piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 55.



Życzę najlepszych wakacji pod słońce wszystkim moim czytelniczkom - fajnie by było dostać odpowiedź... -___-  
Mam zamiar pisać przez wakacje, ale co z tego wyjdzie to nie wiem xD
I zaczęłam pisać ff o EXO xD Jak ktoś zainteresowany to dzwonić to dam linka :D
Enjoy <3
Ps. Już jesteśmy na "półwieczu" bloga *^*


Dobrze jest wrócić do szkoły po tak długiej nieobecności. Oczywiście musiałem dużo nadrabiać, ale to nie problem, bo dziewczyny z klasy powiedziały, że mi pomogą i podzielą się swoimi notatkami, bo został nam tylko miesiąc do pierwszych egzaminów semestralnych w tym roku szkolnym.
Pod moją nieobecność, z klasy odeszła któraś z dziewcząt, ale na jej miejsce przyszła za to inna. Miała przepiękną urodę, chłodną jak Elfy Światła z Ignis, a jej prawie białe blond włosy i fiołkowe oczy były równie chłodne jak tamtej rasy, dlatego myślę, że jest takim Elfem.
Dziewczyna nazywała się Kang Gyu Won i była naprawdę śliczna, ale z opowieści wiem, żeby nie zadawać się z Elfami Światła, bo są to mądre, ale nieczułe istoty.
Kiedy wszedłem do klasy w towarzystwie Yesul Boys jeszcze przed dzwonkiem po rozstaniu się z Kimiko, wszystkie oczy zwróciły się ku mnie.
– Oppa!
Wszystkie moje ukochane fanki chciały wiedzieć jak było na tourne i jaka jest Europa.
– A ja nie chcę opowiadać! – powiedziałem ze smutkiem. – Chcę się przytulać! – zawołałem i złapałem najbliżej mnie stojącą dziewczyną, przytulając ją stając za jej plecami. – Stęskniłem się za wami, najpierw musimy się przywitać!
Oczywiście wszystkie chciały się tulić.
– Kang Gyu Won! – Usłyszałem z plecami, czyjeś imię, więc się nie przejąłem. – Ty też.
Ale wtedy jakaś dziewczyna wpadła w moje ramiona.
Sorry – mruknęła po angielsku.
Not problem – powiedziałem z uśmiechem, bo była to ta dziewczyna Elf.
Uśmiechnęła się słodko, a ja oniemiałem, bo nie spodziewałem się tego po jej rasie – o ile jest Elfem. To było takie śliczne!
– Jesteś taka słodka! – zawołałam i mocno przytuliłem dziewczynę. – Daebak.
– Gyu Won, bo będziemy zazdrosne!
Mam nowy obiekt do chwalenia jaki jest słodki… Nowy? A gdzie jest poprzedni? Hmm… Z pewnością była ładna… I miała nietypowe oczy. Niebieskie. Ale kim była? Pewnie w Internecie zobaczyłem.
Na długiej przerwie postanowiłem się dotlenić, więc wyszedłem na boisko, żeby przespacerować się samemu. Wszyscy byli na stołówce, więc nikt nie będzie mnie prześladował.
To co usłyszałem przechadzając się pod trybunami na boisku zaskoczyło mnie i zmartwiło zarazem.
– Nie dość, że uczepiłaś się Hwa Yong Oppy, to teraz jeszcze Yun Jae Oppa? – mówiła jakaś dziewczyna. – Jesteś nowa, a już wszystko psujesz.
– Właśnie! – odezwał się inny głos. – Nie obchodzi nas, że twój dziadek jest tak sławny.
– Jesteś słaba i i tak nic nikomu nie powiesz – odezwała się znów ta pierwsza.
– A teraz dawaj kasę, jestem głodna – odezwała się jeszcze inna dziewczyna. – Dawaj, bo nie wzięłam śniadania!
Spojrzałem w górę. Na piątym, może szóstym stopniu trybun zobaczyłem kilka par butów. Z łatwością mogłem sięgnąć, więc po cichu podszedłem, upewniłem się, które należą do dziewczyn nękających jedną z tam będących i związałem im sznurowadła trampek razem, po czym wyszedłem spot trybun, żeby wyjść im na spotkanie.
– Tylko tyle masz? – zdziwiła się jedna z dziewczyn.
Wszystkie były z mojej klasy, a wśród nich była też moja nowa ulubienica Kang Gyu Won.
– Nie mam więcej – mruknęła jasnowłosa.
– Miałabyś więcej nie wydając na rozjaśniacze do włosów!
– Dokładnie, jak można mieć tak jasne włosy?
Jedna z dziewczyn pociągnęła Gyu Won za pasmo jasnych długich włosów.
– Ja też mam jasne włosy – powiedziałem wchodząc na trybuny. – A ze swoimi pieniędzmi robię co chcę, tak jak Kang Gyu Won.
Wyrwałem z ręki jednej z dziewczyn kilka banknotów i oddałem je Kang Gyu Won.
– Jesteś ranna? – zapytałem od razu. – Boli cię gdzieś?
– N-nie – mruknęła dziewczyna i schowała pieniądze do kieszeni mundurka.
– Idźcie sobie – powiedziałem do prześladowczyń. – Oppa nie chce was już nigdy więcej widzieć w pobliży Kang Gyu Won, zrozumiano?
– O-oppa?!
– Idźcie na turniej, przegapicie widowisko – powiedziałem nie szczędząc w tych słowach jadu. –Idźcie!
Jak na zawołanie wszystkie trzy zerwały się i chciały odejść, ale wszystkie się wywróciły.
– Och przepraszam, to były wasze sznurowadła? Szkoda.
Gdy tylko rozwiązły sznurówki od razu uciekły do szkoły.
– W porządku? – zapytałem.
– Nie! Od tygodnia mnie okradają, a dziadek narzeka, że dużo jem… Nie wie, że od siódmej od śniadania w domu do około szesnastej nic nie jem. Nienawidzę tej szkoły!
– Nie martw się, pomogę ci przeżyć, a kiedy mnie nie będzie to nie odstępuj na krok Yesul Boys… Przedstawię ci też koleżankę ze starszej klasy, żeby mieć więcej pewności, że będziesz bezpieczna…
– Dlaczego to robisz? – zdziwiła się i usiadła na ławce.
– Bo czuję, że jest w tobie magia – powiedziałem z uśmiechem.
– Nawet się nie znamy… Niby mówili mi, że jesteś sławnym piosenkarzem, ale ja nigdy w życiu o tobie i twoim zespole nie słyszałam…
– To w sumie dobrze… Bo możesz mnie polubić jako zwykłego chłopaka, a nie jak wszystkie dziewczyny ze szkoły za to, że jestem sławny i przystojny… Kangkuznizm mi się udziela… Wybacz.
Zaśmiałem się i usiadłem obok dziewczyny.
– Co to jest Kanjyunnizm? – zdziwiła się.
– Kang Kyun to mój Hyung. Jest liderem naszego zespołu i jest narcystyczny.
– Już rozumiem. Dziękuję za ratunek, tak w ogóle.
Wzruszyłem ramionami.
– Jaką magię we mnie widzisz? – zapytała niespodziewanie przerywając ciszę.
Spoglądała teraz w niebo i zacząłem wątpić, czy jest Elfem Światła czy nie. Jest taka radosna w porównaniu do nich, bardziej jak zwykłe Elfy Niebieskie, ale jej oczy są inne, więc nie może być Niebieskim.
– Wyglądasz jak Elf Światła – powiedziałem.
– Ty… Ty jesteś magiczny, prawda? – zapytała patrząc teraz na mnie. – Jesteś magiczny, musisz, bo nie wiedziałbyś o Elfach Światła. Nie ma takich w literaturze, więc… Kim jesteś?
Zaśmiałem się cicho.
– Jesteś Elfem Światła? – zapytałem.
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – burknęła. – Jestem potokiem Elfa Światła i ludzkiej kobiety. Urodziłam się tutaj i wychowałam tutaj… No, nie do końca, bo w do niedawna mieszkałam w Stanach.
– Wiem.
Uniosła brwi w zdziwieniu.
– Słyszałem jak o tobie opowiadali w klasie.
– Ah. Zmieniłeś temat. Ty kim jesteś?
– Aniołem – powiedziałem z promiennym uśmiechem.
– Wiedziałam, widać wokół ciebie świetlistą aurę – powiedziała z zadowoleniem. – Jest bardzo ładna. Tylko dość blada.
– Właściwie to nie jestem jeszcze aniołem. Mój ojciec był aniołem, kiedy mama dowiedziała się, że urodzi. Przejąłem jego zdolności, więc tak jak ty jestem pół na pół.
– Nie jestem sama.
Znów zapadło milczenie.
– Nie  chcesz zobaczyć turnieju? – zapytałem. – Może coś zaśpiewam?
– Słyszałam, że ci nie wolno.
Wzruszyłem ramionami.
– Tak, bo prezes powiedział, że będą musieli płacić za moje występy. – Spuściłem głowę. – Wiem, że to bujda, ale jeszcze mi odetnie kieszonkowe za śpiewanie tutaj.
Elfka zaśmiała się.
– Jesteś słodki – powiedziała z uśmiechem.
– Wiem!
– Kangkyunizm!
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
– Chodź, może ty mi coś zaśpiewasz? – zapytałem wstając.
– Skąd wiesz, że potrafię? – zapytała wyzywajaco, idąc za mną w dół trybun.
– Bo zwykle Elfy to potrafią. Ale nie lubię ich słuchać, bo są strasznie zimne. Dobrze, że ty taka nie jesteś i masz coś z ciepłego ludzkiego usposobienia.
When you’re soul find the soul it was waiting for. When someone walks into your heart, through  an open door. When your hand finds the hand it was meant to hold…
– Daebak! – zawołałem, kiedy zamilkła. – Dlaczego nie jesteś piosenkarką?! Masz nieziemski głos.
– W końcu nie pochodzę z Ziemi! – zawołała i ruszyła biegiem do szkoły.
Po lekcjach pod szkołę przyjechał kierowca Kimiko i zawiózł nas do domu.
Kimiko się do mnie przyczepiła, bo Hyung Jeremy zaprosił ją dziś do nas na obiad. Z jednej strony to dobrze, bo nie musiałem prosić Kang Hyunga, żeby mnie odebrał.
Gdy weszliśmy do salonu od razu poczułem piękny zapach dukbokki i słodkich ziemniaków z kimchi.
– Kochanie, wróciłem! – zawołałem porzucając plecak w salonie i wskakując na siedzenie obok Jeremyego w kuchni.
– Głodni? – zapytał Joong Hyung.
– Bardzo!
– Nie specjalnie – powiedziała Kimiko w tym samym czasie co ja i usiadła po drugiej stronie Jeremyego.
– To po co tu przyszłaś? – zapytałem, kiedy położyła głowę na blacie.
– Bo mam ochotę – burknęła.
– Dlaczego nie zamieszkasz tutaj? – zapytał Joong Hyung. – Wszyscy tu są, a w waszym domu mieszkasz sama. Nie jesteś samotna na tej ogromnej powierzchni?
– Wolę już mieszkać tam sama, jak osoba bez życia, niż mieszkać pod jednym dachem z wariatami – powiedziała podnosząc głową i podpierając ją na pięściach. – Gdzie Zu Mi?
Na schodach usłyszałem czyjeś kroki, a po chwili do salonu wpadł Akai.
– Zu! Chodź jeść! – zawołałem.
– Nie mogę teraz – powiedział szybko kręcąc głową. – Hyung, bus przyjedzie?
– Tak, zaraz powinien tu być – odpowiedział mu Joong.
– Dziękuję, to do zobaczenia później! – zawołał i poszedł sobie.
– A on co? Zgubił kryształ? – zapytała zaniepokojona Kimiko.
– Nie, stwierdził po prostu, że pojedzie busem, bo nie chce się znów teleportować. Ostatnio jak wylądował w gabinecie prezesa to prezes miał gościa, ale na szczęście ten gość był magiczny, więc nie było większego problemu.
– Racja, gorzej gdyby znów to się  powtórzyło z nie magicznym – przyznała Mi Ko.
– Właśnie! Jak już mowa o magicznych. Mam w klasie nową koleżankę, Elfkę Światła.
Wszyscy się wzdrygnęli.
– No dobra, jest w połowie człowiekiem i jest słodka i ma jasne włosy i jest śliczna i miła – co jest dziwne – no ale jest miła i kochana. Mi Koś przedstawię ci ją, żeby nie musiała się czuć zagrożona kiedy mnie nie będzie, bo jakieś dziewczyny ją gnębią.
– Ech, kolejne utrapienie – jęknęła i zaczęła grzebać pałeczkami w swojej porcji dukbokki.
– Iść po Hyunga? – zapytałem, bo zapewne i tak kazaliby mi to zrobić.
Myślałem, że kiedy przyjmiemy nowego do zespołu to jego będą wykorzystywać, ale nadal jestem tym najmniej docenianym w zespole.
– Nie – powiedział Joong Hyung, kiedy chciałem już wstać. – Nie chciał, żeby mu ktoś przeszkadzał.
– Więcej dla mnie! – zawołałem i nałożyłem sobie kimchi na słodkiego ziemniaka.

*

Akai Zu Mi wyszedł z domu trzy godziny temu, a nadal nie wrócił. Nie zadzwoniłem do Prezesa, żeby się zapytać co z młodym, bo nie chciałem, żeby wyszło, że się nim przejmuję czy coś…
– Znów tu siedzisz? – zapytał ktoś.
Siedziałem na murku okalającym taras na dachu od przepaści i patrzyłem na drogę, który wyjeżdża się z naszej posesji.
Odwróciłem się i przy wejściu na dach zobaczyłem Joonga.
– Hyung – powiedziałem i zszedłem z murka, po czym przeciągnąłem się i oparłem się o niego udami wyciągając skrzyżowane w kostkach nogi, nadal spoglądając przez ramię na podjazd.
– Martwisz się o Zu Mi? – zapytał opierając się o murek obok mnie.
– Tak – mruknąłem, ale po chwili zdałem sobie sprawę co powiedziałem, więc pokręciłem głową. – Nie, po prostu zastanawia mnie, gdzie ten gówniarz szwenda się od tylu godzin.
– Kang, za długo cię znam, wiem że teraz kłamiesz.
Westchnąłem i wlepiłem wzrok w swoje buty.
– Mogę ci o wszystkim powiedzieć? Tak, żeby nikt się nie dowiedział?
– Twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna – powiedział. – Mów tyle ile uważasz za słuszne i tyle abyś poczuł się lepiej. Wysłucham wszystkiego.
– Te zdjęcia z Akai z Polski… To nie fotomontaż i zapewne każdy z was już to wie – zacząłem. – Ale nie chodzi mi o to. Ja naprawdę go lubię. Nie wiem co mi na mózg padło i zamieniam się w Jeremyego, ale to prawda, lubię Akai i nie obchodzi mnie to, że jest chłopkiem. I tu wszystko jest w porządku. Rozumiem też to, że mnie nie chce, może lubić kogoś innego, może nie lubić chłopaków, ani mnie, ale to jak się wtedy odezwał to bolało. Powiedział, że się mną… że się mną b-brzydzi i że woli dziewczyny, ale w tak raniący sposób, że serce aż mnie zabolało. – Położyłem dłoń na lewej piersi, tam gdzie biło pod skórą moje serce, po czym zacisnąłem na materiale bluzki palce. – Wtedy wybuchłem – szepnąłem. – Wybuchłem, zabraniając mu się do mnie odzywać nieformalnie i zbliżać się do mnie. Przez to, że on zranił mnie, ja zraniłem jego i nie czuję się z tym dobrze. Hyung, pomóż mi…
– Myślę, że to nic złego, że go lubisz, nawet jeśli jest chłopakiem – powiedział i poklepał mnie po plecach. – Podpowiem ci coś, tylko nie zepsuj tego, rozumiesz?
Skinąłem niepewnie głową spoglądając kątem oka na Joonga.
– Zapomniałeś o czymś bardzo ważnym dotyczącym Akai. Musisz sobie przypomnieć i go przeprosić. Powiedzmy, że musisz to zrobić w ciągu tego niecałego tygodnia, Hmm… zakończeniem będzie nasz powrót z Japonii po koncercie w ten piątek włącznie z tym weekendem, który tam spędzimy.
– Stawiasz mi warunek? – zdziwiłem się.
– Jeśli nie zrobisz tego w ciągu tych kilku dni, to będziesz… głupkiem.
– Hyung! – zawołałem, kiedy wstał i zaczął iść w kierunku drzwi do domu, chcąc za nim pobiec.
– Zu Mi wrócił – powiedział nie zatrzymując się nawet.
Odwróciłem się błyskawicznie i spojrzałem na podjazd, gdzie właśnie otwierała się brama, przez którą przeszedł Akai.
– Ten mały…! Zabiję.
Zbiegłem błyskawicznie na dół i akurat zszedłem z ostatniego stopnia schodów do salonu, kiedy Akai też tam wchodził.
– Akai Zu Mi, ty mały gnojku, gdzie żeś się podziewał tyle czasu, co?!
– Kim Kang Kyun-ssi – powiedział zakłopotany.
– Tylko bez takich!
– Ale ja nic…
– Zamknij się Ogórek! – wrzasnęłam moja siostra stając między mną, a młodym. – Nie krzycz na mojego Zu Mi.
– T-twojego?
– Zu Mi, gdzie byłeś? – zapytała go słodko, stając do mnie plecami.
Przez to zaczęło się we mnie gotować. Nie dlatego, że mój siostra flirtowała z chłopakiem na moich oczach, tylko dlatego, że dziewczyna flirtowała z moim Akai Zu Mi… Tak, moim! Nie jej, a moim!
– Byłem w wytwórni, a później na cmentarzu… Odwiedzałem grób osoby, którą znałem. Zasiedziałem się tam, wybaczcie – powiedział i skinął głową.
– No i po co się tak wydzierałeś, zniewieściały kretynie? – warknęła do mnie siostra.
Powieka zaczęła mi drgać, bo miałem ochotę ją walnąć za te wyzwiska. Ale to moja siostra i do tego dziewczyna, więc nie mogę. Zamiast tego już miałem się odezwać, kiedy przed moim nosem z nikąd pojawił się…
– Prezes?! – wrzasnąłem. – Nie strasz mnie.
– Jak się do mnie zwracasz niewdzięczniku! – wrzasnął i walnął mnie po głowie jakąś teczką, po czym mi ją dał.
– Prezesie! – zawołał Akai i odciągnął mężczyznę ode mnie.
Zrobiłem grymas i zajrzałem do teczki, ale gdy tylko zobaczyłem co tam jest od razu ją zamknąłem i odrzuciłem do prezesa.
– To nie moja wina, że ktoś tam z aparatem wtedy był nooo – mruknąłem.
– Nie twoja wina?! Jutro mieliście nagrywać odcinek do programu muzycznego! Jak to zamierzasz zrobić? Cała Korea już o tym wie! To najsławniejszy skandal wszech czasów, a nie łatwo będzie się tego wyprzeć! Jak zamierzasz to zrobić, co?
– Mam plan! – wrzasnąłem, zanim się nad tym głębiej zastanowiłem. – Mam plan. Tylko potrzebuję chwilę, żeby go zrealizować.
– Co? – zapytał tępo.
– Poczekaj, dobrze?
– Ten dzieciak! Jak się do mnie zwraca…
– Prezesie, uspokój się, proszę – powiedział Akai, kiedy ja wyciągnąłem telefon z kieszeni i położyłem się na kanapie.
Włączyłem facebook i napisałem do Raven Meredith, Wampirzycy z Dworu Mroku.
– Chcesz przyjechać do Korei oficjalnie jako nasz gość? – zapytałem.
~ Kiedy?! O_o
– Choćby zaraz. Tylko musisz przylecieć samolotem, bo ktoś może sprawdzić, czy na pewno przyleciałaś specjalnie dla nas.
~ Teleportuję się. A samolotem się nie martw, Dante wszystko załatwi i nikt się nie połapie, że nie leciałam xD
– Przestań pisać te bezsensowne minki  -_-
~ Przestań być wredny ;*
– Idę sobie
~ Nie powiesz mi dlaczego mam „przylecieć”?
– Bo chcę, żebyś udawała, że to ty kazałaś mi zrobić tamto w parku
~ Czyli już dowiedzieli się o zdjęciach? :’(
– Tak… To jak, zrobisz to?
~ Oczywiście, przecież wiesz jak cię kocham <3
– Mnie wszyscy kochają
~ O, właśnie to w tobie najbardziej kocham :D
Po chwili zaczęła pisać, ale kilkukrotnie usuwała wiadomość i w końcu jej nie wysłała.
– No co chcesz?
~ Dante się uparł, że idzie ze mną :c
– Ech, niech ci będzie…
~ Yay! ^^
– Bądź tutaj jutro po piętnastej Seulskiego czasu i wymyśl coś, żeby jutro powiedzieć przed kamerą. Tylko nie koloryzuj za bardzo, zrozumiano?
~ Tak jest, Oppa! <3 <3 <3
Zaśmiałem się i spojrzałem na zebranych w salonie.
– Już – powiedziałem z zadowoleniem, chowając telefon do kieszeni. – Wszystko będzie dobrze, więc się nie martw więcej, Prezesie. Dobrze?
– I tak ci nie wybaczę.
Wina leży też po stronie Akai. Gdyby nie uciekł mi wtedy z Dworu Mroku, wszystko wyglądałoby inaczej. Dobrze, że Raven nam pomoże, bo inaczej byłoby naprawdę źle dla reputacji nie tylko mojej i Akai, ale i reszty zespołu.

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 54.



I jest kolejna notka :> Stoję w miejscu z pisaniem, ale już wszystkie przedmioty zaliczone, więc będę się ostro brać do pracy po zakończeniu roku szkolnego. Czeka mnie jeszcze praca nad kilkoma rysunkami naściennymi i mam do zrobienia bransoletki, więc nie będę jeszcze pisać... W sumie to za tydzień przyjeżdża jedna sis, a za dwa druga i jadę do Krakowa, a później jeszcze do Wawy, więc nie wiem jak to będzie z pisaniem... Ale się postaram! Unnie da z siebie wszystko!
Enjoy ;)

Sprawy Joong Kyunga na Ignis miały się dobrze. A przynajmniej on tak uważał. Oczywiście wszyscy mu uwierzyli, będąc zajętym swoimi sprawami, ale mnie, mimo iż miałam ostatnio wiele na głowie, wypełniały pewne wątpliwości co do prawdziwości jego relacji z tego co się wydarzyło u niego w domu. Hyung - Oppa - był cały czas przybity, a jego uśmiech i uprzejmość były jakby wymuszone. Nie chciałam się jednak mieszać, bo przecież gdyby chciał, sam by o wszystkim nam opowiedział. Widocznie ma ku temu powód, aby nam nic konkretnego nie mówić.
Yun i Kimiko wrócili do Yesul na tydzień po urodzinach tej drugiej, z czego ten pierwszy bardzo się cieszył. Wciąż mówił o słodkiej dziewczyny z jego szkoły, za którą się tak bardzo stęsknił.Szkoda, że nie miał pojęcia, że mówił o mnie...
Jeremy mieszkał z nami już odkąd wróciliśmy z Europy, zachowując się jakby nigdy nic, za to Kang ciągle rzucał mu mordercze spojrzenia, za każdym razem gdy tamten się odezwał, czy choćby gwałtowniej poruszył. Czerwonowłosy zupełnie mnie ignorował, co było najgorszym z jego wszystkich zachowań wobec mnie i innych ludzi dookoła. Był jeszcze bardziej wrogo nastawiony do wszystkiego i wszystkich niż zwykle, a to dlatego, że dwie najbardziej znienawidzone przez niego osoby mieszkały z nim pod jednym dachem.
– Co ja bym dała, żeby zabijał mnie tymi spojrzeniami co ciebie – mruknęłam, siedząc obok Jeremy'ego na stołku barowym w kuchni, kładąc głowę i ramiona na blacie.
Jeremy przeglądał internetową prasę, a Joong przygotowywał właśnie dla nas obiad – zauważyłam, że od powrotu wciąż tylko gotuje nam obiady i nawet mimo wolnego nigdzie nie wychodzi – bo było już późne południe.
Kanga nie było nigdzie w pobliżu od kilku godzin, bo rano, przed śniadaniem zaszył się pokoju muzycznym i wygrywał nieciekawe melodie na gitarze elektrycznej. Musiał mieć uchylone drzwi, bo pokój jest dźwiękoszczelny – inaczej nie słyszelibyśmy jak gra... Coś naprawdę nie dawało mu spokoju, bo inaczej tworzyłby muzykę, a nie wyżywał się na instrumentach.
– Więc mu powiedz – mruknął Jer, sięgają po swoją filiżankę z herbatą.
– Zwariowałeś?! – wrzasnęłam, zrywając się do siadu.
W tym samym momencie, niebieskowłosy parsknął, opluwając ekran laptopa herbatą, której łyk przed momentem upił.
– Przepraszam! – zawołałam i sięgnęłam po ścierkę, którą podawał mi Joong, żeby jak najszybciej wytrzeć ekran urządzenia.
– Nie, to nie ty… – mruknął i zabrał mi ręcznik, żeby samemu zetrzeć ciecz z laptopa. – Masz romans z Kangiem? – zapytał oskarżycielsko.
Mowę mi odjęło. Dosłownie... Tak mnie zamurowało, że mogłam tylko wpatrywać się w te czarne jak węgle, gniewne oczy, przesłonięte niebieską grzywką.
Wtedy Jeremy pokazał mi artykuł jakiejś gazety wyświetlony na ekranie laptopa. Była to gazeta w której niegdyś pracowała mama...
Dowody na to, że Kim Kang Kyun nie spotykał się z dziewczyną ze szkoły Han Yun Jae… – wychwyciłam fragment tytułu, kiedy już doszłam do siebie i mogłam spojrzeć w ekran. – Kim Kang Kyun i Akai Zu Mi… Przecież to…
Pod artykułem były zamieszczone zdjęcia, kiedy Kang leżał na mnie wtedy w parku, zaraz po teleportowaniu się koło stawu. Było kilka zdjęć, głównie te z pocałunkiem, ale miały słabą rozdzielczość, jakby po maksymalnym przybliżeniu w aparacie telefonu.
Już wiem, dlaczego Kang był tak wściekły od rana.
– Muszę porozmawiać z prezesem! – zawołałam. – Hyung! Zadzwonisz po naszego busa? Nie chcę się znów teleportować.
– Jasne – powiedział Joong i sięgnął po telefon, a ja uciekłam na górę, żeby się przebrać.
Założyłam szarą szeroką koszulkę bez rękawów, jeansowe spodenki do kolana i zielone conversy, z kolei nadgarstki obwiesiłam bransoletkami.
Gdy zeszłam na dół Yun i Kimiko zdążyli już wrócić i wszyscy siadali żeby zjeść.
– Zu! Chodź jeść! – zawołał Yun machając do mnie.
– Nie mogę teraz. Hyung, bus przyjedzie? – zapytałam Joonga.
– Tak, zaraz powinien tu być – powiedział nakładając jedzenie na jeden z talerzy.
– Dziękuję, to do zobaczenia później! – zawołałam i ruszyłam biegiem do wyjścia.
Gdy wyszłam na zewnątrz na podjeździe jeszcze nie było busa, a kierowca przyjechał dopiero dziesięć minut po tym jak wyszłam.
– Gdzie powinienem cię zawieźć, Akai Zu Mi-ssi? – zapytał kierowca busa, gdy tylko zasunęłam za sobą boczne drzwi pojazdu.
– Do wytwórni, Ajushi – powiedziałam, zapinając pas.
Po ponad czterdziestu minutach byłam na miejscu i jak zwykle obległ mnie tłum fanek. O dziwo, żadna z nich mnie nie zaatakowała, a było ich nawet więcej niż zwykle. Co tu się właściwie dzieje? Ochrona pomogła mi przejść między piszczącymi dziewczynami, a dalej od razu udałam się do gabinetu prezesa. Siedział tam sam patrząc w laptopa i popijając coś z kubka z napisem "Najlepszy szef na świecie!".
– Ah, Zu Mi, już jesteś? – zapytał, gdy tylko weszłam do pomieszczenia.
Przeszłam odległość dzielącą drzwi od kanapy i skłoniłam się prezesowi.
– Tak – powiedziałam i usiadłam naprzeciw prezesa.
– To dobrze, bo muszę z tobą pilnie porozmawiać – powiedział z powagą i odstawił kubek na stolik do kawy, po czym zamknął laptop.
Skinęłam głową, obawiając się najgorszego.
– Ale najpierw ty powiedz mi o czym chciałaś porozmawiać – powiedział, rozpierając się wygodnie na siedzeniu.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, co sprawiało, że czułam się mniej komfortowo niż wskazywała na to obecna sytuacja. W pewnym momencie prezes machnął ręką, a dzbanek z kawą i dodatkowy kubek przyleciały na stół .
– Kawy?
Pokręciłam przecząco głową, kiedy dolewał ciemnego płynu do swojego kubka.
– Wiesz już kto zbił moją matkę? – Zamilkłam na moment. – Znaczy, kto kazał to zrobić temu wilkowi.
– Wiem tyle, że był to Chowaniec, ale nie mam pojęcia czyj – rzucił od razu. – Przypadkiem dowiedziałem się też, że Bogini Światła wysłała kogoś, żeby to zbadał. Sądzę, że zostaniemy powiadomieni, kiedy cokolwiek będzie wiadome.
– Och – wymsknęło mi się. – Czyli nie wiadomo jeszcze nic więcej ponad to co już wiadomo – stwierdziłam zrezygnowana.
– Niestety…
Zapadła między nami krępująca cisza, w której prezes podniósł kubek do ust, a ja patrzyłam na swoje dłonie splecione na kolanach.
Gdy podniosłam lekko głowę, żeby się odezwać, zauważyłam, że wyraz twarzy prezesa już nie był pocieszający, ale wściekły i nie miałam pojęcia dlaczego. A może…
– A teraz przejdźmy do czegoś innego – odezwał się, głosem przepełnionym gniewem. – Powiedz mi co to jest? – zapytał, a na stole pojawiła się spora biała koperta.
Przełknęłam ślinę, sięgając po kopertę, po czym zajrzałam do środka, a tam znalazłam to, czego się tak bardzo obawiałam, odkąd zobaczyłam z Kimiko tamte zdjęcia w sieci. Zdjęcia z parku z dnia, kiedy Kang się na mnie wściekł.
– Powstrzymuję prasę od waszego powrotu, ale to już nie jest takie łatwe. Nawet w telewizji chcą o tym mówić. Nikt mi nie wierzy, że to perfidny fotomontaż i chcą to wydrukować. Już i tak te zdjęcia wyciekły do Internetu Dobrze, że tamte są słabej jakości... Prawdopodobnie już jutro pokaże się to we wszystkich gazetach! Powiedz mi, że to jest fotomontaż, Shin Hye!
Bardziej niż jego krzyki zdziwił mnie fakt, że po raz pierwszy od dawna – o ile w ogóle – nazwał mnie moim prawdziwym imieniem.
– T-to… To nie jest fotomontaż – mruknęłam pod nosem.
– Zabiję go! – wrzasnął prezes zrywając się na równe nogi.
– Prezesie! – zawołałam wstając, kiedy ten ruszył do wyjścia z gabinetu. – Co ty robisz?!
– Idę zabić tego pomidorowego zboczeńca! Nie widać?!
– Ale prezesie! To był tylko jeden pocałunek! Dlaczego się tak wściekasz?
– Dlaczego?! Pytasz dlaczego?! Przecież jestem…
Niespodziewanie zamilkł patrząc na mnie zszokowany. Po chwili pokręcił głową i westchnął.
– Twoja matka nie pozwoliła mi tego pokazać, póki sama do tego nie dojdziesz, ale nie mogę już dłużej tego przed tobą ukrywać. Nie, kiedy ten kretyn tak cię traktuje...
Zaczął coś mruczeć pod nosem, z czego zrozumiałam tylko przekleństwa i powtarzające się słowa "kretyn" i "zabiję".
– Ale… O co chodzi? – zapytałam, żeby mężczyzna powrócił do zmysłów.
– Siadaj – powiedział w końcu, wracając do mnie. Położył mi dłonie na ramionach i naparł na nie, żebym usiadła z powrotem na kanapie.
Obserwowałam go, kiedy podszedł do sejfu stojącego na podłodze przy biurku. Wpisał hasło, a kiedy drzwiczki się otworzyły wyciągnął z nich jakąś nieopisaną pudrowo różową teczkę. Dziwne, żeby dorosły mężczyzna miał coś takiego jak teczka w kolorze pudrowego różu. Prawie jak moje włosy. Zaczynam się o siebie bać, bo miałam ochotę wybuchnąć śmiechem przez ten róż w jego rękach, kiedy tak szedł z tą poważną miną. Ledwie powstrzymując uśmiech, a co dopiero napad śmiechu, zaczekałam grzecznie, aż prezes poda mi tą teczkę.
– Przeczytaj to – nakazał, podając mi teczkę.
Niepewnie sięgnęłam po nią i otworzyłam ją jak najwolniej mogłam. W międzyczasie prezes usiadł na swoim poprzednim miejscu.
– Akt urodzenia? – zdziwiłam się widząc nagłówek na papierze.
Spojrzałam na prezesa pytająco.
– Czytaj dalej – nakazał i splótł razem palce, łokcie oparł na kolanach i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Wciąż przepełniał go gniew, dlatego wolałam wypełniać jego polecenia.
– Akt urodzenia Choi… To moje – stwierdziłam. – Nigdy go nie…
Od razu, jak gdyby automatycznie spojrzałam na nazwisko ojca, lecz gdy chciałam je przeczytać na głos przed moimi oczami pokazała się ręka prezesa z jego wizytówką. Sięgnęłam po nią i już wtedy wszystko było wiadome.
Przypomniały mi się słowa z listu pożegnalnego mamy.
„Chcę ci też ułatwić pewną rzecz. Imię które podłam ci, jako imię twego ojca, nie jest fałszywe, a mężczyzna, do którego ono należy był obok ciebie już wiele razy. Nie powiem ci kto to, on też nie. Sama musisz do tego dojść.”
– Powiedziała mi, że mi o tym nie powiesz – szepnęłam, a w moich oczach zebrały się łzy. – Nie pozwoliła ci, prawda?! – wrzasnęłam i rzuciłam kartką i wizytówką w stolik do kawy, nie przejmując się tym, że wcale tam nie wylądowały.
– Nie – przyznał ze smutkiem. – Ale przez Kanga nie mogłem dotrzymać tej obietnicy. Teraz już wiesz, dlaczego się tak wkurzyłem. Nie pozwolę mu ciebie tak traktować.
Zerwałam się na równe nogi.
– Nic mu nie rób! – wrzasnęłam, a po moich policzkach strugami płynęły łzy. – On przecież mnie nie pamięta…
– Nie ważne! Jesteś moją córką i masz dopiero szesnaście lat, a on… On po prostu…
– Jest liderem zespołu, a ty chcesz go zniszczyć! Nie możesz tego zrobić, nie pozwolę ci na to!
Właśnie, zespół...
– Nie obchodzi mnie to! On…
– Dlatego przyjąłeś mnie do zespołu! – przerwałam mu.
– Słucham? – palnął oniemiały.
Zaczęłam ocierać oczy i policzki.
– Bo jest twoją c-córką? – wyjąkałam. – Prawda? Kiedy powiedziałam ci, że jestem dziewczyną przed podpisaniem umowy wściekłeś się, ale gdy podałam ci jak się nazywam…
– T-to było tylko dlatego, że zawsze chciałem stworzyć mieszany zespół, a nie zwykły boysband – burknął jak małe dziecko. – Kang się nie zgodził, bo Fallen Angels to jego dziecko, nie moje – dodał na obronę. Nie ukrywajmy, marną obronę.
– Ale nawet jeśli wszystko się wyda, to że jestem dziewczyną… Pięciu chłopaków i ja? Nie sądzisz, że to trochę nie równe?
Dlaczego bardziej przejmuję się teraz tym, żeby prezes... Tak, prezes nie zabił Kanga, niż tym, że ten mężczyzna jest właściwie moim biologicznym ojcem?
– Pomyślimy o tym, kiedy przyjdzie czas. A teraz pozwól mi go zabić!
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Prezesie, ale kiedy wrócimy z Japonii.
Trzeba stawiać jakieś warunki. W sumie, sama z chęcią zabiję Kanga, za to, że znów jest burakiem.
– Właśnie, kiedy wrócicie z Japonii... Zaklęcie zapomnienia zniknie i wrócisz do szkoły, jako Choi Shin Hye... Musisz pilnować Kimiko – dodał zmieniając temat.
– Kimiko? Ja? Dlaczego?
Zdziwił mnie tym.
– Po prostu… Chcę ją mieć na oku – mruknął. – Oddaliła się ode mnie już dawno temu.
Poczułam coś dziwnego w sercu, kiedy to powiedział.
– Nie jest już małą dziewczyną, tato! – zawołałam, żeby dać mu do zrozumienia, że to ja jestem jego córką, nie Mi Ko. – Wracam do domu. Do zobaczenia!
– Co powiedziałaś? – zapytał oniemiały.
Nie odpowiadając na jego pytanie, wybiegłam z gabinetu niczym torpeda, a stamtąd udałam się do najbliższych schodów, żeby jak najszybciej wrócić do busa.
Dobrze, że udało mi się uspokoić Prezesa. To czego się dziś dowiedziałam to i dla niego i dla mnie szok. Zawsze chciałam się dowiedzieć kto jest moim ojcem, ale teraz nie chcę, żeby prezes zachowywał się jak on, mimo że nim jest. Szczególnie w stosunku do Kanga. To muszę załatwić sama.
Nie wierzę, że właśnie poznałam swojego ojca... A był przy mnie tak blisko już od tak długiego czasu, ale nie mógł się ujawnić, bo obiecał to kobiecie, którą kochał. Czyli to on jej doniósł, gdy była na Hawajach, że dołączyłam bez jej zgody do Fallen Angels, podszywając się za chłopaka, który w ogóle nie istnieje.
Gdy wychodziłam z wytwórni przede mną zatrzymało się kilka dziewczyn chcących autografy, więc kazałam ochroniarzom zrobić trochę miejsca.
– Oppa, nie ważne, czy lubiłbyś którąś z nas, czy Kim Kang Kyun Oppę, my zawsze będziemy cię kochać i twoją muzykę – powiedziała jedna z dziewczyn, kiedy podpisywałam się jej na torbie.
Przez chwilę stałam nieruchomo, nie wiedząc co powiedzieć.
Skończyłam się podpisywać i spojrzałam na dziewczynę, do której należał plecak. Szkoda, że wszystkie te autografy są fałszywe.
– Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem spoglądając na nią spod wachlarza rzęs, a ta wytrzeszczyła na mnie oczy.
Wszystkie zapiszczały, połowa nawet nie wiedząc dlaczego i po co.
Coś pociągnęło mnie za bluzkę po prawej strony, więc się odwróciłam. Była to maleńka dziewczyna z kitką na czubku głowy.
– Oppa – powiedziała tak słodkim dziecinnym głosem, że aż się zakochałam.
– Nie wiedziałem, że taka śliczna księżniczka przyszła mnie zobaczyć – powiedziałam kucając, a dziewczynka wyciągnęła do mnie moje własne zdjęcie z pierwszego koncertu Akai Zu Mi.
Uśmiechnęłam się do niej i sięgnęłam po marker, który trzymała w ręce.
– Lubię twoje włosy Oppa – powiedziała, kiedy podpisywałam jej zdjęcie.
– Ja twoje też – powiedziałam gładząc ją po głowie, bo naprawdę mi się podobała ta kitka.
Dziewczynka pisnęła.
Miała najwyżej dziesięć lat.
– Wiesz co? – zaczęłam. – Chcę mieć z tobą zdjęcie – powiedziałam, bo mnie mała urzekła.
Jej oczy momentalnie zrobiły się większe.
– N-naprawdę?!
– Tak.
Skinęłam głową i wstałam.
– Ma któraś z was może gumkę do włosów? – zapytałam.
Jedna z nich pociągnęła się za jeden z warkoczy i wystawiła do mnie błyskawicznie rękę z niewielką czarną gumką do włosów.
Zebrałam sobie grzywkę i zrobiłam sobie taką samą kitkę jaką miała tamta dziewczynka, po czym wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, włączyłam aparat i podałam jednej z dziewczyn.
– Zrobisz nam zdjęcie? – zapytałam.
Pokiwała szybko głową i wzięła telefon, a ja kucnęłam obok dziewczynki i zrobiłam sobie z nią kilka zdjęć. Pozostałe dziewczyny robiły nam zdjęcia swoimi telefonami co mi nie przeszkadzało. Niech wiedzą, że Oppa jest kochany, mimo że wprawdzie jest Unnie.
– Dziękuję Oppa.
– Pójdę już – powiedziałam odbierając swój telefon i zaczęłam odchodzić, ale zatrzymałam się, żeby oddać dziewczynie z warkoczami gumkę do włosów.
– Nie trzeba Oppa! – zawołała, kiedy chciałam zdjąć gumkę.
– Dziękuję – powiedziałam mrugając do niej.
Sięgnęłam do kieszeni, po ogromnego kolorowego lizaka w kształcie serca, którego dostałam od małej dziewczynki i wsadziłam go miedzy zęby, po czym zrobiłam sobie i tłumowi za mną zdjęcie, które wstawiłam na sns i instagram.
Gdy wsiadłam do busa, spuściłam szybę i pomachałam dziewczynom, które od dziwo nie pobiegły za mną. Nawet na zdjęciu to widać, że specjalnie pozowały do niego.
– Do domu? – zapytał kierowca.
– Nie, muszę jeszcze z kimś porozmawiać.

~*~

Wiem, że mało, ale następny rozdzialik będzie opowiadany przez kochanego Yunnie <3 i nie mogę go dać tak szybko, bo jest też całkiem długi ;) A kolejny by Kang <33


środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 53.



Siedem stron... I ktoś nowy kogo bardzo lubię tu jest... Cieszcie się ;)
Enjoy <3

Jako zastępca Prezesa głównego filaru firmy zajmującej się wydobyciem kruszców szlachetnych i przerabianiem ich na biżuterię, moja matka była wiecznie zajęta i nawet jako jej syn musiałem się umawiać, żeby się z nią spotkać.
Ojciec jako prezes był zawsze w kopalniach i tam wszystko nadzorował, żeby nikt nie przywłaszczył sobie niczego co należy do naszej rodziny.
Mama stacjonowała w Ignis, gdzie znajdował się ogromny sklep z biżuterią, a jej biuro na najwyższym jego piętrze, z kolei ojciec przemieszczał się pomiędzy trzema głównymi kopalniami naszej rodziny leżących na terenach wolnych, nie zamieszkałych przez nikogo i nie należącymi do nikogo, poza magicznymi zwierzętami.
– Witaj matko – powiedziałem skłaniając się nisko, kiedy w końcu zebranie zarządu się skończyło i mama wyszła jako pierwsza z gabinetu konferencyjnego.
Nie wyglądała ani trochę jak budzący strach Anioł, w dodatku Serafin. Wyglądała jak zwyczajna Ignitianka o charakterystycznej błyszczącej bladej skórze i platynowych włosach oraz bladych fioletowych oczach.
– Na Syriusza! Yoon Ki! – zawołała uradowana, kiedy mnie zobaczyła, doskonale udając przez zarządem swoje zaskoczenie na mój widok.
– To jest mały Yoon Ki? – zapytał, któryś z zarządców. – Wyrosłeś na przystojnego mężczyznę, chłopcze. Jak tam twoje interesy na Ziemi, co?
– Dziękuję panie Han – dopiero po chwili zauważyłem, że był to ojciec Yuna. – Idą bardzo dobrze, ale obawiam się, że będę musiał z nich niedługo zrezygnować.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona.
Oboje wiedzieliśmy, że dołączyłem do Fallen Angels tylko ze względu na Yuna, bo on tego chciał, a jego rodzice by się na to nie zgodzili gdyby mama nie interweniowała. Ojciec Yuna był pod nadzorem mojej mamy, kiedy byli jeszcze aniołami, więc on nadal się jej słucha i pozostaje wiernym jej rozkazom.
– Naprawdę, ale dlaczegóż to? – zapytał, ale nie dał mi dojść do słowa. – Ah, dziś skończyłeś szkołę, prawda? – Nie dał mi szansy na odpowiedź. – Gratuluję.
Na korytarzu została już tylko nasza trójka, mama, ja i ojciec Yuna.
Skinąłem głową.
– Wiesz, że można to załatwić, jeśli się tylko tam u góry postarasz.
Moja matka, jako upadła i ojciec Yuna zostali naznaczeni pieczęcią milczenia. Nie mogą nikomu powiedzieć nic o tym co działo się w niebie, nawet między sobą nie mogą o tym rozmawiać. Przypuszczam tylko tyle, że Anioły nie mają cielesnej postaci i kiedy zstępują z niebios muszą przejąć czyjeś ciało. Te ciała, które teraz stoją przed moimi oczami, nie są ich prawdziwą postacią. Ja i Yun mamy ludzkie ciała, ponieważ mój i jego drugi rodzic to magiczni o ludzkiej cielesnej postaci. Obawiam się, że jeśli zostanę Aniołem to stracę moje ciało i będę mógł wrócić na Ignis, lub Ziemię – o ile dostanę na to pozwolenie, ponieważ mało Aniołów może zstąpić z nieba – to będę musiał przejąć czyjeś ciało i już nie będę mógł śpiewać z chłopakami w zespole… I z Shin.
Nie chcę odchodzić, ale chcę być Aniołem, żeby naprawić błąd mamy i utorować jej drogę powrotną do nieba.
– Wiem mamo, zrobię wszystko co w mojej mocy.
Nasza dalsza rozmowa odbyła się w cztery oczy w gabinecie mamy i taty. Nie rozmawialiśmy o niczym ważnym, tylko o tym co się dzieje na Ziemi i wspomnieliśmy jak to zrobić, żeby ojciec Yuna nie zabronił mu pozostać w zespole, kiedy ja odejdę.

*

Piątek, dzień po urodzinach Kimiko

Dźwięk dzwoniącego telefony wyrwał mnie niespodziewanie ze snu w samym środku nocy. Z początku myślałam, że to budzik, więc spojrzałam na zegarek ledowy stojący na szafce nocnej obok łóżka, ale on milczał, wskazując kilka minut po trzeciej w nocy.
– Gab, wyłącz ten budzić – mruknęła moja współlokatorka z drugiego końca pokoju, zakrywając sobie głowę poduszką.
Sięgnęłam po telefon i nie sprawdzając kto dzwoni odebrałam.
– Halo? – zapytałam w języku, który używam od ponad sześciu lat.
– Kang Gyu Won?
Usiadłam jak oparzona.
– Dziadek! – wrzasnęłam.
Powiedział coś po koreańsku, ale nic nie zrozumiałam. Tak to jest jak się mieszka w USA od sześciu lat i używa się tylko angielskiego.
Starałam się skupić na tym co powiedział i wywnioskowałam z tego tylko tyle, że muszę wrócić do Korei, bo stało się coś złego, a więcej powie mi ciocia, z którą mieszkam od kilku lat w Chicago.
Mimo nocnego telefonu, który wprowadził mnie w przykry nastrój, od razu zasnęłam, kiedy tylko dziadek się rozłączył, bo stwierdził, że skoro nie rozumiem co do mnie mówi, to nie będzie tracił na mnie nerwów.
Z samego rana jeszcze przed wyjściem z łóżka otrzymałam kolejny telefon. Tym razem była to moja ciocia, siostra mojej mamy.
~ Dzwonił już do ciebie mój ojciec? – zapytała zanim zdążyłam się odezwać.
– Tak, obudził mnie w środku nocy – burknęłam. – Twój ojciec jest stuknięty – dodałam, przeciągając się, przytrzymując przy tym telefon między uchem a ramieniem. – Wiesz, że od dziesiątego roku życia nie używałam koreańskiego, więc nie wiem czy dobrze go zrozumiałam.
~ W takim razie mam pół dnia, żeby cię podszkolić, bo inaczej ojciec mnie zabije.
– Czyli jednak wracam? – zapytałam zaskoczona.
~ Tak – przyznała po długiej chwili milczenia. – Gdybym nie miała tu rodziny i pracy, pojechałabym, ale nie mogę ich zostawić.
– Wiem ciociu.
Gdyby rodzice żyli, to nawet bym nie opuszczała Korei.
~ Gab, myślę że on stał się już za stary, żeby mieszkać samemu i potrzebuje towarzystwa. Dasz sobie radę?
– Najpierw muszę przypomnieć sobie język.
Westchnęłam.
– Gab, zamknij się, bo chcę spać – mruknęła niewyraźnie moja współlokatorka.
– I tak musimy już wstawać – powiedziałam do niej.
~ Przyjadę niedługo do szkoły, żeby cię wypisać. Spakuj wszystkie swoje rzeczy z akademika, przywiozę ci też kilka toreb przed zakończeniem. Przed ceremonią cię zabiorę.
– Dobrze.
Przed ceremonią? Więc tak bardzo spieszy się mojemu dziadkowi?
~ Do zobaczenia
– Tak, do zobaczenia.
Kiedy ja pakowałam wszystkie moje rzeczy do toreb jakie posiadałam w akademiku było jeszcze zupełnie cicho, więc po spakowaniu wszystkich ubrań i rzeczy, które mi się jeszcze przydadzą poszłam do łazienki, żeby się wykąpać.
Do godziny ósmej wszystkie korytarze świeciły pustkami, a ja byłam już gotowa. Umyta, uczesana, ładnie ubrana i pomalowana. O ósmej jak na zawołanie wszystkie drzwi pokoi się otworzyły i zrobił się ogromny szum jakby stado szarańczy nadleciało.
Mój telefon odezwał się kilka minut po tym, więc zeszłam na dół przepychając się między tłumem dziewczyn w skąpych piżamach i zeszłam na parter akademika.
 Na naszym, czyli pierwszym piętrze nie zabrakło trzecioklasistek, które zawsze przychodziły do nas i korzystały z naszej łazienki, żeby wszystkie miały czas na przygotowania, nie myśląc o młodszych koleżankach.
Większość z nich zazdrościła mi urody. Nie mówię, że chwalę się tym i sama siebie podziwiam, bo narcyzem nie jestem, ale z reguły Koreanki są bardzo ładne, a i mnie matka natura nie poskąpiła urody.
– Przywiozłam dwie walizki – powiedziała ciocia, gdy tylko wyszłam jej na spotkanie na parkingu między akademikiem chłopaków a naszym.
Mieszkałam w akademiku, ponieważ moja wymarzona szkoła – którą muszę opuścić z niewyjaśnionych przyczyn – była zbyt daleko od domu cioci, żebym miała co rano dojeżdżać. W końcu Chicago nie jest takie małe.
Otworzyła bagażnik samochodu, a ja złapałam mniejszą walizkę.
– Ta mi wystarczy. Chodźmy.
Ciocia i ja poszłyśmy na górę, gdzie kiedy dziewczyny zobaczyły nas, zmierzyły moją ciocię nienawistnym spojrzeniem i nawet nie ustąpiły drogi. Pewnie dlatego, że większość z nich myśli, że mam dwanaście, a nie szesnaście lat, ze względu na mój wzrost i urodę, a ciocia jest w końcu siostrą mojej mamy, więc ma tak jak ja, bardzo dziecinną urodę i każdy myśli, że jesteśmy siostrami, kiedy ja mam szesnaście lat, a ciocia trzydzieści cztery.
– O dwunastej masz samolot, nawet jeśli będą korki, takie jak zwykle to zdążymy na styk dojechać na lotnisko – zaczęła, kiedy zbierałyśmy moje ostatnie rzeczy z pokoju. – Ojciec kupił bilet, więc nie mamy wyboru i musisz lecieć dziś. Wylądujesz w Seulu, tam odbierze cię jakaś znajoma ojca. Nie wiem czy tylko ona, czy on też będzie, nie powiedział mi. Będzie miała tabliczkę z twoim imieniem, więc ją zauważysz.
– Tylko, że ja nie pamiętam znaków.
– Hangul? – zdziwiła się, gdy wychodziłyśmy na korytarz. – Napisze ci.
– Do widzenia! – zawołałam d mojej współlokatorki.
Nie musiałam się przejmować żegnaniem kogokolwiek, ponieważ chodziłam do tego liceum tylko rok i z nikim się nie zaprzyjaźniłam. Napisałam tylko krótką notkę, że wracam do kraju oraz, że już nie będę chodzić do tej szkoły, po czym zostawiłam ją na stoliku w pokoju.
Ciocia załatwiła wszystkie formalności, musiała uzasadnić, dlaczego opuszczam szkołę, więc powiedziała, że dziadek jest już w podeszłym wieku i potrzebuje opieki, a ja zostanę zapisana do dobrej szkoły w stolicy kraju i inne ubarwiające moje przyszłe życie historyjki.
Przed godziną dziewiątą miałam już moje wszystkie dokumenty i mogłam spokojnie odjechać. Przywiązałam się do tego miejsca, więc zanim wsiadłam do samochodu, spojrzałam jeszcze w okno mojego starego pokoju w akademiku i majaczący w oddali budynek szkoły.
– Gab? Możemy już jechać.
– Tak – powiedziałam ocierając łzy.
Przed dłuższy czas przeszukiwałyśmy dom cioci w poszukiwaniu moich rzeczy. Nie znalazłyśmy wszystkiego z braku czasu, więc ciocia zadeklarowała, że przeszuka jeszcze dom i wyśle mi resztę rzeczy pocztą.
– Dziadek to doprawdy okropny człowiek.
– Nie chcę cię straszyć, ale współczuję ci z nim mieszkać. Lepiej znajdź sobie jakąś pracę, żeby nie wyrzucił cię z domu.
– Słucham?!
– Żartowałam – powiedziała z uśmiechem.
Całą drogę na lotnisko, stojąc w korkach powtarzałam z ciocią koreański. Całkiem sporo sobie przypomniałam, ale to nie wystarczało. Miałam ze sobą rozmówki angielskie, z których lata temu uczyłam się angielskiego, więc postanowiłam uczyć się z nich całą drogę do Seulu.
– Kang Gyu Won – zwróciła się do mnie ciocia moim prawdziwym imieniem. – Proszę, tu ci napisałam Hangul twojego imienia i co oznacza każdy znak, zapamiętaj to na początek.
Spojrzałam na znaki i po chwili już pamiętałam. Nie tyle co się ich nauczyłam, ale przypomniałam sobie.
– To jak z jazdą na rowerze, szybko sobie przypomnisz.
Za piętnaście dwunasta siedziałam już na swoim miejscu przy oknie w samolocie.
Włączyłam sobie iPod i słuchałam na nim muzyki, żeby nie rozładowywać niepotrzebnie telefonu. W końcu będę leciała mniej więcej czternaście godzin ze słońcem, a telefonu potrzebuję do kontaktu z dziadkiem.
Na lotnisku musiałam tłumaczyć, że jestem niepełnoletnia, ale odbierze mnie dziadek, jednak kazali mi zadzwonić do mojego opiekuna, więc zadzwoniłam do cioci, żeby potwierdziła dlaczego leciałam sama. Ludzie, przecież byłam już w kraju w którym się urodziłam, więc czemu robią problemy?
– Oni myślą, że międzynarodowe są takie tanie? Jeszcze w zagranicznej sieci? Jakby to było logiczne, to bym ich pozwała.
Po załatwieniu wszystkiego, załadowaniu moich walizek na wózek – za transport których zapłaciłam pewnie więcej niż za sam bilet – pociągnęłam go w stronę wyjścia z lotniska, co nie było łatwe.
Jakiś chłopak w kapeluszu zatrzymał się przede mną i co coś zapytał – chyba – ale nie koniecznie zrozumiałam o co mu chodzi.
– Przepraszam, nie rozumiem – powiedziałam po angielsku.
On z pewnością mówił po koreańsku.
– Myślałem, że jesteś Koreanką – powiedział zmieszany. – Zapytałam czy ci nie pomóc.
– Jestem Koreanką. – Roześmiałam się. – I tak, poproszę – dodałam.
Złapał za rączkę wózka i pociągnął za niego.
– Jesteś Koreanką, ale nie rozumiesz koreańskiego – zaczął. – Z kolei doskonale mówisz po angielsku. Niech zgadnę – a jestem w tym bardzo dobry – kilkuletnia emigracja do USA?
Zamrugałam zaskoczona.
– S-skąd ty…
– Mówiłem, jestem w tym dobry.
– Ale skąd wiesz, że do USA, a nie na przykład Wielkiej Brytanii.
– W wielkiej Brytanii nie mówią tak jak ty.
Zaśmiałam się pod nosem.
– Umm. Pomógłbyś mi w czymś jeszcze? – zapytałam.
Zerknął na mnie przez ramię kiedy szliśmy do wyjścia.
– Będzie ktoś na mnie czekał i potrzebuję znaleźć osobę z tabliczką z tym napisem – powiedziałam, pokazując mu dłoń na którą przerysowałam swoje imię w hangulu. Nadal nie umiem tego przeczytać.
– Kang Gyu Won – przeczytał nieznajomy.
Przyznaję, że przystojniak z niego i chyba był ode mnie starszy tylko o kilka lat, bo wyglądał naprawdę młodo… A nie, w Azji wszyscy wyglądają młodo…
– A więc tak się nazywasz? – zapytał.
– Gdy powiem, że nie to i tak nie uwierzysz, co?
Wzruszył ramionami.
– Omo, tamta kobieta trzyma tabliczkę z nie twoim imieniem.
Zaśmiałam się i podążyłam za wzorkiem chłopaka.
Była to młoda kobieta w dżinsach i wyciągniętym swetrze, okularach większych niż jej twarz i tłustych włosach związanych w koński ogon.
Wzdrygnęłam się, kiedy podeszliśmy bliżej.
W sumie, to tylko ta kobieta stała tutaj z tabliczką… kawałkiem kartonu i markerem w ręce.
– Przepraszam – zaczęłam, podchodząc na tyle blisko kobiety, żeby mnie usłyszała. – Nazywam się Kang Gyu Won, a pani?
– Bae Le Na – powiedziała poprawiając okulary. – Jestem sąsiadką twojego dziadka. Poprosił mnie, żebym cię odebrała. A kim jest ten młodzieniec? – zapytała czerwieniąc się.
– Ja tylko pomagam – powiedział i zaciągnął wózek z moimi walizami do samochodu, który wskazała mu Le Na, a następnie pomógł je spakować do samochodu.
Spodziewałam się Twingo sprzed kilku lat, czy coś w tym stylu, a tu proszę bardzo, błyszczący srebrny zeszłoroczny Mercedes.
– To ja się z paniami pożegnam – powiedział, a po chwili dodał coś po koreańsku, a Le Na się zaśmiała.
Fajnie, pewnie się ze mnie nabijają, czy coś. Postanowiłam nie drążyć.
– Co za wstyd – powiedziała, kiedy już jechałyśmy seulskimi ulicami. – Twój dziadek lubi na ostatnią chwilę wszystko załatwiać. Dosłownie godzinę temu mi powiedział, że mam po ciebie przyjechać, więc nie zdążyłam się nawet wyszykować, czy choćby przebrać, bo musiałam już jechać.
– Tak, słyszałam, że jest okropny – mruknęłam.
– Omo, nie. Jest naprawdę dobrym staruszkiem, tylko czasami lubi wkręcać ludzi. Więc się nie daj. Hwaitnig! – zawołała z uniesioną zaciśniętą pięścią.
– Słucham.
– Powodzenia.
Po godzinie piątej po południu czasu Seulskiego dotarłam do sporego zabudowania. Wysoki mur okalał spory teren na którym stała ogromna drewniana posiadłość w stylu z epoki Joseon oraz duża dwupiętrowa dobudówka w stylu współczesnym ze sporym garażem z kilkoma ładnymi samochodami.
Jak się okazało, Mercedes należy do dziadka. Skąd on się tego wszystkiego dorobił? Przecież nie miał tego, kiedy jeszcze tu mieszkałam… Chyba… Nie pamiętam.
Gdy wysiadłam z samochodu przywitał mnie tłumek kobiet ubranych jak pokojówki i kilku facetów w kostiumach podobnych do tych brytyjskich kamerdynerów.
Tak bardzo nie podobało mu się to, że mieszkam z ciotką w USA – pomińmy fakt, że sam mnie tam wysłał – a w domu trzyma stadko pracowników z Wielkiej Brytanii? Po prosu świetnie.
Gdy szłam między dwoma kolumnami tego tłumu, Bae Le Na szła za mną, a kilkoro mężczyzn podążyło do samochodu, żeby wypakować moje bagaże.
Dziadek ubrany w garnitur siedział elegancko w fotelu w dużym pomieszczeniu, który po wstępnych oględzinach okazał się salonem.
Z ulgą przyjęłam to, że dom wewnątrz był urządzony w stylu współczesnym.
– Kang Gyu Won – powiedział.
– Jeon Nam Ju.
Dziadek warknął.
– Jak możesz?!
– Wybacz dziadku, dawno się nie widzieliśmy – powiedziałam i opadłam na kanapę rozpierając się na niej po długiej podróży.
Nie pasowałam do tego miejsca i wyglądu dziadka.
Moje jasne jak wybielone deszczem zborze włosy, fiołkowe oczy – tak nie pasujące do Korei – i bardzo skąpy ubiór, na który składał się długa, szeroka koszulka z dużym dekoltem i wycięciami na ręce sięgającymi talii, oraz jeansowe szorty i wytarte conversy.
– Bae Le Na – zaczął dziadek i skończył koreańskim, a kobieta ukłoniła się i odeszła.
– Powiedziała mi, że jest twoją sąsiadką. To prawda?
– Tamten kraj nauczył cię barbarzyńczego zachowania – powiedział, wstał i odszedł.
Tymi słowami mnie przywitał i od tamtej pory z nim nie rozmawiałam. Mówiły do mnie tylko służące, ale żadna nie znała angielskiego, więc musiałam prosić Bae Le Nę, żeby pomagała mi przypominać sobie koreański.
W poniedziałek z samego rana zostałam zbudzona przez dziadka.
Pomińmy fakt, że nie dostałam normalnego pokoju, tylko pomieszczenie oddzielone od reszty domu samymi drewnianymi rozsuwanymi drzwiami z ramkami wypełnionymi papierem, na środku którego leżał materiałowy cienki materac i pościel. Żadnego łóżka, szafy, czy choćby komody na ubrania.
– Wstawaj szybko i szykuj się – powiedział kładąc coś obok mojej głowy.
– Co to? – zapytałam półprzytomnie i usiadłam.
– Twój nowy strój.
– Co?
Zaskoczona, że dziadek mi coś kupił spojrzałam na ten tak zwany mój strój, a kiedy wzięłam to do ręki, przeżyłam szok. Strój składał się z białej koszuli, czarnej marynarki z białymi wykończeniami i dużymi srebrnymi guzikami z jakimś herbem, zielonego krawata w czarne skośne paski, znów z tym herbem co na guzikach i na koniec czarnej plisowanej spódniczki w zieloną kratę sięgającą przed kolano, a do tego biała koszula z kołnierzykiem jak spódniczka i krótkim rękawem…
Zapewne była to wersja zima i lato.
– Po pierwsze, po co mi mundurek? Po drugie, po co mi mundurek w wakacje?
– Po pierwsze, ponieważ idziesz do szkoły. Po drugie, ponieważ już jest połowa pierwszego semestru.
– W czerwcu?! – wrzasnęłam zrywając się do pionu.
– Korea ma inny system edukacyjny niż Ameryka, więc ubieraj się, idź na śniadanie i zbieraj się, zawiozę cię do szkoły.
– Nie pójdę do szkoły – warknęłam. – Właśnie skończyłam pierwszą liceum!
– A teraz zaczniesz drugą. Pospiesz się, masz tylko pół godziny do śniadania.
– Powiedziałam, że nigdzie nie idę!
– A ja mówię, że nie oddam ci telefonu, jeśli nie będziesz się mnie słuchała.
Spojrzałam na to czym pomachał mi przed nosem, a tam był mój piękny iPhone piąty, na którego zbierałam pieniądze przez ponad rok.
– Ty!
– Więc jak? – zapytał.
Warknęłam.
– Wynoś się, muszę się przebrać!
Wyszedł zasuwając za sobą drzwi, a ja zebrałam z walizki przybory do mycia i wyszłam do łazienki. Po kąpieli i wymodelowaniu włosów przyszedł czas na makijaż, ale zostało mi mało czasu, więc zaznaczyłam tylko rzęsy i delikatnie podkreśliłam oczy czarną kredką, żeby staruch za bardzo się nie czepiał.
Na koniec założyłam letni mundurek, w którym zadziwiająco dobrze wyglądałam.
– Wyglądasz jak Drako Malfoy, w wersji dziewczęcej – powiedział jakiś znajomy głos, kiedy przyszłam do kuchni.
Fakt, mundurek kolorami przypominał Slytherin z Hogwartu.
– Ale ja jestem ładniejsza od niego, Bae Le Naaaa!!!
Jej imię w moich ustach przerodziło się w krzyk, kiedy ją zobaczyłam.
Miała na sobie strój jak bizneswoman,  ciemne, gładkie i grube włosy pięknie upięte w kok na karku. Zniknęły okulary, które zastąpił piękny makijaż.
– Co się stało? – zapytała, o mało nie oblewając się zawartością trzymanej w dłoni filiżanki.
– Ślicznie wyglądasz – powiedziałam siadając naprzeciw niej.
– Dziękuję.
Przy śniadaniu, dziadek kazał nam mówić po koreańsku.
– Ciekawi mnie, jakim cudem dogadam się z ludźmi w szkole, jeszcze nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Moja gramatyka leży.
– Poradzisz sobie.
– Mam nadzieję.
Moja nowa szkołą nazywa się Yesul. Bae Le Na zachwala ją, ponieważ chodzi do niej jakiś celebryta, czy coś, ale co mnie to właściwie obchodzi?
Do klasy zostałam odprowadzona przez wychowawcę mojej nowej klasy w towarzystwie mojego dziadka. Jak zostało mi przypomniane, dziadek jest prezesem jednego z największych centrów handlowych w Seulu, więc jest całkiem znaną osobistością, ponieważ pewnie czasami pokazuje się w telewizji, więc właśnie przez to wszyscy na korytarzy się za nami oglądali.
– Mimo, że ta decyzja była tak nagła, cieszymy się, że jednak do naszej szkoły będzie uczęszczać pańska wnuczka – mówił dyrektor. – W ostatnim czasie przyjęliśmy samych najlepszych uczniów. Nie rozczaruję się, naszą nową oczennicą, prawda?
Nie szkło mi już z koreańskim tak źle jak przypuszczałam.
– Klaso, proszę mnie posłuchać – powiedział nauczyciel prowadzący mnie i dziadka. – Od dziś w klasie będziecie mieć nową koleżankę. Kang Gyu Won?
Ukłoniłam się dziadkowi, tak jak kazała mi okazywać przy ludziach szacunek do starszych Bae Le Na, po czym weszłam do klasy.
Wszyscy szeptali i wskazywali na mojego dziadka, kiedy ten odchodził.
– Klaso, to jest Kang Gyu Won. Przez kilka lat mieszkała w Ameryce, więc jej znajomość naszego języka odrobinę umknęła, dlatego proszę was o wyrozumiałość, dobrze?
– Tak! – zawołali wszyscy.
– Przepraszam, że przeszkodziłem, nauczycielu Yang.
– Nic nie szkodzi – odpowiedział. –Kang Gyu Won, usiądź tam – powiedział nauczyciel prowadzący lekcję, wskazując ławkę pod oknem w przedostatnim rzędzie. – Masz szczęście, że kilka dni temu jedna uczennica przeniosła się do innej klasy, bo nie byłoby wolnych miejsc.
Gdy szłam do wskazanej mi ławki, zobaczyłam cos co przykuło moją uwagę na tyle by się zatrzymać i krzyknąć.
– Ty! – zawołałam, wskazując na jednego z chłopaków siedzących w ostatniej ławce. – Chłopak z lotniska!
– Kang Gyu Won, jaki ten świat mały.