poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 59.

Rozpaczam, bo dziś 31.08. Każdy wie co to oznacza...
Więc na pocieszenie notka... Bez sensu, no i mam mały problem... Dzisiejsza notka jest ostatnią notką jaką zobaczycie w najbliższym czasie, ponieważ nie mam już praktycznie nic napisane, a to co mam to za mało na kolejną notkę, a jak na złość weny brak.
Wybaczcie mi i niestety na jakiś czas żegnam, ale to nie znaczy, że Upadłe Anioły zostają zawieszone. Jaki widać jest mowy szablon, a więc to znaczy też nowy początek ;)
Enjoy <3
~Tenebris


 Dziadek i jego genialne pomysły. Żeby tak bez zapowiedzi zawozić mnie na lotnisko i kazać lecieć do Japonii. To jeszcze dziwniejsze niż szantażowanie mnie ładnym pokojem…
Ale zacznijmy od początku.
Na piątkowych zajęciach w klasie było o jedno wolne miejsce więcej niż zwykle. To Han Yun Jae nie przyszedł do szkoły z powodu wieczornego koncertu w Tokio, na który musiał lecieć samolotem. Nikt nie wiedział o której on i reszta jego zespołu mają samolot, ale i tak wszystkie dziewczyny były tym podekscytowane i ciągle tylko „Oppa to, Oppa tamto” było słychać w całej szkole.
Połowa dziewczyn twierdziła, że będzie na tym koncercie, druga połowa, że mają bilety z wejściem za kulisy i spotkaniem, a część z nich wszystkich mówiła, że nie jadą, bo Fallen Angels są niemoralni i nie mają zamiaru oglądać tak okropnych chłopaków.
Ja ich w ogóle nie rozumiem…
Ach, no i przez to, że Yun nie przyszedł do szkoły, tamte durne krowy znów mnie zaczepiały.
– Ej, Kang Gyu Woon! – zawołała jedna z nich, kiedy wrzuciłam monetę do automatu z sokami w puszkach i właśnie wcisnęłam guzik. – Nie wiedziałam, że jesteś tak miła, żeby kupować mi sok do śniadania.
– Tsh – mruknęłam pod nosem.
– Co ty tam mówisz? – zapytała inna z tej bandy.
Ta, która odezwała się pierwsza schyliła się po puszę z pomarańczową oranżadą, gdy tamta zastukała w wylocie automatu, zanim ja zdążyłam to zrobić.
– Wiesz przecież, że nie znoszę tego ścierwa – warknęła, ale otworzyła puszkę.
– Dlatego to kupiłam – mruknęłam jak najciszej mogłam. Tak mi się przynajmniej wydawało.
– Co?
Tak jak przewidziałam zawartość puszki wylądowała na mojej głowie, a słodki sok spływając po moich rozpuszczonych włosach zabarwił białą koszulę mundurka na delikatny pomarańcz.
– Nie ma dziś twojego rycerza, więc bądź tak miła i nie podskakuj, bo…
– Bo co? – zapytał jakiś męski głos.
Uniosłam gwałtownie głowę, bo od razu rozpoznałam ten głos.
– Wook Hwa Yong! – zawołały tamte.
– Dlaczego jej to robicie, co?! – warknął i podszedł do mnie, po czym objął mnie ramionami. – Czym zawiniła, że jest obiektem waszych głupich żartów.
– T-to nie tak, Oppa, my tylko…
– Nie chcę was słuchać! Zrobicie to jeszcze raz, a powiem o tym komu trzeba.
Jego głos był oschły i przepełniony jadem. Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś tak mówił, a do tego ktoś tak miły i uprzejmy jak Hwa Yong.
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie, ale nie potrafiłam się odezwać.
– Chodźmy do gabinetu pielęgniarki, ona nam pomorze i będziesz mogła się umyć.
Na odchodne usłyszałam kilka przekleństw kierowanych do mojej osoby i coś w rodzaju „zabiera wszystkich najlepszych chłopaków”.
W gabinecie pielęgniarka wyprała mój mundurek, a ja mogłam zmyć z siebie słodką oranżadę, która posklejała mi włosy i pozostawiła nieprzyjemne uczucie na skórze.
Gdy wyszłam z łazienki w gabinecie pielęgniarskim z mokrymi włosami, ale w już suchym mundurku, który został wysuszony suszarką do włosów – pielęgniarka, chyba wszystko potrafi przewidzieć – przez Hwa Yonga, on wciąż na mnie czekał, mimo że minęła nam prawie cała druga lekcja.
– Myślałam, że już poszedłeś…
– Nie – powiedział wstając z jednego z łóżek. – Pielęgniarka musiała wyjść, więc postanowiłem zostać i zaczekać, aż skończysz.
Wzięłam suszarkę do ręki, żeby wysuszyć włosy, ale Hwa Yong mi przerwał.
– Twój telefon dzwonił kilka minut temu – powiedział. – Nie chciałem go odbierać, więc sądzę, że powinnaś oddzwonić.
No tak, przecież dziadek oddał mi w końcu mój iPhone.
Wzięłam mój telefon ze stolika na którym stał nawilżacz powietrza i chciałam sprawdzić kto dzwonił, ale w tym samym momencie iPhone zaczął dzwonić.
– Dziadek? – zdziwiłam się, ale odebrałam. – Słucham?
– Zwalniam cię z lekcji, bądź na pięć minut przy bramie szkoły, bo właśnie wychodzę z gabinetu dyrektora.
– Że co? Dziadku? Dziadku?!
Spojrzałam na telefon, a tam wyświetlił się komunikat zakończonego połączenia.
– Coś się stało? – zdziwił się Woon Hwa Yong.
– Dziadek mnie zwolnił z zajęć i każe iść do bramy szkoły…
– Chyba nie zdążysz wysuszyć włosów, co?
– Nie – powiedziałam chowając telefon do kieszeni koszuli na piersi. – Mam tylko pięć minut, żeby wyjść ze szkoły…
– Dobrze, że jest przerwa – stwierdził długowłosy. – Idź, ja wytłumaczę wszystko nauczycielowi jeśli będzie się pytał o ciecie.
– Dziękuję za wszystko – powiedziałam z uśmiechem. – Do zobaczenia.
– Zaczekaj – powiedział, kiedy odwróciłam się do wyjścia.
– Hmm?
Jakiś ciemny kształt mignął mi przed oczami i na głowie poczułam nacisk czegoś.
– Weź go, oddasz mi go w poniedziałek –powiedział z uśmiechem.
Dotknęłam delikatnie czarnego kapelusza, który teraz znajdował się na mojej głowie i zarumieniłam się.
– Żebyś się nie przeziębiła – powiedział, mrugając do mnie. – A teraz chodź.
Wziął mój plecak do ręki – chodź nie pamiętam bym miała go ze sobą, złapał mnie za dłoń i pociągną ku wyjściu.
– C-co ty robisz?
– Prowadzę do wyjścia. Na korytarzach jest dużo uczniów, więc sama się prze nich nie przedrzesz, ale ze mną to co innego.
No tak, w końcu jest gwiazdą w tej szkole.
Tak jak przewidziałam, wszyscy ustępowali nam z drogi, ale wiele osób oglądało się na nas ze zdziwieniem i tym podobnymi reakcjami wymalowanymi na twarzach.
Zarumieniona pozwoliłam się prowadzić korytarzami do wyjścia, dając mokrym włosom opaść na twarz, żeby nikt nie widział jej purpurowego koloru.
Samochód dziadka czekał na mnie przy bramie szkoły od strony parkingu, więc gdy rozstałam się z Hwa Yoongiem przy wejściu do budynku szkoły od razu pognałam gdzie trzeba. Na miejscu jednak okazało się, że to nie dziadek po mnie przyjechał i był u dyrektora, tylko Bae Le Na.
– Wiedziałam, że to jest zbyt okropne, żeby było prawdziwe – powiedziałam widząc asystentkę dziadka, kiedy już wsiadłam do samochodu. Pomińmy fakt, że pół szkoły widziało jak kierowca otwiera przede mną drzwi auta i patrzyło teraz na samochód jakby zobaczyli jeden z cudów świata.
Cały czas zastanawia mnie, dlaczego Han Yun Jae wybrał właśnie tę szkołę, a nie jakąś prywatną i dlaczego mój dziadek także ją wybrał… Dobrze, że jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, bo nigdy bym się nie zgodziła na to, co dla mnie zaplanował.
Yesul nie jest jakąś specjalnie wybitną szkołą i nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych seulskich szkół poza tym Voice Tournament, więc dlaczego ta dwójka ją wybrała? Za tym musi się coś kryć. Coś bardzo ważnego. Tylko co…?
– Wiesz, że jest zajęty pracą…
– A ciebie wykorzystuje jako opiekunkę do dziecka, które po prawdzie jest już dorosłe – przerwałam Le Nie.
– Kiedy przejmiesz po nim firmę, to zrozumiesz…
– Nie mam zamiaru tego robić.
– Do posiadłości – powiedziała, Bae Le Na do kierowcy. – Wiesz, że właśnie dlatego sprowadził cię do Korei, a z jego zdrowiem…
– Nie mów mi już o nim, proszę Bae Le Na. Powiedz mi, dlaczego zwolnił mnie ze szkoły?
– Masz za kilka godzin samolot do Tokio, lecimy na koncert.
– Koncert? – zdziwiłam się.
– Tak, na miejscu zobaczysz jaki. A teraz wytłumacz mi dlaczego masz mokre włosy i czuć od ciebie pomarańczami?
Przełknęłam ślinę i spojrzałam w okno po mojej prawej. Le Na siedziała po mojej lewej.
– Kupowałam dziś puszkę z oranżadą, a kiedy ją wyciągałam z automatu to upadła mi i poturlała się po schodach. Później koleżanka mnie zagadała i ją otworzyłam i wszystko wylądowało na moim mundurku i włosach. – Szybkie kłamstwo nie jest złe. – Wzięłam w szkole prysznic, a pielęgniarka wyprała mi mundurek. Kiedy dziadek zadzwonił miałam właśnie suszyć włosy, ale przez jego gadkę nie zdążyłam.
– To stąd ten kapelusz? – zapytała. – Do kogo należy?
– Hę?
Sięgnęłam do głowy i szybko zdjęłam kapelusz z głowy.
– To koleżanki, pożyczyła, żebym…
– Mi się wydaje, że to tego chłopaka, który cię odprowadził.
Nabrałam gwałtownie powietrza.
– To kolega z klasy… Pomógł mi trochę… Nie mówmy już o tym.
W domu musiałam się przebrać w strój przygotowany dla mnie specjalnie przez stylistkę dziadka, a składał się on z obcisłej granatowej sukienki, cienkiego białego futra z rękawami i czarnych szpilek zapinanych na kostce. Moje włosy zostały upięte częściowo, a reszta została poskręcana w loki opadające na lewe ramię.
– I ja tak mam wsiąść do samolotu? – zapytałam.
– Twój dziadek oczekuje, że zagrasz bogatą kapryśną nastolatkę – wytłumaczyła Le Na. – Musisz dobrze to zrobić, bo muszę mu przekazać zadowalające wieści z tej podróży.
– Dlaczego mam grać? – zdziwiłam się, kiedy stylistka pryskała na moje włosy spray, żeby utrzymać loki w idealnym stanie.
– Zgodziłaś się na szkołę śpiewu, a teraz chce sprawdzić twoją grę aktorską.
– Ten człowiek mnie dobija – mruknęłam, po czym schyliłam się, żeby zapiąć buty. – Możemy iść? – zapytałam stylistki.
– Oczywiście – powiedziała i się skłoniła.
Biegiem ruszyłyśmy z Bae Le Ną do wyjścia z posiadłości, żeby zdążyć na samolot do Tokio. Musiałyśmy wyjechać dużo prędzej, żeby w razie korków się nie spóźnić.
Bae Le Na jak zawsze była ubrana elegancko, a z mojego luźnego stylu nie pozostało nic… Kompletnie nic, bo właśnie czułam się jak rozkapryszona celebrytka.
Na lotnisko kierowca przywiózł nas na pół godziny przed otwarciem bramek do odprawy, ale zanim wysiadłam z samochodu musiałyśmy obgadać jeszcze to i owo na temat planów dziadka.
– Z tego co widzę to jest tu dużo dziennikarzy – stwierdziłam. – Mam nadzieję, że nie dlatego, że ja tu jestem?
– Nie, są tu z powodu tych zespołów, które lecą dziś do Japonii.
– A więc to taki był jego plan? Żebym poleciała na koncert k-pop i może wkręciła się w jakąś firmę produkującą ten chłam?
Bae Le Na westchnęła i nic na to nie odpowiedziała, dała tylko znać kierowcy, żeby otworzył mi drzwi – ona siedziała teraz z przodu.
– Załóż okulary i wysiądź ostrożnie dwoma nogami na raz...
– Wiem, już mi to mówiłaś.
Kiedy kierowca otworzył drzwi wyciągnęłam obie nogi na zewnątrz i opierając przednią część szpilek na chodniku, powoli wysiadłam, zakładając przy tym okulary przeciwsłoneczne.
– Tutaj jest twój grafik na dzisiejszy dzień – powiedziała Bae Le Na, która już wysiadła z samochodu i podała mi kartkę z jakimiś zapiskami.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam reporterów spoglądających na mnie, więc wsadziłam kopertówkę między łokieć i talię i ruszyłam wolnym krokiem do terminala. Szłam wolno, bo nie znoszę chodzić w szpilkach, a te były upierdliwie wysokie i do tego z koturnami.
– Nie pokazuj mi tego teraz, nie mam ochoty na to patrzeć – powiedziałam jak rasowy plastik z mojej szkoły w USA.
Kartka, którą zahaczyłam przy machnięciu ręką upadła na ziemię, a Bae Le Na ją podniosła, kiedy ja wciąż szłam, żeby musiała mnie doganiać.
– Pan Jeon Nam Ju nie będzie zadowolony, jeśli na to nie spojrzysz, agassi.
Westchnęłam i się zatrzymałam, zdejmując okulary, żeby wziąć kartkę. Udałam, że zdałam sobie sprawę, że ta upadła na ziemię.
– Ona jest brudna, nie wezmę jej.
– Kang Gyu Won, proszę cię…
– To dziedziczka Jeon Group – powiedział któryś z dziennikarzy i usłyszałam dźwięk zwalniającej się migawki w aparatach tychże ludzi.
Chcieli mnie napaść, żeby zadawać pytania, ale skinęłam na kierowcę, który był też moim ochroniarzem, żeby osłonił mnie przed nimi.
– Jesteś dziedziczką Jeon Group, prawda?
– Jak się czujesz będąc w tak młodym wieku jedyną spadkobierczynią majątku Jeon Nam Ju?
– Dlaczego nie jesteś w szkole, czy to ma związek z koncertem w Tokio?
– Proszę wybaczyć, ale Kang Gyu Won jest zajęta. Gdy zostanie zwołana konferencja z oficjalnym przedstawieniem naszej agassi, zostaniecie państwo o tym poinformowani… – mówiła Bae Le Na.
Nie zwracając na nikogo uwagi założyłam okulary i weszłam do terminala.
– Agassi, nie możesz iść sama! Zaczekaj.
– Nie mam ochoty – powiedziałam i pomachałam dziennikarzom.
Po odprawie i wejściu do samolotu w końcu mogłam odetchnąć.
– I jak mi poszło?
– Byłaś doskonała! – zawołała Le Na.
– To przecież oczywiste – mruknęłam odgarniając teatralnie loki z ramienia.
Zaśmiałyśmy się obie.
– Kangkyunizm – mruknęłam pod nosem.
– Słucham?
– Nic nie mówiłam.
Miałyśmy lecieć pierwszą klasą z innymi bogatymi jak dziadek ludźmi, ale nie wiedziałam jakimi. Myślałam, że będą to biznesmeni, lub politycy, a to byli…
– Fallen Angels! – syknęłam i założyłam okulary na nos, chowając się w fotelu, kiedy w pierwszej klasie zobaczyłam znajomą twarz Han Yun Jae i jego kolegów z zespołu, o którym trochę czytałam po spotkaniu z Yun Jae. – Oni też lecą do Tokio?
– Najwyraźniej będą występować.
Za Yun Jae pokazali się ten czerwonowłosy, niebieskowłosy, wysoki brązowowłosy i niższy ode mnie różowowłosy chłopak, a na koniec mężczyzna, który jak wywnioskowałam z ich rozmowy był ich menagerem. Po kilku minutach przyszła jeszcze dziewczyna o włosach w kolorze fioletu.
– Słyszałam, że B.A.P lecą później, a EXO podobno wynajęli prywatny samolot – powiedziała, kiedy usiadła na swoim miejscu. Najwyraźniej znała Yuna i resztę. – Wiecie w ogóle kto otwiera koncert? Bo mnie nikt oczywiście o tym nie powiadomił, a mój menager to kretyn.
Podoba mi się jej styl. Podobny do mojego.
– Myślę, że oni sami jeszcze o tym nie wiedzą – odezwał się jakiś mężczyzna. Głos był zbyt dorosły jak na chłopaków z zespołu, więc zgadywałam, że to ich menager. – Mnie też nic na ten temat nie wiadomo.
– Jak oni mogą tego nie wiedzieć!? Przecież to jest niedorzeczne! – zawołała nagle tamta dziewczyna, przez co podskoczyłam w fotelu. – Koncert będzie za kilka godzin, a oni sobie w kulki lecą. Gorzej gdybym ja miała to zrobić…
– O to się martwić nie musisz. – Teraz odezwał się któryś z chłopaków, ale nie potrafiłam określić który. To jak śpiewają, różni się od ich głosów, kiedy mówią. – Tobie nie dadzą otwarcia koncertu póki ozon wokół Ziemi nie zniknie.
– A tobie nawet kiedy będziesz zgrzybiałym staruchem nie dadzą otwarcia koncertu. Nigdy! – wrzasnęła dziewczyna o fioletowych włosach.
Całą drogę gadali od rzeczy, a kiedy wylądowaliśmy w Tokio, dziękowałam bogom, że to już się skończyło i modliłam się o to, by nie wracać razem z nimi do Seulu, bo moja psychika by już kompletnie siadła. Dla bezpieczeństwa z samolotu wysiadłam dopiero kilkanaście minut po tym, jak tamta zgraja wysiadła.
Koncert miał się odbyć pod dachem, ni to w filharmonii, ni to teatrze. Dla widzów były wyznaczone sekcje oznaczone kolorami z miejscami stojącymi dla wszystkich. Tylko dla niektórych, wyjątkowych gości był zarezerwowany sam tył pomieszczenia, gdzie znajdowały się wysoko położone lorze prywatne. Loże były duże i mogło się w nich pomieścić do dwudziestu osób.
Jednym z tych wyjątkowych gości byłam ja. Jednak nie zajmowałam loży z pozostałą dziewiętnastką ludzi, lecz sama, bo dziadek kupił ją całą na czas koncertu, płacąc zapewne równowartość dwudziestu specjalnych biletów.
Gdy wyszłyśmy z Bae Le Ną z terminala, już czekał na nas wypożyczony błyszczący i czyściutki samochód, którym pojechałyśmy na miejsce koncertu, a tam Le Na zabrała mnie od razu do loży, żebym tam czekała na rozpoczęcie koncertu. Nie było nudno, bo pod sceną stali tak zwani bilety VIP, czyli osoby, które mogły oglądać przygotowania do koncertu.
Aktualnie na scenie tańczyła piątka dziewczyn w sportowych strojach. Był to jeden z zespołów, ale nie wiem z jakiego kraju, bo leciała tylko muzyka, a one nie śpiewały, przynajmniej bez mikrofonów.
– Ty tu zostań, a ja pójdę coś załatwić i zdać raport prezesowi. Nie wychodź stąd nigdzie.
– Nie zostaniesz ze mną? – zapytałam zdziwiona.
– Nie… Znaczy tak. Wrócę przed rozpoczęciem koncertu mam nadzieję.
Skinęłam głową, a ona odeszła.
Przez kilka godzin siedziałam nudząc się niemiłosiernie i patrząc jak grupy na scenie się zmieniają. Były to minimum czteroosobowe grupy żeńskie lub męskie i wszystkie w strojach sportowych. Na szczęście nie zauważyłam wśród nich Yun Jae i reszty jego zespołu.
W pewnym momencie na scenę wyszła dziewczyna o purpurowych włosach. Była ubrana w sportowy całkiem czarny strój, a włosy miała związane w wysoki koński ogon.
– Kimiko! – wrzeszczał tłum sterczący przy scenie. – Kimiko!
To ta dziwna babka z samolotu co się z tym czerwonowłosym kłóciła – pomyślałam i zrobiłam jej zdjęcie na maksymalnym przybliżeniu w aparacie.
Dziewczyna wykonała jakiś ruch taneczny i wskazała na tłum jakby do nich strzelała, a na koniec stanęła do nich tyłem z lewą nogą wystawioną w bok i lekko zgiętą w kolenie i prawą ręką uniesioną do góry z palcami ułożonymi w pistolet. Gdy tylko to zrobiła, gapie zaczęli wrzeszczeć jeszcze głośniej i skandować  jej imię.
Piosenkarka nie zrobiła tego co wszyscy robili. Wróciła na chwilę za kulisy, a kiedy wróciła, w ręce trzymała najprawdziwszy czarny bas. Założyła jego pasek na ramię, podłączyła do instrumentu kabel,  po chwili słychać już było tylko czysty, przepiękny dźwięk tego wspaniałego instrumentu. Po chwili na scenę wyszło kilku mężczyzn i złapali na inne instrumenty, po czym zaczęli grać z fioletowowłosą Kimiko.
Do tej pory się nudziłam, ale te kilka minut mocnego brzmienia otrzeźwiło mój umysł. Po zagraniu kilku krótkich melodii i tak zaczęli robić to co pozostali, czyli ze sceny zeszli ci, którzy grali, a przyszli inni ubrani na sportowo, z głośników poleciała muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć.
– Ugh! – warknęłam. – Głodna jestem.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do Le Ny, że by kupiła coś do jedzenia, kiedy będzie wracać, bo w końcu miałam się nie ruszać z loży.
Po Kimiko na scenę wyszły jeszcze 3 grupy, a po godzinie już zaczęła się schodzić reszta widzów, aż w końcu wszystkie puste miejsca były wypełnione mnóstwem ludzi trzymających w rękach różne świecidełka koncertowe.
Zespół prowadzący nie został zapowiedziany. Wszystkie światła zgasły, na widowni zrobiło się niespodziewanie cicho, a po chwili niczym wybuch rozbrzmiała muzyka i zapaliły się światła, a na scenie stał męski zespół, który po chwili zaczął śpiewać po koreańsku.
Może około dziesiątej na scenę wyszło troje prowadzących, a na ekranie za nimi wyświetlały się jakieś bezkształtne zdjęcia.
– A teraz przed państwem dzisiejszy gość specjalny, The Factory Defect! – zawołali każdy w swoim języku, nazwę zespołu wykrzykując równocześnie.
Wrzasnęłam na całe gardło i wstałam z miejsca wychylając się z loży, żeby lepiej widzieć przedstawiony zespół, który właśnie pojawiał się na scenie.
– Co tak krzyczysz? – zapytała Bae Le Na, która właśnie wróciła z moim trzecim posiłkiem odkąd wróciła do mnie po załatwieniu spraw.
– To Defekt Fabryczny! – wrzasnęłam. – Kocham ich!
Na scenie pojawiła się niska dziewczyna o krwiście czerwonych włosach sięgających podbródka i opadających na twarz, ubrana w czarny o wiele za duży sweter ze srebrnym odwróconym krzyżem, czarne spodenki ledwie wystające spod swetra, rajstopy z wzorem łańcuchów i martensy – wszystko czarne, oraz bardzo wysoki chłopak o białych włosach, niewiele krótszych niż dziewczyny, z poskręcanymi długimi rogami, w czarnej bluzce, płaszczu ze skurzanymi rękawami podwiniętymi pod łokcie oraz w jeansach z dziurami na kolanach oraz creepersach – wszystko również czarne.
Dziewczyna, czyli Angie, miała czternaście lat, a chłopak, Mat siedemnaście. Wiem, że poznali się przez Internet. Oboje zainteresowani ciemną stroną mocy, on świetny muzyk, ona obdarzona świetnym głosem. Spotkali się, zakochali i razem z własnym rodzeństwem założyli zespół j-rockowy. Są Japończykami i używają pseudonimów, ale nie wiem jak się nazywają, bo dobrze to ukrywają, a na co dzień nie wyglądają tak jak na scenie, dlatego nikt ich nie może rozpoznać. Na zdjęciach on zawsze ma przyciemniane okulary, a ona maskę imitującą maskę gazową.
Słucham ich odkąd zaczęli wrzucać do Internetu swoje amatorskie nagrania piosenek. W ciągu roku znaleźli się na szczycie list przebojów w Japonii i dziewięciu innych krajach jako prawdziwy zespół j-rokowy.
Yun Jae i jego zespół wystąpili prędzej, więc już mogłam jechać do jakiegoś hotelu i się przespać zanim wrócę do domu.
– Już powinnyśmy wracać – powiedziała Le Na, kiedy The Factory Defect wykonywali drugi utwór. – Żebyśmy nie spóźniły się na samolot.
– Samolot? – zdziwiłam się.
– Tak, musimy wrócić do kraju przed wschodem, bo na jutro masz już ustalony grafik.
Jęknęłam, ostatni raz spojrzałam na scenę, po czym wstałam i wyszłam z loży za Bae Le Ną.

4 komentarze:

  1. Kangkyunizm ❤❤❤ Defekt ❤❤❤
    Kocham .. Ale gdzie Kang?! Chce Kanga!! Dawaj mensza mi tu jusz!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty... Dlaczego tu jest Angie? Ja Cię prosiłam prawie rok temu, żebym była w FA i jeszcze nie jest napisane, a Angie już jest ;-; Hwa Yong to ten jeden z Yesul Boys i to jest ten co uwielbia kapelusze, czy ten w okularach? Łatwo mi będzie zapamiętać jego imię, bo YongHwa <3 Myli mi się Kang Gyu Woon (tak? Zapomniałam jak się pisze T.T ) z tą bohaterką, z Twojego ff o Exo ;-; Weny i pisz dalej FA <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Angie była tylko kilka chwil, a jak Lee Rose się pojawi to będzie do końca ;)
      Hwa Yong jest od kapeluszy. Tak go lubie, że nie mógł pozostać w cieniu...
      I wiesz co, mi też Gyu Woon i Se Ni się mylą xD

      Usuń