Macie, już nie będę zła i dodam notkę. To jest początek 10 rozdziału, a za tym kryje się coś fajnego :D
Enjoy :)
– Hej, jak się czujesz? – zapytała Kimiko zmartwiona, kiedy
tylko otworzyłam oczy.
– Dziwnie mi jakoś – mruknęłam i podrapałam się po skroni.
– Przepraszam za wczoraj – powiedziała skruszona.
Ja leżałam w łóżku Akai, a Kimiko siedziała na kanapie w
drugiej części pokoju. Po chwili jednak wstała i niepewnie do mnie podeszła.
– Za to, że mnie pocałowałaś? – zapytałam, nawet bardzo
nieuprzejmie.
– Nie chciałam tego, przecież – burknęła i usiadła w nogach
łóżka.
Ja podniosłam się do pozycji siedzącej i podciągnęłam kołdrę
pod brodę.
– To było… – zaczęłam, ale szybko mi przerwała.
– Kang kazał mi to zrobić, bo byłam, no cóż… jedyną
dziewczyną, która mogła zrobić ci sztuczne oddychanie, a przecież Akai to
chłopak.
Westchnęłam ciężko.
– Ale ja się nie topiłam – powiedziałam smutno i opadłam
ciężko na plecy z rękoma rozłożonymi na boki. – Mama pokazała mi kiedyś co
powinnam zrobić, kiedy wpadnę do wody, żeby ta nie zalała mi płuc podczas
paniki. Moja moc wtedy była pod kluczem, ale wczoraj wiedziałam co zrobić. Mama
wie, że boję się głębokiej wody, dlatego mi to pokazała.
– B-boisz się…? – Przełknęła głośno ślinę. – Wybacz ja…
– Nie wiedziałaś. Nie gniewam się o to.
Nie zamierzałam dalej drążyć tego tematu, ale…
– Czy mogę zapytać, dlaczego boisz się głębokiej wody? –
zapytała z nadzieją, że jej powiem.
– Owszem, zapytać możesz, ale czy odpowiem to już inna
kwestia.
Fioletowowłosa wydała dźwięk coś między śmiechem, a
pomrukiem niezadowolenia.
– Już dużo o mnie wiesz, Kimiko. Ja o tobie nie wiem nic.
Może kiedyś co powiem o tej wodzie, ale jeszcze nie dziś.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Obie spojrzałyśmy w
tamtym kierunku, chodź Kimiko zasłaniała mi większą część drzwi.
– Proszę – powiedziałam znów siadając.
– Obudziła się już? – zapytał Joong.
– Jak widać – powiedziała Kimiko.
– Kang, gdzieś wyjechał – powiedział brązowowłosy. – Wziął
porsche, więc domyślam się, że nie jedzie do ciebie, ale wczoraj użył go do
tego, więc możliwe, że już się nie przejmuje paparazzi i nie obchodzi go, że
mogą go nakryć.
Zaśmiałam się nerwowo.
– Moja mama mnie zabije – mruknęłam. – Kiedy wyjechał.
– Dobre dziesięć minut temu – odpowiedział od razu.
– Co!? – wrzasnęłam. – D-do zobaczenia! – zawołałam i
złapałam za kryształ.
Po chwili wywróciłam się lądując na tyłku na podłodze w moim
pokoju w domu mamy. Syknęłam zrywając się na równe nogi pocierając zbitką kość
ogonową i pobiegłam do szafy, żeby schować rzeczy Akai, po czym zmienić się w
Shin Hye.
Gdy byłam w łazience rozczesując już długie włosy ktoś
zapukał do drzwi. Podskoczyłam przerażona, ale powoli odważyłam się wyjść do
pokoju. Jednak w otwartych drzwiach nikogo nie było. Wtedy zdałam sobie sprawę,
że jestem tak przejęta, że wyobrażam sobie nie wiadomo co.
*
Gdy tylko rano wstałem, natychmiast ubrałem się i poprawiłem
rozczochrane włosy.
Musze ją jak najszybciej zobaczyć i jej to powiedzieć póki
mam odwagę.
Gdy byłem już dostatecznie gotowy wyszedłem na balkon i z
pomocą gałęzi, przeszedłem na balkon Choi i po wzięciu kilku głębokich wdechów
zapukałem do drzwi.
Po kilku długich chwilach, drzwi uchyliły się do środka.
– Co się stało? – zapytała wpuszczając mnie do środka.
Gdy tylko ją ujrzałem od razu uleciała ze mnie odwaga. Moje
dłonie zaczęły się pocić, zrobiło mi się gorąco i nie mogłem wydusić z siebie
słowa.
– Yung?
Jeszcze do tego jej głos.
Szybko złapałem ją za rękę i popatrzyłem jej w oczy.
Stała przy ścianie obok drzwi na balkon i patrzyła na mnie
zaskoczona.
– Choi, ja…
– Y-yung? – W jej głosie pobrzmiewała nuta strachu. – Co
t-ty…?
– Wiesz, że jesteś wspaniała? – zapytałem lekko gładząc jej
dłoń. – Nigdy w nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Zachowujesz się tak
naturalnie, nie udajesz kogoś kim nie jesteś. Nie malujesz się, śmiejesz się z
nami, z chłopakami i jesteś śliczna.
– A Akai – mruknęła, spuszczając wzrok.
– Wiesz o czym mówię. Nawet nie wiesz jak wiele dla mnie
znaczysz. Wszystko we mnie wariuje, kiedy jesteś obok, rozumiesz co to znaczy?
– Yung…
– Kocham cię Choi Shin Hye – powiedziałem z mocą.
Ona wciągnęła głośno powietrze i spojrzała na mnie szeroko otwartymi
oczami.
– Yung, wiesz przecież, że…
– Sakai Izumi? Wiem, pamiętam o nim. Ale go już nie ma Choi.
Sama mi powiedziałaś, że to nie była prawdziwa miłość. A ja jestem i kocham
cię. Nie chcę już dłużej udawać przed innymi. Znamy się niecały miesiąc, ale ja
czuję jakby to były długie lata.
Nie odpowiedziała, więc powoli pochyliłem się nad nią.
Nie ruszyła się, więc potraktowałem to jako zachętę.
Kiedy nasze wargi się spotkały powoli zaczęłam kierować
pocałunkiem, ale nie trwało to długo, kiedy poczułem coś dziwnego, po czym
zostałem oderwany od Choi i wylądowałem na plecach na łóżku. Było to tak jakby
niewidzialna siła złapała mnie i pociągnęła do siebie.
– C-co to b-było? – zapytałem przerażony.
– Kang! – zawołała Choi, kiedy się podnosiłem.
Kang? Kim Kang Kyun? Co on tu do cholery robi? Po co? I
dlaczego w takiej chwili!?
Podniosłem się błyskawicznie i stanąłem między nim, a Choi.
– Shin, co on do cholery jasnej robił z tobą!? – wrzasnął
czerwonowłosy.
– Ja się pytam co się stało, że byłem tam – wskazałem okno –
jestem tu – łóżko – a ty tam – tutaj na drzwi – a coś odepchnęło mnie od Choi?
– powiedziałem.
– Dlaczego ją do cholery całowałeś!? – wrzasnął Kang i
ruszył do mnie, a ja podciągnąłem rękawy, gotowy do bitwy, ale Choi przebiegła
pokój i kładąc dłonie na torsie czerwonowłosego zaczęła go powstrzymywać, żeby
do mnie nie podszedł.
Zabolało mnie to, że nie do mnie podeszła.
– Powiecie mi co się stało, że wylądowałem na łóżku? –
zapytałem. Były to dobre trzy metry od okna. – To nie było żadne z was, ani też
ja, więc…
Kang westchnął, a Choi spuściła głowę.
– Powiedz mu – odezwał się nagle Kang, przerywając ciszę
jaka zapadła po tym jak zamilkłem.
– Co? – zdziwiła się Choi, podrywając głowę i opuszczając
ręce.
– Powiedz mu o nas.
– N-nas…!? – zawołałem.
– Nie w takim sensie jak myślisz, idioto – mruknął
niezadowolony Kang.
Zacząłem mruczeć pod nosem przekleństwa, ale nie
wypowiedziałem ich głośniej, bo w końcu wczoraj przeze mnie goniły ich chmary
fanek. Choi niestety też.
– O-o nas!? – zawołała Choi z niedowierzaniem. – A
przysięga! Nie wolno nam…
– Mnie nie wolno, Shin. To ja składałem przysięgę, ciebie
dopiero to czeka.
Przysięga? O co im chodzi?
Choi odwróciła się do mnie, ale jej wzrok był wbity w
podłogę.
– Jaka przysięga? – zapytałem w końcu.
– Ale jak mnie o coś oskarżą to, powiem, że ty mnie
namawiałeś – powiedziała, zerkając na moment do tyłu, po czym odetchnęła i
spojrzała na mnie.
– Powiemy, że sam to odkrył – stwierdził Kang, krzyżując
ramiona na piersi.
– Kłamca – mruknęła Choi, ale tamten udał, że nie słyszał i
tylko przewrócił oczami. – Yung Kyu Dong, musisz mi przysiąc, że to co teraz
usłyszysz pozostanie w tym pokoju i nikt się o tym od ciebie nie dowie.
– Dla ciebie wszystko – powiedziałem z mimowolnym uśmiechem.
– Och, błagam – powiedział Kang i odwrócił się do nas tyłem
mamrocząc coś.
– Kang każe mi powiedzieć, że ja…
– Ja ci nic nie każę – burknął tamten.
– Że ja i on nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. Yun i Joong też
nie.
– Co masz na myśli?
Spojrzałem na nią marząc brwi. Wtedy podeszła do Kanga i
złapała go za ręce, a po chwili tańczyli walca.
– Co wy…
Wtedy w pokoju Choi ni skąd ni zowąd pojawili się męska
wersja Choi, czyli Akai, Yun i Kang, którzy grali na tamburynach i śpiewali
cygańskie piosenki…
Usiadłem na moim łóżku i odetchnąłem głęboko.
– To tylko sen – mruknąłem i spojrzałem na drzwi balkonowe.
– Tak jak żółte oczy Yu Rin i jej długi wężowy język.
Odetchnąłem i położyłem się żeby znów zasnąć.
*
Kang wszedł do domu bez pukania i bez żadnych ceregieli
podszedł do mnie, kiedy stałam w kuchni szykując sobie śniadanie.
– Shin! – zawołał.
Odwróciłam się zaskoczona, kiedy Kang podszedł do mnie
błyskawicznie. Wykonał dziwny gest, coś jakby chciał mnie przyciągnąć do siebie
i objąć mnie, ale zatrzymał się w pół ruchu. Na moment zamarł, po czym cofnął
się o krok.
– Kang? Jak ty tu…?
– Drzwi były otwarte – wytłumaczył.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. – Nie przypominam sobie, że
otwierałam drzwi. Użyłeś magii – stwierdziłam po chwili.
– Cóż za spostrzeżenie – powiedział z kpiną.
– Przecież otwieranie drzwi za pomocą magii jest
niepochwalane – zauważyłam. – Świadczy to o lenistwie związanym z brakiem chęci
podejścia do drzwi.
– Nie w przypadku, gdy osoba za tymi drzwiami jest chora –
stwierdził i usiadł przy stole.
– Jak widać nie jestem chora – burknęłam.
Postawiłam na stole naprzeciw Kanga miseczkę z ramen z
pudełka, które przywiózł mi Aki, kiedy przyjechał udawać mojego ojca.
– Właśnie to przyszedłem sprawdzić.
– Już sprawdziłeś to sobie idź – powiedziałam.
– Nie poczęstujesz mnie tym czymś? – zapytał.
– To coś to ramen z Japonii, w której ty nigdy nie byłeś i
którego nigdy nie jadłeś, a wiem, że nie lubisz takiego jedzenia jak ramen z
kubełka.
– Przeraża mnie twoja wiedza o mnie – powiedział, kiedy
brałam pałeczki z pojemniczka obok zlewu.
– Każda twoja fanka wie o tobie minimum tyle co ja –
burknęłam i usiadłam przy stole. Złożyłam ręce ze sobą jak do modlitwy trzymając
między nimi stalowe pałeczki. – Itadakimasu – powiedziałam smacznego po
japońsku. Oczywiste jest, że Kang nic nie zrozumiał.
Nie zwracałam uwagi na to, że wstał od stołu. Dopiero,
kiedy druga para pałeczek zanurzyła się
w mojej misce z ramen zdałam sobie sprawę co Kang tak właściwie zamierza
zrobić.
Z pomiędzy moich warg wystawał i wisiał długi makaron, kiedy
nachylałam się nad miską, a jego końce znajdowały się w wywarze w misce. Kang
zawinął pałeczki na makaronie i po chwili wsadził je do ust. Niektóre z nitek
makaronu które on złapał łączyły się z tymi moimi, kiedy zaczął wciągać makaron
przybliżając się swoje usta do moich zamarłam. Nasze usta były coraz bliżej, a
Kang patrzył mi w oczy, przy samym końcu jednak, kiedy nadal się nie poruszałam
przegryzł makaron i odsunął się, głośno wybuchając śmiechem.
Coś w jego zachowaniu nie pasowało mi do zachowania zwykłego
nastolatka wychowanego w Korei Południowej. Możliwe, że takie zachowanie
przejął od innych magicznych istot z Ignis. W końcu do szkoły potworów chodzą
magiczni z całej Ziemi.
– Ty naprawdę znów myślałaś, że chcę cię pocałować. – To nie
było pytanie. Najgorsze możliwe stwierdzenie prawdy.
– Wcale nie – powiedziałam z mocą. – Chciałam zobaczyć, czy
potrafiłbyś mnie pocałować – dodałam jak najbardziej przekonująco.
– C-co? – Zająkał się ledwie słusznie.
– Pozwalam ci to zrobić, ale czy się odważysz? – zapytałam.
– Zrobiłbym to, gdyby…
– Tak? – zachęciłam go.
Zaczął się wiercić na krześle, ale przestał czując na sobie
mój wzrok. Spojrzał na mnie, a po chwili w bok, unikając mojego spojrzenia.
– Zrobiłbym to, gdyby nie ktoś inny, kogo mam na oku –
powiedział znów przybierając maskę chytrego uśmieszku na twarz.
Zabolało. I to mocno.
– Och – tylko tyle zdołałam wydusić.
Po śniadaniu wzięliśmy ze sobą wodę i poszliśmy na tył domu,
żeby potrenować panowanie nad żywiołami. Nadal byłam w tym beznadziejna, a woda
zamarzała w bezkształtne bryły lodu.
– Ugh! – warknęłam uderzając pięści o stół, a woda w misce
zatrzęsła się, w momencie, kiedy Kang ją rozmroził. – Dlaczego mi to nie
wychodzi!?
– Cierpliwości – powiedział czerwonowłosy. – Mamy dużo czasu
zanim pójdziesz do szkoły, opanujesz to.
– Ale kiedy, Kang? Zostało mi tylko pół roku, a ja nic nie
potrafię.
– Jak to nic? Twoja kontrola nad mocą była tak doskonała już
po kilku dniach, że twoja uwalniająca się moc nie zaatakowała cię. Do tej pory
było tak tylko w jednym przypadku, dziewczyny z USA z mojego rocznika.
Kąciki jego ust zadrgały w uśmiechu pełnym zadowolenia i
podziwu.
To już wiemy w kim się
kocha mały Kanguś – pomyślałam. – Tylko
trzeba ją jeszcze odnaleźć. Ale to za pół roku, w szkole.
Przyznam, że smutno mi się zrobiło, kiedy pomyślałam o tym.
Wizja Kanga z jaką dziewczyną u boku, inną niż ja przerażała mnie. Przed moimi
oczami ukazała się wizja Kanga w białym garniturze i amerykańska dziewczyna w
długiej pięknej liliowej sukni i z włosami ułożonymi jak królewna. Stali razem
boso na plaży, a woda obmywała im stopy. Trzymali się za ręce i uśmiechali do
siebie, kiedy za nimi na horyzoncie słońce wpadało do wody.
– Ekhem – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kanga.
– Mówiłeś coś? – zapytałam zaskoczona.
– Jeszcze nie.
Zaśmiałam się zmieszana.
– Przepraszam, już słucham – powiedziałam skruszona.
– Idź wylej tę wodę i wróć tutaj, potrenujemy ukrywanie aury.
Rozpromieniłam się i błyskawicznie wstałam od stołu. Z miską
pobiegłam do kuchni, ale po drodze rozlałam połowę jej na podłodze w korytarzu
i kuchni.
– Ups – mruknęłam i zaśmiałam się, bo skarpetką wdepnęłam w
jedną w kropel na podłodze.
Zaśmiałam się i wstawiłam miskę z resztką wody do
zlewozmywaka.
– No woda, masz się mnie słuchać, więc chodź ładnie do mnie
– powiedziałam wlepiając wzrok w mokre plamy na podłodze. – Ha! – zwołałam
uradowana, kiedy po podłodze zaczęły pełznąć kropelki wody, zbierając się w
kałużę, po czym wystrzeliła w słup wody i zataczając łuk w powietrzu wpadła do
zlewozmywaka, zamarzając zanim całkowicie opadła.
Podłoga, a nawet moja skarpetka były już suche.
– Kang, nie uwierzysz co właśnie zrobiłam! – zawołałam
wybiegając na werandę z tyłu domu.
Wsadziłam nogi w klapki i wyszłam do ogrodu. Kanga nie było
przy stole. Spojrzałam dalej i zamarłam z przerażenia. Na środku ogrodu stał
Kang, a przed nim ogromne zwierze. Było dość dziwne i nie potrafiłam go nazwać.
Miało głowę lwa, ciało orła i ogon węża, który był owinięty wokół szyi Kanga.
Kiedy odzyskałam panowanie nad ciałem i umysłem wrzasnęłam
głośno.
Czarne ślepia potwora zwróciły się na mnie. Mimo tego
lodowatego spojrzenia, ruszyłam do przodu, wtedy ogon na szyi Kang rozluźnił
się, a czerwonowłosy opadł na kolana, ledwie łapiąc oddech. Ogon bestii śmignął
mi przed oczami, wtedy poczułam ból w klatce piersiowej i nie mogąc się ruszyć
poddałam się sile ciosu, a ta wyrzuciła mnie w tył.
Gdy przekręciłam głowę, żeby spojrzeć na monstrum,
zobaczyłam, że to coś złapało właśnie Kanga swoimi orlimi szponami i rozłożyło
ogromne pierzaste skrzydła i zaczęło nimi machać. Po chwili stwór z
nieprzytomnym Kangiem wzlecieli w powietrze, a wężowa głowa na końcu ogona
bestii zasyczała na mnie.
Uderzyłam pięścią w drewniany podest werandy i podniosłam
się, nie zważając na ból żeber i mostka. Poderwałam się na nogi i wyszłam
na środek ogrodu, gdzie wciąż unosił się
stwór.
– Nie! – wrzasnęłam i uniosłam ręce, a z moich palców
wystrzeliły płatki śniegu i powędrowały do stwora, lecąc do niego szybko. Śnieg
zamroził część pyska, grzywy i szyi potwora. Zasyczał i nieco opadł, ale po
chwili z jego pyska wydobył się lwi ryk, a za nim strumień ognia, który
powędrował zaraz do mnie.
Pisnęłam z przerażenia i skuliłam się, ale ogień mnie nie
dosięgnął. Po chwili otworzyłam oczy i wyprostowałam się, ale głową uderzyłam w
coś twardego.
– Auu – mruknęłam i schyliłam się, po czym zerknęłam w górę.
Nade mną znajdowała się kopuła z lodu, przeźroczysta, zimna
i gruba. Bariera wokół mnie tworzyła tylko jedną ściankę i górę, więc mogłam
wyjść spod niej. Na szczęście udało mi się zobaczyć w którym kierunku odleciał
stwór, który zabrał Kanga.
– K-kang – szepnęłam płaczliwym głosem.
W trawie, zaraz obok mojej lodowej bariery stwór wypalił w
trawie jakieś litery, ale nie potrafiłam ich odczytać.
W roztargnieniu złapałam za kryształ na szyi i
teleportowałam się do domu Fallen Angels.
*
– Na Syriusza! – wrzasnęłam, kiedy w salonie z nikąd
pokazał… pokazała się? Pokazała się Shin Hye. – Co ty tu robisz, do cholery
jasnej!?
Zerwałam się z kanapy i podeszłam do dziewczyny. Dopiero
zbliżywszy się do niej zobaczyłam w jakim jest stanie. Jej ubranie i włosy były
potargane, była roztrzęsiona, a po jej policzkach strużkami spływały łzy i
zbierając się na brodzie kapały na jej bluzkę.
– Co się stało? – zapytałam, łapiąc ją za ramiona. – Shin?
– K-kang… – ledwie wydusiła przez łzy.
– Właśnie, gdzie on jest? – zapytałam..
– Co się dzieje? – zapytał Joong, pokazując się na schodach
prowadzących do sypialni. – Shin Hye, co ty tu robisz w tym stroju?
– Joong! – zawołałam. – Podaj jej coś na uspokojenie.
– Co? – zapytał bezmyślnie, ale po chwili pobiegł do kuchni
i zaraz wrócił ze szklanką fioletowego płynu. – Shin, wypij to – powiedział i
podał jej szklankę, ale on o mało co nie wypuściła naczynia z rąk.
Sięgnęłam po szklankę i przyłożyłam ją do ust dziewczyny.
Natychmiast zaczęła pić.
– Już lepiej? – zapytał Joong, kiedy oddałam mu już pustą
szklankę.
Pokiwała głową.
– A teraz powoli opowiedz nam co się stało – nakazał.
– A Yun? – zapytała z przerażeniem.
Nie dając nam szansy odpowiedzieć złapała za niewidzialny
dla nas w tej chwili żółty kryształ i zniknęła. Po kilkunastu minutach zeszła
po schodach, ale już jako Akai. W włosach Ulzzang i męskich ciuchach.
Wtedy usiadła na kanapie i zaczęła swoją opowieść.
– Miało głowę i przednie łapy lwa, ciało orła z wielkimi
pierzastymi złotymi skrzydłami i śliski wzorzysty ogon zakończony głową węża –
zakończyła.
– Chcesz powiedzieć, że Kanga porwała Chimera? – zapytałam z
niedowierzaniem.
– Ch-himera? – wydusiła. – M-myślałam, że one mają ciało k-kozy.
– To zależy – powiedział Joong. – W mitologii tak, ale też
nasuwa się pytanie jakie jest wierzenie? W naszych czasach jest to lew, orzeł i
wąż.
– Nie gadajmy już! – zawołała Akai. – Musimy ratować Kanga!
Powiadomić Albę! Zebrać armię i… i…
– Akai, uspokój się – powiedziałam łagodnie. – Nie musimy
powiadamiać Bogini Światła, ona już zapewne o tym wie. – Ze schodów właśnie
zszedł zaspany Yun, a z ogrodu z basenem przyszedł Jeremy. – A nasza czwórka
wystarczy, żeby go odbić.
– Cz-czwórka? – zdziwiłam się.
– Tak, czwórka – wtrącił Joong. – Ja, Kimiko, Jeremy i Yun.
Dobrze, że Shin Hye nas powiadomiła. Możliwe, że ją też zabierzemy.
– O-oh – mruknęła udając niezadowolenie. Zrozumiała. – Ale
dlaczego ja mam tu zostać? – zapytała.
– Gdyby prezes przyszedł i chciał nas ochrzanić, że wczoraj
związaliśmy go i uciekliśmy z domu, bez jego zgody – wtrącił Jeremy. – Ale o
czym tak właściwie mówimy?
– Z tego co powiedziała nam Choi Shin Hye to Kanga porwała
Chimera – powiedziałam.
– Co!? – wrzasnął Jeremy.
– A już myślałem, że coś gorszego – mruknął Yun i
przeciągnął się, a jego biała szeroka bokserka od piżamy uniosła się ukazując
zarys jego umięśnionego brzucha. – Co na śniadanie?
– Yun! – wrzasnęliśmy.
– No co? – zapytał wzruszając ramionami.
Akai zerwała się z kanapy.
– Jak możesz tak mówić!? – wrzasnęła na Yuna. – Kang to twój
przyjaciel. Jesteście razem w zespole od dwóch lat, chodzicie do jednej szkoły,
nawet mieszkacie razem! A ty!? Ty…! Ty…?
Wtedy opadła na kanapę i zakryła twarz dłońmi.
– Przepraszam, Zu – powiedział zaskoczony blondyn. – Ja
tylko żartowałem. A Kang jest bardzo silnym Magiem, nie da się pokonać jednej
Chimerze.
Akai cicho szlochała, co było dziwne jak na chłopaka,
którego właśnie udawała. Klepnęłam ją mocno w plecy. – Nie martw się, damy
sobie radę.
Szybko się wyprostowała i odjęła dłonie od twarzy.
– No właśnie, a teraz czas na zbroję – powiedział Joong.
– Zbroję? – powtórzyła, ocierając oczy.
– Zbroję – powiedziałam z zadowoleniem. – Idziemy do
garderoby.
Zerwałam się z kanapy i trzymając Akai za rękę, pognałam w
stronę mojego celu, ciągnąc ją za sobą.
W garderobie, Joong otworzył tajną ‘szafę’ do której dostęp
mają tylko on, Yun i Kang, bo działają na ich siatkówkę oka, jedyne czego nie
da się magicznie podrobić. Każdy z nas dostał białą pelerynę z kapturem
sięgającą ziemi, wzmacnianą wyciągiem z czarnych róż, który sprawia, że
materiał jest tak wytrzymały, że nie da się go przebić, dzięki czemu nie da się
ranić osoby, która się nim zakryje. Ze starcia wynosi się tylko drobne siniaki.
– Moim zdaniem Akai też powinien iść – powiedziałam, kiedy
chłopcy przypinali sobie peleryny do ubrania.
Gdy wszyscy już dostali swoją pelerynę i Joong miał zamykać
sejf, wpadłam na pewien szalony pomysł.
– Yun, wiesz co? – zaczęłam.
– Hmm? – mruknął zakładając swoją pelerynę.
– Jeremy ma w pokoju sporo broni magicznej, mógłbyś pójść do
niego i nam trochę przynieść? – zapytałam, nie zważając na protesty
niebieskowłosego.
– Że co? – zapytał
jeszcze spokojnie.
– I mogę sobie poszperać? – zapytał podekscytowany Yun,
zamierając w pół ruchu, przypinając sobie pelerynę.
– A jak inaczej znajdziesz to czego szukasz? – prychnęłam.
– Jupi jej! – zawołał i uciekł z garderoby.
– Dlaczego przepraszam ja cię bardzo pozwoliłaś mu iść do
mojego pokoju? – zapytał wściekły Jeremy. – Przecież on tam narobi…
– Chciałam, żeby wyszedł z pomieszczenia, gdzie jest Akai, w
końcu nie wie kim on jest, tak?
– A więc to miałaś na myśli mówiąc o Akai – powiedział
Joong, odrzucając już przypiętą białą pelerynę z ramion do tyłu.
– Ale co? – zapytali równocześnie Akai i Jeremy.
– Zaraz zobaczycie, tylko muszę znaleźć coś do tego odpowiedniego.
Zaczęłam szperać w części garderoby przeznaczonej rzeczom
Akai. Ze szklanego stojaka na biżuterię ułamałam jedną z rączek i zabrałam cienki
srebrny łańcuszek.
– Dobra Shin, potrzebuję trochę twojej krwi – powiedziałam.
– Joong zajmiesz się tym?
– Jasne.
– Jeremy, zrobisz krwawy kryształ, bo ja nie potrafię go
dobrze uformować – nakazałam.
– Wiesz, że to jest zakazane? – zapytał, ale wziął ode mnie
kawałek szkła i wisiorek. Po chwili szklana laseczka uniosła się w górę nad
dłonią Jeremyego i zaczęła się rozgrzewać, a następnie zmieniać kształt w kulę.
– Ale po co ci moja krew? – zapytała Akai.
Joong złapał dłoń dziewczyny i swoją magią przeciął jej
wewnętrzną stronę. Wtedy ona syknęła, ale się nie skrzywiła, tylko zamknęła
oczy i odwróciła wzrok. Jeremy lewitował rozgrzane szkoło do jej dłoni i
zbliżył je do krwi. Wtedy Joong zamknął jej palce, a kiedy je otworzył, na jej
dłoni spoczywała mała płaska czerwona łezka. Była nieprzeźroczysta, więc można
było poznać, że w szkle zatopiono krew. Po ranie nie było śladu. Jeremy zbliżył
srebrny wisiorek do węższej strony krwawej łezki i topiąc ogniwa przymocował ją
do niego. Właśnie tak powstała krwawa łza z krwi Choi Shin Hye.
Dopiero teraz piszę bo oglądłam yaoi i nie chcesz wiedzieć jakby ten kom wyglądał ;-;
OdpowiedzUsuńHaha Kang wreszcie porwany!
A czemu ja się z tego śmieje ;-; ?
A Yun nie skojarzy, że Shin to Akai ;___;
Co rozdział to fajniejsze 'bajery'
Narpiew teleportacja teraz krwawe szkło klonowania *.* I jeszcze te tabletki zmiany fryzury *.* Taka magia *^*
Cudowny rozdział *.*
Nie chciałabym wiedzieć :I
UsuńJa się cieszę :P
Yun widzi tylko to co chce widzieć xD
Moje wynalazki, które kiedyś wynajdę, a nie bajery xD
Moja magia :D
Dziękuję ^-^