Macie notkę :>
Nie wiem czy za tydzień dodam, bo mało materiału mi zostało, a muszę się szykować do poprawiania, więc nauka zajmuje mi dużo czasu, jeszcze lekturę muszę czytać i inne bzdety, więc brak czasu i chęci do pisania, bo wykończona jestem :<
Enjoy ;)
Mówiłem
coś… Mówiłem o czymś… Nie, o kimś. Ale kto to był? Ktoś kogo znam? Nie
pamiętam. Miałem obraz tej osoby przed oczami, ale ten szybko znikł i pozostał
tylko ten jeden zapamiętany szczegół. Postać miała granatowe tęczówki oczu, tak
ciemne, że prawie czarne. Do kogo one należą…? Nie wiem… Nie mam bladego
pojęcia.
Ta pustka w głowie, jakbym
zapomniał o ważnym elemencie mojego życia była dołująca, ale cóż, jakoś trzeba
sobie radzić, więc wystarczy to ignorować. Wtedy wszystko będzie w porządku.
Gdy w końcu wszyscy byliśmy już
spakowani i doskonale przez Rae ubrani i umalowani, mogliśmy w końcu pojechać
na lotnisko.
Zespołowi towarzyszyli w tym
Menager Chang Chun Byung, stylistka Rae i jej siostra, oraz parę innych osób od
choreografii, dźwięku i wielu innych bzdetów, bez których nie moglibyśmy trwać
jako zespół.
– Kang Kyun! – zawołał mnie któryś
z dźwiękowców, kiedy wysiedliśmy z naszego busa przed lotniskiem. – Już musimy
iść!
Rozejrzałem się dookoła.
Wszystkie nasze bagaże, które ze
sobą zabraliśmy już zostały wypakowane z aut i umieszczone na wózku. Nie było
tego dużo, ponieważ większość rzeczy została już wysłana do hotelu.
Naszym pierwszym przystankiem
podczas Tourne jest Wielka Brytania, a ściślej mówiąc Londyn w Anglii. Co
prawda według informacji o zespole udostępnionych dla wiedzy publicznej Fallen
Angels nigdy nie opuszczało Korei Południowej, nie mówię tu o nas pojedynczo. W
rzeczywistości byliśmy już na całkiem innej planecie, ale to szczegół. Na Ziemi
byliśmy jak na razie tylko w Polsce, która także jest na naszej liście krajów
Tourne Europy. Bawi mnie to, że lecimy do Europy, a nigdy nie byliśmy w Japonii,
którą mamy tak blisko, bo za morzem.
Po drodze były korki, więc nasz
wyjazd na półtora godziny przed wylotem na nic się zdał, ponieważ za
dwadzieścia minut zamykają naszą odprawę.
Sięgnąłem do busa po mój torbę z
bagażem podręcznym i ruszyłem za innymi do terminala, wciąż nie mogąc przestać
myśleć o tej puste w sercu, którą czuję,
odkąd zszedłem rano do kuchni.
– Już idę – mruknąłem.
Yun stwierdził, że skoro jest nas
czterech i każdy chce siedzieć przy oknie to powinniśmy losować, kto gdzie
będzie siedział. W tym celu w domu przygotowaliśmy cztery zapałki, każda innej
długości, ten kto wylosował najkrótszą siedział przy oknie, kto najdłuższą w
środkowym rzędzie z Rae i Menagerem Chang. Teraz po odprawie i dopuszczeniu nas
do bramki, do dużego samolotu tego z czterema silnikami – nie mam pojęcia, czy
one się jakoś nazywają, czy nie – wchodziliśmy w kolejności: Akai, ja, Joong i
Yun. Za nami Rae, jej siostra i Menager, a kolejni byli pozostali pracownicy
wytwórni, którzy nam towarzyszyli.
– Dobra, ludzie słuchajcie mnie! –
zawołał Menager, kiedy wszyscy zajęliśmy swoje miejsca i inni pasażerowie już
usiedli. – Lot będzie trwał około trzydzieści godzin, więc nie męczcie się i
idźcie spać. Na niedzielę nie mamy nic zaplanowanego, więc będziecie mogli
odpoczywać, lub zwiedzić Londyn.
– Przepraszam – zwróciła się
stewardessa do Menagera. – Proszę już usiąść i zachować ciszę, dobrze?
– Ach, tak, proszę wybaczyć.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Gdy samolot ustawiał się na pas
startowy, stewardessy zaczęły tłumaczyć jak mamy się zachować i co robić w
razie wypadku, jak mamy zakładać kamizeli, korzystać z masek tlenowych i jak
zapiąć pasy. Szczerze powiedziawszy to słuchałem tego jednym uchem, bo bardziej
ciekawiło mnie zachowanie Akai. W końcu siedziałem najbliżej niego.
Chłopak z zaciekawieniem oglądał
powoli przewijający się obraz lotniska za oknem. Mimo iż to na co patrzył nie
było imponujące, on i tak miał nos wręcz przylepiony do szyby okna i zachłannie
wszystko obserwował. Przyznam, że podobało mi się obserwowanie go, gdy samolot
przyspieszył, wgniatając nas w oparcia foteli, podczas startu.
Koła delikatnie oderwały się od
pasu startowego, a w uszach zaczął brzęczeć cichy, ledwie słyszalny szum
silników, ogromnej maszyny. Widoki za oknem teraz były przepiękne. Ziemia
zaczęła się oddalać, a wokół zaczęły pokazywać się chmury. Po kilkunastu
minutach znaleźliśmy się na takiej wysokości, a chmury były tak gęste, że
wydawało się iż płyniemy w morzu bitej śmietany.
Większą część lotu obserwowałem
zapatrzonego w chmury Akai, który wyciągnął swój telefon i zaczął fotografować
widoki za oknem.
Jak się dowiedziałem, byłem jedyną
osobą, która przespała całą noc, dlatego kiedy wszyscy zasnęli ja nie miałem co
robić, więc z nudów obserwowałem śpiącego Akai. Wyglądał bardzo spokojnie i
niewinnie, kiedy tak sobie spał. Nie wiem dlaczego, ale wtedy mógłbym go tak
obserwować godzinami i mi się to nie nudziło. Jedyny moment, kiedy odwróciłem
od niego wzrok był, gdy stewardessa zapytała mnie, czy nie chciałbym czegoś do
picia lub do jedzenia. Kiedy kobieta odeszła, głowa Akai opadła na moje ramię.
W pierwszej chwili się przestraszyłem i chciałem ją odsunąć, ale wtedy
przyjrzałem się twarzy młodego bardziej dokładnie. Miał pełne różowe usta,
wachlarz długich, hebanowych rzęs, rzucających cienie na policzki w świetle
lamp w samolocie. Jego okrągła buzia była bardzo dziecinna i trochę za bardzo
dziewczęca, co sprawiało, że mi się...
Chwileczkę, o czym ja tak
właściwie myślę do cholery, co!?
Gdyby nie ten drań, Jeremy to nie
patrzyłbym teraz tak na Akai! Ta cholerna orientacja tego chłopaka, to wszystko
przez to, a ja nienawidzę takich ludzi! Jak ktoś taki jak ja może się stawać
jednym z nich!? To niedorzeczne! Niepojęte!
Mimo to, wciąż obserwowałem Akai.
Przy nim nie czułem tej dziwnej pustki w sercu, która towarzyszy mi odkąd się
dzisiaj obudziłem.
*
Miałam dziwny sen. Był tam Kang i
ja. Później pokazał się Akai. Nie wiem za bardzo o co chodziło, ale tym co mnie
zaciekawiło i co najbardziej utkwiło mi w pamięci było flirtowanie Kanga z
Akai. Ale Akai był zupełnie inną osobą, nie miałam nad nim kontroli jak nad
krwawym klonem. Ich niedoszły pocałunek wyrwał mnie ze snu.
Zerwałam się nagle unosząc głowę.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że moja głowa leżała na ramieniu
Kanga, który spał tak jak większość pasażerów samolotu.
Gdy wyrwałam się ze snu usłyszałam
ciche piśnięcie i skrzypienie skóry fotela przed nami, a później cichy śmiech.
Jak najciszej mogłam odpięłam pas
i wstałam, żeby wyjrzeć za oparcia przed nami. Przed mną i Kangiem siedziały
dwie dziewczyny w wieku może dwanaście do czternastu lat i śmiały się z czegoś.
Wtedy jedna z nich odjęła telefon od piersi i pokazała tej drugiej zdjęcie,
które wyświetlało się na ekranie. Był tam Kang z głową odchyloną do tyłu i
otwartymi ustami i ja z głową opartą na jego ramieniu. Oboje jeszcze wtedy
spaliśmy.
– Wyślesz mi to zdjęcie? –
zapytałam na tyle głośno, żeby mnie ta dziewczyna z telefonem usłyszała i na
tyle cicho, żeby Kang nie usłyszał.
Obie dziewczyny pisnęły
zaskoczone, ale odwróciły się do tyłu, żeby spojrzeć na mnie.
– A-akai Zu Mi? – powiedziała
jedna.
– To jak, wyślesz mi to? –
zapytałam wyjmując swój telefon z kieszeni rurek i pokazując go im.
Dziewczyna trzymająca telefon ze
zdjęciem skinęła powoli głową, ale wciąż patrzyła na mnie zaskoczona. Po chwili
otrząsnęła się i wysłała mi zdjęcie.
– Dziękuję – powiedziałam z
uśmiechem i usiadłam z powrotem.
– Emm, Oppa? – zwróciła się do
mnie po kilku minutach ta dziewczyna siedząca przede mną, klękając na swoim
fotelu odwrócona do mnie. – Nie jesteś zły z to zdjęcie? – szepnęła.
– Nie, było zabawne – powiedziałam
szczerze. – Kang Kyun Hyung może by się speszył, ale nie ja.
– Naprawdę? – zapytała ucieszona
ta druga dziewczyna, również klękając na fotelu. – A czy… No… Kiedy…
– Tak? – zapytałam.
– Mogłybyśmy sobie z wami zrobić
zdjęcie? – zapytała błagalnie.
– Ze mną owszem, co do reszty to
nie wiem. Joong Kyung Hyung i Yun Yae Hyung pewnie się zgodzą, ale Kang Kyun
Hyung… – zamilkłam. Dziewczyny wychyliły się bardziej przez oparcia foteli. –
On też się zgodzi – dodałam, zaszczycając moje rozmówczynie kolejnym słodkim
uśmiechem.
– Przepraszam – odezwała się
stewardessa do dziewczyn, przed nami. – Proszę zająć miejsca.
Dziewczyny posłusznie usiadły na
swoich fotelach.
– Oppa? – usłyszałam w szparze
między oparciami foteli. – Dlaczego lecicie klasą ekonomiczną? – zapytała,
któraś z dziewczyn. Ciężko mi było odgadnąć która, bo miały bardzo podobne
głosy.
– Bo ja tak chciałem.
Stwierdziłem, że nie potrzebujemy aż takich luksusów jak w pierwszej klasie,
czy prywatnym samolocie i przyjemnie będzie, jeśli się z kimś innym niż nasze
grono porozmawia.
Kiedy one pisnęły i zaczęły między
sobą cicho rozmawiać, ja wyciągnęłam teksty do piosenek i zaczęłam czytać, żeby
nie pomylić ani słowa na scenie, kiedy będę śpiewała swoje kwestie.
*
Hendrixen Nataniel proszony do gabinetu dyrektorki. Nalegam, aby zjawić
się niezwłocznie.
Słysząc te słowa zaskoczony
poderwałem głowę.
Siedzieliśmy właśnie na
indywidualnej lekcji Historii Magii w bibliotece. Nauczyciel chodził między
regałami, a uczniowie siedzieli w wygodnych fotelach i kanapach udając, że
powtarzają do zbliżających się testów.
– Spongebob! – zawołał ktoś, więc
niechętnie odwróciłem się w stronę głosu, wymawiającego moje znienawidzone
przezwisko. – Co przeskrobałeś? – zapytał Peter. Łowca z mojej klasy,
stacjonujący w najlepszym możliwym miejscu w jakim można dostać pracę, w
Kwaterze Głównej Żółtego Oddziału obsługującego największy, najsilniejszy i
jedyny, który potrafi przenieść na inną planetę portal na Ziemi.
– Nic nie przeskrobałem –
powiedziałem, podnosząc się z fotela. – Zapewne chodzi o jakąś misję. Nie tylko
sławni wszędzie jedyni Łowcy Polski mają prawo otrzymywać misje.
Kiedy komunikat się powtórzył,
chciałem szybko ruszyć do gabinetu dyrektorki, który niestety znajdował się w
najwyższej wieży szkoły, ale kolejny głos mnie zatrzymał.
– Pete, nie przesadzaj, wiesz jaka
jest teraz sytuacja na Ziemi – szepnęła Vanessa, również z Kwatery Głównej. – Nie
powinieneś żartować. Myślę, że chodzi tutaj o odwiedzonych ostatnio przez nas
kolegów z Korei…
Więcej nie usłyszałem, bo
bibliotekarka zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem, nakazującym mi się
pospieszyć.
Po kilku minutach w końcu dotarłem
na miejsce.
– Przepraszam za spóźnienie.
Tak się wychwalałem, że pewnie
dostanę jakąś misję, a zapewne oberwę za wywołanie zamieci w wiosennym
ogrodzie, przez co sadzonki lawendy i kilku innych roślin nie mogły dorosnąć i
nie można było z nich zrobić odpowiednich lekarstw. Duże szkody, ale od tego
czasu minęły już cztery dni i nic się nie działo, ale może Vanessa miała rację,
możliwe że chodzi o misję?
Dopiero po chwili zobaczyłem, że
na kanapie po mojej lewej siedzi nie kto inny jak Biała Bogini Alba. Jak zawsze
miała na sobie zwiewną sukienkę z odkrytym dekoltem i była boso.
– Witajcie Boginie – powiedziałem
skłaniając się nisko. – Czemu dostąpiłem zaszczytu spotkania was?
– Nie musisz być tak formalny –
powiedziała Bogini w bieli. – Chciałam z tobą porozmawiać o pewnym układzie co
do twojej wolności.
Więc nikt nie miał racji.
– B-będę mógł odwiedzić moją
rodzinę? – zapytałem z nadzieją.
– Najpierw proszę usiądź –
poleciła mi Zielona Bogini siedząca za biurkiem.
Tak zrobiłem, kiedy Biała Bogini
poklepała miejsce na kanapie obok siebie.
– Niezupełnie o to mi chodzi w tym
układzie – powiedziała Alba. Chciałem się odezwać, ale nakazała mi milczenie
ruchem ręki. – Pozwolę ci zejść na Ziemię, ale tylko pod warunkiem, że zgodzisz
się wykonać dla mnie pewną misję.
Czyżby Vanessa miała rację?
– Słucham?
– Mam na myśli tajemniczego
Chowańca prześladującego pewną Magiczkę z Korei. Jakiś czas temu zamordowano
jej matkę, także Magiczkę i odebrano źródło jej mocy. Dziewczyny aktualnie nie
ma w Kraju, dlatego wolę teraz zlecić to zadanie. Nie mam pojęcia kim może być
ten Chowaniec i pod czyją kontrolą on jest. Wiem tylko, że doskonale potrafi
zacierać za sobą ślady i że stacjonuje w Seulu w Korei Południowej. Jest to
czarny wilk, którego widziało sporo nie magicznych ludzi. Chciałabym się
dowiedzieć kim jest ten Chowaniec i kim jest jego opiekun. W ten sposób
upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Ja wyeliminuję zagrożenie, a ty
zyskasz pełną zgodę na odwiedzanie rodziny bez niczyjego nadzoru.
– Albo! – zawołała oburzona Topaz.
– Proszę Topaz, nie wtrącaj się,
dobrze?
– Musielibyśmy to uzgodnić z radą,
a nie tak po prostu sobie…
– Zrobię to, nawet jeśli nie będę
mógł się zobaczyć z moją rodziną na dłużej bez nadzoru – wypaliłem wstając. –
Zrobię to dla nich, bo chcę, żeby mi ufano. To nie moja wina, że posiadam taką,
a nie inną moc. Proszę mi tylko powiedzieć, kiedy mam zacząć?
– Teraz – powiedziała uradowana
Alba wstając z podskokiem i klaszcząc w dłonie.
Kątem oka zauważyłem, że Topaz
patrzy na Albę karcącym wzrokiem.
– Ach! – zawołała, uspokajając
się. – Spakuj swoje ubrania i ruszaj do portalu – dodała po chwili. – Po drugiej
stronie będzie ktoś na ciebie czekał i zaprowadzi do miejsca, gdzie będziesz
nocował, dobrze?
– Tak. Już idę.
– Pamiętaj tylko, że nie wolno ci
nikomu mówić po co wysłano cię do Seulu.
Pół godziny później pokazałem moją
przepustkę facetowi w Oddziale Portali na Ignis w mieście Loaris, gdzie
mieściła się Akademia Magii.
Tak długo już nie używałem
portali, że zapomniałem jakie to uczucie, gdy się nimi podróżuje.
– Witamy w Pośredniej Kwaterze
Żółtego Oddziału Teleportującego w Seulu – powiedział dobrze mi znany głos.
Kiedy tylko żółte wiązki wokół
mnie zniknęły od razu rozpoznałem tę fioletową czuprynę i wiecznie zadarty nos.
– Koteczku! – zawołałem rzucając
torbę na podłogę i podbiegając do dziewczyny, żeby ją uściskać.
– Słoneczko – powiedziała i
skoczyła mi w ramiona.
– Czemu zniknęłaś ze szkoły? –
zapytałem po chwili, kiedy już uwolniłem się z jej uścisku.
– Dostałam wolne, na karierę.
Nasze testy przyspieszono – wytłumaczyła.
– No tak, twój brat i reszta też –
zauważyłem.
Odkąd Mi Ko zerwała z Jeremym,
zawsze udawaliśmy zakochanych przy jej bracie, chodź nie ma między nami nic
poza przyjaźnią. Kimiko nie chce się plątać w związki, po tym jak dowiedziała
się, że Jeremy lubi też chłopaków i podoba mu się jej brat. Ja nie czuję do
niej nic poza przyjacielską miłością, tak jak i ona do mnie.
Jestem w klasie z jej bratem i to
właściwie przez niego się poznaliśmy, mimo że był temu przeciwny i mnie
znienawidził, kiedy zaprzyjaźniłem się z moim kotkiem.
– Gdzie wywiało twojego brata? –
zapytałem podnosząc moją torbę z podłogi.
– Poleciał kilka godzin temu z
zespołem do Londynu, na Tourne Europy – wytłumaczyła, wyprowadzając mnie z
kwatery w labirynt korytarzy.
– Wy to macie jednak przesrane –
stwierdziłem.
– My? – zdziwiła się, zerkając na
mnie przez ramię.
– Wy magiczni i sławni. Kiedy
macie się gdzieś pojawić, nie możecie użyć portalu, tylko musicie jechać, czy
lecieć, żeby każdy o tym wiedział, bo inaczej to będzie dziwne, jak pojawicie
się gdzieś bez powodu.
– Ach, o to ci chodzi – mruknęła.
– Nie jest w sumie aż tak całkiem źle. Ja lubię jeździć moim fioletowym busem.
– Nawet busa masz fioletowego!? –
wrzasnąłem, a ona odwróciła się i klepnęła mnie w czoło.
– Panie Szwajcarski, nie czepiaj
się mojego fioletu, blondasku.
Burknąłem kilka przekleństw, bo
nie znoszę, kiedy ktoś nazywa mnie blondaskiem, jeszcze bardziej niż, kiedy
mówią Spongebob.
– Po co teleportowałeś się do
Seulu? – zapytała. – O ile wiem, to nie wolno ci opuszczać Loaris.
– Nie wolno, racja, ale patrz na
to – podałem jej moją przepustkę.
– Tymczasowa przepustka do
portalu? – zdziwiła się. – Cel: Odwiedziny? Serio?
– Tak – powiedziałem z
zadowoleniem. – Jestem tutaj tylko i wyłącznie dla ciebie.
– To nie za bardzo się mną
nacieszysz, bo Celebryci nie mają tak łatwo. Jutro mam koncert, pojutrze kręcę
teledysk do nowej piosenki, a za tydzień wydaję drugą płytę.
– Mam tymczasową przepustkę, ale
na nie określony czas – zauważyłem.
– Prawda – przyznała, oglądając
kawałek przeźroczystej prostokątnej plakietki.
*
– Co on tu do cholery robi!? –
wrzasnęła Merguerde, kiedy powiedziałam jej o Natanielu.
Nataniel to mój dobry przyjaciel z
Akademii.
Jest raczej spokojnym chłopakiem ze
Szwecji o niezwykłych umiejętnościach bitewnych i samej wiedzy na ten temat. Da
się z nim normalnie porozmawiać, nie tak jak z innymi facetami. Jedni są, albo
wredni, albo zboczeni, ale nie on. Jest przyjaznym, miłym stworzonkiem z
zagadkową mocą o blond włosach z grzywką rozczochranych włosów i szarozielonych
przyjaznych oczach. Wzrostem przewyższa nawet Joonga, który już jest bardzo
wysoki.
– Przyjechał w odwiedziny –
stwierdziłam bez ogródek.
– W jakie znowu odwiedziny!? –
warknęła.
Nie lubię, kiedy się wścieka, bo
wtedy w powietrzu da się wyczuć jej silną aurę, która na moje nieszczęście sporo
wzrosła po połknięciu mocy Shi Ho.
– Chłopak jest odludkiem, jestem
jedyną osobą, z którą może otwarcie porozmawiać, a ma zakaz opuszczania Loaris,
przez co nie może zobaczyć się z rodziną. Mnie ci na górze ufają, więc pozwoliła
mu tutaj przybyć. Dostałam rozkazy, żeby go pilnować i mam zamiar to robić, a
ty musisz mi na to pozwolić, więc proszę. Nataniel to mój przyjaciel – dodałam
po chwili, przyciszonym głosem.
Merguerde oparła dłoń na czole
zamykając oczy, po czym westchnęła.
– Dziękuję.
– Zejdź mi z oczu – burknęła
Merguerde, a ja z uśmiechem wybiegłam do ogrodu za domem.
Gdy Nataniel pojawił się w Korei,
było już bardzo późny wieczór. Odstawiłam go do domu Fallen Angels, gdzie miał
spać na czas nieobecności chłopaków… i Shin, po czym na czterech łapach
pobiegłam do domu, w którym dorastałam, a teraz mieszka tam Merguerde.
– Wróciłam! – zawołałam wchodząc
do salonu, ale nikt mi nie odpowiedział. – No tak. Prezes ma swoją papierkową
robotę, a Nataniel stwierdził, że nie będzie cały dzień siedział sam w ogromnym
domu, więc pojechał z nim do wytwórni. Bądź człowieku mądry i powiedz mi
dlaczego ja do siebie gadam? – zapytałam samą siebie, otwierając drzwi lodówki,
w poszukiwaniu czegoś smacznego.
– Bo męczy cię sumienie – stwierdził
głos w mojej głowie, który brzmiał dokładnie tak jak…
– Jeremy!? – wrzasnęłam
przerażona, upuszczając na podłogę butelkę z wodą, którą właśnie wyciągałam z
lodówki. – Nie strasz mnie tak, nigdy więcej!
– Wybacz, nie chciałem tego –
powiedział siadając na stołku przy ladzie.
– Co ty tu robisz? – zapytałam. –
Nie miałeś być na Loaris? Przecież tam też pracujesz jako model.
– Byłem, ale już wróciłem. I nawet
spotkałem się z prezesem, kiedy wychodziłem z kwatery. Przeprowadziłem sobie z
nim ciekawą rozmowę i coś mnie zaintrygowało – powiedział przeglądając owoce w
koszyku stojącym na blacie.
– Jaką rozmowę? – zdziwiłam się,
odkręcając wodę. – Pomożesz? – zapytałam, nie mogąc ruszyć zakrętki.
– O matce Shin – powiedział,
machając ręką, dzięki czemu z pomocą magii, zakrętka w butelce ustąpiła.
Te słowa mnie zaskoczyły.
Faktycznie, Jeremy nie mógł
wiedzieć, że ta kobieta zginęła, ponieważ wieści z Ziemi nie da się tak po
prostu przetransportować na Ignis. Mogą to tylko Bogowie i bardzo silne istoty
magiczne, wykorzystujące magię mentalną.
– Ach, to.
– Jeśli Shin nie kłamie, to
mordercą był czarny wilk. Chowaniec tej wiedźmy. Powiedz mi, kim ona jest?
Wiem, że nie powinnaś, ale tylko ty to wiesz, ale wiesz też, że twoje sekrety
są ze mną bezpieczne. Zabroniła ci to mówić? – zapytał, patrząc na mnie smutno.
– Nie.
– Więc w czym problem!? –
wrzasnął.
– Proszę cię, nie przerabiajmy
tego znowu – mruknęłam.
Przyłożyłam szyjkę butelki do ust
i zamarłam, nawet nie pijąc.
– Nie będziemy, jeśli mi teraz
wyśpiewasz wszystko co wiesz – nalegał niebieskowłosy. – Mi Ko, proszę cię,
powiedz mi, a będziemy mieli to już z głowy i się odczepię, a tobie będzie
lżej, zobaczysz.
– Nie, Jeremy! – zaprzeczyłam. –
Nie będzie łatwiej. Ten ciężar, ta wiedza jest tylko moja, a kiedy ktoś się
dowie o tym co ja wiem, to i jemu będzie z tym źle. Nie chcę tego zwalać na
ciebie.
Mój przyjaciel westchnął.
Przyjaciel… Już nie jesteśmy przyjaciółmi, chodź ta sobie powiedzieliśmy, kiedy
się rozstawaliśmy. Przestaliśmy się przyjaźnić, kiedy zaczęłam się kumplować z
Natanielem, a Jer zaczął się podkochiwać w moim bracie.
Nie byliśmy przyjaciółmi, ale
Jeremy wiedział o mnie więcej niż Nataniel. Choćby fakt, że jestem Chowańcem, a
nie Magiem.
Niestety Jeremy siedział zbyt
blisko miejsca, w którym stałam i zdołał złapać mnie za dłoń.
– Proszę – powiedział łagodnie,
głęboko zaglądając w moje oczy, jakby zaglądając w moją duszę, gdzie byłam naga
i bezbronna… Zaraz, przecież Merguerde ma moją duszę.
– A więc tak się ona nazywa? Ta
wiedźma?
– Co? – zapytałam tępo, bo zbyt
głęboko zapatrzyłam się w ciemne tęczówki chłopaka.
– Merguerde, tak? I z tego co wiem
to zasiedliła willę na…
– Cicho! – wrzasnęłam, wyrywając
dłoń z uścisku jego dłoni. – Nie chcę o tym słyszeć. Tak, wiesz już kim ona
jest. Proszę, zaglądaj do mojego umysłu i się przekonaj! – wrzasnęłam.
Odłożyłam butelkę z wodą na blat
zbyt szybko i ze zbyt dużą siłą, przez co rozchlapałam jej odrobinę.
Złapałam Jeremyego za twarz obiema
dłońmi, po czym przyłożyłam moje usta do jego ust. Tak było mi najłatwiej
pokazać mu to czego tak bardzo chciał i tak, żeby przypadkiem nikt nie zauważył
tych informacji w mojej głowie.
– Zadowolony? – warknęłam, po
kilku sekundach odsuwając się gwałtownie od chłopaka. – Teraz wiesz wszystko to
co ja, nic więcej nie wiem i nie będę wiedzieć, jasne?
*
– Zadowolony? – warknęła, kiedy
już oderwała się od niebieskowłosego. – Teraz wiesz wszystko to co ja, nic
więcej nie wiem i nie będę wiedzieć, jasne?
Merguerde, tak? Ona jest jakąś
magiczną postacią, odpowiedzialną za nasłanie tego Chowańca na Choi Shi Ho?
Więc Kimiko musiała prowadzić śledztwo, ale coś uniemożliwiało jej wyjawienie
prawdy. Teraz jednak już wiem, dzięki temu jestem bliżej rozwiązania zagadki,
niż kilka godzin temu. To bardzo dobrze, a to dopiero mój pierwszy dzień na
misji. A dano mi dwa miesiące.
Miesiąc później
Tak się cieszyłem, że już w
pierwszy dzień odkryłem tożsamość osoby nasyłającej Chowańca, a w kolejnych
dniach dowiedziałem się tylko tyle, że kobieta jest wiedźmą z długoletnim
doświadczeniem, która niezwykle dokładnie potrafi zacierać za sobą ślady.
Jedyne co w tym zbliżyło mnie jeszcze bardziej
do rozwiązania byli świadkowie, którzy wielokrotnie widzieli czarnego wilka.
Zawsze pojawiał się w tych samych miejscach. Widziano go całkiem niedaleko domu
tego zespołu Kanga, Fallen Angels, ich wytwórni i rodzinnego domu Kanga. Od
około ponad miesiąca nie widziano go nigdzie. Wszystkie dowody jakie miałem
wskazują na któregoś z Fallen Angels, a najbardziej na Kanga, chodź jest to
niedorzeczne, bo jest on Magiem.
Intryguje mnie też ten nowy chłopak
w zespole. Możliwe, że on też może być Chowańcem. Pojawił się w zespole całkiem
niedawno, a z moich badań wynika, że mniej więcej wtedy pojawił się czarny wilk
prześladujący podopieczną Kanga.
Jedynym wyjściem jest udanie się
do Kwatery Głównej, bo tam za kilka dni mają się zatrzymać Kang i zespół po
koncercie w Polsce, żeby odetchnąć od pracy, wśród przyjaciół.
Postanowiłem więc. Zabieram ze
sobą Kimiko i tam z pomocą Simona, najmądrzejszego Łowcy młodszego pokolenia
jakiego znam zbadam do końca sprawę Chowańca z Seulu.
~*~
Rozszyfruj mnie, odkryj mnie
Odkryj mój sekret
Świat nie chce mnie
Ty ocenisz mnie zanim mnie poznasz
Przebijasz moje serce mieczem
Ranisz mnie czynem
Nie mogę już tego znieść
Muszę natychmiast przestać, bo to jest złe
Proszę, zostaw mnie w spokoju
Co, jeśli chciałbym z Tobą skończyć?
Co, jeśli chcę zakończyć to szaleństwo?
Co, jeśli chcę odejść i zostawić to za sobą?
Wiesz, że nie mogę tak żyć
Powinienem się nie zgodzić
Powinienem uciec
Powinienem udawać, że nic nie słyszę
Kiedy odejdę nikt nie zauważy,
bo jestem niczym i nie powinienem istnieć
Moje życie jest okropne
Ale kogo to obchodzi?
Ja już nie mogę tego znieść
Nagroda za moją tajemnicę,
przyciąga wiele osób
Wiem, że nie wytrzymam tego świata
Mój wstyd przed tłumem,
Jest niczym w porównaniu z tym, co się stanie, kiedy wrócę
Odrzucą mnie i zostawią w ciemności
Mówiłem ci, że jestem niczym, ale ludzie
jak ja, są skazani na porażkę
Nie dawaj mi kolejnej szansy,
Bo nie chcę tego spieprzyć
Co, jeśli chciałbym z Tobą skończyć?
Co, jeśli chcę zakończyć to szaleństwo?
Co, jeśli chcę odejść
I zostawić to za sobą?
Wiesz, że nie mogę tak żyć
To sprawia, że moje serce pęka
Przebijasz moje serce mieczem
Ranisz mnie czynem
Nie mogę już tego znieść
Muszę natychmiast przestać, bo to jest złe
Proszę, zostaw mnie w spokoju
Powinienem się nie zgodzić
Powinienem uciec
Powinienem udawać, że nic nie słyszę
Kiedy odejdę nikt nie zauważy