poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 38.

Notka dziś krótsza niż zwykle, ponieważ w następnej będzie coś co mi nie wyszło i chcę, żeby to było później, a nie tak od razu. Dziś są urodziny mojej mamy, a ja taką brzydką notkę dodaję :c
Nie ważne, tylko się nie porzygajcie xD
Mamusi moja kochana, jeśli to kiedyś zobaczysz to wiedz, że cię kocham i życzę ci wszystkiego najlepszego z okazji 52 urodzin x3 - proszę, uwierz we mnie i nie mów, że nie wydam książek, bo to przykre ;_;
Enjoy ;)


Dlaczego ten stuknięty człowiek wzywa mnie do siebie, kiedy mam największy nawał pracy związany z artykułem o zbliżającym się Tourne Europy Fallen Angels? Bo to stuknięty człowiek.
– Wzywałeś mnie, Hwang Yoe Hyun – powiedziałam wchodząc do gabinetu mojego przyjaciela i szefa.
– Tak, proszę wejdź.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, od razu podeszłam do biurka i usiadłam na fotelu naprzeciw szefa.
– Chciałbym z tobą porozmawiać o tych zdjęciach – powiedział, przesuwając w moją stronę po blacie biurka sporą kopertę.
– Jakich zdjęciach? – zdziwiłam się i zajrzałam do koperty.
Kiedy zaczęłam je przeglądać, aż zaschło mi w ustach, kiedy okazało się kto jest na zdjęciach.
– Kazałem obserwować twój dom – powiedział Yoe Hyun bez skrupułów. – Wyraźnie widać kto jest na zdjęciach, nieprawdaż?
– Nie mam wpływu na to z kim koleguje się moja córka – powiedziałam. – Nie będę jej wybierać przyjaciół.
Na zdjęciach była Shin, żegnająca się wczoraj z Fallen Angels i Kimiko przed naszym domem. W cieniu korytarza widać było nawet mnie.
– O ile się nie mylę, to Han Yun Jae chodzi do tej szkoły co Shin – powiedziałam.
– Nie zapominaj o pierwszym zdjęciu, na którym jest twoja córka z Kim Kang Kyunem – powiedział wskazując na jedno ze zdjęć rozrzuconych teraz na biurku. – Widać, że to on.
– Dobrze, znała go zanim Yun zaczął chodzić do Yesul, no i co z tego? – zapytałam podnosząc się z miejsca i zaczynając krążyć po gabinecie.
– Chcę, żebyś donosiła mi o wszystkim co się dzieje w Fallen Angels – powiedział stanowczo i zdecydowanie. – Twoja córka na pewno ci wszystko opowiada. W końcu to głupia nastolatka.
– Nie waż się obrażać mojej córki – zagroziłam mu, nachylając się nad biurkiem. – Ona nic nie wie, Kang nic jej nie mówi.
– Och, mówisz im po imieniu, tak? – zaciekawił się. – To dobrze, ułatwi to sprawę.
Nawet się nie przejął, nie przeprosił za wyzwanie Shin.
– Co niby ułatwi!? – wrzasnęłam, waląc dłońmi w biurko.
– Twoje donoszenie na ten cholerny zespół – powiedział z uśmiechem. – Od dwuch lat nic na nich nie było, poza dziwnymi zniknięciami z kraju na dłuższy czas, ale teraz kiedy twoja córka się pojawiła…
– Nie będę na nich donosiła! – wrzasnęłam. – Oszalałeś!?
– Nie będziesz? – zdziwił się.
W końcu zaczął słuchać.
– Nie będę, nie chcę żeby moja córka mnie znienawidziła – powiedziałam z mocą.
– To twoje ostatnie słowo? – zapytał.
– Tak, musisz zrozumieć, że dobro mojej córki jest najważniejsze – powiedziałam z uśmiechem. Musi to zrozumieć
– Spróbuj zapewnić jej co najlepsze, bez pracy – powiedział łagodnie.
– S-słucham? – mój głos zadrgał.
–Albo pieniądze, albo córka – powiedział. – Wybrałaś dobry obraz siebie w oczach córki, więc straciłaś pieniądze. Ureguluję twoją wypłatę za ostatnie dni, ale od dziś nie masz już co tu robić. Zbierz swoje rzeczy i nie chcę cię tu więcej widzieć.
– Ty draniu – warknęłam, a moja moc o mało nie sięgnęła tej fałszywej twarzy.
– Do nie zobaczenia moja droga Hoshi.
– Niech Nigra pochłonie twą duszę – wypowiedziałam słowa najgroźniejszej możliwej groźby.
– Majaczysz, no zmykaj już i nie pokazuj mi się więcej na oczy.

*

Po zakończeniu ostatniej lekcji Yung gdzieś zniknął, więc niestety nie miałam jak wrócić do domu. Prawdopodobnie pogniewał się, za wczoraj, kiedy siedziałam na… Noo… Pogniewał się o Kanga. Coraz mniej zaczynam lubić Yung Kyu Donga.
Kiedy chciałam się zaszyć się w kabinie w toalecie, żeby teleportować się do domu, ktoś mnie zaczepił.
– Shin.
– Yun? Coś się stało? – zdziwiłam się.
– Mi nie, ale tobie chyba tak – powiedział ze smutkiem.
– Hee? – zdziwiłam się.
– Widziałem przez okno, że Yung wsiadał do samochodu swojej siostry i razem odjechali. Pomyślałem, że może Joong mógłby cię odwieźć, kiedy po mnie przyjedzie.
– Ale to nie po drodze – zauważyłam.
– To nic nie szkodzi, a ty nie masz jak wrócić do domu, prawda?
Przecież nie powiem mu, że mam żółty kryształ, bo przecież bez zezwolenia nie wolno, a jak wytłumaczę, że go mam?
– Nie, chcę się przejść.
– A może poproszę, żeby Akai się z tobą teleportował? – zaoferował.
– Nie, naprawdę nie trzeba – powiedziałam szybko.
– To ja do niego napiszę – powiedział już wystukując wiadomość na telefonie.
Dobrze, że klon i telefon Akai pojechały po wczorajszej imprezie do domu Fallen Angels.
Westchnęłam i skupiłam się na klonie.
– Zgodził się – powiedział Yun, odczytując wiadomość, którą mu wysłałam. – Napisał, że masz sprawdzić, czy nikogo nie ma w damskiej toalecie, bo tam się pojawi.
– Dobrze, ja pójdę sprawdzić, a ty idź, bo Joong już pewnie przyjechał. Dziękuję, Yun – dodałam z uśmiechem.
– Nie ma sprawy – powiedział na odchodne. – Do zobaczenia!
Jak najszybciej ruszyłam do toalety i zamknąwszy się w kabinie teleportowałam się do domu. Jak zawsze wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w wygodne ciuchy i poszłam do kuchni z zamiarem przygotowania dla mnie i mamy obiadu, ponieważ miała dziś późno wrócić z pracy. Gdy wychodziłam z łazienki do pokoju usłyszałam dobiegający z dołu przeraźliwy kobiecy krzyk.
– Co jest? – mruknęłam do siebie.
Dla bezpieczeństwa zaczerpnęłam odrobinę magii, żeby zapełniła mój układ mocy, że się tak wyrażę.
Po chwili usłyszałam ciche powarkiwania i coś jakby mlaskanie i dźwięk towarzyszący rozrywaniu czegoś.
Po cichu zeszłam po schodach, a z każdym moim krokiem te nieprzyjemne dźwięki nasilały się. Gdy tylko zeszłam do przedpokoju, poczułam chłód wpadający do domu przez otwarte drzwi do ogrodu z tyłu domu, a po chwili dotarł do mnie metaliczny smród zwykle towarzyszący krwi, która miała kontakt z powietrzem.
Dla pewności zaczerpnęłam więcej mocy i rozprowadziłam ją po ciele, gotowa w każdej chwili użyć odpowiedniego ataku lodem.
Lód. Muszę o tym porozmawiać z Kangiem.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięści, z których zaczęła się unosić biała chłodna mgiełka.
Odetchnęłam głęboko i powoli wychyliłam się przez futrynę spoglądając do salonu. To co zobaczyłam było okropne, chciało mi się i wymiotować i płakać, kiedy okazało się kto tam jest.
Moja mama leżała na plecach na podłodze z nieprzytomnym wzrokiem utkwionym w jakimś nieznanym mi punkcie. Jedną rękę miał wyciągniętą w moją stronę, a drugą dziwnie wygiętą, tak jakby kość została wykręcona. Jej gładka skóra na szyi była rozdarta, tak bardzo, że brakowało połowy gardła, a z całej rany wyciekały litry krwi. Nad jej brzuchem pochylała się czarna włochata bestia na czterech łapach z umazanymi krwią łapami i pyskiem, którym wgryzał się do brzucha. Jelita były porozrzucane wokół ciała, a wilk najwyraźniej zmierzał do czegoś co jest głębiej.
– Nie! – wrzasnęłam i wyskoczyłam zza ściany, zrozumiawszy czego szuka ten potwór. – Zostaw jej moc w spokoju!
Magia, każdego z nas jest ukryta między jelitami. Jest to święcący biały punkt wielkości piłki bejsbolowej. Kiedy wydobędzie się ją z ciała to tak jakby zabrać dusze magicznej istoty.
Wilk odwrócił do mnie łeb, a w jego zębach lśniła magia mojej matki.
– Powiedziałam ci, żebyś ją zostawił! – wrzasnęłam znów.
Bestia tylko zawarczała i ruszyła w moją stronę.
Stworzyłam lodowy, bardzo nie równy kolec, z zamiarem wbicia go w ciało stworzenia, ale gdy wilk na mnie wpadł ostatecznie udało mi się tylko drasnąć go tuż pod okiem.
Gdy upadłam, uderzyłam mocno głową w podłogę, przez co zamroczyło mnie na dłuższą chwilkę, a kiedy się otrząsnęłam, wilka już nie było.
– Mamo? – szepnęłam idąc na czworaka do salonu. – Mamusiu – powiedziałam płaczliwie.
Zdawszy sobie sprawę z tego, że Akai miał być ze mną, szybko przywołałam mojego klona i zamieniłam się z nim rolami. Łatwiej będzie mi przelać rozpacz na klona, niż samej rozpaczać i jeszcze utrzymywać zdrowy rozsądek klona.
– Mamo! – zawołałam, ale to nic nie dawało.
Żadne prośby, błagania… Już nic nie zwróci mi mojej mamy.
Klęcząc w krwi razem z Shin zamknęłam oczy już martwego ciała i pozwoliłam je tulić klonowi, przelewając nań całą swoją rozpacz i żal.

*


– Powiedziałem ci, że tego nie włożę, okey! – wrzasnąłem po raz setny dzisiejszego dnia. – Rae, nie zmuszaj mnie do tego, bo ja tego nie założę.
– No, ale Kang, proszę cię. Chcę tylko zobaczyć jak wyglądasz. To zajmie tylko chwilkę. Obiecuję!
Spojrzała na mnie błagalnie, oczami słodkiego psiaka.
– To na mnie nie działa. Powiedziałem nie, koniec i kropka!
– Cześć! – zawołał Yun wbiegając do salonu z marynarką od mundurka w ręce. – Co robicie?
– Próbuję założyć Kangowi Yukata, bo w Japonii po Tourne będziecie nosić Kimona, Haori i Hakame, ale on się nie chce zgodzić.
– Przecież to jest kiecka! – wrzasnąłem.
– Kimono to tradycyjny strój Japonii – zauważył Joong.
– W dupie mam to, że to… – Nagle urwałem, ponieważ poczułem niewyobrażalny ból w sercu. Był tak silny, że aż zachwiałem się i gdyby nie Yun i Rae to bym się wywrócił. Razem posadzili mnie na kanapie.
Ból ten był nie do zniesienia, ale nie był mój, czułem go, ale jakby innym ciałem.
– Kang, co się dzieje.
– N-nie wiem… – wydukałem. – Boli mnie… Nie… Ją… Shin! Shin Hye ma kłopoty! – wrzasnąłem i zerwałem się na równe nogi, próbując zablokować napływające do mnie uczucia Shin.
– Co się jej stało!? – zwołał przerażony Yun. – Kang!?
– Nie wiem, muszę się do niej dostać, jak najszybciej! Gdzie jest Akai? Teleportuje mnie…
– Kazałem mu odebrać Shin i teleportować ją do domu, bo Kyu ją wystawił – powiedział Yun ze smutkiem.
– Co!? Dzwoń po niego, niech się tu pojawi!
– J-już! – zawołał Yun, a ja zniecierpliwiony chodziłem po salonie wyczekując nadejścia Akai.
Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach młody pojawił się w salonie. Jego ubranie i dłonie były zakrwawione, a na jego twarzy malował się szok.
– Coś ty jej zrobił!? – wrzasnąłem. – Źle wylądowałeś i coś jej przyciąłeś, prawda!?
– N-nie czas na wyjaśnienia, chodźcie ze mną – powiedział i wyciągnął do mnie zakrwawioną dłoń.
Niechętnie złapałem go za łokieć, a Yun podczepił się pod drugie.
– Zaczekajcie – zaczął Joong – wezmę apteczkę!
– Nie, chodź już – powiedział Akai.
Joong bez słowa podszedł do nas i położył dłoń na ramieniu Akai, a po chwili już nasz salon się rozmył, a jego miejsce zajął przedpokój w domu Shin tuż przy wejściu do salonu. Scena, którą zobaczyliśmy, po wylądowaniu była przerażająca. Shin załamana klęczała w kałuży krwi wypływającej z dwuch ogromnych ran w ciele już martwej Shi Ho.
– Shin! – wrzasnąłem.
Na jej twarzy malowała się rozpacz. Oczy były zaczerwienione i mokre od łez. Ubranie i dłonie miała brudne od krwi, tak jak u Akai.
Od razu podbiegłem do niej i odciągnąłem ją od martwego ciała.
Tylko dlaczego Shin jest tak załamana? Przecież jej moc powinna ograniczać jej negatywne uczucia? Co tu jest grane.
– Akai? – zaczął Joong. – Opowiedz nam co się stało.
Siłą odciągnąłem Shin od jej matki, a kiedy nie chciała ze mną iść i uderzała we mnie pięściami, żeby znów być przy matce, podciąłem jej nogi i wziąwszy na ręce zaniosłem do góry do jej pokoju, a tam w łazience wsadziłem ją do wanny, żeby opłukać ją i przy okazji jej ubrania z krwi. Nie mogłem przecież zdjąć jej ubrań, bo by mnie znienawidziła, a samej jej nie zostawię w takim stanie.
Mi Ko! Przecież mogę zadzwonić po nią.
Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer siostry.
Halo?
– Mi Ko, słuchaj, potrzebuję twojej pomocy, Shin jest…
Nabrałam cię! Kiedy tego słuchach, znaczy, że nie mam ochoty z nikim gadać, więc spadaj. Paa! Jeśli to ty Ogórku to nic ode mnie nie dostaniesz!
– Poczta głosowa – syknąłem.
Nagle Shin złapała mnie za ramię i przyciągnęła do siebie.
– To był ten wilk – powiedziała. – On ją rozszarpał… Zabrał jej moc.

– Jak ona się czuje? – zapytał Yun, kiedy wróciłem na dół, po tym jak Shin wykąpała się samodzielnie i ubrała, a ja siedziałem przy niej, aż zasnęła.
Wezwaliśmy policję, a z nimi przyjechało też pogotowie na sygnale, a kiedy już odjeżdżało, tego sygnału już nie było. Każdy wiedział co to znaczy.
Nie zacieraliśmy dowodów, wykluczono tylko nasze ślady. Zeznania zostały spisane, Shin też, chodź ledwie dało się z nią porozmawiać, ale ona widziała tylko tyle co Akai, jednak będzie musiała jeszcze pojechać na komisariat zeznać w tej sprawie.
– Już się uspokoiła. Teraz śpi.
Dobrze, że Akai wpadł na pomysł, żeby teleportować nas do domu, wtedy wzięliśmy moje Porsche i przyjechaliśmy z powrotem, żeby nikt nie zastanawiał się jak się dostaliśmy do domu Shin. A Akai miał skłamać, że odprowadził Shin do domu po szkole, bo Yun go poprosił, kiedy ona nie zgodziła się jechać samochodem. Po części prawda.
– Jedźcie do domu, ja tu zostanę. Kiedy się obudzi zabiorę ją do nas. Nie możesz tu zostać, a policja jeszcze będzie badać sprawę morderstwa.
– Kang, znalazłem coś – szepną Joong wchodząc do kuchni, gdzie się zaszyliśmy. – Zrób tego kopię, bo muszę to szybko odnieść na miejsce.
– Jasne.
Hyung podał mi kartkę papieru, a ja nie czytając skopiowałem litery i umieściłem je na przedramieniu, pod rękawem bluzki, żeby nikt nie widział.
– Proszę pana – zwrócił się Yun do policjanta w salonie, kiedy Joong już zaniósł kartkę na miejsce. – Czy możemy już iść? – zapytał.
– Tak, wiemy już wszystko co chcieliśmy wiedzieć.
– Ja tu jeszcze zostanę – powiedziałem. – Z Shin Hye. A wy chłopaki, zadzwoniliście po kierowcę, żeby was odebrał? – zapytałem.
– Tak, za kilka minut powinien tu być.
Gdy chłopacy już pojechali, policja jeszcze przez godzinę kręciła się po domu, spisując wszystko, przeszukując każdy zakamarek domu w poszukiwaniu czegokolwiek co miałby związek z morderstwem.
Kiedy Shin się obudziła, kazałem jej spakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy, ponieważ zabieram ją do nas do domu.
– Jak to mam zamieszkać z wami? – zdziwiła się, kiedy zapytałem gdzie ma jakąś walizkę.
– Nie pozwolę ci tutaj mieszkać samej, nie po tym co się stało.
– Wiele razy zostawałam sama na długo, nic mi nie będzie – burknęła.
– Nie boisz się, że ten wilk może wrócić? – zapytałem. – Nie pamiętasz, że śledził nas wtedy w Myungdong? To musiało trwać już bardzo długo.
– Możesz mieć rację – przyznała ze smutkiem i objęła swoja ramiona jakby było jej zimno. Po chwili nie mogąc się oprzeć, usiadłem na łóżko obok niej i objąłem ją siedząc obok, ale jednak za jej plecami.

*

Zrobiłam to. Byłam temu tak bardzo przeciwna, że Merguerde zniewoliła mój umysł i popchnęła do zrobienia tego. Nie wiedziałam co robię, dopóki głos Shin nie przedarł się przez rozkaz mojej pani. Gdy usłyszałam ten głos, od razu się opamiętałam, ale było już za późno, bo Shi Ho już nie żyła, a ja właśnie odebrałam jej magię. Wtedy tylko wybiegłam z domu, ale Shin udało się mnie zranić tym lodowym kolcem.
– Jesteś zadowolona? – zapytałam, kiedy tylko moja powłoka wilka zniknęła.
– Masz ją? – zapytała ignorując moje pytanie. Była całkiem przejęta, bo myślała tylko o magii, którą ukradłam mamie Shin. – Pokaż mi.
Wyciągnęłam do niej dłoń zaciśniętą na mocy Shi Ho. Była to niewielka dawka mocy, w porównaniu z tą jaką dysponuję dzięki Merguerde, ale i tak paliła mi skórę dłoni, szybko więc oddałam ją wiedźmie.
– Proszę.
– O tak – powiedziała z zadowoleniem i zaczęła się przyglądać magii. – Co prawda nie jest to serce gwiazdy, ale lepsze to niż nic.
Gdy tylko to powiedziała połknęła błyszczącą magię, a jej zewnętrzny wiedźmowy wygląd zmienił się na młody wygląd nowej nauczycielki z Yesul. O tyle dobrze, że nie będę musiała oglądać tej starej, brzydkiej czarownicy, śmierdzącej rozkładem, przez najbliższe kilka miesięcy.
O czym ty bredzisz!? Przez ciebie zginęła niewinna kobieta!
– Ona mnie widziała – powiedziałam. – Teraz ziemska policja zajmuje się sprawą morderstwa. Bogini Światła ma po stronie wilkołaki. Zapewne już mnie szukają. Gdybyś mnie nie zmuszała do tego dziś to poszłoby inaczej…
– Śmiesz się mi sprzeciwiać? – zapytała. – Nie obchodzi mnie to co inni robią. Matka miała zginąć, teraz córka ma się zbliżyć do nowej wspaniałej nauczycielki ze swojej szkoły.
Ah, no tak. Ale trzy tygodnie na zbliżenie się do kogoś, na dodatek po śmierci rodzicielki to raczej nie wykonalne. No i pewnie Shin dostanie jakiś czas wolnego od szkoły, żeby sobie wszystko poukładać. A za trzy tygodnie, przecież jest to ich Tourne po Europie. Ale Merguerde tego nie wie i się nie dowie. A wisiorka z moją duszą nie ma przy sobie, więc nie odczyta moich myśli. Tu cię mam kobieto.

~*~ 

Anonimku, daj jakieś namiary na siebie, żeby można było cię informować o nowych notkach ;)

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 37.



Notka dzień prędzej niż przewidziłam, a to dlatego, że jutro jest zbyt dużo do roboty w domu ;) 
No to z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam, żebyście dostali wszystko to czego sobie zażyczycie - powiedziała ateistka, która nigdy nic nie dostała czego chciała, chyba że sama sobie kupiła
Nie ważne xD
Marry Christmas ;*
Ps. Nie ma żadnego zwiększenia notki z okazji ewentu x3
Enjoy


Nie wierzyłam własnym uszom, kiedy Merguerde mi to powiedziała i własnym oczom, kiedy mi to pokazała. Naprawdę w swojej obsesji już do reszty zwariowała.
– Serio oczekujesz ode mnie, że będę to nosiła, przez osiem godzin dziennie? – zapytałam z niedowierzaniem.
– I tak nigdy tam nie chodziłaś, więc co ci szkodzi spróbować? – zapytała.
– Oszalała – powiedziałam z niedowierzaniem.
– Zakładaj i nie marudź.
– Ale to jest nie modne! – zawołałam.
Ta wiedźma miała z tego niezły ubaw.
– Przynajmniej będę miała cię na oku – powiedziała już poważnie.
Na szczęście, kiedy dziś rano wstałam była w swojej ładniejszej formie.
Westchnęłam i pstryknęłam palcami, a moje ubranie zamieniło się na szkolny mundurek Yesul, który przyniosła mi moja pani dziś rano, budząc mnie rzutem tym czymś w głowę.
– Zadowolona? – zapytałam okręcając się. – To nie to samo co mundurki z Akademii Magii, tamte chociaż są ładne.
Parsknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że wcale nie leży tak źle i jest całkiem wygodny.
– Tylko narzekasz.
Tak więc dziś jest mój pierwszy dzień w trzeciej klasie liceum o nazwie Yesul. Dokładnie w tym samym liceum, w którym uczy się Yun, a co gorsza Choi Shin Hye.
Jakiś czas temu Merguerde rozkazała mi włamać się do domu Choi i znaleźć tam pewną księgę. Oczywiście nie pozwoliła mi zeskanować kartek, tylko miałam jak pospolity złodziej, ukraść zakurzoną, ośmiuset letnią i rozsypującą się księgę. Przez przypadek zabrałam też klucze mamy Shin. Muszę je kiedyś zwrócić.
Wszystkie formalności ze szkołą musiał załatwić Ahn Woon Jeon, Prezes Fallen Angels, ponieważ dopóki na Ziemi nie osiągnę pełnoletniości, przez śmierć rodziców, on jest moim prawnym opiekunem.
Co prawda była zaskoczony, kiedy go poprosiłam o zapisanie mnie do Yesul, ale obiecał mi, że nie wygada się chłopakom, że będę się uczyła w liceum dla ludzi. Robię to tylko ze względu na rozkazy Merguerde i mam zamiar unikać moich nieszczęsnych znajomych posługujących się magią.
Kiedy wysiadłam z samochodu, którym podwiózł mnie do szkoły Jeremy, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Będąc w szkole nie chcę pokazywać kim jestem, więc zamieniłam moje fioletowe włosy z peruki pastylki na moje naturalne brązowe włosy.
Jako, że mój pseudonim to Kimiko, w szkole używając prawdziwego nazwiska Kim Mi Ko, nikt się chyba nie połapie kim jestem i nie skojarzy mnie jako siostrę Kanga, bo w Korei Południowej jest wiele osób o tym samym nazwisku, które nie są ze sobą spokrewnione. Na przykład Choi Shin Hye, Zelo z B.A.P ma na nazwisko Choi, ale z tego co wiem, to nie jest z nią spokrewniony. Gdyby był to miałby moc i chodziłby do Akademii w Loaris, a tam go nie wiedziałam. Nie mogłoby też być tak, że nie odziedziczyłby żadnej mocy, bo nawet matka Shin ma moc, chodź niewielką. Z drugiej jednak strony nie była przecież nigdy w naszej szkole, bo była za słaba.
Teraz będę pół dnia się zastanawiała, czy ktoś mnie nie rozpozna.
No i się zaczęło wtedy, gdy szłam korytarzem z toalety z powrotem do klasy.
– Uważaj jak ła… zisz? – To było pytanie? Ktoś na mnie wpadł, ale żadne z nas na szczęście nie upadło. – Akai Zu Mi – powiedziałam gniewnym szeptem. – Co ty tu robisz w tej postaci?
– Kimiko – szepnął.
– Ćśśś. Powiedz mi co ty tu robisz… Jesteś klonem – zauważyłam.
Skinął głową.
– Nie mów Yunowi, że tu jestem i zachowaj to w ogóle dla siebie – nakazałam.
– Ale co ty tu robisz? – zapytał.
– A co się robi w liceum? – zapytałam jak głupiego.
Wzruszył ramionami, ale po chwili ogarnął wzrokiem moje ubranie i głupkowato się uśmiechnął.
Shin za dużo czasu spędza z Kangiem, bo zaczęła przejmować jego nawyki.
– Przyjdź dziś na stołówkę na długiej przerwie – powiedział mrugając do mnie.
– Słyszałam o tym, bo jedną lekcję mamy wolną.
– Hej to Akai Zu Mi! – zawołał ktoś.
– Podpisz mi się na zeszycie – burknęłam, wydobywając z torby jakiś zeszyt i długopis. – Szybko, zanim ktoś zauważy, że dłużej rozmawialiśmy.
Przejął długopis i zeszyt i miał się podpisać, kiedy się zatrzymał i znieruchomiał.
– Co jest? – zapytałam szeptem, kiedy inni nas obserwowali z zaciekawieniem.
– Nie wiem jak mam się podpisać, nie wymyśliłem sobie autografu jeszcze – mruknął.
Westchnęłam.
– Po prostu napisz swoje imię.
Tak zrobił.
– Dziękuję, Zu Mi – powiedziałam głośno z uśmiechem, po czym skłoniłam się. – Wynoś się – dodałam szeptem, przez zaciśnięte zęby.
Klon uśmiechnął się i ruszył w swoją stronę.
– Jakie to uciążliwe – mruknęłam i spojrzałam na autograf Akai.
Było to jego nazwisko i imię w zapisie fonetycznym, ładnymi pochyłymi literami z zawijasem od literki ‘A’, który podkreślał całe nazwisko i zakręcał nad ‘Mi’. Jak na nie potrafienie napisania autografu, to nieźle mu wyszedł. Jej. Ech… Nie ważne.
Lekcje w tej szkole były takie… Jakby to ująć? Może jednym słowem…? Nudne. Potwornie mi się nudziło, bo to o czym gadali nauczyciele już wszystko wiedziałam.
Akademia Magii, to nie tylko nauka o własnej mocy i historii magii, ale także treningi siłowe, przygotowanie na wypadek walk i wszystko związane z Ziemią. Tego o Ziemi jest masa, ale już pierwszy rok nauki w Akademii uczy więcej niż sześć lat nauki według Ziemskich zasad. Nie dlatego, że nauczanie na Ziemi jest złe, tylko dlatego, że tu nie każdy ma magię i możliwości, aby odpowiednio wykorzystywać obie półkule swojego mózgu w pełni.
W końcu minęły pierwsze nudne lekcje, na których ciągle dostawałam pochwały za to, że wiedziałam więcej niż ludzie z mojej klasy i nauczyciel razem wzięci i w nudnej szkole zaczęło się coś dziać.
Wszyscy pędzili do stołówki. W tłumie na szarym końcu zobaczyłam Yuna, Akai i Shin, wokół nich jak obstawa krążyła piątka chłopaków.
– To pewnie ci koledzy Shin – mruknęłam do siebie. – Przystojniaki z nich.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że tylko ja zostałam w klasie i stoję jak głupek w przejściu, więc ruszyłam za tłumem, zachowując bezpieczną odległość od Yuna i pozostałych.
To co zobaczyłam na stołówce przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia o tej szkole. Z tego co wiedziałam nie chodziło tu aż tak dużo uczniów, bo szkoła była inna niż pozostałe. Wszędzie rygor i dodatkowe zajęcia, a tutaj chodzili uczniowie, którzy mieli zdrowo kopniętych rodziców i podchodzili lekceważąco do obowiązków szkolnych. Tylko rodzice, którzy nie każą swoim pociechą zakuwać dniami i nocami, pozwoliliby chodzić do tej szkoły.
Tak sobie myślę, że w tym roku pierwszaków jest więcej niż w zeszłym, jeśli patrzeć na skład drugich klas. To wszystko przez Yuna, bo wszyscy chcą z nim przebywać, a fanów ma dużo.
Stołówka była tak zawalona uczniami, że nie było nawet gdzie usiąść. Jedynym wolnym miejscem był wolny kwadrat w środku, którego stało kilka osób. Była to ta piątka kolegów Shin, ona sama, jeszcze cztery dziewczyny i dwóch chłopków. Yuna i krwawego klona z nimi nie było.
Każdy z tych stojących na środku miał mikrofon założony za uchem. Za stołem z konsolą z mnóstwem kabli i głośników stał chłopak ze słuchawkami na szyi i coś ustawiał, po chwili dał znak i odezwała się pierwsza osoba. Była to dziewczyna o długich lokach, w kolorze piasku.
– Jak większość z was wie, nazywam się Park Yu Rin. W tym roku skończyłam pierwszy rok nauki i dziś opuszczam grono Voice Tournament. Już nigdy nie zaśpiewam na tej scenie, choćby mnie błagano.
Skłoniła się, a po chwili dziewczyna zdjęła mikrofon i oddała go DJ’owi.
– Co to miało być? – zapytałam ironicznie, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówię to głośno.
– To Park, ona zawsze wygrywała turnieje w tamtym roku szkolnym – powiedział jakiś chłopak do mnie. – Wszyscy po kolei rezygnowali z turnieju, bo była zbyt dobra. Jedynymi, którzy się jej równali są Yesul Boys. – Tu wskazał na chłopaków na scenie. To byli ci od Shin.
– To było pytanie retoryczne – burknęłam do chłopaka.
– Jesteś tak samo uprzejma jak Park – powiedział, śmiejąc się.
Przewróciłam oczami i zaczęłam się przepychać, żeby dotrzeć jak najbliżej tej ich stołówkowej sceny. Nie było to wcale takie łatwe, zważywszy że było tu zbyt wiele osób, nawet jak na taką ogromną salę.
– A teraz, my jako Yesul Boys, Hoon Neul, Kyo Mun, Ae Rae, Gun Ri, Bin Jin oraz Shin Hye,  wytypujemy nowych uczestników turnieju – powiedział chłopak w okularach. Koleś wygląda jak Harry Potter z tymi czarnymi potarganymi włosami. – Przypomnijmy zasady, Hwa Yong.
– Po pierwsze – zaczął przystojniak o lokach sięgających ramion związanych w kucyk na karku. Na jego twarz opadały krótsze pasma włosów, a na głowie miał świetny czarny kapelusz. – W tej Sali śpiewać każdy może, wystarczy chcieć i mieć odwagę. Jedyne czego się zabrania to śpiewanie o przemocy, a to co się nakazuje to świetnie się bawić! – wrzasnął uradowany, a tłum mu zawtórował. – Po drugie, tylko pierwszaki mogą śpiewać na każdej przerwie, każdego dnia, wyższe klasy mają za dużo obowiązków, ale my już to wiemy! W takim razie na poprawę humoru, Aniołek zaśpiewa dla nas ładną piosenkę!
Wszyscy zaczęli bić brawo, a ja zgadłam po minie Shin, że chodziło o nią. Kiedy zdjęła mikrofon i szepnęła coś do ucha tego, jak mu tam? Hwa Yong? Wtedy on się zmartwił, ale zaraz ożywił.
– Przepraszam, miałem mylne informacje, nie Aniołek, a Upadły Anioł dla nas zaśpiewa.
Shin Hye podbiegła na skraj sceny, na szczęście stałam dość blisko, żeby zobaczyć co robi, a pociągnęła Yuna za rękę i wyprowadziła go na środek podając mu mikrofon i wzmacniacz do niego. Yun nie chciał sam i zaczął ciągnąć Akai, ale ten coś powiedział i Yun pokiwał głową, po czym poszedł sam.
Kiedy Yun zaczynał śpiewać swoją piosenkę o przytulaniu - którą napisał po pijanemu, po swojej pierwszej imprezie na Ignis, kiedy Kang zabrał nas po ich debiucie jako zespołu do baru Elfów, gdzie Yun przedawkował alkohol - ja ruszyłam do przodu.
– Shin Hye! – zwołałam przepychając się do dziewczyny, stojącej obok Akai i swoich kolegów, razem z tamtą piątką, która stała z nimi na scenie. Nie było tylko dziewczyny, która wypowiadała się na początku
– Tak? – zapytała, odwracając się do mnie, po czym się uśmiechnęła. – Yuna nie ma, więc mogę użyć twojego imienia?
Skinęłam głową.
– Chłopcy, to jest Kim Mi Ko. Mi Ko, to są Yesul Boys.
– Miło mi.
– Nam również – powiedział przystojniak z długimi włosami wyciągając do mnie dłoń, a kiedy ją ujęłam, on przekręcił moją wierzchem do góry, ale i tak pocałował swój kciuk. Rozbawiło mnie to.
Zaśmiałam się.
– Wook Hwa Yong, do usług – powiedział puszczając moją dłoń, wciąż jednak pochylony.
Dopiero teraz zauważyłam, że wokół nas jest wolna przestrzeń, tak jakby ci tu zebrani wytwarzali wokół siebie pole siłowe, które zabrania nie magicznym się zbliżać.
Wypuściłam trochę mocy, którą ‘użyczyła’ mi Merguerde, kiedy zniewoliła moją duszę i zbadałam przestrzeń wokół nas, ale nie wyczułam nic związanego z magią, poza mocno wyczuwalną aurą Shin.

*

– Wiecie – zaczęłam, kiedy wracaliśmy po godzinie rozpoczynającej tegoroczny Voice Tournament do klasy. Mi Ko i mój krwawy klon nam towarzyszyli. – Zawsze kiedy rozpoczynałam nowy rok nauki, tam w Japonii mama robiła dla mnie i… kilku znajomych grilla u nas w ogrodzie. No i dziś też chciała zrobić, więc pomyślała, że może chcielibyście przyjść? – zapytałam.
– Yesul Boys! – zawołał Hwa Yong. – Idziemy tam!
– Dlaczego decydujesz za nas? – zapytał Ji Woo. – Może nie możemy iść?
– Oczywiście, że możemy – powiedział Sang Joon. – Rodzice na pewno pozwolą, w końcu jesteśmy w drugiej klasie no i każdy z nas miał dobre wyniki na testach.
– No przecież wiem, że idziemy – mruknął Ji Woo.
– To co się sprzeczasz!? – wrzasnął Wook.
Kiedy oni się sprzeczali my nadal prowadziliśmy rozmowę na temat grilla.
– A ty Mi Ko? – zapytałam. – Możesz przyjść.
Przez chwilę milczała spoglądając przed siebie, ale w końcu spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Nie mam na wieczór żadnych zajęć, ale... zaproś mojego brata.
Yun o dziwo nie rozpoznał Kimiko, ale wciąż jej się z zaciekawieniem przyglądał.
– Dobrze – powiedziałam lekko się krzywiąc. – W takim razie dziś o osiemnastej u mnie, wszyscy znacie adres.
– Jasne – powiedziała Mi Ko. – Ja muszę już uciekać. Do zobaczenia wieczorem! – zawołała biegnąc do swojej klasy i machając nam.
– Kto to tak właściwie jest? – zapytał mnie Yung.
– Znajoma.
Rozumiem, że denerwuje się na wzmiankę o Kangu, skoro dla niego jest potencjalnym rywalem do ‘mojego serca’ – nie wierzę, że tak się dzieje – no ale o Kimiko nie musi być… zazdrosny?
– Dobrze.
Westchnęłam.
– Słuchajcie, ja już będę zmykał, bo mnie mój nauczyciel zamorduje – powiedziałam ustami Akai. – Macie zdrowo stukniętą szkołę, ale mi się tu bardzo podoba. To… na razie… U ciebie na grillu, tak Shin? – zapytał. W jego głos dałam chyba zbyt dużo uwielbiania względem mnie, ale przyznam, że reakcja Yunga na to była bezcenna.
– A temu co jest, że tak na ciebie patrzył? – zapytał Wook, patrząc na plecy odchodzącego Akai.
– Podobało mu się to, że pomogłam mu ratować Kanga? – zapytałam.
Akai uniósł dłoń, żeby się z nami pożegnać z oddali.
– Więc to byłaś ty! – zawołała jakaś bezczelnie podsłuchująca naszą rozmowę dziewczyna, zanim udało nam się schować w klasie. – Prawda!?
– Hee? – wyrwało mi się.
– To ty uratowałaś, Kim Kang Kyun Oppę!? – wrzasnęła, podbiegając do nas i wskazując na mnie palcem.
– J-ja…?
– Park Yu Rin, ciągle się chwali, że to była ona, ale ja w to nie wierzę, bo się za bardzo przechwalała, ale ty!? Ty nic nie mówiłaś nikomu i to… to…
No i co z tego?
– No bo… ja… tego…
– Powinni ci wręczyć jakąś nagrodę za to!
Czuję, że ten dzień będzie bardzo długi.

*

– Dziękuję, że przyszłaś, Kimiko – powiedziała Shin, witając mnie na progu swojego domu. – Yesul Boys już są, twój brat i reszta też.
– Pewnie się nasi szkolni koledzy nie spodziewają zobaczyć mnie, co? – zapytałam wskazując na siebie kciukami. – No nic, zaprezentuj mnie ładnie.
Zaśmiała się i poprowadziła mnie korytarzem w lewo, gdzie była jej mama i Joong, razem przygotowujący przekąski na grilla oraz Kang marudzący, że nie będzie siedział w ogrodzie z okularnikiem i jego paczką.
– Mamo, chcę ci przedstawić jeszcze kogoś – powiedziała brązowowłosa, kiedy zdejmowałam buty przed drzwiami, zaglądając do kuchni, gdzie byli tamci. – To jest Kimiko, młodsza siostra Kanga – powiedziała, kiedy obie weszłyśmy do kuchni.
– Miło mi panię poznać, pani Choi – powiedziałam, kłaniając się kobiecie.
Miała taką samą urodę jak Shin, można by było powiedzieć, że Shi Ho, jest straszą siostrą Shin, a nie jej mamą, ponieważ wyglądała naprawdę młodo i nie tak dojrzale jak myślałam.
– Och, dziewczyna! – zawołała kobieta podbiegając do mnie ubrana w fartuszek z falbankami. – Już myślałam, że będziemy świętować z samymi chłopcami. Byłabym zmartwiona, gdyby moja córka, przyjaźniła się z samymi chłop…
– Mamo… – powiedziała Shin słodko, robiąc pauzę między sylabami. – Nic już nie mów, dobrze? – zapytała lekko przekrzywiając głowę.
– No co? Ja się tylko cieszę, że masz jakieś koleżanki, a nie ciągle chłopcy… Przecież wiesz, że się o ciebie martwię…
– Mi Ko? – zdziwił się Kang. – Aaaa! Nie żartuj! Ją też zaprosiłaś!? Shin…!
– Kimiko, idziemy zaprezentować twoje piękne wejście smoka – burknęła dziewczyna i łapiąc mnie za rękę pociągnęła w głąb domu.
Na odchodne pokazałam Kangowi język.
– Masz taką uroczą siostrę, Kang – powiedziała przesłodzonym głosem Shi Ho. – Dlaczego ty nie możesz taki być, co? – Jej głos diametralnie się zmienił, tak jakby groziła mojemu Oppa.
Zaśmiałam się cicho.
– Ona!? Urocza!? To diabeł wcielony(O ironio, Kang nie spojleruj! dop. Aut.), a nie słodki króliczek!
Tego to już mógł sobie darować.
– Chłopcy! – zawołała Shin, wybiegając do ogrodu i ciągnąc mnie za sobą. – Poznajecie kto to? – zapytała stawiając mnie przed zgrają ze szkoły.
Przy dużym stole pod dużym parasolem przeciwsłonecznym siedzieli już przystojniak z długimi włosami, okularnik i tamta mniej ważna trójka, Yun i perfekcyjnie odwzorowany klon Shin w postaci Akai.
– Mi Ko!? – zawołał Yun, zrywając się na równe nogi. – Co ty tutaj robisz?
– Zostałam zaproszona, nie pamiętasz? – burknęłam. – I nie nazywaj mnie Mi Ko. Ile razy mam ci to powtarzać, co? Hmm? – zdziwiłam się wyraźnie wyczuwając na sobie czyjąś obecność, po czym zwróciłam uwagę na przystojniaka, okularnika i pozostałych. – Coś się stało?
– Mi Ko? – zapytał zaskoczony przystojniak. – Ta Mi Ko z naszej szkoły to KIMIKO!? – wrzasnął, zrywając się na równe nogi dokładnie tak jak Yun.
– Taki żarcik – powiedziałam. – Kim Mi Ko, Kimiko.
– Shin, jesteś moim bogiem! – zawołał Sub, podbiegając do brązowowłosej i łapiąc ją za ramiona. – Najpierw Fall-A, teraz Kimiko. Kocham cię!
Kiedy chciał dać jej buziaka w czoło, Akai, Yun i Yung ruszyli z odsieczą i odciągnęli od niej Sang Joona.
W tym momencie do ogrodu wkroczyli Shi Ho, Joong i mój braciszek z niezbyt zadowoloną miną. Wszyscy nieśli coś do jedzenia. Sałatki, różne mięsa i sosy. Joong od razy na rozpalony grill wrzucił mięso i szaszłyki, a pozostali zaczęli zajmować miejsca. Shi Ho zajęła miejsce u szczytu stołu, naprzeciw Akai, ja usiadłam obok wolnego krzesła dla Joonga, obok mnie Shin, a dalej Kang obok Yuna.
Zauważyłam, że chłopcy ze zniecierpliwieniem wyczekują, aż Kang usiądzie. Spojrzałam na jego krzesło, ale nic nie było na siedzeniu.
– Kang, mógłbyś mi podać tzatziki? – zapytała Shi Ho, kiedy Kang już prawie usiadł.
Ogórek wyprostował się i sięgnął po jedną z misek na stole i podał ją starszej Choi.
Chłopcy mieli raczej zawiedzione miny.
– Proszę.
– Dziękuję.
Kang znów zaczął siadać, a napięcie na twarzach chłopaków narastało.
– O! – zawołała Shin, kiedy znów prawie usiadł. – A podałbyś mi napój?
– Jaki? – zapytał uprzejmie, znów się prostując. Zdziwił mnie jego ton i kolejna reakcja zawiedzenia chłopaków.
O co im chodzi?
– Obojętnie, tylko nie jabłkowy, nie lubię go.
Kang uśmiechnął się i chciał odejść od stołu, ale Joong go uprzedził.
– Proszę – powiedział podając brązowowłosej butelkę z napojem.
– Dziękuję Oppa – powiedziała przejmując butelkę. – Kto chce pić? – zapytała, ale nikt nie odpowiedział.
– Mi nalej – powiedziałam, podstawiając jej szklankę.
– Okey.
Kang już prawie usiadł, kiedy chłopcy znów skupili się na jego krześle.
– Ogórek, przyniósłbyś mi ogórki z papryką chili? – zapytałam. – Przyniosłam ze sobą, więc są w mojej tobie.
Któryś z chłopaków cicho zaklął.
Chyba już wiem o co im chodzi, ale nie będę się odzywać, bo to może być zabawne.
Po kilku chwilach wrócił Kang z moimi ogórkami w zalewie z chili.
– Dziękuję – powiedziałam zadowolona i otworzyłam słoiczek. – Chce ktoś spróbować? – zapytałam, kiedy Joong usiadł na swoim miejscu, a Kang kierował się do własnego. – Zanim mięsko się upiecze?
– Ja spróbuję – powiedziała Shin i sięgnęła po swój widelec, a kiedy nabiła na niego jeden kawałek ogórka, Kang właśnie usiadł całym ciężarem ciała, a po chwili jego krzesło wydało głośny huk, po czym mój braciszek poleciał do tyłu.
Chłopcy ryknęli śmiechem, kiedy Kang wylądował na plecach, razem z połamanym krzesłem.
– Który to zrobił!? – wrzasnęła Shi Ho do chłopaków. – Który uszkodził moje krzesło!?
Shin zerwała się, żeby pomóc wstać Kangowi, ale on nie przyjął jej ręki, tylko sam wstał, patrząc z… opanowaniem? Ludzie, co się stało z moim wrednym, narcystycznym bratem!?
– Widzę, że twoi koledzy, Shin mają niezwykłe poczucie humoru – powiedział, zbierając z nią szczątki krzesła.
Ja byłam tak zaskoczona zaistniałą sytuacją, kiedy chłopcy się śmiali, Shi Ho wrzeszczała na nich, Kang i Shin zbierali szczątki drewnianego krzesła, a Joong zajadła się sałatką, że aż zamarłam z otwartym słoikiem ogórków w ręce.

*

– Kimiko? – zapytał Joong, kiedy ja i Kang zbieraliśmy szczątki krzesła.
Fioletowowłosa podskoczyła zaskoczona, a zalewa ze słoika, który trzymała przelała się przez naczynie i wylała na jej bluzkę.
– Cholera – mruknęła. – Przepraszam, pani Choi, czy mogłabym sobie przeprać bluzkę w łazience? – zapytała wstając.
– Oczywiście – powiedziała, przestając na moment krzyczeć.
– Zaprowadzę cię do mojej – zaoferowałam. – Kang ty sobie usiądź na moim krześle.
– Okey – mruknął z uśmiechem.
– Chodźmy – powiedziałam, prowadząc Kimiko za sobą.
Zabawne, że zakręciła słoik z ogórkami i zabrała go ze sobą.
– A to po co? – zapytałam, kiedy weszłyśmy tylnym wejściem do domu.
– Jak zostawię im, to wszystkie znikną. Twoi koledzy z zespołu je uwielbiają.
– Ćśśś – mruknęłam, z palcem na ustach.
Zaśmiała się tylko i ruszyła za mną na górę.
Kiedy zamknęła się w mojej łazience udając przed nie magicznymi gośćmi siedzącymi w ogrodzie, że czyści bluzkę, chodź magią zrobiła to już na schodach, ja wróciłam do ogrodu.
– Mamo, nie ma już więcej krzeseł, prawda? – zapytałam.
– Nie, wystawiłyśmy tu wszystkie, nawet z kuchni.
– Nic nie szkodzi – wtrącił się Kang i złapawszy mnie za nadgarstek przyciągnął mnie, po czym posadził sobie na kolanach.
– Kang Kyun Hyung, co ty robisz!? – wrzasnęłam ustami Akai.
– Ciebie to nie powinno obchodzić – mruknął do mojego klona, obejmując mnie mocno w pasie, tak żebym mu się nie wyrwała.
Spojrzałam na mamę.
– Kang, mógłbyś…
– Przecież, Shin i ja to tylko koledzy z lekcji muzyki, prawda? Ona jest maleńka, więc mi nie przeszkadza.
– Ale mnie to przeszkadza – warknęła mama.
Ukradkiem zerknęłam na Yunga. Widać było, że ciężko mu przełknąć tę sytuację i aż się w nim gotuje, a maskowanie tego nie szło mu zbyt dobrze.
Dlaczego ten właśnie chłopak musiał się we mnie zakochać od pierwszego wejrzenia!? Przecież nie jesteśmy w bajce, w której wszystko kończy się dobrze! A ja go nie kocham, nie jego, ja kocham…
~ Kogo? – zapytał w myślach Kang.
~ Zapomniałam, że jak się nie uważa, to łatwo o kontakty myślowy przy kontakcie fizycznym. Wypad z mojej głowy Kang.
~ Kogo kochasz?
~ Siebie, bo zaraziłam się od ciebie narcyzmem.
Zaśmiał się cicho, co przez innych mogło być odebrane jako reakcja na tryumf spowodowany tym, że siedzę na jego kolanach.
– Shin Hye, nie musisz tam siedzieć, jeśli nie…
– W porządku, mamo. Nic się przecież nie stanie.
Przez dłuższy czas nikt nic nie mówił.
– Co wy tacy przybici jak na stypie!? – zawołała Kimiko wracając po półgodzinie nieobecności. W tym czasie zdążyła się upiec jedna partia szaszłyków z kurczakiem, plasterków boczku i kiełbasek. – Osz ty w mordę…! – zawołała, kiedy zobaczyła mnie na kolanach Kanga.
Ten burak kazał mi siebie karmić, bo nie wychodziłoby mu to, kiedy siedzę na jego kolanach. Niedorzeczne. Ale z jednego względu mi się to podobało, bo Yung się wściekał.
– A właśnie, niezłe mieliśmy szczęście, że jesteśmy wszyscy znów w tej samej klasie, co nie? – zapytał Sub. – Bo jakby nas rozdzielili, to ja nie wiem, czy bym w tej szkole przeżył.
– No, mieliśmy szczęście! – zawołał Yun.
– Mieszałeś w tym palce, Yun? – zapytał Yung, wnioskując z miny Yuna, że tak właśnie było.
– Ja nie…
– Yun – powiedziałam wyczekująco.
– Poprosiłem prezesa, żeby to załatwił z dyrektorem, bo gdyby nie to, to moje fanki by mnie zgniotły, gdyby was nie było, a chłopaki tych dziewczyn, które zrywają z nimi dla mnie to by mnie pozabijali – wytłumaczył ze spuszczoną głową.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Mama i Kang też. Dziwne.
Mimo iż Kang nie znosił Yesul, a Yung nienawidził Kang to czas na grillu mijał zaskakująco przyjemnie i zabawnie. Robiliśmy różne gry i zabawy, opowiadaliśmy zabawne historie, a nawet poszliśmy do salonu grać w różne gry na kinekcie, gdzie Yunowi udało się namówić do tego mamę, gdy bili się na taniec i o dziwo mama wygrała z Yunem, późnej z Joongiem i na koniec z Kangiem, różnicą kilku punktów.
Rozmawialiśmy również o Jeremym, bo zaprosiłam go, ale nie mógł przyjść i Yesul byli zaskoczeni, że jego też znam, chodź nie bardzo kojarzyli kto to.
Kiedy już Joong zabrał swoich towarzyszy, razem z moim klonem i odjechali, a Yesul pojechali z mamą Seoka do swoich domów, a u nas został tylko Yung, ja i mama, zdarzył się coś dziwnego, czego ani ja, ani Jong, Kimiko i Jeremy nie przemyśleliśmy.
Oboje byliśmy w ogrodzie, zbierając ostatnie talerze, których nie pomogli wynieść pozostali goście.
– Miałem cię o to zapytać już w szkole, kiedy Akai ją odwiedził – zaczął Yung. Jak to się stało, że twoja chłopięca wersja odwiedziła nas w szkole, skoro ty wciąż byłaś z nami?
O cholera!
– Nie widziałeś, żeby miał troszkę inną urodę i był wyższy? – zapytałam. – To był mój daleki kuzyn, który wie o wszystkim i zgodził się mi pomagać, kiedy Akai i ja mamy być w jednym miejscy w tym samym czasie i w ogóle. No wiesz, łatwiej mi jest, kiedy mam robić to i tamto, później tylko on relacjonuje mi co robił i jest w porządku… – wymyśliłam na poczekaniu.
Musieli się bardzo zdziwić, że zobaczyli dwie mnie w jednym miejscu.
– Jesteście do siebie bardzo podobni, wiesz?
– Już w szkole chciałem porozmawiać, ale nie napisałaś mi tamtego sms’a – wytknął mi.
– Przepraszam, jakoś dziwnie się to potoczyło i całe to zamieszanie z Yu Rin. Nie gniewaj się, proszę – dodałam po chwili.
– Nie gniewam się, ale przyznaję, że przeżyłem szok, gdy zobaczyłem cię wtedy w drzwiach… Twojego kuzyna. To było bardzo dziwne.
Zaczął się śmiać, a po chwili ja dołączyłam do niego.

*

– Odłożyłam to na miejsce tak jak chciałaś – powiedziałam, kiedy tylko Merguerde znalazła się w zasięgu mojego wzroku.
Obie byłyśmy w opustoszałym pokoju nauczycielskim w Yesul, więc otwarcie mogłyśmy rozmawiać, a Merguerde pod postacią nowej nauczycielki, nadal mogła używać magii, więc nałożyła na drzwi zaklęcie wyczuwające zbliżających się dorosłych.
– To dobrze. A zostawiłaś tam tę kartkę z wiadomością dla tej kobiety? – zapytała.
– Tak, wszystko tak jak chciałaś.
– Dobrze, bardzo dobrze.
– Co teraz mam zrobić? – zapytałam. – Jakieś konkretne zdanie?
– Doskonale wiesz co masz zrobić, Chowańcu – warknęła. – Masz na to coraz mniej czasu, bo jeśli moc tej dziewuchy rozwinie się jeszcze bardziej i zastaniesz ją w domu, to możesz tego nie przetrwać, a wtedy na co mi będzie twoja dusza, bez ciała?
Westchnęłam.
– Będę wiedziała, kiedy zaatakować, o to się nie martw.
Tyle, że ja nie chcę tego robić. Boję się tego, bo polubiłam Shin, a najwyraźniej ona także lubi mnie. Jest moją pierwszą koleżanką. Nawet inne piosenkarki nie chcą się ze mną zaprzyjaźnić, bo albo twierdzą, że są na zbyt wysokim poziomie do mnie, lub, że nie jestem normalna, a to wcale nie jest zabawne. Może znalazłabym sobie koleżanki w Yesul, ale to i tak mało prawdopodobne, bo w naszej szkole na Ignis, żadna się ze mną nie zadaje.
Nie chcę zabijać Shi Ho. Jest dobrą, ciepłą i życzliwą kobietą, która troszczy się o innych. Ja nigdy nie miałam prawdziwej matki. Ta, która mnie adoptowała niby była, ale zawsze wiedziałam, że nie ona mnie urodziła i ta więź była inna, ale Shin i jej mama? One się bardzo kochają i jedna nie może żyć bez drugiej. Nie chcę, żeby Shin cierpiała, bo Merguerde ma taki kaprys. Gdybym mogła to zatłukłabym tę kobietę przy najbliższej okazji, ale skoro więzi moją duszę to nic nie mogę zrobić. Nic, poza zamordowaniem tej dobrej osoby.
Boję się i to bardzo.
– Idź już na lekcje, zaraz będzie dzwonek.
– Do zobaczenia w domu, moja pani.


 *

Shin-hye i Kang-kyun kazali przekazać życzenia z całego serca ;p (To drugie mniej chętnie xD)