Dziś mało, bo już prawie 13 rozdziałów dodane, a 14 jeszcze nie skończony :c
Enojoy ;)
Siedzieliśmy w salonie z
wszystkimi chłopakami zajadając się curry, pijąc piwo i oglądając najlepszych
youtuberów na YouTube. Byli tu chłopacy stacjonujący w Kwaterze Głównej i
Dworze Mroku, ja, Joong, Yun i Jeremy. Ekipa i menager poszli załatwiać
wszystko z naszym wyjazdem do Paryża, dzisiejszego wieczoru. Dlatego właśnie na
tę chwilę mięliśmy wolne.
Odkąd wróciliśmy ze spaceru z
Raven i Karoliną, wciąż zastanawiałem się, gdzie jest Akai. Bałem się, że
wystraszyłem go po tym co zrobiłem w parku. Nie wiem co mi strzeliło do głowy,
po prostu nie myślałem racjonalnie… nie. W ogóle nie myślałem, działem
instynktownie, ciało bez użycia umysłu. Stworzyłem barierę, żeby nas osłonić i
pocałowałem go. Ja, Kim Kang Kyun, chłopak, który nienawidził gejów, sam został
jednym z nich i właśnie całowałem się z chłopakiem o trzy lata ode mnie
młodszym i to z mojej inicjatywy. Przez niego zaczynam wariować!
Byłem zbyt zamyślony, żeby
usłyszeć czyjeś kroki na schodach, ale kiedy tak w nie się wpatrywałem w końcu
zobaczyłem kto biegł. Ta osoba zatrzymała się i patrzyła na mnie przerażona,
szeroko otwartymi oczami.
– Zu! – zawołała Yun podnosząc się
z podłogi. – Wszędzie cię szukaliśmy.
Akai patrzył na mnie przez chwilę
po czym ruszył biegiem do wyjścia z dworu. Gdy zniknął mi z oczu poderwałem się
i ruszyłem za nim.
– A ty dokąd? – zapytał Joong,
łapiąc mnie za łokieć, żeby mnie zatrzymać. – On…
– Nie zna okolicy, może nie móc tu
wrócić – powiedziałem patrząc mu wyzywająco w oczy.
– Ma kryształ, będzie mógł…
– Na teren Dworku nie można się
teleportować – przerwałem mu.
– To prawda! – powiedział Patryk.
Uścisk Joonga zelżał, więc
swobodnie mogłem wybiec za młodym
– Akai! – krzyknąłem za nim. Sta
około stu metrów przede mną wpatrzony w korony drzew okalających mury
posiadłości.
Obejrzał się na mnie, po czym
szybko odwrócił głowę i ruszył biegiem do bramy wyjściowej.
– Akai, zaczekaj! – wrzasnąłem i
ruszyłem za nim biegiem. – Akai! Proszę!
– Zostaw mnie! – wrzasnął
przesłaniając przedramieniem oczy. Płakał? – Nie idź za mną!
– Zu Mi! Proszę, nie uciekaj!
– Zostaw mnie, proszę!
Zwolniłem, ale w mojej głowie
narodziła się okropna myśl, że coś może się stać Akai, że może mieć wypadek,
albo… Nie! Nie pozwolę na to.
Przyspieszyłem, ale młody miał
nade mną dużą przewagę. Jak on może tak szybo biegać? Mam od niego dłuższe nogi
i jestem bardziej wysportowany, to widać po budowie naszych ciał...
N-naszych ciał?
Kang, o czym ty myślisz!? Uspokój
się już!
Odetchnąłem i spróbowałem
przyspieszyć. W mięśniach już czułem narastający ból.
– Zu Mi! Proszę!
– Nie!
Zaczerpnąłem odrobinę magii i
wysłałem ją do mięśni, żeby je odrobinę podleczyć. Akai ma za małą moc, żeby
tak zrobić, więc szybciej ode mnie się zmęczy, jednak po pół godzinie biegu on
wciąż nie zwalniał i nawet nie miał najmniejszego zamiaru, żeby to zrobić.
W końcu gdy dotarł do bramy,
zatrzymał się, żeby ją otworzyć. Była ona stworzona z ogromnych dwóch
mosiężnych skrzydeł zdobionych wygiętymi prętami, a założony na prętach ogromny
zardzewiały łańcuch i kłódka nie ułatwiały otwarcia bramy. Dzięki temu
dobiegłem do bramy w odpowiednim momencie, ale kiedy już miałem wyciągnąć rękę,
żeby złapać Akai za ramę on przestał szarpać się z łańcuchem i wystawił rękę
między prętami bramy, po czym zniknął.
– Nie! – wrzasnąłem i z rozpędu
wpadłem na bramę. – Cholera! Akai nie!
– Nie czujesz, że pozostawił po
sobie plamę magii? – zapytał ktoś. Głos dobiegał z góry, więc spojrzałem tam.
Na kolumnie podtrzymującej prawe skrzydło bramy siedziała z nogą na nogę
Vanessa.
– Co ty…
– Możesz użyć swoich mocy i
teleportować się tam gdzie on, bo pozostało pole – wytłumaczyła z uśmiechem. –
Pospiesz się, bo zaraz zniknie – dodała z uśmiechem i zniknęła.
– Dlaczego mi nie pomożesz, ty…
Aish! Nie lubię tej wiedźmy – burknąłem.
W miejscu za bramą, gdzie Akai
wystawił rękę powietrze delikatnie drgało i było jakby błękitne. Zrobiłem tak
jak Akai i użyłem mocy. W brzuchu poczułem uścisk, a świat się rozmył. Po
chwili stałem już przed małym dębem okolonym spaloną korą dawnego, rosnącego
tam wiekowego drzewa tego samego gatunku.
– Dlaczego on jest taki głupi! –
usłyszałem szloch.
Rozpoznałem głos, który mówił w
moim narodowym języku. To był Akai.
Rozejrzałem się dookoła, ale nie
było tam nikogo, ani Akai, ani innych zwiedzających park.
– Nienawidzę go! – wrzasnął znów.
Wtedy zorientowałem się, że głos
dobiega z kory starego dębu. Powoli, więc podszedłem do drzewa i zajrzałem z
góry do środka. Akai siedział tam skulony, tuląc swoje kolana i opierając na
nich czoło.
– Jest okropnym, zadufanym i
zakochanym w sobie narcyzem, więc jak? Jak mógł się we mnie zakochać!? –
wrzasnął i uniósł głowę, gdy mnie zobaczył przestraszył się i chciał sięgnąć do
kryształu na szyi, ale go ubiegłem i teleportowałem nas do sadu w parku, obok
stawu porośniętego trzciną.
– Puść mnie! – wrzasnął i
odepchnął moją dłoń.
– Zabrałem nas tam, gdzie nikt nas
nie zobaczy.
– Po co!? Po co to zrobiłeś!
Uciekałem, bo nie chcę nikogo widzieć, nie rozumiesz!
Kucnąłem przy nim, żeby nasze
twarze znalazły się na równi. Wtedy zamarł w bezruchu.
– Jaka jest twoja ostateczna
decyzja, Akai Zu Mi?
– H-hee? – wyjąkał.
– Jaka jest twoja decyzja odnośnie
tego co ci wyznałem?
*
Kang wpatrywał się we mnie tymi
czarnymi i nieprzenikliwymi oczami, jakby miał mnie przewiercić na wylot, lub
pod iluzją i zaklęciem zapomnienia widział moją twarz.
Przełknęłam głośno ślinę.
– J-ja…
– Tak? – zapytał przybliżając się
do mnie.
Z każdym centymetrem, gdzie on się
przysuwał do mnie, ja się odsuwałam od niego, żeby zachować między nami te
resztki już niewielkiego dystansu.
– Proszę, odejdź – wymamrotałam,
nie mogąc oderwać wzroku od tych czarnych tęczówek, w których niknęły źrenice.
– Zostaw mnie samego, hyeong.
– Nie odpowiesz mi? – zapytał
gniewnie czerwonowłosy. – Odezwij się teraz, bo jeśli tego nie zrobisz to będę
cię dręczył do końca życia – zagroził mi.
Znów przełknęłam ślinę, ale już
nie mogłam mu pozwolić mu tego dalej ciągnąć. Nie mogłam, nie raniąc go przy
tym.
– Nie chcę tego. Nie jestem taki
jak ty, czy Jeremy! Lubię dziewczyny! Odpycha mnie to jaki jesteś, i że to mnie
sobie upatrzyłeś! Nie chcę tego pamiętać, nie chcę już mieć z tobą do czynienia
w ten sposób, jasne!? Jesteś narcystycznym dupkiem, który myśli tylko o tym jak
zaspokoić swoje zachcianki i nie masz na uwadze uczuć innych. Naciskasz ciągle
na mnie, mówisz, że mnie kochasz, ale ja nie wierzę! Dla mnie to chore i nie
chcę być przez ciebie wykorzystanym!
– Zobaczmy, czy to prawda –
powiedział z wściekłością wymalowaną na twarzy.
Pisnęłam, kiedy powalił mnie na
ziemię, usiadł na moich biodrach okrakiem i przytrzymał moje nadgarstki po
bokach mojej głowy. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłam zareagować, kiedy zaczął
mnie całować. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam pocałunek, a po chwili
wyczułam uśmiech na ustach Kanga. Wtedy opamiętałam się i mocno ugryzłam wargę
czerwonowłosego, tak że poczułam w ustach smak krwi.
– Nadal mi nie wierzysz? –
warknęłam, kiedy zaskoczony się ode mnie odsunął.
Przetarł wargę, a po chwili jego
mała ranka rozbłysła słabym złotym blaskiem, co wskazywało na uzdrowienie.
– Dziękuję – powiedział wstając.
Wyciągnął do mnie rękę, ale
wstałam bez pomocy czarnookiego.
– C-co? – zdziwiłam się.
Cała złość, jakby nagle ze mnie
uleciała.
– Dziękuję, że to zrobiłeś –
powiedział patrząc na mnie z uśmiechem. – Teraz wiem, że moje zachowanie było
głupie i… Miałeś rację, to nie jest zakochanie. Nie wiem co mnie napadło i
przepraszam za to.
Odsunął się o krok i skłonił się
tak nisko, jak jeszcze nigdy nikt się do mnie nie kłaniał. Jego ukłon był tym,
który zwykle kieruje się do naszych bogów.
Nie wiedziałam co w tej chwili
zrobić, na szczęście czerwonowłosy szybko się wyprostował.
– Proszę cię jednak o jedno.
Jego słowa wyrwały mnie z
osłupienia.
– Tak?
Spojrzałam w jego oczy. Już nie
były radosne i przyjazne, wręcz przeciwnie, były zimne i wrogie, tak jak na
początku, kiedy Akai pojawił się w zespole.
– Nie zwracaj się do mnie tak jak
Yun, Mi Ko, czy Jeremy. Nie mów do mnie nigdy więcej Kang, czy Kang Kyun
Hyeong, od dziś mów do mnie tak jakbyśmy byli dla siebie zupełnie obcy i
łączyły nas wyłącznie związki zawodowe.
Przełknęłam głośno ślinę z lekkim
przerażeniem, ale skinęłam głową.
– Dobrze, Kim Kang Kyun Ssi.
– Tak lepiej. Wracajmy już.
Skinęłam głową.
Kang złapał mnie za ramię, a ja
teleportowałam nas pod bramę Dworu Mroku.
*
W następnej dodam tylko jeden króciutki fragment o gościu, którego imienia nikt nigdy nie pamięta xD