piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 54.



I jest kolejna notka :> Stoję w miejscu z pisaniem, ale już wszystkie przedmioty zaliczone, więc będę się ostro brać do pracy po zakończeniu roku szkolnego. Czeka mnie jeszcze praca nad kilkoma rysunkami naściennymi i mam do zrobienia bransoletki, więc nie będę jeszcze pisać... W sumie to za tydzień przyjeżdża jedna sis, a za dwa druga i jadę do Krakowa, a później jeszcze do Wawy, więc nie wiem jak to będzie z pisaniem... Ale się postaram! Unnie da z siebie wszystko!
Enjoy ;)

Sprawy Joong Kyunga na Ignis miały się dobrze. A przynajmniej on tak uważał. Oczywiście wszyscy mu uwierzyli, będąc zajętym swoimi sprawami, ale mnie, mimo iż miałam ostatnio wiele na głowie, wypełniały pewne wątpliwości co do prawdziwości jego relacji z tego co się wydarzyło u niego w domu. Hyung - Oppa - był cały czas przybity, a jego uśmiech i uprzejmość były jakby wymuszone. Nie chciałam się jednak mieszać, bo przecież gdyby chciał, sam by o wszystkim nam opowiedział. Widocznie ma ku temu powód, aby nam nic konkretnego nie mówić.
Yun i Kimiko wrócili do Yesul na tydzień po urodzinach tej drugiej, z czego ten pierwszy bardzo się cieszył. Wciąż mówił o słodkiej dziewczyny z jego szkoły, za którą się tak bardzo stęsknił.Szkoda, że nie miał pojęcia, że mówił o mnie...
Jeremy mieszkał z nami już odkąd wróciliśmy z Europy, zachowując się jakby nigdy nic, za to Kang ciągle rzucał mu mordercze spojrzenia, za każdym razem gdy tamten się odezwał, czy choćby gwałtowniej poruszył. Czerwonowłosy zupełnie mnie ignorował, co było najgorszym z jego wszystkich zachowań wobec mnie i innych ludzi dookoła. Był jeszcze bardziej wrogo nastawiony do wszystkiego i wszystkich niż zwykle, a to dlatego, że dwie najbardziej znienawidzone przez niego osoby mieszkały z nim pod jednym dachem.
– Co ja bym dała, żeby zabijał mnie tymi spojrzeniami co ciebie – mruknęłam, siedząc obok Jeremy'ego na stołku barowym w kuchni, kładąc głowę i ramiona na blacie.
Jeremy przeglądał internetową prasę, a Joong przygotowywał właśnie dla nas obiad – zauważyłam, że od powrotu wciąż tylko gotuje nam obiady i nawet mimo wolnego nigdzie nie wychodzi – bo było już późne południe.
Kanga nie było nigdzie w pobliżu od kilku godzin, bo rano, przed śniadaniem zaszył się pokoju muzycznym i wygrywał nieciekawe melodie na gitarze elektrycznej. Musiał mieć uchylone drzwi, bo pokój jest dźwiękoszczelny – inaczej nie słyszelibyśmy jak gra... Coś naprawdę nie dawało mu spokoju, bo inaczej tworzyłby muzykę, a nie wyżywał się na instrumentach.
– Więc mu powiedz – mruknął Jer, sięgają po swoją filiżankę z herbatą.
– Zwariowałeś?! – wrzasnęłam, zrywając się do siadu.
W tym samym momencie, niebieskowłosy parsknął, opluwając ekran laptopa herbatą, której łyk przed momentem upił.
– Przepraszam! – zawołałam i sięgnęłam po ścierkę, którą podawał mi Joong, żeby jak najszybciej wytrzeć ekran urządzenia.
– Nie, to nie ty… – mruknął i zabrał mi ręcznik, żeby samemu zetrzeć ciecz z laptopa. – Masz romans z Kangiem? – zapytał oskarżycielsko.
Mowę mi odjęło. Dosłownie... Tak mnie zamurowało, że mogłam tylko wpatrywać się w te czarne jak węgle, gniewne oczy, przesłonięte niebieską grzywką.
Wtedy Jeremy pokazał mi artykuł jakiejś gazety wyświetlony na ekranie laptopa. Była to gazeta w której niegdyś pracowała mama...
Dowody na to, że Kim Kang Kyun nie spotykał się z dziewczyną ze szkoły Han Yun Jae… – wychwyciłam fragment tytułu, kiedy już doszłam do siebie i mogłam spojrzeć w ekran. – Kim Kang Kyun i Akai Zu Mi… Przecież to…
Pod artykułem były zamieszczone zdjęcia, kiedy Kang leżał na mnie wtedy w parku, zaraz po teleportowaniu się koło stawu. Było kilka zdjęć, głównie te z pocałunkiem, ale miały słabą rozdzielczość, jakby po maksymalnym przybliżeniu w aparacie telefonu.
Już wiem, dlaczego Kang był tak wściekły od rana.
– Muszę porozmawiać z prezesem! – zawołałam. – Hyung! Zadzwonisz po naszego busa? Nie chcę się znów teleportować.
– Jasne – powiedział Joong i sięgnął po telefon, a ja uciekłam na górę, żeby się przebrać.
Założyłam szarą szeroką koszulkę bez rękawów, jeansowe spodenki do kolana i zielone conversy, z kolei nadgarstki obwiesiłam bransoletkami.
Gdy zeszłam na dół Yun i Kimiko zdążyli już wrócić i wszyscy siadali żeby zjeść.
– Zu! Chodź jeść! – zawołał Yun machając do mnie.
– Nie mogę teraz. Hyung, bus przyjedzie? – zapytałam Joonga.
– Tak, zaraz powinien tu być – powiedział nakładając jedzenie na jeden z talerzy.
– Dziękuję, to do zobaczenia później! – zawołałam i ruszyłam biegiem do wyjścia.
Gdy wyszłam na zewnątrz na podjeździe jeszcze nie było busa, a kierowca przyjechał dopiero dziesięć minut po tym jak wyszłam.
– Gdzie powinienem cię zawieźć, Akai Zu Mi-ssi? – zapytał kierowca busa, gdy tylko zasunęłam za sobą boczne drzwi pojazdu.
– Do wytwórni, Ajushi – powiedziałam, zapinając pas.
Po ponad czterdziestu minutach byłam na miejscu i jak zwykle obległ mnie tłum fanek. O dziwo, żadna z nich mnie nie zaatakowała, a było ich nawet więcej niż zwykle. Co tu się właściwie dzieje? Ochrona pomogła mi przejść między piszczącymi dziewczynami, a dalej od razu udałam się do gabinetu prezesa. Siedział tam sam patrząc w laptopa i popijając coś z kubka z napisem "Najlepszy szef na świecie!".
– Ah, Zu Mi, już jesteś? – zapytał, gdy tylko weszłam do pomieszczenia.
Przeszłam odległość dzielącą drzwi od kanapy i skłoniłam się prezesowi.
– Tak – powiedziałam i usiadłam naprzeciw prezesa.
– To dobrze, bo muszę z tobą pilnie porozmawiać – powiedział z powagą i odstawił kubek na stolik do kawy, po czym zamknął laptop.
Skinęłam głową, obawiając się najgorszego.
– Ale najpierw ty powiedz mi o czym chciałaś porozmawiać – powiedział, rozpierając się wygodnie na siedzeniu.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, co sprawiało, że czułam się mniej komfortowo niż wskazywała na to obecna sytuacja. W pewnym momencie prezes machnął ręką, a dzbanek z kawą i dodatkowy kubek przyleciały na stół .
– Kawy?
Pokręciłam przecząco głową, kiedy dolewał ciemnego płynu do swojego kubka.
– Wiesz już kto zbił moją matkę? – Zamilkłam na moment. – Znaczy, kto kazał to zrobić temu wilkowi.
– Wiem tyle, że był to Chowaniec, ale nie mam pojęcia czyj – rzucił od razu. – Przypadkiem dowiedziałem się też, że Bogini Światła wysłała kogoś, żeby to zbadał. Sądzę, że zostaniemy powiadomieni, kiedy cokolwiek będzie wiadome.
– Och – wymsknęło mi się. – Czyli nie wiadomo jeszcze nic więcej ponad to co już wiadomo – stwierdziłam zrezygnowana.
– Niestety…
Zapadła między nami krępująca cisza, w której prezes podniósł kubek do ust, a ja patrzyłam na swoje dłonie splecione na kolanach.
Gdy podniosłam lekko głowę, żeby się odezwać, zauważyłam, że wyraz twarzy prezesa już nie był pocieszający, ale wściekły i nie miałam pojęcia dlaczego. A może…
– A teraz przejdźmy do czegoś innego – odezwał się, głosem przepełnionym gniewem. – Powiedz mi co to jest? – zapytał, a na stole pojawiła się spora biała koperta.
Przełknęłam ślinę, sięgając po kopertę, po czym zajrzałam do środka, a tam znalazłam to, czego się tak bardzo obawiałam, odkąd zobaczyłam z Kimiko tamte zdjęcia w sieci. Zdjęcia z parku z dnia, kiedy Kang się na mnie wściekł.
– Powstrzymuję prasę od waszego powrotu, ale to już nie jest takie łatwe. Nawet w telewizji chcą o tym mówić. Nikt mi nie wierzy, że to perfidny fotomontaż i chcą to wydrukować. Już i tak te zdjęcia wyciekły do Internetu Dobrze, że tamte są słabej jakości... Prawdopodobnie już jutro pokaże się to we wszystkich gazetach! Powiedz mi, że to jest fotomontaż, Shin Hye!
Bardziej niż jego krzyki zdziwił mnie fakt, że po raz pierwszy od dawna – o ile w ogóle – nazwał mnie moim prawdziwym imieniem.
– T-to… To nie jest fotomontaż – mruknęłam pod nosem.
– Zabiję go! – wrzasnął prezes zrywając się na równe nogi.
– Prezesie! – zawołałam wstając, kiedy ten ruszył do wyjścia z gabinetu. – Co ty robisz?!
– Idę zabić tego pomidorowego zboczeńca! Nie widać?!
– Ale prezesie! To był tylko jeden pocałunek! Dlaczego się tak wściekasz?
– Dlaczego?! Pytasz dlaczego?! Przecież jestem…
Niespodziewanie zamilkł patrząc na mnie zszokowany. Po chwili pokręcił głową i westchnął.
– Twoja matka nie pozwoliła mi tego pokazać, póki sama do tego nie dojdziesz, ale nie mogę już dłużej tego przed tobą ukrywać. Nie, kiedy ten kretyn tak cię traktuje...
Zaczął coś mruczeć pod nosem, z czego zrozumiałam tylko przekleństwa i powtarzające się słowa "kretyn" i "zabiję".
– Ale… O co chodzi? – zapytałam, żeby mężczyzna powrócił do zmysłów.
– Siadaj – powiedział w końcu, wracając do mnie. Położył mi dłonie na ramionach i naparł na nie, żebym usiadła z powrotem na kanapie.
Obserwowałam go, kiedy podszedł do sejfu stojącego na podłodze przy biurku. Wpisał hasło, a kiedy drzwiczki się otworzyły wyciągnął z nich jakąś nieopisaną pudrowo różową teczkę. Dziwne, żeby dorosły mężczyzna miał coś takiego jak teczka w kolorze pudrowego różu. Prawie jak moje włosy. Zaczynam się o siebie bać, bo miałam ochotę wybuchnąć śmiechem przez ten róż w jego rękach, kiedy tak szedł z tą poważną miną. Ledwie powstrzymując uśmiech, a co dopiero napad śmiechu, zaczekałam grzecznie, aż prezes poda mi tą teczkę.
– Przeczytaj to – nakazał, podając mi teczkę.
Niepewnie sięgnęłam po nią i otworzyłam ją jak najwolniej mogłam. W międzyczasie prezes usiadł na swoim poprzednim miejscu.
– Akt urodzenia? – zdziwiłam się widząc nagłówek na papierze.
Spojrzałam na prezesa pytająco.
– Czytaj dalej – nakazał i splótł razem palce, łokcie oparł na kolanach i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Wciąż przepełniał go gniew, dlatego wolałam wypełniać jego polecenia.
– Akt urodzenia Choi… To moje – stwierdziłam. – Nigdy go nie…
Od razu, jak gdyby automatycznie spojrzałam na nazwisko ojca, lecz gdy chciałam je przeczytać na głos przed moimi oczami pokazała się ręka prezesa z jego wizytówką. Sięgnęłam po nią i już wtedy wszystko było wiadome.
Przypomniały mi się słowa z listu pożegnalnego mamy.
„Chcę ci też ułatwić pewną rzecz. Imię które podłam ci, jako imię twego ojca, nie jest fałszywe, a mężczyzna, do którego ono należy był obok ciebie już wiele razy. Nie powiem ci kto to, on też nie. Sama musisz do tego dojść.”
– Powiedziała mi, że mi o tym nie powiesz – szepnęłam, a w moich oczach zebrały się łzy. – Nie pozwoliła ci, prawda?! – wrzasnęłam i rzuciłam kartką i wizytówką w stolik do kawy, nie przejmując się tym, że wcale tam nie wylądowały.
– Nie – przyznał ze smutkiem. – Ale przez Kanga nie mogłem dotrzymać tej obietnicy. Teraz już wiesz, dlaczego się tak wkurzyłem. Nie pozwolę mu ciebie tak traktować.
Zerwałam się na równe nogi.
– Nic mu nie rób! – wrzasnęłam, a po moich policzkach strugami płynęły łzy. – On przecież mnie nie pamięta…
– Nie ważne! Jesteś moją córką i masz dopiero szesnaście lat, a on… On po prostu…
– Jest liderem zespołu, a ty chcesz go zniszczyć! Nie możesz tego zrobić, nie pozwolę ci na to!
Właśnie, zespół...
– Nie obchodzi mnie to! On…
– Dlatego przyjąłeś mnie do zespołu! – przerwałam mu.
– Słucham? – palnął oniemiały.
Zaczęłam ocierać oczy i policzki.
– Bo jest twoją c-córką? – wyjąkałam. – Prawda? Kiedy powiedziałam ci, że jestem dziewczyną przed podpisaniem umowy wściekłeś się, ale gdy podałam ci jak się nazywam…
– T-to było tylko dlatego, że zawsze chciałem stworzyć mieszany zespół, a nie zwykły boysband – burknął jak małe dziecko. – Kang się nie zgodził, bo Fallen Angels to jego dziecko, nie moje – dodał na obronę. Nie ukrywajmy, marną obronę.
– Ale nawet jeśli wszystko się wyda, to że jestem dziewczyną… Pięciu chłopaków i ja? Nie sądzisz, że to trochę nie równe?
Dlaczego bardziej przejmuję się teraz tym, żeby prezes... Tak, prezes nie zabił Kanga, niż tym, że ten mężczyzna jest właściwie moim biologicznym ojcem?
– Pomyślimy o tym, kiedy przyjdzie czas. A teraz pozwól mi go zabić!
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Prezesie, ale kiedy wrócimy z Japonii.
Trzeba stawiać jakieś warunki. W sumie, sama z chęcią zabiję Kanga, za to, że znów jest burakiem.
– Właśnie, kiedy wrócicie z Japonii... Zaklęcie zapomnienia zniknie i wrócisz do szkoły, jako Choi Shin Hye... Musisz pilnować Kimiko – dodał zmieniając temat.
– Kimiko? Ja? Dlaczego?
Zdziwił mnie tym.
– Po prostu… Chcę ją mieć na oku – mruknął. – Oddaliła się ode mnie już dawno temu.
Poczułam coś dziwnego w sercu, kiedy to powiedział.
– Nie jest już małą dziewczyną, tato! – zawołałam, żeby dać mu do zrozumienia, że to ja jestem jego córką, nie Mi Ko. – Wracam do domu. Do zobaczenia!
– Co powiedziałaś? – zapytał oniemiały.
Nie odpowiadając na jego pytanie, wybiegłam z gabinetu niczym torpeda, a stamtąd udałam się do najbliższych schodów, żeby jak najszybciej wrócić do busa.
Dobrze, że udało mi się uspokoić Prezesa. To czego się dziś dowiedziałam to i dla niego i dla mnie szok. Zawsze chciałam się dowiedzieć kto jest moim ojcem, ale teraz nie chcę, żeby prezes zachowywał się jak on, mimo że nim jest. Szczególnie w stosunku do Kanga. To muszę załatwić sama.
Nie wierzę, że właśnie poznałam swojego ojca... A był przy mnie tak blisko już od tak długiego czasu, ale nie mógł się ujawnić, bo obiecał to kobiecie, którą kochał. Czyli to on jej doniósł, gdy była na Hawajach, że dołączyłam bez jej zgody do Fallen Angels, podszywając się za chłopaka, który w ogóle nie istnieje.
Gdy wychodziłam z wytwórni przede mną zatrzymało się kilka dziewczyn chcących autografy, więc kazałam ochroniarzom zrobić trochę miejsca.
– Oppa, nie ważne, czy lubiłbyś którąś z nas, czy Kim Kang Kyun Oppę, my zawsze będziemy cię kochać i twoją muzykę – powiedziała jedna z dziewczyn, kiedy podpisywałam się jej na torbie.
Przez chwilę stałam nieruchomo, nie wiedząc co powiedzieć.
Skończyłam się podpisywać i spojrzałam na dziewczynę, do której należał plecak. Szkoda, że wszystkie te autografy są fałszywe.
– Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem spoglądając na nią spod wachlarza rzęs, a ta wytrzeszczyła na mnie oczy.
Wszystkie zapiszczały, połowa nawet nie wiedząc dlaczego i po co.
Coś pociągnęło mnie za bluzkę po prawej strony, więc się odwróciłam. Była to maleńka dziewczyna z kitką na czubku głowy.
– Oppa – powiedziała tak słodkim dziecinnym głosem, że aż się zakochałam.
– Nie wiedziałem, że taka śliczna księżniczka przyszła mnie zobaczyć – powiedziałam kucając, a dziewczynka wyciągnęła do mnie moje własne zdjęcie z pierwszego koncertu Akai Zu Mi.
Uśmiechnęłam się do niej i sięgnęłam po marker, który trzymała w ręce.
– Lubię twoje włosy Oppa – powiedziała, kiedy podpisywałam jej zdjęcie.
– Ja twoje też – powiedziałam gładząc ją po głowie, bo naprawdę mi się podobała ta kitka.
Dziewczynka pisnęła.
Miała najwyżej dziesięć lat.
– Wiesz co? – zaczęłam. – Chcę mieć z tobą zdjęcie – powiedziałam, bo mnie mała urzekła.
Jej oczy momentalnie zrobiły się większe.
– N-naprawdę?!
– Tak.
Skinęłam głową i wstałam.
– Ma któraś z was może gumkę do włosów? – zapytałam.
Jedna z nich pociągnęła się za jeden z warkoczy i wystawiła do mnie błyskawicznie rękę z niewielką czarną gumką do włosów.
Zebrałam sobie grzywkę i zrobiłam sobie taką samą kitkę jaką miała tamta dziewczynka, po czym wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, włączyłam aparat i podałam jednej z dziewczyn.
– Zrobisz nam zdjęcie? – zapytałam.
Pokiwała szybko głową i wzięła telefon, a ja kucnęłam obok dziewczynki i zrobiłam sobie z nią kilka zdjęć. Pozostałe dziewczyny robiły nam zdjęcia swoimi telefonami co mi nie przeszkadzało. Niech wiedzą, że Oppa jest kochany, mimo że wprawdzie jest Unnie.
– Dziękuję Oppa.
– Pójdę już – powiedziałam odbierając swój telefon i zaczęłam odchodzić, ale zatrzymałam się, żeby oddać dziewczynie z warkoczami gumkę do włosów.
– Nie trzeba Oppa! – zawołała, kiedy chciałam zdjąć gumkę.
– Dziękuję – powiedziałam mrugając do niej.
Sięgnęłam do kieszeni, po ogromnego kolorowego lizaka w kształcie serca, którego dostałam od małej dziewczynki i wsadziłam go miedzy zęby, po czym zrobiłam sobie i tłumowi za mną zdjęcie, które wstawiłam na sns i instagram.
Gdy wsiadłam do busa, spuściłam szybę i pomachałam dziewczynom, które od dziwo nie pobiegły za mną. Nawet na zdjęciu to widać, że specjalnie pozowały do niego.
– Do domu? – zapytał kierowca.
– Nie, muszę jeszcze z kimś porozmawiać.

~*~

Wiem, że mało, ale następny rozdzialik będzie opowiadany przez kochanego Yunnie <3 i nie mogę go dać tak szybko, bo jest też całkiem długi ;) A kolejny by Kang <33


1 komentarz:

  1. Spadasz w dół... dół.. ół.. ł..
    '' – Wiesz już kto zbił moją matkę? – '' Jak ktoś ją zbił to okey, ale mi się wydaje, że ona nie żyje...
    I szykuj sie na hejt, bo hejt i ja to love forever
    -sprawdź ten tekst i popraw literówki, bo to nie ma sensu
    -za duzo dialogów, pisz jakies opisy
    -co to? why? dlaczego Shin była tak malo zdziwiona, że jej ojciec to prezes?
    Buuuu... hejtuję Cie, mocno.
    No.
    To ja...
    Shejtowałam to sobie idę.
    Dobranoc :*

    Ps. Kocham pomidorowego zboczeńca <3 Gejoza rządzi xDD

    OdpowiedzUsuń