Ostatnimi czasu pracowanie nad tym idzie mi całkiem sprawnie, więc postanowiłam się podzielić. Btw. postanowiłam napisać tę historię od nowa. Wszystko się zmieni, prawdopodobnie prolog również. Będzie wiele nowych wątków, które zgubiłam w czasie pisania, oraz usunę wiele niepotrzebnych i nudnych rzecz, jak i zniknie kilka postaci, bo mam ich tu już zbyt wiele do ogarnięcia.
Enojoy ;)
Pierwszy raz odkąd poznałem Shin, widziałem jak Kang się zakochuje.
Pierwszy raz widziałem go w roli opiekuńczego starszego brata, pierwszy raz
widziałem go naginającego zasady z powodu miłości. I też pierwszy raz
widziałem, żeby tak bardzo cierpiał. Podczas Bitwy Końca Świata, w której
zginęli jego rodzice, oraz podczas ich pogrzebu kontrolował emocje i nie
pozwolił sobie okazać najmniejszej oznaki słabości.
Tego dnia, w którym zobaczyliśmy filmik z Shin modlącą się, aby Kang
jej nie ratował, po raz pierwszy zobaczyłem jego naprawdę cierpiącego i nie
potrafiącego już dłużej tego ukrywać. Zawsze silny i wytrwały, teraz pogrążony
w rozpaczy.
Od ponad dwóch tygodni siedział zamknięty w swoim pokoju, nie pozwalał
nikomu się zobaczyć, ani nie wychodził, żeby jeść, lub zaspokajać zwykłe
ludzkie potrzeby.
Działalność zespołu została zawieszona. Pomimo sekretu Shin, który
wyszedł na jaw, nikt nie przysyłał nam antyfanowskich prezentów, wręcz
przeciwnie, każdy starał się jak mógł pomagać, żeby jak najszybciej odnaleźć
Shin Hye.
Telewizja nagłośniła sprawę, wiedząc, że porywaczka jest obcokrajowcem
i Shin może być wszędzie. Granice zostały zamknięte, każdy znał twarz Shin,
każdy o niej mówił i każdy był smutny. Zaklęcie zapomnienia zniknęło, kiedy w
wiadomościach pokazały się pierwsze wiadomości. W szkole wszyscy byli
pogrążeniu w smutku i wszyscy opiekowali się Yunem, kiedy ja i reszta nie
mogliśmy.
Yun, mimo iż kochał Shin mniej niż Kang, ale bardziej niż zwykły
kolega, również przeżył to wszystko okropnie. Przez pierwszy tydzień nie mógł
się pozbierać. Tak samo jak Kang nie wychodził z pokoju, ale nie jest magiem,
więc nie może magicznie hamować głodu, tak jak on i po dwóch dniach w końcu
wyszedł z pokoju. Był przybity i nie mógł się zmusić do jedzenia, ale w końcu
udało mi się go przekonać, że siedząc zamknięty w swojej sypialni w niczym nie
pomoże Shin, a tym bardziej ją zmartwi, kiedy ona wróci i zobaczy go
wychudzonego i smutnego.
– Zapewne powiedziałaby, że nie do twarzy mi bez radości – powiedział wtedy.
Następnego dnia nie poszedł do szkoły, spał do południa, ale w kolejny
dzień wrócił tam, żeby nie mieć problemów, bo to wcale nie pomoże.
Jeremy i Nataniel – który za zgodą wyższych został na Ziemi w Seulu,
żeby nam pomagać – szukali Kimiko. Próbowali ją śledzić używając magii
tropienia, ale to nie dawało żadnych skutków. Magia krwi, starożytne zaklęcia
tropiące, o których wszyscy już zapomnieli, runy śledzące i inne magiczne
wynalazki nie działały, a to oznaczało, że wiedźma zabrała ją i Shin Hye gdzieś
poza ten wymiar, a nie był to też wymiar Syriusza, ani żaden nam znany.
Prezes – który ku zaskoczeniu wszystkich, był biologicznym ojcem Shin
– odchodził od zmysłów. Policja niestety się w to zaangażowała, więc musiał
udzielać wielu wyjaśnień, opowiadać wszystko, ponosić konsekwencje za
rozpowszechnianie fałszywego wizerunku, oraz składać zeznania w sprawie
porwania. Wszyscy byliśmy podbici, ale ciągle wzywano nas na komisariat, inne
zespoły również były przesłuchiwane, ponieważ byli z nami na koncercie w Tokyo.
Oni również nam współczuli.
Słyszałem, że grób matki Shin Hye, na cmentarzu katolickim, na którym
Shi Ho została pochowana odwiedzały tłumy fanów, żeby dbać o grób. Nie
brakowało na nim świeżych kwiatów i palących się lampek.
Ja sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Starałem się zachować jasność
umysłu, ale to nie było łatwe też i dla mnie. W końcu znam Shin Hye równie
długo co pozostali i zdążyłem już się do jej obecności w naszym życiu
przyzwyczaić.
W połowie trzeciego tygodnia, kiedy próbowałem posprzątać w kuchni i salonie, gdzie roiło się od
opakowań po zamówionym jedzeniu – nie gotowałem sam, bo nie miałem na to siły –
kiedy do salonu wpadł Yun, jeszcze w mundurku.
– Koniec z użalaniem się nad sobą! – wykrzyknął i ruszył po schodach
biegiem.
– O czym ty mówisz? – zdziwiłem się wychylając się z kuchni.
– Hyung! – Zatrzymał się w połowie schodów na półpiętro. – Dobrze, że
jesteś! Idziemy do Kang Kyun Hyunga! Teraz. – Ostatnie słowo wypowiedział tak
władczym i stanowczym tonem, którego nigdy nie słyszałem nawet u Aniołów, więc
nie mogłem za nim nie podążyć.
– Co? – zdziwiłem się, ale ruszyłem po schodach za blondynem.
– Idziemy zmusić Hyunga, żeby w końcu wyszedł z sypialni i z nami
porozmawiał, zjadł coś...
– Wiele razy próbowaliśmy – zacząłem. – Na próżno – dodałem z
niesmakiem.
– Tym razem się uda! Zobaczysz.
Nim dotarliśmy na drugie piętro, drzwi pokoju Kanga otworzyły się z
hukiem, a wyżej wymieniony wybiegł z pokoju. Jak się spodziewałem był
zaniedbany. Włosy miał rozczochrane i o dziwo były czarne, a nie czerwone,
szczękę porastał niewielki zarost, pod oczami miał cienie, było widać, że
stracił na wadze...
– Chłopaki...? – powiedział zaskoczony.
– Hyung! – zawołał Yun i wręcz przeleciał ostatnie stopnie schodów,
które dzieliły go od podestu. – Ty żyjesz.
– Oczywiście, że żyję, blondynko.
– Wyglądasz okropnie – stwierdziłem podchodząc do nich. – I nie
pachniesz zbyt przyjemnie – zauważyłem.
– Dziękuję, wiem. Ale to teraz nie ważne. Wezwijcie tu wszystkich,
szybko. Kogo się da.
– Słucham? – wypaliłem, a Yun w tym samym momencie powiedział:
– Co?
– Wiem, gdzie wiedźma przetrzymuje Shin i moją siostrę.
*
Nie zebrało się nas wielu. Prezes przybył od razu w nadziei na jakieś
powodzenie. Jeremy i Nataniel zjawili się dość późno, bo musieli zdobyć
zezwolenie na użycie ostrzejszej magii na terenie Ziemi, o co prosił Kang. Po
za tym zjawili się łowcy z okolicznych Kwater, oraz kilkoro z Głównej.
– Wyglądasz okropnie – stwierdziła Vanessa patrząc na Kanga, kiedy
tylko znaleźliśmy się wszyscy w sali konferencyjnej w wytwórni. Przenieśliśmy
się tam z powody przybycia osób do pomocy.
– Dziękuję, że jesteś kolejną osobą, która mi to przypomina – wymamrotał
spoglądając na mnie, a ja uśmiechnąłem się lekko wykrzywiając kąciki ust, co w
moim mniemani wyglądało bardziej jak grymas, niż uśmiech. – Dziękuję wszystkim
za przybycie, a szczególnie wam łowcy z Kwatery Głównej.
– Tak, wiemy, że nie musieliśmy tu przychodzić, bo chodzi tylko o
jedną istotę magiczną do odzyskania, jedną do zbadania i jedną do zabicia i że
jest to sprawa przypadająca tutejszym łowcom, ale poznaliśmy Shin. Stała się
naszą przyjaciółką, a my nie pozostawiamy przyjaciół w potrzebie.
Słowa Dominika były pokrzepiające.
– A teraz mnie wysłuchajcie. Kiedy Shin Hye została moją podopieczną,
w momencie kiedy mnie dotknęła pierwszy raz, nasze esencje tak jakby się
połączyły, wszyscy wiecie jak to działa. Moja moc była pierwszą z którą
zetknęła się Shin. Dzięki temu właśnie połączeniu przez ostatnie tygodnie
próbowałem ją znaleźć, ale na próżno. Z początku myślałem, że nie ma jej po
prostu na Ziemi, bo działałem na mapie świata. Zacząłem szukać na mapach innych
światów, ale niegdzie jej nie było. Godzinę temu zacząłem myśleć, że to
połączenie to ściema – wiecie jak trudny jest ten rodzaj zaklęcia tropiącego.
Ale w końcu się pokazała. W Europie, a dokładniej w Moskwie.
– Co ona robi w Moskwie? – zdziwił się Yun.
– Merguerde – zaczął Nataniel – ta czarownica, która ma władzę nad
Kimiko – dodał, kiedy połowa spojrzała na niego pytająco. Ciężko jest
zapamiętać takie... niezwykłe imię. – Jej przodkowie osadzili się dekady temu
na terenie dzisiejszej Rosji. Ona sama nie jest tak stara, więc wychowano ją
jako Rosjankę, jest przywiązana do tego kraju. Urodziła się na Ziemi, bo jak
wiecie wiedźmy są potomkami demonów. Jej ojcem był wiedźmin, jeden z
nielicznych, którzy urodzili się w ich rodzaju płodni, dlatego ona jest
silniejsza niż przeciętna wiedźma. W chwili, kiedy nie można było znaleźć Shin
mogły znajdować się poza znanymi nam wymiarami, bo jest dość silna, żeby
stworzyć własny wymiar.
Przez długą chwilę nikt się nie odezwał.
– Kang – powiedziałem w końcu. – Zaprowadź nas do tej mapy.
– Właśnie! – zawołała Vanessa.
– Nie muszę. Prezesie? Jest tu jakaś mapa?
– Owszem. Coś w tym rodzaju.
Machnął ręką, a na stole przed nim pokazał się stojak na globus w
kolorze białego złota, tak cienki, że miało się wrażenie, że zaraz pęknie i
rozsypie się w drobny mak.
Prezes nacisnął jakiś guzik na stojaku, a po chwili pokazała się
między biegunami stojaka mleczna kula z kontynentami zarysowanymi złotem.
Kang podszedł do globusa, a pozostali poszli w jego ślady, stając
dookoła, tak aby każdy mógł patrzeć. Czerwonowłosy położył dłoń na globusie i
mamrotał coś pod nosem.
– Załatwione – powiedział.
Wszyscy nachylili się tak, żeby widzieć na globusie
Europę, ale mimo wpatrywania się weń, nikt nie widział żadnego migoczącego
punkciku, który oznaczałby obecność Shin Hye.
Z ciekawości spojrzałam na Azję i o dziwo zobaczyłem
tam maleńki błyszczący błękitny punkcik, ledwie widoczny na złotym tle
kontynentu.
– Spójrzcie na Azję – powiedziałem od razu.
Prezes nacisnął jeden z przycisków na podstawie stojaka globusa i
powiedziałam "Azja", a wtedy widok na globusie przybliżył się,
ograniczając się do pokazania nam tylko tego kontynentu.
– Ona jest w Korei – stwierdził Yun.
Prezes przysunął widok tak, że widzieliśmy cały Seul, nawet z
migotliwymi punkcikami oznaczającymi ludzi, zwierzęta, pojazdy i inne ruchome
rzeczy.
Kang nagle zerwał się i bez słowa wybiegł z sali. Uświadomiwszy sobie
dlaczego, zerwałem się, aż krzesło na którym siedziałem wywróciło się i
pognałem za Kangiem.
*
Shin Hye – z tymi słowami na ustach wybiegłem na balkon z widokiem na
hol wytwórni.
Na środku podłogi, między mozaiką w kształcie skrzydeł leżała Shin
Hye. Ręce odziane w czarną skórę miała rozłożone w tym kierunku co każde ze
skrzydeł, włosy były porozrzucane dookoła jej głowy. Strój nie przypominał jej
– czerwony top i obcisłe czarne spodnie do tego botki i wszędzie dużo ćwieków i
pasków.
– Shin Hye! – wrzasnąłem i przeskoczyłem przez balkon – do celu miałem
około trzydziestu metrów, więc zminimalizowałem przyciąganie grawitacji,
stwarzając tarczę pod stopami.
– Kang! – zawołał
za mną Joong, ale ja go nie słuchałem.
Opadłem na posadzkę kilka metrów od dziewczyny i
przebiegłem dzielący nas dystans, na końcu opadając na kolana i obejmując Shin,
która właśnie usiadła.
– Puść mnie – szepnęła głosem bez emocji.
Odsunąłem się, zdając sobie sprawę, że głupio robię.
– Shin Hye, Choi Shin Hye. Moja słodka Shin – szeptałem raz za
razem jej imię, siedząc zbyt blisko, jak na nasze dotychczasowe relacje.
– Wszystkiego najlepszego z okazji dziewiętnastych urodzin – powiedziała
z uśmiechem. Chodź jej twarz wyrażała szczęście, oczy były puste.
Zanim się odezwałem, jej usta przywarły do moich. Był
to pierwszy pocałunek, którego ona też chciała – bez poczucia winy – pierwszy, który
mnie bolał.
*
Gdy zbiegłem na dół po schodach, Kang i Shin... Całowali się. Owszem,
niech to robią, ale nie w takim miejscu, w którym w każdej chwili mógł ktoś
nieoczekiwany się pojawić. Szczególnie, kiedy ta druga została uznana za
zaginioną.
Shin Hye chyba mnie nie zauważyła, bo kiedy odsunęła się od Kanga –
jego oddech było widać, jakby w pomieszczeniu było kilka stopni w okolicach
zera, kiedy na dworze z nieba sączył się żar około czterdziestu stopni – nawet
nie spojrzała w moją stronę. Nie dziwię się, na pewno tęsknili za sobą.
Miałem się już odwrócić i odejść, kiedy dziewczyna przytuliła się do
Kanga, a po chwili w jej dłoni zalśniło ostrze przez które światło przebijało
jak słońce przez lód... Nie, chwileczkę. To był lód. Cienki, mocno naostrzony,
lodowy i błyszczący kolec.
– Kang! Odsuń się od niej! – wrzasnąłem.
Shin opuściła rękę.
Za moimi plecami rozległ się krzyk. Obejrzałem się i zobaczyłem całą
zgraję, która zebrała się do pomocy w odnalezieniu Shin. To Vanessa krzyknęła.
Gdy znów spojrzałem w stronę Kanga i Shin, zobaczyłem, że ten pierwszy
ściska nadgarstek tej drugiej, obezwładniając ją, przyciśniętą plecami do jego
torsu. Po chwili kołek wypadł na podłogę i roztrzaskał się jak bardzo kruche i
cienkie szkło, w drobny maczek, który jeszcze zanim się roztopił, zwyczajnie
wyparował.
– Od początku wiedziałem – powiedział Kang bez wyrazu. – Styl Mi Ko.
Zrobili ci pranie mózgu.
– Gdyby ciebie torturowano przez wiele tygodni też byś w końcu
się złamał... – syknęła.
– Zrobiłbyś wszystko, żeby przestało boleć! – wrzasnęła.
Jej głos był inny. Chłodny. Ani krzty dawnego ciepła, którym potrafiła
roztopić nawet skamieniałe serce Kang Kyuna.
– Przypomnij sobie moment, kiedy zostałem porwany przez Lamie –
powiedział do niej. – Byłem z nimi dużo krócej, ale miałem nadzieję, że
mnie znajdziecie. I znaleźliście. Gdybyś wytrzymała odrobinę dużej,
uratowalibyśmy cię.
Głowa Shin opadła, a jej brązowe loki zakryły jej
twarz.
Zanim dotarł do mnie jej histeryczny śmiech,
zobaczyłem między pasmami włosów jej uśmiech – przypisany mordercom i chorym
psychicznie na punkcie śmierci – oraz drżenie ramion.
–Teraz ja cię porywam – powiedziała uciszając śmiech.
– Raczej wątpię – odpowiedział szyderczo Kang i ścisnął mocniej
nadgarstki dziewczyny.
Wszyscy stali osłupiali, niezdolni do poruszenia choćby powieką.
Największą jasność umysłu zachował Kang, czego po nim spodziewałem się
najmniej.
Zrobiłem krok w stronę tej dwójki, stojącej między skrzydłami mozaiki
na podłodze, ale spojrzenie Kanga, mówiło mi, abym się nie ruszał.
– Ka...
– Porywam cię! – wrzasnęła Shin i zaniosła się wariackim śmiechem. – Wzywam
cię o pani życia! Wzywam cię Damo odziana w ciemność! PRZYBĄDŹ NA ME
WEZWANIE...
– NIE! – wrzasnął Kang wypuszczając Shin.
– NIGRO! –
zakończyła zdanie szafirowooka.
Niebo za oknem pociemniało w jednej sekundzie, słońce zniknęło, a w
wytwórni z wieloma świetlikami zrobiło się ciemno jak tuż przed wschodem
słońca, pomimo zapalonych świec.
Vanessa wykrzyknęła coś do innych i od razu rozpierzchli się po
pomieszczeniu.
– Yun! – wrzasnąłem. – Chodź ze mną! Szybko!
Gdy Kang odskoczył od Shin, ona wygięła się cała w łuk, po czym opadła
na kolana oddychając szybko.
– Yun Jae! – wrzasnąłem i złapawszy młodego za nadgarstek pociągnąłem
go do drzwi frontowych.
– Co ty robisz?! – zawołał, kiedy wypchnąłem go za pierwsze drzwi.
– Tu są niewinni ludzie. Musimy ich ewakuować.
– Och – powiedział i pobiegł na zewnątrz.
Kątem oka zobaczyłem jak wygląd Shin zmienia się. Włosy ciemnieją do
czerni, oczy jaśnieją i zmieniają kształt, ciało rośnie. Bogini Stworzenia,
Czarna Dama, Nigra, największe zło magicznego świata, którego boi się sam
Lucyfer oraz pozostali książęta piekieł, właśnie wstąpiła w ciało Shin.
Po moich policzkach popłynęły łzy.
– Moi drodzy! – krzyczał Yun, kiedy do niego dołączyłem. – W wytwórni jest wyciek
gazu. Jest tu teraz bardzo niebezpiecznie, więc proszę abyście się oddalili. W
każdej chwili może nastąpić wybuch.
Nieźle...
Fani zaczęli krzyczeć z niepokoju.
– O nas się nie martwcie, z drugiej strony budynku stoi nasz bus!
Przyszliśmy tylko was wesprzeć i zaraz uciekamy! Proszę, ratujcie się!
Tłum zgodnie zaczął się cofać, wtedy my biegiem ruszyliśmy do środka
budynku.
Vanessa aktywowała klatkę czasu, akurat, gdy w nią weszliśmy, aby nikt
niepożądany nie widział co się dzieje. Wewnątrz wszyscy byli przygwożdżeni do ziemi,
ale kiedy wróciliśmy z Yunem do środka, poczułem nagły brak sił. Działo się to
tak szybko, że opadając przygwoździłem zębami o posadzkę. W wielkim wysiłku
udało mi się zobaczyć, że na środku pokoju stoi Nigra, u jej stóp leży Kang, a
w jej kierunku idzie Vanessa.
Dziewczyna również była podatna na siłę Nigry, ale zdecydowanie mniej
niż pozostali. Próbowałem się odezwać, ale moje gardło było jak ściśnięte liną,
jakbym się dusił.
– N-nie p-po-zwolę c-ci na t-to – wydukała Vanessa. – N-nie pozwolę,
r-rozumiesz?!
– Och, jej ciało już jest tak zniszczone, że kiedy skończę to już nic
z niej nie pozostanie.
– Nie o-odam ci jej! Rozumiesz! Nie dasz rady! Lily! – Ostatnie słowo
zdecydowanie nie było nazwą kwiatu, lecz imieniem.
Z gardła Nigry wydobyło się warknięcie niczym smoczy stłumiony ryk.
Później zaniosła się śmiechem.
– Lily? Nie wezwiesz mojej siostry, a prosisz o kwiat, który może mnie
przegnać? Cóż za głu... – Zamilkła, kiedy za jej plecami kilka metrów ponad nią
rozbłysło światło tak jasne, że Nigra i Vanessa pozostawały tylko ciemnymi
kształtami na tle jaśniejącej bieli.
*
Ciemność.
Ból.
Brak wzroku.
Brak słuchu.
Tak długo już jestem w ciemności. Tak długo czuję
tylko ból. Tak długo... Właściwie, jak długo?
– Miesiąc,
tak myślę.
Oh, ktoś tu jest? Tutaj? Aaah, a gdzie jest to tutaj?
Śmiejesz się?
– Śmieję.
Ja... Ja już nie wiem co to śmiech. Wiem tylko co to ból.
– Hmm, jeśli chcesz
to mogę go zabrać.
Możesz go... zabrać?
– Owszem.
Znów się śmiejesz. Czy ja też mogę się śmiać?
– Oczywiście.
Aah, więc... zabierz ból. Ale... Kim ty... jesteś?
– Ja? Hmm. Jestem
tobą. Ale jeśli chcesz, możesz mi mówić Ag Eol Eum.
Ag... Eol... Um... Ha ha... Zły lód... Ha ha ha...
– Do cholery
jasnej! Oddychaj! Proszę cię, oddychaj! Shin! Ty kretynko!
Poczułam, że coś ściska mój nos i coś przywiera mocno do moich warg.
Uchyliłam powieki, kiedy potężny haust powietrza wlał się w moje płuca.
Uniosłam dłoń i sięgnęłam do policzka osoby, która przyciskała swoje
usta do moich. Obraz bym zamazany i przyciemniony, ale wiedziałam kto mnie
ratuje. Kiedy on odsunął się zaskoczony, ja go przytrzymałam i pocałowałam.
– Wszyscy na nas patrzą – szepnął.
Zmysły powolutku wracały do normalnego stanu.
– Shin Hye! – wrzasnął ktoś w tłumie, kiedy siadałam z pomocą Kanga.
Zobaczyłam tylko zamazaną jasną plamę i poczułam ciepło oplatających
mnie ramion.
– Yun Jae... Daj jej oddychać! – zaprotestował Kang, więc uścisk
blondyna lekko zelżał.
Najwyraźniej Yun nie miał zamiaru mnie puścić, bo mimo sprzeciwów
Kanga, wciąż mnie obejmował.
– Zazdrościsz mi, bo ja mam do tego odwagę, a ty nie?
– Coś powiedział?!
Yun mnie puścił i chłopaki zaczęli się szarpać.
Ktoś jakby korzystając z okazji, że zostałam wyswobodzona, złapał mnie
i podniósł z ziemi niczym księżniczkę.
– Oppa! – zawołałam zaskoczona, kiedy Joong Kyung podniósł mnie z
podłogi w głównym hallu wytwórni. Rozejrzałam się zaskoczona i zaczęłam
zastanawiać jak trafiłam do wytwórni, bo przed chwilą przecież byłam w salonie
w dormie.
– Oppa?! – wrzasnęli Kang i Yun. – Od kiedy to on jest Oppa? – dodał
Kang.
– Ha... Czemu jestem w wytwórni?
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
– I czemu są tu... Skąd wy się tu wzięliście? I gdzie jest Kimiko?
Tłum ludzi: zespół, prezes, łowcy z Kwatery i...
– Bogini Światła! – wrzasnęłam i wyplątałam się z rąk Joonga, ale
kiedy nogi się pode mną ugięły uczepiłam się go, a on z powrotem chciał mnie
wziąć na ręce.
– Jesteś przemęczona, pozwól się nieść – powiedziała Bogini. Jej twarz
była ściągnięta bólem i smutkiem, a włosy przyciemniały do ciemnej szarości.
– No dobrze – mruknęłam, a Joong znów wziął mnie na ręce. Zdecydowanie
był osobą, która mogła tak nosić dziewczyny. – Ale dlaczego jestem w wytwórni?
– powtórzyłam.
– Nie pamiętasz?
Pokręciłam głową.
– Wy sobie załatwiajcie co potrzeba, a my wracamy – powiedziała
Vanessa.
– Vanesso – zatrzymała ją Alba, kiedy tamta już odchodziła ze swoimi
towarzyszami. Czarnowłosa spojrzała na Boginię pytająco. – Klatka.
– Ach.
Nagle w wytwórni zrobiło się jasno jak za dnia. Bo w końcu powinien
być dzień...
– To do zobaczenia! – zawołała.
Złapali się wszyscy za dłonie i zniknęli.
Joong zaniósł mnie do gabinetu prezesa i tam położył na jednej z
kanap. Kang usiadł przy moich nogach i wziął je na swoje kolana, reszta zespołu
i prezes naprzeciw nas na drugiej kanapie.
O co chodzi? Dopiero sobie przypomniałam, że pocałowałam Kanga przy
wszystkich, przez co oblałam się rumieńcem. Starałam się nie patrzeć w lewo na
innych, więc spojrzałam przed siebie, ale tam siedział Kang, przez co chyba
bardziej poczerwieniałam, ale zdecydowanie zrobiło mi się bardzo gorąco.
Nie mając gdzie spojrzeć w takiej sytuacji, patrzyłam na swoje kolana,
bo tak było najbezpieczniej.
Tym, który opowiedział mi co się stało był Joong.
– T-tak długo... Ja... Mam wrażenie jakby to było kilka sekund.
Naprawdę się tak czułam. Tak jakbym zamknęła oczy i nagle zamiast w
salonie w dormie, byłam w holu w wytwórni. I nawet nie pamiętam, żebym chciała
całować Kanga. Przecież nie byliśmy razem, więc dlaczego? Zrobiłam to, a nawet
nie wiem dlaczego.
Może to dlatego, że
zabrałam wszystkie twoje wspomnienia?
– Kto? – zapytałam unosząc głowę, ale po chwili zdałam sobie sprawę,
że w pomieszczeniu jestem jedyną kobietą, bo przecież Alba wróciła do siebie. A
żaden z mężczyzn nie mówi kobiecym głosem, na dodatek bardzo podobnym do
mojego.
– Kto? – zapytał
Yun. – Co masz na myśli?
– Kto... Kto za tym stał? – Wymyśliłam na poczekaniu. Kiedy nie
odpowiadali, ciągnęłam dale. – Powiedzieliście, że jakaś czarownica na
wygnaniu. Ale jaka? I gdzie jest Kimiko...? Mam wrażenie, że mi czegoś nie
mówicie.
Bo nie mówią ci
wszystkiego.
Rozejrzałam się po twarzach zebranych. Wszyscy unikami mojego
spojrzenia.
Widzisz?
Zamknij się – syknęłam w
myślach.
– Shin – odezwał się pierwszy Joong.
– Ja jej to powiem – wtrącił Kang.
– Co mi powiesz?
– Mi Ko. Mi Ko nie jest Magiem, tak jak wszyscy myśleli. Okazało się,
że jest Chowańcem tej Czarownicy na wygnaniu. To... To Mi Ko się porwała.
Oczywiście na rozkaz wiedźmy!
– Skoro jest Chowańcem... – zaczęłam. – To chyba nie miała wyboru, co?
Jak mogę być na nią wściekła, za coś czego nie pamiętam? Bardziej
zszokował mnie fakt, że nie jest Magiem. Oni chyba nie chcieli zbytnio w to
wierzyć i myśleć tak jak ja.
Powiedzieli mi o Kimiko, ale nadal czułam jakbym nie znała całej
prawdy. Postanowiłam jednak nie drążyć tego dłużej. Możliwe, że mięli powód,
aby mi czegoś nie mówić.
Myślisz, że kiedy
ta czarownica cię przetrzymywała to traktowała cię jak księżniczkę?
Postanowiłam ignorować ten głos, żeby przypadkiem nie odpowiadać mu
głośno, kiedy byłam w towarzystwie innych ludzi.
Ten głos? Tsh!
Nazywam się Ag Eol Eum. Nie traktuj mnie przedmiotowo...
Zacisnęłam powieki, żeby więcej siły włożyć w ignorowanie głosu, aż w
końcu przekleństwa każące mi tego nie robić ucichły na tyle, że nie byłam w
stanie ich słyszeć. Pozostawiłam je poza murem, który postawiłam w głowie tak
samo jak podczas nauk Kanga, gdy uczyłam się kontrolować swoją moc.
– No! Zawołał prezes, kiedy właśnie otworzyłam oczy. – Skoro już
wszystko wiemy. Joong Kyung, Yun Jae. Zostawcie mnie z tymi dwoma. Muszę z nimi
o czymś porozmawiać. Spotkanie zespołu zrobimy wieczorem.
– A-ale Sihn... – zaczął Yun.
– Chodźmy – przerwał mu Joong, podnosząc się z kanapy. – To nas nie dotyczy.
Yun westchnął, ale również wstał.
– Cieszę się, że już wróciłaś, Choi Shin Hye – powiedział blondyn
kłaniając się bardzo nisko.
Zaskoczona jego zachowaniem i tym, że nazwał mnie pełnym imieniem
pierwszy raz odkąd pamiętam – o ile w ogóle mnie tak kiedykolwiek nazwał –
patrzyłam w miejsce, gdzie był jeszcze długą chwilę po jego wyjściu z pokoju.
~Tenebris <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz