wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 33.



– Jest znak – powiedział Sam. – Lecimy.                       
Wszyscy złapaliśmy się za ręce. Ja stałam między Akai, a Yunem. Po chwili poczułam ucisk w brzuchu, a następnie mocne szarpnięcie. Krzyknęłabym, kiedy wylądowaliśmy n nierównym, stromym zboczy, gdyby nie czyjaś ręka na moich ustach.
– Ćśśś – mruknęła Nessa. To była jej dłoń.
– Co się stało? – szepnęłam ustami Akai.
Na szczęście dołączyliśmy do Pete’a.
Nessa zabrała swoją dłoń, a ja rozejrzałam się dookoła.
Znajdowaliśmy się na sporym wniesieniu, okalającym koryto rzeki, płynącej przez Seul, dokładnie na jego granicy. Powyżej koryta znajdowały się piękne budynki, za nami hektolitry zabrudzonej wody, a gdzieś w oddali rozbrzmiewały dźwięki z autostrady biegnącej przez most nad rzeką Han.
– Przecież to Coex Mall – mruknął zaskoczony Yun.
– Coex Mall? – mruknęła Kimiko. – W centrum handlowym go zamknęli!?
– Samuel – powiedziała Vanessa i wskazała na piasek u naszych stóp. – On…
Przerwała i nagle uniosła głowę spoglądając ponad koryto rzeki.
– F-fallen Angels! – krzyknęła jakaś dziewczyna nad naszymi głowami, a po chwili rozległ się ogłuszający pisk tłumu dziewczyn. – Oni są tutaj! Nie wierzę!
Nawet nie zauważyła, że każdy z nas miał na sobie dziwaczny biały płaszcz i towarzyszyła nam trójka uzbrojonych po zęby nastolatków z obcego kraju.
Sam powiedział coś w innym języku, ale nie brzmiało to ładnie, więc zgaduję, że właśnie przeklął.
– Desine – szepnęła Vanessa.
To co się stało, było niewiarygodne, ale jednak całkiem prawdziwe.
Dookoła nad, tak na przynajmniej sto metrów w każdym kierunku pokazały się wysokie granatowe przeźroczyste ściany płonące czarnym ogniem. Były tak wysokie, że niknęły w chmurach. Właśnie wszyscy zostaliśmy zamknięci w mrocznej płonącej czernią klatce, świetnie.
– C-co się dzieje? – zdziwił się Jeremy.
– To jest mój drogi, klatka czasu – powiedziała Nessa. – Nie wiem jak się dzieje to, że potrafię ją zrobić, ale potrafię i to właśnie ratuje nam życie. – Zaczęła, więc tłumaczenia. – Zwykli ludzie nie mogą się w niej poruszać. Klatki można używać, żeby nie zostać zdemaskowanym przez człowieka, lub żeby zdemaskować wroga. Jak widzicie, my zachowaliśmy swoje kolory. A ona – wskazała na dziewczynę, która prędzej krzyczała – jest granatowa.
Faktycznie, skóra dziewczyny miała niezdrowy siny kolor, a sama ona się nie ruszała. Było w niej coś znajomego. Nie potrafiłam sobie jednak przypomnieć, czy i jeśli to skąd ją znam.
– Musimy badać ślady – powiedział Joong.
– Już zrobione – powiedział Pete. – Tak to jest jak się słucha Vanessy, zawsze zajmuje dużo czasu.
– Samuel, trzymaj mnie, bo mu zęby wybiję – warknęła czarnowłosa, odrzucając płaszcz z ramion, ale Sam ją przytrzymał, więc przestała. – A właśnie, dlaczego ona was zauważyła? Nas nie widziała, ale was?
– Zapomniałem, że prezes zdjął z nas wszystkie czary na czas naszego pobytu na Ziemi, najwyraźniej jego magia objęła też ochronne zaklęcia na przedmiotach magicznych – wytłumaczył Joong.
Nessa wykonała szybki i ledwo zauważalny gest dłońmi i nasze płaszcze rozbłysły bielą, jak świetlówki w szpitalu.
– Gotowe – oznajmiła z zadowoleniem i oparła dłonie na biodrach.
– Hej, spójrzcie na to! – zawołał Sam, kucając na pisaku obok Pete’a.
Na ziemi były pięć różnych śladów. Jeden, który na pewno zrobił Kang, kiedy rzucono go na piasek, drugim były duże szpony, trzecim lwie łapy, czwartym jakiś wąski, tworzący zaokrąglony zygzak ślad ciągnięcia, a ostatnim były ludzie małe bose stopy.
– A myślałam, ze skoro to Chimera to wystarczy nasza trójka, żeby ją pokonać… – mruknęła niezadowolona Nessa. – Już się nawet przygotowałam, żeby wyśmiać Kanga, że dał się pokonać jednej Chimerze…
– Zamknij się – warknęłam.
Czarnowłosa spojrzała na mnie zaskoczona.
– Nie martw się, nie wyśmieję go – powiedziała, a w jej głosie pojawiła się nuta zmartwienia. – Jeśli wciąż żyje, będę go podziwiała.
Odwróciła ode mnie wzrok, a ten po chwili spoczął na zygzakowatym śladzie na błękitnym piasku zmienionym na ten kolor, przez klatkę czasu.
– Najwyraźniej Chimera została wynajęta przez Lamie – powiedział Sam i wstał.
– Co!? – wrzasnęłam, a razem ze mną mój klon i Yun.
– Nie martwcie się. Trzech doświadczonych Łowców i trzech Magów o dobrym stopniu wykształceni poradzą sobie w obronie Aniołów i odbiciu Kanga – oznajmił Pete, również się podnosząc.
– Mamy jeszcze Shin – powiedział nagle Yun i chciał objąć mnie ramieniem, ale strąciłam jego rękę.
Wiem, zapewne go tym zraniłam, ale Kang powiedział, że Yun może się we mnie zakochać, a tego nie chcę, ponieważ najbardziej z tej trójki lubię Kanga. Nie kocham, lubię, nawet bardzo, ale to nie jest miłość. Jeszcze nie.
Po moim policzku spłynęła samotna łza, więc otarłam ją brzegiem płaszcza.
– Jak to, jeśli wciąż żyje? – zapytałam, a w moim głosie pojawiła się panika. – O-on m-może nie… nie… nie ż-żyć? – zaczęłam chlipać.
– Niezłe wyczucie Vanessa – mruknął Yun i tym razem zmusił mnie, żebym się do niego przytuliła.
– N-nie – szepnęłam.
Yun mnie obejmował, a moje ręce zwieszały się przy bokach. Po chwili zacisnęłam dłonie w pięści. Musiałam się naprawdę mocno wysilać, żeby wiąż, mimo rozdarcia, kontrolować zachowanie Akai.
– Yun, zostaw mnie, już dobrze – powiedziałam po chwili.
Nie mogłam sobie pozwolić na chwile słabości, kiedy Kang jest w niebezpieczeństwie.
Yun opuścił ramiona i wtedy się odsunęłam.
– Kang żyje, czuję to.
– Według mojego zmysłu, wnioskuję, że nie, ponieważ jego magia jest niewyczuwalna w tym miejscu – stwierdziła Nessa.
– Albo się mylisz, albo są tu jakieś bariery magiczne –powiedziała z przekąsem Kimiko. – Mój brat nie dałby się tak łatwo zabić. Nawet bandzie stukniętych Lamii.
– Jakby nie patrzeć to Vanessa potrafi wyczuć każdą barierę magiczną – powiedział Sam.
– Zamknijcie się wszyscy! – wrzasnęłam. – Przestańcie już gadać, musimy go ratować!
Wszyscy patrzyli na mnie dziwnymi spojrzeniami.
– Chodźmy za śladami – przerwał w końcu ciszę Pete.
Tak zrobiliśmy.
Po chwili jednak Kimiko z lekko przygarbionymi plecami przebiegła na przód szeregu i zatrzymała nas.
– Zostańcie tutaj. Pójdę pierwsza, jako przynęta.
– Mi Ko…
– Nie, Joong – przerwała brązowowłosemu. Oni oczekują, że to ja pierwsza się pojawię. Jestem siostrą Kanga, więc najlepiej będzie jeśli wpadnę tam w napadzie rozpaczy. Pomyślą, że jestem sama. Ściągnę na siebie uwagę Chimery, po chwili Łowcy mi pomogą, a pozostali będą walczyć z Lamiami. Najlepiej będzie jeśli to Shin Hye pójdzie po Kanga.
– Co? – palnęli wszyscy.
– Przy nim jest tylko jedna osoba – stwierdziła zdecydowanie. – Raz miałam nieprzyjemność spotkać się z Lamiami, poniekąd wiem jak działają. Na pierwszej linii będą wszyscy, przy Ogórku tylko jedna i to najsłabsza.
W mgnieniu oka mieliśmy plan. Wystarczyło już tylko znaleźć…
– Wejście – szepnął Pete.
Były to metalowe drzwi. Doszliśmy do nich po dwuch minutach wędrówki, brzegiem rzeki. Na szczęście Nessa wyłączyła klatkę czasu. Fanki już nas nie widziały, ponieważ płaszcze wytwarzały wokół nas barierę, która zasłaniała nas przed okiem nie magicznych osób.
Drzwi były osadzone w stromym brzegu koryta rzeki i były zamknięte. Nie było żadnej klamki, ani zamka. Ktoś rzucił, że trzeba użyć magii, by je otworzyć, ale Kimiko zwyczajnie popchnęła je delikatnie ręką i od razu ustąpiły.
Tak jak zaplanowaliśmy Kimiko weszła pierwsza. Kilka minut trwaliśmy w bezruchu, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie oddycham. Gdy zaczerpnęłam powietrza, żeby odetchnąć, metalowe skrzydło drzwi urwało się i odleciało na kilka metrów przed siebie, żeby w końcu wpaść do wody. Ale zamiast jednego, usłyszałam dwa pluski.
Spojrzałam na wodę, a tam nad tafli unosiła się mokra fioletowa czupryna.
Następnie z ciemnej dziury ziejącej w miejscu, gdzie do niedawna były drzwi wybiegł wysoki mężczyzna, który biegnąc wyskoczył nienaturalnie wysoko w powietrze,  a jego ciało zaczęło się przekształcać. Ręce porosły sierścią, nogi piórami, z pleców wystrzeliły skrzydła, a kość ogonowa wydłużyła się w wężowy ogon.
– Wiesz ile kosztuje mnie pielęgnacja tych włosów kreaturo!? – wrzasnęła Kimiko i wyskoczyła z wody, a po chwili unosiła się nad nią. – Zapłacisz mi za to!
Ruszyła biegiem po wodzie, żeby zaatakować.
– Przecież ona ma perukę – zauważył Jeremy.
– Nie czas na to, teraz mamy szansę – powiedział Sam. – Vanessa? Pete.
– Wiem – powiedziała Nessa.
– Tak – dodał Pete.
Ja, mój klon, Joong, Jeremy, Yun i Sam wbiegliśmy do środka, a Vanessa sięgnęła po łuk i wystrzeliła jedną ze strzał z kołczana, który miała na plecach. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak Pete wydobywa z pochwy przy pasie japońską katanę z rękojeścią owiniętą czarną skórą i czeka, aż Chimera zwróci na nich swoją uwagę. Strzała czarnowłosej trafiła celnie w prawe skrzydło, dokładnie w jego złączenie z ciałem, przez co stwór musiał wylądować.
– Shin, nie czas na oglądanie, biegnij! – zawołał Joong i pociągnął mnie w ciemności.
Za drzwiami znajdowała się duża sala o niskim sklepieniu, wypełniona drewnianymi skrzyniami, ale nikogo tu nie było.
– Co jest…? – zdziwił się Jeremy.
– Nie trać czujności – poradził Sam i sięgnął po jeden z magazynków na pasie i naładował pistolet. Pociski błyszczały rażącą zielenią.
Nie wiedzieć czemu odwróciłam się do tyłu i aż zachłysnęłam się powietrzem z przerażenia.
Przede mną, a za moimi towarzyszami pod ścianą po obu stronach drzwi stało wiele dziwnych stworzeń. Były to kobiety o zielonkawej łuskowatej skórze, które zamiast nóg miały potężne wężowe ogony.
– Ch-chłopaki? – mruknęłam, przerywając ich cichą rozmowę.
Ale oni nie zwracali na mnie uwagi, nie odwrócili się nawet kiedy wężowe języki zasyczały.
Wtedy oblał mnie zimy pot, bo Lamie miały okropne długie i cienkie zęby ociekające jadem.
Przełknęłam ślinę.
Nagle jedna z Lamii rzuciła się wprost na mnie, więc wrzasnęłam zasłaniając się rękoma, ale w zasadzie nic się nie stało, poza tym, że usłyszałam uderzenie o coś i chłód na skórze.
– Co to było!? – wrzasnął ktoś.
Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą wysoką i szeroką ścianę lodu.
Chłopcy już stali przodem do Lamii.
– Jak to się tu…
– Nie ważne – mruknął Joong. – Shin, znajdź Kanga. Yun idź z nią. My się nimi zajmiemy.
– Było ich, chyba osiem – powiedziałam.
– Biegiem! – wrzasnął Sam. – Już!
Kiedy nie ruszyłam się z miejsca, Yun złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą, biegnąc w głąb mrocznego magazynu, oświetlonego jedynie słabymi żarówkami zwieszającymi się z prostymi kloszami z sufitu. Nie było tu nawet okien, no ale cóż, byliśmy pod ziemią.
Mój klon został przy Joongu, ale nie miałam czasu, by wydawać mu rozkazy.
– Zawołaj go – powiedział Yun, kiedy wbiegliśmy w jakiś zaułek między skrzyniami, omijając grubą czworokątną kolumnę.
– Co?
– Zawołaj Kanga w myślach, w końcu jesteś Magiem.
– D-dobrze, ale prowadź mnie.
– Jasne.
Blondyn wzmocnił uścisk na mojej dłoni, a ja zamknęłam oczy i skupiłam się na wyszukiwaniu myśli Kanga.
W mroku czułam tylko pustkę. Żadnej myśli. Były tylko te za mną z wizją walki Kimiko, Jeremyego i Joonga. Łowcy chyba potrafili maskować swoje myśli doskonale. Nagle przede mną w ciemnościach mentalnego świata zamajaczyła słaba iskra. Sięgnęłam przed siebie, żeby ją pochwycić, ale było to tylko jedno przesłanie. Słowa, które mówiły wszystko.
Zginę dla niej.
Otworzyłam oczy i przyspieszyłam bieg, prowadząc Yuna w miejsce, z którego usłyszałam tę myśl. Całkiem na wprost nas, już bardzo blisko.
– Coo, nic już nie powiesz? – powiedział znajomy głos. – Zginiesz dla niej? Jakie to piękne, ale co jej po tym, jak nawet nie walczyłeś? No, może poza tym ognistym ciosem, którym oberwała nasza kukiełka.
– Park Yu Rin! – wrzasnęłam i z poślizgiem zatrzymałam się naprzeciw oprawcy.
Yun wpadł na mnie, ale udało mi się utrzymać równowagę i nie żadne z nas nie upadło.
– Gniazdo Lamii – mruknął Yun z obrzydzeniem. – Mogłem się spodziewać, że ona też tu będzie.
Park stała tuż obok Kanga. Była ubrana w szorty z wysokim stanem i T-shirt zawiązany pod biustem. Na nogach miała trampki, a włosy związane w koczek na czubku głowy. Wyglądała, wręcz idealnie.
Kang miał związane nogi i ręce za plecami. Zwieszał się do góry nogami z sufitu i wyglądał jak ledwie żywy. Był pobity i wycieńczony. Mówiła o tym krew spływająca z jego wargi i nosa oraz sińce na skórze. Jego ubranie było podarte i potargane, a powieki opadały, co świadczyło o tym, że już brakuje mu sił.
– Kang! – zwołałam i ruszyłam do przodu, ale Park złapała Kanga za włosy i odchylając jego głowę przyłożyła do skóry na szyi cienki srebrny sztylet o rękojeści z kości.
– Ani kroku – powiedziała. – Bo poderżnę mu gardło. Nawet Mag nie poradzi dobie z taką raną. No, a on już długo tak wisi, więc rew szybko wyleci. Patrz TripleK, przybył twój rycerz w spódnicy, jakie to romantyczne.
– Jak możesz!? – warknęłam.
– Ja? – prychnęła. – Nie, to nie ja, tylko mój klan. Oni chcą coś, co masz ty, więc porwali jego, żebyś w zamian to nam oddała.
– Nie wiem o czym mówisz!
Wtedy przypomniałam sobie słowa z mentalnego przekazu, który usłyszeliśmy w salonie w domu Fallen Angels.
– Nie udawaj głupiej – parsknęła.
– Po co wam coś co mam? – zapytałam.
– Nie twój interes.
– Oni chcą twojej mocy – szepnął Yun. – Chcą jej dla niej! – wrzasnął wskazując na Park. – Widziałem przed chwilą co potrafisz, a ona nawet nie potrafi się zmienić w Lamie, bo jest za słaba!
– Zamknij się, pół Aniele! – wrzasnęła. – Nie twoja sprawa.
Jej dłoń drgnęła, a na szyi Kanga pokazała się krew, której stróżka spłynęła aż do brody.
– Nie! – zwołałam z rozpaczy i przestąpiłam krok do przodu. – Nie krzywdź go!
– Bo co!?
Wyglądała jak szalona. Jej wyraz twarzy i ruchy, wskazywały na obłąkanie.
– Nic już na mnie nie masz, bo wszyscy wiedzą o Izumim! Pomagałam ci nawet, a ty robisz ze mnie służącą, a teraz jeszcze to!
– Powiem im o czymś jeszcze, o tym, który został z nimi.
Akai? Ona wie!?
– N-nie… – szepnęłam, patrząc na nią zszokowana.Zaśmiała się i odjęła nóż od skóry Kanga, po czym wycelowała go we mnie.
– O tak – powiedziała zadowolona, a na jej usta wypłynął szyderczy uśmieszek. – Wiem o tym i gotowa jestem powiedzieć, jeśli ze mną nie zostaniesz. Jeśli nie oddasz nam tego czego nam potrzeba.
Zwiesiłam bezradnie ramiona, a po chwili uniosłam przedramiona ze złączonymi ze sobą nadgarstkami.
– Zrobię wszystko, ale pozwól Yunowi zdjąć Kanga.
– Wszystko? – zdziwiła się.
– Ile mam powtarzać!? – wrzasnęłam w rozpaczy. – Zrobię i oddam ci wszystko czego chcesz, tylko pozwól Yunowi zabrać Kanga i zatrzymaj pozostałe Lamie.
Dziewczyna skinęła na Yuna i rzuciła mu coś. Nie spuszczałam z niej wzroku, ale usłyszałam brzęk klucza, kiedy Yun go złapał. Park odsunęła się odrobinę, a Yun niepewnie podszedł do Kanga i zaczął zdejmować łańcuchy z jego nóg i zdjął mu kajdanki z nadgarstków.
– Shin – powiedział Kang, zanim stracił przytomność.
W jego oczach były łzy.
Wtedy Yu Rin zamachnęła  się nożem i wbiła go w bok Kanga.
– Nie! – wrzasnęłam i wyciągnęłam ręce przed siebie, atakując Park mocą. Było to połączenie ataku wodnego i powietrznego, które zmieniły się w sople lodu.
Park opadła na ziemię i sople rozsypały się uderzając o grubą kamienną ścianę, którą napotkały na swojej drodze.
Skupiłam się bardziej i wytwarzając lód dookoła dziewczyny i formując z niego klatkę o grubych prętach, nie do przebicia ze zwykłą siłą.
– Ty…! Potrafisz to kontrolować!?
– Co jest dziwnego w kontrolowaniu żywiołów. – Na koniec dodałam brzydkie japońskie słowo, które musiało ją rozwścieczyć. Och nie, nie było to przyjemne określenie.
– Na twoim miejscu nie dotykałabym lodu, bo jeszcze przymarzniesz – powiedziałam i pomogłam Yunowi złapać Kanga.
Gdy wróciliśmy do miejsca przy wejściu, byłam mile zaskoczona, kiedy Lamie zaczęły opuszczać broń i rozstępować się odpełzając na boki, żeby nas przepuścić.
W miedzy czasie, kiedy wracaliśmy z Kangiem użyłam lody, żeby odrobinę zamrozić ranę, którą zrobiła mu Park.
Wszyscy wydali okrzyk zadowolenia, kiedy nas zobaczyli, ale radość nie potrwała długo.
– Zabiliśmy Chimerę – powiedziała Nessa.
– Był nią ten facet z Kebabu – dodała Kimiko. – Jego córka nie będzie zadowolona.
Wszystkie Lamie wyszły za nami na zewnątrz. Zanim się teleportowaliśmy powrotem do Kwatery pod Wytwórnią, jedna z nich zaatakowała, ale było to tak szybkie, że jedyne co udało mi się zrobić to zakryć siebie moim klonem. Długie, wąskie kły Lamii wbiły się głęboko w ramię Akai. Ja również poczułam ten ból, ale rana na szczęście nie powstała.
– Akai! – wrzasnęła Kimiko.
Vanessa błyskawicznie wyrwała miecz z rąk Pete’a i wymierzyła cios. Głowa Lamii opadła na piasek przy nogach mojego klona.
Ciało zaczęło się zwijać i kurczyć taż szybko, że pozostał po nim tylko popiół. Głowa jednak pozostawała cała, mimo spalenia ciała.
– Pete – powiedziała Nessa, ocierając nóż z ciemnej posoki potwora.
Wszyscy cofnęliśmy się do koła i teleportowaliśmy razem do Kwatery, ale był to inny pokój niż te, które dotychczas widziałam. Wyglądał jak sala medyczna.
Na jednej pryczy ja i Yun, położyliśmy Kanga, a na drugiej położono Akai.
Kimiko szybko wytłumaczyła mi, że muszą uratować mojego klona, bo inaczej, kiedy go odeślę jad w jego ciele przeniesie się do mojego.


Tydzień później

– Nadal nie mogę uwierzyć, że nie uciekliście mi i wdaliście się w konflikt z Lamiami – powiedział prezes Ahn, kiedy siedzieliśmy na kanapach w jego biurze w wytwórni. – Jak mogliście mi nic nie powiedzieć!?
– Przepraszamy – mruknęłam. – To…
– A ja się tak nudziłem! Też chciałbym skopać im tyłki. Już od dłuższego czasu mnie drażnią te kobiety. Przez nie musiałem zmienić kosmetyczkę, bo jedną tam zatrudnili!
– Prezesie, ty chodzisz do kosmetyczki? – zdziwił się Kang.
Spojrzałam na czerwonowłosego z uśmiechem.
Mimo ran jakie odniósł nic mu już nie było. A to wszystko dzięki Peterowi. Kang bardzo się zdenerwował, kiedy się obudził. Nie wiem, co on ma do tego Pete’a, ale chyba nieźle musieli się znienawidzić, przez jakąś sytuację. Chciałabym wiedzieć o co chodzi.
– Co? Ja!? Nie – powiedział stycznie.
Kang prychnął, a ja znów się uśmiechnęłam. Nie uszło to jego uwadze i spojrzał na mnie z niechęcią, znów prychając. Szybko, więc odwróciłam wzrok.
Odkąd dowiedział się, że Akai walczył z Lamiami w jego obronie, no i że rzekomo pomógł mi się dostać do innych, nie traktuje już mojego Akai tak oschle. W sumie to w ogóle się do mnie nie odzywa, a do Shin za to za dużo mówi.
A co do tego jadu, to Pete zrobił szybko surowice z jadu pozostałego w kłach z odciętej przez Vanessę głowy i mój klon został uleczony.
Co do Łowców i Chimery. Vanessa przebrała się w zwykłe ludzkie ciuchy i zdjęła biały płaszcz, po czym poinformowała rodzinę mężczyzny z baru z Fast Foodem, że został zabity przez jakiś gang świrujący w Seulu. Z wywiadu okazało się, że córka i żona mężczyzny nie wiedziały, że był on Chimerą.
– No dobrze, koniec tematu. To było dawno. Teraz przyjemniejsze rzeczy…
Rozległo się pukanie do drzwi.
– Prezesie Ahn? – zapytał Menager.
– Tak?
– Jakaś kobieta chce się spotkać z Akai. Mówi, że jest jego matką.
Nagle się wyprostowałam.
– M-mama? – zdziwiłam się. – Miała wrócić za tydzień – mruknęłam.
– Gdzie jest ta kobieta? – zapytał Prezes.
– Na dole, przy wejściu. Nie kazałem jej wpuszczać. Może Akai pójdzie tam i potwierdzi, że to jego matka? – zapytał Menager.
– Tak, idź Akai – nakazał Prezes.
Przełknęłam ślinę.
– D-dobrze Prezesie.
Podniosłam się z kanapy jak robot i ruszyłam do wyjścia z gabinetu za Menagerem.
Na dole jak zawsze siedział tłum fanek. Kiedy tylko mnie zobaczyły od razu zerwały się i zaczęły piszczeć. Kiedy się dowiedziały z prasy, że rzekomo ja, jako Akai, razem z jakąś dziewczyną, patrz ja jako Shin, uratowałam życie Kanga zaczęły mnie traktować jak bóstwo.
 Takie informacje do prasy podała matka Park Yu Rin. Wymyśliła jakąś historyjkę o płonącym magazynie, w którym Kang został zamknięty, ale nic mu się nie stało dzięki szybkiej reakcji. Kang nie zaprzeczył tym wydarzeniom, szczególnie, że Pete pozostawił mu kilka siniaków, a Kang był tak osłabiony, że własną mocą nie mógł się uleczyć.
Stanęłam z menagerem za plecami ochrony i zaczęłam wyszukiwać w tłumie fanek twarzy mojej mamy, ale nigdzie jej nie widziałam.
– Chyba już…
– Akai Zu Mi! – zawołał jakiś głos w tłumie.
– Proszę ją przepuścić – powiedziałam.
Nie byłam pewna, czy ta kobieta to moja mama, ale jakoś musiałam się przekonać.
Gdy tylko kobieta o blond włosach przedarła się przez zaporę ochroniarzy, wpadła na mnie i mnie przytuliła.
– To ja Shin Hye, twoja prawdziwa mama, Shi Ho – szepnęła. – Tak za tobą tęskniłam – dodała już głośniej.
Między fankami dało się usłyszeć westchnienia jak w pięknych chwilach na filmach romantycznych i te niezadowolenia, jakby to one chciały być na miejscu mojej mamy.
Gdyby tylko wiedziały, że jestem dziewczyną…
– M-mamo? Co ty tu robisz? – zapytałam prowadząc ją do budynku.
– Akai Zu Mi, kocham cię!
– Ożeń się ze mną!
– Uwielbiam cię!
Tak między innymi krzyczały zebrane pod wytwórnią, rozwrzeszczane fanki.
– Mam nadzieję, że nie zostaniesz lesbijką – mruknęła do mnie mama.
– Mamo! – ofuknęłam się.
– Och, żartuję.
Zaśmiała się sztucznie i objęła mnie ramieniem, a drugą ręką poczochrała moje włosy. Po chwili odwróciła nas obie w stronę fanek i pomachała im, po czym dała mi buziaka w policzek. Tamte zapiszczały, kiedy moje policzki oblały się rumieńcem.
Gdy zniknęłyśmy za drzwiami wytwórni, wyrwałam się z uścisku mamy i zatrzymałam się.
– Co jest, Zu Mi?
– Skąd wiedziałaś? – zapytałam.
– Od dobrego znajomego – powiedziała z uśmiechem, mrugając do mnie.
Spojrzałam na Menagera, ale ten pokręcił głową i uniósł dłonie w obrończym geście.
– A jak Kang cię rozpozna…
– Mam iluzję, myślisz, że nie potrafię jej zrobić?
– Twoje zaklęcie na moich drzwiach nie zadziałało na niego.
– Co!?
– Ćśś – uciszyliśmy ją z Menagerem.
Mruknęła coś niezadowolona i gestem nakazała Menagerowi prowadzić.
– Akai zna drogę, proszę pani – powiedział. – Proszę wybaczyć, mam inne obowiązki.
Ukłonił się i odszedł w zupełnie innym kierunku, niż my.
– No tak, wiecznie zapracowani ludzie z tych od zespołów.
Westchnęła.
– Co? – zapytałam prowadząc mamę w stronę schodów.
– Jak staniesz się nadętą gwiazdką, która będzie uważała się za panią świata to wyrzucę cię z domu… I nie puszczę do szkoły – dodała po chwili zastanowienia.
– Zawsze mogę zamieszkać w domu zespołu z chłopakami, a do szkoły i tak pójdę, bo mam już szesnaście lat, więc na Ignis sama o sobie decyduję.
– Dlaczego musieli ci to powiedzieć?
Zaśmiałam się.
Po drodze ustaliłyśmy wspólną wersję wydarzeń. Nie powiedziałam mamie, że Aki Akechi udawał mojego ojca, bo pewnie i tak wie, że wynajęłam do tego kogoś.
– Zachowuj się inaczej niż Kang pamięta, dobrze? – szepnęłam. – Bo oni tam wszyscy są.
Pokiwała energicznie głową, przez co wyglądała jak mała dziewczynka.
– Wróciłem – powiedziałam wchodząc do gabinetu. – Prezesie, chciałbym przedstawić wam moją mamę. To jest…
– Akai Je Ri – wtrąciła się mama.
Ta zawsze wymyśla dziwne rzeczy.
– Tak…
– Miło mi panią poznać, pani Akai. Nazywam się Ahn Woon Jeon. Jestem Prezesem Fallen Angels. – Uścisnęli sobie dłonie. – A to są, lider zespołu Kim Kang Kyun, najstarszy z nich Lee Joong Kyung, oraz do niedawna najmłodszy Han Yun Jae.
Po kolei przedstawiał ich prezes, a tamci wstawali z kanap i ściskali dłoń mamy na przywitanie.
– Więc to jest to słynne Fallen Angels? – zapytała, kiedy prezes pozwolił mamie usiąść na swoim fotelu przy stoliku, a sam przysiadł się na kanapę do mnie i Joonga, naprzeciwko pozostałych chłopaków. – Mój… syn wiele mi o was opowiadał. Mimo to, nie pozwalałam mu iść na casting. – Westchnęła. – Niestety mój mąż, pod moją nieobecność zapisał Akai i tak to znalazł się tutaj. Nie byłam zadowolona, kiedy dowiedziałam się, że moje dziecko zostało nowym członkiem zespołu. Myślę jednak, że przez ostatnie tygodnie dobrze się nim zajmowaliście i już i tak nie mam wyboru jak się na to zgodzić.
– M-mamo? – szepnęłam zmieszana.
– Tak?
– C-czy mogę nadal mieszkać u chłopaków? – zapytałam i zacisnęłam powieki, gotowa na grad słów.
– Prezesie Ahn? – zaczęła. – Czy to nie problem?
– Oczywiście, że nie! – zawołał.
Otworzyłam szeroko oczy i napotkałam wzrok Kanga. Widocznie jego mina zrzedła. Pewnie miał nadzieję, że się mnie pozbędzie.
– W takim razie mam warunek.
– Słucham? – zapytał prezes.
– Ma nie opuszczać zajęć, bo niewykształcony i bogaty nie pasuje do siebie, oraz oczywiście ma wracać do domu na weekendy.
– Ja tu jestem i wszystko słyszę – mruknęłam.
– Oczywiście, dopilnuję tego – powiedział Prezes Ahn. – Chłopcy, zostawicie nas samych? – zapytał po chwili.
Zaczęliśmy się podnosić, ale ja zostałam zatrzymana.
– Ty nie, Akai.
Przełknęłam ślinę i powrotem usiadłam.
– Kang, idźcie do sali, tam są tancerze, więc poćwiczcie trochę.
– Tak, prezesie – powiedział z ukłonem. – Dowidzenia pani Akai. – Znów się skłonił, teraz w stronę mamy.
– Dowidzenia – powiedzieli Joong i Yun.
Prezes pstryknął palcami, gdy tylko drzwi się zamknęły z chłopakami. Powietrze lekko zadrgało, a z zewnątrz już nic nie było słychać.
– Mogę już krzyczeć? – zapytała mama.
– Proszę Shi Ho – powiedział Prezes.
– Choi Shin Hye – zaczęła zupełnie spokojnie, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. – Przyznaję, że odkąd się dowiedziałam co wyprawiasz, dawałam ci co najwyżej kilka dni, zanim cię zdemaskują. Nie ukrywam, że mile mnie zaskoczyłaś, utrzymując się w ukryciu już drugi tydzień. – Nie ma to jak wiara matki w czyny dziecka. – Ciągle czytałam o was w Internecie, szukałam różnych wiadomości i dzwoniłam do prezesa, żeby się dowiedzieć cokolwiek o tobie, ale nie było tego wiele. Posuwałaś się powoli do przodu, bez skompromitowania, a ostatnio jeszcze ten artykuł, w którym Akai Zu Mi i Choi Shin Hye uratowali Kim Kang Kyun z pożaru. To prawda?
– P-poniekąd – mruknęłam.
Mama uśmiechnęła się i wstała. Po chwili już kucała przy mnie i złapała moje dłonie.
– Nie chcę na ciebie za nic krzyczeć, ponieważ nic źle nie zrobiłaś. Co prawda złamałaś moje zakazy, ale robiłaś to, z ważnych dla ciebie powodów. Cieszę się, że poświęcasz się dla przyjaciół i jestem z ciebie dumna. Proszę pozostań Akai, aż ktoś w końcu cię zdemaskuje i pozostań w zespole nadal jako Shin Hye zaraz po tym.
– Mamo – wydusiłam z niedowierzaniem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Mama wyciągnęła do mnie ręce, więc się z nią przytuliłam.
– Może zostawić was same…
– Nie, musimy jeszcze porozmawiać Woon Jeon – przerwała mu mama, kiedy ją puściłam i wstała. – Shin Hye, otrzyj łzy.
Machnęłam ręką, a mokre strużki wyparowały za sprawą magii.
– Widzę, że nieźle sobie radzisz z magią.
Skinęłam głową.
– Ja pójdę do chłopaków! – zawołałam. – Do zobaczenia!
Wybiegłam z gabinetu z szerokim uśmiechem na ustach, a na korytarzu podskoczyłam i krzyknęłam z radością:
– Yatta!
Japoński. Chyba nigdy się  go nie pozbędę – pomyślałam zakrywając usta, ponieważ po ogromnym holu w dole poniosło się echo mojego głosu.

2 komentarze:

  1. Tym razem musisz mi wybaczyć, że komentarza prawie nie będzie.
    A rozdział świetny ^^
    I coś Ty KANGA tak poturbowala?
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam ci tego za złe :D
      Cieszę się, że się podobało
      Bo mnie wkurzył pomidor jeden! :<
      No, thx ;)

      Usuń