wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 34.



Mam problem, bo nie mam czasu pisać FA, a jestem na trzynastym rozdziale, ta notka to koniec 10 rozdziału, więc nie wiem, czy nadążę, ale wczoraj troszkę pisałam, dziś zaraz też się zabieram za pisanie, więc mam nadzieję, że nie będzie problemów, chodź kolejne notki mogą być krótsze, niż dotychczas. Nie czepiać się za to, bo z rok MAUTRA, muszę się uczyć xD
Enjoy ;)


– Ten tydzień był okropny – burknęłam opadając na kanapę.
– Bo wyprowadziłaś się z wygodnego domu swojego brata i tych innych dziwolągów? – zapytała Merguerde.
– Ech – westchnęłam. – Dlaczego zawsze jesteś taka oschła, pani? – zapytałam.
– Gdybyś była mną też byś taka była.
– No tak, Zła Królowa ze Śnieżki, pokonana. Meleficenta z Śpiącej Królewny, pokonana. Macocha z Kopciuszka, pokonana…
– Skończysz? – zapytała rozdrażniona, przerywając moją wyliczankę.
– Wybacz – powiedziałam, opuszczając dłoń. – Mogę o coś zapytać?
– Zależy o co.
– Dopóki nie zapytam, nie będziesz wiedziała o co chcę zapytać, ale jeśli zapytam i ci się nie spodoba to oberwę – stwierdziłam.
– Samym gadaniem mnie wkurzasz – warknęła.
– Wybacz – mruknęłam.
Milczałam dłuższą chwilę.
– Zapytasz w końcu, czy nie!? – wrzasnęła.
– Myślałam, że mam milczeć.
– Ty nie masz myśleć tylko działać.
– Powiesz mi dlaczego ścigasz Shin Hye? Ona jest spokojną dziewczyną, dobrą i w ogóle. Nie rozumiem, dlaczego ty i Lamie jej chcecie.
Merguerde zaśmiała się.
– Co?
– Ona ma coś co może pomóc, ale zadziała tylko na jedną osobę. Tą osobą muszę być ja, więc cieszę się, że udało się wam wymknąć.
No tak, ale jak nam się udało? Sama nie do końca rozumiem co tam się stało.

Wbiegłam do magazynu. Przede mną stało kilka kobiet i mężczyzna.
– Są za szybko – syknęła jedna z kobiet i zaczęła się dziwnie ruszać. Po chwili jej skóra pokryła się gdzieniegdzie łuskami, a nogi zaczęły zmieniać w długi gruby ogon. Wyrosły jej ostre cienkie kły, a wyraz twarzy wyglądał gorzej niż Lorda Voldemorta, mimo że miała nos.
Nie zdążyłam wznieść wystarczająco mocnej tarczy, żeby odeprzeć atak, kiedy rzuciła się do przodu. Cios był potwornie silny, przez co zostałam wyrzucona do tyłu, wpadłam na żelazne drzwi, a te po wyrwaniu z zawiasów poleciały razem ze mną do wody. Kiedy opadłam na dno, odbiłam się od niego i wypłynęłam szybko na powierzchnię.
Na plaży stał mężczyzna, który prędzej stał z Lamiami, po chwili jednak zmienił się w ogromną Chimerę.
– O cholera – syknęłam.
Przez chwilę między moimi towarzyszami było jakieś zamieszanie, ale nie trwało to długo. Dwójka Łowców została, a pozostali biegli do środka. Shin Hye obserwowała nas.
Stworzyłam pod stopami płaską tarczę i wyskoczyłam na niej z brudnej wody.
Nie kłopocząc się suszeniem ubrań, wycelowałam w stwora grad ogniowych pocisków, kiedy Vanessa strzelała z łuku, a Peter wymachiwał kataną. Skutecznie udało im się odwrócić uwagę Chimery, więc mogłam zaatakować. Nie minęło dużo czasu jak Chimera, krwawiąc i podziurawiona strzałami opadła z sił, a kiedy ugięły się jej kolana lwich łap, Peter wymierzył ostateczny cios i poderżnął jej gardło.
– To jest… – wyszeptałam schodząc na brzeg i susząc się w międzyczasie, tworząc ciepłe powietrze wewnątrz mojej tarczy.
Chimerą był ten Amerykanin, który dał nam wczoraj niedobry Kebab.
– Nie wieżę – powiedziałam. – Wstrętna kreatura!
– Mi, znasz go? – zapytał Peter.
– Tak, wczoraj, dokładnie wczoraj podał nam okropny kebab w swoim barze, a dziś porywa mi brata i atakuje Shin, a teraz mnie? Nie wieżę…
Nagle zamilkłam.
– Co się stało? – zapytała Vanessa, kucając i zamykając oczy zmarłego.
– On ma córkę. Prawdopodobnie nie magiczną. Ma ponad szesnaście lat, ale nie czułam od niej magii.
– Chimer nie przyjmują do szkoły – zauważyła Vanessa. –  Nikt nie mógł jej nauczyć ukrywać mocy poza Magiem, lub Bogiem, a oni wszyscy są po stronie Alby.
Powiedziała imię Bogini Światła i to tak po prostu!?
– Nie wszyscy – powiedział Peter. – Nie jej siostra.
Wszyscy zgodnie westchnęliśmy.
– Później to sprawdzimy, teraz czas im pomóc.
W środku magazynu wciąż walczyli, ale jeszcze nikt nie poległ. Polało się trochę krwi, ale nic strasznego. Intrygujący jednak był roztrzaskany lód leżący na podłodze magazynu, bo o ile wiem, to Magowie, ani Anioły nie potrafią go wytwarzać, chyba że Mag Lodu, ale takowego nie znam…
– Jeremy! – zwołałam podbiegając do niego i stając do niego plecami, żeby osłaniać jego tyły. – Skąd ten lód!?
Zaatakowałam lamię ogniem, a ta zawyła jak denny potwór z komicznego horroru.
– Shin Hye stworzyła ścianę lodu, Lamie ją rozbiły!
– Co!?
To już znam Maga Lodu, ale… Ona przecież używa innej magii, nie tylko żywiołów. Sama widziałam. A mag Lodu potrafi używać, tylko lodu. Ale z drugiej strony to skąd wzięła wodę, skoro jest tylko w rzece, a nie widziałam, żeby jej stamtąd ubywało i wędrowało do magazynu. A ten lód był krystalicznie czysty.
Po chwili z ciemności magazynu wyłoniła się Shin, a z nią Yun. Oboje prowadzili ledwie trzymającego się na nogach Kanga.
– Udało im się… – szepnęłam.

– Mam dla ciebie kolejne zadanie. Nie będzie przyjemne, zważywszy na to, co przed chwilą powiedziałaś.
– Słucham, pani?
– Musisz…
To co powiedziała, wywołało we mnie taki szok, że moje zmysły dosłownie się wyłączyły. Jedyne co teraz czułam to żal. Żal i smutek, który niedługo ktoś przeze mnie poczuje.
Muszę to zrobić. Taki był rozkaz.
Wstałam i skłoniłam się głęboko, trzymając dłoń na brzuchu.
– Tak, moja pani.

*

Wciąż nie mogę uwierzyć jak dałem się tak podejść temu stworowi. Tylko chwila nieuwagi, a tu coś takiego. Żeby dać się tak łatwo podejść jednej Chimerze, ja najsilniejszy Mag młodego pokolenia. To oburzające i niepoprawne.
Dobrze, że Mi Ko i Vanessa się z tym potworem rozprawiły, bo nie wiem co bym zrobił, gdyby nie one. No i ten Peter. Dobrze, że byłem nieprzytomny, kiedy mnie leczył, bo bym go rozniósł. Dlaczego w ogóle, ktoś taki jak on może pracować w Kwaterze i to na dodatek Głównej.
Z drugiej strony, to dobrze, że on dobił Chimerę, bo okropnie bym się czuł, gdyby to same dziewczyny pokonały ją, kiedy ja byłem związany. Wstyd. Dobrze, że tylko kilka osób o tym wie. Łowcy nie są gadułami, więc będzie dobrze, a Yun wie, że nie ma prawa mówić o magicznych sprawach.
Ale jest jeszcze sprawa tej Park Yu Rin. Lamii ze szkoły Shin i Yuna, która według Yuna chce mocy Shin. Dobrze, że moja podopieczna nadal nie wie, jaki posiada dar. Nie jest głupia, ale czasami ciężko jej niektóre sprawy zrozumieć.
Muszę się z nią spotkać. Zbywa mnie już od tygodnia.
– Kang? – usłyszałem czyjś głos.
– Hmm? – mruknąłem.
– Coś ci jest? – zapytał znów.
Uniosłem wzrok, całkowicie wyrywając się z myśli. Przede mną stał jeden z tancerzy. Przyznaję, że jest ich tak dużo i tak często się zmieniają, że trudno ich wszystkich spamiętać.
– Nie, nic – powiedziałem zwyczajnym, lekko wesołym głosem. – Zamyśliłem się.
Ten chłopak z pewnością był zwykłym człowiekiem.
– Zaczynamy trening, więc…
– Już jestem! – zwołał Akai wpadając do sali jak huragan.
Biegł tak szybko, że aż poleciał do przodu i upadłby na twarz, gdybym nie zareagował i go nie złapał. Miał szczęście, że stałem blisko drzwi.
– D-dziękuję Kang Kyun Hyung – mruknął i szybko się ode mnie odsunął.
Skłonił głowę, nie patrząc na mnie i uciekł do Joonga.
Przewróciłem oczami i stanąłem z innymi w szeregu z przodu, między Yunem i Joongiem.
– Zaczynamy – powiedział jeden z chłopaków, włączając muzykę.
Ćwiczyliśmy różne układy przez półtora i godziny. Akai trochę się potykał i nie robił wszystkiego jak należy, ale nie szło mu tak okropnie jak w tamtym tygodniu.
Gdy skończyliśmy równie z ostatnimi nutami melodii, ktoś zaczął klaskać. W progu pomieszczenia stała kobieta o krótkich blond włosach, a za nią Prezes. To ona klaskała.
– Wyglądacie wszyscy razem tak cudownie – powiedziała.
Zerknąłem na Akai w lustrze przed nami.
Jego mina mówiła ‘mamo, proszę cię, narobisz mi wstydu’.
Uśmiechnąłem się.
Tancerze i Yun rzucili się na panią Akai i razem wyszli z sali, za nimi zniknął Prezes, a po nim wyszedł Joong. Akai sunął zaraz za nim, ale nie mogłem mu pozwolić odejść.
Użyłem mocy, żeby zamknąć drzwi do sali tanecznej.
– Kang Kyun Hyung? – zdziwił się.
– Chciałbym… – zacząłem, nie wiedząc jak to powiedzieć.
Zbliżyłem się powoli do niego.
– T-tak? – wyjąkał.
– Chcę ci… podziękować – mruknąłem.
Nie wiem co mnie napadło, ale przyciągnąłem go i objąłem.
– Dziękuję ci, że obroniłeś Shin Hye. Dziękuję za to, że osłoniłeś ją własnym ciałem. Gdyby nie ty… – Odsunąłem się, ale wciąż trzymałem dłonie na jego ramionach. – Oczywiście martwiłem się, kiedy ledwie udało się Peterowi stworzyć dla ciebie surowicę, ale… Ja…
– Hyung – powiedział Akai i złapał mnie za nadgarstki i zdjął moje dłonie ze swoich ramion. – Nie dziękuj mi, za to, że ją uratowałem. To był odruch. Gdyby nie to, pewnie by…
– Masz rację. – Odchrząknąłem. – Pójdę się z nią zobaczyć. To… Do zobaczenia w domu.
– T-tak… D-do zobaczenia.
Tak więc czas w końcu odwiedzić Shin. Może uda mi się ją namówić na jakąś lekcję? Może ukrywanie aury? Albo tarcze? Ooo, jeszcze lepiej, lewitacja!
Mam nadzieję, że nie wie nic o Magach Lodu.

*

On mnie… Nie. On przytulił Akai. Kang przytulił Akai. Był dziwnie spięty, ale gdy tylko dotknęłam jego nadgarstków to się rozluźnił. W mgnieniu oka. Czyżby on… Nie, to nie możliwe.
Zaśmiałam się i odczekałam chwilę, kiedy Kang wyszedł z pomieszczenia, żeby samej udać się na górę do drugiej łazienki, której zawsze pilnował dla mnie menager.
Po jakieś pół godzinie, wszyscy byliśmy umyci i mieliśmy na sobie świeże ubrania.
– Pani Akai, a może ma pani ochotę pojechać z nami do zespołowego domu? – zapytał Prezes mamę, kiedy spotkaliśmy się w holu głównym z wysadzanymi w posadzce czarnymi skrzydłami.
– Och, mogłabym? – zapytała.
Udawała zbyt przesłodzoną jak na mój gust. Ale dobrze grała. W Akai Je Ri, nie było nic z Choi Shi Ho. To świetnie. Już wiem, po kim mam niedawno odkryty talent do aktorstwa.
Ja i chłopcy wsiedliśmy do naszego zespołowego busa, a Prezes Ahn zaproponował, że podwiezie mamę swoim samochodem. W sumie to mama i tak nie przyjechała pod wytwórnię samochodem.
Kang jak zawsze siedział przy wejściu, obok niego Joong, a ja i Yun na tylnej kanapie. Yun zawsze jak coś chciał to się wychylał do przodu, żeby to powiedzieć.
– Kang Hyung? – zaczął.
– Co? – zapytał tamten.
– Jedziesz dziś do Shin? – zapytał blondyn. – Bo chciałem coś jej dać i się zastanawiam, czy…
– Tak jadę, sam chcę jej coś dać.
– He? – mruknęłam unosząc głowę.
Na szczęście nikt nie usłyszał.
Zauważyłam, że Joong także zaskoczony patrzył na Kanga.
– Coś jej dać?
– Tak, w końcu, gdyby nie Akai, Shin mogłaby umrzeć.
On dziękuje mi, za uratowanie siebie? Dziwne. Gdyby tylko wiedział… Ratowałam własną skórę, a to tchórzostwo. Nie ma mi za co dziękować.
A teraz Kang będzie wdzięczny Akai, a Shin oberwie, bo szła z innymi w wir walki, mimo że jest niedoświadczonym Magiem, który jeszcze tarczy nie potrafi wznieść.
– Jak tu pięknie! – zawołała mama, kiedy tylko wysiadła z samochodu. – Te kolory… i styl! Zu Mi, musimy sobie kupić dom w tej okolicy. Zaczynasz zarabiać, może będzie cię stać. Jesteś moim jednym dzieckiem, więc musisz na mnie zarabiać, bo jak ja sobie poradzę na starość?
– M-mamo! – zwołałam.
Yun popatrzył na mnie i pokręcił palcem przy skroni, kiedy mama nie patrzyła. Skinęłam no to głową i opuściłam ramiona wzdychając.
– Tylko nie miej zawału jak wejdziesz do środka, mamo – powiedziałam.
Prezes otworzył jej furtkę i poprowadził na schody do ogrodu przed domem.
– Masz zabawną mamę – powiedział Joong.
– Tylko udaje taką miłą. Na pokaz przed wami – dodałam po chwili, zakładają ręce na piersi. – Ech – westchnęłam i ruszyłam za mamą i prezesem.
– Synku, wyjeżdżam na dwa tygodnie do Norwegii, a ty się wyprowadzasz z naszego domu do ogromnej willi, prowadzonej przez nastolatków, bez żadnej kobiecej ręki?
– N-no chyba t-tak – wymamrotałam, kiedy mama oglądała salon połączony z kuchnią i sprawdzała, czy nie ma tu kurzu. – Mamo! Chodź pokażę ci mój pokój! – zawołałam, zanim zdążyła coś powiedzieć.
Położyłam jej dłonie na plecach i popchnęłam w stronę schodów na górę.
– Ooo, macie taki piękny ogród? – zdziwiła się, wyglądając przez duże okna na ogród na balkonie, do którego wchodzi się z korytarza prowadzącego do pokoju muzycznego.
– Daj już spokój – mruknęłam.

*

Kiedy Akai zniknął na schodach ze swoją mamą, wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
– Jego matka jest gorsza niż moi rodzice razem wzięci – powiedział Yun z ledwością.
– Racja – przyznałem z uśmiechem.
– Nie jest taka zła – stwierdził Joong. – Na swój sposób zabawna.
– Prezesie, jest taka jak ty, pasowalibyście do siebie jak ulał – stwierdziłem patrząc na mężczyznę z uśmiechem.
Jego mina była całkiem poważna. Wtedy wszyscy zamilkliśmy.
– Nie powinniście sobie żartować z matki waszego kolegi.
– Nie ważne! – zawołałem. – Yun idź po to co chciałeś dać Shin, bo zaraz do niej jadę. Prezesie, przeprosisz ode mnie naszego gościa, jak już sprawdzi kurze w każdym pokoju? Poza moim! – dodałem szybko. – Tam nie wolno wchodzić.
– Jasne, jasne – mruknął, zbywając mnie machnięciem ręki i odszedł.
– Hyung, pokaż co masz dla Shin! – zawołał Yun.
Bez słowa ruszyłem w stronę garderoby. Po przeszukaniu swoich rzeczy znalazłem to co kilka dni temu tam zostawiłem.
– Pudełko – powiedział zawiedziony Yun, spoglądając na mi na ręce ponad moim ramieniem. – Ładne.
– Prezent jest w środku, matole…
– Kang.
– Wybacz, Hyeong.
Uniosłem pokrywkę białego pudełeczka z różową wstążką i pokazałem chłopakom zawartość.
– Ale śliczna – powiedział Yun, a jego oczy były wielkie jak talerze. – Aaa, ja też coś jej dam! To znaczy ty dasz, ale ode mnie!
– Co chcesz jej dać? – zapytał zaciekawiony Joong.
– To.
Blondyn wyciągnął z tylnej kieszeni spodni płaskie pudełko na płyty.
– Nie mów, że to wszystkie nasze jeszcze nie wydane utwory? – zapytałem.
– Nie, to zabawne piosenki w moim wykonaniu, żeby poprawiały jej humor, jak będzie smutna – powiedział radośnie. – Nie podoba wam się mój pomysł? – zapytał ze smutkiem.
– Szkoda, że nie powiedziałeś zanim to nagrałeś, to byśmy razem coś zaśpiewali – stwierdził Joong.
– Możemy nagrać drugą! – zawołał uradowany Yun.
– Nie ma mowy, ja się na to nie piszę – zaprzeczyłem.
– Pozbyłem się już mamy! – zawołał Akai, wbiegając do garderoby. – Prezes Ahn powiedział mi, że tu będziecie. C-coś się stało? – zapytał.
– Nie – mruknąłem.
Nie chciałem już być dla niego niemiły, bo zasłonił Shin własnym ciałem, ale coś w tym dziecku sprawiało, że nie potrafiłem się pozbyć tego negatywnego nastawienia, które mam też do Jeremyego.
– Zu Mi, spójrz na to – powiedział Joong, wskazując na moją dłoń, gdzie wciąż było otwarte pudełeczko. – Powiedz co o tym myślisz?
– Jaka śliczna – powiedział, jak wyczułem, całkiem szczerze. – Dla kogo to?
– Dla Choi Shin Hye! – zawołał Yun. – Kang chce się podlizać, bo się zakochał!
– Yun, bo jak cię zaraz…!
Blondyn tylko się śmiał. Zamknąłem pudełko, schowałem je do kieszeni jeansów i zaatakowałem Yuna, ale usunął się i zaczął uciekać.
Zobaczyłem jak Akai kręci głową i patrzy dziwnie na Joonga, a ten straszy tylko wzruszył ramionami.
– Kang, nie powinieneś już jechać? – zapytał mnie Joong.
– Tak! – zawołałem zatrzymując się. – Do zobaczenia wieczorem.
– Nie spóźnij się tylko, bo mamy wywiad w telewizji! – zawołał za mną Joong, kiedy wybiegałem z garderoby, po tym jak odebrałem Yunowi płytę dla Shin.
– W końcu cię dziś zobaczę – szepnąłem, kiedy już usiadłem za kółkiem mojego Porsche.
Silnik przyjemnie zawarczał, kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce.
Po około dwudziestu minutach, zatrzymałem samochód przed domem Shin. Nie przejmowałem się już tym, że ktoś mnie obserwuje, po prostu miałem to całkiem gdzieś. Chcę, żeby Shin zgodziła się na wszystko jeśli zajdzie taka potrzeba, bo i tak już nie ma sensu udawać, że ma ona jakieś powiązanie z zespołem. Nawet Yun, przecież siedzą razem w ławce.
Po drodze do Shin zajechałem do sklepu i kupiłem pączki w różowym lukrze. Od Yuna się dowiedziałem, że bardzo je lubi.
Dlaczego on wie o Shin więcej niż ja? Kto tu jest opiekunem, ja czy Yun, do cholery!?
Zanim zapukałem do drzwi głęboko odetchnąłem kilka razy. Po kilku długich minutach, kiedy nikt nie otwierał pomyślałem, że Shin znów nie ma w domu. Gdy już chciałem wrócić do auta, drzwi się otworzyły.
– Kang! – zawołała Shin i szerzej otworzyła drzwi. – Nie dzwoniłeś, że przyjedziesz.
– Dzień dobry, mogę wejść?

*

Gdy Joong kazał mi spojrzeć do pudełka trzymanego przez Kanga, przyznam, że się trochę zdenerwowałam. Bo, czyżby Kang kupił coś dla jakieś dziewczyny, z którą gdzieś kręci na boku, ale w końcu opamiętałam się. Przecież jego życie to jego życie, a nie moja bajka.
– Jest śliczna – powiedziałam, szczerze. Naprawdę mi się spodobała. – Dla kogo to? – zapytałam zaciekawiona. Pokazałam chyba zbyt dużo entuzjazmu.
– Dla Choi Shin Hye! – wrzasnął Yun. – Kang chce się podlizać, bo się zakochał!
Z-zakochał…!?
I więcej do mnie nie dotarło, bo słowa Yuna wyzuły mój mózg z myśli.
Jednak jak się nad tym zastanowię to wiem, że to niedorzeczne. Nawet potwierdzam słowa Kanga, kiedy mówił o Kimiko. Ona stwierdziła, że Kang kocha tylko samego siebie. Jego zachowanie i to z jakim dystansem mnie traktuje mówi wszystko o jego poziome miłości do innych.
Spojrzałam zaskoczona na Joonga, a kiedy Kang wybiegł z garderoby odczekałam chwilę i uciekłam do pokoju Akai. Szybko wzięłam listek peruki, żeby moje naturalne włosy wróciły, kiedy mama weszła do pokoju.
– Więc to tak zmieniasz fryzury? – zapytała, kiedy ja biegałam po pokoju w poszukiwaniu telefonu Shin. – Ciekawe, a skąd to masz?
– Od prezesa! – zawołałam.
– Dba o ciebie – zauważyła.
– Bo jestem nowa i jestem dziewczyną i mi pomaga się ukrywać, a i tak zamierza mnie ujawnić, jak tylko wydam singiel – mówiłam szybko, wciąż przerzucając rzeczy w poszukiwaniu telefonu.
– Wiąże z tobą duże nadzieje, co?
Podbiegłam do mamy i kładąc jej dłonie na udzie popchnęłam ją, żeby zobaczyć, czy nie zgniotła mi telefonu tyłkiem.
– Masz – powiedziała, podając mi telefon Shin, kiedy próbowałam wsadzić dłoń pod jej tyłek.
– Dziękuję, ja musze lecieć! – zwołałam. – Bo Kang przyjdzie.
– Do nas?
– Taaak!
W podskokach zdjęłam z siebie ubranie i w samych majtkach i bandażu owiniętym wokół piersi złapałam za ukryty pod iluzją kryształ i teleportowałam się, na oczach zaskoczonej mamy.
Zmaterializowałam się w swoim pokoju, szybko odświeżyłam, założyłam biustonosz i wygodny dres, rozczochrałam trochę włosy i położyłam się do łóżka, żeby zrobić bardziej wiarygodny efekt ‘dopiero wstałam z łóżka’.
Nie zdałam sobie sprawy jak bardzo, po tygodniu odgrywania piosenkarza i zapracowanej w wakacje niewykształconej Magiczki, nie mającej czasu dla własnego opiekuna, jestem zmęczona.



~*~

Rozczarowała mnie liczba komentarzy pod ostatnim postem :c
Za kare kolejna notka za dwa tygodnie xD

3 komentarze:

  1. Tak na wiele to nie licz. :_:
    Krótko i (nie)na temat.
    To wszystko wina Malwi i Werki. Jedne i druga lenie. (A Werka Ci teraz nie napisze, bo jest na wycieczce)
    A tego.... no Yun!!! Rozwala system!
    ,, – Dla Choi Shin Hye! – zawołał Yun. – Kang chce się podlizać, bo się zakochał!''
    ,,– Pudełko – powiedział zawiedziony Yun, spoglądając na mi na ręce ponad moim ramieniem. – Ładne.''
    Haha, xD Genialne.
    Aś.... szkoda, że nie masz czasu.
    Weny

    Ps. ,,Nie czepiać się za to, bo z rok MAUTRA, muszę się uczyć xD '' Uczyć?! No przepraszam, podobno ty się nie uczysz.
    I Matura, a nie Mautra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No paczaj, ja się nie uczę i piszę mautrę, a nie maturę xD
      Jestem boska x3
      Też nie na temat i nie dziękuję z wenę :D
      <3

      Usuń
  2. Nudzę się więc piszę ;-; Szybko? Wygrałam konkurs :P *chwali się*
    Opo fajne, nie pamiętam co tam było więc nic nie napiszę ;-; ale kom jest :D

    OdpowiedzUsuń