Mam problem, bo nie mam czasu pisać FA, a jestem na trzynastym rozdziale, ta notka to koniec 10 rozdziału, więc nie wiem, czy nadążę, ale wczoraj troszkę pisałam, dziś zaraz też się zabieram za pisanie, więc mam nadzieję, że nie będzie problemów, chodź kolejne notki mogą być krótsze, niż dotychczas. Nie czepiać się za to, bo z rok MAUTRA, muszę się uczyć xD
Enjoy ;)
– Ten tydzień był okropny – burknęłam opadając na kanapę.
– Bo wyprowadziłaś się z wygodnego domu swojego brata i tych
innych dziwolągów? – zapytała Merguerde.
– Ech – westchnęłam. – Dlaczego zawsze jesteś taka oschła, pani? – zapytałam.
– Gdybyś była mną też byś taka była.
– No tak, Zła Królowa ze Śnieżki, pokonana. Meleficenta z
Śpiącej Królewny, pokonana. Macocha z Kopciuszka, pokonana…
– Skończysz? – zapytała rozdrażniona, przerywając moją
wyliczankę.
– Wybacz – powiedziałam, opuszczając dłoń. – Mogę o coś
zapytać?
– Zależy o co.
– Dopóki nie zapytam, nie będziesz wiedziała o co chcę
zapytać, ale jeśli zapytam i ci się nie spodoba to oberwę – stwierdziłam.
– Samym gadaniem mnie wkurzasz – warknęła.
– Wybacz – mruknęłam.
Milczałam dłuższą chwilę.
– Zapytasz w końcu, czy nie!? – wrzasnęła.
– Myślałam, że mam milczeć.
– Ty nie masz myśleć tylko działać.
– Powiesz mi dlaczego ścigasz Shin Hye? Ona jest spokojną
dziewczyną, dobrą i w ogóle. Nie rozumiem, dlaczego ty i Lamie jej chcecie.
Merguerde zaśmiała się.
– Co?
– Ona ma coś co może pomóc, ale zadziała tylko na jedną
osobę. Tą osobą muszę być ja, więc cieszę się, że udało się wam wymknąć.
No tak, ale jak nam się udało? Sama nie do końca rozumiem co
tam się stało.
Wbiegłam do magazynu.
Przede mną stało kilka kobiet i mężczyzna.
– Są za szybko –
syknęła jedna z kobiet i zaczęła się dziwnie ruszać. Po chwili jej skóra
pokryła się gdzieniegdzie łuskami, a nogi zaczęły zmieniać w długi gruby ogon.
Wyrosły jej ostre cienkie kły, a wyraz twarzy wyglądał gorzej niż Lorda
Voldemorta, mimo że miała nos.
Nie zdążyłam wznieść
wystarczająco mocnej tarczy, żeby odeprzeć atak, kiedy rzuciła się do przodu.
Cios był potwornie silny, przez co zostałam wyrzucona do tyłu, wpadłam na
żelazne drzwi, a te po wyrwaniu z zawiasów poleciały razem ze mną do wody.
Kiedy opadłam na dno, odbiłam się od niego i wypłynęłam szybko na powierzchnię.
Na plaży stał
mężczyzna, który prędzej stał z Lamiami, po chwili jednak zmienił się w ogromną
Chimerę.
– O cholera –
syknęłam.
Przez chwilę między
moimi towarzyszami było jakieś zamieszanie, ale nie trwało to długo. Dwójka
Łowców została, a pozostali biegli do środka. Shin Hye obserwowała nas.
Stworzyłam pod stopami
płaską tarczę i wyskoczyłam na niej z brudnej wody.
Nie kłopocząc się
suszeniem ubrań, wycelowałam w stwora grad ogniowych pocisków, kiedy Vanessa
strzelała z łuku, a Peter wymachiwał kataną. Skutecznie udało im się odwrócić
uwagę Chimery, więc mogłam zaatakować. Nie minęło dużo czasu jak Chimera,
krwawiąc i podziurawiona strzałami opadła z sił, a kiedy ugięły się jej kolana
lwich łap, Peter wymierzył ostateczny cios i poderżnął jej gardło.
– To jest… –
wyszeptałam schodząc na brzeg i susząc się w międzyczasie, tworząc ciepłe
powietrze wewnątrz mojej tarczy.
Chimerą był ten
Amerykanin, który dał nam wczoraj niedobry Kebab.
– Nie wieżę –
powiedziałam. – Wstrętna kreatura!
– Mi, znasz go? –
zapytał Peter.
– Tak, wczoraj,
dokładnie wczoraj podał nam okropny kebab w swoim barze, a dziś porywa mi brata
i atakuje Shin, a teraz mnie? Nie wieżę…
Nagle zamilkłam.
– Co się stało? –
zapytała Vanessa, kucając i zamykając oczy zmarłego.
– On ma córkę.
Prawdopodobnie nie magiczną. Ma ponad szesnaście lat, ale nie czułam od niej
magii.
– Chimer nie przyjmują
do szkoły – zauważyła Vanessa. – Nikt
nie mógł jej nauczyć ukrywać mocy poza Magiem, lub Bogiem, a oni wszyscy są po
stronie Alby.
Powiedziała imię
Bogini Światła i to tak po prostu!?
– Nie wszyscy –
powiedział Peter. – Nie jej siostra.
Wszyscy zgodnie
westchnęliśmy.
– Później to
sprawdzimy, teraz czas im pomóc.
W środku magazynu
wciąż walczyli, ale jeszcze nikt nie poległ. Polało się trochę krwi, ale nic
strasznego. Intrygujący jednak był roztrzaskany lód leżący na podłodze
magazynu, bo o ile wiem, to Magowie, ani Anioły nie potrafią go wytwarzać,
chyba że Mag Lodu, ale takowego nie znam…
– Jeremy! – zwołałam
podbiegając do niego i stając do niego plecami, żeby osłaniać jego tyły. – Skąd
ten lód!?
Zaatakowałam lamię
ogniem, a ta zawyła jak denny potwór z komicznego horroru.
– Shin Hye stworzyła
ścianę lodu, Lamie ją rozbiły!
– Co!?
To już znam Maga Lodu,
ale… Ona przecież używa innej magii, nie tylko żywiołów. Sama widziałam. A mag
Lodu potrafi używać, tylko lodu. Ale z drugiej strony to skąd wzięła wodę,
skoro jest tylko w rzece, a nie widziałam, żeby jej stamtąd ubywało i wędrowało
do magazynu. A ten lód był krystalicznie czysty.
Po chwili z ciemności
magazynu wyłoniła się Shin, a z nią Yun. Oboje prowadzili ledwie trzymającego
się na nogach Kanga.
– Udało im się… –
szepnęłam.
– Mam dla ciebie kolejne zadanie. Nie będzie przyjemne, zważywszy na to, co przed chwilą powiedziałaś.
– Słucham, pani?
– Musisz…
To co powiedziała, wywołało we mnie taki szok, że moje
zmysły dosłownie się wyłączyły. Jedyne co teraz czułam to żal. Żal i smutek,
który niedługo ktoś przeze mnie poczuje.
Muszę to zrobić. Taki był rozkaz.
Wstałam i skłoniłam się głęboko, trzymając dłoń na brzuchu.
– Tak, moja pani.
*
Wciąż nie mogę uwierzyć jak dałem się tak podejść temu
stworowi. Tylko chwila nieuwagi, a tu coś takiego. Żeby dać się tak łatwo podejść
jednej Chimerze, ja najsilniejszy Mag młodego pokolenia. To oburzające i
niepoprawne.
Dobrze, że Mi Ko i Vanessa się z tym potworem rozprawiły, bo
nie wiem co bym zrobił, gdyby nie one. No i ten Peter. Dobrze, że byłem
nieprzytomny, kiedy mnie leczył, bo bym go rozniósł. Dlaczego w ogóle, ktoś
taki jak on może pracować w Kwaterze i to na dodatek Głównej.
Z drugiej strony, to dobrze, że on dobił Chimerę, bo
okropnie bym się czuł, gdyby to same dziewczyny pokonały ją, kiedy ja byłem
związany. Wstyd. Dobrze, że tylko kilka osób o tym wie. Łowcy nie są gadułami,
więc będzie dobrze, a Yun wie, że nie ma prawa mówić o magicznych sprawach.
Ale jest jeszcze sprawa tej Park Yu Rin. Lamii ze szkoły
Shin i Yuna, która według Yuna chce mocy Shin. Dobrze, że moja podopieczna
nadal nie wie, jaki posiada dar. Nie jest głupia, ale czasami ciężko jej
niektóre sprawy zrozumieć.
Muszę się z nią spotkać. Zbywa mnie już od tygodnia.
– Kang? – usłyszałem czyjś głos.
– Hmm? – mruknąłem.
– Coś ci jest? – zapytał znów.
Uniosłem wzrok, całkowicie wyrywając się z myśli. Przede mną
stał jeden z tancerzy. Przyznaję, że jest ich tak dużo i tak często się
zmieniają, że trudno ich wszystkich spamiętać.
– Nie, nic – powiedziałem zwyczajnym, lekko wesołym głosem. –
Zamyśliłem się.
Ten chłopak z pewnością był zwykłym człowiekiem.
– Zaczynamy trening, więc…
– Już jestem! – zwołał Akai wpadając do sali jak huragan.
Biegł tak szybko, że aż poleciał do przodu i upadłby na
twarz, gdybym nie zareagował i go nie złapał. Miał szczęście, że stałem blisko
drzwi.
– D-dziękuję Kang Kyun Hyung – mruknął i szybko się ode mnie
odsunął.
Skłonił głowę, nie patrząc na mnie i uciekł do Joonga.
Przewróciłem oczami i stanąłem z innymi w szeregu z przodu,
między Yunem i Joongiem.
– Zaczynamy – powiedział jeden z chłopaków, włączając
muzykę.
Ćwiczyliśmy różne układy przez półtora i godziny. Akai
trochę się potykał i nie robił wszystkiego jak należy, ale nie szło mu tak
okropnie jak w tamtym tygodniu.
Gdy skończyliśmy równie z ostatnimi nutami melodii, ktoś
zaczął klaskać. W progu pomieszczenia stała kobieta o krótkich blond włosach, a
za nią Prezes. To ona klaskała.
– Wyglądacie wszyscy razem tak cudownie – powiedziała.
Zerknąłem na Akai w lustrze przed nami.
Jego mina mówiła ‘mamo, proszę cię, narobisz mi wstydu’.
Uśmiechnąłem się.
Tancerze i Yun rzucili się na panią Akai i razem wyszli z sali, za nimi zniknął Prezes, a po nim wyszedł Joong. Akai sunął zaraz za nim,
ale nie mogłem mu pozwolić odejść.
Użyłem mocy, żeby zamknąć drzwi do sali tanecznej.
– Kang Kyun Hyung? – zdziwił się.
– Chciałbym… – zacząłem, nie wiedząc jak to powiedzieć.
Zbliżyłem się powoli do niego.
– T-tak? – wyjąkał.
– Chcę ci… podziękować – mruknąłem.
Nie wiem co mnie napadło, ale przyciągnąłem go i objąłem.
– Dziękuję ci, że obroniłeś Shin Hye. Dziękuję za to, że
osłoniłeś ją własnym ciałem. Gdyby nie ty… – Odsunąłem się, ale wciąż trzymałem
dłonie na jego ramionach. – Oczywiście martwiłem się, kiedy ledwie udało się
Peterowi stworzyć dla ciebie surowicę, ale… Ja…
– Hyung – powiedział Akai i złapał mnie za nadgarstki i
zdjął moje dłonie ze swoich ramion. – Nie dziękuj mi, za to, że ją uratowałem.
To był odruch. Gdyby nie to, pewnie by…
– Masz rację. – Odchrząknąłem. – Pójdę się z nią zobaczyć.
To… Do zobaczenia w domu.
– T-tak… D-do zobaczenia.
Tak więc czas w końcu odwiedzić Shin. Może uda mi się ją
namówić na jakąś lekcję? Może ukrywanie aury? Albo tarcze? Ooo, jeszcze lepiej,
lewitacja!
Mam nadzieję, że nie wie nic o Magach Lodu.
*
On mnie… Nie. On przytulił Akai. Kang przytulił Akai. Był
dziwnie spięty, ale gdy tylko dotknęłam jego nadgarstków to się rozluźnił. W
mgnieniu oka. Czyżby on… Nie, to nie możliwe.
Zaśmiałam się i odczekałam chwilę, kiedy Kang wyszedł z
pomieszczenia, żeby samej udać się na górę do drugiej łazienki, której zawsze
pilnował dla mnie menager.
Po jakieś pół godzinie, wszyscy byliśmy umyci i mieliśmy na
sobie świeże ubrania.
– Pani Akai, a może ma pani ochotę pojechać z nami do
zespołowego domu? – zapytał Prezes mamę, kiedy spotkaliśmy się w holu głównym z
wysadzanymi w posadzce czarnymi skrzydłami.
– Och, mogłabym? – zapytała.
Udawała zbyt przesłodzoną jak na mój gust. Ale dobrze grała.
W Akai Je Ri, nie było nic z Choi Shi Ho. To świetnie. Już wiem, po kim mam
niedawno odkryty talent do aktorstwa.
Ja i chłopcy wsiedliśmy do naszego zespołowego busa, a
Prezes Ahn zaproponował, że podwiezie mamę swoim samochodem. W sumie to mama i
tak nie przyjechała pod wytwórnię samochodem.
Kang jak zawsze siedział przy wejściu, obok niego Joong, a
ja i Yun na tylnej kanapie. Yun zawsze jak coś chciał to się wychylał do
przodu, żeby to powiedzieć.
– Kang Hyung? – zaczął.
– Co? – zapytał tamten.
– Jedziesz dziś do Shin? – zapytał blondyn. – Bo chciałem
coś jej dać i się zastanawiam, czy…
– Tak jadę, sam chcę jej coś dać.
– He? – mruknęłam unosząc głowę.
Na szczęście nikt nie usłyszał.
Zauważyłam, że Joong także zaskoczony patrzył na Kanga.
– Coś jej dać?
– Tak, w końcu, gdyby nie Akai, Shin mogłaby umrzeć.
On dziękuje mi, za uratowanie siebie? Dziwne. Gdyby tylko
wiedział… Ratowałam własną skórę, a to tchórzostwo. Nie ma mi za co dziękować.
A teraz Kang będzie wdzięczny Akai, a Shin oberwie, bo szła
z innymi w wir walki, mimo że jest niedoświadczonym Magiem, który jeszcze
tarczy nie potrafi wznieść.
– Jak tu pięknie! – zawołała mama, kiedy tylko wysiadła z
samochodu. – Te kolory… i styl! Zu Mi, musimy sobie kupić dom w tej okolicy.
Zaczynasz zarabiać, może będzie cię stać. Jesteś moim jednym dzieckiem, więc musisz
na mnie zarabiać, bo jak ja sobie poradzę na starość?
– M-mamo! – zwołałam.
Yun popatrzył na mnie i pokręcił palcem przy skroni, kiedy
mama nie patrzyła. Skinęłam no to głową i opuściłam ramiona wzdychając.
– Tylko nie miej zawału jak wejdziesz do środka, mamo –
powiedziałam.
Prezes otworzył jej furtkę i poprowadził na schody do ogrodu
przed domem.
– Masz zabawną mamę – powiedział Joong.
– Tylko udaje taką miłą. Na pokaz przed wami – dodałam po
chwili, zakładają ręce na piersi. – Ech – westchnęłam i ruszyłam za mamą i
prezesem.
– Synku, wyjeżdżam na dwa tygodnie do Norwegii, a ty się
wyprowadzasz z naszego domu do ogromnej willi, prowadzonej przez nastolatków,
bez żadnej kobiecej ręki?
– N-no chyba t-tak – wymamrotałam, kiedy mama oglądała salon
połączony z kuchnią i sprawdzała, czy nie ma tu kurzu. – Mamo! Chodź pokażę ci
mój pokój! – zawołałam, zanim zdążyła coś powiedzieć.
Położyłam jej dłonie na plecach i popchnęłam w stronę schodów
na górę.
– Ooo, macie taki piękny ogród? – zdziwiła się, wyglądając
przez duże okna na ogród na balkonie, do którego wchodzi się z korytarza
prowadzącego do pokoju muzycznego.
– Daj już spokój – mruknęłam.
*
Kiedy Akai zniknął na schodach ze swoją mamą, wszyscy
wybuchnęliśmy śmiechem.
– Jego matka jest gorsza niż moi rodzice razem wzięci –
powiedział Yun z ledwością.
– Racja – przyznałem z uśmiechem.
– Nie jest taka zła – stwierdził Joong. – Na swój sposób
zabawna.
– Prezesie, jest taka jak ty, pasowalibyście do siebie jak
ulał – stwierdziłem patrząc na mężczyznę z uśmiechem.
Jego mina była całkiem poważna. Wtedy wszyscy zamilkliśmy.
– Nie powinniście sobie żartować z matki waszego kolegi.
– Nie ważne! – zawołałem. – Yun idź po to co chciałeś dać
Shin, bo zaraz do niej jadę. Prezesie, przeprosisz ode mnie naszego gościa, jak
już sprawdzi kurze w każdym pokoju? Poza moim! – dodałem szybko. – Tam nie
wolno wchodzić.
– Jasne, jasne – mruknął, zbywając mnie machnięciem ręki i
odszedł.
– Hyung, pokaż co masz dla Shin! – zawołał Yun.
Bez słowa ruszyłem w stronę garderoby. Po przeszukaniu
swoich rzeczy znalazłem to co kilka dni temu tam zostawiłem.
– Pudełko – powiedział zawiedziony Yun, spoglądając na mi na
ręce ponad moim ramieniem. – Ładne.
– Prezent jest w środku, matole…
– Kang.
– Wybacz, Hyeong.
Uniosłem pokrywkę białego pudełeczka z różową wstążką i
pokazałem chłopakom zawartość.
– Ale śliczna – powiedział Yun, a jego oczy były wielkie jak
talerze. – Aaa, ja też coś jej dam! To znaczy ty dasz, ale ode mnie!
– Co chcesz jej dać? – zapytał zaciekawiony Joong.
– To.
Blondyn wyciągnął z tylnej kieszeni spodni płaskie pudełko
na płyty.
– Nie mów, że to wszystkie nasze jeszcze nie wydane utwory?
– zapytałem.
– Nie, to zabawne piosenki w moim wykonaniu, żeby poprawiały
jej humor, jak będzie smutna – powiedział radośnie. – Nie podoba wam się mój
pomysł? – zapytał ze smutkiem.
– Szkoda, że nie powiedziałeś zanim to nagrałeś, to byśmy
razem coś zaśpiewali – stwierdził Joong.
– Możemy nagrać drugą! – zawołał uradowany Yun.
– Nie ma mowy, ja się na to nie piszę – zaprzeczyłem.
– Pozbyłem się już mamy! – zawołał Akai, wbiegając do
garderoby. – Prezes Ahn powiedział mi, że tu będziecie. C-coś się stało? –
zapytał.
– Nie – mruknąłem.
Nie chciałem już być dla niego niemiły, bo zasłonił Shin
własnym ciałem, ale coś w tym dziecku sprawiało, że nie potrafiłem się pozbyć
tego negatywnego nastawienia, które mam też do Jeremyego.
– Zu Mi, spójrz na to – powiedział Joong, wskazując na moją
dłoń, gdzie wciąż było otwarte pudełeczko. – Powiedz co o tym myślisz?
– Jaka śliczna – powiedział, jak wyczułem, całkiem szczerze.
– Dla kogo to?
– Dla Choi Shin Hye! – zawołał Yun. – Kang chce się
podlizać, bo się zakochał!
– Yun, bo jak cię zaraz…!
Blondyn tylko się śmiał. Zamknąłem pudełko, schowałem je do
kieszeni jeansów i zaatakowałem Yuna, ale usunął się i zaczął uciekać.
Zobaczyłem jak Akai kręci głową i patrzy dziwnie na Joonga,
a ten straszy tylko wzruszył ramionami.
– Kang, nie powinieneś już jechać? – zapytał mnie Joong.
– Tak! – zawołałem zatrzymując się. – Do zobaczenia
wieczorem.
– Nie spóźnij się tylko, bo mamy wywiad w telewizji! –
zawołał za mną Joong, kiedy wybiegałem z garderoby, po tym jak odebrałem Yunowi
płytę dla Shin.
– W końcu cię dziś zobaczę – szepnąłem, kiedy już usiadłem
za kółkiem mojego Porsche.
Silnik przyjemnie zawarczał, kiedy przekręciłem kluczyk w
stacyjce.
Po około dwudziestu minutach, zatrzymałem samochód przed
domem Shin. Nie przejmowałem się już tym, że ktoś mnie obserwuje, po prostu
miałem to całkiem gdzieś. Chcę, żeby Shin zgodziła się na wszystko jeśli
zajdzie taka potrzeba, bo i tak już nie ma sensu udawać, że ma ona jakieś
powiązanie z zespołem. Nawet Yun, przecież siedzą razem w ławce.
Po drodze do Shin zajechałem do sklepu i kupiłem pączki w
różowym lukrze. Od Yuna się dowiedziałem, że bardzo je lubi.
Dlaczego on wie o Shin
więcej niż ja? Kto tu jest opiekunem, ja czy Yun, do cholery!?
Zanim zapukałem do drzwi głęboko odetchnąłem kilka razy. Po
kilku długich minutach, kiedy nikt nie otwierał pomyślałem, że Shin znów nie ma
w domu. Gdy już chciałem wrócić do auta, drzwi się otworzyły.
– Kang! – zawołała Shin i szerzej otworzyła drzwi. – Nie
dzwoniłeś, że przyjedziesz.
– Dzień dobry, mogę wejść?
*
Gdy Joong kazał mi spojrzeć do pudełka trzymanego przez
Kanga, przyznam, że się trochę zdenerwowałam. Bo, czyżby Kang kupił coś dla
jakieś dziewczyny, z którą gdzieś kręci na boku, ale w końcu opamiętałam się.
Przecież jego życie to jego życie, a nie moja bajka.
– Jest śliczna – powiedziałam, szczerze. Naprawdę mi się
spodobała. – Dla kogo to? – zapytałam zaciekawiona. Pokazałam chyba zbyt dużo
entuzjazmu.
– Dla Choi Shin Hye! – wrzasnął Yun. – Kang chce się
podlizać, bo się zakochał!
Z-zakochał…!?
I więcej do mnie nie dotarło, bo słowa Yuna wyzuły mój mózg
z myśli.
Jednak jak się nad tym zastanowię to wiem, że to
niedorzeczne. Nawet potwierdzam słowa Kanga, kiedy mówił o Kimiko. Ona
stwierdziła, że Kang kocha tylko samego siebie. Jego zachowanie i to z jakim
dystansem mnie traktuje mówi wszystko o jego poziome miłości do innych.
Spojrzałam zaskoczona na Joonga, a kiedy Kang wybiegł z
garderoby odczekałam chwilę i uciekłam do pokoju Akai. Szybko wzięłam listek
peruki, żeby moje naturalne włosy wróciły, kiedy mama weszła do pokoju.
– Więc to tak zmieniasz fryzury? – zapytała, kiedy ja
biegałam po pokoju w poszukiwaniu telefonu Shin. – Ciekawe, a skąd to masz?
– Od prezesa! – zawołałam.
– Dba o ciebie – zauważyła.
– Bo jestem nowa i jestem dziewczyną i mi pomaga się
ukrywać, a i tak zamierza mnie ujawnić, jak tylko wydam singiel – mówiłam
szybko, wciąż przerzucając rzeczy w poszukiwaniu telefonu.
– Wiąże z tobą duże nadzieje, co?
Podbiegłam do mamy i kładąc jej dłonie na udzie popchnęłam
ją, żeby zobaczyć, czy nie zgniotła mi telefonu tyłkiem.
– Masz – powiedziała, podając mi telefon Shin, kiedy
próbowałam wsadzić dłoń pod jej tyłek.
– Dziękuję, ja musze lecieć! – zwołałam. – Bo Kang
przyjdzie.
– Do nas?
– Taaak!
W podskokach zdjęłam z siebie ubranie i w samych majtkach i
bandażu owiniętym wokół piersi złapałam za ukryty pod iluzją kryształ i
teleportowałam się, na oczach zaskoczonej mamy.
Zmaterializowałam się w swoim pokoju, szybko odświeżyłam,
założyłam biustonosz i wygodny dres, rozczochrałam trochę włosy i położyłam się
do łóżka, żeby zrobić bardziej wiarygodny efekt ‘dopiero wstałam z łóżka’.
Nie zdałam sobie sprawy jak bardzo, po tygodniu odgrywania
piosenkarza i zapracowanej w wakacje niewykształconej Magiczki, nie mającej
czasu dla własnego opiekuna, jestem zmęczona.
~*~
Rozczarowała mnie liczba komentarzy pod ostatnim postem :c
Za kare kolejna notka za dwa tygodnie xD