piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 56.



Mam najgorsze wakacje ever, więc się nie rozpisuję...
Enjoy ;)

Następnego dnia, tak jak uzgodniłem z Raven, pokazała się w Pośredniej Kwaterze pod wytwórnią równo o godzinie piętnastej. Była ubrana zwyczajnie, ale ze sobą miała ogromną torbę i kuferek na kosmetyki trzymane przez jej czarnowłosego wysokiego towarzysza.
– Raven, Dante, miło was widzieć – powiedziałem gdy tylko zeszli z podestu portalu.
– Witam – powiedziała Raven, skłaniając lekko głowę.
Widać, że nauczyła się naszego języka, a również manier.
Wydaje mi się to dziwne, ale podobno, kiedy jeszcze była człowiekiem nie brakowało jej gracji i ogromnego talentu do… wszystkiego.
– Mam nadzieję, że masz plan na wieczór?
– Oczywiście, że mam – powiedziała z dumą Kasztanowowłosa, kiedy szliśmy korytarzami kwatery. – Zostawiłeś mnie z tym samą, ale poradziłam sobie i nagadam im tam w telewizji, bo nikt nie będzie mojego Fallen Angels tak…
– Wow, uspokój się – powiedziałam cicho prychając. – Dzięki za pomoc i w ogóle…
– Dobrze wiesz co chcę w zamian – powiedziała słodko. – I ma to się odbyć zanim pojedziecie do Japonii.
– Ty naprawdę jesteś dziwna – mruknąłem.
– Dante, on mnie obraża! – zawołała.
– Nie obraża – powiedział chłopak… wygląda na dziewiętnaście, nie ważne ile ma w rzeczywistości. – Powiedział prawdę.
Wybuchnąłem śmiechem, kiedy Raven zaczęła uderzać swojego chłopaka pięściami w ramię. Ja już bym leżał połamany w szpitalu od tych ciosów.
Przed wytwórnią jak zawsze było wiele fanek… Kiedy tam przyjechałem to ich nie było, ale zajęcia w szkołach już się skończyły i te dziewczyny, które swoje szkoły miały blisko wytwórni już tam siedziały.
– Nie pomyślałem, że mogą tak szybko przyjść – mruknąłem. – To są demony, nie nastolatki.
Westchnąłem, bo wiedziałem co się zaraz stanie.
Gdy tylko zostałem zauważony rozległ się pisk, a ochrona zaczęła działać zatrzymałem się i zaczekałem, aż tamta dwójka się pojawi. Wtedy wszyscy umilkli i zamarli, a ja zwyczajnie zacząłem iść przez tłum.
– Dlaczego one tak milczą? – zapytała Raven w miejscowym języku.
No i wtedy rozległ się pisk, powtarzanie jaka to Raven jest piękna, Dante przystojny, a o mnie ani słowa, choćby najmniejszego.
– Jesteś tą modelką z USA? – zapytała któraś z dziewczyn, a ja się obejrzałem zaskoczony. – Tą modelką, tancerką i śpiewaczką operową? Najmłodszą z dziesiątki najbogatszych ludzi świata?
– Skąd one to… – zacząłem.
Raven zaśmiała się.
– Miło mi was widzieć, nazywam się Raven Meredith – powiedziała słodko i lekko skłoniła głowę. – Nie mylicie się.
– Mogę prosić o autograf? – zapytała jakaś, a reszta jej zawtórowała.
Ja postanowiłem po prostu pójść do busa, który stał na podjeździe przez wytwórnią, bo i tak nikt na mnie uwagi nie zwracał.
– Przykro mi, ale nie rozdaję autografów, nie jestem sławna – powiedziała zakłopotana.
Żarty sobie kobieto robisz? W Korei się rozpoznali, aż na drugim końcu świata, a ty mówisz, że nie jesteś sławna? I to prawda, że jesteś w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi świata? Na którym miejscu? I jak wielki jest ten majątek…?
– Tak ślicznie mówisz po koreańsku, długo się go uczyłaś?
Kolejne pytanie doprowadzały nie do szału.
– Nie długo, może kilka tygodni?
To naprawdę nie długo…
– Daebak, to szybko.
– Raven, pośpieszmy się – powiedział Dante.
– Wybaczcie mi, kochane, ale już muszę iść, mój przyjaciel na mnie czeka – powiedziała i wskazała na mnie tyłem idącego smętnie do busa, żeby móc ich obserwować.
Kiedy fanki zdały sobie sprawę z tego, że tam stoję chciały za mną pobiec, ale silna aura doskonałości i piękna bijąca od dwuch wampirów im na to nie pozwoliła.
Gdy już wsiadłem do busa przeżyłem bliskie spotkanie z podłogą, bo w środku – prędzej był tu tylko kierowca – siedzieli Akai, Yun i siostra.
– Co wy to robicie?! – wrzasnąłem.
– Stwierdziliśmy, że to co tu zobaczymy może być ciekawe, zwłaszcza o tej godzinie, więc  nie mogliśmy tego przegapić – powiedziała Mi Ko. – Nie myliliśmy się!
Prychnąłem.
Wtedy reszta weszła do busa i odjechaliśmy do domu.

*

Bus z całą ferajną podjechał pod dom chłopaków i wszyscy z wyjątkiem mnie ruszyli biegiem do środka, żeby spakować wszystko do telewizji, gdzie mięli nagrywać odcinek do jakiegoś programu muzycznego.
Prezes chciał, żebym pojechała z nimi, ale stwierdziłam, że wrócę do Merguerde i opowiem jej co się ostatnio działo i że nie wiem, kiedy Shin wróci do szkoły, żeby mogła sobie z nią porozmawiać.
Po niecałej godzinie wszyscy się zebrali i pojechali do telewizji, zabierając ze sobą też Jeremyego – chodź jego debiut w zespole się jeszcze nie odbył – po to, aby obserwować jak to wszystko wygląda.
Kiedy chciałam wyjść z domu, zostałam mile przez kogoś zaskoczona. Moje oczy zostały nakryte dłońmi.
– Zgadnij kto – powiedział zbyt dobrze znany mi głos.
– Nataniel, co ty tu robisz? – zdziwiłam się, a on zabrał swoje dłonie. – Myślałam, że już nie będziesz prowadził tej misji o której się dowiedziałam od Yuna, prawdę mówiąc.
– Przepraszam… Nie będę się już nią zajmował od tej chwili… Muszę ci tylko coś powiedzieć i będę zwolniony z działania, chodź to co teraz zrobię jest sprzeczne z wytycznymi misji.
Zmarszczyłam brwi, ale się nie odezwałam.
Nat wskazał kanapę, żebyśmy usiedli.
– Moją misją było dowiedzenie się czy wilk biegający po Seulu to istota magiczna i czy jest to Chowaniec. Okazało się, że tak, więc dalej miałem pracować na tym, czyim Chowańcem jest on jest.
Zamrugałam zaskoczona. Nie pomyślałam, że to może być taka misja.
– Wiem, że ty nim jestem Mi Ko.
Przełknęłam ślinę i chciałam wstać, ale blondyn złapał mnie za rękę.
– Nie odchodź – poprosił.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i wstałam z kanapy, ale Nataniel złapał mnie i powalił na kanapę, siadając na mnie, żeby nie uciekła.
– Powiedziałem, że misja się zakończy, kiedy ci to powiem… – zaczął. – Bo nie chcę już wiedzieć nic więcej. Boję się, że ona coś ci zrobi, że skrzywdzi cię, jeśli ktoś się dowie o tym kim naprawdę jesteś i o niej przy okazji. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo i mnie to wtedy boli.
– Nat… – zaczęłam.
– Nic nie mów – szepnął i położył się na mnie kładąc głowę na moim ramieniu. – Zostań.
Zaskoczona całym tym zamieszaniem nie zrobiłam nic pochopnie, tylko przytuliłam głowę blondyna zamykając oczy i gładząc go po długich włosach.
– Nie odejdę, a ona się nie dowie, że o nas wiesz…
– Chcesz ją pokonać? – zapytał. – Znasz ją od kołyski prawda.
– Nie ważne, że ją tak długo znam. Od lat myślę jak odzyskać moją duszę, ale wszystko idzie na nic. Nawet Jeremy…
– Wiem, że on wie.
Westchnęłam.
– O też nic nie potraf na to poradzić.
– Obiecuję, że ją odzyskam – powiedział unoszą głowę i spoglądając mi w oczy. – Razem ją odzyskamy, dobrze?
Skinęłam głową z uśmiechem.
Kiedy położył głowę – tym razem niżej niż ramię – zaśmiał się.
– Co?
– Twoje serce przyspieszyło – mruknął.
Poczułam, że robi mi się gorąco, więc chciałam odepchnąć przyjaciela, ale mi na to nie pozwolił.
– Podoba mi się to – powiedział, nie odpychaj mnie.
Przytuliłam go mocniej i pozwoliłam nam tak razem trwać.
– Głupek – mruknęłam.
– Wiem.

W czasie nagrywania programu Raven nieźle nakłamała na temat zdjęć udowadniających mój rzekomy romans z Kim Kang Kyunem, ale mówiła to tak wprawnie i pięknie, że nikt by nie uwierzył, gdybym powiedziała tam, że to wszystko bujda.
Wymyśliła bajeczkę o tym, że pisze opowiadanie internetowe, w którym występuje para męsko męska i potrzebowała odwzorowania pewnej sytuacji, żeby dobrze ją opisać. Pokazała nawet sfabrykowane zdjęcia z tego dnia, którego niby wszyscy byliśmy w parku przy tamtym stawie, na których ja i Kang leżymy tam w trawie, a inni się z nas śmieją.
Gdy zostaliśmy zapytani dlaczego zgodziliśmy się na pocałunek i to w miejscu publicznym, tylko dla zachcianki koleżanki, Kang powiedział:
– To był zwyczajny zakład, który oboje z Akai przegraliśmy, dlatego musieliśmy to zrobić. Powiem jeszcze, że Raven ma niezwykły dar przekonywania i chcąc nie chcąc zrobiliśmy to.
– Nie przeszkadzało wam to, że oboje jesteście mężczyznami? – zapytał jeden z prowadzących.
– Owszem – przyznał Kang. – Z początku tak, ale…
– Tamtego dnia powiedział, że wszystkiego trzeba spróbować – przerwałam.
Wszyscy graliśmy według scenariusza, który napisała nam Raven.
Każdy się wtedy roześmiał, a później rozmawialiśmy już tylko o zbliżającym się koncercie wspólnym w Japonii i plotkach o kolejnym członku zespołu, które nie wiadomo jak wydostały się do mediów.
Kiedy nagrywanie się skończyło, Prezes patrzył na nas zaniepokojony.
– Co się stało Prezesie? – zapytałam, ponieważ inni rozmawiali o właśnie nagranym odcinku z prowadzącymi i innymi zebranymi.
– Wasz indywidualny koncert we wrześniu w Hongkongu został właśnie odwołany z powodu tego skandalu, o którym teraz rozmawialiście – wytłumaczył.
– Jak to odwołany, Prezesie? – zdziwił się Yun słysząc to.
Wszyscy zebraliśmy się wokół Prezesa, ale on nic nie odpowiedział i poszedł do wyjścia z budynku. Dopiero, kiedy zjechaliśmy windą do podziemia i wsiedliśmy do busa powiedział nam więcej.
– Koncert w Hongkongu został odwołany z powodu waszego cholernego skandalu. Powiedzieli, że nie chcą kogoś takiego w swoim kraju. Ten w Japonii, wspólny… z niego też chcieli was wyrzucić, ale udało mi się ich przekonać, że dziś został nagrany prawdziwy powód dlaczego te zdjęcia w ogóle istniały. Macie szczęście, bo wasze całe poparcie i sława zbyt szybko zbliża się ku końcowi.
Przełknęłam ślinę.
Moja prawdziwa kariera się jeszcze nie zaczęła, bo nadal jest mój sekret, a ma się już zakończyć? To nie w porządku, zbyt szybko.
– Ja znikam – powiedziałam, jeszcze zanim wyjechaliśmy z parkingu. – Muszę coś zrobić.
Złapałam za kryształ i teleportowałam się do domu. Pojawiłam się na środku salonu, a to co zobaczyłam na kanapie wywołało u mnie rumieńce.
– Kimiko! – zawołałam zaskoczona.
Ta przytulająca się dwójka, Kimiko i Natniel, smacznie śpiąca razem na kanapie zerwała się nagle do siadu.
– Co jest?!
– Macie szczęście, że się prędzej teleportowałam do domu niż pozostali, bo gdyby Kang was zobaczył to by was zabił.
– Ale to nie jest tak jak myślisz – powiedzieli jednocześnie.
Zaśmiałam się.
– Nie ważne, to nie moja sprawa. Ja już pójdę.
Wspięłam się po schodach na drugie piętro, do swojego pokoju, żeby tam pobyć samej i przemyśleć to co się do tej pory działo.

*

– Gdzie mnie wysyłasz? – zdziwiłam się, kiedy dziadek pokazałam mi plik kartek.
– Na przesłuchanie.
– Jakie znowu przesłuchanie? – zapytałam po raz kolejny tego dnia.
Było późne południe, a ja wciąż w mundurku, siedziałam w drogiej restauracji z dziadkiem i jadłam obiad, bo sobie zażyczył dziś zjeść obiad z wnuczką, stary pryk. Prezesik centrum handlowego i właściciel się znalazł. Też mi coś. Chaebol od siedmiu boleści.
Fajnie, mieszkam tu niecałe dwa tygodnie, a już używam typowych tutejszych określeń.
– Przesłuchanie do szkoły muzycznej.
– Szkoły muzycznej? O czym ty…
– Słyszałem twój śpiew. Jesteś naprawdę w tym dobra, dlatego postanowiłem wysłać cię do szkoły muzycznej. Twoje udzielanie się na lekcjach świadczy, że dobrze się uczysz i nauczyciele cię chwalą, dlatego nie wyślę cię do szkoły uzupełniającej, a do szkoły muzycznej. Będziesz brała lekcje śpiewu trzy razy w tygodniu po zakończeniu lekcji w Yesul, zrozumiano?
Zamrugałam zaskoczona i odłożyłam łyżkę do miski.
– Śpiew to zabawa, a nie nauka – burknęłam. – Zabrałeś mi telefon, a teraz jeszcze rozrywkę?
– Jak myślisz, dlaczego wysłałem się do Yesul?
– He?
Kolejne z tutejszych wyrażeń. Niech się staruszek cieszy, że już do tego przywykłam i nie mówię po angielsku.
– Voice Tournament – powiedział.
– Te turnieje na przerwie na lunch? – zgadłam. – To gdzie śpiewają pierwszaki?
– Po czasie dowiedziałem się, że drugoklasiści nie mogą w nich uczestniczyć, więc postanowiłem cię wysłać do szkoły muzycznej. Kilkoro nauczycieli jest… – odchrząknął. – Jak ty i twój ojciec. Powiedziałem im o tobie i zapewniam, że będziesz się tam dobrze czuła, ponieważ tacy uczniowie też tam są.
Pierwszy raz odkąd przyjechałam… Pierwszy raz odkąd się urodziłam, dziadek mówił o mojej magicznej naturze, w dość dziwny sposób co prawda, ale jednak.
– Nie mów mi, że chcesz ze mnie zrobić piosenkarkę – burknęłam i napchałam jedzenia do buzi.
– Dobrze wiesz po co cię tu sprowadziłem, ponieważ twoja ciotka się na to nie zdecydowała, to ty musisz zająć moje miejsce w firmie. Jesteś jednak wciąż za młoda, a przede mną jeszcze lata zanim umrę, więc musisz coś robić za ten czas.
– A mówiła, że będę potrzebować pracy, żeby z nim mieszkać, no mówiła no – burknęłam z pełną buzią, sama ledwie rozumiejąc swoje słowa.
– Zachowuj się, ludzie się na ciebie patrzą – szepnął dziadek i podał mi serwetkę.
– Siedzimy w boksie prawie całkiem zakrytym wysokimi ścianami, na dodatek na podłodze, a ludzie są zajęci sobą, nikt na mnie nie patrzy, dziadku.
Podobało mi się tu, ponieważ stoły były niskie, ale nie musieliśmy siedzieć na kolanach, bo pod stołem w podłodze była dziura, w której zwyczajnie trzymało się nogi.
– Nie zmienia to faktu, że możesz się lepiej zachowywać. Mam kazać Bae Le Na, żeby uczyła cię manier?
Parsknęłam śmiechem.
– Ona? Wybacz dziadku, ale Bae Le Na jest normalna, a gdyby miała mnie uczyć manier to byłaby już robotem z kijem w tyłku, słuchającym tylko twoich zachcianek. Jest jeszcze młoda, daj jej żyć!
– Zjadłaś już? – zapytał zmieniając temat. – Muszę cię odwieść do szkoły.
– O ile wiem, to nie wyraziłam na to zgody.
– O ile wiem, to mało mnie to obchodzi.
Fajnie, zaczął grać tak jak ja.
Przewróciłam oczami.
– Nigdzie nie idę.
– Hmm, poszłaś do Yesul, żebym oddał ci telefon, a teraz pójdziesz do szkoły artystycznej, żebym oddał ci pokój.
– Przecież ja nie mam pokoju.
– Masz, ale jeszcze go nie widziałaś, z powodu twojego zachowania w pierwszy dzień po przyjeździe. Jeśli pójdziesz do szkoły artystycznej, dostaniesz ten pokój, który czeka na ciebie już dwa tygodnie.
– Jaki przebiegły się zrobił…
– Gdyby taki nie był, nie osiągnąłbym tego co teraz mam.
– Dobrze, pójdę. Ale najpierw chcę zobaczyć pokój.
Dziadek poszperał w marynarce, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni telefon, a po chwili mi go podał. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie ogromnego i pięknego pokoju z garderobą i osobną łazienką. Przesunęłam palcem po ekranie, żeby zobaczyć więcej zdjęć. Był tam między innymi widok z okna, żeby udowodnić, że ten pokój jest w domu i nawet zdjęcie dziadka w nim… Selfie dziadka w tym pokoju.
– Już zjadłam! – powiedziałam z uśmiechem, oddając staruszkowi jego telefon. – Możemy iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz