środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 61.

Gdy pojawiłam się przed jej obliczem właśnie rzucała na talerz stojący na stole małą kostkę ogryzioną z mięsa i ociekającą krwią, niewątpliwie ludzkiego dziecka. Odwróciłam głowę, mocno zaciskając powieki, ledwie powstrzymując odruch wymiotny. Wiem, że wiele razy zabiłam z jej rozkazu, a krew spływała po moich kłach, czułam ją wszystkimi zmysłami, ale nigdy nie pożarłabym tak jak wiedźma bezbronnego ludzkiego dziecka.
– Wzywałaś, Pani – powiedziałam skłaniając się nisko.
– Wzywam cię od kilku dni, a ty dopiero odpowiadasz! – warknęła.
Była w swojej normalnej postaci młodej kobiety. Na szczęście...
– Wybacz mi pani, uprzedzałam cię, że wyjeżdżam do Japonii na...
– Nie obchodzi mnie to! Ta dziewucha już wie jaką ma moc, a my wcale nie jesteśmy bliżej odebrania jej od niej! Wiesz, że kiedy pierwszy raz teleportuje się na Ignis, podczas przysięgi Białej Damie jej moc zostanie zapieczętowana i już nie będę mogła jej mieć. Więc dlaczego wciąż przedłużasz?!
Uklękłam, aby uniknąć wymierzonego przez Merguerde ciosu, kiedy zerwała się z kanapy.
– Wybacz, pani.
– Zbyt wiele razy ci wybaczałam... Chwileczkę. Czuję coś...? Wielka siła. Co trzymasz w dłoni?
Uniosłam głowę, a następnie dłoń z naszyjnikiem który zerwałam z szyi Shin, żeby się tu teleportować.
– No tak, bo skąd pojawiłabyś się znikąd. Skoro masz dostęp do legalnego portalu to przenieś się tam, gdzie jest teraz ta dziewczyna i przyprowadź ją do mnie. Daję ci godzinę. Inaczej ty będziesz cierpieć – dodała z uśmiechem dotykając medalionu zawieszonego na szyi.
Przełknęłam ślinę i teleportowałam się do swojego pokoju w dormie.

*

Wróciwszy do domu opadliśmy bezradnie na fotele w salonie. Joong skończył gotować, więc po domu roznosił się pyszny zapach pieczonej ryby i ziemniaków, ale ten aromat nie poprawiał mi nastroju, tylko przeciwnie, sprawiał że dostawałam mdłości.
– Nigdzie jej nie ma – stwierdziłam, zaczesując splątane od biegu po wytwórni kosmyki długich loków, palcami do tyłu. – Martwię się o nią...
– Chyba nie potrzebnie – stwierdził Joong.
– Co?
Spojrzałam na niego zdziwiona, a później przeniosłam wzrok na to na co on patrzył. Okazało się, że po schodach, wolnym krokiem schodziła Kimiko.
– Gdzie ty byłaś?! – wrzasnęłam zrywając się z fotela, jak matka na nieposłuszną nastoletnią córkę. Zdziwił mnie mój własny ton.
– W toalecie? – zapytała.
– Zerwałaś mi kryształ z szyi, bo musiałaś iść do toalety?
– Jakbyś prędzej nie widziała, miałam białe rurki – zaczęła. – a odezwały się alarm czerwony.
– A – bąknęłam.
– Proszę, kryształ. I przepraszam, że ci go zerwałam, ale się wystraszyłam, że znisczę spodnie.
Zaśmiała się bez cienia wesołości.
Sięgnęłam do jej wyciągniętej dłoni, ale ona błyskawicznie ją zabrała, złapała mnie za ramię i okręciła tak, abym plecami oparła się o nią. Na szyi poczułam coś zimnego, kiedy jej dłonie oplotły mnie w miażdżącym uścisku.
– Ki-kimiko? – wyrwało mi się z zaskoczenia.
Zerknęłam w dół. W dłoni dziewczyny połyskiwała rękojeść wąskiego srebrnego sztyletu z jakimiś znakami, których nie mogłam odczytać, między palcami dziewczyny, które wydawały się teraz bardziej zwierzęce niż ludzkie, bo porastał je meszek czarnych krótkich włosów, a czarne polakierowane paznokcie były teraz zakrzywione i straszne jak pazury wilka. Czubek zimnej stali był przytknięty do mojej szyi.
– Jeśli kogoś zawiadomicie – zaczęła mówić Kimiko przy moim uchu, ale jej głos nie był teraz dziewczęcy i melodyjny jak zwykle, lecz gardłowy i niski niczym warkot ogromnego dzikiego zwierzęcia. – Odetnę jej palec. Nie szukajcie nas, bo ją zabiję.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, uświadomiwszy sobie, że przestałam oddychać, a po chwili poczułam podryw w okolicy pępka, a po nim już nic nie widziałam i czułam tylko ciemność.

*

Gdy wróciłem do dormu, w środku panował chaos...
– Co tu się dzieje? – zapytałam z irytacją.
– Magia się dzieje! – wrzasną Nataniel – który nie wiadomo skąd się właściwie tu wziął. – Pamiętasz co ci mówiłem o twojej siostrze?
Skinąłem głową obawiając się najgorszego.
– Porwała Shin Hye i zabrała ją do tej wiedźmy – powiedział.
Nie wiem jak, ale nogi się pode mną ugięły i opadłem na kolana na środku salonu. To było biliard razy gorsze niż najgorsze co mogłem sobie wyobrazić.
– Właśnie dostaliśmy ognistą wiadomość – powiedział Joong i podał mi nadpaloną kartkę papieru.
Usiadłem na piętach i zacząłem czytać.
Wiedźma wysuwała żądania, które mamy spełnić, żeby Shin Hye mogła do nas wrócić bezpiecznie.
– Mam czekać miesiąc, aż ta zgniła pożeraczka noworodków usunie z Shin Hye jej połowę esencji odpowiedniej za panowanie nad lodem? To babsko zwariowało?! – wrzasnąłem zrywając się na równe nogi. – Nigdy w życiu! Musimy jej szukać! I Kimiko! Zabiję ją, kiedy ją znajdę!
– Kang! – wrzasnął Joong Hyung. To było tak niezwykłe zjawisko, że aż zaniemówiłem. – Nie możemy, bo ona zabije Shin.
– Jest wiedźmą i ma dostęp do wielu niebezpiecznych rzeczy, które kryje w sobie Ziemia – wtrącił Nataniel. – Jej magia jest nieodgadniona. Czarownice pochodzą z Ziemi, dlatego nasi bogowie nie mają nad nimi władzy. One sa nieobliczalne, a na dodatek ma przy sobie Kimiko, która może się zmienić w łaknącego krwi wilka, gotowego zabić na każde skinienie tej wiedźmy.
– Dowiedzieliśmy się też, że ma dar widzenia – dodał Jeremy. – Wie co zamierzamy zrobić, jeśli coś postanowimy.
– Sprawdziliście mój dom? – zapytałem, opadając na kanapę i zgniatając kartkę z wiadomością w dłoni.
– Tak, nie ma tam żadnego śladu, żeby kiedykolwiek Merguerde tam była – powiedział Nataniel.
Dopiero po chwili zobaczyłem, że Yun siedzi skulony na kanapie. Nie wiedziałem go takiego już bardzo dawno. Kilka lat temu był w sobie tak zamknięty, że gdy tylko uniosło się głos zawsze siadał w kącie i obejmował nogi podciągnięte pod brodę.
– Yun – powiedziałem łagodnie. Mój krzyk mógłby pogorszyć sprawę.
Nie poruszył się, więc przysunąłem się do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu. Drgnął pod moim dotykiem, ale nic po za tym, żadnej innej reakcji.
– Yun – powtórzyłem. – Nie martw się, odbijemy ją. Wiem, że ją lubisz i...
– Nie pocieszaj mnie, hyung – powiedział dziwnie opanowanym tonem. – Ja ją lubię, ale ty ją kochasz. To my powinniśmy się pocieszać, a nie odwrotnie. Ja po prostu... Nie chcę żebyś znów cierpiał.
Mówiąc to patrzył przed siebie, jakby poza ścianą kuchni widział coś na zewnątrz.
Przełknąłem ślinę.
Młody miał rację, ale musiałem zachować spokój. Musiałem mieć trzeźwy umysł, aby jak najszybciej odnaleźć Choi Shin Hye zanim czarownica pożre jej esencję, tak jak esencję jej matki.

Trzy dni później.

– Nadal nic nie wiadomo – mruknął Nataniel popychając papiery z notatkami, a te niczym liście na wietrze, zleciały na podłogę.
Od dłuższego czasu używaliśmy sali muzycznej w domu, do której wstawiliśmy okrągły, duży stół z dziurą po środku, który pożyczyłem z salonu meblowego za pomocą magii.
– Do cholery jasnej, dlaczego nie dają żadnego znaku życia? Żadnej wiadomości... Nic!
– Uspokój się – mruknąłem do zielonookiego. – Znajdziemy ją. Na pewno.
Brak przekonania w moim własnym głosie nie pomagał. Mówiłem tak, ale sam już nie wiem w co wierzyć.
Nie powiadomiliśmy nikogo o zaginięciu Shin. Bogów. Przełożonych. Nawet Prezesa Ahn. Po Japonii dał nam wolne i nie odwiedzał nas w dromie, więc na razie nie musiał wiedzieć, że jej z nami nie ma. W końcu jednak będziemy musieli mu powiedzieć, a odkładając to pogarszamy tylko sprawę.
– Chłopaki! – wrzasnął Jeremy ze szczytu schodów prowadzących do salonu. Jego głos był przytłumiony. – Pospieszcie się!
Zerwaliśmy się, każdy pewnie myśląc, że dostaliśmy wiadomość od wiedźmy, ale to co otrzymaliśmy było o wiele gorsze.
– Wiadomość z ostatniej chwili – mówił prezenter. – Właśnie otrzymaliśmy nagranie, na którym ukazano niejakiego Akai Zu Mi. Jak mówi osoba, która wysłała nam nagranie jest porywaczem, a młody piosenkarz został porwany... Przepraszam... Zacytuję: Nie dla okupu, a dla tego co skrywa w środku. Nagranie jest zbyt drastyczne, aby je państwu pokazać w całości. Wyświetlimy je państwu, ale najpierw muszę dodać jeszcze jeden szokujący fakt, jeśli chodzi o piosenkarza. Akai Zu Mi, w rzeczywistości nazywa się Choi Shin Hye, jest uczennicą publicznej szkoły Yesul, a jej ojcem jest nie kto inny jak prezes Ahn Woon Jeon, ten który wykreował dwa lata temu zespół Fallen Angels. To naprawdę wielki skandal...
Pstryknąłem palcami i telewizor zgasł.
– Wielkim skandalem jest, że ona jest dziewczyną? Już zapomnieliście, że została porwana?! – wrzasnąłem w czarny ekran telewizora. – Na dodatek groziła jej śmiercią, wy parszywe, puste...
– W sieci jest filmik – powiedział Yun nagle, piskliwym głosem. Zebraliśmy się wokół niego, kiedy trzymał w ręce telefon.
Shin siedziała przykuta do żelaznego krzesła łańcuchami, jej długie włosy pobrudzone krwią i ziemią opadały kaskadą na twarz, zakrywając jej bladość i spierzchnięte, zakrwawione usta. Miała na sobie podarte ubranie, tak że pokazywało wiele jej ciała, zakrywając tylko intymne jego części. Całe ręce i nogi miała ponacinane płytko, a z każdego nacięcia wypływała jasna krew, zbierając się w ogromnej płytkiej misie, w której stało krzesło na którym siedziała. Nadgarstki i kostki miała poranione od wyrywania sie z łańcuchów, którymi była skuta.
– Shin – powiedziałem.
– Nie przychodź tu – wydobył się z telefonu cichy głos Shin. Był zupełnie bez emocji. Ale nie mówiła w naszym języku, ani nawet po angielsku. Nie wiem gdzie się tego nauczyła, ale mówiła czystą i dźwięczną łaciną, która w jej ustach przeradzała się w coś w rodzaju modlitwy do odstraszania zła. – Odejdź Kang Kyun-ssi. Nie chcę cię skrzywdzić. Odejdź! – wrzasnęła.
Przez trzy dni była torturowana, upuszczano z niej krwi, była blada i wychłodzona. To wszystko ją zniszczyło. Nawet jeśli przeżyje to nigdy się nie pozbiera. Ja...
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że powiedziałem to na głos, a po moich policzkach płyną łzy. Yun i Jeremy również płakali, ale Nataniel i Joong zachowywali spokój.
Wtedy coś we mnie pękło i nie potrafiłem juz dłużej powstrzymywać wszystkich negatywnych emocji, które kotłowały się we mnie przez ostatnie dni. Już nie byłem na nią wściekły za wyczyszczenie mi pamięci, za kłamanie i sekrety. Wybaczę jej wszystko, tylko niech do mnie wróci...
Wszystko inne nie miało znaczenia, to wszystko o czym mówił prezenter w wiadomościach. Ważne było tylko to, aby ocalić Shin Hye i jej niezwykły dar Magii Lodu, bo gdy on zniknie, Shin Hye również umrze, nawet z połówką magii zwykłego maga.

Osunąłem się na kolana i już nie powstrzymywałem łez. Opadłem w ciemne czeluście mojego umysłu, pogrążając się w rozpaczy, bo już tylko ona mi pozostała na tym świecie.


~Taki bezsens...

4 komentarze:

  1. Przeczytałam, błędy poprawiłam i teraz tylko czekać na kolejny rozdział. Pisz Teny, bo boskie. Kochu i weny (*3*)

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupia, głupia, głupia Teny oni-san!

    OdpowiedzUsuń