A macie notkę z 38 minutowym wyprzedzeniem, a co się będę :P
A to tylko dlatego, że mój ukochany T-Mobile modem z internetem się nie chciał połączyć z siecią i musiałam włożyć moją Heyah z telefonu i tak na pakiecie z tel działam właśnie. Czyli mój modem waszym bogiem, hell yeah! xD
Gdy się obudziłam leżałam w swoim
łóżku, chodź nie mogłam sobie przypomnieć momentu, żebym się do niego kładła.
Zza zasłony do pokoju wpadało jasne słoneczne światło, co wskazywało na
poranek.
Przeciągnęłam się i z uśmiechem
zadowolenia rozejrzałam po pokoju. Jego białe ściany zabarwiły się przez
promienie słońca na złoto, co nadały mu jeszcze piękniejszy wygląd niż zwykle.
Nagle zerwałam się do pozycji
siedzącej, przypomniawszy sobie wydarzenia wczorajszego wieczora. Wpadłam na
mamę, kiedy wychodziłam z koncertu. Nic nie powiedziała, ale widziałam w jej
oczach złość. Była wściekła na Kanga, bo strój, który miałam na sobie był w
jego stylu, więc się domyśliła. Dzwoniłam do niego dwa razy, ale nie odbierał.
Noona powiedziała, że jest pewnie z reporterami, więc odpuściłam. Kiedy już
wróciłam do domu i się wykąpałam, to Kang zadzwonił. Rozmawialiśmy o mamie, a
później Yun Jae się odezwał. Byłam tym tak zszokowana, że nie mogłam wykrztusić
ani słowa, a później…? Musiałam stracić przytomność, bo nic więcej nie
pamiętam.
– Mamo! – wrzasnęłam, zbiegając na
dół. – Mamusiu!
– Co się stało!? – zapytała
spanikowana wybiegając z kuchni w fartuszku i z drewnianą łopatką w ręce.
– Powiedz mi… Czy ja zemdlałam wczoraj?
– zapytałam patrząc na nią ze skupieniem.
– Jejku, tylko o to chodzi, a ja
już się przestraszyłam, że coś strasznego się stało.
– Zemdlałam?
– Tak – potwierdziła i wróciła do
kuchni, skąd dobywał się pyszny zapach świeżej kawy i amerykańskich naleśników,
jakie tylko mama potrafi robić.
– Idziesz dziś do pracy? –
zapytała siadając przy stole, na którym stał już talerz z górą naleśników i
butelką syropu klonowego.
– Tak – powiedziała stawiając
przede mną kubek z kawą, po czym wróciła do smażenia ostatnich naleśników. –
Muszę popracować nad zdjęciami i skończyć pisać o wczorajszym koncercie. Po
południu artykuł pewnie ukarze się w gazecie.
– Rozumiem.
Zaczęłam nakładać sobie naleśniki.
– Masz dziś lekcje? – zapytała,
wykładając ostatnie naleśniki na talerz.
– Jeśli Kang wstanie wcześnie to
tak – odpowiedziałam od razu. – Która jest godzina? – zapytałam polewając
naleśniki syropem.
– Około dziesiątej.
Ktoś zapukał do drzwi.
Przełknęłam pierwszy kęs naleśnika
i spojrzałam przez okno na ulicę. Przed domem stało Audi, którym przyjeżdża do
mnie Kang.
– Otworzysz? – zapytałam. – Ja
pójdę się przebrać.
Skinęła głową, a kiedy obok mnie
przechodziła pogłaskała mnie po włosach. Zanim otworzyła zdążyłam wbiec po
schodach. Przebrałam się z piżamy w jasne jeansy i różową bluzę z kapturem i
kieszenią na brzuchu. Doprowadziłam włosy do porządku i umyłam twarz. Na dół
zeszłam dopiero, gdy upewniłam się, że z moim wyglądem wszystko w porządku. Kang był
zawsze idealnie uczesany i świetnie ubrany. Nawet małej zmarszczki na jego
ubraniach nie było.
– Kang – powiedziałam widząc go
przy stole w kuchni, naprzeciw miejsca, gdzie prędzej ja siedziałam.
– Dzień dobry – powiedział z
niezadowoleniem. Przed nim stał talerz z górą naleśników, polanych syropem
klonowym, a on podpierał głowę na zaciśniętej w pięść dłoni. Na krześle
siedział bokiem z założoną nogą na nogę.
Czemu on musi wyglądać… Nie
powiem, bo usłyszy. Ale on nawet na mnie nie patrzył, tylko mierzył moją mamę
morderczym spojrzeniem.
– Ja już wychodzę, kochanie –
powiedziała do mnie. – Macie naleśniki na śniadanie, a w lodówce jest
Kalguksoo, gdybyście po południu zgłodnieli. Nie wiem, czy zostaniecie w domu,
ale zupa ma zniknąć.
Kalguksoo? A co to właściwie jest?
– Jasne – powiedziałam z
uśmiechem.
Przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła.
Zanim jednak ja, lub Kang się odezwaliśmy, odczekaliśmy kilka minut, aż mama
odjedzie spod domu.
– Dlaczego masz taką minę? –
zapytałam Kanga, siadając przy stole na swoim miejscu.
– Nie mam pojęcia co to, a twoja
mama, kazała mi to jeść – powiedział zniesmaczony.
– Nie wiesz co to? – zdziwiłam
się.
Spojrzał na mnie jak na tłumoka.
– Zanim się urodziłam, mama
pracowała w barze w USA. Nauczyła się tam wielu Amerykańskich potraw, między
innymi naleśników podawanych z syropem klonowym – wytłumaczyłam. – Są naprawdę
pyszne – dodałam, krojąc widelcem naleśnik.
Kang wstał od stołu i wysunął
sobie krzesło po mojej lewej. Położył na nim kolano i usiadł na swojej nodze.
Kiedy nabiłam kawałek naleśnika i zamoczyłam go w syropie, Kang nachylił się i
tuż przy moich buzi, złapał zębami widelec i zabrał z niego naleśnik.
Patrzyłam na czubek już pustego
widelca, z lekko rozchylonymi wargami. Byłam zszokowana tym co zrobił Kang.
– Masz rację – powiedział. –
Pyszne.
Przełknęłam ślinę, wciąż patrząc
na widelec.
– Zaskoczyłem cię? – zadrwił. –
Och, przepraszam najmocniej.
– Kang! – pisnęłam wbijając
widelec w… tak, w blat stołu. Spojrzałam na czerwonowłosego gniewnie. – Czyś ty
oszalał!?
– Pani wybaczy – powiedział z
uśmiechem, wciąż nachylony nad stołem. – Ale wolę te – wskazał na mój talerz. –
od tamtych.
– Oszalał – powiedziałam
zszokowana.
On tylko się zaśmiał.
– Po prostu jestem zadowolony z
koncertu – powiedział odchylając się na oparciu. – Co prawda twoja mama chciała
mi roztopić twarz, ale koncert był udany.
– Co chciała zrobić? – zapytałam
patrząc na niego już normalnie.
– Wczoraj napadła mnie za ten
strój co ci go kupiłem, ale dziś już sobie wszystko wyjaśniliśmy jak byłaś na
górze.
– Ku-kupiłeś? – zdziwiłam się.
– A myślałaś, że pożyczyłem od
jakieś piosenkarki, czy aktorki? – Spojrzałam na niego. Lekko chyląc głowę i
wzruszyłam ramionami. – Oczywiście, że go kupiłem. Narażałem się na poniżenie
wchodząc do sklepu dla pań, ale wolałem to, niż żebyś na mój koncert przyszła…
– Prześliznął spojrzeniem po moich ciuchach. – O tak.
Prychnęłam.
– Nie rób tak.
– Co to jest Kalguksoo? –
zapytałam.
– Nie wiesz co to jest? – zadrwił.
Papuga, tak było z naleśnikami.
– Zapomnij, nie chcę wiedzieć.
– Kalguksoo to narodowa potrawa
Korei – powiedział. – Jest z makaronem i podaje się ją zawsze na zimno.
Zmarszczyłam nos.
– Na zimno i z makaronem –
powiedziałam, po czym wystawiłam lekko język.
– Nie lubisz makaronu?
– Uwielbiam, ale nie na zimno.
Smakuje jak gluty...
– A skąd wiesz jak smakują gluty?
– zapytał zaciekawiony.
Patrzyłam na niego tępo.
– Może zaczniemy lekcję? –
zapytałam, szybko zmieniając temat. – Co będziemy dziś robić? Pojedziemy
gdzieś, czy zostaniemy?
– Skupimy się na kontroli poprzez
mentalną rozmowę – powiedział. – Możemy zostać tutaj, bo w ten sposób nic nie
ucierpi.
– To może chodźmy do salonu? –
zapytałam.
– Nie skończysz jeść? – zapytał z
uśmieszkiem.
– Nie dziękuję – powiedziałam
wstając. – Straciłam apetyt.
Roześmiał się kręcąc głową.
– Nie pokarzesz mi swojego pokoju?
– zapytał.
– Mama mi zabroniła cię tam
wpuszczać i narzuciła na drzwi barierę, która nie pozwoli ci tam wejść –
powiedziałam, wychodząc z kuchni.
– Mówiła, że jej moc jest tak
słaba, że nawet do szkoły nie chodziła, więc co to dla mnie, jednego z
najsilniejszych magów w szkole.
– Ona ma w ogóle jakąś nazwę? –
zapytałam, opadając na kanapę w salonie.
– Tak, ale ci jej nie powiem.
– Dlaczego?
– Bo nie mogę – powiedział
siadając obok mnie. – Zaklęcia ochronne i takie tam. Gdyby ktoś będąc na Ziemi
wypowiedział tę nazwę i niepożądana osoba ją usłyszała, mogłaby się tam
teleportować, co mogłoby być dla nas zagrożeniem.
– Mówiłeś, że teleportować się tam
można tylko dzięki portalowi w Kwaterze Głównej, tej chyba ktoś pilnuje, co?
– Tak – przyznał. – Ale są takie
istoty, które mogą się teleportować na Ignis nawet bez użycia kryształów.
– Bogowie – powiedziałam. – Mówiąc
niepożądana osoba masz na myśli Panią Ciemności? – zapytałam. – Siostrę Alby,
Bogini Światła?
– Wiesz o niej? – zdziwił się.
– Mam mówi mi wszystko.
– Rozumiem. No i tak, miałem na
myśli Panią Ciemności. Ale może przejdźmy już do lekcji, a nie będziemy się
zamartwiać, czy ona zaatakuje.
Skinęłam głową i podając Kangowi
dłonie, zamknęłam oczy.
Jednak nasze wprowadzenie do
mentalnej rozmowy przerwało pukanie do drzwi.
Otworzyłam oczy i spojrzałam
pytająco na Kanga. On zmarszczył brwi niezadowolony, ale tylko wzruszył
ramionami.
– To twój dom, skąd mam wiedzieć.
Pukanie znów się rozległo.
– Idź otwórz – nakazał, puszczając
moje dłonie. – Może to coś ważnego?
– Mhm – mruknęłam i przebiegłam
szybko salon. – Tak? – zapytałam otwierając drzwi.
Na werandzie stał nie kto inny jak
Kyu Dong.
– Yung Kyu Dong? – zdziwiłam się.
– Czy coś się stało? – zapytałam.
– Nie – powiedział z uśmiechem. –
Ale jest niedziela, a zwykle wychodzimy gdzieś w niedziele, więc pomyślałem, że
mogłabyś pójść z nami.
– Och – powiedziałam zaskoczona.
Po chwili jednak nerwowo przegryzłam wargę. – A o której? – zapytałam.
– W południe.
Może do tego czasu Kang się zmyje?
Nie ma mowy – usłyszałam w myślach jego głos.
Westchnęłam.
– Coś nie tak? – zapytał.
– Chodzi o to, że…
– Kto przyszedł? – usłyszałam z
głębi domu głos Kanga, a po chwili on już stał za moimi plecami. – Ooo, Yung
Kyu Dong, jeśli się nie mylę? – zapytał.
– Wejdź – nakazałam Yungowi.
Przeszedł przez próg i skłonił się
nieznacznie.
– Zgadza się – powiedział, kiedy
zamykałam drzwi.
– Co knujecie? – zapytał Kang.
Kiedy do niego wróciłam oparł się
łokciem o moją głowę.
– Hej! – zaprotestowałam, ale
zakrył mi usta dłonią.
– Idziemy z chłopakami się
zabawić. Chciałem wziąć Choi, ale skoro jest zajęta…
Chciałam zabrać dłoń Kanga ze
swoich ust, ale nacisnął swoim łokciem na moją głowę, więc przestałam próbować.
– Ja chętnie bym poszedł, co ty na
to Shin Hye? – zapytał, jednak nie zabrał dłoni. – Zgadzasz się? To dobrze. A
więc kiedy się widzimy? – zwrócił się znów do Yunga.
– O jedenastej przed domem, o
dwunastej z chłopakami w Myungdong.
– Będziemy – powiedział Kang
radośnie. Pewnie się uśmiechał.
– Jasne – powiedział Yung i
otworzył sobie drzwi. – Do zobaczenia.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły
wyrwałam się Kangowi i uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową.
– Za co? – zapytał patrząc na mnie
gniewnie.
– A jak ktoś cie rozpozna? –
zapytałam. – Nie możesz nami tak po prostu iść. To niebezpieczne.
– Umiesz zmieniać kolory za pomocą
magii, prawda?
Skinęłam głową.
– To zmienisz mi kolor włosów na
czarny – stwierdził.
– Potrafię tylko swój i to o kilka
odcieni. A jak mi się nie uda i co innego zmienię na czarny? Na przykład skórę.
I nie będę mogła tego zmienić?
– To będę czarny przez dwanaście
godzin – stwierdził.
– Czemu dwanaście? – zdziwiłam
się.
– Bo jeśli nie cofniesz czaru
koloru sama, to on po dwunastu godzinach się wyczerpie, ponieważ wyczerpie się
twoja energia, która właściwie od tej pory zasila także twój organizm.
– Ludzie potrzebują kofeiny, a ja
magii?
– Dokładnie.
– Czyli co teraz robimy? Mamy niecałą
godzinę.
– Potrenujesz.
– A jak nie wyjdzie.
Położył mi palec na ustach.
– Ufam ci – szepnął patrząc swoimi
czarnymi jak węgle oczami wprost w moje.
Przełknęłam ślinę.
– No dobrze – zgodziłam się. – Ale
jeśli coś nie wyjdzie to nie miej do mnie pretensji.
– Jeśli coś nie wyjdzie to się
zdenerwuję – powiedział.
– Ty starasz się dodać mi otuchy,
czy pogłębić moje obawy?
Wzruszył ramionami.
Tak więc do godziny jedenastej
ćwiczyłam zmianę koloru na chusteczkach higienicznych, a później na moim
mięciutkim misiu, którego nie mam pojęcia skąd wziął Kang.
– Nie będę na nim ćwiczyć! –
wrzasnęłam, patrząc na stertę płonących w misce na stole chusteczek. – A jak go
podpalę?
– Właśnie dlatego go wziąłem,
żebyś go nie podpaliła – wytłumaczył.
– Ja się przy tobie nie mogę
skupić – burknęłam.
– Czyżbyś nadal miała mi za złe te
naleśniki? – zadrwił.
– Bo będę prychać.
Nie odezwał się, ale posadził
mojego Alberta na stole pyszczkiem do mnie.
– Wybacz mi Albert, ale Kang jest
bezduszny i każe mi na tobie trenować. Jeśli cię podpalę, to oczywiście
opatrzę, ale wybacz mi.
Pociągnęłam nosem.
– Nie gadaj do waty zawiniętej w
materiał, tylko ćwicz.
Kang rozparł się na kanapie, a ja
siadając na podłodze przed stołem przytuliłam Alberta, po czym odstawiłam na
stół. Uniosłam ręce, trzymając je nad jego uszkami, po czym zaczęłam
przekształcać wolę w magię. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam mrowienie w
palcach, wskazujące na uwalniającą się magię.
– Shin Hye – powiedział po chwili
Kang.
Pisnęłam przerażona i cofnęłam się
pod kanapę, kuląc się.
– Uratuj go – powiedziałam
płaczliwym głosem.
– Jakby nie patrzeć, to ty mu
obiecałaś, że opatrzysz mu rany, więc ja się nie wtrącam.
– Jesteś bezduszny!? – wrzasnęłam
i spojrzałam na Alberta.
Ku ogromnemu zaskoczeniu wcale nie
płonął. Za to jego dotychczas kremowe futerko było całkowicie czarne. Tylko
elementy takie jak pyszczek, uszka, łapki i brzuszek wciąż były jasne.
– Nawet ładnie wyszło – stwierdził
Kang i usiadł na podłodze obok mnie. – A teraz ja, bo zostało nam tylko kilka
minut do wyjścia.
– A co tak właściwie powiemy Yungowi?
– zapytałam. – Przecież widział cię dziś w czerwonych włosach – stwierdziłam,
siadając do niego przodem.
– Niech się głowi – stwierdził
Kang i opierając się na łokciach odwróciła się do mnie tyłem.
– Czy mi się zdaje, czy w moim salonie
na dywanie leży Kim Kang Kyun? – zapytałam.
Kang zaśmiał się.
– Czaruj, bo nie mam w zwyczaju
się spóźniać.
– Na koncert się wczoraj spóźniłeś
– stwierdziłam i delikatnie dotknęłam miękkich włosów Kanga. Nie musiałam tego
robić, no ale…
– Ciekawe z jakiego powodu –
mruknął. – Poza tym tylko kilka minut, a i tak nikt nie zauważył, nieprawdaż?
– Nie ruszaj się teraz – nakazałam
i zamknęłam oczy, skupiając się. Gdy je otworzyłam po włosach Kanga od skóry
głowy po końcówki wypłynął czarny kolor zastępując czerwień. – Jupi! –
zawołałam klaskając w dłonie.
– Udało się? – zapytał.
– Oczywiście – powiedziałam
zadowolona.
– Nawet nie wiesz, jaką ulgę
poczułem – powiedział siadając przodem do mnie.
Zaniemówiłam, gdy go zobaczyłam.
– Co? – zdziwił się. – Coś nie
wyszło, tak? – zapytał, na powrót zaniepokojony.
– N-nie. Ja po prostu… –
Przełknęłam ślinę. – Nigdy nie widziałam cię w czarnych włosach – powiedziałam.
– Bo zanim trafiłem do Fallen
Angels przefarbowałem je i tak już zostało – wytłumaczył sięgając po lusterko
leżące do tej pory na stole. – Wow, wglądam jak szesnastoletni ja – stwierdził
zaskoczony.
Zaśmiałam się.
– Idziemy – nakazał wstając z
podłogi.
– Za moment, coś ci przyniosę –
powiedziałam i pobiegłam na górę. Z moich ozdóbek wygrzebałam czarne nerdy i zaniosłam
je Kangowi.
– Serio? – zapytał z
niedowierzaniem.
Pokiwałam energicznie głową.
– Pasują ci do stroju –
powiedziałam.
Miał na sobie czerwone rurki,
białą bokserkę i czarną rozpiętą koszulę. Na prawym nadgarstku miał bransoletki
z ćwiekami.
– Nie ma mowy.
Spojrzałam na niego wyzywająco.
Westchnął i założył okulary.
– Więc idziemy?
– Tak – powiedział.
~*~
5 str, bo się tak fragment skończył :P