Ktoś zapomniał o notce xD
Nie ważne, ale notka już jest, więc się nie czepiać ;p
Nie chce mi się rozpisywać, bo będę rysować coś dla znajomej na blog modowy :>
Enjoy <3
Dzień poprzedzający dwudziesty szósty maja był
prawdopodobnie najbardziej pochłaniającym czas i najgorszym dniem, jaki
kiedykolwiek przeżyłam. Nawet ten dzień, w którym odwiedziła mnie Merguerde nie
był aż tak bardzo zły w porównaniu z tym.
Wszystko musiało być zapięte na
ostatni guzik, ponieważ gdyby coś nie wypaliło to nigdy bym sobie tego nie
wybaczyła. Każdy drobny szczegół, każdy detal, po prostu wszystko musiało być
doskonale zaplanowane i zrobione.
– Hej, gdzie ty idziesz z tymi
napojami! – wrzasnęłam, kiedy jeden z moich tymczasowych podwładnych zanosił
napoje na jutrzejszą imprezę nie w to miejsce co trzeba. – Zanieś to tam!
Ruszcie się wszyscy! Jest już tak późno, a my mamy jeszcze wiele do zrobienia!
Wszędzie biegali ludzie, którzy zgodzili
się pomagać mi przygotować jutrzejszą imprezę na specjalną okazję.
– Przestań tak nimi dyrygować –
powiedział Nataniel, siedzący na scenie, z nogami zwieszonymi za jej brzeg, na
której ja stałam wydając polecenia innym. – Znienawidzą cię jeszcze i kto
będzie ci pomagał?
– Z tego co widzę, to ty też nic
nie robisz – burknęłam.
Nataniel wolał rozumieć wszystko
co się do niego mówi, więc nosił detektor mowy, umożliwiający mu, rozumienie i
mówienie w języku koreańskim.
– Ja tu jestem po to, żeby ładnie
wyglądać, kiedy te biedne dziewczyny tak harują. Przynajmniej mają jakieś
pocieszenie w tej harówce – powiedział z zadowoleniem.
– One patrzą na ciebie raczej z
pogardą, niż z zachwytem – zauważyłam. – Są wściekłe, że muszą nosić cięższe
rzeczy, a ty się obijasz.
Większość z zebranych na sali
ludzi była modelami, pracującymi z Jeremym. Jego znajomi i inni. Część z nich
zgodziła się pomóc udekorować salę i rozłożyć wszystko tak jak ja chcę. Nie
chciałam wynajmować organizatorów przyjęć, bo oni zawsze coś spaprzą, a tak
przynajmniej zaoszczędzimy na prezent urodzinowy dla Jeremyego.
No właśnie, to już jutro Jeremy
kończy osiemnaście lat, a jego impreza urodzinowa odbędzie się w najlepszym
hotelu jaki udało mi się załatwić. Przyjdzie dużo ludzi, których zaprosiłam i
też sporo tych, których nie zapraszałam, ale ci jako osoby towarzyszące. Chyba…
Następnego dnia urodziny Jeremyego
miały zostać uczczone w jakimś porannym programie telewizyjnym. Szczerze to
mało mnie to obchodziło, ponieważ już dziś najważniejszą rzeczą był tylko
wieczór, gdzie Jeremy miał się świetnie bawić.
Szkoda, że chłopaki i Shin akurat
byli na Tourne w Europie. No, ale cóż, ich strata.
*
W końcu się to wszystko skończyło.
Całe to świętowanie urodzin jest bez sensu. Z każdym kolejnym rokiem robisz się
coraz starszy i ani trochę bardziej atrakcyjny. Więc pytam się, co fajnego jest
w urodzinach? Na dodatek, dziś jest ten dzień, kiedy ona…
– Dan Oppa? – zwróciła się do mnie
moja stylistka. – Dlaczego nie wchodzisz do auta? – zapytała.
Właśnie wychodziliśmy ze studia,
gdzie na żywo kręcono odcinek do dennego porannego programu o moich urodzinach.
Nudziarstwo.
– Już wchodzę – burknąłem i
wsiadłem do mojego służbowego auta. Nie lubiłem go. Było za ciemne, niewygodne
i musiałem zawsze siedzieć z tyłu, przy przyciemnianych szybach. Nie znoszę
tego, ale agencja, w której pracuję tego oczekuje po podpisaniu kontraktu. Inni
nie narzekają.
Kiedy już wyjeżdżaliśmy z
parkingu, mój telefon się rozdzwonił.
– Słucham? – zapytałem,
odbierając.
– Jeremy?
– Tak, kto mówi? – zdziwiłem się
słysząc męski głos w słuchawce.
– Nataniel.
Dlaczego, gdy słyszę to imię to
nasuwa mi się też inne do kompletu?
– Co znów wymyśliła Mi Ko? –
zapytałem od razu. – Nie! – zawołałem szybko. – Gdzie mam jechać?
Godzinę później.
Co jej odbiło, żeby rezerwować
salę w najdroższym hotelu w Seulu i robić tam wielką imprezę niespodziankę, a
wiem o tym, bo jak zagroziłem Natanielowi, że go pocałuję to się wygadał.
Czasami bycie biseksualistą się przydaje.
Kiedy tylko wysiadłem przed
hotelem, przed budynkiem czekały na mnie dwie kobiety z obsługi, które
zaprowadziły mnie w odpowiednie miejsce.
– Zaparkuj blisko, zaraz wracam –
powiedziałem rzucając do parkingowego kluczyki od auta.
Zanim pozwoliłem im otworzyć
dwuskrzydłowe drzwi, stanąłem przy nich i nasłuchiwałem. Nie usłyszałem żadnego
dźwięku. Westchnąwszy, odsunąłem się odrobinę i dałem kobietom znak, żeby
otworzyły drzwi, wtedy ode pociągnęły równocześnie oba skrzydła, a ja ujrzałem
tłum zebrany w półkolu na środku Sali. Każdy trzymał kieliszek z szampanem.
Najbliżej stała Mi Ko, a kiedy przekroczyłem próg i drzwi się zamknęły, podała
mi jeden z kieliszków, które trzymała.
– Wszystkiego najlepszego,
kochanie – powiedziała i stanęła na palcach, po czym jej usta złożyły pocałunek
niebezpiecznie blisko moich.
Wszyscy zaczęli śpiewać urodzinową
piosenkę, a Mi Ko poprowadziła mnie przez tłum do miejsca, gdzie właśnie
wprowadzono na wózku ogromny tort.
– Dziękuję wam wszystkim, że
przyszliście tutaj dzisiejszego dnia – powiedziałem z uśmiechem, kiedy
skończyli śpiewać i wznosili toast. – Ale muszę was powiadomić, że niestety
musze was w tej chwili opuścić.
Wszyscy patrzyli na mnie w
osłupieniu, kiedy ja odstawiałem pełen szampana kieliszek na najbliższy z
ustawionych tu stołów.
– Zabieram ze sobą dwie osoby, ale
wy bez przeszkód się bawcie – powiedziałem.
Wtedy zaczęły się rozmowy. Zwykłe
pogawędki.
Złapałem Kimiko i Nataniela za
łokcie i wyprowadziłem z restauracji.
– Proszę przesłać prezenty na ten
adres – powiedziała Mi Ko, do spotkanej pracownicy hotelu, podając jej
karteczkę z kilkoma znakami i liczbami. – Tam ktoś będzie czekał i on za to
zapłaci.
Pracownica przejęła kartkę i
patrzyła na nas zaskoczona.
– Ale co z zabawą!? – zawołała za
nami, bo ja wciąż kierowałem się do wyjścia.
– Trwa do ustalone godziny! –
odkrzyknęła Kimiko, bo portier właśnie otwierał nam drzwi, a parkingowy wracał
odwieszając moje kluczyki na haczyk w specjalnej szafce przed hotelem.
– Pozwoli pan? – zapytałem, a po
kilku minutach już siedzieliśmy w mojej Toyocie. – Nie chcę spędzać moich
osiemnastych urodzin w taki sposób – powiedziałem, kierując samochód
zatłoczonymi ulicami Seulu. – Wiecie, że w Polsce mając osiemnaście lat już
legalnie można kupić alkoholi? – zapytałem.
– To już wiem gdzie spędzimy ten
dzień – burknęła Mi Ko.
– Nie narzekaj, lubię to miejsce i
chcę tam dziś być – powiedziałem z przekąsem. – W Yuna urodziny kazałaś nam
robić to co on chciał, więc dziś możemy robić to co ja chcę.
– Wtedy tak powiedziałam, bo to
były jego siedemnaste urodziny, a dla Aniołów to ważny dzień – mruknęła tak
niewyraźnie, że ledwie ją zrozumiałem.
– On nie jest pełnej krwi Aniołem
– zauważyłem.
– Tak jak ja nie jestem
człowiekiem.
Do końca drogi milczeliśmy.
– Nie mów mi, że my serio tam
jedziemy – powiedziała Mi Ko, kiedy parkowałem samochód na parkingu przy
wytwórni chłopaków.
– Serio – powiedziałem z
przebiegłym uśmieszkiem.
– Ale Vanessa i Raven znów będą
się ciebie czepiać jak rzepy.
– Co z tego?
– Przepraszam, że wam przerwę –
zaczął Nataniel. Siedział na tylnym siedzeniu tak cicho, że o nim zapomniałem.
– Ale czy oni nie mają tak kilka godzin do tyłu? – zapytał.
– Tak, powiedziałem. Dokładnie
siedem, czyli mając teraz około dwudziestej, tam będzie około pierwszej, więc
nikogo nie obudzimy.
– No tak, policzyłem w złą stronę
– zaśmiał się Nataniel.
– Możemy się tam teleportować jak
będzie u nich może szósta? – zapytała Mi Ko. – spakowalibyśmy ubrania i tak
dalej. Co ty na to?
Westchnąłem, widząc jej minę
zbitego psa.
– Bo dobra, ale ani sekundy
dłużej.
– To jedziemy na imprezę!
Przewróciłem oczami i zapaliłem,
dopiero co zgaszony, silnik.
*
Raven biegała po Starym Dworze od
samego świtu razem z Rae i jej siostrą. Vanessa i Peter nie wystawiali nosa z
kuchni od śniadania, a Justina wypróbowywała na mnie i Yunie dziwne fryzury,
które moglibyśmy mieć na koncercie.
– Proszę cię, przestań już –
jęknął Kang, bo Justina doczepiła się teraz do niego i nie podobała mu się co
ona wyrabia z jego włosami. – To moje włosy, a chcę, żeby pozostały w
nienaruszonym stanie i w niezmiennej fryzurze.
– Ale masz takie miękkie i
puszyste włosy – powiedziała Justina. – Wiem, że nie jest to efekt pastylek, bo
twoje nadają tylko koloru.
– Weź ją ktoś…
– Gdybyś nie chciał, żeby się nimi
bawiła to byś jej na początku nie pozwolił, albo byś odszedł z miejsca, w
którym ona jest – zauważył Peter. Miał spinkę we włosach, która podtrzymywała
jego długą grzywkę i siedział na podłodze, przy stole patrząc w lusterko i
skubiąc brwi.
– Już się tak nie wymądrzaj –
burknął czerwonowłosy, ale mimo to nie wstał z miejsca, wciąż pozwalając
rudowłosej czesać swoje włosy.
Normalnie nie siedziałby tak
spokojnie przy Peterze, bo w końcu ten jest gejem, a Kang ich nie znosi, bo z
kolei on jest homofobem. Po jego wyznaniu do Akai, już wiem, że jego stosunek
do takich jak Pete, czy Jeremy zmienił się diametralnie. Wciąż stara się to
ukrywać i jest nieuprzejmy, ale nie podchodzi do tego z takim dystansem. Każdy
głupi zauważyłby, że coś w zachowaniu Kanga od miesiąca jest inaczej. Tylko ja
wiedziałam co.
– Hej, a dziś przypadkiem nie są
urodziny Jeremyego? – zapytał Kang, a Joong i Yun zaskoczeni spojrzeli na
czerwonowłosego.
– T-tak – powiedział z
niedowierzaniem Yun.
– Od kiedy ty to pamiętasz? –
zapytał Joong.
– Nie pamiętam, teraz mi to wpadło
do głowy – stwierdził, całkiem normalnym i spokojnym tonem. Przyznam, że ja i
Pete też byliśmy zaskoczeni. – Wysyłaliście mu życzenia, czy coś?
– Nie wysyłali, bo wiedzieli, że
tutaj będę – powiedział Jeremy…? Chwila? Że co!?
Odwróciłam się i zobaczyłam,
wychodzącego z dziury w podłodze za kanapą, na której siedzieliśmy, Jeremyego.
– Już jesteście? – zdziwiła się
Raven, pojawiając się niewiadomo skąd. No tak, jest Wampirem, może się bardzo
szybko poruszać. Też bym tak chciała. – Co tak szybko?
– Komuś pomyliły się godziny –
burknęłam Kimiko, wyłaniając się z dziury.
– Nikomu się nic nie pomyliło –
powiedział Jeremy i obejmując fioletowowłosą ramieniem, zakrył jej usta dłonią.
– Chciałem tutaj przyjść szybciej.
– Cześć wszystkim – powiedział
jeszcze ktoś wyłaniając się z dziury w podłodze.
Był to blond włosy chłopak z
rysami twarzy jak Łowcy stacjonujący w Dworze Mroku. Przez chwilę myślałam, że
to Simon, ale kiedy przyjrzałam się jego twarzy stwierdziłam, że to nie może
być ten geniusz, bo ten tu miał zielone, a nie niebieskie oczy i mniej
dziecinne rysy twarzy.
– Nataniel! – wrzasnęła większość
na raz.
– Jakim cudem ty tutaj jesteś? –
zapytał Kang. – Przecież nie wolno ci opuszczać Ignis! Co ja mówię, Loaris!
– Od miesiąca mu wolno – zauważyła
Kimiko.
– Wybacz, ale my się nie znamy. Jestem
Nataniel – powiedział chłopak do mnie. – Akai Zu Mi?
Skinęłam głową i wykręcając się
uścisnęłam dłoń chłopaka. Nie było tego w zwyczaju Koreańczyków, ale skoro już
wyciągnął dłoń… w rękawiczce? Tak, na obu dłoniach miał cienkie czarne rękawiczki z jakiegoś matowego materiału.
Ciekawe dlaczego je nosi?
– Miło mi – powiedziałam.
– Mnie również.
Frontowe drzwi dworku trzasnęły, a
zaraz w salonie pojawili się zadyszani Simon, Sam i David.
– Ej, Upadli! – zawołał David,
kiedy tylko złapał oddech, wskazując na nas siedzących na kanapie palcem
wyciągniętej przed siebie ręki. – Ruszcie dupska i zbierajcie się, bo godzinę
macie koncert, a przed parkiem już zbierają się małolaty i siedzą z
transparentami!
– Serio? – zdziwiliśmy się
wszyscy.
– Serio, serio! Ruszcie się,
zakładajcie wdzianka i biegiem do parku, bo to na drugim końcu miasta, a dojazd
tam i tak zajmie jakieś dwadzieścia minut.
– To mało – mruknęłam, pozostali
rozparli się na kanapie wygodniej i nadal nie zmieniali pozycji.
– Mało!? Bo Różanów to nie Seul,
jest małe… Jak ja mam im przemówić do rozumu? – zapytał David i przyłożył dłoń
do czoła.
– Na miejscu nie ma garderoby –
powiedział Sam. – No i są przenośne toalety.
Przyznaję, zamurowało mnie.
– Heeee!? – wrzasnął Kang zrywając
się na równe nogi.
– No wiesz ty co!? – wrzasnęła
Justina. – Bo ci włosy powyrywam!
– Rae, dawaj moje ciuchy i rób
make Up! Już!
Zaczęłam się śmiać, kiedy tamci
pobiegli na górę z moimi kolegami, żeby ich przygotować na koncert. W końcu
musimy zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie. Nie zawsze do tak małego
miasteczka jak Różanów przyjeżdża koreański zespół, żeby dać koncert.
– A ty Akai? – zapytał Simon.
– Mnie wystarczy piętnaście minut,
żeby się przygotować – powiedziałam, przeciągając się. – A i tak jestem głodny
i wolę coś zjeść, zanim się przygotuję, bo nie chcę się pobrudzić.
– Gdzie oni są!? – wrzasnął ktoś,
a drzwi frontowe znów trzasnęły. – Gadać mi tu zaraz!
Wszyscy znów spojrzeli na drzwi.
Stała tam dziewczyna o brązowych prostych włosach do ramion z długą grzywką na
oku. Miała piwne oczy i delikatne piegi na nosie. Jej twarz była łagodna, ale
było w niej coś co sprawiało, że trochę się jej bałam. Kiedy mój wzrok
prześliznął się po jej ciele, od razu zatrzymał się na dużym biuście. Miseczka
jak nic D, a ja… Szkoda gadać, teraz to w ogóle zero odkąd wypiłam to
śmierdzące coś, co przygotował mi Simon, żeby moja talia i niewielki biust
zniknęły. Niewielki? Jeszcze sama siebie dołuję. Ech…
– Karolina!? – wrzasnęli chłopcy i
rozstąpili się, żeby tamta dziewczyna mogła przejść.
Ona też miała detektor mowy? Ale…
Nigdzie go nie widziałam…
– Gdzie oni są!?
– Kto ją tu zaprosił!? – wrzasnęła
Vanessa wybiegając z kuchni z… Kataną!? Oni nie mają zwykłych noży!?
– Nikt mnie nie zaprosił –
powiedziała do Vanessy, a ja wyczułam narastającą wokół dziewczyny magiczną
tarczę. – Sama się zaprosiłam.
Dlaczego wszystkie Polki mają
takie wielkie biusty? Najpierw Vanessa, później Raven, a teraz ta Ka… Nie
potrafię wymówić tego imienia. Ta dziewczyna co dopiero przyszła.
– Gdybyś była Wampirem to nigdy
bym cię nie zaprosiła – warknęła czarnowłosa.
– Ale nim nie jestem.
– A szkoda, bo…
– Bo bym zmusiła cię wpływem,
żebyś była milsza.
– Już to widzę.
– Nes, odłóż Katanę, dobrze? –
zapytał Sam, stając między dziewczynami.
– Akai, zrób coś – mruknęła
Justina.
Spojrzałam na nią zszokowana, a
ona uśmiechnęła się i skinęła głową. Przynajmniej ona ma mały biust.
– To chyba między innymi mnie
szukasz – powiedziałam wstając z kanapy i idąc w kierunku dziewczyny. – Nazywam
się…
– Akai Zu Mi! – wrzasnęła. –
Normalnie nie wierzyłam, że kiedyś kogoś takiego spotkam!
Podeszła do mnie w mgnieniu oka i
chyba chciała mnie dotknąć, ale po chwili odsunęła się o krok i skłoniła.
– Mogłaś iść do szkoły, to na co
dzień miałabyś cały zespół – burknęła Vanessa, opierając katanę na ramieniu,
płaską stroną ostrza.
– To zaszczyt, poznać kogoś
takiego jak ty – powiedziała, ignorując słowa Vanessy.
– To zaszczyt, poznać tak ładną
dziewczynę – powiedziałam również się skłaniając, zrobiłam to dla efektu, żeby
zrobić lepsze wrażenie.
– Powiedział, że to zaszczyt! –
pisnęła, po czym zaczęła się śmiać. – Jesteś słodki – powiedziała szczerząc
zęby w uśmiechu.
Kurde, czemu ona jest taka ładna.
Chciałabym się z nią zamienić, albo z którąś z tych dziewczyn. Jeśli się nie
mylę, to którąś z nich kochał Kang… Zanim wyznał mi, że jest gejem…
Kątem oka zauważyłam, że Simon
zrobił minę jakby właśnie sobie uświadomił, lub przypomniał coś strasznego, a
kiedy zwróciłam na niego oczy i nasze spojrzenia się spotkały to miałam
wrażenie, że potrafi czytać w myślach. Po chwili zaczął się śmiać.
– Co ci jest? – burknęła Vanessa.
– Znowu się ze mnie nabijasz!? – wrzasnęła unosząc katanę.
– N-nie… Po prostu usłyszałem coś
zabawnego – wytłumaczył i uśmiechnął się, ledwie powstrzymując śmiech.
– Znowu kogoś podglądałeś –
stwierdziła Justina.
– Nie lubię kiedy czytanie myśli
nazywasz w ten sposób – powiedział z powagą.
– Kiedy to prawda – ofuknęła się.
Czytanie myśli!? – wrzasnęłam w
umyśle. – Czyżby on…
– Tak, Akai to ciebie słyszałem.
Zarumieniłam się.
Czyli on już wie, że Kang jest
gejem!?
Spojrzałam na jego twarz. Był
uśmiechnięty, a po chwili skinął głową, w odpowiedzi na moje nieme pytanie.
– Nie myśl o tym za dużo, bo
dowiem się czegoś, czego nie chcesz nikomu mówić – powiedział mrugając do mnie.
– Nie mów tak do Akai – burknęła
Kar… Nowoprzybyła. – Przecież to taki słodziak, jak możesz go tak traktować,
podglądaczu?
– Ech – westchnął blondyn. –
Zbierajmy się już, bo zostało mało czasu. Akai idź z dziewczynami, niech cię
przygotują.
Skinęłam głową i ruszyłam do
schodów.
– Ja pomogę! – zawołała Karo…
Poddaję się.
– Jak mogę do ciebie mówić? –
zapytałam ją. – Nie potrafię wymówić twojego imienia, przepraszam.
– Nie ważne, nie przepraszaj. Mów
mi… Kate! Tak, Kate.
– Ka-te – powiedziałam, niezbyt wyraźnie.
– Może być!
Pół godziny później byliśmy już
wszyscy gotowi, w specjalnych ubraniach i z makijażem. Dziewczyny także się
odstawiły i zrobiły sobie nieziemski makijaż, którego ja jako chłopak nie
mogłam mieć.
– Jeremy, jak wrócimy z koncertu
to czeka cię impreza! – zawołała Raven, kiedy zbieraliśmy się do busa. – Nic
specjalnego, ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
Chłopak zarumienił się.
Czemu ona wszystkim się podoba?
Zanim zapakowaliśmy się do busa,
przed dworkiem na podjeździe zatrzymało się srebrne Audi TT, a po chwili
wysiadł z niego mężczyzna tak nieziemsko przystojny, że nie mogłam od niego
oderwać wzroku. Czarna grzywna wpadających do oczu włosów, soczyście zielone
tęczówki, przystojna twarz, idealnie wyrzeźbione ciało, widoczne przez czarny
podkoszulek lekko opinający się na mięśniach. A ten tyłek… jego wzrost też
niczego sobie, jakieś dwa metry. No i szczupły, wysportowany i w ogóle…
– Też nie mogłam od niego oderwać
wzroku, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam – usłyszałam przy uchu cichy głos
Kimiko. Było to tak ciche, że aż podskoczyłam z zaskoczenia. – Nazywa się Dante
Wade i już od trzech, czy czterech lat jest zajęty.
Po chwili na szyję Dantego z
rozbiegiem rzuciła się Raven, ale zrobiła to w ludzkim tempie.
– Chodzi z Raven – stwierdziłam. –
Pasuję do siebie.
– Są kuzynostwem – powiedziała – ale
to nie przeszkadza im się kochać.
– Przecież to…
– W Polsce już nie. Nikt tak nie
robi, a oni zaczęli ze sobą chodzić, zanim się dowiedzieli, że są kuzynostwem.
– Och…
– Cicho, idą tutaj.
Skoro Raven jest Wampirem to nie
ma super słuchu?
– Hej! Chłopaki, chcę wam jeszcze
kogoś przedstawić – powiedziała Raven trzymając Dantego za rękę i prowadząc do
nas. – Nauczyłam go koreańskiego, dwa dni przed waszym przyjazdem –
powiedziała. – Poznajcie drugiego prowadzącego wasz dzisiejszy koncert, Dante
Wade. Dante, to są Fallen Angels, ich imiona znasz.
– Miło mi was w końcu poznać –
powiedział niskim, bardzo męskim głosem.
Szczęka by mi opadła, gdybym nie
zagryzła policzka od środka.
– A kto będzie pierwszym? –
wtrącił Kang.
– Ja – powiedziała Raven.
– Dante też jest Wampirem? –
zapytałam bezmyślnie.
– Dokładnie, nawet bardzo starym –
powiedział z uśmiechem.
– Masz dopiero dziewiętnaście lat!
– ofuknęła się Raven.
– Tylko od czterystu jeden lat –
zaśmiał się.
Teraz to już nie mogłam się
powstrzymać i szczęka mi opadł, a później twarz przeżyła bliskie spotkanie z
ziemią.
Ile on ma lat!? Czterysta
dwadzieścia!?
– Ludzie zbierać się! – wrzasnął
Menager. – Ale już!
I kogo Ty mendo jedna nazwałaś niewdzięcznicą?! Już ja ci dam!
OdpowiedzUsuńPrzeczyatałam rozdział ok... I dotarło do mnie jedno waże stwierdzenie; Kang jest homofobem a nie biseksualistą, bo to Jeremy jest biseksualistą. A zawsze jakoś odwrotnie myslałam. -.- Nie ma to jak koncert na zadupiu
Idę się kurowac do wyrka :P
Weny :*
Wiem, że ten komentarz z anonima .... Ale Ty i tak wiesz kim ja jestem.
Nie ma
Hyhy, przecież wiesz, że cię kocham :*
UsuńTy mi tu pojęć nie myl, ale jeśli coś sprawia trudność, to mogę pisać pod notką definicje, jeśli zajdzie taka potrzeba ;)
Ej, Różanów to nie takie zadupie. Szpitala nie mają, ani kina, czy też centra handlowego, ale nie zapominaj co się rozciąga w tunelach pod miastem i że jest to największy ośrodek magii na Ziemi ;p
Tak, wiem że to ty, Nekotku :)