piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 42.



Ktoś zapomniał o notce xD
Nie ważne, ale notka już jest, więc się nie czepiać ;p
Nie chce mi się rozpisywać, bo będę rysować coś dla znajomej na blog modowy :>
Enjoy <3


 Dzień poprzedzający dwudziesty szósty maja był prawdopodobnie najbardziej pochłaniającym czas i najgorszym dniem, jaki kiedykolwiek przeżyłam. Nawet ten dzień, w którym odwiedziła mnie Merguerde nie był aż tak bardzo zły w porównaniu z tym.
Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik, ponieważ gdyby coś nie wypaliło to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Każdy drobny szczegół, każdy detal, po prostu wszystko musiało być doskonale zaplanowane i zrobione.
– Hej, gdzie ty idziesz z tymi napojami! – wrzasnęłam, kiedy jeden z moich tymczasowych podwładnych zanosił napoje na jutrzejszą imprezę nie w to miejsce co trzeba. – Zanieś to tam! Ruszcie się wszyscy! Jest już tak późno, a my mamy jeszcze wiele do zrobienia!
Wszędzie biegali ludzie, którzy zgodzili się pomagać mi przygotować jutrzejszą imprezę na specjalną okazję.
– Przestań tak nimi dyrygować – powiedział Nataniel, siedzący na scenie, z nogami zwieszonymi za jej brzeg, na której ja stałam wydając polecenia innym. – Znienawidzą cię jeszcze i kto będzie ci pomagał?
– Z tego co widzę, to ty też nic nie robisz – burknęłam.
Nataniel wolał rozumieć wszystko co się do niego mówi, więc nosił detektor mowy, umożliwiający mu, rozumienie i mówienie w języku koreańskim.
– Ja tu jestem po to, żeby ładnie wyglądać, kiedy te biedne dziewczyny tak harują. Przynajmniej mają jakieś pocieszenie w tej harówce – powiedział z zadowoleniem.
– One patrzą na ciebie raczej z pogardą, niż z zachwytem – zauważyłam. – Są wściekłe, że muszą nosić cięższe rzeczy, a ty się obijasz.
Większość z zebranych na sali ludzi była modelami, pracującymi z Jeremym. Jego znajomi i inni. Część z nich zgodziła się pomóc udekorować salę i rozłożyć wszystko tak jak ja chcę. Nie chciałam wynajmować organizatorów przyjęć, bo oni zawsze coś spaprzą, a tak przynajmniej zaoszczędzimy na prezent urodzinowy dla Jeremyego.
No właśnie, to już jutro Jeremy kończy osiemnaście lat, a jego impreza urodzinowa odbędzie się w najlepszym hotelu jaki udało mi się załatwić. Przyjdzie dużo ludzi, których zaprosiłam i też sporo tych, których nie zapraszałam, ale ci jako osoby towarzyszące. Chyba…
Następnego dnia urodziny Jeremyego miały zostać uczczone w jakimś porannym programie telewizyjnym. Szczerze to mało mnie to obchodziło, ponieważ już dziś najważniejszą rzeczą był tylko wieczór, gdzie Jeremy miał się świetnie bawić.
Szkoda, że chłopaki i Shin akurat byli na Tourne w Europie. No, ale cóż, ich strata.

*

W końcu się to wszystko skończyło. Całe to świętowanie urodzin jest bez sensu. Z każdym kolejnym rokiem robisz się coraz starszy i ani trochę bardziej atrakcyjny. Więc pytam się, co fajnego jest w urodzinach? Na dodatek, dziś jest ten dzień, kiedy ona…
– Dan Oppa? – zwróciła się do mnie moja stylistka. – Dlaczego nie wchodzisz do auta? – zapytała.
Właśnie wychodziliśmy ze studia, gdzie na żywo kręcono odcinek do dennego porannego programu o moich urodzinach. Nudziarstwo.
– Już wchodzę – burknąłem i wsiadłem do mojego służbowego auta. Nie lubiłem go. Było za ciemne, niewygodne i musiałem zawsze siedzieć z tyłu, przy przyciemnianych szybach. Nie znoszę tego, ale agencja, w której pracuję tego oczekuje po podpisaniu kontraktu. Inni nie narzekają.
Kiedy już wyjeżdżaliśmy z parkingu, mój telefon się rozdzwonił.
– Słucham? – zapytałem, odbierając.
– Jeremy?
– Tak, kto mówi? – zdziwiłem się słysząc męski głos w słuchawce.
– Nataniel.
Dlaczego, gdy słyszę to imię to nasuwa mi się też inne do kompletu?
– Co znów wymyśliła Mi Ko? – zapytałem od razu. – Nie! – zawołałem szybko. – Gdzie mam jechać?

Godzinę później.

Co jej odbiło, żeby rezerwować salę w najdroższym hotelu w Seulu i robić tam wielką imprezę niespodziankę, a wiem o tym, bo jak zagroziłem Natanielowi, że go pocałuję to się wygadał. Czasami bycie biseksualistą się przydaje.
Kiedy tylko wysiadłem przed hotelem, przed budynkiem czekały na mnie dwie kobiety z obsługi, które zaprowadziły mnie w odpowiednie miejsce.
– Zaparkuj blisko, zaraz wracam – powiedziałem rzucając do parkingowego kluczyki od auta.
Zanim pozwoliłem im otworzyć dwuskrzydłowe drzwi, stanąłem przy nich i nasłuchiwałem. Nie usłyszałem żadnego dźwięku. Westchnąwszy, odsunąłem się odrobinę i dałem kobietom znak, żeby otworzyły drzwi, wtedy ode pociągnęły równocześnie oba skrzydła, a ja ujrzałem tłum zebrany w półkolu na środku Sali. Każdy trzymał kieliszek z szampanem. Najbliżej stała Mi Ko, a kiedy przekroczyłem próg i drzwi się zamknęły, podała mi jeden z kieliszków, które trzymała.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedziała i stanęła na palcach, po czym jej usta złożyły pocałunek niebezpiecznie blisko moich.
Wszyscy zaczęli śpiewać urodzinową piosenkę, a Mi Ko poprowadziła mnie przez tłum do miejsca, gdzie właśnie wprowadzono na wózku ogromny tort.
– Dziękuję wam wszystkim, że przyszliście tutaj dzisiejszego dnia – powiedziałem z uśmiechem, kiedy skończyli śpiewać i wznosili toast. – Ale muszę was powiadomić, że niestety musze was w tej chwili opuścić.
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu, kiedy ja odstawiałem pełen szampana kieliszek na najbliższy z ustawionych tu stołów.
– Zabieram ze sobą dwie osoby, ale wy bez przeszkód się bawcie – powiedziałem.
Wtedy zaczęły się rozmowy. Zwykłe pogawędki.
Złapałem Kimiko i Nataniela za łokcie i wyprowadziłem z restauracji.
– Proszę przesłać prezenty na ten adres – powiedziała Mi Ko, do spotkanej pracownicy hotelu, podając jej karteczkę z kilkoma znakami i liczbami. – Tam ktoś będzie czekał i on za to zapłaci.
Pracownica przejęła kartkę i patrzyła na nas zaskoczona.
– Ale co z zabawą!? – zawołała za nami, bo ja wciąż kierowałem się do wyjścia.
– Trwa do ustalone godziny! – odkrzyknęła Kimiko, bo portier właśnie otwierał nam drzwi, a parkingowy wracał odwieszając moje kluczyki na haczyk w specjalnej szafce przed hotelem.
– Pozwoli pan? – zapytałem, a po kilku minutach już siedzieliśmy w mojej Toyocie. – Nie chcę spędzać moich osiemnastych urodzin w taki sposób – powiedziałem, kierując samochód zatłoczonymi ulicami Seulu. – Wiecie, że w Polsce mając osiemnaście lat już legalnie można kupić alkoholi? – zapytałem.
– To już wiem gdzie spędzimy ten dzień – burknęła Mi Ko.
– Nie narzekaj, lubię to miejsce i chcę tam dziś być – powiedziałem z przekąsem. – W Yuna urodziny kazałaś nam robić to co on chciał, więc dziś możemy robić to co ja chcę.
– Wtedy tak powiedziałam, bo to były jego siedemnaste urodziny, a dla Aniołów to ważny dzień – mruknęła tak niewyraźnie, że ledwie ją zrozumiałem.
– On nie jest pełnej krwi Aniołem – zauważyłem.
– Tak jak ja nie jestem człowiekiem.
Do końca drogi milczeliśmy.
– Nie mów mi, że my serio tam jedziemy – powiedziała Mi Ko, kiedy parkowałem samochód na parkingu przy wytwórni chłopaków.
– Serio – powiedziałem z przebiegłym uśmieszkiem.
– Ale Vanessa i Raven znów będą się ciebie czepiać jak rzepy.
– Co z tego?
– Przepraszam, że wam przerwę – zaczął Nataniel. Siedział na tylnym siedzeniu tak cicho, że o nim zapomniałem. – Ale czy oni nie mają tak kilka godzin do tyłu? – zapytał.
– Tak, powiedziałem. Dokładnie siedem, czyli mając teraz około dwudziestej, tam będzie około pierwszej, więc nikogo nie obudzimy.
– No tak, policzyłem w złą stronę – zaśmiał się Nataniel.
– Możemy się tam teleportować jak będzie u nich może szósta? – zapytała Mi Ko. – spakowalibyśmy ubrania i tak dalej. Co ty na to?
Westchnąłem, widząc jej minę zbitego psa.
– Bo dobra, ale ani sekundy dłużej.
– To jedziemy na imprezę!
Przewróciłem oczami i zapaliłem, dopiero co zgaszony, silnik.

*

Raven biegała po Starym Dworze od samego świtu razem z Rae i jej siostrą. Vanessa i Peter nie wystawiali nosa z kuchni od śniadania, a Justina wypróbowywała na mnie i Yunie dziwne fryzury, które moglibyśmy mieć na koncercie.
– Proszę cię, przestań już – jęknął Kang, bo Justina doczepiła się teraz do niego i nie podobała mu się co ona wyrabia z jego włosami. – To moje włosy, a chcę, żeby pozostały w nienaruszonym stanie i w niezmiennej fryzurze.
– Ale masz takie miękkie i puszyste włosy – powiedziała Justina. – Wiem, że nie jest to efekt pastylek, bo twoje nadają tylko koloru.
– Weź ją ktoś…
– Gdybyś nie chciał, żeby się nimi bawiła to byś jej na początku nie pozwolił, albo byś odszedł z miejsca, w którym ona jest – zauważył Peter. Miał spinkę we włosach, która podtrzymywała jego długą grzywkę i siedział na podłodze, przy stole patrząc w lusterko i skubiąc brwi.
– Już się tak nie wymądrzaj – burknął czerwonowłosy, ale mimo to nie wstał z miejsca, wciąż pozwalając rudowłosej czesać swoje włosy.
Normalnie nie siedziałby tak spokojnie przy Peterze, bo w końcu ten jest gejem, a Kang ich nie znosi, bo z kolei on jest homofobem. Po jego wyznaniu do Akai, już wiem, że jego stosunek do takich jak Pete, czy Jeremy zmienił się diametralnie. Wciąż stara się to ukrywać i jest nieuprzejmy, ale nie podchodzi do tego z takim dystansem. Każdy głupi zauważyłby, że coś w zachowaniu Kanga od miesiąca jest inaczej. Tylko ja wiedziałam co.
– Hej, a dziś przypadkiem nie są urodziny Jeremyego? – zapytał Kang, a Joong i Yun zaskoczeni spojrzeli na czerwonowłosego.
– T-tak – powiedział z niedowierzaniem Yun.
– Od kiedy ty to pamiętasz? – zapytał Joong.
– Nie pamiętam, teraz mi to wpadło do głowy – stwierdził, całkiem normalnym i spokojnym tonem. Przyznam, że ja i Pete też byliśmy zaskoczeni. – Wysyłaliście mu życzenia, czy coś?
– Nie wysyłali, bo wiedzieli, że tutaj będę – powiedział Jeremy…? Chwila? Że co!?
Odwróciłam się i zobaczyłam, wychodzącego z dziury w podłodze za kanapą, na której siedzieliśmy, Jeremyego.
– Już jesteście? – zdziwiła się Raven, pojawiając się niewiadomo skąd. No tak, jest Wampirem, może się bardzo szybko poruszać. Też bym tak chciała. – Co tak szybko?
– Komuś pomyliły się godziny – burknęłam Kimiko, wyłaniając się z dziury.
– Nikomu się nic nie pomyliło – powiedział Jeremy i obejmując fioletowowłosą ramieniem, zakrył jej usta dłonią. – Chciałem tutaj przyjść szybciej.
– Cześć wszystkim – powiedział jeszcze ktoś wyłaniając się z dziury w podłodze.
Był to blond włosy chłopak z rysami twarzy jak Łowcy stacjonujący w Dworze Mroku. Przez chwilę myślałam, że to Simon, ale kiedy przyjrzałam się jego twarzy stwierdziłam, że to nie może być ten geniusz, bo ten tu miał zielone, a nie niebieskie oczy i mniej dziecinne rysy twarzy.
– Nataniel! – wrzasnęła większość na raz.
– Jakim cudem ty tutaj jesteś? – zapytał Kang. – Przecież nie wolno ci opuszczać Ignis! Co ja mówię, Loaris!
– Od miesiąca mu wolno – zauważyła Kimiko.
– Wybacz, ale my się nie znamy. Jestem Nataniel – powiedział chłopak do mnie. – Akai Zu Mi?
Skinęłam głową i wykręcając się uścisnęłam dłoń chłopaka. Nie było tego w zwyczaju Koreańczyków, ale skoro już wyciągnął dłoń… w rękawiczce? Tak, na obu dłoniach miał cienkie czarne  rękawiczki z jakiegoś matowego materiału. Ciekawe dlaczego je nosi?
– Miło mi – powiedziałam.
– Mnie również.
Frontowe drzwi dworku trzasnęły, a zaraz w salonie pojawili się zadyszani Simon, Sam i David.
– Ej, Upadli! – zawołał David, kiedy tylko złapał oddech, wskazując na nas siedzących na kanapie palcem wyciągniętej przed siebie ręki. – Ruszcie dupska i zbierajcie się, bo godzinę macie koncert, a przed parkiem już zbierają się małolaty i siedzą z transparentami!
– Serio? – zdziwiliśmy się wszyscy.
– Serio, serio! Ruszcie się, zakładajcie wdzianka i biegiem do parku, bo to na drugim końcu miasta, a dojazd tam i tak zajmie jakieś dwadzieścia minut.
– To mało – mruknęłam, pozostali rozparli się na kanapie wygodniej i nadal nie zmieniali pozycji.
– Mało!? Bo Różanów to nie Seul, jest małe… Jak ja mam im przemówić do rozumu? – zapytał David i przyłożył dłoń do czoła.
– Na miejscu nie ma garderoby – powiedział Sam. – No i są przenośne toalety.
Przyznaję, zamurowało mnie.
– Heeee!? – wrzasnął Kang zrywając się na równe nogi.
– No wiesz ty co!? – wrzasnęła Justina. – Bo ci włosy powyrywam!
– Rae, dawaj moje ciuchy i rób make Up! Już!
Zaczęłam się śmiać, kiedy tamci pobiegli na górę z moimi kolegami, żeby ich przygotować na koncert. W końcu musimy zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie. Nie zawsze do tak małego miasteczka jak Różanów przyjeżdża koreański zespół, żeby dać koncert.
– A ty Akai? – zapytał Simon.
– Mnie wystarczy piętnaście minut, żeby się przygotować – powiedziałam, przeciągając się. – A i tak jestem głodny i wolę coś zjeść, zanim się przygotuję, bo nie chcę się pobrudzić.
– Gdzie oni są!? – wrzasnął ktoś, a drzwi frontowe znów trzasnęły. – Gadać mi tu zaraz!
Wszyscy znów spojrzeli na drzwi. Stała tam dziewczyna o brązowych prostych włosach do ramion z długą grzywką na oku. Miała piwne oczy i delikatne piegi na nosie. Jej twarz była łagodna, ale było w niej coś co sprawiało, że trochę się jej bałam. Kiedy mój wzrok prześliznął się po jej ciele, od razu zatrzymał się na dużym biuście. Miseczka jak nic D, a ja… Szkoda gadać, teraz to w ogóle zero odkąd wypiłam to śmierdzące coś, co przygotował mi Simon, żeby moja talia i niewielki biust zniknęły. Niewielki? Jeszcze sama siebie dołuję. Ech…
– Karolina!? – wrzasnęli chłopcy i rozstąpili się, żeby tamta dziewczyna mogła przejść.
Ona też miała detektor mowy? Ale… Nigdzie go nie widziałam…
– Gdzie oni są!?
– Kto ją tu zaprosił!? – wrzasnęła Vanessa wybiegając z kuchni z… Kataną!? Oni nie mają zwykłych noży!?
– Nikt mnie nie zaprosił – powiedziała do Vanessy, a ja wyczułam narastającą wokół dziewczyny magiczną tarczę. – Sama się zaprosiłam.
Dlaczego wszystkie Polki mają takie wielkie biusty? Najpierw Vanessa, później Raven, a teraz ta Ka… Nie potrafię wymówić tego imienia. Ta dziewczyna co dopiero przyszła.
– Gdybyś była Wampirem to nigdy bym cię nie zaprosiła – warknęła czarnowłosa.
– Ale nim nie jestem.
– A szkoda, bo…
– Bo bym zmusiła cię wpływem, żebyś była milsza.
– Już to widzę.
– Nes, odłóż Katanę, dobrze? – zapytał Sam, stając między dziewczynami.
– Akai, zrób coś – mruknęła Justina.
Spojrzałam na nią zszokowana, a ona uśmiechnęła się i skinęła głową. Przynajmniej ona ma mały biust.
– To chyba między innymi mnie szukasz – powiedziałam wstając z kanapy i idąc w kierunku dziewczyny. – Nazywam się…
– Akai Zu Mi! – wrzasnęła. – Normalnie nie wierzyłam, że kiedyś kogoś takiego spotkam!
Podeszła do mnie w mgnieniu oka i chyba chciała mnie dotknąć, ale po chwili odsunęła się o krok i skłoniła.
– Mogłaś iść do szkoły, to na co dzień miałabyś cały zespół – burknęła Vanessa, opierając katanę na ramieniu, płaską stroną ostrza.
– To zaszczyt, poznać kogoś takiego jak ty – powiedziała, ignorując słowa Vanessy.
– To zaszczyt, poznać tak ładną dziewczynę – powiedziałam również się skłaniając, zrobiłam to dla efektu, żeby zrobić lepsze wrażenie.
– Powiedział, że to zaszczyt! – pisnęła, po czym zaczęła się śmiać. – Jesteś słodki – powiedziała szczerząc zęby w uśmiechu.
Kurde, czemu ona jest taka ładna. Chciałabym się z nią zamienić, albo z którąś z tych dziewczyn. Jeśli się nie mylę, to którąś z nich kochał Kang… Zanim wyznał mi, że jest gejem…
Kątem oka zauważyłam, że Simon zrobił minę jakby właśnie sobie uświadomił, lub przypomniał coś strasznego, a kiedy zwróciłam na niego oczy i nasze spojrzenia się spotkały to miałam wrażenie, że potrafi czytać w myślach. Po chwili zaczął się śmiać.
– Co ci jest? – burknęła Vanessa. – Znowu się ze mnie nabijasz!? – wrzasnęła unosząc katanę.
– N-nie… Po prostu usłyszałem coś zabawnego – wytłumaczył i uśmiechnął się, ledwie powstrzymując śmiech.
– Znowu kogoś podglądałeś – stwierdziła Justina.
– Nie lubię kiedy czytanie myśli nazywasz w ten sposób – powiedział z powagą.
– Kiedy to prawda – ofuknęła się.
Czytanie myśli!? – wrzasnęłam w umyśle. – Czyżby on…
– Tak, Akai to ciebie słyszałem.
Zarumieniłam się.
Czyli on już wie, że Kang jest gejem!?
Spojrzałam na jego twarz. Był uśmiechnięty, a po chwili skinął głową, w odpowiedzi na moje nieme pytanie.
– Nie myśl o tym za dużo, bo dowiem się czegoś, czego nie chcesz nikomu mówić – powiedział mrugając do mnie.
– Nie mów tak do Akai – burknęła Kar… Nowoprzybyła. – Przecież to taki słodziak, jak możesz go tak traktować, podglądaczu?
– Ech – westchnął blondyn. – Zbierajmy się już, bo zostało mało czasu. Akai idź z dziewczynami, niech cię przygotują.
Skinęłam głową i ruszyłam do schodów.
– Ja pomogę! – zawołała Karo… Poddaję się.
– Jak mogę do ciebie mówić? – zapytałam ją. – Nie potrafię wymówić twojego imienia, przepraszam.
– Nie ważne, nie przepraszaj. Mów mi… Kate! Tak, Kate.
– Ka-te – powiedziałam, niezbyt wyraźnie.
– Może być!
Pół godziny później byliśmy już wszyscy gotowi, w specjalnych ubraniach i z makijażem. Dziewczyny także się odstawiły i zrobiły sobie nieziemski makijaż, którego ja jako chłopak nie mogłam mieć.
– Jeremy, jak wrócimy z koncertu to czeka cię impreza! – zawołała Raven, kiedy zbieraliśmy się do busa. – Nic specjalnego, ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
Chłopak zarumienił się.
Czemu ona wszystkim się podoba?
Zanim zapakowaliśmy się do busa, przed dworkiem na podjeździe zatrzymało się srebrne Audi TT, a po chwili wysiadł z niego mężczyzna tak nieziemsko przystojny, że nie mogłam od niego oderwać wzroku. Czarna grzywna wpadających do oczu włosów, soczyście zielone tęczówki, przystojna twarz, idealnie wyrzeźbione ciało, widoczne przez czarny podkoszulek lekko opinający się na mięśniach. A ten tyłek… jego wzrost też niczego sobie, jakieś dwa metry. No i szczupły, wysportowany i w ogóle…
– Też nie mogłam od niego oderwać wzroku, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam – usłyszałam przy uchu cichy głos Kimiko. Było to tak ciche, że aż podskoczyłam z zaskoczenia. – Nazywa się Dante Wade i już od trzech, czy czterech lat jest zajęty.
Po chwili na szyję Dantego z rozbiegiem rzuciła się Raven, ale zrobiła to w ludzkim tempie.
– Chodzi z Raven – stwierdziłam. – Pasuję do siebie.
– Są kuzynostwem – powiedziała – ale to nie przeszkadza im się kochać.
– Przecież to…
– W Polsce już nie. Nikt tak nie robi, a oni zaczęli ze sobą chodzić, zanim się dowiedzieli, że są kuzynostwem.
– Och…
– Cicho, idą tutaj.
Skoro Raven jest Wampirem to nie ma super słuchu?
– Hej! Chłopaki, chcę wam jeszcze kogoś przedstawić – powiedziała Raven trzymając Dantego za rękę i prowadząc do nas. – Nauczyłam go koreańskiego, dwa dni przed waszym przyjazdem – powiedziała. – Poznajcie drugiego prowadzącego wasz dzisiejszy koncert, Dante Wade. Dante, to są Fallen Angels, ich imiona znasz.
– Miło mi was w końcu poznać – powiedział niskim, bardzo męskim głosem.
Szczęka by mi opadła, gdybym nie zagryzła policzka od środka.
– A kto będzie pierwszym? – wtrącił Kang.
– Ja – powiedziała Raven.
– Dante też jest Wampirem? – zapytałam bezmyślnie.
– Dokładnie, nawet bardzo starym – powiedział z uśmiechem.
– Masz dopiero dziewiętnaście lat! – ofuknęła się Raven.
– Tylko od czterystu jeden lat – zaśmiał się.
Teraz to już nie mogłam się powstrzymać i szczęka mi opadł, a później twarz przeżyła bliskie spotkanie z ziemią.
Ile on ma lat!? Czterysta dwadzieścia!?
– Ludzie zbierać się! – wrzasnął Menager. – Ale już!

2 komentarze:

  1. I kogo Ty mendo jedna nazwałaś niewdzięcznicą?! Już ja ci dam!
    Przeczyatałam rozdział ok... I dotarło do mnie jedno waże stwierdzenie; Kang jest homofobem a nie biseksualistą, bo to Jeremy jest biseksualistą. A zawsze jakoś odwrotnie myslałam. -.- Nie ma to jak koncert na zadupiu
    Idę się kurowac do wyrka :P
    Weny :*

    Wiem, że ten komentarz z anonima .... Ale Ty i tak wiesz kim ja jestem.
    Nie ma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, przecież wiesz, że cię kocham :*
      Ty mi tu pojęć nie myl, ale jeśli coś sprawia trudność, to mogę pisać pod notką definicje, jeśli zajdzie taka potrzeba ;)
      Ej, Różanów to nie takie zadupie. Szpitala nie mają, ani kina, czy też centra handlowego, ale nie zapominaj co się rozciąga w tunelach pod miastem i że jest to największy ośrodek magii na Ziemi ;p
      Tak, wiem że to ty, Nekotku :)

      Usuń