – Zabrałeś mi telefon, a teraz jeszcze rozrywkę?
– Jak myślisz, dlaczego wysłałem
się do Yesul?
– He?
Kolejne z tutejszych wyrażeń.
Niech się staruszek cieszy, że już do tego przywykłam i nie mówię po angielsku.
– Voice Tournament – powiedział.
– Te turnieje na przerwie na
lunch? – zgadłam. – To gdzie śpiewają pierwszaki?
– Po czasie dowiedziałem się, że
drugoklasiści nie mogą w nich uczestniczyć, więc postanowiłem cię wysłać do
szkoły muzycznej. Kilkoro nauczycieli jest… – odchrząknął. – Jak ty i twój
ojciec. Powiedziałem im o tobie i zapewniam, że będziesz się tam dobrze czuła,
ponieważ tacy uczniowie też tam są.
Pierwszy raz odkąd przyjechałam…
Pierwszy raz odkąd się urodziłam, dziadek mówił o mojej magicznej naturze, w
dość dziwny sposób co prawda, ale jednak.
– Nie mów mi, że chcesz ze mnie
zrobić piosenkarkę – burknęłam i napchałam jedzenia do buzi.
– Dobrze wiesz po co cię tu
sprowadziłem, ponieważ twoja ciotka się na to nie zdecydowała, to ty musisz
zająć moje miejsce w firmie. Jesteś jednak wciąż za młoda, a przede mną jeszcze
lata zanim umrę, więc musisz coś robić za ten czas.
– A mówiła, że będę potrzebować
pracy, żeby z nim mieszkać, no mówiła no – burknęłam z pełną buzią, sama ledwie
rozumiejąc swoje słowa.
– Zachowuj się, ludzie się na
ciebie patrzą – szepnął dziadek i podał mi serwetkę.
– Siedzimy w boksie prawie całkiem
zakrytym wysokimi ścianami, na dodatek na podłodze, a ludzie są zajęci sobą,
nikt na mnie nie patrzy, dziadku.
Podobało mi się tu, ponieważ stoły
były niskie, ale nie musieliśmy siedzieć na kolanach, bo pod stołem w podłodze
była dziura, w której zwyczajnie trzymało się nogi.
– Nie zmienia to faktu, że możesz
się lepiej zachowywać. Mam kazać Bae Le Na, żeby uczyła cię manier?
Parsknęłam śmiechem.
– Ona? Wybacz dziadku, ale Bae Le
Na jest normalna, a gdyby miała mnie uczyć manier to byłaby już robotem z kijem
w tyłku, słuchającym tylko twoich zachcianek. Jest jeszcze młoda, daj jej żyć!
– Zjadłaś już? – zapytał
zmieniając temat. – Muszę cię odwieść do szkoły.
– O ile wiem, to nie wyraziłam na
to zgody.
– O ile wiem, to mało mnie to
obchodzi.
Fajnie, zaczął grać tak jak ja.
Przewróciłam oczami.
– Nigdzie nie idę.
– Hmm, poszłaś do Yesul, żebym
oddał ci telefon, a teraz pójdziesz do szkoły artystycznej, żebym oddał ci
pokój.
– Przecież ja nie mam pokoju.
– Masz, ale jeszcze go nie
widziałaś, z powodu twojego zachowania w pierwszy dzień po przyjeździe. Jeśli
pójdziesz do szkoły artystycznej, dostaniesz ten pokój, który czeka na ciebie
już dwa tygodnie.
– Jaki przebiegły się zrobił…
– Gdyby taki nie był, nie
osiągnąłbym tego co teraz mam.
– Dobrze, pójdę. Ale najpierw chcę
zobaczyć pokój.
Dziadek poszperał w marynarce,
wyciągnął z wewnętrznej kieszeni telefon, a po chwili mi go podał. Na ekranie
wyświetlało się zdjęcie ogromnego i pięknego pokoju z garderobą i osobną
łazienką. Przesunęłam palcem po ekranie, żeby zobaczyć więcej zdjęć. Był tam
między innymi widok z okna, żeby udowodnić, że ten pokój jest w domu i nawet
zdjęcie dziadka w nim… Selfie dziadka w tym pokoju.
– Już zjadłam! – powiedziałam z
uśmiechem, oddając staruszkowi jego telefon. – Możemy iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz