Jak obiecałam, notka jest w czwartek. Nie rospisuję się dużo, bo pracuję jeszcze nad nowym opo Phantom i fanfickiem o B.A.P (tak jakby) na prośbę "narzeczonej" Banga xD
A dziś jest 18 mojej przyjaciółki!!! Najlepszego mendo, ty El Danielska!!!
A dziś jest 18 mojej przyjaciółki!!! Najlepszego mendo, ty El Danielska!!!
Enjoy ;)
Zdążyłam się przebrać i schować
rzeczy Akai dokładnie gdy czerwone nowe porsche Kanga zatrzymało się wzdłuż
chodnika przed moim domem.
Słońce nie zaszło jeszcze
całkowicie, ale w domu już zrobiło się ciemno.
Wzięłam szczotkę i tapirowałam nią sobie lekko włosy, żeby uzyskać efekt
‘dopiero wyszłam z łóżka’. Pościel zmiętoliłam i ułożyłam tak, jakbym właśnie
wyszła z łóżka, ale po chwili zdecydowałam inaczej i z kołdrą na plecach
zeszłam na dół, żeby odtworzyć drzwi, do których dobijali się Kang i Yun. Przed
lustrem przy drzwiach potrenowałam zaspane spojrzenie i dopiero wtedy przekręciłam
klucz.
– Shin Hye! – zwołał Kang.
– C-co? – mruknęłam i udałam
ziewnięcie.
– Jak dobrze, że jesteś! – zawołał
i rzucił się na mnie, tuląc do siebie.
Patrzyłam zaskoczona pond jego
ramieniem na coś ponad głową stojącego tam Yuna. A na co? Nie mam zielonego
pojęcia.
– A gdzie miałabym być? –
wyjąkałam w końcu.
Chłopaki wpakowali się do środka. Kang już mnie puścił, a Yun przyłożył
mi dłoń do czoła.
– Masz gorączkę – stwierdził.
– Nic nie mam – burknęłam idąc do
salonu i szczelniej otulając się kołdrą. – Po co przyszliście? Mówiłam, że będę
spała – dodała, kiedy siadałam na kanapie podkurczając nogi pod brodę.
– Kang się bał, że twoja moc
wysadzi Seul – powiedział Yun.
– Moja moc jest spokojna i nic się
z nią nie dzieje – powiedziałam.
– Po dwuch tygodniach powinnaś się
z nią zmierzyć, a minęło już…
– Prawie dwadzieścia dni, wiem –
przerwałam mu.
– Twoja choroba może być wynikiem
zbliżającego się ataku mocy – powiedział.
Oboje z Yunem stali na środku
salonu. Dzielił nas tylko stolik do kawy.
– Już mi lepiej, nie wymiotuję,
nic mnie nie boli. Zrobiłam sobie herbaty z miodem i cytryną i spam sobie w
ciepełku i już mi jest dobrze… Byłoby gdybyście nie przerwali mi snu –
powiedziałam naburmuszona.
Mam nadzieję, że moja sztuka nie
zostanie przerwana kiedy nie trzeba. Ona musi trwać. Jak na razie, dopóty
dopóki ktoś nie odkryje mojej tajemnicy. Może to jednak nastąpić już niedługo,
bo poza tymi, którym powiedziałam ja i Yung to już trzy osoby wiedzą. Kimiko,
Joong i teraz Jeremy.
– Naprawdę? – zapytał zatroskany
Yun.
– Przecież nie kłamię – mruknęłam.
– Nie chcę was wyganiać, ale chyba nie uciekliście z klubu? – zapytałam. W
końcu urodziny Yuna miały wyglądać inaczej.
– Nie, siedzieliśmy w domu, bo moi
rodzice zabronili mi robić dużą imprezę.
– Szkoda – powiedziałam ze
smutkiem.
– A mnie nie. Świetnie się bawimy
w szóstkę w domu. Teraz robimy turniej Need for Speed i będzie finałowa runda
między mną a Kimiko – powiedział ożywiony siadając na kanapie obok mnie.
Kang zaczął przeglądać gazety
rozrzucone na stoliku.
– Doprawdy? Kto wygra?
– Pewnie ona. Ostatnio nigdy nie
mogę jej ograć. A może skoro czujesz się już dobrze to pojechałabyś z nami, co?
Kang później by cię odwiózł, albo mogłabyś spać u Mi Ko…
– Co to ma do cholery jasnej być!?
– wrzasnął nagle Kang, rzucając nam pod nogi jakąś gazetę.
Na pierwszej stronie widniało moje
i Yuna zdjęcie zrobione przed szpitalem w dzień w którym Kang obudził się po
swoim wypadku samochodowym.
– Kurde, a schowaliśmy przed nim
każdy egzemplarz z tym zdjęciem – mruknął Yun do mnie.
– Chcecie mi powiedzieć, że
wyszliście wtedy ze szpitala głównym wejściem!? – znów wrzasnął. – Co z was za
skończone głupki. Shi Ho ledwo udaje się odkręcić to całe zamieszanie z tym
pierwszym zdjęciem, a teraz to!? Przecież oni już nie uwierzą, że ja nikogo nie
mam! A jeszcze teraz… Cholera!
Podszedł błyskawicznie do okna i
lekko odchylając firankę spojrzał przed dom.
– Co się stało? – zapytaliśmy
równocześnie z Yunem.
– Wziąłem porsche – oznajmił, ale
nie dotarło do mnie o co chodzi. – Ludzie już wiedzą, że je mam – dodał,
spoglądając na nasze tępe miny. – Cofam to, ja też jestem kretynem.
– Może udawajcie, że jesteście
parą? – zaproponował Yun.
– Hee!? – wrzasnęliśmy oboje z
Kangiem.
Niechcący przypomniałam sobie, jak
Kang nabijał się ze mnie, że niby chciał mnie pocałować. Nie podobało mi się
to. Gdyby paparazzi chcieli mnie zobaczyć i nasze czułości, to co wtedy? Nie
dałabym rady, a mama by mnie zabiła.
– Nie ma mowy – powiedzieliśmy
równocześnie z Kangiem po dłuższej chwili ciszy.
– Wy się nawet ze sobą idealnie
zgadzacie, więc czemu nie? – zapytał blondyn.
– Bo to burak.
– Bo to dziecko – powiedział Kang
w tym samym momencie co ja.
Prychnęłam.
Kang warknął.
– Ja was nie rozumiem – mruknął
Yun.
– Jedziemy do domu – powiedział
Kang. – Rusz się.
Po chwili zniknął w korytarzu przy
drzwiach.
– Nie przejmuj się nim, nie jesteś
dzieckiem – powiedział Yun. – I masz rację, on jest burakiem.
– Yun, czy ty chcesz iść do domu
pieszo? – zapytał Kang.
– Dziś są moje urodziny, ja wydaję
rozkazy, a teraz chcę się czuć jak książę wożony czerwonym porsche.
– Ha ha, już się palę, żeby cię
wozić – zironizował Kang. – Rusz się.
– Do zobaczenia! – zawołał Yun, a
po chwili wyszli z domu.
Zamknęłam za nimi drzwi i pognałam
na górę.
– Zadzwoń, jak tylko zaparkują
przed domem – powiedziałam do Joonga, kiedy tylko odebrał ode mnie telefon.
~ Oczywiście.
*
Rozmawialiśmy wciąż o Shin Hye, kiedy telefon Joonga zadzwonił.
– Akai Zu Mi? ... Oczywiście –
zakończył i rozłączył się.
– Już jadą? – zdziwiłam się.
– Tak.
– Coś chyba się musiało stać,
skoro tak szybko wracają – powiedział Jeremy.
– Gorzej jak się dowiedział o tym
zdjęciu z przed szpitala – zauważyłam.
– Racja.
Po piętnastu minutach, które
spędziliśmy na dworze, w końcu usłyszeliśmy mruczenie silnika porsche, a po
chwili jego światła padające na pogrążającą się w cieniu ulicę. Wtedy Joong
wyciągnął telefon i zdzwonił.
– Już są prawie na miejscu, my
jesteśmy na w ogrodzie przed domem – powiedział i się rozłączył.
Po chwili po schodach prowadzących
do domu, przybiegła do nas Shin Hye.
– Czemu nie wróciłaś od razu? –
zapytałam.
– Bałam się, że wróci do mnie –
szepnęła. – No i rozmawiałam z mamą przez telefon.
– A wy co tak ty sterczycie? –
zapytał Kang, kiedy wspięli się z Yunem z podjazdu po schodach.
– Czekamy na Yuna – powiedziałam. –
Turniej się nie skończył!
Yun wyminął wszystkich i wbiegł do
domu.
– I co z tą twoją? – zapytałam
szturchając Kanga w bok, kiedy Akai, Joong i Jeremy również zniknęli w domu. –
Coś się stało?
– Wiedziałaś o tym zdjęciu
zrobionym Yunowi i Shin przed szpitalem, prawda? – zapytał ignorując moje
pytanie.
– Nie wiem o czym mówisz –
powiedziałam i uciekłam do domu. – Strzeżcie się, wściekły Kang idzie! –
zawołałam wbiegając do salonu. Schowałam się z Jeremim, bo tylko on był
niewzruszony na humor Kanga.
– Wszyscy wiedzieliście o tym
zdjęciu sprzed szpitala, prawda? – zapytał Kang wchodząc z mną do salonu.
Nikt się nie odezwał.
– Ludzie ja się tylko pytam, okej?
– No wiedzieliśmy, i co? – zapytał
Jeremy.
– Ciebie nie pytam – burknął Kang
do niebieskowłosego.
– Tak, wiedzieliśmy – powiedział
Yun.
On był naszą barierą oddzielającą
nas od Kanga. My we czworo staliśmy przy kanapie, a blondyn siedział na
podłodze i bawił się joystickiem.
– Po prostu matka Shin będzie
wściekła jak się dowie – powiedział. – Ta kobieta nie jest silnym magiem, ale i
tak jest się czego bać.
Ukradkiem spojrzałam na Akai. Była
trochę zmieszana.
Chyba już wiem o czym rozmawiała z
mamą, kiedy jej z nami nie było. Pewnie przez to, że udaje Akai to nie rozmawia
z nią zbyt często. Musi jej być smutno z tego powodu. Ja co prawda nie znam
swojej biologicznej matki, ale odczułam to kiedy matka Kanga oddała życie, żeby
nas chronić te kilka miesięcy temu.
– U Shin mówiłeś co innego –
zauważył Yun.
– Po prostu mogliście mi
powiedzieć jak byłem w szpitalu, wtedy by się to jakoś odkręciło, ale teraz już
jest za późno.
– Damy radę! – zawołałam. – Niech
myślą, że… Albo nie, nie powiem tego. Yun!?
– Już włączyłem, chodź!
Wszyscy rozsiedli się na kanapie i
fotelach, a my rozpoczęliśmy swój rundę finałową. Nasze starcie przebiegło tak
jak zwykle. Yun i ja szliśmy łeb w łeb, chwilę później to on prowadził, nawet z
dużą przewagą. Mijaliśmy mnóstwo zakrętów i samochodów, ale Yun i tak miał nade
mną dużą przewagę. Na ostatniej prostej przed metą, jednak wszystko się
zmieniło. Yunowi zostało dosłownie kilkanaście metrów, kiedy zboczył z drogi i
wjechał w płot, ja nieświadoma z początku tego co zrobił pędziłam dalej, a
kiedy się zatrzymałam byłam już z metą.
– Ty głupku! – wrzasnęłam żując
joystickiem w podłogę i zrywając się przy tym na równe nogi. – Oszukiwałeś!
– Ja to bym się wściekał , gdyby
to Yun wygrał – mrukną Kang.
– Zamknij się! – zawołałam
strzepując rękę w jego stronę. Z moich palców posypały się sycąc białe iskry
otoczone błękitną obwódką. – Yun, ty się chcesz pozbyć kilku swoich rzeczy czy
mi się zdaje!? Czemu, żeś zjechał, co? Przegrałeś naumyślnie!
– Palec mi się omsknął –
powiedział wzruszając ramionami.
– Najpierw Akai, teraz ja! Aż tak
nie lubisz swoich słuchawek? – zapytałam zakładając ręce na piersi i
spoglądając na niego z góry.
– Ale ja wygrałem uczciwie –
wtrąciła Akai.
– Zamknij się.
– M-moje słuchawki? – zająkał się
Yun.
– Tak – powiedziałam zadowolona. –
Te które robiłeś na zamówienie na Ignis. Białe z napisem Fallen Angels.
Człowieku, one mają tak dobry dźwięk i tak czysty, że… – Westchnęłam z
zadowoleniem, bo za bardzo się rozmarzyłam. – Nie ważne, słuchowi są moje.
– Wiesz ile ja na nie zbierałem!? –
zawołał również wstając. – Dlatego ja takich nie zamawiałam, bo mnie nie stać.
– Nie? – zdziwiła się Akai.
– Na Ignis funkcjonuje inny rodzaj
pieniędzy – wytłumaczył Joong. – A Ziemskich nie można wymieniać na te Ignis. Z
kolei te Ignis można wymieniać na Ziemskie. Jeden kryształ kosztuje dziesięć
dolarów.
– Wow – mruknęła. – A ile to
będzie won?
– Jakoś około dziesięć i pół
tysiąca.
Jej oczy dosłownie zaczęły
błyszczeć. Nie dziwię się. Opowiadała mi, że nigdy nie miła wielu pieniędzy i
tych co miała nigdy nie starczało na nic większego.
– To co teraz robimy? – zapytałam
uradowana.
– One kosztowały dwieście tysięcy
kryształów – mruknął Yun opadając na kolana.
– Skoro dwieście tysięcy to razy
dziesięć, to jest 2 miliony dolarów? – zapytała Akai licząc na palcach.
– Tak – powiedziałam
zniecierpliwiona. – Możemy już nie gadać o pieniądzach?
– To ile to by było na nasze,
Joong?
– Nie mam pojęcia. Z pewności
dużo.
– Ponad dwieście milionów, to
logiczne – powiedział Jeremy. – Kilka zer wystarczy dodać.
Akai dosłownie szczęka opadła.
– Ale pamiętaj, że kryształy można
wymienić tylko w nagłych wypadkach, więc nawet gdybyś dostał się na tę planetę
i dostał własny licznik to i tak nie pozwolono by ci wymienić pieniędzy –
powiedział Kang.
– A właśnie! – zawołałam. – Ile
masz?
Podbiegłam do niego i złapałam za
nadgarstek lewej ręki.
– Jesteśmy na Ziemi, nie zobaczysz
– powiedział święcie przekonany, ale ja potrafię to sprawdzić.
– No i co, Vanessa pokazała mi jak
to tu sprawdzić.
Skierowałam strumień swojej mocy
na nadgarstek Kanga i wykonałam tak nazwane przez Vanessę pchnięcie mocy.
Polega ono na skumulowaniu krążącej po ciele magii na wewnętrznej stronie dłoni
i wyparciu jej na licznik, który w tej chwili jest niewidzialny. Po chwili
jednak udało się go zobaczyć. Na przedramieniu Kanga pokazały się błyszczące
błękitne liczby. Było ich…
– Tylko trzy tysiące sześćset? –
mruknęłam. – To nawet ja mam więcej.
Mruknął coś niezadowolony.
– Wiem już co możemy robić! –
zawołał Yun i wyłączył grę, a po chwili wymienił j na inną. – Moje super tajne
przenośne domowe karaoke! – wrzasnął Yun.
– O nie… – mruknęli wszyscy
niezadowoleni.
Yun specjalnie wybierał
dyscypliny, w których on jest najlepszy. Co prawda poza Jeremym to każdy z nas
śpiewa, no ale karaoke Yuna polega na angielskich tekstach. A on jest w nich
najlepszy, mimo że najgorzej z nas włada tym językiem i nie zawsze rozumie
teksty piosenek.
– Fajnie – powiedziała Akai zaraz
po nas łącząc opuszki palców.
Kang i Joong siedzieli najbliżej
niego, ja klęczałam przy Kangu wciąż trzymając jego nadgarstek, którego liczby
już zniknęły, a Jeremy trochę dalej. Wszyscy poza Yunem spojrzeliśmy na nową
jak na debila.
Także zaczęło się od Adele, poprzez
Biebera i One Direction, a skończywszy na Demi Lovato, czyli jednym słowem same
gówno, z przeproszeniem.
– Zmieniam zdanie, nie podoba mi
się to – burknęła Akai opadając na poduchę fotel. – Nic nie rozumiem, nie
potrafię nawet tego przeczytać – dodała wskazując na telewizor, przed którym
Yun śpiewał Baby Biebera.
– Gdzieś ty się wychowywał, że
angielskiego nie znasz? – zapytał go Kang, siadając w drugim fotelu, kiedy ja
klękałam obok Akai.
– W Japonii – powiedziała bez
namysłu.
Przecież Kang wie, że Shin
mieszkała w Japonii, a to może naprowadzić go na odkrycie tajemnicy Akai. Nie
chcę, żeby to się tak szybko skończyło.
– No tak, w CV widziałem.
Och, nie wiedziałam, że on wie…
– Dobra ludziska, mam dość
Biebera, dawaj mikrofon! – zwołałam do Yuna.
Wstałam z podłogi i wyrwałam
Yunowi pilota, po chwili wybrałam odpowiedni utwór.
– Teraz cisza, bo Kimiko będzie
szalała.
Gdy tylko poleciła muzyka ja
zaczęłam swój śpiew razem z nią.
Był to Bohemian Rapsody wykonania Queen.
Kiedy skończyłam, dostałam brawa, gwizdy i
wołanie o jeszcze.
Nie znoszę chłopaków, ale potrafią mnie
słuchać, kiedy śpiewam. Szkoda, że tylko kiedy śpiewam naprawdę chcą mnie
słuchać.
Z tą piosenką jestem bardzo zżyta i nie
wyobrażam sobie, gdyby mi jej zabrakło. Nie wiem czemu, ale zawsze mi się on
śni wraz z kobietą, która to śpiewa. Jeszcze nie doszłam co to znaczy, ale
kiedyś się tego dowiem. Nie rozumiem tylko dlaczego gdy jest ta śpiewająca
kobieta, jest też Merguerde, której twarz wykrzywia dziwny grymas zadowolenia.
*
Po karaoke nadszedł czas na późną kolację, bo
było już około jedenastej w nocy.
– Zgłodniałem – powiedział Yun,
kiedy skończyliśmy śpiewać.
– Możemy zrobić Barbeq –
powiedziałem. – Myślałem o tym ostatnio i zrobiłem niedawno potrzebne zakupy.
– To ja tu wydaję rozkazy i wpadam
na pomysły co możemy robić! – zawołał Yun. – Widzisz, jak dobrze, że wpadłem na
ten, Joong?
Zaśmiałem się cicho, kiedy zażartował, a po
chwili inny mi zawtórowali.
– No co? – zapytał wzruszając
ramionami.
– Akai, Mi Ko pomożecie mi z
jedzeniem? Chłopaki weźcie wynieście stoły na dach. A ty Yun, rozkazuj nam
kiedy będziemy to robić – powiedziałem do niego z uśmiechem, kiedy spojrzał na
mnie spode łba.
– Pomogę wam – burknął.
Kiedy Kang i Jeremy zniknęli,
zacząłem wyciągać z lodówki potrzebne na grill przekąski.
– Akai, pójdziesz na dach do
chłopaków? – zapytałem. – Obawiam się, że Kang zaatakuje Jeremyego jak będą
sami.
– A jak się wtrącę to i mnie
zaatakuje – powiedziała. – Przecież on mnie takie… takiego nie znosi. Sam
widziałeś.
– Takiego? – zdziwił się Yun. –
Jakiego?
– Takiego jego, no i już –
mruknęła Mi Ko grzebiąc po szufladach.
– Czego szukasz? – zapytałem
kładąc na blacie przy kuchence tace z warzywami i schabem na szaszłyki i drugą
z kiełbaskami.
– Wykałaczek do szaszłyków.
– Szaszłyki? – zapytał Yun. – W
takim razie ja idę nosić krzesła. Nie lubię dotykać surowego mięsa.
Pomachał nam i pobiegł na górę.
– Jak zwykle – mruknęła, a ja
otworzyłem jej szufladę, w której prędzej schowałem wykałaczki do szaszłyków. –
O, dziękuję.
– Nie ma sprawy. Mi Ko, w lodówce
jest mieszanka przypraw, podasz ją? – zapytałem.
Dziewczyny zaczęły obtaczać
pokrojone kawałki schabu w mieszance przypraw i nabijać je na wykałaczki, razem
z papryką, cebulą, pomidorami i kurczakiem również w przyprawach. Na te
ostatnie Mi Ko się uparła. Ona ma słabość do kurczaka. Także każdy szaszłyk
wyglądał inaczej. Gdybym ja je robił, pewnie wyglądałyby wszystkie tak samo.
Gdy one tworzyły swoje kolorowe
dzieła, ja nacinałem kiełbaski w krzyżyki. Po jakichś dwudziestu minutach
wszystko już było gotowe. Stoły, krzesła i grill stały na swoich miejscach na
dachu, szaszłyki, kiełbaski, przekąski oraz napoje na stołach.
Ja zająłem się smażeniem, a inni
siedzieli przy stole.
Kang i reszta złączyli dwa
kwadratowe stoły w jeden i zaścielili go papierowym obrusem. Wokół ustawili
sześć plastikowych ogrodowych krzeseł.
– Akai Zu Mi – powiedział nagle
Kang, kiedy już zsiedli do stołu, a ja pilnowałem rozpalonego już przez Magów
ognia na grillu. – Opowiedz nam coś o sobie.
– Hee? – zdziwiła się. – C-co mam
opowiadać?
– O! O! Ja wiem! – zawołał Yun. –
Powiedz czemu poszedłeś na nasz casting?
– Eem – mruknęła.
W sumie ja też byłem tego ciekawy.
Chociaż troszkę inaczej niż tamci. J chciałem wiedzieć dlaczego Shin Hye
wybrała się na casting jako chłopak.
– No właśnie, dobre pytanie –
powiedziała Mi Ko.
Akai zgromił ją wzrokiem, a Mi Ko
się uśmiechnęła. Kang patrzył nienawistnie na Akai, za tę wyminę spojrzeń z
jego siostrą. Jeremy jeszcze godzinę temu też tak na nią patrzył, teraz się uśmiechał.
– No więc… No bo…
– Wykrztuś to z siebie – mruknął
zniecierpliwiony Kang. – Chyba, że jest to związane z twoją tajemnicą, którą ma
ktoś odkryć.
– Zostałem do tego zmuszony! –
wypaliła.
Parsknąłem cichym śmiechem, ale na
szczęście tłuszcz kapicy do ognia zagłuszył to.
– Jak to zmuszony? – zdziwiła się
Mi Ko.
Wszyscy byli zaskoczeni, a mi
chciało się śmiać.
Ciekawe czy to zmyśliła, czy
naprawdę tak było?
– N-no bo… Moja znajoma była jedną
z nielicznych, która słyszała jak śpiewam. No i było to ogłoszenie o castingu
i, że poszukują magów, lub upadłych aniołów, ale ona tego nie widziała, no ale
była ta informacja, więc kazała mi iść na casting, no i wpakowała mnie do
taksówki i już nie miałem wyboru, musiałem iść. Chciałem się wykręcić, ale inni
uczestnicy wepchnęli mnie wtedy do sali, no i prezes i w ogóle ta kamera… – Z
każdym słowem coraz ciszej mówił.
– Poszedłeś na casting dla
dziewczyny? – zapytał Yun podekscytowany. – Jaka jest? Ładniejsza od Kimiko?
– No ej! – zawołała fioletowowłosa.
– N-nie, nie jest ładniejsza od
Kimiko – powiedziała Akai. – Nie znam ładniejszej dziewczyny od Kimiko – dodała
po chwili, patrząc na Mi Ko z uśmiechem.
– A właśnie, że jest! – zawołał
Yun. – Moja Shin jest najśliczniejsza na świecie!
– Hee!? – wrzasnęły dziewczyny.
Wyciągnął telefon z kieszeni i
zaczął coś przeglądać.
– No mówię wam, przecież wszyscy
ją widzieliście… – zamilkł w pół gestu, kiedy podawał Akai telefon. – A nie,
Jeremy jej nie widział.
– Naprawdę? – mruknął Jeremy. Co
prawda nie widział jej twarzy bez iluzji, ale znając jego będzie się spierał,
że ją widział. Cały Dan. Prawie idealna kopia Kanga, jednak mniej nieuprzejma.
Podał Akai swój telefon, a po
chwili ten zawędrował nawet do mnie.
Na wyświetlaczy znajdowało się
zdjęcie, śpiącej na blacie szkolnej ławki Shin Hye. Ręce miała złożone na
biurku, a głowę Oparą bokiem w miejscu gdzie się krzyżowały. Jej twarz była
spokojna i nie wyrażała żadnych emocji. Nie dość, że na żywo i w stanie
przytomności była śliczna, to śpiąc była już tak powalająca, że ciężko było od
niej odwrócić wzrok.
Kiedy podałem telefon Kangowi
wytrzeszczył oczy na to co zobaczył, a jego policzki oblały się rumieńcem.
Nawet w słabym świetle niewielu lamp na balkonie, n którym siedzieliśmy dało
się to zobaczyć. Po chwili wyciągnął z kieszeni swój telefon i chyba wysłał
sobie to zdjęcie.
– Czemu robisz mojej podopiecznej
takie zdjęcia? – zapytał Kang Yuna.
– Bo jest taka śliczna i słodka i
w ogóle się chyba zakochałem! – zawołał ściskając swój telefon.
I Kang i Akai, oboje w tym samym
czasie unieśli szklanki i oboje w zakrztusili pijąc. Mi Ko siedząca najbliżej
Akai uderzyła go w plecy, a Yun pomógł Kangowi.
– Coś ty powiedział? – warknął
Kang.
– Daj spokój, Kim Kang Kyun –
powiedziałem. – Przecież wiesz, że Yun Jae kocha wszystko co jest słodkie i
śliczne.
– Właśnie! – zawołał Yun. – Hyung
(starszy brat, używane wyłącznie przez chłopaków (Oppa, tylko przez dziewczyny)
dop. Aut.) ma rację! Ale ją najbardziej!
– Yun, nie pogrążaj się – mruknęła
Mi Ko.
Kang mierzył Akai dziwnym
spojrzeniem. Zastanawiał się zapewne, dlaczego ten również się zakrztusił
słysząc słowa Yuna. Mnie zastanawiało dlaczego Kang się zakrztusił. Czyżby jemu
Shin też się podobała? Wiem, że wszyscy doceniamy jej urodę, ale Kang zachowuję
się dość dziwnie w stosunku do niej. Chociaż to pewnie dlatego, że jest jej
opiekunem i musi dbać nie tylko o bezpieczeństwo i zadowolenie jej mocy i
ciała, a również duszy.
– Hej Akai, bo widzieliśmy to
twoje nagranie z castingu i wiesz co, moja Shin w dzień castingu poszła na
randkę z Kyu – szybko zareagowałem i zakrzywiłem czas, zatrzymując w tej chwili
tylko to co się działo w naszym domu i tu na balkonie, pozostawiając tylko Yuna
i siebie w pełni świadomych zatrzymania. – ona była tak samo ubrana jak ty na
tym nagraniu. Hej! Hyung co ty zrobiłeś!?
– Nie porównuj Shin z Akai, przy
Kangu, bo wiesz jak on go nie lubi – powiedziałem, żeby zapowiedz zdemaskowaniu
Akai, przed Kangiem. Yun naprawdę był głupi, teraz muszę to przyznać, że nie
potrafił połączyć tych dwuch rzeczy.
– Och, przepraszam. Masz rację
Hyung.
Zaśmiał się szczerząc zęby.
– Nie pamiętam, jak siedziałem!
Joong Kyung Hyung! – zawołał błagalnie, patrząc na mnie swoimi oczami zbitego
pieska.
Przewróciłem oczami i podszedłem
do niego, po czym ułożyłem mu ręce tak, jak je trzymał w momencie zatrzymania
przeze mnie czasu, po czym wróciłem na swoje miejsce. Rozejrzałem się po
twarzach zebranych. Nikt na mnie nie patrzył, więc ‘włączyłem play’ w biegu
czasu.
Yun milczał.
– I…? – dopytał się po chwili
Kang.
– I? – zdziwił się Yun.
– Mówiłeś coś do mnie – wtrąciła
Akai.
– Eeee… Zapomniałem – powiedział
śmiejąc się.
– Gotowe! – zawołałem, bo
szaszłyki i kiełbaski już się usmażyły. Dobrze, że mieliśmy duży grill, na
którym zmieściły się wszystkie smakołyki. Gdyby nie to, musiałbym stać przy tym
całą noc.
Wszyscy wydali dźwięki
zadowolenia.
– Wszyscy najedzeni? – zapytała Mi
Ko po kilku minutach jedzenia i ckliwych gadek Kanga.
– Nie – mruknął Jeremy i sięgnął
po szaszłyka, ale taca z nimi i kiełbaskami zniknęła. – No ej!
– Cicho, w kuchni są –
powiedziała.
Jeremy i Kang mruknęli coś
niezrozumiale, a po chwili ten drugi zmierzył pierwszego nienawistnym
spojrzeniem. Ja się zaśmiałem, Yun patrzył na Mi Ko która właśnie wstała, a
Akai kończył jeść szaszłyka. Jak na dziewczynę, to widać było, ze lubi jeść,
ale nie była gruba, co to to nie.
– Teraz czas na… – Nad stole
pojawił się niewielki tort z kremem z twarzą Yuna na wierzchu.
– Wow! – zwołał Yun klaszcząc w
dłonie i ściskając je pod podbródkiem. – Mi Ko, kocham cię! Ty wiesz jak ja
kocham bit śmietanę!
– Coś ty dziś za bardzo kochasz –
powiedziała, kiedy blondyn wstał z miejsca i idąc za moimi plecami podszedł do
Mi Ko.
– Mi Ko! – zawołał obejmując ją.
Zawsze mnie zastanawia dlaczego
Yun tak lubi się przytulać. My w Korei nie okazujemy uczuć w taki sposób.
Przynajmniej nie ja, ponieważ ja wolę pozostać wierny tradycjom.
– Sto lat! Sto lat! – zaczęła
śpiewać Akai, również wstając z miejsca.
– Niech żyje, żyje nam! – dołączył
się Jeremy.
– Jeszcze raz, jeszcze raz, niech
żyje, żyje nam – zaśpiewałem.
– A kto!? Yun Jae! – zawołaliśmy
wszyscy. Nawet Kang, który się uśmiechnął i pozwolił Yunowi objąć.
Tort był pyszny. Zastanawiało
mnie, czy Mi Ko sama go upiekła, czy kupiła, ale sądząc po tym jak niewiele
czasu miała, wnioskuję, że zamówiła, chodź wiem, że używając magii mogłaby
stworzyć zdjęcie Yuna na górze ciasta.
– Mogę zaproponować ostatni punkt
programu? – zapytała Mi Ko, kiedy jeszcze jedliśmy ciasto.
Było bez świeczek, bo Yun zawsze
twierdzi, że są złe. Nie mam pojęcia o co mu chodzi.
– No możesz, ale czy go
wykorzystam? – zapytał.
– No nie, musisz go wcielić, bo ci
nie powiem bo się nie zgodzi nikt.
– Okey, niech będzie – powiedział
blondyn. – Wcielam go.
– Więc pozbądźcie się waszych
telefonów, kapci i skarpetek – powiedziała.
*
Tak jak poprosiła… rozkazała Mi Ko wszyscy wyciągnęliśmy swoje telefony
i inne elektroniczne urządzenia z kieszeni i zdjęliśmy kapcie i skarpetki. Tylko
po co?
– Mi Ko co ty chcesz…
Nie dokończyłem, bo z pomocą jej
mocy Maga, zostałem mocno pchnięty. Moje ciało dosłownie odleciało kilka
metrów, po czym…
– Cholera! – krzyknąłem, zanim
woda się nade mną zamknęła.
Gdy wypłynąłem na powierzchnię
basenu od razu spojrzałem w górę. Mi Ko właśnie sama stawała na brzegu balkonu
i po chwili już leciała, żeby wpaść do wody zaraz obok mnie.
– Cześć Oppa! – zawołała,
odgarniając mokre włosy do tyłu, gdy tylko wypłynęła.
– Mi Ko ty jędzo! – wrzasnąłem,
śmiejąc się i przytuliłem ją.
Po chwili w krótkich odstępach
czasu usłyszałem trzy pluśnięcia. Kiedy woda już opadła, a tamci się wynurzyli
spostrzegłem, że jednego brakuje. Spojrzałem wiec do góry. Akai patrzył na nas
zaskoczony, ale po chwili się uśmiechnął.
– Rusz się i skacz! – wrzasnąłem. –
Bo po ciebie pójdę.
– Nie ma mowy! – odkrzyknął.
– Akai! – zawołała rytmicznie Mi
Ko. – Akai, Akai!
– Akai, Akai, Akai! – zaczęliśmy
wszyscy.
– Nie ma mowy!
– Bo po ciebie pójdę! – zawołała
Mi Ko, kiedy my skandowaliśmy nazwisko Zu Mi. – To ja mam przemoczony stanik,
nie ty!
A tej o co chodzi?
– Wybacz, ja nie noszę!
Joong i Jeremy parsknęli śmiechem.
Akai zniknął nam z pola widzenia,
a po chwili widziałem jak leci już w stronę basenu. Wyskoczył z dachu, ale nie
wpadł do wody, a zniknął. Po chwili wypatrzyłem go pod balkonem, zaraz przy
brzegu basenu.
– Jak ty żeś to…
Teleportacja.
– Akai, no właź do basenu! –
zawołała Mi Ko, płynąc do niego.
– Nie! Nie zmusisz mnie!
– Akai! – znów wrzasnęła.
Po chwili była już przy brzegu
basenu, więc użyła lewitacji i wyszła z basenu, przez moment zatrzymując się
nad taflą wody. Akai odskoczył i sięgnął po wąż ogrodowy, kopniakiem otwierając
strumień wody.
– Nawet nie próbuj! – zawołał. –
Bo oberwiesz.
– No i co? – zadrwiła Mi Ko. – I
tak już jestem mokra.
Akai pisnął, kiedy Mi Ko wyrwała
mu wąż z ręki i zwiększyła strumień płynącej wody na maksimum, wtedy on zaczął
uciekać. Ona stanęła na brzegu basenu, robiąc krok znad wody, po czym
wycelowała szlauchem w kafelki, po których biegł i wtedy Akai pośliznął się i
runął w wodę, a my zaczęliśmy się śmiać. Kiedy zaczął się szamotać, pierwszy
zauważyłem, że coś jest nie tak.
Użyłem mocy i szybko podpłynąłem
do niego, wyławiając go z wody. Złapałem go pod pachami i wypłynąłem na
powierzchnię, po czym wyrzuciłem go na brzeg. Nasz basen nie był bardzo duży,
ale w miejscu, gdzie wpadł Akai są dwa metry głębokości.
Młody był dość długo w wodzie i
pewnie się opił, bo kiedy wyszedłem z wody to się nie ruszył.
– Cholera! – syknąłem. – On nie
oddycha!
– Co!? – wrzasnęła Mi Ko,
odrzucając szlauch, po czym podbiegła do
nas. – Akai!
Odchyliła głowę Akai, a ja
spróbowałem wyciągnąć wodę przez jego usta, ale nie mogłem.
– Coś blokuje – syknąłem. – Zu Mi!
W między czasie pozostali wyszli z
basenu i podeszli do nas.
– Potrzeba tradycyjnego sposobu –
powiedział Joong, klękając obok mnie.
Złapał Akai z brodę i czoło i
zaczął się nachylać.
– Chyba nie zamierzasz go
pocałować! – zawołał Yun.
– Jestem najstarszy, ludzie każda
chwila się liczy! – wrzasnął.
Złapałem go za ramię, odciągając
od nieruchomego ciała Akai.
– Mi Ko, ty to zrób, jesteś
dziewczyną – nakazałem.
– Hee!? – wrzasnęła razem z
Joongiem.
– Pewnie mi tego nie wybaczy, ale…
Kimiko nachyliła się nad Akai, tak
jak przed chwilą Joong, a my w skupieniu obserwowaliśmy jak jej usta stykając
się z lekko rozchylonymi ustami Akai. Wtedy chłopak otworzył szeroko oczy, a Mi
Ko odskoczyła zaskoczona.
– Akai, przepraszam – mruknęła
speszona, kiedy ten szybko usiadł.
Przyznaję, że kiedy dotknęła jego
ust, poczułem dziwny uścisk w sercu, ale to było inne uczucie jak wtedy, gdy
chodziła z Jeremym i to jego całowała.
– C-co się… – zaczął Akai. –
Kimiko, ty mnie…!?
Wtedy znów padł do tyłu.
– Z-zemdlał? – zdziwiła się
fioletowowłosa i klepnęła młodego po policzku.
– Tak, zabierzmy go do jego pokoju
– nakazał Joong.
*
Aż osiem stron ^_^